Rozdział 2. Koniec roku, impreza i niespodzianka

12.3K 935 49
                                    



Nastał ciepły, słoneczny ranek, a mi kompletnie się nie chciało zrywać z łóżka. Normalnie nie miałam problemu z ty, ale od dwóch tygodni średnio się wysypiałam. Wciąż miałam w nozdrzach zapach tamtej krwi, ale nic niepokojącego ani nowego się nie działo od tamtej pory. Kły miały normalną długość, a mnie na widok czyjejś rany nie skręcało. Wróciłam nawet następnego wieczoru do baru, ale nie czułam już tej woni.

Wniosek? Najwyraźniej zaczęłam popadać w obłęd. Bo jak inaczej można zinterpretować to co się ze mną działo? Właśnie tak... Świruję. Nawet nie wspomniałam rodzicom o tym co się zdarzyło, bo prawdopodobnie zaciągnęliby mnie siłą do wiedźmy. Mogę być szalona, ale nie głupia. Walka na siłę z nimi to okrutny, mało śmieszny żart, a jej wynik to oczywista, oczywistość.

Przeciągnęłam się szykując ciało na wyjście z wygodnego wyrka.

Jedna pozytywna rzecz dotycząca poranka, tuż przed pójściem do szkoły, to brak Loren. Tak jak reszta rodziny preferowała nocny tryb życia. Nie musieli tego robić, wszakże nie byli uczuleni na słońce, ale zachowywali się jak każdy wampir, a to była swojego rodzaju zapobiegliwość z ich strony. Za dnia bowiem wampiry czuły się osłabione. Mogły normalnie funkcjonować, ale nie chciały narażać się na niepotrzebne ryzyko.

Pijawki to przewidywalny gatunek i nie lubił niespodzianek.

Wyszykowałam się w dwadzieścia minut. Zaszalałam nawet i założyłam czarną spódnicę z wysokim stanem, do tego błękitną szyfonową bluzkę bez rękawów i tradycyjnie, niezawodne czarne szpilki. W końcu tego dnia czekało mnie zakończenie roku i otrzymanie upragnionego High School Diploma.

Nie mówiłam rodzicom o tym, bo jeszcze by przyszli i narobiliby obciachu.

Mogłam sobie to wyobrazić : Matka na pewno zaczęłaby się wywyższać i wielce prawdopodobne, że palnęłaby coś o 'śmiertelnikach'. Z kolei tatko nie mówiłby nic, ale pewnie stałby tam jak oferma. Szczerze go kochałam, ale zawsze stawał się ciamajdą, gdy mu na czymś zależało lub się denerwował. Kontakty z ludźmi należały do drugiej kategorii.

O rodzeństwie nawet nie wspomnę...

Zjadłam serek na śniadanie i porozmawiałam chwilę z Camio, naszą demoniczną pomocą domową, a następnie zajęłam się porządkami w pokoju. 

Wyłoniłam się z pokoju dopiero, kiedy zmierzałam do wyjścia.

Potrzebowałam godziny czasu, aby dotrzeć do miejsca, przepełnionego tłumem rówieśników i nauczycieli. Rozejrzałam się po otoczeniu i westchnęłam zadowolona. Po raz ostatni przekroczyłam ściany tych murów i nie potrafiłam się zdobyć na kłamstwo, że w przyszłości miałam zamiar za nimi tęsknić. To ludzi których tam spotkałam i przyjaźnie które zawarłam, były bezcennym darem, który zamierzałam przechować w przyjemnych wspomnieniach. 

To było ostateczne rozstanie z tym wszystkim co dzieliliśmy. Przeczuwałam iż wszyscy się niedługo rozejdą. Nie miałam złudzeń, że te więzi przetrwają. Większość z nas wkrótce miała rozpocząć nowe życie. W nowym miejscu. Z nowymi przyjaciółmi. 

Taka była właśnie kolej rzeczy.

Zakończenie— jak w każdych takich przypadkach— ciągnęło się niemiłosiernie. Ludzie specjalnie przygotowywali przemowy, które miały nas wzruszyć. Widziałam jak parę osób uroniło łzę, inni ściskali się podświadomie wiedząc, że wspólny czas wkrótce się skończy.

Odebrałam dyplom, podziękowałam za wspólne lata przygód i tyle. Było po wszystkim. Koniec szkoły i nowe możliwości przed nami. Śmiejąc się, zebraliśmy się całym rocznikiem przed gmachem budynku i zadecydowaliśmy, że ten rozdział musi się zakończyć w epickim stylu. Mieliśmy po raz ostatni, wspólnie się zabawić. Do tego celu wybraliśmy knajpkę, gdzie zjedliśmy i wypiliśmy po drinku, a wieczorem poszliśmy do klubu, z którego ostatecznie wróciłam stanowczo za wcześnie.

Ale tak między bogiem a prawdą, to zwyczajnie nie miałam nastroju i siły. To był długi dzień, a ja potrzebowałam odpoczynku. Tak więc nie wybiła nawet północ, jak wdarłam się lekko chwiejąc do domu. Pozbawiona wampirze odporności potrzebowałam więcej snu niż oni. Nie przywitałam się z nikim. Ojciec wydawał się strapiony i wraz z matką, próbowali ze mną o czymś porozmawiać, ale nie byłam zwyczajnie do tego zdolna.

Poczłapałam do swojego pokoju i wlazłam pod kołderkę.

Zasnęłam prawie natychmiast.



***



Następnego dnia obudziłam się z uczuciem, że jest mi potrzebna kąpiel— w trybie natychmiastowym. Pobiegłam do łazienki połączonej z moim pokojem. Odkręciłam wodę, a rury zaczęły tarabanić, ksztusząc się, wydawały trudne do określenia dźwięki, wnosząc swój sprzeciw. Świetnie! Znowu trzeba wezwać hydraulika. Zdenerwowana skierowałam się do drugiej części domu— tej nowszej— która funkcjonowała bez zarzutu. 

Weszłam po omacku szukając przełącznika do światła. Nacisnęłam, ale nie nastała jasność. Mruknęłam zła i po omacku, przy okazji potykając się o coś po drodze, dotarłam do łazienki. Od razu poczułam się jak nowo narodzona. 

Wyszłam z kabiny i zawinęłam ręcznikiem. Umyłam powoli zęby i przyjrzałam się swojemu odbiciu w lustrze, a raczej swoim zębom. Były takie jak przez dziewiętnaście lat— poza tym wyjątkiem, który zdarzył się wiele lat temu.

Rzuciłam ostatnie spojrzenie i ruszyłam po ubrania które położyłam na pralce, a następnie zsunęłam ręcznik, pozwalając mu upaść na ziemię. Zbliżyłam się do swoich rzeczy i niespodziewanie usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi. Spodziewając się matki lub Loren, z irytacją powiedziałam, że już wychodzę. Kiedy jednak nie usłyszałam żadnej odpowiedzi, obróciłam się i moim oczom ukazał się nieznany mi wcześniej mężczyzna.

Krzyknęłam. 


______________________________________________


Rety rety, tak mało interesujące opowiadanie... najwyraźniej :( 


Ilość słów : 815

Opublikowano : 26.01.2017 

Wilczy lokatorOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz