Walc płatka śniegu

By Lisavieta

11K 766 270

Florence Le Haut - Francuzka o polskich korzeniach, magnes na problemy. Balet był w każdym jej oddechu, każdy... More

1.
2.
3.
4.
5.
6.
7.
8.
9.
10.
11.
12.
13.
Rozstrzygnięcie konkursu!
14.
15.
17.
18.
19.
20.
21.
22.
23.
24.
25.
26.
27.
28.
29.

16.

263 24 6
By Lisavieta

       Chawa ledwie pamiętała to, drobniejsze od przywódcy stada, stworzenie. Zupełnie jak Jelimek było prawie łyse. Sierść na jego głowie była nieco ciemniejsza niż emerycka biel – połyskiwała złociście, miała formę długiego warkocza, jak gdyby ogon wyrastał stworzeniu z potylicy, i pachniała dziwnie, nieznanymi drobnemu wilgotnemu noskowi woniami: cieniem wanilii, ledwie wyczuwalną słodkością chemikaliów składających się na kosmetyki, których Florence używała do włosów.

       Rudzielec, przyczajony na parapecie za wyblakłą zasłoną, był kotem – dwuletnią Chawą. Kicia śledziła bystrymi ślepiami nastolatkę, wyłapała też kątem żółtego oka kolegę, szylkretowego kastrata o dużo mniej energicznej niż jej własna naturze. Patrzyła jak powoli, łapa za łapą, wchodzi do biblioteczki; przeszedł pod stoliczkiem, wskoczył na kolana karmodawcy. Dopiero kiedy ułożył się na nich wygodnie a dłoń pana Jelimka odruchowo zaczęła go gładzić, łaskawie zgodził się rzucić okiem w kierunku siedzącej w drugim z foteli blondynki. Zawsze był odważny – lub zbyt zblazowany i władczy naraz, by w ogóle brać pod uwagę możliwość pojawienia się na jego terenie niebezpieczeństwa.

Monsieur Jelimek przesunął okulary na głowę, ostrożnie osadził je w swoich miękkich, białych włosach sczesanych do tyłu w eleganckim przypomnieniu, że wciąż istniały męskie fryzury nie przypominające jedynie połowicznie potraktowanych kosiarką trawników. Spojrzał na przyjaciółkę ze spokojem w nieco wodnistych przez lata, które już przeżył, oczach.

– Czyli Debora, jak sugerowałem, nie przyjechała z tęsknoty? – spytał, bezmyślnie głaszcząc łaciaty grzbiet Bigosa.

– Oui – Florence, upiwszy łyk kawy, odpowiedziała z westchnięciem.

– Można się było tego spodziewać – stwierdził, ledwie widocznie kiwając głową. – Zawsze była z tych, co żyją powiedzonkiem: „Rączka rączkę myje." – Zaraz zerknął na nastolatkę z pobłażliwym uśmieszkiem. – Skąd masz pewność, Le Haut?

Dziewczyna, marszcząc jasne czółko, zdawała się zastanawiać nad sposobem ujęcia w słowa wydarzeń ostatniego tygodnia. Podrapała krawędzią spiłowanego krótko paznokcia koniuszek nosa.

– Przewodniczący samorządu szkolnego – odparła w końcu, krzywiąc się nieznacznie. Wiedziała, że podobne zdanie nie rozjaśnia panu Jelimkowi sytuacji ani trochę.

Mężczyzna sięgnął po swoją kawę, stojącą dotąd na niskim stoliku między fotelami a niezadowolony z ruchu właściciela kot zeskoczył, machając ogonem, na wychodzony dywan w pseudo arabski wzór, wykończony na krawędziach wyświechtanymi frędzlami.

– Opowiadaj, dzieciaku – Uniósł w kierunku przyjaciółki swój kubek, niby w toaście.

Odpowiedziała podobnym gestem i, po chwili milczenia, zaczęły się z niej sypać słowa – mieli na rozmowę jeszcze dużo czasu, nie musiała się spieszyć.

– Zaczęło się w sumie od razu po naszym ostatnim spotkaniu, monsieur. En lundi*, na stołówce.


       Poniedziałek. Początek piątego tygodnia roku szkolnego 2015/2016, jednak dla Florence, która pozwoliła sobie na przedłużenie wakacji, był to tydzień zaledwie drugi. Dopiero co przyzwyczaiła się na nowo do hałasu jaki robili szkolni rówieśnicy i regularnego używania ojczystego języka matki zamiast ukochanej francuszczyzny przypominającej w mowie skoczną, płynną melodię w przeciwieństwie do szelestów oraz stępionych gwałtowności języka polskiego. Bez większego entuzjazmu oddzielała kolejne kawałeczki gotowanych na parze warzyw oraz ryby, znów całkowicie pozbawionych smaku – nie miała już zapewnionych dziennych sześciu godzin ciężkiej fizycznej pracy, musiała więc wrócić do jeszcze bardziej restrykcyjnej diety niż ta, której trzymała się we Francji. Nie było już mowy o białym pieczywie, surowych owocach, większości mięs. Odruchowo skrzywiła się, gdy nieopodal ktoś krzyknął krótko, z pewnością czymś podekscytowany.

– To prawda? – Pojawił się przy stole rudy stworek o rozkosznie zarumienionej, wesołej buzi.

– Co prawda? Że Debora jest w mieście? – odpowiedziała dwoma pytaniami Roza, odkładając swojego burgera z powrotem na plastikowy talerzyk.

– No jasne, że o Deb idzie! W Kłobucku za dużo się nie dzieje! – Zaśmiała się Iris. – Wolne? – Wskazała brodą na ławkę koło Florence.

– Mais oui. Siadaj.

– Nie wiem czym się tak rajcujesz – Pokręciła głową Roza, gdy ruda stawiała swoją tacę na blacie i przestępowała ponad ławeczką, żeby wygodnie usiąść, zjeść obiad z koleżankami. – To tylko człowiek, żadna bogini pośród śmiertelników.

– Równie dobrze mogłaby być boginią. Która dziewczyna w osiemnastkę robi już karierę? – Wesoła Iris wycelowała w białowłosą plastikowym nożem. – Nie możesz powiedzieć, że to takie całkiem nieimponujące.

– Ja powiem – wtrąciła się Florence, odkładając swoje prywatne, przywiezione z domu sztućce do hermetycznego pudełka. – Nie słyszałam o niej. Nigdy – stwierdziła, przyozdabiając swoje słowa cynicznym półuśmieszkiem.

– Sorry, Flo, ale ty się nie do końca liczysz – odparowała Rozalia, rozbawiona łatwością, z jaką Francuzeczka zgasiła ekscytację Iris.

– Bien, merci.

Kropla sarkazmu spadła na stół, potoczyła się w kierunku wesołej Rozy; zblazowana Flo ujęła na powrót sztućce, by, wycofawszy się z rozmowy na wygodną pozycję słuchacza, kontynuować posiłek. Białowłosa widząc jak ślimaczek chowa się na powrót do skorupki, zwróciła się ku rudej.

– Iris, a wiesz w ogóle po co ona tu przyjechała?

Iris znów rozanieliła się – najwidoczniej odpowiedź, która pojawiła się w umyśle zdążyła ogrzać ją, tknąć odpowiednie struny, nim w ogóle została zwerbalizowana.

– Mówi, że tęskniła za znajomymi i rodziną. Chciała nas odwiedzić wszystkich przed wydaniem drugiej płyty.

– Nie powinna przypadkiem przed wydaniem drugiej płyty siedzieć i, wiesz, nagrywać ją? Albo promować?

Początkująca gitarzystka zmieszała się z lekka, zawahała, po czym sięgnęła do torby.

– Myślę, że już ją nagrała, ale szuka kogoś na stałe przed koncertami – Położywszy wyciągnięty magazyn na stole zastukała końcem paznokcia w jeden z nagłówków. Pochyliła się ponad blatem, zniżając głos. – Podobno ją molestował, dlatego wyleciał – Szeptem przekazała koleżankom plotkę na temat gitarzysty, który odszedł z zespołu Debory w całkowicie nieeleganckim, głośnym stylu, otoczony siecią plotek, oskarżeń oraz domysłów.

– Molestował? – Oczy Rozalii uwielbiającej wszelkie nowinki zajaśniały przez sekundę jaśniej, gdy przysunęła bliżej siebie branżową gazetę. Zerknęła na Iris. – Mogę pożyczyć?

– Możesz sobie wziąć – odparła z lekkim uśmiechem ruda, dopiero zabierając się za gumowaty, stołówkowy kotlet. – Już przeczytałam. Tylko wyrwij mi stronę z ogłoszeniami o używanym sprzęcie, okej?

Francuzka wsunęła do ust kawałek brokuła, trawiąc zasłyszane informacje. Przypomniała sobie opinię pana Jelimka na temat Debory: „Uważaj na nią, Le Haut. Manipulantka jakich mało, praktycznie wszystko co robi i mówi ma drugie dno.".

– Flo? Żyjesz? – Szturchnęła ramię zamyślonej blondynki Iris.

Dziewczyna spojrzała na nią przytomniejszym wzrokiem.

– Co sądzisz o bliźniakach z „A"?

– O kim? – Uniosła brew Florence.

– Nowi na naszym roczniku, w „A". Czarne i niebieskie włosy – Streściła chłopaków Iris.

– Niebieskie włosy? – Do jednej już uniesionej brwi dołączyła druga. – Dyrektorka jeszcze go trzyma?

– Za słabo chyba znasz naszą dyrkę – Parsknęła śmiechem Rozalia, zasłaniając dłonią usta, by nie opluć żadnej z koleżanek kawałkami swojego hamburgera. Ruda pokiwała zgodnie głową. – Jej nie obchodzi co się dzieje w szkole, tylko żeby jak najlepiej szkoła wyglądała dla ludu z zewnątrz.

– Niestety, ale to prawda – przyznała Iris. – Dlatego studniówki są co roku przepiękne, na sali balowej, z walcem i polonezem, i w ogóle, i potem w telewizji są urywki. A na korytarzach ciągle nie ma kamer.

– Uch, nie mów nic nawet o walcu – Jęknęła Roza znad swojego burgera, słyszalnie poirytowana. –Cieszcie się, że jeszcze nie jesteście w trzeciej! Pierwsze cztery godziny wf tłukliśmy poloneza i podstawy walca aż babeczka, którą co roku dyra zatrudnia tylko po to, żeby trzecie klasy tańczyć uczyła, wybrała – W tym momencie Roza uniosła dłonie w górę, palcami naznaczyła w powietrzu symbol cudzysłowu – najbardziej muzykalnych – opuściła dłonie na blat – w tym mnie. I nas zmuszają teraz pod groźbą obniżenia oceny z zachowania i wf, żebyśmy tańczyli.

– Tak, słyszałam! – Uśmiechnęła się leciutko Iris. – Kastiel narzekał, że go wzięli i musi chodzić tańczyć, bo inaczej będzie miał za niską ocenę z zachowania, żeby zaliczyć semestr.

– Od kiedy go interesuje szkoła? – Humor Rozalii zdecydowanie się poprawił, gdy usłyszała, że jej znajomy jest w jeszcze bardziej upierdliwej sytuacji.

– Błagam, Roza – wtrąciła swoje trzy grosze Florence usiłując uśmiechać się nie aż tak szeroko, jak zrobiła to w pierwszym odruchu jej twarz. – Kas zrobi wszystko, żeby się wydostać z liceum najszybciej jak się tylko da.

– W takim razie powinien mieć nadzieję, że Debora przypomni sobie jak im razem było miło i go ze sobą porwie jako nowego gitarzystę Stars from nightmare – zaćwierkała Roza, przywołując chichot rudzielca oraz dziwne, nagle uważne spojrzenie Francuzki. – Co, nikt ci nie mówił?

– O czym?

– Byli parą. I facet z wytwórni wyłapał ich oboje, ale w efekcie podpisał umowę tylko z Deb.

– Quoi? Czemu?

Roza wzruszyła ramionami jednocześnie kręcąc głową. Florence przeniosła wzrok na Iris, która, śladem białowłosej koleżanki, bez słów pokazała, że nic nie wie.

– W każdym bądź razie rozstali się kiedy Deb miała wyjeżdżać – Iris parę razy, smutnawo, dźgnęła widelcem niedokładnie stłuczone ziemniaki. – Kastiel najlepiej tego nie przeżył.

– Mhm – Zaczęła kiwać głową Rozalia, pospiesznie przeżuwając kęs i jeszcze szybciej starając się go przełknąć, by móc znów mówić. – Wtedy się przefarbował na czerwono.

– Uch, możemy o tym nie mówić? Bo przypominam sobie wtedy akcję z... – Iris skrzywiła się leciutko, wyraźnie czując się niezręcznie. Wzruszyła nagle ramionami, wbijając wzrok w swoją tacę. – W sensie, to takie do Nata niepodobne.

– Oczywiście, mówicie dalej zagadkami – Westchnęła Flo, zmęczona słuchaniem o nastoletnich dramatach.

Nigdy nie były częścią jej życia – miała zdecydowanie za mało czasu, by przejmować się miłostkami, zdradami, kłótniami. Martwiła się wysokością podbicia stopy, ilością fouettés albo tym, czy udało jej się dostać wymarzoną partię. Miłostki a taniec przed pełną salą Palais Garnier czy Opéra Bastille – czy to nie oczywiste, że problemy dorastania wydawały się być bzdurne?

– Co, zazdrosna, że Kas miał jakąś pannę? – Poruszyła znacząco brwiami białowłosa, chcąc odciążyć atmosferę.

Na podobne pytanie Iris zadarła głowę, by dołączyć do jednej już wpatrzonej z zaciekawieniem w drobną figurkę blondynki pary oczu. Nagle Florence poczuła się osaczona przez koleżanki. Patrzyła na nie rozszerzonymi ze zdziwienia oczami wykończonymi łukami uniesionych brwi. Nieco przydługa pauza otrzeźwiła ją jednakże.

Odchrząknęła cicho. Brwi opadły na swoje naturalne pozycje, gdy dziewczyna opanowała twarz; jeden kącik ust posunął o parę milimetrów ku górze.

– C'est le cadet de mes soucis** – odparła gładko, wrzucając sztućce do opróżnionego już pudełka.

Koleżanki dopiero zaczynały dopytywać, co jej odpowiedź znaczyła, gdy Florence, zamknąwszy hermetyczne pudełko, podnosiła się z ławki by odejść ze spokojem.

Nie tłumacząc niczego.


       Zasłuchany monsieur Jelimek zdjął okulary z głowy i powolnymi, kolistymi ruchami czyścił szkła specjalną szmatką z miękkiego materiału.

– Le Haut, wybacz, że ci przerwę – rzucił jej krótkie spojrzenie w przerwie. – Ale to są tylko ploteczki trzech nastolatek.

– Sam chciał pan, żebym wszystko opowiedziała.

– Touché. Kontynuuj.


       Metalowe widelec oraz obiadowy nóż obijały się wewnątrz brudnego plastikowego opakowania, kiedy Florence szła pospiesznym krokiem ku swojej szafce. Korytarze podczas przerwy obiadowej były zdecydowanie nieprzyjaznym terytorium. Węższe fragmenty były jak pola minowe – trzeba uważać, by nie nadepnąć na czyjś plecak, torbę albo po prostu na kogoś, zaś szerokie płaszczyzny pośrodku każdego piętra przypominały raczej aspołecznej Francuzeczce wybieg dla zwierząt: idąc środkiem była wystawiona na ocenę. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że wygląda pospolicie i, jak na zwykłą dziewczynę, jest za chuda; niska, bez makijażu, często z książką. Dziwaczka zadzierająca z Hydrą Aliną.

Nie wpływało to na jej samoocenę – wpływało jednak z całą pewnością na komfort.

Negatywnie.

       Zdziwiła się widząc Nataniela nieopodal swojej szafki. Jak mało mieli ze sobą wspólnego, łączyło ich z pewnością uwielbienie dla zaszywania się w ciszy z dala od harmideru, gdy tylko pozwalała na to sytuacja. Nie wyglądał na zajętego czymś konkretnym – a mimo to stał, nerwowo potupując, przy pionie szkolnych szafek. Buźkę wykrzywiał mu kiepsko kryty niepokój. Podskoczył, jakby przestraszony, kiedy jakiś uczeń niedaleko zamknął swoją szafkę zbyt gwałtownie, posyłając w korytarz metalowy brzęk. Mięśnie Florence także stężały nieznacznie na ten odgłos.

Zaczęła wykręcać kod swojej kłódki. Nat, spięty, patrzył w drugą stronę jakby na kogoś czekał. Stał jednakże zbyt blisko, by ciekawska Flo go oszczędziła.

– Oto osobnik Omega w swoim nienaturalnym środowisku – rzuciła złośliwie w kierunku blondyna.

Drgnął, odwrócił się w jej stronę gwałtownie i coś dziwnego połyskiwało w jego oczach. Francuzeczka uniosła brwi, zdziwiona. Jasne, jej uwaga była nieprzyjemna ale nie aż tak.

– Florence, cześć – Skinął głową z bladym uśmiechem, w zamyśle mającym chyba być serdecznym.

Spodziewała się wykrzywionych ust, dłoni przyłożonej do czoła. Zdecydowanie zachowywał się dziwnie – oceniła, otwierając szafkę.

– Cześć?

– Tak, słuchaj, muszę z tobą pogadać.

Zdecydowanie miał spiętą szczękę – zdradzały go wyraźne żyły na szyi; poprawiał mankiety. Oczy zdawały się biegać po całym korytarzu.

– O czym?

– Ja... – Objął się rękoma, usiłując dyskretnie ocenić wzrokiem okolicznych uczniów: czy nie podsłuchują? Spojrzał znów na Florence wyciągającą z szafki plecak, której chłodne spojrzenie ujęło mu odwagi. – Po prostu uważaj na siebie – rzucił zniżonym głosem, po czym odwrócił się i oddalił się pospiesznie.

Zwyczajnie uciekł.

        Najpierw Iris wspomina o „akcji z Natem", potem rzeczony Nat zachowuje się jak zając z paranoją. Florence zaczynała zastanawiać się, czy ta cała szkoła nie jest przypadkiem jeszcze bardziej pokręcona, niż ją zapamiętała. Kręcąc z lekka głową zamknęła szafkę upewniając się wcześniej, czy aby na pewno schowała pudełko po obiedzie. Głęboko w dnie brzucha sama zaczynała odczuwać niepokój – taki sam jak w ostatni piątek, gdy Debora bezceremonialnie przysiadła się do ich stolika w Koronie kiedy czekali na wejście chłopaków na scenę. Rozmawiała z neutralnie nastawionymi do niej Rozą i jej chłopakiem, ćwierkała z Iris, próbując parę razy zagadać też do milczącej Flo.

Udzielił jej się niepokój Nataniela – ale czy przez popęd zwierzęcia stadnego, jakim jest człowiek, czy przez jego enigmatyczne ostrzeżenie? Albo może po prostu wzmocnił swoimi słowami to, co czuła już od piątku?

Wokół było zbyt głośno, żeby myśleć!

Florence, jak zawsze powściągając wszelkie emocje – z zewnątrz lód, choćby wewnątrz panował najgorszy sztorm – narzuciła plecak na ramiona, kierując się ku drzwiom frontowym. Farazowski wybaczy jej nieobecność na godzinie wychowawczej.

Zwłaszcza że, jak Flo dowiedziała się po powrocie z Paryża, od końcówki czerwca był facetem ciotki.

       Wrzuciła plecak do auta i zaraz za nim wpakowała się na miejsce kierowcy. Zzuła buty, wygodnie podkuliła nogi na fotel jednocześnie sięgając po bezprzewodowe głośniki ukryte w schowku i kiedy muzyka wypełniła ciasne wnętrze nastolatka pozwoliła sobie głębiej odetchnąć. Miała zbyt mało wskazówek, żeby wiedzieć jaka była prawda – jednak ostrzeżenie pana Jelimka zasłyszane w sobotę, po wspomnieniu mu o Deborze, kazało sądzić, że obca jest czemuś winna.

Florence chciała jeszcze tylko odkryć tę winę.


       Upiła kolejny łyk kawy po czym odstawiła niemalże pusty kubek na stolik. Zaciągnęła się głęboko powietrzem, wspierając głowę o oparcie fotela. Spojrzała z tym zmęczonym, lekko żałosnym pobłyskiem oka, na przyjaciela.

– Teraz sądzę, że nie powinnam była ruszać jej sprawy. Wiem za dużo.

– Od tego masz wiek nastoletni, Le Haut, żeby się nauczyć pewnych rzeczy. Jak na przykład tego, że gówna się nie rusza, bo gówno śmierdzi – Skinął głową Jelimek. – I w jakim sensie wiesz za dużo?

– W takim, że mój kod moralny nie pozwala mi dalej siedzieć cicho.

– Konkrety, dziecko – Znów ten przyjazny, pobłażliwy z lekka uśmiech, który grzał serce.

Florence odpowiedziała bladym uśmieszkiem – pierwszym tego dnia – zanim podjęła na powrót wątek.

– Więc zaczęłam trochę wokół niej węszyć. Nic wielkiego: internet, gazety branżowe. Nic mi to nie rozjaśniło, poza tym, że nauczyłam się chyba chronologii jej kariery na pamięć. Namówiłam Nata, żeby ze mną porozmawiał, jak chciał...


       Środowe popołudnie było wystarczająco chłodne, by zapędzić nastolatkę w luźnym końskim ogonie i jasnobrązowym prochowym płaszczu narzuconym na białą koszulkę w kąt kawiarni leżącej blisko szkoły. Przeglądała kolejny archiwalny już numer branżowego czasopisma, popularnego w tej okolicy, traktującego o muzyce – zawierał on recenzję pierwszego albumu grupy zwanej Stars from nightmare. Cztery na pięć gwiazdek, według krytyka brakowało mu tego czegoś. Półświadomie Florence uśmiechnęła się czytając jego słowa.

       Nataniel, gdy się z nim umawiała, zachowywał się jak szpieg z filmu gorszej klasy. „Nie możemy rozmawiać o tym w szkole." - zrozumieli się jednak w końcu, i nawet udało się ustalić czas oraz miejsce na rozmowę po zajęciach.

– Flo – odezwał się nad nią blondyn, brzmiąc dużo spokojniej niż poniedziałkowym popołudniem.

– Nat, jesteś – Skinęła mu głową, wskazując wolne miejsce przy stoliku. – Rozumiem, że tym tematem tabu jest Debora?

– Owszem – westchnął ze zmartwioną miną, wieszając lekką kurtkę na oparciu wskazanego krzesła.

Nie był nawet zły o to, że znajoma od razu przeszła do rzeczy – sam chciał mieć tę rozmowę już za sobą. Opadł na siedzisko krzesła a tania tapicerka z plastikowej skórki westchnęła pod jego, całkowicie statystycznym dla smagłego młodego dorosłego, ciężarem.

– Chciałem cię przed nią ostrzec, ze względu na... – Spauzował wiedząc, że relacje między nimi nie były najlepsze. – Wyboistą naturę naszej znajomości?

– Tyle zrozumiałam – Skinęła głową, zwijając zamkniętą już gazetę w rulon. – Czemu?

– Bo nie zasługujesz na...

– Wybacz, nie o to mi chodzi – Starała się przerwać mu ze względną uprzejmością. – Co z nią nie tak, że mam uważać?

Nataniel westchnął ponownie z dziwną miną, jakby nie chciał wracać do przeszłości – ale tylko podobny skok w czasie mógł uratować tę, z gruntu, dobrą duszyczkę jaką w jego mniemaniu była Florence. Rozmasował w namyśle mostek nosa, nim spojrzał znowu na blondynkę cierpliwie siedzącą naprzeciw z dużym kubkiem ciemnej kawy przyjemnie drażniącej nos.

– Nie mieszaj się w jej sprawy. Jak wejdziesz jej w drogę, nie będziesz mieć życia w szkole – zaczął powoli.

Francuzka zwróciła uwagę na jego palce, rytmicznie uderzające w krawędź blatu. Mały palec, serdeczny, środkowy, wskazujący, repeta. Skorzystała z prostego tiku – nie odpowiadaj, wtedy mówca będzie dalej sypał aż temat się wyczerpie we własnym mniemaniu. Skinęła jedynie głową, słuchając uważnie.

– Wiesz jak to z nią było? Agent ją wyłowił i świetlana kariera? – Skrzywił się, z lekka poirytowany, na moment uciekając wzrokiem. – Zaczęło się od tego, że wyłowił i ją, i Waszkowskiego.

Tym razem to Florence zdawała się nie do końca rozumieć – przechyliła lekko głowę, na sekundę, odruchowo, mrużąc oczy.

– Wpadłem na nią w sali, po lekcjach. Akurat rozmawiała przez telefon z tym całym agentem przed przesłuchaniami studyjnymi. Posłuchałem sobie, jak nagadała mu kłamstw o Kastielu: że rozdaje autografy, zachowuje się ogólnie jakby kontrakt był podpisany, że jest nieprofesjonalny i jak to niby upija się zamiast przychodzić na próby. Potem przekonała go, żeby nic o tym nie mówił Kastielowi.

– Jasne, bo: „Nakłamie panu i powie, że to nieprawda!" – Pokiwała głową Flo, doskonale rozumiejąc o czym mowa. Brwi już w połowie nowinek zjechały w dół, czoło zmarszczyło się, zacisnęły nieco ciaśniej usta.

– Oczywiście – potwierdził Nataniel ponuro. Palce mały oraz serdeczny opierały się o blat, zaś środkowy wespół ze wskazującym stukały bezładną melodią. – Przyszła potem, próbowała przekonywać, że kocha Kastiela i w życiu by mu czegoś takiego nie zrobiła – Przewrócił oczami.

Po raz pierwszy Florence widziała jak zazwyczaj pół-robotyczny Nataniel zachowuje się niczym pełnej krwi człowiek: z całą paletą ludzkich emocji, ze wspomnieniami lepszymi oraz gorszymi, trupami w szafie i trofeami na półkach.

– Bujać to my a nie nas – Blondyneczka lekko pokiwała głową, uniosła przyjaźnie kącik ust.

Hej, też miała w sobie coś z człowieka!

Nataniel odwzajemnił, odrobinę nieśmiało, ten mały półuśmiech.

– Próbowała mnie uwieść, potem uderzyła w łapówkę, że zwolni managera i da mi jego posadę – Pokręcił głową z politowaniem. Nagle jednak ten łagodny uśmieszek zniknął, kark zesztywniał, gdy chłopak spojrzał na rozmówczynię twardo. – Zagoniła mnie między ławkę przy ścianie a siebie i próbowała pocałować, wtedy... Wszedł Waszkowski.

– Bordel de merde – Flo, na tym etapie szczerze wciągnięta w opowieść, zaklęła szeptem kładąc jedną z dłoni u nasady szyi.

– Na początku sądziłem, że Waszkowski ma trochę oleju w głowie, ale... Rzucił się na mnie z łapami, że to niby ja się do niej dobierałem. Od tamtej pory mnie nienawidzi.

– To do niego... – Chciała bronić Kastiela. Jednak stanął jej przed oczami obraz tego durnego czerwonego łba próbującego pobić Nata o sprawę usprawiedliwienia. Zamknęła usta, opadając głębiej w krzesło.

Kogo chciała okłamać? Siebie czy Nataniela? Oczywiście, że to było zachowanie, które można by przypisać Kasowi. Pięść zamiast rozmowy.

Pokiwała tylko głową.

– Podobno tego samego dnia zerwali i agent do niego dzwonił, że jednak go nie chcą w wytwórni. Nie wiem konkretnie co dalej się działo, bo przez dłuższy czas... Nie byłem zbyt lubiany.

– Persona non grata.

Nataniel zdziwił się. Florence się z niego nie wyśmiewała – nie tym razem; nie tylko uwierzyła ale i zrozumiała. Jednak nie była aż tak podobna do Kastiela, jak mogłoby się wydawać.

– Wierzysz mi? – Podejrzliwie zmarszczył brew.

– Tak, z grubsza. Twoja historia łączy wszystko, co słyszałam w logiczną całość.

– Więc będziesz trzymać się od niej z daleka? – spytał, nieco pewniejszy siebie niż zazwyczaj podczas rozmów z przebiegłą Francuzeczką: miał wrażenie, że rozmawiają w końcu tym samym językiem.

Ona umoczyła usta w kawie, zamyślonym wzrokiem badając otoczenie. Odstawiwszy ogromną filiżankę z powrotem na blat powoli uniosła szare oczy na przewodniczącego samorządu szkolnego.

– Zależy jaki będzie jej następny ruch.

Jeśli Nat miał jakiekolwiek poczucie, że pojawiła się między nimi nić zrozumienia – w tamtej chwili prysło.


       Oboje skończyli pić swoje kawy i za oknem zaczynała się szarówka poprzedzająca zachód słońca. Koty miauczały w kuchni, prosząc o podwieczorek w postaci kocich przysmaków. Siedzieli jednak w bezruchu – dziewczyna przytulała własne nogi, wspierając policzek o szczyty kolan, mężczyzna w zamyśleniu gładził kciukiem podbródek.

– Cóż, Le Haut. Brzmi to jak wybór, czy trzymasz się dalej swojego kręgosłupa moralnego, czy nie – Spojrzał na nią z błyskiem oka, opuszczając rękę na podłokietnik. – W twoim przypadku to chyba żaden wybór? – Zobaczył uniesione w zdziwieniu brwi. – Nie mów mi, że jeszcze nie zauważyłaś, jak sztywno trzymasz się własnych zasad – Zaśmiał się krótko.

– Nie wiedziałam, że mam jakieś zasady – odparła z lekkim uśmiechem spuszczając jednocześnie nogi z fotela, prostując dumniej plecy.

– Od jakiejś dekady albo i więcej nie spotkałem dzieciaka w twoim wieku o podobnym zasobie wiedzy, samoopanowania i szczerości – Sięgnął ponad stołem, żeby potargać jej jasne włosy w niemalże ojcowskim geście. – Nie zmarnuj się.

– Nie zamierzam – Schyliła się do płóciennego plecaka stojącego przy fotelu.

Kiedy ona grzebała w plecaczku, pan Jelimek wstał, poszukując wzrokiem konkretnego tomu na półkach jego domowej biblioteczki. Dziewczyna zaś wyciągnęła grubą książkę z intensywną zielenią będącą motywem przewodnim całej okładki.

– Prawie zapomniałam oddać – oznajmiła, kładąc tomiszcze połyskujące imieniem oraz nazwiskiem autorki wytłoczonym złotą folią: Philippa Gregory. – Miał pan rację, rzeczywiście zakochałam się w postaci Anny Boleyn.

– W porównaniu do niej masz szczęście – rzucił ponad ramieniem Jelimek, rozbawiony. – Nikt już głów nie ścina, więc śmiało rób co tam w szkole uważasz, że zrobić trzeba – Zdjąwszy z półki jedną z książek wrócił do stołu. – Mówiłaś, że czytałaś po francusku i angielsku – Wyciągnął ku niej książkę zatytułowaną „Sztuka wojny" autorstwa Sun Tzu. – Chyba czas odświeżyć lekturę w kolejnym języku.

– Lepsza paranoja niż śmierć.

______________________________

* En lundi – W poniedziałek

** C'est le cadet de mes soucis – To ostatnie z moich zmartwień

______________________________

Jeeej, znów się spóźniłam. Wygląda na to, że dom rodzinny blokuje mi wenę :/

Nie będę w związku z tym zapowiadać kolejnych części – będą się pojawiać, kiedy będą gotowe, chociaż docelowe jest publikowanie raz w tygodniu.

______________________________

Jak podobała się część 16.? Masz może, Drogi Czytelniku, jakieś uwagi? :)

Co sądzisz o odstąpieniu od oryginalnej fabuły sf – gdzie to Debra mówi o wydarzeniach – na rzecz sceny z Natanielem?


Do przeczytania! :)

Continue Reading

You'll Also Like

7.2K 511 41
- Wiedziałaś? - zapytał marszcząc brwi. - Lloyd ja - zawachałam się. Nie miałam pojęcia co mu powiedzieć. Miałam przecież być z nim szczera. - No ta...
41.3K 2.2K 62
Faktem było to, że Synowie Garmadona stanowili prawdziwe niebezpieczeństwo dla Ninjago i jego mieszkańców. Choć Ninja robili wszystko, żeby powstrzym...
920K 101K 124
Wiele było pięknych kobiet. Miał je wszystkie. Miał, władał, posiadał. Złoto, jedwab, diament, stal. Śpiew słowika. Wiele oczu go widziało. Wszystk...
12.7K 768 21
Rosalia Gonzalez ma wszystko, czego pragnęła. Cudownego chłopaka, z którym planuje przeprowadzkę do Madrytu, świetnych przyjaciół, i super pracę w ka...