head of surgery | lrh

By polarxbears

3K 317 74

Luke Hemmings i Sophie Carter są młodymi, zdolnymi chirurgami. Luke jest ordynatorem oddziału chirurgicznego... More

Prolog
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20

Rozdział 21

63 4 2
By polarxbears

-Chce ci się wracać?-ironicznie zaśmiał się Calum.

-O niczym innym nie marzę-wycedził kolorowowłosy.

-W sumie to ostro się posunąłem z tymi hamulcami i laserem-słychać było kolejną wypowiedź Hooda i odgłos zapinanego zamka walizki.

Tak właśnie doszło do tego, że podsłuchiwałam rozmowy chłopców pod drzwiami. Miałam tylko przyjść zapytać o mój zagubiony kubek, jednak temat dyskusji okazał się zbyt ciekawy, by go przerywać.

-Mieliśmy ich wstępnie nastraszyć, Cal.

-Trudno. Nawet lepiej, że jednego pionka w grze zmietliśmy. Nie mogłem już patrzeć na ten parszywy ryj.

-Jak wrócimy do Sydney, będzie piekło, a ty się cieszysz?-odparł mu Michael.

-Dlatego zostajesz tu na dodatkowy tydzień dla zapasu-śmiał się ciemnowłosy-jakby kogoś z nas spotkał podobny los, co Jamesa. Oczywiście zakładam, że tak nie będzie. Jesteśmy przecież lepsi. Rozluźnij w końcu pizdę.

Mało co nie zdemaskowałabym się przed dwójką Australijczyków. Zaparło mi tak dech w piersiach, że lekko pisnęłam. Niewiele brakowało, aby ten dźwięk był o wiele bardziej donośny. Nie zdawałam sobie sprawy z czegoś, czego powinnam się natychmiast domyśleć. Za wypadkiem Camili i Jamesa stali chłopcy. Czułam się zawiedziona ich posunięciem. W gruncie rzeczy należał się odwet Wintersowi i jego ludziom - nie zmienia to jednak faktu że przez nich życie mogła stracić ciężarna kobieta. Przecież to mija się z ich powołaniem! Po co pchać się do medycyny i pielęgniarstwa, składać przysięgę Hipokratesa w pierwszym przypadku a później niejednokrotnie targnąć na cudze życie? Właśnie ta kwestia wydawała mi się w nich najbardziej chora. Bezustanne zaprzeczanie samemu sobie.

Przez ich akcję powstała kolejna, równie zła konsekwencja. Życie chłopców może być w poważnych tarapatach. Podpalanie majątku podpalaniem, pobicia pobiciami, zatrucia zatruciami, jednak zabicie kogoś to już poważniejsza sprawa. Jestem przekonana, że Jack nie zostawi tego. Oko za oko, ząb za ząb, człowiek za człowieka. Właśnie dlatego Luke wzbraniał się tak bardzo mojego powrotu do Sydney. Kto wie, na kim może być zaplanowany odwet? To było druzgocące. Pragnęłam porządnie cofnąć się w czasie. Zarazem stwierdziłam, że nie pozwolę, aby komuś z nich stała się krzywda. Przywiązałam się jednak do chłopców, jakkolwiek ta znajomość momentami wyglądała. Mimo wszystko zawdzięczałam im wiele, nie raz i nie dwa razy ratowali mi tyłek, kiedy działo się coś niepokojącego. Kto zajął się sprawą tajemniczych paczek? Kto mi powiedział o bombie w moim aucie? Kto zabrał mnie sprzed nosa samej policji, gdy odkryto nielegalne wyścigi? Kto mi pomógł, kiedy traciłam przytomność po truciźnie i byłam już w szponach Jamesa? Pytania retoryczne. Nie mogłam być jednostronnie wdzięczna, też pragnęłam czymś dobrze się przysłużyć, pomóc.

Wtedy usłyszałam za plecami czyjeś chrząknięcie. Był to nikt inny, niż Luke.

-Nikt cię nie nauczył, że nie wolno podsłuchiwać?-wziął mnie za ramię i wyprowadził z korytarza-to staje się już upierdliwe, Sophie.

-Musimy poważnie porozmawiać.

-Też tak myślę-syknął.

Wyszliśmy z domu, w stronę dużej bazy, gdzie ukryte przed światłem dziennym i Australią były samochody. Byłam tu z Luke'iem już kilka razy. Większość to nagrody z wyścigów ulicznych. Pojazdy były zadbane i wypolerowane na błysk. Wyglądały na nieużywane, bo tak naprawdę kto będzie proawadził takie maszyny? Mama Luke'a? Hala była miejscem rzadko odwiedzanym przez domowników, dzięki czemu można było liczyć na prywatność w prawdziwym tego słowa znaczeniu.

-O co ci chodzi?-spytał w dalszym ciągu zły za moje zachowanie, krocząc po hali-nie uważasz, że przesadziłaś?

-Luke-przerwałam-jesteś ostatni dzień przed wyjazdem tutaj. Nie chcesz potem żałować tego, jak się do mnie prawdopodobnie zwrócisz, jeżeli nie przystopujesz. Nie idzie to w dobrą stronę, więc ostrzegam cię.

-Mam prawo być zdenerwowany w tej sytuacji Sophie, mieszasz się tam, gdzie naprawdę nie powinnaś. Mniejsza z tym, ale pamiętaj, że tak się nie robi. Chociaż ze względu na to, że sama sprowadzasz na siebie problemy.

-Nie dziw się, że tak robię, jeżeli sam nie chcesz mi niczego powiedzieć-odetchnęłam-z resztą, masz rację, mniejsza z tym-podeszłam impulsywnie do blondyna, aby go pocałować. Odwzajemnił to, a po chwili odparłam:

-Nie jedź tam.

-Sophie, nie przesadzaj. Poradzimy sobie szybciej, niż ci się wydaje.

-To nie są żarty. Michael powiedział, że to będzie piekło!

-Przecież na pewno nie niebo.

-Właśnie. Nie rozumiesz, że martwię się? Winters jest zawzięty jak nikt inny.

-Sophie, nie dramatyzuj.

-Boję się, że już więcej cię nie zobaczę, zrozum to-po moim policzku słynęły łzy. Chorobliwie bałam się przyszłości.

Byłam okropnie emocjonalna, nienawidziłam tego. Utrudniałam wszystko przez to.

-Sophie... wrócę tutaj cały i zdrowy. Obiecuję ci to.

Niewiele podniosło mnie to na duchu. Nikt nie może mi zagwarantować, że nic złego się nie stanie, nawet on. W odpowiedzi jedynie westchnęłam smutno. Wtedy Luke wskazał na jedno z aut i oznajmił:

-Zabieram cię na małą przejażdżkę. Gwarantuję, że kąciki twoich ust od razu drgną do góry.

Bez słowa usiadłam na miejscu pasażera czarnego Ferrari. Oby było, jak zapowiadał chłopak. Pragnęłam poprawienia melancholijnego nastroju chociaż na trochę.

-Gdzie jedziemy?

-Przed siebie-uśmiechnął się.

***

Mimo nikłych oczekiwań, spędziliśmy wspaniale czas na łonie pustynnej natury. Niewiele rozmawialiśmy. Było dobrze bez tego, mając dookoła wielkie, brunatne głazy, spoglądając w głębokie, oddalone doliny, będąc po prostu obok siebie. Dziwne i przyjemne zarazem było to dla mnie uczucie pełnej wolności. W ostatnim czasie wręcz ledwo znane. Chcieliśmy cieszyć się nim, ile tylko byliśmy w stanie tego schwytać. Carpe diem? Być może.

Teraz wchodziliśmy do domu.

-Brakuje mi operowania-odezwałam się-cholernie za tym tęsknię. Czy ty tego nie czujesz?

-Czuję, Sophie. O ile ja teoretycznie będę w mieście...-zatrzymał się, biorąc jabłko z półmiska-mam świetny pomysł, pokochasz mnie za to!

Po czym zniknął, wybiegając z jadalni... dalej nie znałam już idealnie planu domu Hemmingsów, więc w zasadzie nie wiem, gdzie się udał. I w jakim celu? Przyznam, że stałam się równie podekscytowana jak on.

Wtedy w pomieszczeniu pojawił się Jack, brat Luke'a. Bardzo podobny, innymi słowy drugi Luke. Jedyną różnicą był fakt, nie miał takich zajęć jak jego braciszek. A przynajmniej takie pozory stwarzał, przecież Luke też był porządnym, empatycznym ordynatorem chirurgii bez konfliktów z prawem. Sprawy jednak potoczyły się, jak potoczyły.

-Czemu taka spięta?-spytał z uśmiechem.

-Zastanawiam się, czym tym razem zaskoczy mnie twój brat.

-Typ cichej wody, która jednak brzegi rwie, nie sądzisz?

-Idealnie ujęte-przyznałam-ile czasu będziecie jeszcze tutaj?

-Wyjeżdżamy do Adelaide dzień po Luke'u.

-Ile bym dała, aby wiedzieć, kiedy wrócę do Sydney. Choć teoretycznie jestem niezależna... Rzeczywiście-przeprosiłam Jacka, po czym wybiegłam z jadalni.

Po drodze wpadłam na Luke'a.

-Co powiesz na chwilową zmianę specjalizacji?

-Słucham?

-Zostaniesz na czas pobytu tutaj weterynarzem-na jego twarzy zagościł szeroki uśmiech.

-Oszalałeś? Nie mam do tego uprawnień, a poza tym spędziłam 6 lat na medycynie i 2 na specjalizacji, aby operować ludzi. Nigdy nie interesowała mnie weterynaria i nie zainteresuje!

-Mówię, że to chwilowe. Co do uprawnień... Nie myślałaś chyba, że będziesz panoszyć się po wioskach Australii jako dumna Sophie Carter?

-Słucham? Nie będę robiła żadnych nielegalnych rzeczy-ucięłam.

-Powtarzasz się. Od małej korekty tożsamości jeszcze nikt nie umarł... Z resztą, nie masz nawet wyboru.

-Nie będzie to możliwe-przewróciłam oczami-patrząc na to, że wracam z wami do Sydney.

-Nie, Sophie.

-Jestem niezależną kobietą, która w dodatku spełnia w społeczeństwie tego miasta niesamowicie ważną rolę, i która ma prawo własnego wyboru. Moim wyborem jest jak najszybszy wyjazd stąd.

-To nie ma w tym przypadku nic do rzeczy. Jestem głową wszystkiego i mam lepsze rozeznanie w sytuacji.

-Z tego co wiem od twojej mamy, masz usunięte dwa zęby mądrości-odeszłam w stronę sypialni, jeszcze dodając kokieteryjnym głosem-ja mam wszystkie cztery.

Pozostawiłam go na korytarzu z zażenowaną miną. Każdy wie, że ząb mądrości to tak naprawdę nic nie wnoszący do życia przesąd. Miałam jednak silną potrzebę dogryzienia ego blondyna. Zważając na to, że byliśmy w domu jego rodziców, odrzuciłam możliwość zakończenia mojej prześmiewczości tym, co wydarzyło się na przykład nocą przed Las Vegas. Hemmings przypierający do ściany, kpiący sobie, Hemmings wypity strzelający do jakiejś przybłędy ze szklanką whiskey w drugiej ręce. Inny przypadek - jeszcze wcześniej zafundował mi najbardziej nieprzyjemną przejażdżkę życia, po której utwierdziłam się w przekonaniu, że Ashton jest lepszym kierowcą.

Rozmyślając zorientowałam się, jak wiele mam wspomnień z nim. Różnego pokroju, jednak na podstawie tego można by było napisać porządną książkę. Mimo tego, że teoretycznie nie znamy się długo. Nawet nie minęło pół roku od mojego przyjazdu na Atypody.

Trzeba przyznać, że miałabym jeden z ciekawszych życiorysów.

Cóż, jednak musimy najpierw doprowadzić sprawy do końca. Tak właściwie, przeżyć tę grę. Wspaniale ujęte, grę. Każde działanie ma swoją odpowiedź. Brutalnejszy ruch będzie miał jeszcze mniej ludzką odpowiedź przeciwnika. Cierpią poszczególni uczestnicy rozgrywki, czasem płacą nawet śmiercią za swoje poczynania. Wszystko, aby odnieść swoje pyrrusowe zwycięstwo. Zupełnie jak porządna partyjka czarodziejskich szachów, czyż nie?

Zapadał już zmrok, nastała pora kolacji. Kolacji ostatniej już w pełnym składzie. Nie byłam zbyt rozmowna w czasie posiłku w przeciwieństwie do reszty domowników. Znów wahałam się, czy jednak nie pozostać w cichym, bezpiecznym zaułku i przeczekać najtrwożliwszy moment zabawy. Zabawy, bardzo ironicznie mówiąc.

Zabawą dla mnie można określić wiele zadań, jakie miałam przed sobą przy stole operacyjnym. Czułam się tam jak ryba w wodzie. Anatomia uczona latami sprawiła, że kontakt z tkankami, naczyniami i narządami ludzkimi nie przypominało bawienia się w chowanego. Mogłam się wykazać, podejmować decyzje, które z pewnością będą trafne. Teraz można moją sytuację życiową w ten sposób, czyli chowanego, ująć idealnie. Albo grą w berka. Tak, dokładnie w ten sposób.

Reszta wieczoru także nie minęła w moim przypadku pod hasłem rozrywki. Wydawało mi się, że rodzina Luke'a nie była do końca świadoma tego, co tym razem czekało go w Sydney. Z resztą, może to i dobrze? Ciągłe życie w niepokoju nie daje nic dobrego. Wręcz odbiera wszelkie pozytywne emocje. Te były stopniowo ze mnie  "wyssawane", w wyniku czego czułam się coraz bardziej pusta mentalnie.

Kiedy siedziałam w satynowej narzutce przy toaletce w pokoju i nakładałam na twarz krem na noc, wszedł akurat najmłodszy Hemmings. Trzymał w jednej dłoni dwa kieliszki, w drugiej - butelkę wina.

-Białe, półwytrawne. Skusisz się?

Nic nie odpowiadając, wodziłam wzrokiem za tym, jak kładzie trunek na stoliku nocnym, a następnie podchodzi do mnie, odgarniając włosy od ucha.

-Nacieszmy się w końcu swoim towarzystwem, spędźmy czas tylko we dwoje...

Zajmowałam w dalszym ciągu swoje ręce balsamowaniem ich, mimo iż mogłam już zakończyć tę czynność dawno, dalej ją kontynuowałam. Po chwili ciszy, w odbiciu lustrzanym widziałam a na skórze czułam pocałunki składane na szyi.

-Od kiedy tutaj przyjechaliśmy, jesteś zamknięta w sobie, sceptyczna, małomówna, smutna...-cicho mówił, kontynuując swoją czynność-tak bardzo tego nie chcę. Proszę, bądź sobą, Sophie.

Splótł palce swojej dłoni z moją, po czym pociągnął mnie i poprowadził w stronę łóżka. Ze stolika nocnego wziął lampki z winem. Chwilę pózniej podał mi kieliszek z alkoholem i usiadł obok.

-Nie piję.

-Sophie... Z taką niezadowoloną miną mam ciebie zapamiętać?

-Zapamiętać?-podniosłam głos. Jego wypowiedź zabrzmiała wyjątkowo dziwnie. Zupełnie jakby miał oznajmić, że już nigdy więcej się nie zobaczymy.

-Zapamjętać na czas mojego pobytu w Sydney-popił winem-a jednak trochę się o mnie martwisz, pod tą twardą skorupą ze zniesmaczoną twarzą.

Przewróciłam oczami. Doskonale wiedział, że tak było. Przyglądałam mu się. Nalewał sobie już kolejną lampkę, co zaczynało być lekko niepokojące. Z resztą, nie pierwszy już raz zauważyłam, że miał tendencję do upijania się, czasem wręcz na umór. To jest takie nieodpowiedzialne. W końcu alkohol nie rozwiązuje za nas problemów, właśnie on zamracza nam racjonalne myślenie i doprowadza do problemów. Jasne, wszystko jest dla ludzi - jednak w miarę rozsądku. Tendencje do spożywania hurtowych ilości trunków za jednym zamachem niestety najczęściej przechodzą w nałóg. A to już jest na tyle poważna i uciążliwa dla siebie oraz swoich bliskich sprawa, do której rozwiązania potrzebna jest już pomoc specjalistów. Często nawet i ich pomoc niewiele wnosi, a uzależniony dalej niszczy swoich bliskich, perspektywy na przyszłość a przede wszystkim siebie i swój organizm. Nie chcę, aby tak się skończyło w przypadku mężczyzny, na którym mi zależy. I o którego się bardzo martwiłam, jak sam chwilę wcześniej trafnie ujął. Dalej mu się przyglądałam. Pomijając fakt, jak topił w swojej krwi promile etanolu zawarte w jasnej cieczy, wyglądał nieziemsko. Włosy miał lekko rozmierzwione, gdzieniegdzie jeszcze wilgotne po wieczornym prysznicu. Kilka blond kosmyków opadało mu mimowolnie na czoło. Od intensywnego słońca australijskiej pustyni na twarzy, szczególnie w okolicach nosa, pojawiło mu się kilka złocistych, dziecięco wyglądających piegów. Jego oczy. Jego oczy kolidowały z jego zaskakującą osobą. Jasnoniebieskie tęczówki przywodziły na myśl delikatność, niewinność i... Coraz dalej odchodziły ode mnie myśli żalu, który do niego czułam. Zbliżyłam się i oparłam głowę na jego wyrobionym torsie tak, aby dalej móc obserwować jego twarz. Pełne, różane, otulające kryształowy kieliszek usta. Kilka minut później te same usta otulające mokrymi pocałunkami moje ciało.

Trochę idealizmu na koniec ;) Wróciłam, mam w ciągu kilku ostatnich dni niesamowitą wenę twórczą. Dużo piszę tutaj i do Gangsty, a nowe pomysły również się rodzą. Potraktujcie to więc jako zapowiedź opublikowania niebawem czegoś nowego. Xoxo !

Continue Reading

You'll Also Like

30.5K 1.2K 36
Maddie Monet, najstarsza z córek Camdena Monet zostaje rozdzielona z braćmi na kilka lat. Bliźniaczka Tony'ego i Shane'a odnajduje się w swoim nowym...
4.5K 254 15
Ninjago już jakiś czas temu wstało na nogi po ataku kryształowego władcy. Mieszkańcy świętują i wracają do dawnego życia. Jednak zło nigdy nie śpi, i...
25.2K 1.9K 100
Lavena i Lando od samego początku byli tylko przyjaciółmi. Ale i to się zawsze zmienia, prawda?
52.8K 1.9K 36
Historia dwójki osobliwych osób. Michała Matczaka, który skupia się na muzyce i często przekracza granice oraz Natalii Budzyńskiej, do niedawna stude...