Tajemnicze Morderstwa (Korekt...

Von Shanley-san

117K 7.9K 1K

Książka jest w trakcie poprawiania. Morderstwo to niezbyt miła sprawa. Zwłaszcza kiedy nie jest to jednorazow... Mehr

Znajomość
Początek
Strata
Istota
Rozwiązanie?
Atak
Dziewczynka
Ciemność
Lustro
Rodzina
Prawda
Szaleństwo
Szansa
Bracia
Ucieczka
Ciocia
Powrót
Test
Rezydencja
Zapoznanie
Zabawy
Nieszczęścia
Zdjęcie
Pies
Szwy
Lalki
Zmiana
Gra
Stres
Decyzja
Świadomość
Postać
Nieznajoma
Zdrada
Śmierć
Pająk
Broń
Jezioro
Zabójczyni
Pożegnanie
Koniec
Epilog
Notatka od autora

Pomoc

2.4K 185 16
Von Shanley-san

Część 14

Ostrze wbiło się w cienkie deski i się zaklinowało. Pociągnęłam za drewniany trzon narzędzia. Hałas wydawał się o wiele głośniejszy przez całkowitą ciszę panującą w rezydencji. Nie miałam czasu się tym przejmować, musiałam zniszczyć tą barykadę. Ponownie uderzyłam siekierą w drewno. Znowu wyciągnęłam. Powtarzałam ten schemat coraz szybciej i szybciej, póki deski nie ustąpiły. Większość z nich była już przepołowiona. Odłożyłam więc siekierę i zaczęłam je wyrywać. Mnóstwo drzazg wbijało się w moje dłonie i pod paznokcie. Udało mi się wyrwać część jednej z nich. Użyłam jej do rozbicia szyby, która była dla mnie ostatnią blokadą. Momentalnie tafla szkła rozbiła się na tysiące kawałeczków, które stworzyły błyszczącą mozaikę pod wokół moich stóp. Usłyszałam jak ktoś się zbliża. Musiałam działać szybko. Wychyliłam się przez okno i wyjrzałam na zewnątrz. Zimno opatuliło moją twarz oraz większą część tułowia. Mogłam wcześniej pomyśleć, by wziąć cieplejsze ubrania, teraz jednak nie było czasu. Chciałam się rozejrzeć po lesie, jednak ciemność była więc namacalna i niesamowicie gęsta. Blada twarz księżyca oświetlała tylko co niektóre czubki drzew i ściółkę. W tym stanie mogłam jednak zauważyć coś, co może zamortyzować mój upadek. Centralnie pod oknem znajdowała się duża skrzynia. Nie mogłam stwierdzić czy była zamknięta, czy wypełniona czymś po brzegi. Musiałam zaryzykować. Przykucnęłam na ramie okna, uważając aby kawałki szkła nie przebiły podeszw moich butów. Kroki były coraz głośniejsze. Spanikowana, zdecydowałam się skoczyć. Wzięłam głęboki wdech lodowatego powietrza i wypadłam na zewnątrz, zważając na to, bym nie upadła obok skrzyni, albo nie uderzyła głową o jej krawędź.


Drewniana skrzynia, niewiele mniejsza od kontenera, na szczęście miała podniesione wieko. Wpadłam do jakieś gęstej, cuchnącej masy. Wydostałam się na powierzchnię by zaczerpnąć powietrza. Kiedy dokładnie wytarłam oczy z przytłaczającej mazi, ujrzałam to, w czym aktualnie się taplałam. W hektolitrach zepsutej i brudnej krwi pływały na wpół zgniłe szczątki ludzkie. Nie mogłam powstrzymywać odruchu wymiotnego, zwłaszcza, że byłam upaprana w tym czymś od stóp do głów, mała ilość starej krwi znalazła się nawet w moich ustach i nosie. Nie wiedziałam co było bardziej obrzydliwe, jej smak, czy jej glutkowata konsystencja. Chciałam stąd czym prędzej wyjść. Złapałam się krawędzi drewnianej ściany "kompostownika" i próbowałam się wydostać, jednak moja stopa wciąż się ślizgała. Zdałam sobie sprawę, że muszę się czymś podeprzeć. Zaczęłam mieszać nogą w tej mieszance zwłok starając znaleźć coś odpowiedniego. Po paru sekundach natknęłam się na coś, co chyba było męskim tułowiem. Obrzydzona, uznałam, że może się nadawać. Stanęłam na jego klatce piersiowej i prawie mi się udało, ale jego żebra i mostek nie wytrzymały nacisku. Jego klatka się zapadła, a zgniła skóra rozdarła się. Moja stopa znajdowała się wśród organów. Wyciągnęłam ją szybko i zaczęłam nią trząść, żeby zrzucić z siebie to obrzydlistwo, jednak było to niemożliwe, biorąc pod uwagę fakt, że nadal w jednej trzeciej jestem w tym gównie zanurzona. Zaczęłam szukać czegoś nowego, czegoś, co wytrzyma mój ciężar chociaż chwilę. Tym razem znalazłam coś, co było głową. Przypomniała mi się ta dziewczyna. To jednak nie mogła być ona, w końcu jej czaszka została roztrzaskana na moich oczach. Stanęłam na tej głowie. Czaszka musiała być bardziej wytrzymała od mostka, ponieważ tym razem udało mi się wydostać. Upadłam na mokrą od rosy trawę. Dyszałam przez chwilę, szykując się do szaleńczego sprintu poprzez las. Nie wiem jak długo może trwać moja droga powrotna. Udało mi się wstać. Przeszłam parę kroków, kiedy zauważyłam owinięte wokół mojej kostki jelito. Próbowałam je strząsnąć, jednak niezbędne okazało się być użycie rąk. Ostatnie pół minuty mojego życia było najohydniejsze z wszystkich dotychczas. Spojrzałam w górę. W pokoju, z którego udało mi się uciec, paliło się światło. W rozwalonym oknie stał Laughing Jack. Wyszeptałam pod nosem bezdźwięczne słowa podziękowania, po czym rzuciłam się do ucieczki. Mijałam kolejne drzewa, co rusz potykając się o wystające korzenie. Póki jednak mogłam, biegłam najszybciej jak potrafiłam. Co chwila odwracałam się, by sprawdzić, czy nikt mnie nie śledzi. Nie widziałam nikogo. Być może z powodu ciemności, być może dlatego, że faktycznie nikogo tam nie było. To chyba znaczyło, że mogę powoli się uspokajać, tak? Pod wpływem zimnego powietrza pokrywająca mnie krew zaczęła wysychać, tworząc cienką skorupę. Zwolniłam kroku i starałam się zdrapywać ją z dłoni. Udało mi się zobaczyć moje połamane paznokcie i poharatane ręce. Mimo to najbardziej wkurzały mnie sklejone strąki włosów, wpadające mi do oczu i przyklejające się do czoła. W końcu jakieś w miarę normalne problemy.

Po kilku kilometrach wyczerpującej podróży las zaczął się przerzedzać, aż finalnie całkowicie z niego wyszłam. Zorientowałam się, że jestem w sąsiedniej wsi, około 4 kilometry od mojego domu. Nie mam siły już dzisiaj się tam udać. Zaczynało się rozjaśniać, jednak mogło być już dużo później niż myślałam. Na nieboskłonie powstał dywan czarnych chmur, przez które ledwo przebijało się światło. Po chwili zaczęło również padać. Z początku się ucieszyłam, będę mogła zmyć z siebie ten cały syf, jednak dłuższe uczucie grubych i zimnych kropel na mojej skórze nie było przyjemne. Postanowiłam jednak iść, żeby chociaż trochę się rozgrzać. Wzrokiem wbitym w ziemię śledziłam chodnik, aż po kilkudziesięciu minutach zauważyłam przystanek. Podeszłam do tablicy informacyjnej, zupełnie nie wiem po co, ponieważ nawet nie wiem, jaki mamy dzisiaj dzień. Przystanek okazał się jednak nieczynny, zresztą i tak nie miałam pieniędzy, a takiego dziwoląga jak ja na pewno by nie zabrali. Przynajmniej miałam jakieś schronienie przed deszczem. Siedziałam tak chwilę, starając się opanować drżenie ust. Było zimno, było tak cholernie zimno, a ja byłam na totalnym odludziu. Nie było nikogo, kto mógłby mi pomóc. Czyli jednak nie będzie mi dane żyć długo i szczęśliwie? Oparłam głowę o ścianę z plastiku i starałam się nie zasnąć. Zbierałam siły, po chwili jednak przeszłam w fazę półsnu. Z lekko otwartymi oczami i ustami patrzyłam w pustkę przede mną. Przez moją głowę nie przechodziły żadne myśli. Nie odbierałam też już żadnych bodźców. Nawet zimno mi nie było. Przepiękny stan półśmierci.

Chyba zasnęłam, nie wiem, być może w mojej pamięci znowu powstał pusty kleks. Pamiętam tylko, że po jakimś czasie przejechał tą drogą brązowy, stary samochód. Zatrzymał się przy przystanku, a za niego wysiadł jakiś młody mężczyzna. Usłyszałam zamglone "Przepraszam?". Spojrzałam na niego, a potem zamknęłam oczy, zasypiając spokojna, że ktoś przy mnie jest.

Czy ja umarłam? Nie... To po prostu znowu był sen, którego nie zapamiętałam.  Obudziłam się w innym miejscu, nieznanym mi. Leżałam na zakurzonej kanapie, przykryta trzema kocami. Podniosłam się. Bolała mnie głowa. Rozmasowując skronie, rozejrzałam się po pomieszczeniu, które było salonem. W rogu pokoju stał wysoki i staromodny zegar, który wskazywał godzinę 6:37. Nie mam pojęcia ile spałam, ale, o dziwo, byłam wyspana. Krzyknęłam "Halo?", miałam nadzieję, że przyjdzie tu moja mama i da mi jakieś leki. Ale to nie był mój dom, a moja mama nie żyje. Smutek i żal do mnie powrócił. To był właśnie ten czas, kiedy jej potrzebowałam, a teraz jestem całkiem sama. Skoro już jestem sama, to muszę być i samodzielna. Zrzuciłam z siebie koce i wstałam z kanapy. Skierowałam się do pierwszych lepszych drzwi, które prowadziły do kuchni. Podeszłam do pierwszej szafki i zaczęłam szukać w niej tabletek. Tylko jakieś kubki i talerze, eh... Przeszukałam kolejną szafkę, też nic. W pewnej chwili usłyszałam głos za sobą.

— Szukasz czegoś? — Zapytał chłopak o brązowych włosach. Był chyba trochę starszy ode mnie.


— Em... Tabletek na ból głowy... — Odpowiedziałam. Nie miałam pojęcia, jak się zachowywać.

Brunet uśmiechnął się i podszedł do kredensu,po czym wyciągnął z niego białe opakowanie i podał je mi. Obejrzałam uważnie etykietkę i wysypałam sobie na rękę dwie małe tableteczki. Chłopak podał mi również szklankę wody.

— Masz, powinnaś to czymś popić. — Powiedział, a jego zielone oczy zabłyszczały. Doprawdy niespotykany kolor.

 — Dziękuję. — Połknęłam lek i popiłam wodą z szklanki.

— Nie będziesz miała nic przeciwko, jeśli zadam ci kilka pytań? — Mój rozmówca usiadł przy stoliku na środku pomieszczenia.

 — Oczywiście, pytaj o co chcesz. — Niepokoiła mnie ta otwartość między nami. Była bardzo niekomfortowa.

— Po pierwsze: Jak się nazywasz? — Zapytał, dokładnie mnie obserwując.

 — Patrycja.

— Liu. A nazwisko? — Wywiad trwał dalej.

 — Whitemouth. — Powiedziałam. Jestem zażenowana tym, że własnego nazwiska nie potrafię prawidłowo wymówić.

— Yhym... Usiądziesz? — Wskazał miejsce naprzeciwko jego.
— Jasne. — Posłusznie usiadłam.

 — Więc, co robiłaś sama, prawie zamarznięta na całkowitym odludziu? — Jego oczy stały się przenikliwe. Aby odpowiedzieć na to pytanie, musiałam najpierw odpowiedź obmyślić w głowie.

— Wracałam do domu. — Nie było to kłamstwem, jednocześnie nie było to prawdą.

 — O czwartej rano i cała poraniona? — Nie chciał mi wierzyć. Też bym sobie nie wierzyła. Zaczęłam się znowu stresować.

— ... — Milczałam.— Nie chcesz nic mówić? — W jego głosie dało się wyczuć lekkie zdenerwowanie. Wstał i zatrzasnął drzwi, zamykając nas w pokoju przesłuchań. — To szkoda, bo niestety musisz.

 Spojrzałam na niego spanikowana. Nie wiedziałam o co może mu chodzić, oraz zaczynałam się bać. Jego głos stał się groźny, a on sam wyraźnie wkurzony.

— Gadaj, gdzie oni są? Gdzie jest Jeff?!





Weiterlesen

Das wird dir gefallen

5.6K 509 15
Kaneki i Touka prowadzą kawiarnie, są małżeństwem i mają trzynastoletniego syna. Ichi prowadzi życie zwyczajnego chłopca ze zwyczajnymi marzeniami. ...
25.1K 2.1K 19
Midorima nigdy nie spodziewałby się, że jego ojciec może posunąć się tak daleko, a jednak stało się. Chłopak ma zamieszkać w jednym z wynajmowanych p...
1K 126 24
SPODZIEWAJ SIĘ RZECZY, KTÓRYCH NAJMNIEJ SIĘ SPODZIEWASZ Osiemnastoletnia Raven Evans od dziecka ma ciężkie życie. Musi zajmować się dwójką swojego mł...
3.1K 319 53
Myśli pachnące cytryną i lawendą, głupie serce bijące dwa razy szybciej w środku nocy. Ciepłe dłonie i ta sama wrażliwa, zagubiona dusza co zwykle. ...