Rozdział 5. ,,Tatusiek"

11K 871 127
                                    


Po dwóch godzinach wróciłam sama do domu. Do szybkiego powrotu zmusiła mnie wyjątkowo kiepska muzyka w radiu. A może tu chodziło zwyczajnie o mój posępny humor albo ludzką ciekawość, skierowaną ku zakapturzonemu chłopakowi.

Kaptur. Tak postanowiłam go nazywać w myślach, ponieważ jak dotąd nie mieliśmy okazji się sobie przedstawić. Samo życie...

Trochę to będzie niezręczne, kiedy ostatecznie nadejdzie ta chwila, w której staniemy naprzeciw siebie. Przegryzłam ze złości wargę, na myśl o czekającym nas spotkaniu.

Gdy przekraczałam próg, mijała właśnie godzina dwudziesta pierwsza. Nie widząc nikogo w pobliżu, wzruszyłam ramionami i zaczęłam wspinać się po kremowych schodach, jeżdżąc beznamiętnie palcem po poręczy.

Będąc na ostatnim stopniu, usłyszałam chrząknięcie. Podniosłam wzrok zdziwiona.

Ten o którym rozmyślałam cały dzień, stał niedbale oparty o ścianę naprzeciwko mnie, ze krzyżowanymi ramionami.

— Co tak długo cię nie było?

Wytrzeszczyłam oczy. On tak serio?

— Byłam w barze.

— Wiem. Widziałem cię tam.

— To dlaczego nie podszedłeś?

Zawahał się i uciekł gdzieś wzrokiem w bok.

— Bez powodu. Po prostu śpieszyłem się.

Mruknęłam coś nieprzekonana. Chłopakowi najwidoczniej się to nie podobało, bo wyprostował się nagle jak struna.

Cokolwiek miał zamiar powiedzieć, nie zrobił tego, bo znikąd pojawił się mały chłopiec, przecierający zmęczone oczy. Jak każdy azjata miał czarne włosy i skośne oczy, które u małego były barwy ciemnego brązu, w tej chwili zamglone przez senność.

— Tommy— powiedział mój rozmówca ze zmartwieniem, po czym szybko podbiegł do dziecka, podniósł je na ręce zdejmując sobie przy tym kaptur z głowy.

Więc ciemny szatyn, stwierdziłam na widok krótko obstrzyżonych włosów, koloru gorzkiej czekolady.

— Nie mogę zasnąć— wyszeptał malec.

— Znów miałeś koszmar?

Chłopiec pokręcił przecząco głową i zagapił się na mnie. Moje brwi automatycznie podjechały do góry.

— Ładnie pachniesz— powiedział azjata łagodnie się uśmiechając, na co mężczyzna zassał powietrze i rzucił mi dziwne spojrzenie.

— Idę go położyć. Pogadamy jutro— warknął, aż podskoczyłam w miejscu.

Na odchodnym usłyszałam tylko dziwne, pełne skruchy słowa dziecka:

— Przepraszam, zapomniałem że jesteśmy wśród ludzi...



***



Następnego dnia spotkaliśmy się na śniadaniu. Ja, Tommy, niejaki Einar oraz wujek Zayne. Przyjechali tutaj z Filadelfii... Ostatnio. Z tego co mówili, mieszkali praktycznie wszędzie. Rozumiałam, jak to jest nie zagrzać nigdzie stałego miejsca, bo sama tego nie zaznałam, dopóki nie trafiłam do Middle Air. 

Oczywiście spowodowane to było tym, że ciężko byłoby wytłumaczyć ludziom, dlaczego nikt z mojej rodziny się nie starzeje. Poza tym nie zawsze mogliśmy się zaaklimatyzować. Czasami bywało tak, że ludzie byli zbyt natrętni i nachodzili nas.

Wilczy lokatorOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz