After Camren - III

بواسطة Aroniaa

99.7K 7.1K 1.1K

Dalszy ciąg tłumaczonego opowiadania autorstwa: @higiribien Kontynuacje zaczynam od części III rozdziału 50... المزيد

50
51
52
53
54
55
56
57
59
60
61
62
63
64
65
66
67
68
69
70
71
72
73
74
75
76
77
78
79
80
81
82
83
84
85
86
88
89
90
91
92
93
94
95
96
97
98/Epilog

87

1.7K 146 13
بواسطة Aroniaa

Lauren's POV

Zadzwoniłam czterdzieści dziewięć razy. Czterdzieści dziewięć pieprzonych razy. Czterdzieści dziewięć.

Wiecie, ile to sygnałów ? Cholernie dużo.

Zbyt dużo, aby to zliczyć, a ja nie mogę myśleć na tyle czysto, by je policzyć, ale gdybym mogła, byłaby to ogromna ilość pieprzonych sygnałów.

Jeśli dojadę tam w przeciągu następnych trzech minut, planuję wyrwać drzwi frontowe z pierdolonych zawiasów i roztrzaskać telefon Camili, który prawdopodobnie nie wie, jak się odbiera, o ścianę.

Okej, może nie powinnam roztrzaskiwać jej telefonu o ścianę. Może przypadkowo nadepnę na niego kilka razy, nim ekran rozbije się pod moim ciężarem.

Może.

Ona dostanie za to jebany ochrzan, to jest w chuj pewne. Nie rozmawiałam z nią od dwóch godzin, a ona nie ma pieprzonego pojęcia, jak torturujące było ubiegłe pięć. Pędziłam tam, znacznie przekraczając limit prędkości, aby dotrzeć tak szybko, jak się da.

Jest trzecia nad cholernym ranem, a zarówno Camila, jak i Vance z Kimberly, wszyscy są na mojej liście do złojenia. Może powinnam roztrzaskać wszystkie trzy telefony, skoro oni ewidentnie zapomnieli, jak się te cholerstwa odbiera.

Dojeżdżając do bramy, wszczynam panikę, nawet większą niż przez ostatnie pięć godzin. Co jeśli postanowili zamknąć swoją zabezpieczoną bramę ? Co jeśli zmienili kod ?

Czy ja w ogóle pamiętam ten rąbany kod ? Oczywiście, że nie. Czy oni odbiorą, jeśli zadzwonię z pytaniem o kod ? Oczywiście, że nie. Co, jeśli oni nie odbierają, bo coś stało się Camili i zabrali ją do szpitala, nie jest z nią w porządku, a oni nie mają zasięgu i...

Kiedy docieram do podjazdu, brama jest otwarta, co też nieco mnie wkurza. Dlaczego Camila nie włączyła alarmu, kiedy jest tutaj sama ? Kiedy podjeżdżam pod dom, widzę, że jej samochód jest jedynym zaparkowanym przed wielką rezydencją.

Dobrze wiedzieć, że Vance jest tutaj, kiedy go potrzebuję... Jakim pieprzonym przyjacielem jest.

Ojcem, nie przyjacielem. Kurwa.

Kiedy wychodzę z samochodu i podążam w stronę drzwi, mój gniew i niepokój rosną. To, jak ona ze mną rozmawiała, to, jak brzmiała... tak jakby nie miała pod kontrolą swoich własnych czynów.

Drzwi nie są zamknięte, oczywiście, więc przechodzę przez salon i dalej, korytarzem. Dłonie mi drżą, gdy otwieram drzwi do jej sypialni, a moja klatka piersiowa zaciska się, gdy znajduję jej łóżko puste. Nie jest jedynie puste, jest nietknięte, idealnie pościelone, a rogi są ułożone w taki sposób, który tylko ona to robi, i jest to niemożliwe do podrobienia. Próbowałam, ale nie da się pościelić łóżka tak, jak Camz to robi.

- Camila ! – Wołam jej imię, wchodząc do łazienki po drugiej stronie korytarza.

Włączając światło, mam zamknięte oczy. Nic.

Mój oddech zostaje uwolniony jako ciężkie dyszenie i przemieszczam się do kolejnego pokoju. Gdzie ona, do cholery, jest ?

- Camz ! – Krzyczę znowu, tym razem głośniej.

Po przeszukaniu prawie całej jebanej willi, ledwo mogę oddychać. Gdzie ona jest ? Jedynymi pokojami, które zostały, są sypialnia Vance'a i zamknięty pokój na górze. Nie jestem pewna, czy chcę otwierać te drzwi.

Sprawdzę patio i ogród, a jeśli tam jej nie ma, nie mam zielonego pojęcia, co zrobię.

- Karla ! Gdzie ty, kurwa, jesteś ? To nie jest śmieszne, przysięgam... - Przestaję wrzeszczeć, kiedy zauważam zwiniętą kuleczkę na miękkim fotelu.

Jej kolana są przyciśnięte do brzucha, a ramiona oplatają klatkę piersiową, jak gdyby zasnęła, próbując się pozbierać do kupy.

Cały mój gniew gdzieś się rozpływa, kiedy klękam obok niej. Sczesuję jej ciemne włosy z twarzy i pilnuję się, żeby nie wpaść w pieprzoną histerię teraz, kiedy wiem, że wszystko z nią w porządku.

Kurwa, tak się o nią martwiłam.

Z galopującym pulsem, pochylam się do niej i przesuwam kciukiem po jej dolnej wardze. Nie wiem, dlaczego właściwie to zrobiłam, to tak jakby po prostu się stało, ale z cholerną pewnością nie żałuję tego, kiedy jej oczy otwierają się z trzepotem, a ona pojękuje.

- Dlaczego jesteś na zewnątrz ? – Pytam głosem donośnym i napiętym.

Ona wzdryga się, zdecydowanie zrażona głośnością moich słów.

"Dlaczego nie jesteś w środku ? Martwiłam się do ciebie do cholernego porzygu, przechodząc przez każdy możliwy scenariusz w mojej głowie w ciągu ostatnich pięciu godzin" - Chcę powiedzieć.

- Dzięki Bogu, spałaś. – Wypływa z moich ust zamiast tego.

– Dzwoniłam do ciebie. Martwiłam się o ciebie.

- Lauren ? – Dziewczyna siada, podtrzymując swoją szyję, jak gdyby jej głowa mogła odpaść.

- Tak, Lauren. – Klaruję.

Ona mruży oczy w ciemności i pociera swoją szyję. Kiedy porusza się, aby stanąć, pusta butelka po winie spada na betonowy taras i łamie się wpół.

- Przepraszam. – Mówi, schylając się i próbując pozbierać zbite szkło.

Delikatnie odpycham jej dłoń i oplatam ją palcami.

-Nie dotykaj tego. Później to pozbieram. Wejdźmy do środka.

- Jak się tu dostałaś ? – Pyta Camila, a ja pomagam jej się podnieść.

Jej słowa są niezwykle bełkotliwe, a ja nawet nie chcę wiedzieć jak dużo wina wypiła po tym, jak na linii telefonicznej zapanowała cisza. Widziałam przynajmniej cztery puste butelki w kuchni.

- Przyjechałam samochodem, jak inaczej ?

- Całą drogę tutaj ? Która jest godzina ? – Stęka.

Moje oczy obejmują jej ciało, które okryte jest jedynie koszulką. Moją koszulką. Ona zauważa moje spojrzenie i zaczyna pociągać za końce koszulki, aby zakryć swoje gołe uda.

- Noszę ją tylko dlatego... – Milknie, jąkając się.

– Założyłam ją tylko teraz, tylko raz. – Oznajmia, będąc blisko totalnego bezsensu.

- W porządku. Chcę, żebyś ją nosiła. Wejdźmy do środka.

- Podoba mi się tutaj. – Mówi cicho, patrząc w ciemność.

- Jest za zimno. Wchodzimy do środka. – Sięgam po jej dłoń, ale ona się odsuwa.

– Jeśli chcesz tutaj siedzieć, dobrze, ale ja siedzę z tobą. – Przekierowuję swój warunek.

Ona kiwa głową i opiera się o poręcz. Jej kolana drżą, a twarz jest pozbawiona kolorów.

- Co się dziś stało ? – Pytam.

Ona nic nie mówi, wciąż patrząc w dal.

- Nigdy nie czujesz się jakby twoje życie zmieniło się w jeden wielki żart ? – Odkręca się do mnie.

- Codziennie. – Wzdycham.

Jestem niepewna, gdzie, do cholery, ta rozmowa zmierza, ale nienawidząc smutku za jej oczami. Nawet w ciemności, smutek powoli płonie, głęboko i brązowo, nawiedzając te ciemne oczy, które tak bardzo kocham.

- Cóż, ja też.

- Nie, ty jesteś tutaj tą pozytywną. Tą szczęśliwą. Ja jestem cyniczną suką, nie ty.

- Wyczerpujące jest bycie szczęśliwym, wiesz ?

- Niekoniecznie. – Przyznaję i przysuwam się o krok bliżej do niej.

– Nie do końca jestem szlagierowym przykładem dziewczynki ze słońcem i szczęściem, na wypadek, gdybyś nie zauważyła. – Próbuję rozjaśnić nastrój i zostaję uraczona w połowie upitym, w połowie rozbawionym uśmiechem.

Żałuję, że ona nie może po prostu mi powiedzieć, co ostatnio się z nią dzieje. Nie wiem ile mogę dla niej zrobić, ale to moja wina, to wszystko moja wina. Nieszczęście wewnątrz niej jest ciężarem na moje barki, nie na jej.

Ona unosi rękę, aby ułożyć ją na drewnianej desce przed sobą, ale nie trafia i potyka się, prawie rozkwaszając twarz o parasol przymocowany do stołu na tarasie.

- Mogłybyśmy teraz wejść do środka ? Musisz przespać całe wino, które wypiłaś. – Obejmuję ręką jej łokieć, aby podtrzymać ją, a ona zaczyna się na mnie opierać.

- Nie pamiętam, jak zasnęłam.

- Prawdopodobnie dlatego, że piłaś, aż odleciałaś. – Wskazuję na rozbitą butelkę po winie kilka metrów od nas.

- Nie próbuj mnie strofować. – Prycha i odsuwa się ode mnie, gdy ja do niej dołączam.

- Nie próbuję. – Moja dłoń unosi się w geście niewinności i chcę krzyczeć z powodu ironiczności tej całej pieprzonej sytuacji.

- Przepraszam. –Wzdycha.

– Nie mogę myśleć.

Obserwuję, jak zniża się na podłogę i ponownie przywiera kolanami do piersi.

- Mogę z tobą o czymś porozmawiać ? – Unosi głowę, aby na mnie spojrzeć.

- Oczywiście.

- I będziesz kompletnie szczera ?

- Postaram się.

Wydaje się, że ta odpowiedź jej pasuje, więc siadam na brzeżku krzesła, które znajduje się najbliżej jej miejsca na podłodze.

Trochę boję się, o czym ona chce porozmawiać, ale muszę wiedzieć, co się z nią dzieje, więc czekam z zamkniętymi ustami aż zacznie mówić.

- Czasami czuję się, jakby wszyscy inni dostawali to, co chcą. – Mruczy, zawstydzona.

Camila czułaby się winna za wypowiedzenie tego, co czuje.

– To nie tak, że nie cieszę się z nimi. – Ledwie mogę rozróżnić jej słowa, ale da się stąd ujrzeć łzy zbierające się w jej oczach, tylko kilka stóp stąd.

Na moje życie, nie mogę rozgryźć, o czym ona mówi. Zaręczyny Kimberly i Vance'a są pierwszą rzeczą, która przychodzi mi do głowy.

- Chodzi o Kimberly i Vance'a ? – Pytam.

– Bo jeśli tak, to nie powinnaś chcieć tego, co oni mają. On jest kłamcą, zdrajcą, a.... – Przerywam, nim kończę zdanie.

- On ją kocha. Tak bardzo. – Mamrocze Camila.

Jej palce wyznaczają wzory na betonie pod nią.

- Ja kocham ciebie bardziej. – Mówię bez zastanowienia.

Moje słowa wywierają efekt przeciwny, niż miałam nadzieję i Camila chlipie. Dosłownie chlipie i obejmuje rękami kolana.

- To prawda. Tak jest.

- Kochasz mnie tylko czasami. – Mówi.

Jej ton brzmi, jakby była to najprawdziwsza rzecz na świecie, lecz nie jest. Nie mogłaby być bardziej fałszywa.

- Gówno prawda. Wiesz, że to nieprawda.

- Ale tak się wydaje. – Szepcze, patrząc w stronę morza.

Chciałabym, aby był dzień, żeby widok mógł prawdopodobnie ją uspokoić, skoro ja ewidentnie nie sprawdzam się w tym dobrze.

- Wiem. – Zgadzam się.

To prawda, teraz mogę to przyznać.

- Będziesz kochała kogoś przez cały czas, później.

Co ?

- O czym ty mówisz ?

- Następnym razem, pokochasz ją na cały czas.

W tym momencie... nawet, gdybym wracała do niego myślami po pięćdziesięciu latach, wiem, że pamiętałabym ostry ból, który towarzyszył jej słowom. To uczucie jest przytłaczające i to takie oczywiste, to nigdy nie było bardziej oczywiste, że ona porzuciła nadzieję, jeśli chodzi o mnie. O nas.

- Nie ma następnego razu !

Nie mogę powstrzymać tego, jak mój głos się podnosi, ani tego, jak moja krew gotuje się tuż pod powierzchnią, grożąc rozerwaniem nie na pół dokładnie tutaj, w tym cholernym patio.

- Jest. Ja jestem twoją Anne.

O czym ona gada ? Wiem, że jest pijana, ale co moja mama ma z tym wspólnego ?

- Twoja Anne. Ja nią jestem. Też będziesz miała Karen, a ona może dać ci dziecko. – Camila ociera oczy, a ja zsuwam się z krzesła, aby uklęknąć obok niej, na ziemi.

- Nie wiem, co mówisz, ale nie masz racji. – Moje ręce obejmują je ramiona dokładnie w chwili, kiedy zaczyna szlochać.

Nie potrafię rozróżnić jej słów, ale słyszę "dziecko, Karen, Anne, Ken". Pieprzyć Kimberly za zostawienie lodówki z winem otwartej.

- Nie wiem, co Karen lub Anne, albo jakiekolwiek inne imię, które tutaj wspomnisz ma wspólnego z nami. – Mówię jej.

Ona napiera na moje ramiona, ale ja zaciskam mój uścisk na niej. Ona może mnie nie chcieć, ale w tej chwili mnie potrzebuje.

– Ty jesteś Camilą, a ja jestem Lauren. Koniec.

- Karen jest w ciąży. – Szlocha w mój tors.

– Będzie miała dziecko.

- Więc ? – Przesuwam moją opatrzoną gipsem ręka po jej plecach, niepewna, co powiedzieć albo zrobić z tą wersją Camili.

- Poszłam do lekarza. – Płacze, a ja zastygam w bezruchu.

Jezus, kurwa, ja pierdolę.

- I ? – Próbuję nie panikować.

Ona nie odpowiada w prawdziwym języku. Jej odpowiedź przychodzi w jakimś rodzaju pijackiego płaczu i muszę poczekać chwilę, aby pomyśleć trzeźwo. Oczywiście ona nie jest w ciąży. Gdyby była, na pewno by nie piła. Znam Camile i wiem, że nigdy, przenigdy nie zrobiłaby czegoś takiego. Ma obsesję na punkcie bycia w przyszłości matką, nie zagroziłaby swojemu nienarodzonemu dziecku.

Pozwala mi się przytulać, kiedy się uspokaja.

- Chciałabyś ? – Pyta Camila kilka minut później.

Jej ciało wciąż spoczywa całym ciężarem w moich ramionach, ale łzy ustały.

- Co ?

- Mieć dziecko ? – Pociera oczy, a ja wzdrygam się.

- Um, nie. – Kręcę głową.

– Nie chcę mieć z tobą dziecka.

Jej oczy się zamykają i po raz kolejny kwili. Powtarzam swoje słowa w myślach i zdaję sobie sprawę z tego, jak brzmią.

- To nie miało tak brzmieć. Ja po prostu nie chcę dzieci, wiesz o tym. – Pociąga nosem i potakuje, wciąż milcząc.

- Twoja Karen może dać ci dziecko. – Mówi, wciąż z zamkniętymi oczami i wtula głowę w moją klatkę piersiową.

Wciąż jestem tak zdezorientowana, jak nigdy. Pojmuję połączenie z Karen i moim ojcem, ale nie chcę rozwijać idei, że Camila jest moim początkiem, nie moim końcem.

- W porządku. Czas, żebyś poszła do łóżka. – Oplatam ramionami jej talię i podnoszę ją ze sobą z podłogi.

Tym razem nie stawia oporu.

- To prawda. Raz to powiedziałaś. – Mamrocze, obejmując mnie udami w pasie, ułatwiając mi niesienie jej przez przesuwne drzwi i dalej, korytarzem.

- Powiedziałam co ? – Pytam ją.

- Że nie możemy mieć szczęśliwego zakończenia. – Cytuje moje dawne słowa.

Pierdolony Hemingway i jego negatywne spojrzenie na życie.

- To było głupie z mojej strony. Nie uważałam tak. – Obiecuję jej.

- Co chcesz zrobić ? Zrujnować mnie ? – Po raz kolejny cytuje tego dupka.

Zostawcie Camili cytowanie gównianych rzeczy, kiedy jest zbyt pijana, by to wytrzymać.

- Ćśśś, możemy pocytować Hemingwaya, kiedy będziesz trzeźwa.

- Wszystkie naprawdę niegodziwe rzeczy zaczynają się niewinnie. – Wypowiada w moją szyję, zaciskając mocniej ręce na moich plecach, kiedy otwieram drzwi do jej sypialni.

Kiedyś uwielbiałam ten cytat, choć nigdy nie rozumiałam jego znaczenia. Myślałam, że rozumiałam, ale dopiero teraz, gdy żyję tym pieprzonym znaczeniem, naprawdę je pojmuję.

Delikatnie kładę ją na łóżku i zrzucam poduszki na podłogę, zostawiając jedną na jej głowę.

- Odpoczywaj. – Delikatnie komenderuję.

Jej oczy są zamknięte i mogę powiedzieć, że jest bliska zaśnięcia. Nareszcie. Zostawiam światło wyłączone, mając nadzieję, że prześpi całą noc.

- Zostajeeesz ? – Wyciąga słowo, a jej brwi stykają się.

- Chcesz, żebym została ? Mogę spać w innym pokoju ? – Proponuję, nawet jeśli nie chcę.

Ona jest taka nieobecna, taka odłączona od samej siebie, że szczerze, prawie boje się zostawiać ją samą.

- Mhmm... - Mruczy, sięgając po koc.

Pociąga za róg i wzdycha sfrustrowanie, gdy nie może rozluźnić materiału wystarczająco, by się nim przykryć.

Po tym, jak pomagam ją okryć, zdejmuję buty i wspinam się do niej na łóżko. Kiedy rozważam, ile przestrzeni zostawić między naszymi ciałami, ona zarzuca gołe udo wokół mojego pasa, przyciągając mnie bliżej.

Mogę oddychać. Nareszcie mogę, kurwa, oddychać.

- Bałam się, że nie będziesz się czuła dobrze. – Przyznaję ciszy ciemnego pokoju.

- Ja też. – Zgadza się załamanym głosem.

Podkładam rękę pod jej głowę, a ona porusza biodrami, obracając się w moją stronę i mocniej przyciskając nogę do mojego ciała.

Nie wiem, dokąd stąd iść. Nie wiem, co zrobiłam, że wprowadziłam ją w taki stan.

Tak, właściwie wiem. Traktowałam ją jak gówno i wykorzystałam jej dobroć. Korzystałam z szansy za szansą, jakby zasoby nigdy się nie wyczerpywały. Wziąłam zaufanie, którym mnie obdarzyła i porwałam je, jak gdyby nic dla mnie nie znaczyło, po czym rzucałam jej w twarz za każdym razem, kiedy czułam się na niewystarczająco dobrego dla niej.

Gdybym tylko zaakceptowała jej miłość od początku, orzyjął zaufanie i pokochała życie, która próbowała we mnie tchnąć, ona nie byłaby teraz taka. Nie leżałaby koło mnie, pijana i przybita, pokonana i zniszczona przeze mnie.

Ona mnie naprawiła, posklejała malusieńkie fragmenty mojej popieprzonej duszy w coś niemożliwego, a nawet coś prawie atrakcyjnego. Ona przeobraziła mnie w coś, uczyniła mnie prawie normalną, ale z każdą kroplą kleju, którą na mnie zużyła, traciła tę kroplę u siebie, a ja, będąc kupą gówna, którą jestem, nie miałam jej nic do zaoferowania.

Wszystko, czego się obawiałam, stało się i nieważne, jak bardzo starałam się temu zapobiec, teraz widzę, że to pogorszyłam. Zmieniłam ją i zrujnowałam ją, zupełnie tak, jak obiecałam to wiele miesięcy temu.

To wydaje się szalone.

-Przykro mi, że cię zrujnowałam. – Szepczę w jej włosy, kiedy jej oddech zaczyna wykazywać oznaki snu.

- Mnie też. – Wzdycha, a żal wypełnia przestrzeń między nami, gdy ona zapada w sen.

Camila's POV

Brzęczenie. Wszystkim, co mogę usłyszeć , jest ciągłe brzęczenie, a moja głowa chyba może eksplodować w każdej chwili. I jest gorąca. Za gorąca. Lauren jest ciężka, jej gips naciska na mój brzuch, a ja muszę siku.

Lauren.

Podnoszę jej rękę i dosłownie wywijam się spod jej ciała. Pierwszą rzeczą, jaką robię, jest podniesienie ze stolika nocnego jej telefonu, aby zakończyć to brzęczenie. Wiadomości tekstowe i połączenia od Christiana wypełniają ekran. Odpowiadam prostym "mamy się ok." i wyciszam jej telefon, po czym udaję się do łazienki.

Serce ciąży mi w piersi, a pozostałości odurzenia alkoholowego pływają w moich żyłach. Nie powinnam była wypijać tyle wina. Trzeba było przestać po pierwszej butelce. Albo trzeciej.

Nie pamiętam zasypiania i nie mogę sobie przypomnieć, jak Lauren się tu dostała. Zamglone wspomnienie jej głosu w telefonie majaczy gdzieś pod powierzchnią, ale jest ciężkie do wykrystalizowania, a ja nie jestem zupełnie przekonana, czy to się naprawdę zdarzyło, ale ona jest tu teraz, śpi w moim łóżku, więc przypuszczam, że szczegóły i tak za bardzo się nie liczą.

Opieram biodro o umywalkę i włączam zimną wodę. Rozchlapuję nieco po mojej twarzy, jak robią to w filmach, ale nie osiąga to pożądanego rezultatu. Zimna woda nie rozbudza mnie, ani nie czyści moich myśli, a jedynie sprawia, że wczorajszy tusz do rzęs rozlewa się jeszcze dalej po mojej twarzy.

- Camila ? – Woła głos Lauren.

Wyłączam kran i napotykam ją w korytarzu.

- Hej – Unikam jej spojrzenia na sobie.

- Dlaczego nie śpisz ? Zasnęłaś dopiero dwie godziny temu. – Pyta.

- Zgaduję, że nie mogłam spać. – Wzruszam ramionami, nienawidząc niezręcznej presji, którą czuję w jej obecności.

- Jak się czujesz ? Wypiłaś dużo zeszłej nocy.

Idę za nią z powrotem do sypialni i zamykam za sobą drzwi. Ona przysiada na krańcu łóżka, a ja wspinam się na powrót pod przykrycie. Nie jestem gotowa, żeby już zmierzyć się z nowym dniem, ale to nic, nawet słońce jeszcze nie zdecydowało się wzejść.

- Boli mnie głowa. – Przyznaję.

- Nie myślałam o fizycznej stronie.

Głos Doktora Westa przynoszącego złe wieści, najgorsze wieści, przebija się przez moją bolącą głowę. Czy podzieliłam się tymi wiadomościami z Lauren ? O nie, mam nadzieję, że nie.

- Co... co powiedziałam w nocy ? – Zaczynam ostrożnie.

Ona oddycha i przeczesuje ręką włosy.

- Mówiłaś coś o Karen i mojej mamie. Nawet nie chcę wiedzieć, co to znaczyło. – Na jej twarzy pojawia się grymas i przypuszczam, że pasuje on do mojego aktualnego wyrazu twarzy.

- To wszystko ? – Pytam, mając taką nadzieję.

- Zasadniczo. Och, jeszcze cytowałaś Hemingwaya. – Uśmiecha się lekko, a ja przypominam sobie, jak czarująca ona może być.

- Na pewno nie. – Zakrywam twarz dłońmi.

- Ależ tak. - Miękki śmiech wymyka się spomiędzy jej warg.

Wychylam się zza własnych dłoni, aby rzucić na nią okiem, gdy dodaje:

- Powiedziałaś też, że przyjmujesz moje przeprosiny i dasz mi jeszcze jedną szansę. – Jej oczy spotykają moje, ukryte pomiędzy palcami i wydaje się, że nie mogę odwrócić wzroku.

Ona jest dobra. Naprawdę dobra.

- Kłamca. – Nie jestem pewna, czy chcę śmiać się, czy płakać.

Znowu tu jesteśmy, pośrodku tego samego, naszego starego w tę i z powrotem, przyciągania i odpychania. Nie mogę zignorować tego, że tym razem uczucie jest inne, ale wiem również, że nie wolno mi ufać przy ocenie tego. Zawsze wydawało się, że za każdym razem jest inne, gdy ona składała obietnice, których nie mogła dotrzymać.

- Chcesz porozmawiać o tym, co stało się zeszłej nocy ? Ponieważ ja nie mogłam znieść widzenia cię w tym stanie. Nie byłaś sobą.

- Ze mną w porządku.

- Byłaś pijana w trzy dupy. Upiłaś się, aż do stanu spania w patio, a puste butelki są porozrzucane po całym domu.

- Niezbyt zabawnie jest znaleźć kogoś w tym stanie, co ? – Pytam, czując się kretyńsko w chwili, gdy te słowa opuszczają moje usta.

- Nie. – Jej ramiona opadają.

– Naprawdę nie jest.

Przypominają mi się noce, a czasami nawet dnie, kiedy znajdywałam Lauren pijaną. Pijana Lauren zawsze niosła za sobą popsute lampy, dziury w ścianach i nieprzyjemne słowa, które z pewnością robiły głębokie rany.

- To już nigdy się nie zdarzy. – odpowiada na moje myśli.

- Nie my... - Zaczynam kłamać, ale ona zna mnie za dobrze.

- Właśnie, że myślałaś. W porządku, zasługuję na to.

- W każdym razie, nie byłoby fair z mojej strony rzucać ci tym w twarz. – Mówię jej.

Muszę się nauczyć wybaczyć Lauren, albo żadna z nas nigdy nie zazna spokoju w życiu po tym.

Ona podnosi swój telefon ze stolika nocnego i przyciska go do ucha. Zamykam oczy, aby przeżyć ponownie trochę dygotania, gdy ona wyklina Christiana przez telefon. Macham ręką, próbując ją powstrzymać, ale ona mnie ignoruje, spiesznie mówiąc Christianowi, jakim jest dupkiem.

- Cóż, powinieneś, kurwa, odebrać. Gdyby coś się jej stało, pociągnęłabym cię do pierdolonej odpowiedzialności. – Ryczy do słuchawki, a ja próbuję zablokować jej głos.

Ze mną dobrze. Wypiłam trochę za dużo, bo miałam zły dzień, ale już dobrze. Jaka w tym szkoda ?

Kiedy się rozłącza, czuję, jak materac zapada się przy mnie i ona zdejmuje moją dłoń z oczu.

- Mówi, że przeprasza za niewrócenie do domu i sprawdzenie co z tobą. – Oświadcza kilka cali od mojej twarzy.

Widzę zmarszczki, które pojawiły się na jej szczęce i brodzie. Nie wiem, czy to przez to, że jestem wciąż trochę odurzona, czy może totalnie szalona, ale sięgam w jej stronę i przesuwam palcem po linii jej szczęki. Moje zachowanie zaskakuje ją, a jej oczy wychodzą na wierzch, prawie krzyżując się, kiedy pieszczę jej skórę.

- Co my robimy ? – Pyta, przychylając się jeszcze bliżej.

- Nie wiem. – Odpowiadam jedyną prawdą, jaka jest mi znana.

Nie mam pojęcia co my robimy, co ja robię, jeśli chodzi o Lauren. Nigdy nie miałam.

Wewnątrz, jestem smutna i skrzywdzona, czuję się zdradzona przez moje własne ciało oraz kluczowy rozkład karmy i życia w ogóle, ale na zewnątrz wiem, że Lauren może sprawić, że to wszystko odejdzie. Nawet jeśli tylko tymczasowo, może sprawić, że zapomnę o wszystkich zmartwieniach, może oczyścić cały chaos w mojej głowie, tak jak ja dawniej robiłam to dla niej.

Teraz to pojmuję. Pojmuję, co miała na myśli, kiedy powiedziała, że potrzebowała mnie za każdym z tych razów. Pojmuję, dlaczego użyła mnie w taki sposób.

- Nie chcę cię wykorzystywać. – Mówię jej.

- Co ? – Jest zaskoczona tym porywem tak samo jak ja.

- Chcę, żebyś sprawiła, że zapomnę o wszystkim, ale nie chcę cię wykorzystywać. W tej chwili chcę być blisko ciebie, ale nie zmieniłam swojego zdania co do reszty. – Snuję wywód, mając nadzieję, że zrozumie to, czego nie chcę powiedzieć.

Ona opiera się na jednym łokciu i spogląda na mnie w dół.

- Nie obchodzi mnie jak, czy dlaczego, ale jeśli chcesz mnie w jakikolwiek sposób, nie musisz tłumaczyć. Jestem już twoja. – Jej wargi są tak blisko moich i mogłabym tak łatwo tylko unieść głowę i lekko ich dotknąć.

- Przepraszam. – Odwracam głowę.

Nie mogę użyć jej w ten sposób, ale przede wszystkim nie mogę udawać, że to byłoby jedyną rzeczą w tym. To nie byłoby wyłącznie fizyczne rozproszenie od moich problemów, lecz więcej, o wiele więcej. Wciąż ją kocham, nawet jeśli czasami tego żałuję.

Chciałabym być silniejsza i móc to zlekceważyć, jako zwykłe rozproszenie, bez uczuć, bez chcenia więcej, tylko seks, ale moje serce i świadomość nie pozwolą na to. Tak, jak skrzywdzona, jestem przez to, że moja idealna przyszłość posypała się na kawałki i została mi odebrana, tak nie mogę jej wykorzystać w ten sposób, zwłaszcza teraz, kiedy ona wydaje się czynić takie wysiłki.

Kiedy walczę sama ze sobą, ona wtacza swoje ciało na moje i przytrzymuje oba moje nadgarstki jedną ręką.

- Co ty... - Zaczynam pytać, kiedy ona unosi moje dłonie nad głowę.

- Wiem, co myślisz. – Przyciska wargi do mojej szyi, a moje ciało przejmuje kontrolę.

Szyja odchyla się na bok, dając jej łatwiejszy dostęp do wrażliwej skóry.

- To nie jest fair w stosunku do ciebie. – Sapię, kiedy jej zęby pociągają za skórę tuż pod moim uchem.

Ona rozluźnia uścisk na moich nadgarstkach, tylko na tak długo, aby ściągnąć mi koszulkę przez głowę i zrzucić ją na podłogę.

- To nie jest fair. To, że nawet pozwalasz mi siebie dotykać po tych wszystkich niesprawiedliwościach, które uczyniłam tobie, ale chcę tego. Chcę ciebie, zawsze chcę ciebie i wiem, że ty to zwalczasz, ale chcesz, żebym odwróciła twoją uwagę. Pozwól mi. – Przygniata mnie swoim ciężarem.

Jej biodra przygniatają mnie do materaca w dominujący i pożądliwy sposób, który sprawia, że moja głowa odpływa z czymś więcej niż resztkami wczorajszego wina.

- Nie myśl o mnie. Myśl tylko o sobie i o tym, czego chcesz. – Jej kolano wślizguje się pomiędzy moje biodra, które otwiera.

- Okej. – Potakuję, jęcząc, kiedy jej kolano pociera miejsce pomiędzy moimi nogami.

- Kocham cię, nie czuj się źle, pozwalając mi ci to pokazać. – Wymawia takie miękkie słowa, ale jej dłonie są szorstkie, kiedy jedna z nich przytrzymuje moje obie ręce przytwierdzone do łóżka, a druga naciska na moje majtki.

- Taka mokra. – Jęczy, przesuwając palec w dół i w górę znajdującej się tam wilgoci.

Staram się nie ruszać, kiedy ona przytyka swój palec do moich ust, popychając go za moją wargę.

– Taka słodka, czyż nie ? – Nie pozwala mi odpowiedzieć, nim uwalnia moje ręce i umieszcza swoją głowę pomiędzy moimi nogami.

Przeciąga po mnie językiem, a ja wplatam palce w jej włosy. Z każdym przesunięciem jej języka po mojej łechtaczce, jestem z nią zagubiona w tym miejscu. Już nie jestem otoczona ciemnością, już nie jestem wnerwiona, nie skupiam się na swoich żalach ani błędach.

Jestem skupiona tylko na ciałac, swoim i jej. Jestem skupiona na tym, jak pojękuje we mnie, gdy ja pociągam za jej włosy. Jestem skupiona na tym, jak moje paznokcie zostawiają wściekłe, małe linie na jej łopatkach, gdy ona wkłada we mnie dwa palce, mogę skupić się tylko na fakcie, że ona mnie dotyka, każdej części mnie, na zewnątrz i w środku, w sposób, w jaki nikt inny nigdy nie mógłby.

Skupiam się na jej ostrym wdechu, kiedy błagam ją, aby się obróciła i pozwoliła mi zadowolić ją, podczas gdy ona zadowala mnie.

Na sposobie, w jaki zrzuca swoje dżinsy na podłogę i prawie rozrywa swoją koszulkę w pośpiechu, aby znowu mnie dotknąć. Skupiam się na sposobie, w który unosi mnie na siebie, moją twarzą odwrotnie do niej. Skupiam się na sposobie, w jaki jeszcze nigdy tego nie robiłyśmy, ale kocham to, jak wyjękuje moje imię, kiedy biorę ją do ust.

Skupiam się na sposobie, w jaki jej palce dobierają się do moich bioder, kiedy ona liże mnie, a ja ją ssam. Skupiam się na tym, jak czuję presję budującą się wewnątrz mnie i skupiam się na sprośnych rzeczach, które mówi, aby zepchnąć mnie za krawędź.

Dochodzę pierwsza, a ona szybko idzie w moje ślady, wypełniając moje usta, a ja prawie mdleję z ulgi, jaką czuje moje ciało po spełnieniu. Próbuję nie skupiać się na tym, że nie czuję się winna za pozwolenie, aby jej dotyk był moim rozproszeniem od odczuwanego bólu.

- Dziękuję. – Oddycham w jej klatkę piersiową, kiedy ona chwyta mnie, aby ułożyć w poprzek siebie.

- Nie, to ja dziękuję. – Uśmiecha się do mnie i składa całusa na moim nagim ramieniu.

– Powiesz mi, co cię trapiło ?

- Nie. – Dotykam koniuszkiem palca czarnego tuszu na jej klatce piersiowej.

- Dobrze. Wyjdziesz za mnie ? – Pyta, a jej ciało porusza się z delikatnym śmiechem pode mną.

- Nie. – Klepię ją, mając nadzieję, że tylko się droczy.

- Dobrze. Wprowadzisz się do mnie ?

- Nie. – Przesuwam palec do innej grupy tatuaży, odnajdując skrzydła narysowanych tu ptaków.

- Wezmę to za "może" – Tłumi śmiech, zakładając ramię na moje plecy.

– Pozwolisz mi zabrać się dziś na obiad ?

- Nie. – Odpowiadam zbyt szybko.

- Wezmę to za "tak" – Śmieje się.

Jej śmiech jest szybko ucięty przez odgłos otwierających się drzwi frontowych, a następnie głosów rozlegających się w korytarzu.

- Kurwa. – Mówimy obie równocześnie.

Ona spogląda na mnie, zdziwiona moim słownictwem, a ja, wzruszywszy w odpowiedzi ramionami, przekopuję się przez moje szuflady, by się ubrać.

واصل القراءة

ستعجبك أيضاً

Doors open. بواسطة ash

قصص الهواة

545K 8.4K 85
A text story set place in the golden trio era! You are the it girl of Slytherin, the glue holding your deranged friend group together, the girl no...
1.3M 56.8K 103
Maddison Sloan starts her residency at Seattle Grace Hospital and runs into old faces and new friends. "Ugh, men are idiots." OC x OC
620K 31.4K 60
A Story of a cute naughty prince who called himself Mr Taetae got Married to a Handsome yet Cold King Jeon Jungkook. The Union of Two totally differe...
71.3K 2.8K 24
Noah always believed her and Lando were forever, but when he ended things with her to further his racing career it left her heartbroken and alone. I...