After Camren - III

By Aroniaa

101K 7.1K 1.1K

Dalszy ciąg tłumaczonego opowiadania autorstwa: @higiribien Kontynuacje zaczynam od części III rozdziału 50... More

50
51
52
53
54
55
56
57
59
60
61
62
63
64
65
66
67
68
69
70
71
72
73
74
75
76
77
78
79
81
82
83
84
85
86
87
88
89
90
91
92
93
94
95
96
97
98/Epilog

80

1.6K 145 36
By Aroniaa

Lauren's POV

- Lauren, proszę. Muszę się przyszykować. - Jęknęła Camila w mój tors.

Jej nagie ciało było przerzucone przez moje, rozpraszając każdą komórkę mózgową, jaka mi została.

- Nie przekonujesz mnie, kobieto. Gdybyś naprawdę chciała wyjść, już nie byłoby cię w łóżku. - Przyłożyłam usta do łuku jej ucha, a ona zachichotała.

- Na pewno nie będziesz się teraz ocierać o mojego kutasa. - Zawołałam.

Ona zaśmiała się i ześliznęła po mnie, umyślnie wchodząc w kontakt z moją i tak już twardą erekcją.

- Właśnie to zrobiłaś. - Jęknęłam, obejmując palcami jej krągłe biodra.

- Teraz nigdy nie dotrzesz na zajęcia.

Moje palce przesunęły się na front jej ciała, wślizgując się w nią ze zduszonym okrzykiem. Kurwa, ona zawsze wydawała się tak jebanie ciasna i ciepła wokół moich palców, a jeszcze bardziej wokół mojego kutasa.

Bez słowa przetoczyła się na swoją stronę i zarzuciła na mnie rękę, powoli drgając. Przeciągnęła kciukiem po już obecnym wzgórku, zdradzając chłodny uśmieszek na mojej twarzy, gdy ona zakwiliła po więcej.

- Więcej czego ? - Droczyłam się z nią, modląc się, że podchwyci przynętę.

Tak czy siak wiedziałam, co było następne w kolejce, po prostu kochałam słuchać jak ona to mówi.

Jej słowa stawały się w jakiś sposób bardziej istotne, bardziej namacalne, kiedy były wymawiane na głos. Sposób, w który prosiła i jęczała o mnie był czymś więcej niż satysfakcją lub pożądliwym apelem. Te słowa wyrażały zaufanie, jakie we mnie pokładała, ruchy jej ciała zdradzały jej lojalność wobec mnie oraz obietnice jej miłości do mnie, które wypełniały mnie, moje ciało i duszę.

Byłam totalnie przez nią skonsumowana, kompletnie, kurewsko zatracona w niej, za każdym razem kiedy kochałam się z nią od początku, nawet kiedy byłam wobec niej nieszczera. Ten raz nie stanowił wyjątku.

- Powiedz mi, Camz. - Naciskałem na nią, by uzyskać słowa, których chciałam, których potrzebowałam.

- Więcej wszystkiego, po prostu... po prostu ciebie całej. - Jęknęła, błądząc ustami po mojej klatce piersiowej.

Uniosłam jedno z jej ud, aby opleść nim własne. W ten sposób będzie głębiej, trudniej, ale o wiele głębiej i będę mogła z łatwością ją obserwować. Będę mogła obserwować to, co tylko ja mogłabym jej zrobić i będę kurewsko rozkoszowała się sposobem, w jaki jej usta rozwierają się, kiedy dochodzi, wołając moje imię.

- Już masz całą mnie. - Powinnam była powiedzieć.

Zamiast tego, sięgnęłam do przodu i wyjęłam kondoma ze stolika nocnego, po czym nałożyłam go, naciskając pomiędzy jej nogami. Jej jęk satysfakcji prawie sprawił, że buchałam płomieniami, ale trzymałam się dostatecznie długo, aby zaciągnąć ją na krawędź razem ze sobą.

Wyszeptała, jak bardzo mnie kocha i jak sprawiam, że dobrze się czuje, a ja powinnam była powiedzieć jej, że czuję się tak samo, nawet bardziej, niż mogłaby to kiedykolwiek sobie wyobrazić, ale zamiast tego, wymawiam tylko jej imię, gdy wypróżniam się w prezerwatywę.

Było tak wiele rzeczy, które powinnam była powiedzieć, mogłam powiedzieć, i na pewno, cholera, powiedziałabym, gdybym wiedziała, że moje dni w niebie były policzone.

Wiedząc, że zostanę wygnana tak szybko, adorowałabym ją w sposób, jaki na to zasługuje.

**********

- Jesteś pewien, że nie chcesz tu zostać na kolejną noc ? Słyszałem jak Camila mówi Carol, że jeszcze nie odjeżdża. - Shawn wyciąga mnie z mojej podświadomości z powrotem do realnego świata w swój denerwujący sposób

- Wszystko w porządku ? - Dodaje.

- Tak.

Powinnam mu powiedzieć, co się działo w mojej głowie, słodko - gorzkie wspomnienie Camili zarzuconej wokół mnie, wczołgującej się na moje plecy, kiedy dochodziła. Jednak z drugiej strony, naprawdę nie chcę tego obrazu w jego głowie.

- A więc ? - Unosi na mnie swoją blond brew.

- Wyjeżdżam. Muszę dać jej trochę przestrzeni. - Wyjaśniam, zastanawiając się, jakim jebanym cudem wpakowałam się w tę sytuację.

Moja głupota jest doprawdy nieporównywalna, jeśli odliczymy głupotę moich ojców, a także mojej mamy, jak przypuszczam. Musiałam przejąć tę głupotę od nich. Ta trójka musi być miejscem, w którym nabyłam potrzebę do sabotowania siebie samej, niszczenia jedynego dobra w moim życiu.

Mogłabym ich obwiniać.

Mogłabym, ale obwinianie wszystkich innych jak dotąd nie zaprowadziło mnie nigdzie. Może to czas, żebym zrobiła coś inaczej.

- Przestrzeni ? Nie wiedziałem, że znasz to słowo. - Shawn próbuje ze mnie zażartować.

Musi zauważyć moje spojrzenie, bo szybko dodaje:

- Jeśli będziesz czegoś potrzebowała, nie wiem czego, ale po prostu czegokolwiek, ogólnie, możesz do mnie zadzwonić. - Niezręcznie gapi się na olbrzymi salon swojego domu rodzinnego, a ja wpatruję się w ścianę za nim, aby uniknąć patrzenia na niego.

Po niekomfortowym w-tę-i-we-wtę z Shawnem oraz więcej niż kilkoma zdenerwowanymi spojrzeniami pani Porter, zabieram moją małą torbę i wychodzę z domu. Nie mam ze sobą szitu, tylko malutką torbę z paroma brudnymi ciuchami i ładowarkę do telefonu. Co gorsza, w szczególności dla moich nerwów, właśnie teraz, gdy jestem na zewnątrz, w mżącym deszczu, przypominam sobie, gdzie znajduje się mój samochód. Kurwa.

Mogłabym pójść do domu mamy Camili i zabrać się z Kenem, jeśli wciąż tam jest, ale nie sądzę, żeby to był dobry pomysł. Jeśli znajdę się gdziekolwiek w jej pobliżu, nawet jeśli tylko będę oddychała tym samym powietrzem co Camila, nikt nie będzie wstanie mnie od niej oderwać.

Lekko pozwoliłam Carol odprawić mnie w szklarni, ale to się więcej nie stanie. Byłam tak blisko przebicia się do Camili. Czułam to i wiem, że ona też to czuła. Widziałam jej uśmiech. Widziałam jak pusta, smutna dziewczyna uśmiecha się dla mnie.

Wciąż ma w sobie tyle miłości do mnie, aby strawić na mnie kolejny uśmiech i to znaczy dla mnie cholernie dużo. Może, tylko może, jeśli dam jej przestrzeń, której teraz potrzebuje, dalej będzie rzucała mi skrawki. Przyjmę je z jebaną przyjemnością. Niewielki uśmiech, zawierająca jedno słowo odpowiedź na sms-a, cholera, jeśli nie dostanę sądowego zakazu zbliżania się do niej, z radością przyporządkuję się wszystkiemu, co mi da, dopóki nie przypomnę jej, co mamy razem.

Przypomnieć jej ? To właściwie nie jest za wielkie przypomnienie, skoro ja nigdy naprawdę nie pokazałam jej tego, jaka mogę być. Byłam tylko egoistyczna, przestraszona, pozwalając mojemu strachowi i wstrętowi do samej siebie grać główne role w przedstawieniu, zawsze odciągając od niej moją uwagę. Skupiałam się tylko na sobie i swoim obrzydzającym nawyku zabierania każdej uncji jej miłości i zaufania i rzucania jej nimi w twarz.

Deszcz teraz się ożywił i naprawdę to jest w porządku. Deszcz zwykle pomógłby mi zanurzyć się w mojej nienawiści do siebie, ale nie dzisiaj.

Dziś deszcz nie jest taki zły.

Camila's POV

Deszcz powrócił, spadając ciężką, samotną połacią na trawnik. Wychylam się teraz za okno, wgapiając się za nie, jak gdybym była zahipnotyzowana tym widokiem. Kiedyś lubiłam deszcz, w dzieciństwie był dla mnie pewnym rodzajem komfortu, który przeniósł się do moich nastoletnich lat, a teraz w dorosłość, ale w tej chwili on tylko przypomina mi o samotności panującej wewnątrz mnie.

Dom opustoszał, nawet Austin i jego rodzina wrócili do Pullman. Nie mogę się zdecydować czy cieszę się z tego, że wyjechali, czy jestem smutna, bo jestem sama.

- Hej. – Miękkie pukanie rozbrzmiewa o drzwi sypialni, przypominając mi, że jednak nie jestem sama.

Zayn zaoferował, że zostanie tutaj na noc, a ja nie mogłam go odrzucić. Siadam przy wezgłowiu łóżka i czekam, aż otworzy drzwi. Mija kilka sekund, a wciąż nie wszedł do pokoju.

- Możesz wejść. – Wołam.

Jestem przyzwyczajona, że ktoś wbija się do mojego pokoju, nim zdążę wyrazić na to zgodę. Nie, żeby kiedykolwiek mi to przeszkadzało, w pewnym sensie to lubiłam.

Zayn wchodzi do małego pokoju ubrany w ten sam strój, który założył na pogrzeb. Jedyną różnicę stanowi to, że teraz kilka guzików jego eleganckiej koszuli jest rozpiętych, a jego nacelowane włosy oklapły, przybierając łagodniejszy, wygodniejszy wygląd.

- Jak się czujesz ? – Siada na krańcu łóżka i odwraca się w moją stronę.

- Dobrze, mam się w porządku. Nie wiem, jak powinnam się czuć. – Odpowiadam szczerze.

Nie mogę mu powiedzieć, że opłakuję dzisiaj w żałobie stratę dwóch osób, nie tylko jedną.

- Chcesz dokądś pójść ? Albo może obejrzeć film, czy coś ? Żeby przestać myśleć o tym ?

Muszę dać sobie chwilę na pomyślenie o tym pytaniu. Nie chcę do nikąd iść ani niczego robić, nawet jeśli prawdopodobnie powinnam. Dobrze mi było siedząc przy oknie i rozwijając swoją obsesję na punkcie pustoszącego deszczu.

- Albo może moglibyśmy po prostu porozmawiać ? Nigdy cię takiej nie widziałem, nie jesteś sobą. – Zayn kładzie dłoń na moim ramieniu, a ja nie mogę się powstrzymać i pochylam się w jego stronę.

Niesprawiedliwym było z mojej strony wcześniejsze bycie taką surową wobec niego. On tylko próbował mnie pocieszyć, a powiedział przy tym przeciwieństwo tego, co chciałabym usłyszeć.

To nie wina Zayna, że ostatnio wrzuciłam kierunkowskaz w stronę wariatkowa, a wyłącznie moja. Populacja wynosi tam dwie osoby, tylko ja i moja podświadomość. Należy jej się własna dana, odkąd wydaje się, że tylko ona została ze mną po tej bitwie, chociaż wciąż jest pokryta brudem i gruzem, wymachuje białą flagą, mając nadzieję, że najgorsze już minęło.

- Camila ? – Palce Zayna muskają mój policzek, aby zdobyć moją uwagę.

Zawstydzona, kręcę głową w jego stronę.

- Przepraszam, powiedziałam ci, że czuję się trochę szalenie. – Próbuję się uśmiechnąć, na co on odpowiada tym samym.

Martwi się o mnie, widzę to w złocie i brązie jego oczu. Widzę to w słabym uśmiechu, który przepycha przez swoje pełne wargi.

- Nic się nie stało. Dużo się u ciebie dzieje. Chodź tutaj.- Poklepuje wolną przestrzeń koło siebie, a ja przysuwam się bliżej.

- Muszę cię o coś zapytać. – Opalone policzki Zayna okrywają się oczywistym rumieńcem, a ja potakuję, prosząc go, aby kontynuował.

Nie mam pojęcia, czego może dotyczyć jego pytanie, ale był dla mnie takim świetnym przyjacielem, przejeżdżając całą drogę tutaj, aby mnie wesprzeć.

- Cóż, dobrze. – Pauzuje, przedłużając długi oddech.

– Zastanawiałem się, co stało się pomiędzy tobą a Lauren. – Zagryza dolną wargę, a ja szybko odwracam wzrok.

- Nie wiem, czy powinniśmy dyskutować na temat mnie i Lauren.

- Nie potrzebuję szczegółów, chcę tylko wiedzieć czy tym razem to naprawdę, ostatecznie koniec ?

- To koniec. – Przełykam ciężką prawdę.

- Jesteś pewna ?

- Tak, ale nie wiem, o co. – Przerywają mi wargi Zayna przyciskające się do moich.

Jego dłonie wplatają się w moje włosy, a jego język przebił się przez moje zamknięte usta. Chwilowo tracę oddech przez niespodziankę, jaką mi sprawił, a on bierze to za zaproszenie, aby napierać mocniej i przyciska swoje ciało do mojego, wciskając mnie bliżej materaca.

Zdezorientowane i totalnie zbite z tropu, moje ciało reaguje szybko, dłońmi odpychając jego klatkę piersiową. On wacha się przez moment, wciąż próbując wtopić swoje usta w moje.

- Co ty robisz ?! – Sapię, w momencie, w którym wreszcie mnie puszcza.

- Co ? – Jego oczy są rozszerzone, a wargi opuchnięte od naciskania na moje.

- Dlaczego to zrobiłeś ?! – Krzyczę.

Zrywam się na równe nogi, totalnie odrzucona przez jego uczucia i desperacko próbuję nie reagować przesadnie.

- Co ? Pocałowałem cię ?

- Tak ! – Krzyczę, po czym szybko zasłaniam usta.

Ostatnią rzeczą, jakiej potrzebuję, jest moja matka wchodząca do pokoju.

- Powiedziałaś, że z tobą i Lauren koniec ! Sama przed chwilą to powiedziałaś ! – Jego głos jest bardziej donośny niż mój, ale nie podejmuje żadnych kroków, aby się uciszyć, jak ja to zrobiłam.

Dlaczego myślałby, że to jest okej ? Dlaczego by mnie pocałował ?

- To nie było zaproszenie, żebyś ty zrobił krok w moją stronę ! Myślałam, że zjawiłeś się tutaj, żeby mnie pocieszyć, jako przyjaciel. – Nadmiernie podkreślam ostatnie słowo.

- Jako przyjaciel ? – Naśmiewa się.

– Wiesz, co do ciebie czuję ! Zawsze wiedziałaś, co do ciebie czułem !

Jestem zdumiona brutalnością tonu, jakiego używa wobec mnie. Zawsze był taki wyrozumiały, co się zmieniło ?

- Zgodziłeś się na to, żebyśmy byli przyjaciółmi. Wiesz, co ja czuję do niej. – Utrzymuję swój głos tak spokojny i neutralny, jak to możliwe pomimo paniki w mojej klatce piersiowej.

Nie chcę ranić uczuć Zayna, ale on daleko przekroczył granice.

- Nie, nie wiem co do niej czujesz, ponieważ wy dwie ciągle się schodziliście i rozchodziliście. Zmieniasz swoje zdanie raz na tydzień, a ja zawsze czekam, czekam, czekam i czekam. – Wywraca oczami, a ja kurczę się.

Ledwie rozpoznaję tego Zayna, chcę, żeby ten stary wrócił. Ten Zayn, któremu ufam i o którego się troszczę nie jest tutaj.

- Wiem to. Wiem, jak się zachowujemy, ale myślałam, że wyraziłam się jasno na temat. – Zaczynam.

- Zwisanie na mnie przez cały czas nie do końca przesyła tę czystą wiadomość. – Jego głos jest płaski, zimny, a porcja ciarek przemierza mój kręgosłup w dół z powodu różnicy, jaka nastąpiła w nim w ciągu ostatnich dwóch minut.

- Nie zwisałam na tobie cały czas. – Jak on mógłby w ogóle w to wierzyć ?

– To ty otoczyłeś mnie ramieniem, aby pocieszyć mnie na pogrzebie mojego ojca. Myślałam, że to był uroczy gest, nie chciałam, żebyś odebrał to w jakikolwiek inny sposób. Lauren tam była, chyba nie pomyślałeś, że okazałabym przywiązanie wobec ciebie w jej obecności ? – Jestem obrażona i zdezorientowana przez jego oskarżenie.

Echo zamykającej się szafki rozbrzmiewa w małym domu, a Zayn zdobywa się na wysiłek przyciszenia własnego głosu.

- Dlaczego nie ? Już wcześniej używałaś mnie, aby wzbudzić jej zazdrość ? – Oschle szepcze.

Chcę się bronić, ale wiem, że ma rację. Nie we wszystkim, ale w tym wypadku jego argument jest słuszny.

- Wiem, że robiłam to w przeszłości i jest mi przykro z tego powodu. Naprawdę cię przepraszam, już ci mówiłam, jak mi z tym źle i powiem to jeszcze raz. Zawsze byłeś tu dla mnie i doceniam cię bardzo, ale myślałam, że rozmawialiśmy na ten temat. Myślałam, że zrozumiałeś, że ty i ja możemy się tylko przyjaźnić, to wszystko.

- Jesteś przez nią tak stłamszona, że nawet nie widzisz tego, jak głęboko w tym siedzisz. – Wymachuje dłonią w powietrzu.

Ciepły błysk w jego oczach obniżył temperaturę, zatrzymując się na zmrożonym bursztynie.

- Zayn. – Wzdycham, pokonana.

Nie chciałam się z nim kłócić, nie po tygodniu, jaki przeszłam.

– Przykro mi, dobrze ? Naprawdę mi przykro, ale zachowujesz się kompletnie nieodpowiednio w tej chwili. Myślałam, że jesteśmy przyjaciółmi.

- Nie jesteśmy. – Prycha.

– Myślałem, że po prostu potrzebujesz więcej czasu, myślałem, że to będzie mój ostatni krok, aby w końcu cię posiąść, a ty mnie odrzuciłaś. Znowu.

- Nie mogę dać ci tego, co chcesz, wiesz, że nie mogę. To dla mnie niemożliwe. Dobrze czy źle, Lauren zostawiła swoje piętno na mnie i nie mogłabym oddać się tobie, ani komukolwiek, obawiam się. – W momencie, kiedy te słowa opuszczają moje usta, żałuję ich.

Spojrzenie oczu Zayna kiedy kończę swoją żałosną mowę sprawia, że kręcę się, próbuję uchwycić jakąkolwiek pozostałość po panu Collinsie, jakiego myślałam, że znałam. Zamiast tego, stoję w tej sypialni, patrząc na Wickhama i czynię kroki w stronę otwartych drzwi.

- Camila, poczekaj ! Przepraszam ! – Woła za mną, ale już otwieram frontowe drzwi i biegnę w deszczu, nim jego głos zdąży rozbrzmieć w korytarzu.

Moje bose stopy plaskają o beton, a ubrania są przemoczone, nim docieram do domu Porterów. Nie wiem, jaka jest pora, nie mogłabym nawet zgadywać godziny, ale jestem wdzięczna, że światła w przedsionku są włączone. Ulga spływa po mnie jak zimny deszcz, kiedy matka Shawna otwiera drzwi.

- Karlo ? Moja droga ! Wszystko w porządku ?

Szybko wciąga mnie do środka, a ja wzdrygam się na dźwięk wody ściekającej ze mnie na ich czystą podłogę z drewna.

- Przepraszam, ja po prostu... - Kiedy rozglądam się po rozległym i praktycznie nieskazitelnym salonie, natychmiast żałuję przychodzenia tutaj.

Lauren i tak nie chciałaby się ze mną widzieć, co ja sobie myślałam ? Już nie jest moją osobą, do której mogę pospieszyć, nie jest kobietą, którą myślałam, że była.

Moja Lauren zniknęła w Anglii, a jakaś nieznajoma zajęła jej miejsce i zrujnowała nas. Moja Lauren nigdy by się nie naćpała i nie dotknęłaby innej kobiety, nie pozwoliłaby innej kobiecie nosić swoich ubrań. Moja Lauren nie wydrwiłaby mnie na oczach swoich przyjaciół i nie odesłała spakowanej z powrotem do Ameryki, wyrzucając mnie, jakbym była niczym. Jestem niczym, przynajmniej dla niej.

Im więcej napastliwych czynności zbiera się na mojej liście, tym głupiej brzmię wewnątrz mojego własnego umysłu. Prawda jest taka, że jedyna Lauren jaką znałam zrobiła wszystko z powyższych, raz po raz, i nawet teraz, kiedy tylko ja słucham, wciąż ją bronię. Jak bardzo jestem żałosna ?

- Bardzo przepraszam, pani Porter. Nie powinnam była tutaj przychodzić. Proszę nie mówić nikomu, że tu byłam. – Rozpaczliwie przepraszam i jako niestabilna osoba, którą się stałam, znowu biegnę na deszcz, nim ona może mnie zatrzymać.

Do czasu, kiedy się zatrzymuję, jestem blisko poczty. Zawsze nienawidziłam tego rogu, kiedy byłam dzieckiem. Mały, ceglany budynek poczty spoczywa sam na zapleczu miasta. W pobliżu nie ma żadnych domów ani biur, a w momentach takich, jak ten, kiedy jest ciemno i pada, moje oczy płatają mi figle i mały budynek miesza się między drzewa. Jako dziecko zawsze koło niego przebiegałam.

Adrenalina teraz ze mnie uleciała i stopy bolą mnie od powtarzającego się uderzania nimi o beton. Nie wiem, co myślałam, zapuszczając się tak daleko w głąb w miasta. Nie myślałam, jak przypuszczam.

Moje i tak już podważalne zdrowie emocjonalne pogrywa sobie po raz kolejny, kiedy cień wyłania się spod daszku przy poczcie. Zaczynam się cofać, powoli, tylko na wypadek, gdybym nie miała przywidzeń.

- Camila ? Co ty, do cholery, robisz ? – Cień mówi głosem Lauren.

Z pełną intencją, aby biec, odwracam się na pięcie, ale ona jest szybsza ode mnie. Jej ręce oplatają się wokół mojej talii i przyciąga mnie do swojego torsu, nim mogę wystartować. Jej dłoń zmusza mnie, abym spojrzała w górę, na nią i próbuję trzymać oczy otwarte i skupione, pomimo ciężkich kropel deszczu psujących moją wizję.

- Dlaczego, do cholery, jesteś tutaj, w deszczu, sama ? – Przebija się Lauren przez hałasujący deszcz.

Nie wiem, jak się czuć. Chcę skorzystać z rady Lauren i czuć się jakkolwiek chcę, ale to nie takie proste. Nie mogę zdradzić malutkiego pokładu siły, który jeszcze we mnie został. Gdybym pozwoliła sobie poczuć wszechogarniającą ulgę, którą przynosi dłoń Lauren na moim policzku, zawodziłabym siebie.

- Odpowiedz mi. Coś się stało ?

- Nie. – Kręcę głową, kłamiąc.

– Dlaczego jesteś tu tak późno, pośrodku niczego ? Myślałam, że zostawałeś u Porterów ? – Przypuszczam, że pani Porter wspomniała o moim zawstydzającym i bardzo desperackim błędzie w ocenie.

- Nie, odszedłem stamtąd około godzinę temu. Czekam na taksówkę. Ten dupek miał tu być dwadzieścia minut temu.

Ubrania Lauren są nasiąknięte, włosy przemoczone, jej dłoń trzęsie się tuż przy mojej skórze.

- Powiedz mi, czemu tutaj jesteś, ledwo ubrana i boso ?

Mogę powiedzieć, że czyni świadomy wysiłek, aby pozostać spokojną, ale jej maska nie jest tak nienaruszona, jak w to wierzy. Dokładnie, jak w świetle dziennym, mogę zobaczyć panikę w zieleni jej oczu. Nawet w ciemności udaje mi się ujrzeć sztorm hulający za nią. Ona wie, ona zawsze wydaje się po prostu wiedzieć wszystko.

- To nic. Nic wielkiego. – Odchodzę od niej na krok, ale ona tego nie kupuje.

Przysuwa się do mnie, nawet bliżej niż poprzednio. Nigdy nie była mniej niż wymagająca.

Reflektory przebijają się przez zasłonę deszczu, a moje serce zaczyna tłuc wewnątrz, kiedy formuje się kształt furgonetki. Zayn zostawia swój samochód z włączonym silnikiem, kiedy wychodzi z niego i spieszy w moją stronę. Lauren wchodzi pomiędzy nas, w ciszy ostrzegając go, aby nie podchodził ani kroku bliżej. To kolejna scena, do której zbytnio przywykłam i wolałabym jej więcej nie widzieć. Każdy aspekt mojego życia wydaje się być cykliczny, jak błędne koło, które zabiera ze sobą jeden kawałek mnie za każdym razem, kiedy historia się powtarza.

- Co zrobiłeś ? – Głos Lauren jest głośny i wyraźny, nawet przez deszcz.

- Co ona ci powiedziała ? – Kontratakuje Zayn, a Lauren podchodzi bliżej niego.

- Wszystko. – Kłamie Lauren.

Nie udaje mi się wyróżnić wyrazu twarzy Zayna. Niemożliwym jest widzieć wyraźnie, nawet z pomocą świateł samochodu oświetlających nas.

- A więc powiedziała ci, że mnie pocałowała ? – Szyderczo śmieje się Zayn.

Jego głos jest ohydną mieszanką złośliwości i satysfakcji.

Nim mogę obronić się przed kłamstwami Zayna, kolejny zestaw reflektorów dołącza do tego chaosu.

- Co zrobiła ?! – Krzyczy Lauren.

Jej ciało jest wciąż obrócone w stronę Zayna, a światła taksówki przedzierają się przez przestrzeń, ukazując mi przebłysk zadowolonego z siebie uśmieszku ozdabiającego twarz Zayna.

Jak mógł skłamać Lauren ? Czy Lauren mu uwierzy ? Co ważniejsze, czy to ma znaczenie ? Czy cokolwiek z tego właściwie ma znaczenie ?

- Chodzi o Sam, prawda ? – Pyta Lauren, nim Zayn może odpowiedzieć.

- Nie, nieprawda ! – Zayn przejeżdża sobie dłonią po twarzy, rozbryzgując wodę.

- Ależ tak ! Wiedziałam to ! Wiedziałam, do chuja, że uganiasz się za Camilą przez tą kurwę !

- Ona nie była kurwą ! I nie chodzi tylko o nią, troszczę się o Camile ! Zupełnie tak, jak troszczyłem się o Samanthę, a ty musiałaś to spieprzyć ! Zawsze musisz wkroczyć i spierdolić wszystko, co moje ! – Krzyczy Zayn, a Lauren podchodzi do niego jeszcze krok bliżej.

- Wejdź do taksówki, Camila. – Instruuje Lauren.

Stoję w miejscu, ignorując ją. Kim jest Samantha ? To imię brzmi poniekąd znajomo, ale nie mogę go nigdzie dopasować.

– Camz, wejdź do taksówki i poczekaj na mnie. Proszę. – Mówi przez zaciśnięte zęby.

Cierpliwość Lauren się wyczerpuje i, oceniając po wyglądzie twarzy Zayna, jego zasoby się już ulotniły.

- Proszę, nie bij się z nim, Lauren. Nie rób tego znowu. – Błagam ją.

Jestem chora przez to całe walczenie. Nie wydaje mi się, bym mogła znieść kolejną scenę przemocy tylko kilka dni po znalezieniu ciała mojego ojca na podłodze mieszkania.

- Camz. – Zaczyna, ale ja jej przerywam.

- Proszę, ten tydzień był taki okropny i nie mogę tego obserwować. Proszę, Lauren. Po prostu wejdź ze mną do taksówki. Zabierz mnie stąd, proszę.

Ostatnie pozostałości mojego zdrowia psychicznego oficjalnie zniknęły, gdy błagam Lauren, żeby ze mną odjechała.

Podskakuję na dotyk jej palców zaciskających się wokół mojego nadgarstka. Wiedziałam, że zmęczy się błaganiem mnie o wejście do taksówki, ale tym, czego nie wiedziałam, ani nie oczekiwałam, było to, że wdrapie się do taksówki razem ze mną i poinstruuje kierowcę, aby zabrał mnie do domu mojej matki, żebym zebrała swój dobytek.

Continue Reading

You'll Also Like

199K 5.3K 67
Zero already has a boyfriend that she loves but finds out that he is cheating but she tries to work it out and stay with him. But then she goes to th...
79.5K 1.5K 65
Mikaiah behind cameras. Are they true or we're just being delulu? Mikaiah au
114K 6.3K 24
to love and be loved is to feel the sun from both sides. ━━ love island usa 2024, s6 ━━ kordell beckham x oc