Love Me Forever

By lilo0003

499K 11.6K 819

Razem z Josh'em przeszliśmy już nie jedno. Mieliśmy swoje wzloty i upadki...Gorsze i lepsze dni...Ale teraz w... More

Prolog
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Zwiastun...
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Pytania. <3
Odpowiedzi. :)
Informacje. :)
PODZIĘKOWANIA!

Rozdział 8

11.1K 682 30
By lilo0003

Lake

Jestem już przy ostatniej scenie mojego ulubionego filmu Disney'a, "Król Lew", kiedy drzwi windy otwierają się i słyszę stukot obcasów. Przybyła jędzowata asystentka Josha. Spotkałyśmy się raptem raz i już wiem, że przyjaciółkami to my raczej nie zostaniemy.

– Ally, witaj. – Josh całuje ją w policzek, a we mnie już się gotuje.

– Hej Josh. – przytula go.

Ale teraz nie patrzę już na nich tylko na śmierć głównego bohatera filmu. I jak zawsze na tej scenie, po moim  poliku spływają łzy.

– A gdzie twoja narzeczona? – słyszę pytanie.

– Kochanie chodź się przywitaj. Ally przyszła. – woła jak mnie, jak dziecko, Josh.

Szybkim ruchem ocieram swoje łzy i idę zmierzyć się z niezbyt miłą byłą partnerką mojego narzeczonego. Podchodzę do nich.

– Cześć. – rzuca od niechcenia, a potem przyciągam do siebie Josha i łącze nasze usta w pocałunku.  Muszę wyraźnie zaznaczyć, że ich związek to przeszłość i teraz jest ze mną. Może i dziecinne, ale potrzebne. Kiedy odrywam się od jego ust, Josh spogląda na mnie i bacznie obserwuje.

– Płakałaś. – raczej stwierdza niż pyta.

Uśmiecham się i na potwierdzenie kiwam głową.

– Oglądałam "Króla Lwa" i jak to ja, wzruszyłam się. – wzruszam ramionami. 

Mój narzeczony patrzy na Ally, która prycha. Ma jakiś problem?

– Chciałabyś coś powiedzieć? – pytam unosząc brew do góry.

– Nie sądzisz, że jesteś już za duża na bajki? – pyta tym swoim piskliwym głosem.

– Nie. – odpowiadam krótko. – Po za tym lubimy z Młodym  czy Maxem, a nawet z Joshem , czasem coś obejrzeć. Prawda? – pytam i patrzę na niego.

On jednak wzrok ma utkwiony w swojej byłej, a na jego twarzy nie ma ani grama uśmiechu.

– Lake nie teraz, proszę. – odzywa się po kilku chwilach. Nie takiej odpowiedzi się spodziewałam.

Słucham? Chyba się przesłyszałam. Ta suka uśmiecha się zwycięsko. Ośmieszył mnie na jej oczach. Co w niego wstąpiło? Może się mnie wstydzi? No w końcu mam już swoje lata, a jeszcze oglądam bajki. Może rzeczywiście powinnam z tym skończyć? Ale nawet jeśli, to nie miał prawa mówić tego przy niej. W ten sposób dał jej satysfakcję. 

– Wcześniej ci to nie przeszkadzało. – odpowiadam.

– Jak widać zmienił zdanie. – odpowiada "słodko" Ally. – Ale nie martw się. Faceci już tak mają. Bardzo często zmieniają zdanie. – szturcha mnie w ramię. Czy ona właśnie zasugerowała, że Josh może chcieć ją z powrotem? To niedorzeczne. Nigdy by mi tego nie zrobił. Przecież ja i ona jesteśmy jak ogien i... o kurwa. No właśnie. Jesteśmy tak różne, że to aż kłuje w oczy. Nie dam jej tej satysfakcji, nawet jeśli zasiała we mnie ziarenko niepokoju.

– Niedojrzali mężczyźni chciałam powiedzieć. – mówię i odsuwam się od niej jeszcze dalej. 

– Przejdźmy do gabinetu. – teraz głos zabiera Josh.

Patrzę na niego. Nie stanął po mojej stronie. Nie odezwał się słowem. Do tej pory byłam zła, teraz jestem wkurwiona. Josh się mnie wstydzi.

– Och spokojnie możecie popracować tutaj. Ja pójdę wziąć prysznic. – oznajmiam.

– W takim razie poczekaj tutaj przez chwilkę z Ally, a ja skoczę po potrzebne papiery. – po tych słowach wychodzi z salonu.

– Napijesz się czegoś? – pytam mijając ją i idąc do kuchni. Nie lubię jej, ale kultura wymaga żebym zapytała.

– Oh nie ma potrzeby więcej udawać Lake. – rzuca sucho. – Josha nie ma. Ja nie lubię ciebie, a ty nie lubisz mnie. Wiemy jak sprawy się mają. – uśmiecha się. – Serio Lake? Bajki? – śmieje się ze mnie. – Szczerze? Myślałam, że jesteś bardziej rozgarnięta.

Że co proszę? Nie będzie się tak do mnie odzywała.

– Nie będziesz obrażać mnie w moim mieszkaniu. Więc zamknij lepiej tę swoją, śliczną, naładowaną botoxem buźkę. – odpyskowuję jej. – Przyznaj w końcu co cię boli. Josh wychodzi za mnie. Wybrał mnie i tego nie potrafisz znieść. – uśmiecham się zwycięsko.

Podchodzi do mnie i nachyla się tak, żeby móc szeptać mi do ucha.

– Obie dobrze wiemy, że w końcu i tak wróci do mnie. Oni zawsze wracają do tych lepszych. Po za tym. – mierzy mnie wzrokiem. – Spójrz na siebie i na mnie. To jasne, że bycie z tobą jest tylko kwestią czasu. Bo kto by cię chciał? Nie oszukuj się moja droga. Ktoś taki jak ty nigdy nie będzie pasował do kogoś takiego jak Josh. To się nie uda.

Nie mogę nic odpowiedzieć, bo szok zawładnął moim językiem, plątając go skutecznie. Josh wraca z dokumentami i przygląda się najpierw mi, a potem przenosi spojrzenie na swoją asystentkę. W głowie pojawiają mi się myśli, że ona ma rację. Ale przecież Josh jest ze mną szczęśliwy. Prawda?

***

Ally i Josh siedzą  w jego, pieprzonym gabinecie już od jakiś dwóch godzin. Kiedy wzięłam prysznic zeszłam do nich i zaproponowałam, że zrobię coś do jedzenia. Ally jednak odmówiła i stwierdziła, że w takich warunkach nie da się pracować i poprosiła mojego narzeczonego, żeby poszli w bardziej ustronne miejsce. Ten od razu się na to zgodził. Nawet na mnie nie spojrzał.

Zabolało.

Bardzo.

Chodzę w tę i z powrotem starając się uspokoić natarczywe myśli, ale nie mogę. Chciałabym wejść do tego gabinetu i pilnować ich jak dzieci, żeby nie zrobili nic, co mogłoby mnie załamać. W końcu, pchana przez narastającą panikę, chwytam talerz z kanapkami, które zrobiłam i idę im je zanieść. Nie pikam, co okazuje się kolejnym błędem. Ally siedzi na biurku tyłem do mnie, a Josh jest tak na niej skupiony, że mnie nie zauważa. Ona zakłada jedną nogę na drugą. Głaszcze jego policzek jedną dłonią, a drugą ma wplątaną w jego włosy. Jeżeli tak wygląda ciężka praca, to ja miałam jakieś błędne pojęcie o tym.  Uwodzicielsko oblizuje wargi niebezpiecznie zbliżając się do jego ust. Ale to co boli mnie najbardziej to, to, że on w ogóle się nie opiera. Jest jak zamrożony. Zupełnie bez ruchu. To chyba rani mnie najbardziej.

– Ekhem! – odkasłuję żeby zapobiec ich pocałunkowi. 

Josh patrzy na mnie spanikowany i dopiero teraz wykonuje jakiś ruch. Odskakuje od kobiety jak poparzony. Ally uśmiecha się zwycięsko jakby chciała powiedzieć „a nie mówiłam". Mam dość! Josh zmierza w moim kierunku, ale powstrzymuje go ruchem ręki. Stawiam talerz z kanapkami z hukiem na biurku.

– Przyniosłam kolację, ale widzę, że niepotrzebnie wam przerwałam. – rzucam wściekle. – To ja już pójdę. – odwracam się i biegiem ruszam do wyjścia. Zabieram jeszcze tylko płaszcz i buty.

– Lake! Lake to nie tak! – za mną biegnie Josh.

– Nie tłumacz się jak ostatni kretyn. – cedzę wściekle. – Wychodzę i nie wiem kiedy wrócę. A ty możesz śmiało wrócić do swojego wcześniejszego zajęcia. – rzucam z pogardą.

– Lake, ja. – chce dotknąć moją dłoń, ale ja  odtrącam jego rękę.

– Zostaw. – warczę i zatrzaskuje mu drzwi przed nosem.

***

Nie brałam samochodu. Musiałam odświeżyć umysł i świeże powietrze było tutaj najlepszym rozwiązaniem. Zawsze kiedy jest mi smuto i źle długie spacery mi pomagają. Chociaż chyba nie dzisiaj. Nic mi w tej chwili nie pomoże. Czuję się jak ostatnia idiotka. Ośmieszona i oszukana. Głupia, mała Lake, która nic nie wie jeszcze o życiu, która niczego się jeszcze nie nauczyła.  Dlaczego to wszystko musi spotykać akurat mnie? Czy ja za mało już w życiu wycierpiałam? Za mało łez wylałam? Czy ja na prawdę mam za dużo szczęścia w życiu? Czekam tylko na moment kiedy wszystko się ułoży...Kiedy w końcu zapomnę czym jest zło, a pojmę czym jest szczęście. Czekam aż w końcu z mojego życia zniknie ból i cierpienie i pojawi się szczęście radość...Ale to chyba nie jest pisane akurat mnie....Ja skaza jestem na smutek i ból.

– Cholera!

Ścieram niechciane łzy, które pojawiły się nieproszone. Znowu jestem w tym parku. To jakieś przeklęte miejsce. Już drugi raz płacze w tym miejscu nad moim życiem. Chciałam to wszystko przemyśleć.

Zachowanie Josha.

To co wydarzyło się w jego gabinecie.

To wszystko mnie przerasta. Nie jest na moje siły.

Telefon dzwoni raz po raz, ale ignoruję go. Nie odbieram. Nie mam ochoty z nim teraz rozmawiać. Nie chcę nawet wracać do mieszkania. Nie chce iść do mieszkania, ale nie mam innego wyjścia. Wstaje z ławki i chcę odejść, ale coś mnie powstrzymuje.

Ktoś ciągnie mnie za ramię i obraca w swoją stronę.

– Tęskniłaś, dziwko?

To jeden z tych koszmarów, kiedy wiesz, że śnisz, ale nie możesz się obudzić. To koszmar.

Powtarzam w głowie jak mantrę, ale to nic nie daje. Uścisk Brada nie zelżał, a ja nie śnię. To dzieje się naprawdę.

W tamtej chwili nie liczyło się już nic. Przestałam słyszeć.

Wołać o pomoc.

Ruszać się.

Widzieć cokolwiek.

Starach zawładnął całym moim ciałem. Opanował mnie. Pobawił jakikolwiek odruchów. Nie czułam nic. Tylko strach....

Na ustach Brada malował się ten jego uśmiech. Nieszczery, pełen wrogości. Taki sam, który miał kiedy zostawiał mnie samą z naszym umierającym maleństwem. W jego oczach płoną szaleńcze iskierki. Twarz nie zdradza żadnych uczuć, po za zadowoleniem. Trzyma mnie kurczowo za rękę i przygląda mi się jak lew swojej ofierze zanim na nią skoczy. Przyciąga mnie bliżej siebie tak, że teraz pomiędzy nami nie ma żadnej wolnej przestrzeni. Na mojej ręce już zapewne utworzyły się krwiaki. 

– Pytałem czy tęskniłaś? – pyta ponownie. Nie mam odwagi ani spojrzeć mu w oczy, ani powiedzieć cokolwiek. Kiedy stoję wpatrując się w swoje buty czuję na swoim policzku siarczyste uderzenie. Chwilę potem w ustach czuje metaliczny posmak. – Pytałem o coś szmato! – wydziera się prosto w moją twarz. – Masz odpowiadać na moje pytania! Rozumiesz? – pyta. – Pytałem czy rozumiesz!? – znów mnie uderza. W moich oczach wzbierają łzy. Ale nie podnoszę głowy. Nie dam mu tej satysfakcji. Nie zobaczy mojej słabości. Nie zobaczy moich łez. – Spójrz na mnie dziwko! – szarpie moją twarz, zmuszając mnie abym na niego spojrzała. – Odpowiedz. Tęskniłaś? – ponawia pytanie.

Zmuszam się do kiwnięcia przecząco głową.

– Zła odpowiedź. – stwierdza  i rzuca mną na ziemię.

Zaczyna okładać mnie kopniakami. Nie patrzy gdzie trafia. Moim ciałem wstrząsają fale bólu. Przypomina mi się kiedy zrobił to pierwszy raz. Odruchowo zasłaniam rękoma swój brzuch, chcąc chronić dzieciątko, którego wcale tam nie ma. Brad kopie coraz mocniej. 

– Cz – czemu to ro – r – robisz? – udaje mi się wymówić pomiędzy spazmami bólu.

– Jeszcze pytasz kurwo?! – wrzeszczy. Zdaje się, że moim pytaniem tylko go podjudziłam. – Za te wszystkie lata odsiadki. – uderzenie w żebra. – Za doniesienie na mnie policji. – cios w twarz. – Za nasłanie na mnie braci. – piszczel. – Za te wszystkie brednie i kłamstwa. – brzuch. – A przede wszystkim za zdradzenie mnie i wmawianie, że ten dzieciak był mój! – teraz już się nie hamuje. Uderza gdzie popadnie. Nic nie mogę na to poradzić. Zasłaniam jedynie twarz rękoma aby nie wybił mi zębów.

– B – błagam cię... – wyduszam. – Pro – pr – proszę zost – zostaw m – mnie już. T – to tak b – ba – bardzo b – boli.

Kiedy  w końcu męczy się na tyle żeby przestać kuca obok mnie i pociąga za włosy, tak żebym patrzyła na niego.

– To jeszcze nie koniec. – zaśmiewa się. – Lepiej pilnuj tych swoich dzieciaczków. – wyjmuje z kieszeni jakieś zdjęcia i przystawia mi je do twarzy. To są zdjęcia Max'a...Młodego...Gwiazdki...O mój Boże...

– Błagam... Nie.

Mój oprawca śmieje się. Jego śmiech mrozi mi krew w żyłach. 

– Jeszcze z tobą nie skończyłem suko. – pluje mi w twarz. – Uważaj jakich ludzi wpuszczasz do domu. – To dopiero początek naszej zabawy. – klepie mnie po poliku i odchodzi.

Doczołguję się z trudem do ławki i staram się na niej usiąść. Jednak na marne. Zostaje więc na trawie. Przekręcam się na plecy. Chcę zapłakać, ale chyba nie mam już łez, bo po moich policzkach nie płynie nic, oprócz cienkiej stróżki krwi. Doskonale wie o moich słabych punktach. Wie, że kocham dzieci ponad własne życie.

***

Budzę się jakiś czas później, na trawie, sama. Przez kilka chwil jestem zdezorientowana i nie wiem gdzie jestem. Ból ściąga mnie na ziemię, przypominając o wydarzeniach rozegranych, sama nie wiem ile temu. Podnoszę się ignorując zawroty głowy i mdłości. Musze dokonać wstępnych oględzin swoich obrażeń. Dotykam swojej twarzy. Skóra pod okiem zdążyła już spuchnąć podobnie jak moja warga, ale krew już zaschła i nie leci. Bolą mnie żebra i pali przy każdym wdechu, ale myślę, że żadne nie jest złamane. Najgorzej boli chyba piszczel. Mam na sobie jeansy, więc nie mogę stwierdzić nic, poza tym, że wygląda na dwa razy większy. Nie mogę tutaj zostać. Co jeśli postanowi wrócić? Muszę uciekać. Po raz kolejny w moim życiu musze uciekać przed Bradem. Ignoruję Uszkodzony piszczel znacznie utrudnia mi moje zadanie, ale nie poddaje się. W zakrwawionym ubraniu idę dzielnie do swojego celu. Nie poddałam się kilka lat temu i nie poddam się teraz.

***

Godzinę później, wykończona jak nigdy niczym, stoję przed drzwiami domu Carmen i Anthonego. Sama nie wiem dlaczego to tutaj przyszłam. Nogi same mnie tu przywiodły.  Nie mam nawet siły by zapukać. Z ogromnym trudem, bolącą dłonią pukam cichutko w drzwi, niepewna czy usłyszał to ktokolwiek. Jednak długo na odpowiedź nie muszę czekać. Drzwi otwierają się i staje w nich Anthony.

– Lake? – pyta i oświetla ganek. – O mój Boże! – zatyka usta dłonią.

Nie mam już siły żeby ustać na nogach.

– Kto to kochanie? – słyszę głos Carmen. I kiedy jej wzrok zatrzymuje się na mnie robi to samo co mąż.

– O Boże! – z jej ust wyrywa się krzyk.

– Przepraszam. Nie wiem dlaczego, ale usiałam tutaj przyjść. Przepraszam. – udaje mi się wyszeptać zanim upadam prosto w ramiona Anthonego.

– LAKE! – trzyma mnie w ramionach.

I ostatnie co słyszę przed ciemnością to krzyk klęczącej obok mnie Carmen.

– Lily dzwoń na pogotowie! Dziecko już dobrze. Będzie dobrze. – szlocha.

Chcę powiedzieć, że nic mi nie jest  i wszystko się ułoży, ale ta ciemność jest tak kusząca, że jej ulegam. Zatracam się w błogiej nicości...Ciemność mnie przywołuje...Pochłania...I wreszcie nie słyszę już nic...Nic nie widzę...Nie czuje bólu...Tak jak wtedy, kiedy ogarnął mnie strach...Tylko, że teraz już nie czuję strachu...Nic już nie czuję...

***

Continue Reading

You'll Also Like

165K 4.9K 30
„ Na własne życzenie weszłam w ogień, który sami rozpalili „ Zawsze myślałam, że życie jest piękne. Jako mała dziewczynka nie mogłam na nic narzekać...
43.6K 903 44
Ona - 25 letnia, seryjna zabójczyni należąca do grupy przestępczej lotos. On - 30 letni szef mafii, który wygrał ją, zastawioną przez ojca w pokerze...
569K 17.6K 34
Greta to dziewczyna, która postanawia zmienić coś w swoim życiu. Przeprowadza się do słonecznego Miami i podejmuje pracę u milionera , który już pier...
454K 24.1K 47
Zachodnia Kanada, turystyczne miasteczko, a w nim liceum Canmore, któremu sławę przynosi drużyna hokejowa i reprezentacja łyżwiarzy figurowych. Nie...