- To są ultradźwiękowe promienniki. Jeden z wielu przyborów, które stosujemy do złapania wilkołaków. Zmuszamy ich tym do poruszania się w jedną stronę. - Chris wcisnął guzik, a ja zakryłam uszy, które zaczynały mnie boleć.
- Wydaje on bardzo wysokie dźwięki. - dodał.
- Nie żartuj. – powiedział Issac.
Chris odwrócił się. Nasza czwórka zakrywała uszy, na co uśmiechnął się jedynie.
- To w sumie jak taki gwizdek? - zaśmiałam się.
Mężczyzna skinął głową i otworzył skrzyknę pełną broni. Spojrzałam na prawo i przyłapałam Isaac'a na patrzeniu na mnie. Rozmarzony uśmiech pojawił się na jego twarzy, przez co się zdziwiłam.
Żałuje, że nasz związek skończył się tak szybko. W sumie, umawialiśmy się przez kilka miesięcy, ale to był wystarczający czas, żeby się w nim zakochać. Boli mnie to, że on nie pragnął mnie tak, jak ja jego.
Ponownie na niego spojrzałam i ponownie przyłapałam go na tym samym. Skinęłam do niego, czym wybiłam go z transu.
Spojrzałam potem na mojego brata, który obserwował mojego byłego chłopaka z uwagą. Zachichotałam i uderzyłam Lahey'a lekko w plecy. Poczułam jego silne mięśnie.
Od czasu ugryzienia nabrał siły.
Skup się Katherine!
- Doprowadzą ich one do szkoły? - zapytałam.
Skinął głową.
- I wtedy to zależy już od ciebie, jak dostaną się do piwnicy.
- Czy ktoś nie chciałby przemyśleć planu, w którym ich zabijamy? - dopytał wilkołak. Uderzyłam go ponownie.
- Zamknij się!
- To zadziała. – stwierdził mój brat.
Chris podał nam wszystkim nadajniki.Spojrzałam na najstarszego wilkołaka.
- To zadziała. – powiedziałam, a on uniósł tylko brew w zdziwieniu.
*****Biegłam razem z Issac'iem. Podbiegłam do najbliższego drzewa i odbiłam się od niego, lądując przed chłopakiem.
Uśmiechnął się i odbił się ode mnie, wskakując na drzewo. Usłyszałam donośne warknięcie naszych dwóch zagubionych wilczątek. Spojrzeliśmy po sobie i ruszyliśmy sprintem do szkoły.
Podczas biegu Isaac zaczął mówić.
- Wiesz, jakbym cię nie znał, to powiedziałbym, że się przede mną popisujesz.
Już chciałam odpowiedzieć, gdy poczułam ostry ból w klatce piersiowej.
Nagle zobaczyłam obraz Stiles'a w szpitalu. Poczułam jak opanowuje mnie fala smutku. Zatrzymałam się i złapałam za serce.
- Katherine? Katherine nic ci nie jest? – spanikował chłopak.
Dobiegliśmy do szkoły, gdzie dołączył do nas mój brat. Podbiegł do mnie i objął mnie ramieniem.
- Kat? Isaac co się dzieje? - zapytał.
- Heather umarła. – stwierdziłam, nagle się prostując.
Pokręciłam głową odpędzając od siebie złą wizję.
- Biegnij. Musimy to zrobić teraz.
Nie czekałam na żadną odpowiedź, złapałam mojego partnera za rękę i pociągnęłam go.Zamarliśmy nagle i spojrzeliśmy po sobie przerażeni.
- Oh świetnie. - jęknął.
Odwróciliśmy się powoli do tyłu. Za nami stała Cora i Boyd w pełnej gotowości. Zwolniłam trochę. Trochę to mało powiedziane. Dziewczyna pokazała mi swoje kły i pazury. Jej szpony spotkały się z moimi plecami. Krzyknęłam. Isaac odwrócił się i z wściekłością ryknął na dziewczynę.
Złapał mnie za rękę i pociągnął za sobą. Przyciągnął mnie bliżej siebie. Chris zagrodził im drogę. Cora i Boyd pobiegli w przeciwnym kierunku.
Scott podbiegł do nas, dysząc.
- Nie biegną przez szkołę... Chcą z niej uciec. - powiedział.
- Ktoś musi dostać się na drugą stronę i otworzyć czerwone drzwi. – odezwał się Derek.
- Ja pójdę. - zgłosił się Argent.
Isaac pokręcił głową i złapał moją rękę.
- Jesteśmy szybsi.
Skinęłam i już zbierałam się do biegu, kiedy odezwał się mój brat.
- Uważaj na siebie. - poprosił.
Uśmiechnęłam się do niego lekko i skinęłam głową.
- Oczywiście.
Gdy dobiegliśmy do drzwi, dostrzegliśmy Allison, która swoimi strzałami prowadziła Boyda i Corę.
Wilkołaki spanikowane wbiegły z powrotem do szkoły, dzięki czemu Isaac mógł ich tam zamknąć.
Chłopak spojrzał na brunetkę zdziwiony, podczas gdy ja się uśmiechałam i machałam do niej.
Odbiegłam od nich i ruszyłam do kotłowni. Gdy byłam na schodach zauważyłam Dereka, który właśnie zamykał drzwi. Odetchnęłam.
- Wyszło? - mój bliźniak zapytał, zachwycony tym, co się przed chwilą wydarzyło.
Derek spojrzał na mnie, potem na drugiego McCall'a i skinął lekko głową.
- Udało się. - oparł się za ścianę za nim.
Scott podszedł do drzwi i przyłożył tam ucho.
- Co słyszysz?
Wyglądał na zaskoczonego i spanikowanego.
- Bicie serca.
- Tej dwójki.
- Nie. - wyszeptał. - Trójki.
Cholera.*****Nasza trójka stanęła przed drzwiami. Myśleliśmy o tej samej rzeczy.
Kto tam do cholery jeszcze jest?
Derek podszedł bliżej drzwi, ale zatrzymał go Scott.
- Co robisz?
Mężczyzna zignorował jego pytanie.
- Zamknij za mną drzwi i ich nie otwieraj. - powiedział.
Złapałam go za rękę, powodując, że spojrzał na mnie.
- Nie ma mowy, że wejdziesz tam sam! - krzyknęłam.
Widziałam błysk w jego oku, a potem tylko skinął. Tak jakby był dumny z mojej decyzji, ale był zbyt egoistyczny, żeby to przyznać.
Scott przymknął oczy.
- Jeżeli wasza dwójka tam wejdzie, to albo wy ich zabijecie, albo oni zabiją was.
Derek spojrzał na mnie.
- Dlatego idę sam.
Syknęłam.
- Jesteś głupi! Naprawdę. Idę z tobą nie ważne, co powiesz.
Zanim cokolwiek powiedzieli, szybko otworzyłam drzwi i weszłam do pomieszczenia, ignorując błagania Scott'a o to, abym wróciła.
Szliśmy z Derekiem ramię w ramię.
Nagle usłyszeliśmy warknięcie. Pobiegliśmy w tamtym kierunku.
Złapałam Boyd'a, podczas gdy Derek krzyczał do pani Blake, aby się schowała.
Spojrzeliśmy po sobie i skinęliśmy głowami. Oboje mieliśmy zamiar z nimi walczyć.
Uderzyłam Boyda w brzuch, popychając go na szafki. Chłopak rzucił się w moją stronę, ale zablokowałam go. Drugą ręką zaatakował moją klatkę piersiową pazurami.
- Katherine! - krzyknął Derek.
Uniosłam wzrok i w porę usunęłam się spod szafki którą Boyd na mnie zrzucił. Alfa złapał dwójkę wilkołaków za ramię, a ci zaczęli rozszarpywać jego klatkę piersiową.
Dotarłam do nich i odepchnęłam Dereka. Mężczyzna wylądował na ziemi. Był w szoku, gdy upadłam na kolana, ponieważ nie byłam w stanie dłużej utrzymać się na nogach.
Słyszałam jak krzyknął z wściekłością, gdy widział, jak wilkołaki mnie atakują.
Czułam jak moje serca zwalnia.
Przesunęłam się w prawo, a potem w lewo. Bili mnie, kopali, drapali, podczas gdy ja w dalszym ciągu nie chciałam im zrobić krzywdy.
Spojrzałam na Dereka. Widziałam wściekłość w jego oczach. Nagle drzwi się otworzyły, a Boyd i Cora padli na ziemię.
Słonce weszło.
Derek podszedł do mnie i złapał mnie, kiedy już upadałam.
- Hej, jak się czujesz?
Jęknęłam.
- Boli.
- Katherine?
Spojrzałam na Scott'a i Isaaca, którzy patrzyli na mnie ze współczuciem i przerażeniem. Zakaszlałam w dłoń. Pojawiła się na niej krew.
- Nic mi nie jest. - ponownie kaszlnęłam. - Za kilka godzin się uzdrowie.
Scott podbiegł do mnie i wziął mnie z objęć Dereka. Isaac podszedł bliżej i lekko uścisnął moje ramię.
- J...jest tutaj nauczycielka. Zaopiekuję się nią. - odezwał się Derek. - Weź stąd Katherine. - chłopcy skinęli. Isaac wziął Corę i Boyd'a.
- Derek czekaj! - krzyknęłam.
Mój brat zatrzymał się, dzięki czemu mogłam porozmawiać ze starszym wilkołakiem.
- Tak? - alfa spojrzał na mnie.
Ponownie kaszlnęłam.
- Nic ci nie jest?
Wywrócił oczami.
- Jest dobrze. Bądź ostrożna. Scott, zaopiekuj się nią.
Zasnęłam w ramionach mojego brata. Uwierzcie mi, walka z dwoma wilkołakami jest wyczerpująca.
*****Scott zaniósł mnie do domu i posadził na ubikacji, aby poszukać jakiś opatrunków.
- Dzwonił do mnie Stiles. Widzę się z nim za godzinę w szpitalu. - powiedział.
Popatrzyłam na niego.
- Jadę z tobą.
Spojrzał na mnie zdziwiony.
- Nie, nie jedziesz.
Pokręciłam głową, a on mnie zatrzymał.
- Katherine, mogłaś dzisiaj umrzeć. - wskazał na rany na moim brzuchu, a ja syknęłam z bólu.
- Ow, Scotty. Bądź delikatny. - syknęłam.
Chłopak złapał za moje ramię, a ból ustąpił. Skrzywił się lekko, gdy poczuł mój ból.
Odepchnęłam jego rękę.
- Nic mi nie jest, Scott. To tylko kilka zadrapań, okej? Wyleczę się! - chłopak spojrzał na mnie, po czym mnie przytulił.
- Jesteś taka głupia. - jęknął.
Uścisnęłam go mocniej, śmiejąc się.
- Wiem już o tym.
Po krótkiej przerwie, odezwałam się ponownie.
- Kocham cię.
Jego oczy złagodniały.
- Ja ciebie też Kathy.*****W końcu i tak pojechałam do szpitala z bardzo wkurzonym Scottem. Dopiero gdy podeszliśmy do Stiles'a, zauważyłam, że jego oczy były czerwone i napuchnięte.
Westchnęłam i przytuliłam go, po czym spojrzałam na martwe ciała okryte kawałkiem materiału.
Delikatnie potarłam go po plecach. Scott obgadał już to z naszą mamą. Po kilku minutach chłopak odsunął się ode mnie nadal ze smutkiem wypisanym na twarzy.
- Więc, Boyd i Cora w sumie nikogo nie zabili. - odezwał się Scott.
Stiles westchnął i oparł się o ścianę.
- Chciałbyś... - powiedział niskim tonem.
Ja i mój brat spojrzeliśmy po sobie.
- Co? Dlaczego?
- Nie jestem do końca pewien, ale w lesie była jeszcze jedna dziewczyna, Emily bodajże... Znajdą ją... - Stiles westchnął.
Spojrzałam na swoje buty.
- Jest jedną z nich. - Stiles skinął powoli.
- Emily... Heather, chłopak na basenie. Wcześniej nie uprawiali seksu. Będą mieli te same obrażenia: ślady po duszeniu, rozerwane gardło i rozwaloną głowę. - wyjaśnił Stiles.
Mój brat spojrzał na swojego przyjaciela.
- Więc, jeśli nie są to przypadkowe zabójstwa, to co to jest?
Westchnęłam, a oni spojrzeli na mnie.
- Ofiara. - nagle zrozumiałam.
Co do cholery dzieje się w Beacon Hills?
Stiles spojrzał na nas, a potem na stół...
- Ludzka ofiara...
- Ale po co? - zapytałam.
Stiles pokręcił głową.
- Kto wie?
*****Później tego samego wieczoru, wymknęłam się z domu i poszłam do jedynej osoby, która mogła odpowiedzieć na moje pytania...
- Deaton? – zapytałam, wychodząc z ciemności.
- Cześć Katherine... Gotowa na odpowiedzi? - zapytał.
Przerażające.
ROZDZIAŁ POPRAWIAŁA craiiss