Walc płatka śniegu

By Lisavieta

10.9K 739 270

Florence Le Haut - Francuzka o polskich korzeniach, magnes na problemy. Balet był w każdym jej oddechu, każdy... More

1.
2.
3.
4.
5.
6.
7.
9.
10.
11.
12.
13.
Rozstrzygnięcie konkursu!
14.
15.
16.
17.
18.
19.
20.
21.
22.
23.
24.
25.
26.
27.
28.
29.

8.

342 26 14
By Lisavieta

       Okolica ta znana jest pod różnymi nazwami – Triangle D'or, Champs-Élysées, ósma dzielnica czy też po prostu: dom. Florence nie mogła nacieszyć się widząc ogromny wapienny budynek* – pięć pięter narożnej dziewiętnastowiecznej rezydencji należącej do Le Hautów od paru pokoleń, około czterystu trzydziestu metrów kwadratowych pałacyku oddzielonego od Ogrodów Pałacu Elizejskiego ledwie jedną przecznicą. Marmury, drewniane panele, stoliczki na wąskich, wygiętych elegancko nóżkach, zdobne kominki zwieńczone lustrami zamkniętymi w rzeźbionych ramach i kryształowe żyrandole – wszechobecne piękno spowiadające się z wieków miłości Francji do estetyki. Nastolatka uśmiechnęła się słodko na widok spoglądającej na nią marmurowymi oczami klasycystycznej figury, jak zawsze stojącej na podium we wnęce naprzeciw drzwi frontowych.

       Ogromny dom wymagał wiele więcej pomocy domowej niż tylko madame Ygraine, którą zawsze młoda Le Haut i jej ojciec mieli na myśli, mówiąc o gosposi. Madame Ygraine, zatrudniona kiedy Bastien Le Haut miał niespełna dwadzieścia lat, teraz była na granicy szóstego krzyżyka i wciąż wykonywała swoją pracę z pełnią werwy, za którą chwalono ją pierwszego dnia. Bastien, mający już własne niespełna dwudziestoletnie dziecko, traktował kobietę jak rodzinę, natomiast dla małej Flo gosposia aktualnie była rodziną – Ygraine zmieniła jej więcej pieluch niż matka, obcałowała więcej niż tamta otartych kolan i łokci, utuliła po niemal każdym koszmarze, który zbudził dziecko pośród nocy skrzypiącej starym drewnem. Dlatego też, o ile marmurowa kobieta we wnęce naprzeciw drzwi wydawała się być strażniczką domu, o tyle prawdziwą strażniczką Le Hautów była właśnie gosposia zarządzająca pracownikami rezydencji – to ona wiedziała kiedy przyjadą ogrodnicy, czy trzeba dokupić drewna na opał albo wezwać chłopca do czyszczenia basenu, przyjemnie nowoczesnego dodatku do dziewiętnastowiecznego pałacyku, ukrytego w piwnicy. Właśnie ta wysoka, jowialna kobieta zamknęła nastolatkę w uścisku kiedy tylko ją zobaczyła, zaraz potem zaczęła składać na jej policzkach pocałunki francuskim zwyczajem, ćwierkając w ojczystym języku, jak to Florence zmizerniała w Polsce i że do obiadu nakryto w bawialni.


       Pracowała na zmianę z jedzeniem oraz snem, w międzyczasie wtykając w życiorys godzinkę czy dwie nauki polskiego, weekendowy wolny czas spędzając na wystawach sztuki, mniejszych lub większych koncertach; odwiedziła znów Moulin Rouge a Lou zaciągnęła ją do Parc de la Villette na jeden z seansów pod gołym, nocnym niebem Paryża – oczywiście obie dopłaciły po siedem euro, żeby z darmowych miejsc na trawie przenieść się w rozkładane materiałowe krzesełka ogrodowe. Tamtego wieczora Jeannette była na spotkaniu z jakimś chłopcem – nie trzeba więc być geniuszem, żeby domyślić się, o kim plotkowały ze śmiechem dwie z trzech przyjaciółek idące przez park ku stacji metra.

No, to musi być niezła randka, skoro Jean dalej nie napisała – stwierdziła wesoło Lou, bawiąc się kantem lekkiego szalika drukowanego w kwiaty, luźno wiszącego po obu stronach szyi. Ach! Ta miłość paryżanek do szali i szalików postaci wszelakiej! – Obstawiam, że właśnie siedzą na jakiejś ławce niedaleko domu Jean i się obściskują.

– Pfft – prychnęła z rozbawieniem Flo przewracając naraz oczami. – Z nas trzech tylko ty jesteś aż tak uczuciowa. Stawiam na długi spacer albo gość po prostu okazał się być mordercą.

Jak zawsze pełna jesteś optymizmu. Co do morderców: skąd wiesz, że któryś z tych twoich Polaków nie jest mordercą? Zadźgają cię w środku nocy – Wyszczerzyła ładne ząbki opalona na piękny odcień karmelu nastolatka, z nadzieją, że zasieje w sercu przyjaciółki nieco niepokoju.

Przecież na tym właśnie polegała przyjaźń łącząca całą trójkę: były względem siebie złośliwe.

Przestań! – Perlisty śmiech doskonale skwitował komentarz. – Żeby być mordercą trzeba mieć choć odrobinę – Zmrużyła nieznacznie oczy, cmoknęła cichutko, poszukując odpowiednich słów. Zerknęła w końcu na towarzyszkę, uniosła kącik ust. – Je ne sais qoui.**

Po raz kolejny tego wieczora – nie wiadomo który konkretnie – Lou wybuchła gromko śmiechem.

Sugerujesz, że w sumie każdy Paryżanin mógłby być mordercą?

Oczywiście! Myślisz, że nasza baletmistrzyni nie ma nikogo na sumieniu? – Dołączyła do śmiechu Florence, zawijając palce na skórzanych ramiączkach malutkiego, tkanego plecaka.

Wracając do twoich Polaków – Podjęła znów interesujący ją wątek złotooka Lou. – Skoro dalej im nie powiedziałaś o balecie, jak masz zamiar codziennie chodzić na zajęcia?

Florence wzruszyła lekko ramionami.

Nic im nie powiem. Jeśli się domyślą i spytają, to po prostu potwierdzę. Wpuszczam ich do domu, mogą wiedzieć i o tańcu.

Jesteś za bardzo logiczna, żeby aktualnie nie być robotem, kobieto – Zachichotała dziewczyna, zerkając na przyjaciółkę. – Co to w ogóle za sprawa z chłopakiem z orkiestry? Ostatnio często razem chadzacie na obiady, no i tych waszych spojrzeń nie da się nie zauważyć.

Daj spokój – odparła, niby przewracając znów oczami, ale pokrywając się jednocześnie na policzkach cieniem rumieńca. – Widzisz romanse, gdzie ich nie ma. Lepiej rozmawiajmy dalej o Polakach. Tata już wyjechał do Australii, więc będę ich odbierać z lotniska tylko z kierowcą – Nie pozwalając koleżance odpowiedzieć na zarzut związany z umiłowaniem romantyzmu zmieniła temat. Ciekawe, jak ich zabiorę z de Gaullea z bagażem tylko jednym autem. I to w środku tygodnia, praktycznie w środku nocy, kiedy rano mamy zajęcia.

Tym razem to Lou nieznacznie poruszyła ramionami z bagatelizującą problem manierą, przyzwyczajona już do zmian tematu za każdym razem, gdy w rozmowie pojawiały się wspominki o jakichkolwiek emocjach – zdawało się, że Flo zapomniała czym są uczucia po tym, jak odeszła jej matka. Lou, tak samo jak Jeannette, nie widziała w tym jej winy. Gorzko śmiejąc się ze stwierdzeń: „Bogaci nie mają problemów." wspominała swoją blond przyjaciółkę. Bogaci mieli problemy równie przyziemne i rodzinne, jak klasy średnie a nawet ludzie biedni. Pamiętała jak sama raz wydała za dużo na płaszcz, przez co pożarła się z rodzicami o pieniądze.

Weź auto ojca i zatrudnij na jeden wieczór drugiego kierowcę – podpowiedziała, świadoma, że oba samochody Bastiena Le Haut pozostały w Paryżu.

Przecież było to oczywiste – łatwiej wynająć auto do poruszania się po obcym kawałku świata już na miejscu, niż na dwa tygodnie sprowadzać jedno ze swoich. Rzecz tak oczywista, z której nieco mniej światowo obeznane warstwy społeczne mogły nie zdawać sobie sprawy, że nie trzeba było pytać: „Czy twój papa zostawił tutaj oba samochody?".

A jeśli chodzi o zajęcia, następnego dnia przyjdź od razu na próby. Nikt cię nie zabije jak raz będziesz odrobinę nieprofesjonalna, w końcu obie ciągle jesteśmy w szkole baletowej, nie w aktualnej pracy.

       Florence zrobiła jak poradziła jej przyjaciółka – siedziała na lotnisku, oczekując na opóźniony nieco przylot, w towarzystwie dwóch mężczyzn. Jeden, w średnim wieku, wyglądał na szofera – ubrany elegancko, nie ingerował w rozmowę podopiecznej i młodego, niewiele od niej starszego, mężczyzny w dużo mniej formalnym stroju. Młodym mężczyzną był syn madame Ygraine, często pomagający w niezobowiązujący sposób matce, gdy ta dbała o tę malutką, rozbitą rodzinę, jaką byli Le Hautowie. Czasem przywiózł brakujące składniki kiedy gotowała im obiad, innym razem pełnił rolę kierowcy auta, którego jedynym przeznaczeniem było przetransportowanie bagażu z punktu „A" do punktu „B".

       Jako małe dzieci często spędzali czas razem – Florence i Octave – rozkoszna para rozrabiaków sprowadzająca do wnętrz rezydencji Le Haut nieco życia, dziecięcych pokrzykiwań oraz bohomazów namalowanych świecowymi kredkami na marmurowych podłogach. Ojciec Flo, wiedząc o brzdącu, którego powiła najulubieńsza z pracownic jego domu, pozwolił, żeby przychodziła razem z nim do pracy, póki nie będą oboje, jego córka i jej syn, w wieku szkolnym – w ten sposób zadowolona z inwencji pracodawcy Ygraine mogła być spokojna o syna, pracując równie sumiennie, jak zawsze.

Florence i Octave wychowali się więc razem. To on, jako pierwsza osoba poza jej tatą, nazwał ją „Flo" – ona, jako pierwsza dziewczyna w jego życiu, trzymała go za rękę z uroczym, dziecięcym uśmiechem, któremu brakowało lewej górnej dwójki. Jedynie dzięki pomocy ojca oraz Octave dziewczyna nie stoczyła się z powrotem w kuszące znajomą wygodą smutku objęcia depresji, kiedy odeszła pani Le Haut.

Nie byli nigdy sobą zainteresowani, ale nie byli także przyjaciółmi.

Byli rodzeństwem niezwiązanym krwią.

Dlatego też Octave obawiał się obecności nieznajomych w dużym domu. Siostrzyczka opowiadała mu w wolnych chwilach, tak samo jak wcześniej pisała mu w wiadomościach, o ludziach z Polski – jak to nie mieli manier, szkolna przerwa obiadowa trwała jedynie pół godziny, jakby ktokolwiek w tym czasie mógł wcisnąć w siebie choćby przystawkę i pierwsze danie, i wszyscy dookoła zdają się kompletnie nie mieć śladu planów na przyszłość, o ambicji już nie wspominając.

       Odłożył kartkę z tabelą poznaczoną słowami na puste plastikowe krzesło po prawej, rozcierając kark. „Koleżanka ze szkoły mi pokazała tą zabawę." poinformowała go niemal godzinę wcześniej nastolatka, wróciwszy ze sklepiku z notatnikiem i dwoma długopisami – zabijali więc czas grą w państwa-miasta. Octave miał szczęście – dzięki przyjaźni jego matki z Le Hautem dorastał pośród ludzi ceniących sobie zarówno piękno jak i wartość edukacji, czym się od nich zaraził. Dowodziły tego wyrównane wyniki oraz różnorodność często dziwnych albo charakterystycznych, mało znanych, „inteligenckich" słówek, którymi wypełniali swoje tabele.

Chłopak wyprostował się w krześle, wyciągnął ręce ku sufitowi, wyginając plecy zmęczone garbieniem się nad kartką. Zerknął na siedzącą naprzeciw Florence – ziewała zasłaniając usta wierzchem dłoni, z całą pewnością usiłując nie otworzyć ust szerzej niż było to absolutnie konieczne. Zazwyczaj o tej godzinie Flo spała już a torba czekała, spakowana, przy drzwiach sypialni na poranne wybycie w kierunku Palais Garnier. Ziewanie nie mogło więc dziwić.

Idę po kawę – oznajmił podnosząc się z krzesła, palcami lekko rozczochrał brąz włosów ponad czołem.

Podwójną czarną, dziękuję – Skinęła głową na zasłyszaną informację, składając zamówienie nim zdążyło paść pytanie: „Też chcesz?".

Poprawił na jej szyi szalik – biały, drukowany dwoma odcieniami chłodnej niebieskości w architektoniczne cuda Europy – gestem nadmiernie opiekuńczego brata, po czym odmaszerował w bliżej nieokreślonym kierunku, by za jakiś czas wrócić z dwiema kawami. Usiadł obok koleżanki, podając jej jeden z kubków – odebrała go z miną tak błogą, jakby była chrześcijanką, której właśnie objawił się sam Jezus Chrystus w swojej zakrwawionej i dziurawej boskości. Zerknęła na wewnętrzną stronę lewego nadgarstka – tam ukrywała się analogowa tarcza drobnego, damskiego zegarka; Flo, jako osóbka praworęczna, nie lubiła nosić na prawym nadgarstku ozdóbek, wszystko jedno jak bardzo były użyteczne. Westchnęła ze zmęczeniem, uniosła wzrok na Octave, palcami oplatając gorący kubek.

Minęła właśnie pełna godzina opóźnienia i zapowiadało się, że jedna godzina zmieni się w dwie.

Też sobie lot wybrali – rzuciła, krzywiąc się nieznacznie. – Wiedziałam, że powinnam była wysłać cię po nich samego z kierowcą – Oczy zabłyszczały, jakby wewnątrz narastała agresja.

Oho, włączyła się frustracja. Nie odzywam się, chcę dożyć jutra – Uniósł kącik ust na irytację dziewczyny.

Rozparł się najwygodniej jak tylko potrafił w twardym krześle, zdjął plastikową nakrywkę z kubka i zaczął dmuchać na gorący napój. Tymczasem Florence rzuciła mu kolejne nieprzyjemne spojrzenie, mrucząc coś pod nosem z niezadowoleniem. Bolało ją ciało, od przynajmniej godziny powinna już smacznie spać a zamiast tego koczowała na lotnisku. Frustracja zaczęła zalewać drobne ciało powodzią gdy tylko skończyli grę, dotąd angażującą zbyt mocno, by Flo poświęcała wiele myśli innym kwestiom – nerwy pojawiły się wraz ze zniknięciem dystrakcji.

Octave jednak nie był człowiekiem z tendencjami do milczenia. Po chwili zdecydował się zahaczyć o temat potrafiący uspokoić siostrzyczkę w praktycznie każdej sytuacji.

Jak wam idą próby do... Coppélii? Dobrze pamiętam?

Nie zdziwił się widząc jak rozluźniają się nieznacznie mięśnie bladej, piegowatej twarzy i w szarych oczach pojawiają się gwiazdy. Mając szesnaście lat wciąż miała dla baletu dokładnie tyle samo miłości oraz pasji jak ponad dekadę wcześniej. Ba! Czasem wydawało się, że i miłość, i pasja, urosły razem z nią!

Świetnie pamiętasz – odparła lekko, wspierając plecy o czerwony plastik oparcia. – I próby też idą świetnie. Chłopak, któremu dali partię Frantza bardzo dobrze partneruje.

Frantz to ten gość, który zakochał się w pannie z okna, chociaż ma się żenić z tą Sss... Swietlaną?

Swanhildą – Poprawiła go rozbawiona nieznacznie Florence, unosząc w sekundę później dłoń, by zasłonić usta podczas kolejnego ziewnięcia. – Wiesz co? Poczekam w aucie. Jeśli belfer nie wyda ci moich znajomych to zadzwoń czy coś.

Czerwone włosy, białe włosy, ciuchy a'la wiktoriańskie, jasne. Nie zapomnij wyłączyć wyciszenia telefonu.


      Kaczuszki.

      Żółciutkie jak słoneczka kaczuszki w klasycznych tutu, biało-czerwonych, jak to noszone przez odtwórczynię Gulnary z „Le Corsaire" w wersji Baletu Bolszoj. Nie, kaczuszki! Tego tutu nie powinnyście nosić tańcząc walc płatków śniegu z „Dziadka do orzechów"! Kaczuszki, dlaczego tańczycie walc płatków śniegu do Nirvany?

Florence rozchyliła powieki zaklejone snem. Puszyste kuleczki kaczątek zniknęły sprzed oczu – tańczyły jeszcze gdzieś we wspomnieniach o śnie, z którego obudził dziewczynę telefon wrzeszczący głosem Kurta Cobaina: „He's the one who likes all our pretty songs; And he likes to sing along and he likes to shoot his gun.". Szofer siedzący za kierownicą, grający do tej pory w Candy Crush Saga, obejrzał się na panienkę słysząc ciche skrzypienie skórzanej tapicerki pod poruszającym się ciałem. Uśmiechnął się nieznacznie. Dziewczyna pocierała oko dłonią, wciąż wyglądając, jakby jedną stopą tkwiła za bramą snów.

Ile spałam? – spytała sięgając po telefon; aparat zamilkł, nim jej palce go choćby musnęły.

Niepełną godzinę.

Pokiwała głową, akceptując odpowiedź, wzrok kierując na ekran. Nieodebrane połączenie. Polacy musieli być już w Paryżu. Komórka odezwała się znów melodią „In Bloom", wyświetlając słówko „Octave" - nastolatka przesunęła palcem z lewej na prawą, przyłożyła telefon do ucha.

Mów – zarządziła zaspanym głosem, podnosząc się jednocześnie do pozycji siedzącej.

Samolot wylądował. Powinni już być przy odbiorze bagażu, zaraz można ich zgarnąć.

Czyli jeszcze ich nawet nie zobaczyłeś i mnie budzisz? – mruknęła, pocierając drugie oko. – Masz szczęście, że jestem zmęczona.

I że wszystko cię boli.

Dobrze wiesz, że zawsze mnie wszystko boli – Uniosła bezwiednie kącik ust. – Idę.

Rozłączyła się, odrzuciła warkocz na plecy. Kierowca, widząc, że jego pasażerka gramoli się niezdarnie w kierunku drzwi, wyskoczył z auta i otworzył je przed nią, jak na gentlemana, któremu dodatkowo za to płacą, przystało.


       Florence była przez cały czas „odbioru" znajomych półprzytomna. Jak zawsze grzeczna wobec nauczycieli – Farazowski i nauczycielka języka polskiego okazali się być dwoma z sześciorga opiekunów wycieczki – podała im adres pod którym mieszkać będą Kastiel, Rozalia oraz Lysander, przedstawiła im szofera biegle posługującego się, poza rodzimym francuskim, angielskim oraz niemieckim: „Monsieur Travere będzie ich przywoził na spotkania z wycieczką i zabierał po spotkaniach do domu."; podała numery telefonów do siebie, kierowcy, ojca oraz madame Ygraine: „Ja będę bardzo zajęta, ale gosposia jest w domu prawie cały czas, radzę dzwonić do niej w nagłych wypadkach. Też mówi po angielsku, chociaż ma dość ciężki akcent.". Ze znajomymi zaś nie zamieniła ani jednego słowa więcej niż „cześć" póki nauczyciele nie pożegnali się, pozwalając w końcu Octave oraz panu Travere zająć się bagażem trójki.

– Łał, dwóch kierowców? – Uśmiechnęła się Roza.

– Co? Nie, nie, Octave jest synem gosposi i nam pomaga czasami – Sprostowała Flo a francuz o brązowych, lekko nieporządnych włosach, zasłyszawszy swoje imię zwrócił się ku młodszej siostrze i białowłosej pannie, obdarzył obie dziewczyny zabójczym uśmiechem.

– Wyglądacie na dość, no wiesz – Rozalia poruszyła lekko brwiami, wesoła jak szczygiełek. – Bliskich sobie.

Jedynie dziewczyna z całej trójki wydawała się nie umierać – Kastiel był pozieleniały, najwidoczniej wbrew ojcu-pilotowi i matce-stewardessie niezbyt dobrze znoszący podniebne podróże, Lysander zaś zdawał się, zupełnie jak Flo, zasypiać na stojąco.

– Nic dziwnego. Dosłownie razem dorastaliśmy – Odpowiadając potarła lekko brew.

Nie miała siły bawić się w jakiekolwiek słowne przepychanki – było po północy, stawy narzekały zesztywnieniem na brak wypoczynku, nieprofesjonalne odstąpienie od codziennej rutyny a mózg ledwie pojmował ojczysty język matki, którym nagle znów była zmuszona się posługiwać.

        Dopiero następnego dnia miała docenić, że dzięki Polakom nie jest w ogromnym domu sama – Ygraine przecież, wszystko jedno jak bardzo zaprzyjaźniona była z rodziną, miała własny dom i własne życie do których wracała nakrywszy Le Hautom do kolacji; po posiłku rodzina samodzielnie załadowywała zmywarkę, następnie dwie osoby gubiły się pośród ciemności wlewającej się przez wysokie, francuskie okna.


       Ósma trzydzieści. Florence, niczym burza, biegła po schodach w kierunku jadalni leżącej na poziomie ogrodu, który nazywali w tym domu parterem – dlatego też, dziwnym trafem, drzwiami frontowymi wchodziło się od razu na pierwsze piętro. Sala jadalna znajdowała się między kuchnią a bawialnią – długi, drewniany stół na zgrabnych, wygiętych nóżkach przykryty był pięknym, ozdobnym obrusem, przystawione do niego wystawne krzesła przypominały zaś nieprzyzwyczajonym do podobnych luksusów Rozie, Kastielowi oraz Lysandrowi trony na skraju skromności, równie dobrze mogące być eksponatami muzealnymi – zupełnie jak niemalże wszystkie meble stojące w rezydencji.

Czerwonowłosy diabeł popatrzył na śniadanie – płatki śniadaniowe, słodki rogalik na serwetce, sok pomarańczowy oraz kawa podana w szklanej miseczce – i zaczął zastanawiać się, gdzie znajduje się najbliższy McDonald's. Widząc jego niezadowolenie Lysander uśmiechnął się leciutko, Rozalia dołączyła do uśmiechu, wymieniwszy uprzednio z przyszłym szwagrem spojrzenia.

– Czego się kurwa cieszycie? – burknął Kas, poirytowany, że wstał przed dziewiątą rano na posiłek, który wyglądał tak... Biednie. – Nie tylko mnie tutaj planują zagłodzić na śmierć.

– Kas, we Francji obiad się je około dwunastej, temu śniadanie takie małe – poinformowała go Rozalia.

Białowłosą rozsadzała energia – była właśnie w jednym z najpiękniejszych miast świata i na dodatek pozostając w nim, dostała największą sypialnię domu przypominającego bardziej pałac, niż aktualny dom!

– Ale żeby kawę w misce? – odpowiedział, jak zwykle odnajdując inną rzecz, która podtrzymywała w nim stan względnego niezadowolenia, gdy poprzednia okazała się być niewystarczająca.

Do pomieszczenia wpadła Florence – ulizana na gładko, z wysokim, dość płaskim kokiem, wokół którego w biegu oplątywała siateczkę; z ust wystawały wsuwki czekające na użycie a dresowe spodnie podtrzymywał rozwiązujący się sznureczek. Wyglądało to jakby ich nawet nie zauważyła, rzucając pod ścianę sportową torbę i upinając krawędź siatki we włosach. Goście Francuzeczki wymienili się spojrzeniami. Dopiero kiedy zerknęła ku szczytowi stołu, zawiązawszy na nowo sznurek w spodniach, zorientowała się, że Polacy byli już na śniadaniu.

– Bon matin ! – Rzuciła, opadając na miękkie krzesło przed bezpańskim rogalikiem, po który sięgnęła pospiesznie.

– Hej! Gdzieś się spieszysz? – Spytała zaciekawiona Rozalia.

Lysander skinął na powitanie głową.

– Tak, mam zajęcia za pół godziny i muszę zdążyć, bo mnie zabiją – Odparła, upijając kolejno łyk soku i kawy.

– Uczysz się na kucharkę? – Prześmiewczy półuśmieszek Kastiela pojawił się jakby znikąd.

Spojrzała na niego znad rogala, unosząc lekko jedną brew.

– Masz siatkę we włosach – Kącik jego ust podjechał nieco wyżej.

– Nie, nie na kucharkę – Przełknąwszy gryz odpowiedziała, przewracając naraz oczami.

Milczeniem Kastiel próbował zmusić ją, świadomie czy nie, by wygadała jakie zajęcia zaczyna o dziewiątej. Cóż, szczęście Flo – znała się na technikach manipulacji.

– Coś ciekawego macie dzisiaj w planach?

– Luwr! – Wyrwała się przed szereg rozanielona Roza.

– Ach, rozrywka na cały dzień. Pewnie będziecie jeść obiad w mieście?

– Dokładnie – Włączył się w rozmowę Lysander, czy też raczej: zajął w niej miejsce Kastiela niechętnego, by rozmawiać o planach wycieczki. – Zdaje się, że zobaczymy się dopiero wieczorem.

– Nie przejmuj się, i tak będziemy się widywać tylko wieczorami. I... Może przy śniadaniu, jeśli znowu za długo sobie pośpię.

________________
* Dom Flo jest wzorowany na prawdziwym budynku, który aktualnie jest na sprzedaż :D

** „Je ne sais quoi" dosłownie tłumaczy się na: „Nie wiem co" - używa się tego zwrotu w odniesieniu do bliżej nieokreślonej cechy, która sprawia, że ktoś lub coś jest atrakcyjne albo w jakiś sposób przyciąga uwagę; „to coś".

________________

Wybaczcie mi, błagam, tę zwłokę! Wydarzyły mi się okropne rzeczy - gry komputerowe pożerające cały czas i chęć życia! :D
Jednakże nie ma już gier w które chciałabym zagrać (Wiesiek za mną, wszystkie części Assassin's Creed też) - kolejne teksty będą pojawiać się już terminowo, słowo harcerza :)

Continue Reading

You'll Also Like

13.1K 613 24
Ninjago już jakiś czas temu wstało na nogi po ataku kryształowego władcy. Mieszkańcy świętują i wracają do dawnego życia. Jednak zło nigdy nie śpi, i...
635K 1.9K 31
Oneshots 18+!! Nic, co tu zawarte, nie jest prawdziwe Pojawiają się lesbian, ale gay raczej nie. Czytasz na własną odpowiedzialność. Zapraszam.
51.4K 1.9K 114
⚠️!!‼️Zaburzenia odżywiania, przekleństwa, przemoc, ataki paniki, sceny 18+ ‼️!!⚠️ Siostra Karola, o której praktycznie nikt nie wie. Mieszka w Angli...
45.8K 3.1K 71
Gdzie ona zostaje mu podarowana jako prezent