Tajemnicze Morderstwa (Korekt...

By Shanley-san

117K 7.9K 1K

Książka jest w trakcie poprawiania. Morderstwo to niezbyt miła sprawa. Zwłaszcza kiedy nie jest to jednorazow... More

Znajomość
Początek
Strata
Istota
Rozwiązanie?
Atak
Dziewczynka
Ciemność
Lustro
Rodzina
Prawda
Szaleństwo
Szansa
Pomoc
Bracia
Ucieczka
Ciocia
Powrót
Test
Rezydencja
Zapoznanie
Zabawy
Nieszczęścia
Zdjęcie
Pies
Szwy
Zmiana
Gra
Stres
Decyzja
Świadomość
Postać
Nieznajoma
Zdrada
Śmierć
Pająk
Broń
Jezioro
Zabójczyni
Pożegnanie
Koniec
Epilog
Notatka od autora

Lalki

2K 148 9
By Shanley-san

Część 27

Wdech.

Nieregularny jakiś. Tak jakby w połowie jednego uznała, że jest za słaby i postanowiła wziąć jeszcze jeden. A potem już w ogóle nie oddychałam. Z dachu, chociaż nie wiem już, czy był to dach, bo wyginał się i gibał jak budyń, zeskoczyło coś czarno-białego. To był ten zszarzały clown, którego Sally mi przedstawiała, tak sądzę. Wylądował on niczym po akrobacji na trapezie, a potem wyprostował się. Kiedy spojrzałam na niego, z mojej perspektywy trudno było go odróżnić od wierzby o czarnych liściach. Wwiercał we mnie swoje spojrzenie, a mój świat jeszcze bardziej zaczął wirować.

— Dobrze ty się czujesz? — Jego głos został przyćmiony przez jego śmiech.

Moja głowa opadła na ramię. Zobaczyłam coś, przechadzającego się wśród wirujących obrazów wysokich drzew. To coś było niewiele niższe niż one, prawie całkowicie czarne, oprócz głowy. Nie mogłam dostrzec elementów twarzy, wszystko było zbyt rozmazane. Nie, cholera, elementów twarzy nie było. To był Slenderman. Za jego postacią ciągnęło się paręnaście, albo parędziesiąt czarnych macek. Przystanął na chwilę i popatrzył się w naszą stronę. W tym momencie z mojego nosa trysnęła krew, a ja zaczęłam kaszleć. Próbowałam dłońmi zatamować krwotok, ale wydaje mi się, że to tylko zaszkodziło, a nie pomogło. Ten czarno-biały, Jack, właśnie, odwrócił się do Slendera. Następnie znowu zwrócił się do mnie.

— Cholerne Slender Sickness. — Rzucił po czym wziął mnie na ręce.

— Dlaczego ziemia odlatujeeeeee... — Wyszeptałam, albo wypiszczałam, zwieszając ręce ku gruntowi.

— Oh, cicho bądź. — Rzekł rozbawiony.

Skoczył potem na co najmniej pięć metrów w górę. Wylądował. Potem znowu. I tak przebyliśmy całą drogę powrotną do rezydencji. Nie była długa, ale czułam po niej, że zwrócę wszystko co mam w żołądku. A jeśli nie ma tam nic, to zawsze mogłam rzygnąć żółcią albo krwią. Nie wiem w sumie, czy tak się nie stało.


O cholera, a co było potem? Trudno powiedzieć. Szum powoli znikał, a ja budziłam się na kanapie w ich salonie, czy co to tam było. Kolejne godziny z mojego życia, których nie zapamiętam. Tracisz miejsce na taśmie. Hej, chyba już ustaliliśmy, że w tych czasach nikt taśm nie używa. Ale wciąż je produkują. Chyba kurde dla zbieraczy antyków. Coś wyprodukowane rok-dwa temu nie jest antykiem. Dla mnie jest.

Błagam, przestań mówić do siebie.

— Żyjesz? — Odezwał się głos. Nie głos, a człowiek. Patrycjo, mylisz pojęcia.

— W połowie. — Odpowiedziałam, wyostrzając wzrok. Chyba zostałam psem, bo wszystko było szarawe.

— Dobre i to. — Zakończył swoją wypowiedź śmiechem. Od takiej ilości psychopatycznych śmiechów można by oszaleć.

Usiadłam. Moja głowa była siedemnaście razy cięższa niż zazwyczaj. Czułam się jak na ostrym kacu, a przecież nic nie piłam. Znaczy, na pewno nic naumyślnie. Moje losy są tutaj tak niepewne, jak gra w totolotka. Chociaż nie, bo tam przynajmniej wiesz, że masz szansę na wygraną jakieś jeden do pierdyliarda, a u mnie co? Wszystko fifty-fifty, albo umrę, albo nie. A i jeszcze ja muszę o tym zadecydować, przypomniało mi się. W takim razie sprawa jest jeszcze mniej jasna. Nie potrafiłabym zabić żadnego człowieka. Zwłaszcza siebie. Jak oni to robią? Popatrzyłam na Jack'a. Wtedy on wstał, jakby się wystraszył tego, że na niego zerknęłam.  Wyszedł z pomieszczenia. To chyba był jego pokój, bo nie przypominam sobie, by mieli w salonie łóżko z śladami ostrzenia swoich pazurów na ramie.  Salon był też chyba bardziej kolorowy, a nie same ciemne drewno, szare ściany, z obdartą tapetą, zapewne przez pazury właściciela, czarna podłoga i inne białawe elementy. W sumie to było tutaj pusto, a jak clown stąd wyszedł, zrobiło się jeszcze puściej. Właśnie, kurde, czemu i gdzie on wyszedł? Kiedy wróci? Kiedy ja będę mogła wyjść? Jak skończy się jego dwugodzinny okres opieki nade mną. To dwie godziny jeszcze nie minęły? Jak dla mnie postarzałam się już co najmniej o pół dnia.  Oby tylko mi zmarszczki nie wyszły.

Laughing Jake, stop, Jack, wrócił po paru minutach, tak sądzę. Przyniósł kubek herbaty i podarował mi. Podziękowałam i zaczęłam pić. Jack usiadł na swoim łóżku, naprzeciwko fotela, na którym półleżałam, półsiedziałam, i zaczął wpatrywać się we mnie swoimi szarymi tęczówkami.

— Więc? Czego się boisz? — Zapytał.

— Was.

— Haha, ale oprócz tego? —  Uśmiechnął się, pokazując swoje rzędy białych, i pewnie tak samo ostrych jak jego pazury, zębów.

— Dużych psów, ale nie mów nikomu. — Na mojej twarzy również pojawił się przelotny uśmiech. Położyłam kubek na kolanach i popatrzyłam na swoje odbicie w brązowej cieczy. Na dnie zauważyłam szarawe kryształki. Od razu próbowałam wypluć herbatę, ale nic z tego.

— Nie zatrułem tego, spokojnie. To tylko cukier. — Zachichotał. Popatrzyłam na niego spode łba, i w razie czego odstawiłam kubek na podłogę. — Jak chcesz. Więc? Coś jeszcze?

— Chyba wolałabym się nie dzielić swoimi słabościami z kimś takim jak... — Popatrzyłam na niego podejrzliwie. Szybko jednak odechciało mi się mówić dalej, bo jego twarz zmieniła swój wyraz. Nie była teraz roześmiana, była dziwna. Trudno to inaczej opisać. Była po prostu dziwna.

— W takim razie wyobraź sobie swojego najgorszego wroga przywiązanego do krzesła — wyobraziłam sobie Slendera, co było całkowicie irracjonalne. Przecież nie produkują takich rozciągniętych krzeseł — a ty możesz zrobić z nim cokolwiek zechcesz. Co zrobisz?

— Wypuszczę na wolność. Jack, o co chodzi? — Zapytałam zaniepokojona. Ktoś zapukał do drzwi. Jack westchnął i podniósł się, by je otworzyć. Stał w nich chłopak o złotych oczach i szarej skórze. Zza niego za chwilę wyskoczył Candy.

— Joł, przyszliśmy po Pati. — Powiedział, jak zwykle,  rozentuzjazmowany błazen. — Pati, zbieraj się.

Wstałam. Zakręciło mi się w głowie. Nie upadłam, na szczęście. Podeszłam do drzwi, mijając lekko rozgniewanego clowna. Candy chwycił moją dłoń i wyciągnął z czarno-białego pokoju. Kiedy Candy hasał wzdłuż korytarza, ciągnąc mnie za sobą, Lalkarz lewitował za nami. Jak to dziwnie musiało wyglądać z perspektywy innej osoby. Chociaż dziwniejszy pewnie byłby widok Candy Pop'a idącego spokojnie. Dziwność, tak jak wysokość, to miary względne, więc nie ma co się nimi przejmować.

W pokoju Pupetteer'a było już bardziej kolorowo. Chociaż i tak mało zdołałam zobaczyć, bo jak tylko weszliśmy do pomieszczenia, Candy zgasił światło. Światełka podwieszone pod małą sceną oświetlały tylko ją i parę krzeseł naprzeciw niej. Candy rozkazał mi usiąść na jednym z nich, a potem sam usiadł obok.

— Co się dzieje? — Zapytałam,  jak tylko Candy Pop przestał się wiercić na krześle.

— Pupett ma jeden talent, którym lubi się chwalić. A jako że talent do dekoracji mam tylko ja, złączyliśmy nasze siły i tak oto powstał ten teatr dla lalek! — Wskazał dłonią na swoje dzieło.

— Wrąbałeś się w jego czas, bo zabrakło ci twojego?

— Powiedzmy. Pupeciak raczej za tobą i tak nie przepada, więc ciesz się, że tu jestem. Przynajmniej cię nie zamorduje.  — Powiedział, odwracając się na krześle do góry nogami. Jak miło słyszeć jego słowa... Mam nadzieję, że słychać moją ironię. — E, Pupett, bo nam się tu nudzi.

Pokaz się zaczął. Na scenę weszły dwie lalki, prowadzone złotymi nićmi Pupetteer'a. Dobrze wiem, jakie to były lalki, ale starałam się nie dawać po sobie poznać mojego obrzydzenia. Światło na szczęście nie było aż tak wyraźne, prawie nie było widać tego, że mają one szwy na różnych częściach ciała, sama też tak miałam na jednej ręce, więc nie wydawało się to już takie straszne. Co innego to, że jedna miała kurzą nogę, zamiast jednej z dłoni. Jason jest porąbany. Pupetteer też. Wszyscy tutaj są porąbani. Ja też, żeby nie wyszło, że jestem hipokrytką, czy coś.

Jedna godzina spokojnego tańca najróżniejszych lalek mijała spokojnie. Pupetteer faktycznie miał talent i wyczucie, bo z czasem zaczęło się wydawać, że twory Jason'a są żywe i wcale nie potrzebują pomocy złotych linek, by tańczyć do muzyki klasycznej, która wydobywała się z głośników po obu bokach sceny. Po tej godzinie jednak, Candy uznał, że trzeba zrobić przerwę, jak to w faktycznym teatrze bywa, i wyszedł, pod pretekstem pójścia po coś słodkiego. Zostałam sama z Pupetteer'em, mogłam jednak zapalić światło, ku swojemu zadowoleniu. Ciała lalek leżały bezwładnie oparte o ścianę. Aż trudno było uwierzyć,  że parę minut temu tańczyły niczym zawodowe tancerki. Ta, a zapewne parę tygodni temu były jeszcze żywymi ludźmi. Candy długo nie wraca, powiedziałam do siebie. Tak, Candy długo nie wracał. Co on, do sklepu po te słodycze poszedł? Dłużąca się cisza zaczynała być nieznośna, dla Pupetteer'a pewnie też, dlatego zaczął on rozmowę.

— Lubisz tańczyć? — Spytał.

— Wolę patrzeć, jak ktoś to robi. Jestem typem obserwatora. — Odpowiedziałam, siedząc sztywno na krześle. Przypomniało mi się, jak Candy powiedział mi, że Lalkarz mnie nie lubi. Poczułam lekki gniew. Czemu ktoś miałby mnie nie lubić? Zwłaszcza on, skoro nawet ani razu nie rozmawialiśmy?

— Czyli już znasz swoją rolę tutaj? Powiem ci, że mało kto wybiera sobie obserwację. Większość woli być zwiadowcami, albo innymi takimi. — Mówił, poprawiając kable przy głośnikach.

— Nie wiem, czy tu zostaję. — Wyszeptałam. On mnie chyba nie usłyszał.

— Wracając. Spróbujesz zatańczyć. — Zapytał, patrząc na lalki Jason'a.

— Mówię ci, że nie umiem. — Odpowiedziałam. Odpowiada się nie tylko na pytania, prawda?

— To nie było pytanie, to było stwierdzenie. — Powiedział. Złoto jego oczu zrobiło się ciemniejsze.

Poczułam jakby strzała przebiła mój nadgarstek. Popatrzyłam na niego. Świecąca nić przebiła moją rękę na wylot. Jak to w ogóle możliwe?, wyjęczałam pod nosem. Następnie kolejna strzała. Trafiła mnie w drugi nadgarstek. Końce nici zaplatały się wokół moich nadgarstków. Ból był okropny. Zaczęłam panikować.

— Zostaw mnie! — Darłam się, próbując rozerwać nici wokół moich dłoni. Każda taka próba potęgowała cierpienie. Czułam, jakby te cienkie linki oplatały się wokół moich kości. Nie chcę być kolejną lalką.






Continue Reading

You'll Also Like

8.3K 606 39
W skrócie: Jest to wcześniejsza/ niby zakończona wersja Smoczego Królestwa. Jeśli ktoś czyta regularnie SK, to nie dostanie żadnego spoileru, jeśli k...
25.1K 2.1K 19
Midorima nigdy nie spodziewałby się, że jego ojciec może posunąć się tak daleko, a jednak stało się. Chłopak ma zamieszkać w jednym z wynajmowanych p...
5.6K 509 15
Kaneki i Touka prowadzą kawiarnie, są małżeństwem i mają trzynastoletniego syna. Ichi prowadzi życie zwyczajnego chłopca ze zwyczajnymi marzeniami. ...
150K 15K 200
Czytając to zniszczycie swoją psychikę. A tytuł mówi sam za siebie. (Nie) Zapraszam. Będzie część druga. #1w "horror"- 26.01.2018r. #1 w "wiersze"- 1...