After Camren - III

Aroniaa tarafından

99.7K 7.1K 1.1K

Dalszy ciąg tłumaczonego opowiadania autorstwa: @higiribien Kontynuacje zaczynam od części III rozdziału 50... Daha Fazla

50
51
52
53
54
55
56
57
59
60
61
62
63
64
65
66
67
68
69
70
71
72
73
74
75
76
77
78
79
80
81
82
83
84
85
86
87
88
89
90
91
92
93
94
96
97
98/Epilog

95

2K 149 21
Aroniaa tarafından

Camila's POV

- Dzień dobry, skarbie. – Czarny tusz w kształcie jaskółki jest pierwszą rzeczą, którą widzę otworzywszy oczy.

Skóra Lauren jest bardziej opalona niż kiedykolwiek wcześniej, a muskuły na jej brzuchu są o wiele bardziej znaczące, niż ostatnim razem kiedy ją widziałam.

Ona zawsze wyglądała niesamowicie dobrze, ale teraz wygląda lepiej, niż kiedykolwiek, a najsłodszą torturą jest leżenie tutaj, napierając na jej nagi brzuch z jedną z jej rąk zarzuconą wokół moich pleców, a drugą unoszoną, aby odgarnąć włosy z mojej twarzy.

- Dzień dobry. – Opieram brodę na jej klatce piersiowej, co daje mi idealny kąt, aby podziwiać jej twarz.

- Dobrze spałaś ? – Jej palce delikatnie prześlizgują się przez moje włosy, a uśmiech jest wciąż perfekcyjnie na miejscu.

- Tak. – Zamykam oczy na chwilę, by oczyścić umysł, który nagle zmienił się w papkę.

Ona nic nie mówi, tylko patrzy się na mnie. Czuję, jak jej oczy palą mnie i wiem, że uśmiecha się, nawet jeśli nie mogę jej zobaczyć.

Otwieram oczy, kiedy słyszę, że drzwi do sypialni Austina się otwierają, a kiedy poruszam się, by usiąść, Lauren ciaśniej oplata mnie ramieniem.

- Ani się waż. – Śmieje się.

Opiera się plecami o kanapę i podnosi swoje ciało, pociągając za sobą moje.

Austin wchodzi do salonu bez koszulki, a za nim podąża Sophia. Jest ubrana w swoje wczorajsze ubranie z pracy. Czarny uniform wraz z olśniewającym uśmiechem świetnie jej pasują.

- Hej. – Policzki Austina rumienią się, a Sophia sięga po jego rękę i uśmiecha się do mnie. Wydaje mi się, że mruga do mnie, ale wciąż jestem trochę przyćmiona pobudką z Lauren.

- Zadzwonię do ciebie po mojej zmianie. – Pochyla się i składa czuły pocałunek na policzku Austina.

Owłosienie na jego twarzy to coś, do czego ciągle się przyzwyczajam, ale bardzo dobrze w nim wygląda. Austin uśmiecha się do Sophii i otwiera jej drzwi frontowe.

- Cóż, teraz przynajmniej wiemy, dlaczego Austin wczoraj nie wyszedł ze swojego pokoju. – Szepcze mi Lauren do ucha, przy czym muska mnie jej gorący oddech.

Przewrażliwiona i nakręcona, próbuję wydostać się z jej ciała.

- Potrzebuję kawy. – Argumentuję.

Ona potakuje i pozwala mi zejść ze swoich kolan, i szybko zasłania się pościelą. Ignoruję to, jak Austin kręci głową, uśmiechając się, i wchodzę do kuchni.

Rondel z ostatniej nocy, pełny niezjedzonego sosu z wódki wciąż stoi na kuchence, a kiedy otwieram piekarnik, dowiaduję się, że naczynie z piersią kurczaka wciąż jest w środku.

Nie pamiętam wyłączania kuchenki ani piekarnika, ale w sumie, to zeszłej nocy za dużo nie myślałam. Mój mózg nie wydaje się wykazywać chęci myślenia przy Lauren i tym, jakie uczucie dawały jej usta na moich po miesiącach deprawacji.

- Dobrze, że wyłączyłam ogień, co ? – Lauren wchodzi do kuchni ze spodniami wiszącymi nisko na jej biodrach.

Jej nowe tatuaże podkreślają nagość jej brzucha, ściągając moje oczy w dół jej ciała.

- Och, tak. – Czyszczę gardło i próbuję dociec, dlaczego nagle buzuje we mnie tyle hormonów.

- O której dzisiaj pracujesz ? – Opiera się o blat naprzeciwko mnie i obserwuje, jak zaczynam sprzątać bałagan.

- W południe. – Odpowiadam, wylewając niespożyty sos do zlewu.

– Tylko jedna zmiana, powinnam być w domu około piątej.

- Zabieram cię na kolację. – Uśmiecha się, krzyżując ręce na piersiach.

Ja odchylam głowę, unosząc na nią brew i klikam przycisk kosza na śmieci.

– Myślisz o wepchnięciu tam mojej głowy w tej chwili, prawda ? – Jej śmiech jest miękki i czarujący, i przyprawia mnie o zawroty głowy.

- Może. – Uśmiecham się.

– Musisz to ująć jeszcze raz, tym razem w formie pytania.

- No i mamy bezczelną Camille, którą znam i kocham. – Droczy się, ślizgając dłońmi po blacie.

- Camille, znowu ? – Próbuję posłać jej grymas, ale przedziera się przez niego uśmiech.

- Tak, znowu. Więc, czy uczynisz mi, proszę, zaszczyt poświęcenia mi swego czasu na zjedzenie kolacji w popularnym miejscu dzisiaj wieczorem ? – Jej figlarny sarkazm doprowadza mnie do śmiechu, a kiedy Austin wchodzi do kuchni, tylko rzuca na nas okiem i opiera się o blat.

- Wszystko w porządku ? – Pytam.

- Tak, jestem tylko zmęczony. – Odpowiada.

- Mogę sobie wyobrazić. – Lauren porusza brwiami, a Austin szturcha ją ramieniem.

Ja tylko patrzę się, czując się, jakbym była w jakimś alternatywnym wszechświecie. Takim, gdzie Austin kuksa Lauren, a ona się śmieje, nazywając go dupkiem, zamiast piorunować go wzrokiem albo mu grozić.

Podoba mi się ten wszechświat. Myślę, że mogłabym tu zostać na jakiś czas.

- To nie tak. Zamknij się. – Austin dosypuje kawy w ziarnach do dzbanka i wyciąga z szafki trzy filiżanki, które umieszcza na blacie.

- Jasne, jasne. – Lauren przewraca oczami, a Austin drażni ją, imitując jej akcent.

Słucham ich, przekomarzających się i niewinnie zaczepiających, gdy sięgam po pudełko płatek śniadaniowych z najwyższej półki w szafce. Staję na palcach, kiedy czuję palce Lauren, pociągające moje szorty, naciągając je w dół, aby zakryły więcej mojej wyeksponowanej skóry.

Część mnie chce je podciągnąć wyżej, albo nawet zdjąć je zupełnie, tylko aby zobaczyć jej wyraz twarzy po tym, ale, na szczęście Austin tutaj też jest, decyduję się tego nie robić.

Zamiast tego, odnajduję zabawną stronę jej gestu i wywracam na nią oczami, otwierając paczkę płatków kukurydzianych.

- Frosted Flakes ? – Pyta Lauren.

- W szafce. – Odpowiada Austin.

Zamglone wspomnienie Lauren i mojego ojca sprzeczających się o to, że ojciec zjadł wszystkie płatki Lauren pojawia się w mojej głowie. Uśmiecham się do tego wspomnienia i odkładam je z powrotem.

Godzinę później, jestem ubrana i gotowa, aby rozpocząć swój spacer do restauracji. Lauren siedzi na sofie, wkładając buty, gdy wchodzę do salonu.

- Gotowa ? – Spogląda na mnie z uśmiechem.

- Na co ? – Biorę swój fartuch z oparcia krzesła i wkładam telefon do kieszeni.

- Spacer do pracy, oczywiście.

Uwielbiając ten gest, kiwam głową na potwierdzenie, szczerząc się jak idiotka i wychodząc za nią przez frontowe drzwi.

Spacer do pracy jest przyjemny, Lauren zadaje pytanie za pytaniem dotyczące tego, co robiłam przez ostatnie pięć miesięcy, a ja opowiadam jej o mojej matce, Davidzie i jego córce. Mówię mu o miejscu Shawna w drużynie piłkarskiej w jego college'u w Kalifornii i o tym, jak moja matka i David zabrali mnie ponownie do tego miasta, które odwiedziłam z rodziną Lauren.

Opowiadam jej o pierwszych dwóch nocach w Nowym Jorku i o tym, że przez całą noc nie mogłam spać przez hałas, i jak o trzeciej w nocy wygrzebałam się z łóżka i przeszłam się wokół bloku. Wtedy właśnie spotkałam po raz pierwszy Joego. Zwierzam się jej z tego, że ten słodki, bezdomny człowiek w pewien sposób przypomina mi mojego ojca i lubię myśleć, że przynoszenie mu jedzenia pomaga mu w sposób, w jaki nie mogłabym pomóc mojemu ojcu.

To wyznanie pchnęło Lauren do sięgnięcia po moją dłoń.

Ja nie próbowałam się wyrywać. Opowiadam jej o tym, jak martwiłam się przeprowadzką tutaj i że cieszę się z jej odwiedzin. Ona nie wspomina o tym, jak odmówiła uprawiania ze mną seksu i droczyła się ze mną, aż w końcu usnęłam w jej ramionach.

Nie napomina o swojej propozycji małżeństwa, a ja się dobrze z tym czuję. Wciąż próbuję ułożyć to w sensowną całość, tak jak zawsze próbowałam uchwycić sens w tym, jak się czuję, odkąd ona wdarła się do mojego życia rok temu.

Kiedy Robert spotyka mnie na rogu, tak jak dzieje się to, gdy pracujemy na tę samą zmianę, Lauren przysuwa się bliżej, trzyma moją dłoń trochę ciaśniej. Żadne z nich nie mówi wiele, tylko łypią na siebie, a ja przewracam oczami na to, jak zachowują się.

- Będę tutaj, gdy skończysz. – Lauren pochyla się, by przycisnąć swoje usta do mojego policzka i używa swoich palców, aby założyć mi włosy za ucho.

– Nie pracuj za ciężko. – Szepcze w mój policzek.

Słyszę po jej głosie, że się uśmiecha, ale wiem także, że w jej wskazówce jest nieco powagi.

Słowa Lauren przeklęły całą moją zmianę. Byliśmy zasypani pracą – stolik za stolikiem mężczyzn i kobiet pijących za dużo wina albo brandy i przepłacających za malusieńkie porcje jedzenia na udekorowanych talerzach.

Nie miałam przerwy przez całą zmianę, a moje stopy zabijają mnie do czasu, aż wreszcie kończę pracę po pięciu godzinach.

Tak jak obiecała, Lauren czeka na mnie w lobby. Sophia stoi obok ławki, na której siedzi.

- Stopy mi odpadają. – Jęczę, zdejmując buty i rzucając je za siebie.

Oczy Lauren podążają za nimi i praktycznie widzę sarkastyczne komentarze formujące się pod tą włochatą głową.

– Oczywiście, odłożę je za chwilę.

- Tak myślałam. – Uśmiecha się i siada obok mnie na łóżku.

– Chodź tutaj. – Zbiera moje kostki w dłonie, a ja odwracam twarz w jej stronę, kiedy ona kładzie moje stopy na swoich kolanach.

Jej ręce zaczynają pocierać moje obolałe stopy, więc kładę się na materacu, próbując zignorować fakt, że moje stopy były uwięzione w tych butach przez wiele godzin.

- Dziękuję. – Na pół jęczę.

Moje oczy chcą się zamknąć od natychmiastowej relaksacji, która pochodzi od dłoni Lauren masujących moje stopy, ale chcę też na nią patrzeć.

Przeszłam ciężkie miesiące bez patrzenia na nią i teraz nie chcę odwracać wzroku.

- Nie ma za co. Mogę sobie poradzić z zapachem, aby zobaczyć to zrelaksowane, cholernie rozmarzone spojrzenie. – Podnoszę dłoń, uderzając z liścia powietrze, a ona śmieje się i kontynuuje odprawianie swoich czarów na moich stopach.

Jej dłonie przesuwają się do moich łydek i dalej w górę, do ud. Nie trudzę się powstrzymywaniem odgłosów płynących z moich warg. To po prostu takie relaksujące i uspokajające – posiadanie jej przy sobie, dotykającą mnie, rozmasowującą bolące muskuły mojego ciała.

- Usiądź przede mną. – Instruuje, delikatnie spychając moje stopy ze swoich kolan.

Siadam, wdrapuję się na nią i moszczę pomiędzy jej nogami. Jej dłonie chwytają najpierw moje ramiona, wciskając koniuszki palców w spięte mięśnie i rozcierając każdą drobinkę napięcia zawartą w nich.

- Gdybyś nie miała na sobie koszuli, to byłoby o wiele lepsze. – Komentuje Lauren.

Śmieję się przez chwilkę, ale jestem uciszona przez wspomnienie jej przedrzeźniającej mnie ubiegłej nocy w kuchni.

Pochylając się do przodu, sięgam po koniec mojej luźnej koszuli do pracy i wyjmuję ją ze spodni. Słyszę zduszony okrzyk Lauren, gdy podciągam ją, razem z podkoszulką, a następnie zdejmuję przez głowę.

- No co ? To był twój pomysł. – Przypominam jej, ponownie opierając się o nią.

Jej dłonie są teraz bardziej delikatne, celowo napierające na moją skórę, a moja głowa opada do tyłu i spoczywa na jej piersi.

Ona mruczy coś pod nosem, a ja mentalnie poklepuję się po plecach za założenie porządnego stanika.

Zakładając, że jest to jeden z dwóch porządnych staników, które noszę, ale nie widzi ich nikt poza mną i Austinem z powodu kilku zawstydzających, niefortunnych wypadków przy praniu.

- Nowy. – Szepcze mi do ucha.

Palec Lauren wślizguje się pod jedno z ramiączek. Podnosi paseczek i opuszcza go z powrotem w dół. Nie mówię nic, tylko nieco zmieniam pozycję, przyciskając plecy do jej rozwartych nóg. Ona jęczy, oplatając rozpiętością swojej dłoni nasadę mojej szyi. Jej palce delikatnie ocierają się o dół mojej szczęki i z powrotem w dół, do delikatnej skóry pod moim uchem.

- Przyjemnie ? – Pyta, znając odpowiedź.

- Mhm. – Oto jedyny spójny dźwięk, na jaki mogę się zdobyć.

Kiedy ona chichocze, przyciskam się mocniej do niej, koniecznie ocierając moje ciało o jej krocze, po czym unoszę dłoń do ramiączka swojego stanika i zsuwam je z ramienia.

Jej dłoń zacieśnia się na moim gardle.

- Bez droczenia. – Ostrzega, nakładając ramiączko z powrotem na swoje miejsce dłonią, która masowała moje ramiona.

- Mówi mistrzyni tej sztuki. – Narzekam i ponownie opuszczam ramiączko.

Siedzenie przed nią bez koszulki, zdejmując biustonosz, podczas gdy jej dłoń wciąż utrzymuje mnie w miejscu, doprowadza mnie do szału.

Jestem nakręcona, a Lauren podjudza moje hormony dyszeniem i ocieraniem się o mnie.

- Bez droczenia. – Przedrzeźniam jej słowa.

Nie mam szansy, aby zaśmiać się jej kosztem, nim ona umieszcza swoje ręce na moich ramionach i obraca moją głowę w swoją stronę.

- Nie pieprzyłam się od pięciu miesięcy, Camila, podżegasz każdą drobinkę mojej samokontroli. – Szepcze ostro, tuż nad moimi wargami.

Robię pierwszy krok, przyciskając swoje usta do jej i przypomina mi się pierwszy raz, kiedy się pocałowałyśmy w jej pokoju w tym cholernym domu bractwa.

- Nie ? – Wybałuszam oczy, dziękując opatrzności, że nie była z nikim w trakcie naszej separacji.

Czuję się, jakbym w jakiś sposób to wiedziała. Wiedziałam, że nie zrobiłaby tego. Albo to, albo zmusiłam się do przekonania, że nigdy nie dotknęła by innej. Ona nie jest tą samą osobą, którą była rok temu. Nie wykorzystuje pożądania i ostrych słów, aby dotrzeć do ludzi. Nie potrzebuje innej dziewczyny co noc, teraz jest silniejsza.

Jest tą samą Lauren, którą kocham, ale teraz jest o wiele silniejsza.

„- Nie zauważyłam, jak brązowe są twoje oczy"  - Powiedziała mi wtedy.

Tyle wystarczyło. Pomiędzy alkoholem i jej nagłą uprzejmością, nie mogłam się powstrzymać od pocałowania jej.

Jej usta smakowały jak mięta, bo cóż by innego, a jej kolczyk w wardze był taki zimny w dotyku moich ust. To wydawało mi się nieznajome i dziwne, ale kochałam to.

Teraz wspinam się na kolana Lauren tak samo, jak nie robiłam od tak dawna, a jej ręce chwytają moją talię, popychając mnie lekko do poruszania się wzdłuż wraz z jej ciałem kładącym się na łóżko.

- Camz – Jęczy, zupełnie tak, jak to zapamiętałam.

To dalej mnie napędza, popycha mnie dalej w przytłaczającą pasję pomiędzy nami. Jestem w niej zagubiona i cholernie pewna, że nie chcę znaleźć drogi ewakuacyjnej.

Moje uda znajdują się po obu stronach jej torsu, a moje dłonie wplatają się w jej długie włosy. Jestem potrzebująca, rozszalała i pospieszna i jedyne, o czym mogę myśleć, to sposób, w jaki jej palce podążają, tak delikatnie, po moim kręgosłupie.

Lauren's POV

Mój cały plan diabli wzięli. Nie ma cholernego sposobu, abym ją zatrzymała. Powinnam była wiedzieć, że nie mam szans. Kocham ją, kochałam ją przez okres, który wydaje się całym moim życiem, i tęskniłam za byciem z nią w ten sposób.

Tęskniłam za diabelnie seksownymi odgłosami, które opuszczają te przyciągające wargi. Tęskniłam za tym , jak porusza swoimi pełnymi biodrami, zsuwając je po mnie, sprawiając, że jestem tak kurewsko twarda, że jedyne, o czym mogę myśleć, to kochanie się z nią, pokazywanie jej jak cholernie dobre odczucia mi daje, zarówno fizycznie, jak i psychicznie.

- Pragnęłam cię każdej sekundy każdego pieprzonego dnia. – Mówię w jej otwarte usta.

Jej język przejeżdża po moim, a ja oplatam go ustami, filuternie go ssąc. Wstrzymuje oddech, a jej dłonie sięgają po dół mojej koszulki, którą podciąga do moich ramion. Siadam, pociągając jej wpół odziane ciało za sobą i ułatwiam jej ściągnięcie ze mnie ubrania.

- Nie masz pojęcia jak wiele czasu myślałam o tobie, jak wiele razy pieściłam swojego kutasa, mając na myśli dotyk twoich dłoni na mnie i to, jak twoje gorące wargi zaciskają się na mnie.

- O Boże. – Jej jęk jedynie wyolbrzymia moje słowa.

- Tęskniłaś za tym, prawda ? Za tym, jak moje słowa na ciebie działają, za tym, jak sprawiają, że jesteś totalnie, cholernie mokra ?

Ona potakuje i ponownie jęczy, kiedy mój język przesuwa się w dół jej szyi, powoli całując i ssąc jej skórę.

Tak cholernie za tym tęskniłam, za sposobem, w jaki ona może kompletnie i całkowicie objąć nade mną kontrolę, wziąć mnie pod swoje władanie i wyciągnąć mnie znowu na powierzchnię swoim dotykiem.

Obejmuję rękami jej talię i przekręcam nasze ciała, by móc ułożyć ją pod sobą. Rozpięłam palcami jej spodnie i wciągu kilku sekund opuściłam je do kostek. Camili kończy się cierpliwość i porusza stopami, zrzucając spodnie na podłogę.

- Zdejmij swoje. – Rozkazuje, mając rumiane policzki, drżące dłonie spoczywające w dole moich pleców.

Kocham ją, cholernie ją kocham i kocham to, że ona wciąż kocha mnie, po całym tym czasie.

Jesteśmy naprawdę, kurwa, nieodzowni dla siebie. Nawet czas nie może wejść pomiędzy nas.

Robię to, co mi powiedziano i wspinam się z powrotem na nią, zdejmując jej majtki, podczas gdy ona wygina się do tyłu, aby rozpiąć stanik.

- Kurwa – Podziwiam sposób, w jaki jej usta zaokrąglają się, a jej uda po prostu, kurwa, krzyczą, aby być ściskanymi przez moje dłonie.

Po prostu to robię, a ona wpatruje się we mnie tymi czekoladowymi, pieprzonymi oczami, dzięki którym przeszłam przez godziny gówna z Doktor Tran.

Te oczy doprowadziły mnie nawet do zadzwonienia kilka razy do Vance'a.

- Proszę, Lauren. – Kwili Camila, podnosząc swój tyłek z materaca.

- Wiem, skarbie. – Unoszę palce do szczytu jej ud i pocieram ją palcem wskazującym, zbierając jej wilgoć.

Mój kutas drga, a ona wzdycha, pragnąc większego zaspokojenia. Wkładam palec do środka i używam kciuka do gładzenia jej łechtaczki, sprawiając, że skręca się pode mną i prowokując najseksowniejszy, cholerny odgłos, jaki kiedykolwiek słyszałam, kiedy dokładam kolejny palec.

Kurwa.

Kurwa.

-Tak dobrze. – Dyszy, jej palce wpijają się w ohydną pościel z kwiatowym nadrukiem na jej malutkim łóżku.

- Tak ? – Ponaglam ją, przesuwając kciuk szybciej po miejscu, które doprowadza ją do pieprzonego szaleństwa.

Ona jęczy w obłędzie, a jej dłoń przesuwa się do mojego kutasa, wykonując ruchy w górę i w dół, powolne, ale mocne.

- Chciałam cię zasmakować, minęło tak wiele czasu, ale jeśli nie wejdę w ciebie teraz, dojdę na twoje prześcieradło.

Jej oczy mocniej się rozszerzają, a ja jeszcze kilka razy wgłębiam swoje palce w niej, po czym równam swoje ciało z jej.

Ona wciąż ściska mnie, prowadząc mojego kutasa do siebie, a jej oczy zamykają się, kiedy ją wypełniam.

- Kocham cię, kocham cię kurewsko tak cholernie bardzo. – Mówię i opieram się na łokciach, wciskając się głębiej i wychodząc.

Ona jedną ręką wpija się w moje plecy, a drugą wplata w moje włosy. Ciągnie za nie, kiedy zmieniam ułożenie bioder, rozpychając szerzej jej biodra.

Po miesiącach polepszania siebie, dostrzegania jaśniejszej strony życia i tego całego gówna, jest tak cholernie dobrze być z nią. Wszystko w moim życiu oscyluje wokół tej kobiety i niektórzy mogliby powiedzieć, że to niezdrowe i obsesyjne, a nawet szalone, ale wiecie co ?

Nie obchodzi mnie to ani trochę. Kocham ją, ona jest dla mnie wszystkim. Jeśli ktokolwiek ma jakieś bzdury do powiedzenia, mogą zabrać swoje krytykanckie gówno gdzieś indziej, bo nikt nie jest pieprzonym ideałem, a Camila przybliża mnie na tyle do ideału, na ile się da.

- Kocham cię, Lauren, zawsze kochałam. – Jej słowa sprawiają, że się zatrzymuję, a kolejny fragment mnie jest wklejony na swoje miejsce.

Camila jest dla mnie wszystkim i słyszenie, jak opowiada to gówno i to, jak jej twarz wygląda, kiedy na nią patrzę, jest dla mnie wszystkim.

- Musiałaś wiedzieć, że zawsze będę cię kochała, uczyniłaś mnie... mną, Camz i nigdy tego nie zapomnę. – Wchodzę w nią ponownie mając nadzieję, że nie skończę rycząc jak dziewczynka, kiedy się z nią kocham.

- Ty też uczyniłaś mnie... mną. – Przyznaje, uśmiechając się do mnie.

- Nam zostaw odbywanie sentymentalnych konwersacji w chwilach takich, jak ta. – Droczę się, całując ją w czoło. – Ale jednak, jaki czas jest lepszy na ten rodzaj konwersacji. – Całuję jej uśmiechnięte, i ssapane usta, a ona oplata mnie udami w pasie.

Jestem już blisko, czuję mrowienie w plecach i czuję, że z każdą chwilą zbliżam się do dojścia, kiedy jej oddech się pogłębia, przyspieszam, a ona zacieśnia swoje uda.

- Dojdziesz. – Szepczę jej do ucha.

Jej palce ciągną za moje włosy, spychając mnie na samą krawędź.

– Dojdziesz teraz, ze mną, a ja cię wypełnię. – Obiecuję, wiedząc, jak bardzo ona kocha moje pierdolone, sprośne usta.

Mogę być mniejszą suką, ale nigdy nie przekroczę swoich granic.

Camila dochodzi, wołając moje imię. Dołączam do niej i to jest najbardziej odprężająca, pieprzone, krańcowe, magiczne uczucie na całym jebanym świecie. To był najdłuższy czas, jaki przeszłam bez pieprzenia kogoś, a z chęcią spędziłabym kolejny rok, oczekując na nią.

- Wiesz. – Zaczynam, schodząc z niej i kładąc się obok

– Kochając się ze mną, właśnie zgodziłaś się za mnie wyjść.

- Cicho. – Marszczy nos.

– Rujnujesz moment.

Śmieję się.

- Tak bardzo, jak przed chwilą doszłaś, wątpię, że cokolwiek mogłoby zrujnować twój moment.

- Nasz moment. – Naśmiewa się ze mnie, szczerząc się jak szalona kobieta z mocno zamkniętymi oczami.

- Ale serio, zgodziłaś się, więc kiedy zamierzasz kupić sukienkę ? – Brnę dalej.

Ona przetacza się, jej piersi lądują prosto w moją cholerną twarz i muszę zebrać wszystko w sobie, żeby się nie pochylić i polizać je. Naprawdę, ona nie mogłaby mnie za to obwiniać, byłam seksualnie uśpiona przez kurewsko długi czas.

- Wciąż jesteś tak szalona, jak zawsze. – Mówi.

- Terapia działa tylko na mój gniew, nie na obsesję posiadania cię na zawsze.

Wywraca oczami i unosi rękę, aby zakryć twarz.

- To prawda. – Śmieję się i filuternie wyciągam ją z łóżka.

- Co ty robisz ? – Piszczy, kiedy przerzucam ją sobie przez ramię.

– Zrobisz sobie krzywdę nosząc mnie ! – Próbuje się wydostać, ale zacieśniam swoje ramię na tyle jej nóg.

Nie wiem, czy Austin tu jest, czy nie, więc ostrzegam, krzycząc, na wszelki wypadek. Ostatnią rzeczą, jaką potrzebuje zobaczyć, jestem ja, niosąca nagą Camz po korytarzu tego mieszkanka.

– Austin, jeśli tutaj jesteś, zostań w swoim cholernym pokoju !

- Postaw mnie ! – Po raz kolejny mnie kopie.

- Potrzebujesz prysznica. – Daję jej klapsa w tyłek, a ona skamle, pacając mój w odwecie.

- Mogę dojść do prysznica ! – Skomle.

- Dochodziłaś przed chwilą. - Przypominam. Teraz się śmieje, chichocząc i skrzecząc jak uczennica, a ja to tak cholernie kocham.

Kocham to, że wciąż mogę ją rozśmieszyć, że wynagradza mnie takimi pięknymi dźwiękami.

W końcu ją stawiam, tak delikatnie, jak się da, na podłodze w łazience i włączam wodę.

- Tęskniłam za tobą. – Patrzy na mnie z podłogi.

Moja klatka piersiowa zaciska się. Kurewsko potrzebuję spędzić moje życie z tą kobietą. Muszę opowiedzieć jej wszystko, przez co przeszłam, odkąd mnie zostawiła, ale teraz nie na to czas. Jutro. Powiem jej jutro.

Dzisiaj będę się cieszyła z jej bezczelnych uwag, delektowała się jej śmiechem i będę próbowała uzyskać jak najwięcej form miłości z jej strony.

Camila's POV

Kiedy budzę się w poniedziałkowy poranek, Lauren nie znajduje się w moim łóżku. Wiem, że ma coś w stylu wywiadu, czy spotkania, ale nie wspomniała dokładnie o co dokładnie chodzi, ani w której części miasta się odbywa. Nie mam pojęcia, czy wróci, nim będę musiała wyjść do pracy.

Przekręcam się, przylegając do pościeli, która wciąż ma jej aromat, i przyciskam policzek do materaca.

Zeszłej nocy.... cóż, zeszła noc była wspaniała. Lauren była wspaniała, my byłyśmy wspaniałe.

Chemia, wybuchowa chemia pomiędzy nami wciąż jest tak niezaprzeczalna, jak nigdy, a teraz wreszcie znajdujemy się w takich miejscach naszych żyć, skąd możemy zauważyć nasze winy, winy drugiej osoby, zaakceptować je i pracować nad nimi w sposób, w jaki nie mogłyśmy w przeszłości.

Potrzebowałyśmy tego czasu osobno, potrzebowałyśmy być w stanie stanąć samodzielnie, nim będziemy mogły stanąć razem i jestem taka wdzięczna, że przeszłyśmy przez ciemność, kłótnie, ból i wyłoniliśmy się ramię w ramię, silniejsze niż kiedykolwiek.

Kocham ją. Bóg wie, że kocham tą kobietę, mimo wszystkich separacji, chaosu, ona wkradła się do mojej duszy i naznaczyła ją jako swoją, co ma nie być nigdy zapomniane. Nie mogłabym zapomnieć nawet, gdybym próbowała i próbowałam miesiącami pójść dalej, dzień po dniu, będąc ciągle zajętą, próbując odciągnąć moje myśli od niej.

Oczywiście, to nie podziałało i myśli o niej nigdy nie odeszły za daleko od mojego umysłu i teraz, kiedy zgodziłam się popracować nad wszystkim, na nasz własny sposób, nareszcie czuję, że wszystko może nam się udać.

Mogłybyśmy być tym, czego niegdyś chciałam bardziej niż czegokolwiek.

„Musiałaś wiedzieć, że zawsze będę cię kochała, uczyniłaś mnie... mną, Camz i nigdy tego nie zapomnę" - Powiedziała, wchodząc we mnie.

Nie miała tchu, była delikatna i pełna pasji. Byłam zagubiona w jej dotyku, w sposobie, w jaki jej palce podróżowały w dół moich pleców.

Dźwięk otwierających się frontowych drzwi wreszcie wyrywa mnie z moich snów na jawie i wspomnień zeszłej nocy.

Wychodzę z łóżka, sięgam po szorty z podłogi i wciągam je. Moje włosy są zmierzwionym bałaganem, gdyż pozwoliłam im samoczynnie wyschnąć po prysznicu z Lauren, co było fatalnym pomysłem. Są poplątane i pokręcone, ale jak najlepiej przeczesuję je palcami, po czym związuję w kucyka.

Kiedy wchodzę do pokoju, Lauren stoi w salonie z telefonem przyciśniętym do ucha. Jest ubrana w swoim zwykłym stylu – cała na czarno, a jej długie włosy są dzikim bałaganem, jak moje, aczkolwiek na niej to wygląda perfekcyjnie.

- Tak, wiem. Ben da ci znać, co zdecyduję. – Mówi, po czym zauważa, że stoję nieopodal kanapy.

– Oddzwonię. – Jej ton jest urywany, prawie niecierpliwy, i kończy rozmowę.

Zdenerwowany wyraz twarzy znika, kiedy przybliża się do mnie o krok.

- Wszystko w porządku ? – Pytam.

- Tak. – Potakuje, znowu patrząc się w swój telefon. Przeczesuje palcami włosy, a ja zaciskam dłoń na jej nadgarstku.

- Jesteś pewna ? – Nie chcę być nachalna, ale ona wydaje się wyłączona.

Jej telefon dzwoni, a ona spogląda na ekran.

- Muszę to odebrać. – Wzdycha.

– Zaraz wracam. – Całuje mnie w czoło, po czym wychodzi na korytarz i zamyka za sobą drzwi wejściowe.

Moje oczy podążają do segregatora na stole. Jest otwarty, wystają z niego rogi sterty papierów. Rozpoznaję w nim segregator, który dla niej kupiłam i uśmiecham się na fakt, że ona wciąż go ma.

Ciekawość wybija się na pierwszy plan, otwieram segregator i sięgam po pierwszą stronę.

'After Camren: Napisała Lauren Jauregui'

To jest wydrukowane na pierwszej stronie. Przerzucam na kolejną.

"Kiedy ona ją spotkała, była jesień. Większość ludzi miała obsesje na punkcie tego, jak liście opadały i zapachu płonącego drewna, który zawsze zdaje się unosić w powietrzu o tej porze roku. Ale nie ona. Ona martwiła się tylko o jedną rzecz – siebie samą."

Co ? Przeczesuję stronę za stroną, szukając jakiegoś wyjaśnienia, aby uspokoić chaotyczne myśli i dezorientację. To nie może być to, o czym myślę...

"Jej narzekania wydawały się dla niej przytłaczające, ledwie mogła znieść dźwięk jej głosu o drugiej w nocy, kiedy wtoczyła się do ich apartamentu."

Łzy wypełniają mi oczy i wzdrygam się, gdy część papierów spada na podłogę.

"W geście zainspirowanym Darcym, ufundowała pogrzeb jej ojca, tak jak Darcy zapłacila za ślub Lydii. W tym wypadku, ona próbowała ukryć zażenowanie rodziny spowodowane przez narkomana, a nie spontaniczny ślub małoletniej siostry, ale zakończenie było takie samo. Jego Elisabeth wróciła z powrotem do niego, kiedy wyrzucił trochę kasy, zupełnie jak Darcy."

Czuję, jak kwas zbiera się w moim przełyku. Wrócić do niej po tym, jak wyrzuciła trochę kasy ? Nie miałam pojęcia, że zapłaciła za pogrzeb mojego ojca.

"Nawet jeśli ona była niezdolna, aby mieć dzieci, nie potrafiła porzucić marzenia o nich. Ona i tak wiedziała, że ją kocha. Próbowała nie być samolubna, ale nie mogła powstrzymać myśli o małych wersjach siebie, które jej wykradła."

Dokładnie w chwili, kiedy decyduję, że nie zdołam przyjąć więcej, drzwi frontowe się otwierają, a do środka wkracza Lauren. Jej oczy wędrują prosto do pobojowiska białych kartek, zadrukowanych obrzydliwymi, czarnymi słowami, a jej telefon upada na podłogę, dołączając do bałaganu.

  _______________________________________________  

Nie mam nic na swoje usprawidliwienie. Do końca opowiadania zostało niestety 2 rozdziały, które zamierzam dokończyć, i Wam wstawić. 

Jedyną największą głupotę jaką zrobiłam, to to że, przeczytałam zakończenie tego opowiadania, co mnie zdemotywowało do kontynuowania Jej Wam. 

Mam nadzieje że jeszcze ktoś tutaj został, i mam dla kogo napisać te 2 rozdziały.

Miłego czytania ;) PS. Nie zabijajcie ^^

Okumaya devam et

Bunları da Beğeneceksin

1.3M 56.9K 103
Maddison Sloan starts her residency at Seattle Grace Hospital and runs into old faces and new friends. "Ugh, men are idiots." OC x OC
139K 4.9K 39
❝ if I knew that i'd end up with you then I would've been pretended we were together. ❞ She stares at me, all the air in my lungs stuck in my throat...
250K 7.3K 83
Daphne Bridgerton might have been the 1813 debutant diamond, but she wasn't the only miss to stand out that season. Behind her was a close second, he...
218K 10.2K 31
Desperate for money to pay off your debts, you sign up for a program that allows you to sell your blood to vampires. At first, everything is fine, an...