Wilczy lokator

By Miss_AshNami

388K 34K 2.4K

Selena Howard wywodzi się z wampirzej rodziny, ale ona sama nim nie jest. Rodzice zamartwiają się codziennie... More

Prolog
Rozdział 1. Howardowie
Rozdział 2. Koniec roku, impreza i niespodzianka
Rozdział 3. Lokatorzy
Rozdział 4. Kaptur
Rozdział 5. ,,Tatusiek"
Rozdział 6. Nocka
Rozdział 7. Wilk
Rozdział 8. Potworek
Rozdział 9. Einar- Domowe zwierzę
Rozdział 10. Partnerka duszy
Rozdział 11. Zebranie
Rozdział 12. Zew krwi
Rozdział 13. Randka?
Rozdział 14. Obopólny strach
Rozdział 15. Pierwsza wspólna noc
Rozdział 16. Twardy poranek przed powrotem
Rozdział 17. Atrakcyjność
Rozdział 18. Budzące się uczucia
Rozdział 19. Festyn
Rozdział 20. Dzika furia
Rozdział 21. Bliskość i przyjemność
Rozdział 22. Wyzwanie
Rozdział 23. Przyjazd Taji
Rozdział 24. Strata
Rozdział 25. Nowe życie
Rozdział 26. Słodka przeszłość
Rozdział 27. Serce nie sługa
Rozdział 28. Ciemność
Rozdział 29. Agonia
Rozdział 30. Krew
Rozdział 31. Głód
Rozdział 32. Pobudka
Rozdział 33. Więź
Rozdział 35. Wyznanie Camio
Rozdział 36. Postępy
Rozdział 37. Powrót Seleny
Rozdział 38. Chata w lesie
Rozdział 39. Demony
Rozdział 40. Walka o przetrwanie
Rozdział 41. Pragnienia
Rozdział 42. Niekończąca się potrzeba
Rozdział 43. Żądanie satysfakcji
Rozdział 44. Udowadnianie
Rozdział 45. Dziecko?
Rozdział 46. Mijający czas
Epilog

Rozdział 34. Zmagania

7.6K 610 42
By Miss_AshNami

Minął tydzień, odkąd zamieszkałam w starym domu. Przez siedem dni, każdego dnia z sukcesem udawało mi się unikać Einara, podczas gdy nocą zamieniałam się w wygłodniałe, rzucające się na niego monstrum. Zamieniałam się w istotę żądną nie tylko krwi, ale również ciała. Nie rozumiałam tego, ale jego bliskość wydawała się koić wampira we mnie, tymczasem ludzka część, obawiała się fizycznego kontaktu.

Miałam kończyć piąty semestr, pomyślałam z goryczą kiedy popołudniu złożyłam podanie o urlop dziekański. Daniel załatwił mi od lekarza zaświadczenie o mojej niezdolności do kontynuowania nauki, w bliżej nieokreślonym czasie. Z niezadowoleniem usłyszałam, jak w sekretariacie panie zawodzą, ale kiedy pokazałam papiery, ich miny zrzedły i życzyły mi powrotu do zdrowia.

Nie miałam pojęcia co tam zostało wypisane, ale sądząc po tym jak krew im odpłynęła z twarzy, przypuszczałam, że coś śmiertelnego.

Wsiadłam do samochodu, w którym czekał Zayne i pojechaliśmy do mojego mieszkania, by zapakować wszystkie rzeczy. Kiedy jednak stanęłam w drzwiach, sparaliżował mnie strach a umysł wypełniły sceny okropnej nocy. Wybiegłam czując się chora. Na słabych kolanach powłóczyłam do samochodu. 

Mężczyzna wydawał się domyśleć wszystkiego i bez słowa sam wyszedł, a kiedy dostrzegłam go wychodzącego z budynku, z olbrzymią torbą zrozumiałam, że wykonał robotę za mnie.

Posłałam mu wdzięczne spojrzenie.

Do Middle Air jechaliśmy sześć godzin, a kiedy wróciliśmy była już noc.

Powędrowałam do swojego pokoju, gdzie wiedziałam, że będzie już tam czekał 'on'. Dalej ciężko mi było uwierzyć, że zostaliśmy oszukani. Sposób w jaki to wszystko przedstawiał wydawał się logiczny, ale nie potrafiłam ponownie zaufać. Wciąż ciężko było mi myśleć o nim inaczej niż w przeciągu ostatnich lat— czyli jak o zwykłym, oszukańczym dupku. Mój rozum oponował, wzbraniał się przed ponownym zaufaniem, ale głodna wampirzyca we mnie pragnęła jego dotyku jak łyku powietrza.

Wchodząc do pokoju zauważyłam czekającego Einara. Instynkt samozachowawczy podpowiadał bym uciekała. To był zwyczajna reakcja, na czyjąś obecność. Westchnęłam, biorąc uspokajający wdech, przypominając sobie jednocześnie, że to przecież 'ten' Einar, który nie skrzywdzi mnie. Przynajmniej fizycznie... 

Uniosłam wzrok, aby mu się przyjrzeć. Jeśli to co widziałam w jego oczach lata temu było prawdziwe, nie zrobiłby mi krzywdy, ale głos w telefonie który sprawił, że runął mój cały świat, wciąż rozbrzmiewał w mojej głowie. 

Wspięłam się na łóżko plecami do niego. Nie dotykał mnie, ale wiedziałam, że to się stanie, gdy poczuję głód. Nieważne jak bardzo walczyłam by nie pić, w końcu do tego dochodziło, przeważnie ewoluując do krępujących czynów. 

Einar wprawdzie nie powtórzył tego, co zrobił pierwszej nocy, ale składał pocałunki i pieścił delikatnie uspakajając, tuląc w ramionach, podczas gdy ja rzucałam się jak w gorączce. Dlatego właśnie każdego dnia go unikałam. Było mi zwyczajnie wstyd, by móc spojrzeć mu w oczy.

Przymknęłam powieki i zaczęłam lawirować między snem a jawą, aż zauważyłam, że ciepło bijące od wilka za mną, niespodziewanie zniknęło. Przebudziłam się pozostając w mroku. Przeszły mnie ciarki. Spojrzałam w kąt tam gdzie był dziwny cień, jakby tam ktoś stał, czając się. 

Sapnęłam, gdy dostrzegłam czerwień na bladej twarzy przystojnego mężczyzny i utkwiony we mnie oskarżycielki wzrok. Krzyknęłam rozpoznając Fina. Odbiłam się od zagłówka łóżka i wszczepiłam w niego pazury. Moje serce biło, jakby miało zaraz wyskoczyć!

Wtedy usłyszałam podniesiony głos— Sel!

Otworzyłam oczy i z trudem przełknęłam widząc zmartwioną minę Eina. Zaczerpnęłam drżącego oddechu i opadłam na poduszki, ciężko dysząc. Wytarłam dłonią pot, który zrosił moje czoło. Odpięłam guzik w koszuli i zapatrzyłam się w sufit.

— Sel?

Nie miałam ochoty rozmawiać. Odwróciłam się i zamknęłam oczy starając się opanować rozszalałe serce.

— Byłem w toalecie, ale wróciłem natychmiast jak usłyszałem, że coś się z tobą dzieje niedobrego.

Nie odpowiedziałam. Wciąż miałam przed sobą obraz Fina. Mężczyzny, który mnie kochał i zginął przeze mnie. Gdyby tylko poszedł ze mną do tego sklepu... Gdybym go kochała, a nie oszukiwała jego i siebie...

Wstrząsnął mną szloch. Zaciskałam pięści i zęby, by wilk mnie nie usłyszał. Kiedy jednak jego ciepłe i dające poczucie bycia w domu ramiona oplotły mnie, przyciągając do twardej klatki, zrezygnowałam płacząc otwarcie, wyrzucając swoją duszę na zewnątrz. Opłakiwałam Fina. Opłakiwałam Einara i nasze stracone lata. Opłakiwałam ból zadany mojemu ciału i duszy przez atak zmiennego w alejce. Opłakiwałam koniec życia, jakie dotąd znałam.





***





Jeden, jedyny raz zapłakała otwarcie i jeden jedyny pozwoliła mi się tulić, poza chwilami karmienia. Odwracała się zawsze plecami do mnie i milczała. Koszmar nigdy więcej nie powrócił, a przynajmniej nie tak dramatycznie.

To był drugi tydzień od jej powrotu i nie mogłem zasnąć. Chodziłem po pokoju, rozmyślając nad sprawą tajemniczego wilka, który ośmielił się skrzywdzić moją Selenę. Była moja, nieważne co mogła sobie myśleć. Postanowiłem, że zawalczę o nią nieważne ile czasu miałoby mi to zająć.

Układając myśli, miałem właśnie przejść do łazienki, kiedy drżący oddech zatrzymał mnie w miejscu. Spostrzegłem, że Selenie znów śnił się koszmar. Podrygiwała niespokojnie na materacu. 

W sekundzie znalazłem się przy niej, zagarniając w uścisk, a wtedy wszystko zniknęło. Napięcie opuściło jej ciało i odprężyła się. Wa tamtym momencie dotarło do mnie, że jej opór aby zaufać nie dotyczył  wcale istoty mistycznej jaka w niej tkwiła. Przyjrzałem się dokładnie jej uchylonym czarnym oczom, w których nie błąkał się żaden strach, ale oczekiwanie. Wampir w niej wierzył mi, ufał i oddawał w moje ręce, gdyż musiał wyczuwać łączącą nas, niewidzialną dla oka przynależność do siebie.

Moje serce zadrżało i poczułem jak oczy zaczęły piec. Przegryzłem wargi i zamknąłem je, wsłuchując się w miarowy oddech kobiety, samemu biorąc łyk powietrza.

Zasnęła, ale ja nie byłem w stanie pójść w jej ślady. Zatopiłem się w myślach, jak powinienem rozegrać tę 'partię szachów'. Trwało to wiele czasu. Niebo z różowej poświaty, zdążyło zmienić kolor na piękny błękit, gdy nastał dzień. 

Wyczuwając, że Selena powoli zaczęła się budzić, delikatnie ułożyłem ją na poduszkach i odsunąłem, by nie odkryła co zaszło w nocy. Skierowałem się do drzwi.

Kiedy zamykałem drzwi za sobą na zewnątrz, zdążyłem uchwycić jej nieufne spojrzenie utkwione we mnie. Odetchnąłem głęboko. Musiałem się pozbierać. Musiałem mieć siłę za nas dwoje.

Zszedłem po schodach i wyszedłem na godzinną przebieżkę, w drodze spotykając wuja. Nie rozmawialiśmy. Nie było po co. Wiedział z czym się zmagałem.

Usunęliśmy się ze ścieżki i wlecieliśmy w głąb lasu.




***




Wiedziałam z zajęć na studiach, że ofiary gwałtów najczęściej zamykały się w sobie albo szukały zapomnienia w używkach. Poza tym istniał jeszcze szereg różnych zachowań destrukcyjnych, ale te mnie ominęły. W najbliższym czasie nie zamierzałam pakować się w żadne niebezpieczne sytuacje. Najchętniej w ogóle nie wychodziłabym z domu.

Jasne było dla mnie i innych, że zamykałam się w sobie. Nie miałam ochoty z nikim rozmawiać, chociaż nie czułam już panicznego lęku za każdym razem, gdy słyszałam hałas. To otworzyło pewne możliwości dla moich rodziców. Zabrałam się ze wszystkimi do *Stone Hill, większego miasta niż Middle Air, oddalonego zaledwie godzinę jazdy, gdzie organizowany był festiwal kolorów. W przeszłości wiele razy prosiłam, by mnie tam zabrali. 

Doceniając trud, jaki włożyli wychodząc z łóżek popołudniu, zgodziłam się. I naprawdę było warto. Ludzie bawili się, a widok był piękny, zjawiskowy. Stwierdziłam, że zdecydowanie to najpiękniejsza rzecz na świecie. Na tyle odbiegłam myślami od wszystkiego innego, że to pozbawiło mnie tchu. Nie wiedzieć kiedy poczułam łzy w oczach. Przełknęłam je szybko i ponownie skupiłam się na mieszance barw. Moi rodzice nie pasowali tam zupełnie i zrozumiałam, że ja również.

Wracając do samochodu nie zauważyłam, że w oddali stała grupka palaczy. Poczułam słabość, gdy uderzył we mnie smród papierosów. Złapałam się matki, walcząc z mdłościami. 

Godzinę później byliśmy już w domu, a cały ledwo zdobyty humor, diabli wzięli. Posłałam rodzicom uśmiech wdzięczności— a przynajmniej miałam nadzieję, że taki właśnie był— po czym na słabych nogach, zaczęłam wspinać się do swojego pokoju.

Zatrzymałam się kiedy na mojej drodze stanął Einar. Patrzył na mnie intensywnie, a jego czoło marszczyło się, jak przypuszczałam w trosce.

— Coś się stało?

Pokręciłam przecząco głową i weszłam do środka. Nie zatrzymał mnie. Nie powiedział nawet słowa. Od jakiegoś czasu taki właśnie był. Nie drążył tematu, ale wyczytałam z jego twarzy, że chciał. Czekał tylko, aż sama to zrobię, ale ja nie byłam gotowa i nie wiedziałam czy kiedykolwiek będę.

Nastał wieczór więc z ociąganiem zeszłam do kuchni. Czułam, że powinnam zacząć rozmawiać. Nie mogłam się pogrążać, ale wiedzieć to a przemóc się to były dwie różne sprawy... 

Przywdziewając uśmiech na widok znajomej postaci, w znajomym otoczeniu, zaczęłam :  

—Cześć, Camio.

  — Seleno— wychrypiała, a w jej oczach dostrzegłam zmęczenie.

—  Jesteś chora?

Chowaniec pokręcił tylko głową i spuścił wzrok na podłogę. Nie wiedziałam co powiedzieć. Podświadomie czułam, że powinnam coś powiedzieć, ale każde słowo, to była udręka.

Mimo to zmusiłam się. Pomijając cała tę tragedię, wciąż byłam uparta nawet wobec siebie.

— Wyglądasz na chorą. Potrzebujesz jakiś ziół lub czegoś?  

Ze zdziwieniem zaobserwowałam, że jej twarz wykrzywiła się w grymasie, a ciało zaczęło telepać. Jakby rażona piorunem, wyprostowała się niespodziewanie i wybiegła z kuchni.

Wstrząśnięta parzyłam za oddalającymi się plecami.

 — Jest taka odkąd wyjechałaś —  usłyszałam twardy głos matki — Mało mówi.

  — Rozumiem — burknęłam, nie mając pojęcia co powinnam dalej odpowiedzieć. 



Kilka dni później, obudziłam się w nocy i wyszłam na taras. Mój organizm przyzwyczaił się całkowicie do zmian i zaczęłam odczuwać skutki egzystencji w dzień. Byłam wtedy pozbawiona ulepszonych zmysłów, do których nawykłam i nie podobał mi się  ten stan rzeczy. Noc stała się moim dniem. Rozumiałam już w pełni, dlaczego rodzice tak bardzo woleli tę porę.

Zamknęłam oczy i podwinęłam nogi na ławce. Było zimno, ale nie przeszkadzało mi to jak wcześniej. 

Przypomniało mi się jak kiedyś mieliśmy zwyczaj z Einarem, siedzieć nocą rozmawiając, aż zmógł nas sen. Czasami budziliśmy się dopiero rankiem, roztargnieni, ale szczęśliwi. 

Uśmiechnęłam się patrząc przed siebie. Wszystko było takie wyraźne, dokładniejsze. Wciąż mnie zaskakiwało to, jak  moja percepcja uległa ulepszeniu. 

Wyciągnęłam ręce z kieszeni płaszcza i wyciągnęłam przed siebie, oddając je chłodowi zimy. Skupiłam się na tym wrażeniu. Było inne niż w przeszłości, bardziej subtelne i niekrzywdzące. 

  — Przestraszyłaś mnie— dobiegł mnie zdyszany głos Einara. 

Zerwałam się na nogi, przyciskając dłoń do piersi. Po chwili z ulgą odetchnęłam, po czym zacisnęłam  w wąską linię usta siadając z powrotem na ławkę.

  — Ty mnie również— wycedziłam zła.

— Myślałem, że uciekłaś czy coś... 

— Niby gdzie? Wszystkie moje rzeczy znajdują się tutaj —  odparłam sucho.

— Myślisz, że myślałem o tym widząc puste miejsce w łóżku? 

Uniosłam wzrok i wtedy zauważyłam, że stał na boso, z poczochranymi włosami, zaledwie w koszulce i bokserkach. Oderwałam oczy od niego, speszona.

  — Jest zimno. Wejdź do środka— powiedziałam cicho licząc, że sobie pójdzie.

Zapomniałam tylko, jaki w przeszłości był Einar. Zawsze robił to co chciał. Tak było i tym razem. Nie ruszył się z miejsca.

  —  Jeżeli ci przeszkadzam, pójdę kawałek dalej.

Westchnęłam.

— Nie trzeba. Zmieniłam zdanie...

Ruszyłam do domu, a wilk za mną. Ściągnęłam materiał, a następnie skierowałam się do kuchni, słysząc i czując jego obecność za sobą. Trochę mnie to zdziwiło. Przez ostatnie dni prawie w ogóle go nie widywałam. Dawał mi potrzebną przestrzeń, więc to było nieoczekiwane posunięcie.

Co mu chodziło po głowie?

Zagryzłam niespokojnie wargę i otworzyłam lodówkę wyciągając piwo. Przeszłam do salonu, siadając na kanapie i przycisnęłam guzik włączając telewizję. Usłyszałam trzask w kuchni, a potem poczułam ugięcie się poduszki obok. Zerknęłam na mężczyznę siedzącego z piwem, wpatrującego się w ekran.

Nie potrafiłam odczytać jego zamiarów. Kim byliśmy dla siebie teraz? Czego ode mnie chce? Dlaczego tylko jego krew sprawia, że szybciej bije mi serce?

Zassałam niespokojnie powietrze do ust.

  — Jesteś głodna?

Oderwałam wzrok od przystojniejszych  niż zapamiętałam rysów i utkwiłam oczy w filmie odtwarzanym z płyty, bąkając jednocześnie zaprzeczenie. Wzięłam szybko łyka. Jego obecność wywoływała we mnie powrót wspomnień i dawnych uczuć. Nie potrafiłam skupić się na akcji toczącej się przede mną. Byłam zaabsorbowana bijącym ciepłem od Einara.

Znajome wrażenie, przypłynęło do mnie, podkradło się jak najlepszy złodziej i zabierało lęki, małymi, drobnymi mackami, kawałek po kawałeczku.

Zacisnęłam dłoń na szkle i nagle usłyszałam trzask. Sapnęłam gdy ciecz rozlała się po mnie, mocząc ubrania. Rzuciłam się do kuchni po szmatkę i wróciłam w parę sekund, natychmiast kucając na podłodze,ścierając bałagan który omyłkowo narobiłam.

Zamarłam, kiedy powiedział — Tęskniłem za tobą.

Moje tętno wzrosło.

—   Zrobię wszystko, by cię odzyskać. By odzyskać to co mieliśmy.

Przez chwilę trwaliśmy w milczeniu, które mogłoby się stać śmiertelną ciszą gdyby nie buczenie telewizora. Mimo to czułam, jak wszystko wokół zamarło, jakby wstrzymało oddech w oczekiwaniu na to co miało nastąpić.

Zadrżałam.

— Jestem kimś innym ,Einar—  urwałam zaciskając powieki— Ty jesteś inny.  Oboje się zmieniliśmy. Wszystko uległo zmianie...

— Nie wszystko—  powiedział twardo— Nigdy nie przestałem cię kochać.  

Odważyłam się zerknąć, słysząc przekonanie w jego głosie.

Jego wzrok kusił bym uległa. Zaśmiałam się ponuro.

 —  Jeszcze miesiąc temu, powiedziałeś mi tyle świństw, że...

—     Nie mam usprawiedliwienia na to.

Szatyn klęknął przede mną tak, że byliśmy niemal na tym samym poziomie i zaczął mówić. Nie spuszczał wzroku, nie unikał. Ani razu nie dostrzegłam fałszu o co nim kierowało. Miał rację. Nie usprawiedliwiło to jego słów, ale zwolniło jakąś barierę we mnie, która blokowała emocje. Ściągnął pierwszą cegłę, przy rozbiórce muru stworzonego przeze mnie do obrony przed krzywdą. 

Emocje które czuł, były tymi które dawno temu paliły mnie żywcem. Dotarło do mnie, że ofiary są różne. A my oboje staliśmy się nimi w wyniku czyichś machinacji. Nie tylko ja cierpiałam. Oboje byliśmy efektem nieśmiesznego żartu, oboje skrzywdzeni choć można było tego uniknąć, gdybym nie była aż tak uparta.

Tak... Była w tym też moja wina, przyznałam. Byłam młodsza i naiwna, a to była moja pierwsza miłość— która jak wierzyłam— miała być na całe życie. 

Ciepłe spojrzenie karmelu, przedzierało się znów do najczulszych zakamarków mojego serca... 





 ***





Z nieobecną miną sprzątałem salę, chcąc jak najszybciej znaleźć się w domu, gdzie Selena była na wyciągnięcie ręki. Zawarliśmy niemą umowę między sobą, w której ja nie naciskałem na nią, a ona nie unikała mnie więcej. Chociaż nasze rozmowy dalekie były od tych z przeszłości, nastąpił pewien progres, a czasem udawało mi się sprawić, że kącik ust powędrował łagodnie do góry. Może to było nic, ale dla mnie to oznaczało niemal wszystko.

Właśnie zostało mi tylko umycie podłogi, kiedy w tylnej kieszenie spodni wyczułem wibracje. Sięgnąłem po telefon i skrzywiłem się na widok wyświetlanego przezeń imienia.

Taja od kilku tygodni nie przestawała do mnie wydzwaniać, ale konsekwentnie nie odpowiadam na jej próby podjęcia ze mną rozmowy. Zarówno rodzice Seleny dokładali wszelkich starań, aby trzymać ją z daleka ode mnie, kiedy siłą chciała się przedrzeć do domu. Nikt jednak nie wpuścił jej za próg, pomimo mizernego wyglądu i szczypty paniki w oczach. Nie wierzyłem jednak w jej stan. Doskonale się już przekonałem, jak bardzo potrafiła być przekonującą aktorką.

Obawiałem się, że jeżeli stanę twarzą w twarz z nią, to nerwy mi puszczą i zabiję ludzką kobietę. Nigdy nie zabiłem wcześniej człowieka, ale zrobiłbym to jeśli tylko stanęłaby mi na drodze. Gdyby nie ona nie tylko nie rozstalibyśmy się z Seleną, ale nigdy by nie ucierpiała, ponieważ byłaby przy mnie, gdzie mógłbym ją obronić.

Zazgrzytałem zębami w czystej złości, zaciskając palce na mopie.

Policja wciąż nie złapała tego sukinsyna, który zaatakował moją partnerkę. Ale zdziwiłbym się, gdyby rzeczywiście go zapuszkowali. Nie było łatwo założyć wilkowi kajdanki. Oni gryzą. Dlatego jakiś czas temu, postanowiłem samemu włamać się do dowodów, gdzie znajdywały się próbki krwi spod paznokci Seleny, gdy udało jej się pozyskać od gwałciciela DNA. Zapach był zwietrzały, ale wystarczający, bym mógł rozpoznać, kiedy osobnik zbliżyłby się do niej.

Wiedziałem, że nie zaznam spokoju, dopóki go nie złapią. Ta sytuacja mocno nadszarpywała moje nerwy.

Jak tylko skończyłem rozważania i czyszczenie podłogi, tak jak każdego dnia sprintem znalazłem się w samochodzie, by ruszyć do wampirzycy. Kilka minut później biegłem już po schodach, ale pisk z kuchni skutecznie mnie od tego odwiódł.

Zawróciłem.

Rozejrzałem się i stanąłem przed Camio, która klęczała na podłodze, z zaróżowionymi policzkami i potem oświetlającym jej twarz.

— Co się dzieje, u licha?!

— Jej wpływ zniknął— szepnęła udręczona, ciężko dysząc.

— Wpływ? Jaki wpływ? Czyj wpływ?

— Ona jest demonem panie Einarze. Malumem!


______________________________________________

*Stone Hill- nie istnieje

Gwiazdki i komentarze mile widziane :)



Ilość słów : 2600

Opublikowano : 19.03.2017 


Continue Reading

You'll Also Like

188K 6.8K 58
Ona, zwyczajna dziewczyna. On, zwyczajny wilkołak z obsesją na jej punkcie
328K 13.4K 30
Każdy wilkołak prędzej czy później znajduje swojego mate. W moim przypadku nie mogło być inaczej. Jednak los postanowił ze mnie zadrwić. I kiedy wres...
84.4K 3.8K 40
Czy przypuszczałeś kiedyś, że zakochasz się we wrogu? Nie, i oni też nigdy się tego nie spodziewali. On - przyszły alfa wilkołaków Europy. Facet o si...
678K 35.5K 56
Charlotte po przykrych przeżyciach postanawia wyjechać ze swojego rodzinnego miasta. Wyrusza do Nowego Jorku aby zacząć życie od nowa. Aby pozbyć się...