Pineapple

By kasieczna16

51.9K 4.1K 3.3K

Bez względu na to, jak trudną ma się za sobą przeszłość, zawsze można zacząć od nowa. Ale co jeśli przeszłoś... More

Prolog
1.
2.
3.
4.
5.
6.
7.
8.
10.
11.
12.
13.
14.
15.
16.
17.
18.
19.
20.
21.
22.
23.
24.
25.
26.
Epilog

9.

1.6K 153 120
By kasieczna16

W momencie gdy dokładnie godzinę temu wysłał SMS'a do Harry'ego z prośbą o spotkanie był przerażony. Ale teraz, kiedy czekał na niego przed blokiem było jeszcze gorzej. Miał szczęście, że dochodziła już dwudziesta pierwsza. Na zewnątrz było zupełnie ciemno, więc liczył, że Harry nie zauważy jego z pewnością bladej jak kartka papieru twarzy i trzęsących się dłoni, które zaciskał w kieszeni swojej bluzy. Żałował, że podjął tę decyzję, ale teraz już nie było odwrotu. Nie, kiedy zobaczył wjeżdżający na osiedle biały samochód. Mocniej zacisnął pięści wskakując na miejsce pasażera.

- Cześć. - przywitał się nawet nie obdarzając go spojrzeniem, które wbił w przednią szybę.

- Hej, gdzie jedziemy?

- Gdziekolwiek. - wzruszył ramionami. Naprawdę było mu to obojętne. 

Jechali kilkanaście minut za nim chłopak zatrzymał samochód na jednym z parkingów w pobliżu Tamizy. Nie wychodzili jednak na zewnątrz. Kiedyś pewnie cały czas rozmawialiby ze sobą głośno się przy tym śmiejąc albo śpiewając lecące w radiu piosenki. Teraz panowała niezręczna cisza, której nie cierpiał, ale nie chciał jej przerywać bo wtedy musiał by mu powiedzieć.

- Dlaczego chciałeś się spotkać? - zapytał od razu po zgaszeniu silnika. 

Czyli to już? Przymknął powieki oddychając głęboko i zdając sobie sprawę, że nie da rady. Stchórzył. Po raz kolejny. Dlaczego wcześniej w ogóle uważał, że da radę? 

- Przepraszam Harry, ale.. - szepnął kręcąc głową. - .. nie chciałem marnować Twojego czasu. Nie dam rady. Mógłbyś.. mógłbyś odwieźć mnie z powrotem? - poprosił ze wzrokiem wbitym w swoje kolana. 

Był taki żałosny. Przecież to było tak bardzo do przewidzenia. Tchórz. Pieprzony tchórz. 

- Louis, spójrz na mnie.

Nie mógł. Nie potrafił. Nie chciał. A mimo to znalazł w sobie siły by powoli unieść wzrok niemal od razu napotykając wpatrujące się w niego zmartwione zielone tęczówki. Boże, jakie one były piękne. 

- Powiesz mi co stało się tamtego ranka?

- Harry.. - westchnął. - Nie wracajmy do tego, proszę.

- Chciałbym, ale.. nie potrafię. - pokręcił głową. - Co się dzieje? O czym nie wiem?

Nic nie wiesz, Harry. Nie wiesz nic o tym co wydarzyło się przez cztery lata.

- To nic takiego.

- Okłamujesz mnie czy siebie? - uniósł brwi.

- Pójdę już. - oznajmił po dłuższej chwili ciszy i czując narastający strach tak po prostu wyszedł z samochodu. - Przepraszam. - zerknął jeszcze na chłopaka, ale on nie patrzył na niego. Odwrócony był w drugą stronę. 

Zatrzasnął więc za sobą drzwi ruszając w bliżej nieokreślonym kierunku. To był zdecydowanie zły pomysł, a on był większym tchórzem niż myślał. 

- Louis! - usłyszał za sobą, ale nie odwrócił się. Wręcz przeciwnie, przyspieszył tempo. 

Zatrzymał się dopiero, gdy został do tego zmuszony. I to siłą, bo brunet dogonił go i szarpnął za łokieć odwracając w swoją stronę. Ich spojrzenia skrzyżowały się ze sobą, ale przez kilkanaście, może kilkadziesiąt sekund żaden nie powiedział ani słowa. 

- Lou ja.. - przerwał spoglądając gdzieś w bok. Powoli pokręcił głową. - Przepraszam. - szepnął z powrotem wbijając spojrzenie w niego. 

- Za co? - szepnął słabo jak zahipnotyzowany wpatrując się w zielone tęczówki, które były tak blisko.

Było tyle rzeczy za które mógł przepraszać a jednocześnie nie miał za co. Przecież nie zrobił nic takiego, a przynajmniej nie był tego świadomy, więc.. 

- Za to. - odparł, a jemu zupełnie odebrało mowę, a także jakąkolwiek zdolność ruchu.

Chyba nawet zapomniał jak się oddycha, bo Harry przyciskał usta do tych jego. Nie poruszał nimi, po prostu trzymał je mocno przyciśnięte. Kręciło mu się w głowie i nie miał pojęcia czy ta sytuacja nie jest przypadkiem wytworem jego chorej wyobraźni, ale nawet on nie ma takiej bujnej wyobraźni. To się działo. Po czterech latach tęsknoty za tymi pełnymi, malinowymi wargami znów mógł poczuć ich smak. I wciąż nie mógł wykonać żadnego pierdolonego ruchu, jakby coś niewidzialnego zakleszczyło go mocno w swoich ramionach. To było.. to było coś, czego nie potrafił opisać. Coś, co sprawiło, że zupełnie przestał kontaktować. Coś czego tak cholernie mocno mu brakowało, ale jednocześnie coś, co nie powinno mieć miejsca. Coś zabronionego, niebezpiecznego. 

Harry odsunął się od niego nieznacznie, zaledwie na centymetr, może dwa. Zerknął prosto w jego błękitne tęczówki i to właśnie w tym momencie jedna samotna łza spłynęła po jego zarumienionym policzku. Brunet starł ją kciukiem. Tak, jak robił to zawsze. A potem znów złączył ich usta tym razem powoli nimi poruszając. Ale on nawet nie wiedział czy oddał ten pocałunek. To było najpiękniejsza a zarazem najgorsza chwila na przestrzeni ostatnich czterech lat. Najpiękniejsza, bo to były te usta, które chciał całować do końca swojego życia, a najgorsza bo.. bo wiedział, że nie może. One już nie należały do niego tylko dlaczego do kurwy Harry go całował skoro miał Kendall? 

Nie wiedział gdzie znalazł w sobie siły by lekko odwrócić głowę. Nie miał pojęcia w co chłopak pogrywa, ale nie mógł pozwolić na to, żeby zniszczył go tym jeszcze bardziej. 

- Lou.. - szepnął.

Nie. Nie. Nie.

Po prostu nie.

To było zbyt wiele.

Przymknął powieki spod których wydostawało się coraz więcej łez. Miał nie płakać. Tylko jak? Jak mógł nie płakać, kiedy to wszystko wracało do niego ze zdwojoną siłą? Jak mógł nie płakać kiedy znów zaczynał rozpadać się jak domek z kart? 

Odwrócił się w stronę rzeki trzęsąc się od szlochu, któremu nie pozwalał wydostać się z gardła. Nie wiedział nawet czy Harry wciąż stoi obok, ale sekundę później poczuł dłoń na swoim ramieniu i to sprawiło, że zerwał się z miejsca zaczynając biec przed siebie. Zupełnie nie zwracał uwagi gdzie się kieruje. Biegł ile sił w nogach po drodze potrącając przechodniów. Kilka razy prawie udało mu się wpaść pod samochód. Łzy zupełnie przysłaniały mu widok dlatego nie miał pojęcia jakim cudem, ale jego nogi same poniosły go do mieszkania. Nie wiedział nawet czy droga zajęła mu dziesięć minut czy pół godziny. Podbiegł do domofonu wystukując krótki kod. Pomylił się przez co jeszcze bardziej zaczął płakać, ale za drugim razem udało mu się wpisać go poprawnie. Wbiegł do mieszkania nie zastanawiając się nawet dlaczego drzwi były otwarte. Wszystko wyjaśniło się w salonie. Liam, Zayn i.. Niall stali na jego środku wpatrując się w niego ze strachem. Nogi odmówiły mu posłuszeństwa, więc upadł na kolana mocno je tłukąc, ale nawet nie poczuł bólu. Płakał. A może wył. Sam już nie wiedział. Jedyne co zarejestrował przed straceniem kontaktu ze światem to oplatające go szczelnie ramiona blondyna.

                                                                            ***

(Od tego momentu wprowadziłam zmianę perspektywy, ale tylko na jakiś czas)

- Nie wierzę, że to znów się dzieje. - jęknął bezsilnie Liam wpatrując się w leżącego na kanapie Louisa.

Niewidzący wzrok wbijał w jakiś punkt przed sobą, ale Liam wiedział, że zupełnie nie słyszy tego, co mówi. Dwie godziny temu, kiedy wbiegł do mieszkania wyglądając jak siedem nieszczęść i po tym jak upadł na podłogę całkowicie stracił kontakt ze światem. Nie po raz pierwszy zresztą, ale to był pierwszy raz od trzech lat i właśnie dlatego było to tak bardzo przerażające i niepokojące. Czy nie tego obawiali się najbardziej? Szczególnie, że nigdy nie wiedzieli ile to potrwa. Mogło to być kilka minut, kilka godzin, a nawet dni. W tym przypadku były to już godziny. 

- Co się stało? - wyszeptał słabo Niall bardziej do siebie niż do kogokolwiek innego. Siedział na podłodze odwrócony twarzą w stronę szatyna z lekko podciągniętymi nogami. Jedną dłonią gładził włosy chłopaka, drugą opierał na swoich kolanach. 

Najgorsza była ta niewiedza. Nie mieli pojęcia co doprowadziło Louisa do takiego stanu. Mogli się tylko domyślać, ale tak naprawdę mogło wydarzyć się wszystko. W stanie w jakim szatyn znajdował się w ostatnim czasie to mogła być nawet mała rzecz, która kompletnie go złamała. I jedyne czego tylko Niall był bardziej niż pewny to to, że stan w którym znalazł się chłopak miał związek z Harrym. To było oczywiste. Każdy atak paniki, który miał na przestrzeni czterech lat, każdy brak jakiegokolwiek kontaktu ze światem miał związek z brunetem. I Niall był wściekły. Był wściekły na Harry'ego za to, że wyjechał, że doprowadził jego najlepszego przyjaciela do załamania, a nawet za to, że w ogóle śmiał pojawić się w życiu Louisa. Mimo, że on również przyjaźnił się z Harrym tak samo jak Liam i Zayn teraz miał ochotę wymazać bruneta z ich życia. I teraz już wiedział, że ich kłótnia była bez sensu. Owszem, mógł być trochę zły, ale chyba przesadził mówiąc, że szatyn widział tylko czubek własnego nosa. On po prostu był cholernie zagubiony i sam nie wiedział jak się z tego wydostać. Nikt tego nie wiedział. 

- Co on ci zrobił? - tym razem pytanie skierowane było prosto do Louisa, którego wciąż troskliwie głaskał po włosach. Wiedział, że to było dość absurdalne. Doskonale zdawał sobie sprawę, że szatyn i tak mu nie odpowie.

- Niall, nie wiemy czy to przez niego. - westchnął Liam przez co blondyn uniósł brwi zerkając przez ramię na swojego lepiej zbudowanego przyjaciela.

- Chyba żartujesz? - prychnął myśląc, że to naprawdę słaba chwila na jakiekolwiek żarty. Tylko, że Liam wcale nie wyglądał jakby żartował. Potrząsnął głową próbując zrozumieć tok myślenia chłopaka. Na marne. Sądził, że to akurat było jasne. - Za każdym razem, kiedy to się działo przyczyną był Harry. - przypomniał. - Za każdym pieprzonym razem. - powtórzył ostrzejszym tonem.

- Tak, ale może teraz..

- Nie. - warknął. - Jestem pewny, że to znów dzieje się przez niego.

- Jak bardzo tego nie chcę to niestety muszę zgodzić się z Niallem. - wtrącił siedzący na oparciu fotela mulat. - Tylko Harry mógł go do tego doprowadzić. I Liam, wiem, że Ty też tak myślisz, więc nie rozumiem czemu go bronisz.

- Nie bronię go. - zaprzeczył. - Dobra, może trochę, ale to przecież nie tak, że Harry zrobił to celowo. - oznajmił. - Gdyby tylko wiedział, gdyby Louis z nim porozmawiał, powiedział mu to wszystko co się z nim działo.. Przecież on nie skrzywdziłby nawet muchy, a tym bardziej Louisa.

- Czy Ty przypadkiem nie byłeś przeciwko ich spotkaniu? - blondyn popatrzył na niego z ukosa.

- A czy Ty nie byłeś za ich spotkaniem? - zmrużył oczy.

- Dajcie spokój. - westchnął Zayn przecierając zmęczoną twarz. - Wasze sprzeczki w niczym nie pomagają.

- Masz racje. - zgodził się Liam.

- Ja po prostu.. - blondyn bezsilnie pokręcił głową. - Po prostu nie rozumiem. - jęknął. - Mówiliście, że Harry widział wtedy jego atak, widział jak Louis się zachowywał, jak mógł się nie domyślić, że chodzi o niego?

- A Ty byś się domyślił? - Liam odpowiedział pytaniem na pytanie.

Nie chciał bronić Harry'ego, sam był na niego zły za to wszystko, ale z drugiej strony brunet zupełnie nie był świadomy. Nie wiedział o tych wszystkich rzeczach, które działy się z Louisem przez czas, kiedy go nie było i był pewny, że gdyby tylko wiedział usunąłby się w cień. Zrobiłby wszystko, żeby chłopak nie musiał przez niego dłużej cierpieć. Przecież znał Harry'ego. Może to było cztery lata temu, ale nie wierzył, że byłby w stanie tak bardzo się zmienić, więc nie mogli mieć do niego tak wielkich pretensji, a z drugiej strony naprawdę ciężko było nie mieć ich w ogóle. W końcu to on podjął decyzję o wyjeździe. Wyjeździe, którym otworzył puszkę Pandory.

- Nie wiem, mo.. - przerwał w połowie słysząc pukanie do drzwi. 

Zdezorientowany zerknął na chłopaków, którzy zresztą wyglądali podobnie. Dochodziła już północ, kto mógł przychodzić z odwiedzinami w środku nocy? Podniósł się z podłogi zerkając w kierunku niewielkiego holu, ale to Zayn był tym, który ruszył w tamtą stronę.

I kiedy otworzył drzwi stanął jak wryty. Harry również wyglądał na dość mocno zdziwionego. Na pewno nie był tym, którego brunet spodziewał się zobaczyć. 

- Zayn? - zmarszczył brwi próbując dostrzec coś nad ramieniem chłopaka i mulat doskonale wiedział co, a raczej kogo próbował zobaczyć. Jednak oprócz ściany dzielącej hol z salonem nie zobaczył nic. - Ja.. muszę porozmawiać z Louisem. - oznajmił robiąc krok w przód, ale Zayn natychmiast powstrzymał go przed pójściem dalej układając dłoń na mostku bruneta.

- To nie jest najlepszy moment. - poinformował nerwowo zerkając za siebie. To nie uszło czujnej uwadze Harry'ego i wcale się nie zdziwił.

- Muszę z nim porozmawiać. - powtórzył. 

Kompletnie nie wiedząc co robić mulat przymknął powieki wzdychając cicho. Wiedział, że gdy puści go dalej nie będzie odwrotu, ale wtedy Harry odtrącił jego dłoń w tempie błyskawicznym przepychając się obok. Za nim zdążył zareagować brunet był już w salonie.

- Co Ty tu robisz? - Niall stał przed kanapą z mocno zaciśniętymi pięściami. Gdyby wzrok mógł zabijać niczego nie rozumiejący Harry już leżałby na podłodze w kałuży swojej własnej krwi. Mimo, że kanapa stała tyłem do wejścia i brunet prawdopodobnie i tak nie widział sylwetki Louisa to blondyn nie miał zamiaru ruszać się z miejsca, gdyby jednak Harry zapragnął podejść bliżej.

- Muszę porozmawiać z Louisem. - powtórzył jeszcze raz. - Gdzie on jest?

- Ty chyba kurwa żartujesz! - krzyknął blondyn ruszając w jego stronę, ale nie zdążył nawet dotknąć Harry'ego, bo Liam złapał go w pasie odciągając w tył. - Kurwa mać, puść mnie! - wrzasnął próbując się wyrwać. Nie miał jednak szans ze dwa razy silniejszym od siebie chłopakiem, więc po kilkunastu sekundach po prostu się poddał, ale Liam wciąż nie poluźnił uścisku.

- Spokojnie. - mulat w tempie błyskawicznym znalazł się tuż przy chłopaku uspokajająco pocierając jego ramię.

- Jak mam być spokojny skoro on tu jest? - warknął.

- O co chodzi? - odezwał się Harry. Był kompletnie zdezorientowany.

- Jak śmiesz jeszcze pytać po tym wszystkim co zrobiłeś?! - dłonie blondyna wciąż były zaciśnięte, a jego kostki pobielały.

- Niall, proszę. - mulat jeszcze mocniej zacisnął dłoń na jego ramieniu przez co chłopak syknął niezadowolony.

- Co zrobiłem? - zmarszczył brwi robiąc krok w przód i wtedy jego wzrok powędrował do kanapy.

Louis leżał na niej nieruchomo. Prawdopodobnie spał. Jeszcze raz spojrzał na trójkę chłopaków i niepewnie podszedł bliżej. Niall poruszył się niespokojnie za pewne nie chcąc pozwolić mu zrobić kolejnego kroku, ale Liam szarpnął jego ciałem i blondyn ponownie się uspokoił. Obszedł kanapę tym razem nie spuszczając wzroku z szatyna, ale kiedy spojrzał na jego twarz zatrzymał się w pół kroku. Chłopak wcale nie spał. Leżał na lewym boku a jego spojrzenie utkwione było w jednym punkcie. Jego oczy były puste. Zupełnie puste. Nie widział w nich nic i to naprawdę go zaniepokoiło. Przełknął nerwowo ślinę cały czas świdrując go spojrzeniem. Patrzenie w jego teraz szare tęczówki sprawiało mu ból, ale mimo tego nie spuścił wzroku. Myślał nad tym dlaczego chłopak leżał tak nieruchomo, dlaczego nie zareagował, kiedy przyszedł, dlaczego się nie podniósł, nawet na niego nie spojrzał. Masa pytań na które nie znał odpowiedzi krążyła po jego głowie.

- Louis? - odezwał się niepewnie. Jego głos ugrzązł gdzieś w gardle dlatego nerwowo odchrząknął kucając na przeciwko, ale nawet to nie sprawiło, że chłopak na niego spojrzał. Nic. Zero. Jakby wcale nie zdawał sobie sprawy, że on tu jest. - Louis, możemy porozmawiać? - spytał już nieco pewniej.

- Harry.. - kątem oka widział, że Liam znalazł się bliżej, ale nie spojrzał na niego. Cały czas przyglądał się szatynowi, który wyglądał przerażająco z tym wzrokiem utkwionym gdzieś, nie wiadomo gdzie. - Harry, on Cię nie słyszy.

- Co? - jego głowa automatycznie odwróciła się w stronę chłopaka. - Jak to mnie nie słyszy? - zmarszczył brwi. - Przecież.. przecież on.. - zawiesił się z powrotem spoglądając na szatyna. - Louis. - schylił się z ogromnym niepokojem przyglądając reakcji, której nie było. - Lou? - szepnął niepewnie dotykając jego dłoni ułożonej na kanapie. Wzdrygnął się mimo, że chłopak nie zrobił nic. Wciąż leżał w tej samej pozycji a Harry nic z tego nie rozumiał. - Co się z nim dzieje? - wyszeptał z wyraźnym przerażeniem w głosie. Wciąż kucał przy kanapie wzrokiem wędrując od szatyna do trójki chłopaków stojących jakieś dwa metry od niego.

- Harry.. - to Zayn był tym, który odezwał się jako pierwszy. - Spotkaliście się dzisiaj, prawda?

- No.. tak. - kiwnął głową podnosząc się powoli. - Ale co to ma za znaczenie? - jego głos drżał od emocji. - Powiedzcie mi co się z nim dzieje. Powiedzcie mi do cholery! - uniósł się, bo żaden z nich nie wyglądał jakby chciał cokolwiek wyjaśniać. A on musiał wiedzieć. Musiał.

- To ma ogromne znaczenie, dlatego Harry proszę, powiedz nam co się stało, kiedy się spotkaliście? - Zayn zbliżył się do niego nieznacznie nawet na chwilę nie spuszczając wzroku z jego przestraszonych zielonych tęczówek. - O czym rozmawialiście, czy może.. może zrobiłeś coś co.. - przerwał spoglądając na szatyna. Wciąż nie kontaktował. - .. co doprowadziło go do tego.

- Ja.. - zawahał się. Owszem, zrobił. Czyli to.. to była jego wina? Ale jak? - Pocałowałem go. - wyznał ledwo słyszalnie. 

W ułamku jednej sekundy twarze chłopaków wyraźnie pobladły, ale on dalej nic z tego nie rozumiał. Dlaczego to była jego wina?

- Louis ma depresję. - to było jak strzał w serce. W dodatku to Niall wypowiedział te słowa. Jego głowa od razu podskoczyła w górę, a spojrzenie skrzyżowało się z tym blondyna. Próbował przetrawić tę informację, ale to do niego nie docierało. Jakim pieprzonym cudem Louis miał depresję?!

- C-co? - wydusił cofając się krok do tyłu, by zupełnie bez sił opaść na fotel. Jego nogi odmówiły posłuszeństwa. Wzrok wbił w swoje kolana, potem trzesące się dłonie, Louisa, a na końcu spojrzał na wciąż stojących w tym samym miejscu chłopaków. - Jak to? - wykrztusił. - Ile to trwa? - zapytał, ale przez dłuższy czas nie uzyskał żadnej odpowiedzi. Cała trójka nawet nie patrzyła w jego stronę. Dopiero Liam po dłużącej się w nieskończoność chwili z przymkniętymi powiekami pokręcił głową, a potem spojrzał prosto na niego.

- Cztery lata.

Cztery lata.. To przecież mnóstwo czasu! Louis walczył z tą chorobą od czterech pieprzonych lat a on o tym nie wiedział. Ale jak mógł wiedzieć? Mój Boże, co doprowadziło go do tego stanu? Jakim cholernym cudem wpadł w tak okropne gówno? I dlaczego cała trójka patrzyła na niego w TEN sposób? Zmarszczył brwi próbując zmusić swoje szare komórki do współpracy. I nagle go olśniło.

- Nie. - jęknął kręcąc głową. - Nie. - powtórzył płaczliwie.

Cztery lata. Minęły cztery lata od kiedy wyjechał.

- Powiedźcie, że to nie przeze mnie. - błagał rozpaczliwym tonem, ale żaden z nich się nie odezwał.

To była jednoznaczna odpowiedź. Louis wpadł w depresję przez niego. A przecież przez cały ten czas był pewny, że chłopak świetnie sobie radzi, że już dawno zapomniał i wiedzie szczęśliwe życie. Tak bardzo chciał, żeby to właśnie była prawda. Ale nie była. On cierpiał. Od czterech lat. Od momentu, kiedy wyjechał. I najwyraźniej chłopak w którym Louis był zakochany nie był w stanie go z tego wyciągnąć. Już rozumiał złość Nialla. Rozumiał to z jakim dystansem do niego podchodzili. Winili go o to i czy mógł się dziwić? Nie. Bo to była jego pieprzona wina. To wszystko było jego winą. Patrzył przed siebie w zupełnym osłupieniu i jedyne co był w stanie robić to sprzedawać sobie mentalne ciosy prosto w twarz. Lewy sierpowy. Prawy sierpowy. To było zbyt mało. Zasłużył na coś gorszego. 

Continue Reading

You'll Also Like

56K 1.2K 14
Do I even need to say anything? *NOTE* **-The story and characters used don't belong to me all credit to the original author. I am just using his wor...
869K 19.8K 29
its the 4th year in hogwarts and Harry finds himself atracted to a perticular blond slytherin.
380K 13.6K 60
𝗜𝗡 𝗪𝗛𝗜𝗖𝗛 noura denoire is the first female f1 driver in 𝗗𝗘𝗖𝗔𝗗𝗘𝗦 OR 𝗜𝗡 𝗪𝗛𝗜𝗖𝗛 noura denoire and charle...
238K 6K 13
*THIS STORY IS DISCONTINUED* namjoon and jin find their perfect baby in a small boy named jungkook