Rozdział 4

11.2K 653 26
                                    

Lake:
Całą noc.
Nie spałam całą noc.
Przeżywałam koszmar wyobrażając sobie najgorsze możliwe scenariusze.
Dlatego kiedy usłyszałam od Lily, że Josh jest u nich przejęły nade mną kontrolę ulga i złość. Nie wiem jak dojechałam do domu Coldstonów. Wiem tylko, że w czasie drogi pojawiły się łzy. Pieprzone krople spływają w dół  mojej twarzy. Obraz rozmazuje mi się, a ręce trzęsą kiedy parkuje przed dużym, białym domem.  Ze łzami w oczach wpadam do domu rodziców Josh'a. Nie rozbieram się, nie witam z nikim. Idę prosto do kuchni skąd dochodzą odgłosy rozmowy. Josh stoi oparty o blat kuchenny i jest blady jak ściana. Na jego widok coś we mnie pęka i teraz łzy leją się strumieniami po moich polikach. Wpadam w jego ramiona i płaczę. Tak się o niego martwiłam. Tej nocy umarłam tysiąc razy. Siedziałam na kanapie, wpatrywałam się w telefon i umierałam. A teraz stoję tutaj wtulając się w mojego mężczyznę, któremu nic nie jest. I nagle buzuje we mnie złość, nie, wściekłość. Odsuwam się od mężczyzny i zaczynam okładać pięściami jego klatkę piersiową.
–  Jak mogłeś?  Martwiłam się. Umierałam o ciebie. Tak bardzo się bałam.  –  mówię wciąż okładając go pięściami.  –  Tak strasznie się martwiłam. – poddaje się i opadam na jego klatkę piersiową.
Josh przez cały czas milczy. Jest jakiś inny.
–  Gdzie byłeś przez całą noc?  –  pytam.
–  Spędził noc tutaj.  –  zamiast niego odpowiada Casper.
–  Przepraszam, nawet się nie przywitałam. – podchodzę do niego i przytulam na przywitanie i robię to ze wszystkimi.
Stoję obok  mojego narzeczonego i przyglądam mu się. Unika mojego wzroku. Nigdy tego nie robił. W dodatku jest blady i wygląda jakby miał się zaraz pochorować. Tak się cieszę, że nic mu nie jest.
–  Czemu do mnie nie zadzwoniłeś? Co robiłeś tak długo?  –  wyrzucałam z siebie pytania z prędkością światła patrząc cały czas na Josha. Z każdym moim pytaniem jego twarz stawała się coraz to bledsza. Co jest?
–  Josh, to chyba czas żeby powiedzieć Lake prawdę.  –  odezwał się Casper.
Spojrzałam najpierw na niego, a potem na Josha nic nie rozumiejąc o co chodzi.
–  Jaką prawdę? Kochanie o czym on mówi?  –  pytam.
–  Josh, powiedz jej albo ja to zrobię.  –  naciska jego brat.
Co tu się dzieję? Muszę się dowiedzieć o co  chodzi.
Josh:
Kurwa!
I co ja mam jej teraz powiedzieć? Przez ostatnie kilka dni ukrywałem prawdę o zatrudnieniu Ally, bo nie chciałem żeby pomyślała, że coś albo raczej ktoś może nas poróżnić, a teraz mało, ze ostatnie co pamiętam to picie z moją byłą, to jeszcze pieprzyłem wczoraj jakieś głupoty i ignorowałem Lake. Dlaczego to wszystko musi być takie trudne?! Lake wparowała do domu jak burza i zamiast dać mi w twarz po prostu rzuciła się  w moje ramiona i płakała. Ona martwiła się o mnie całą noc. Tak bardzo  mnie kocha, a ja dałem dupy. Ale przecież nie mogłem zniszczyć wszystkiego… Prawda? Przecież nie zdradziłem jej fizycznie. Czemu Casper  tak naciska na to żebym jej powiedział? Doskonale wie jak mi jest trudno ze świadomością, że za chwilę mogę stracić najlepsze co mnie spotkało.
–  O co tu chodzi?  –  pyta Lake.  –  Wiem przecież, że Josh miał wczoraj bardzo ważne sprawy do załatwienia. Dlatego nie mógł nawet oddzwonić. Nie wiem dlaczego nie wrócił do mieszkania na noc.  –  mówi zakłopotana.
Przytulam ją mocno do swojego torsu i zaciągam się jej zapachem, świadomy tego, że za chwilę mogę stracić to na jakiś czas. Bo przysięgam, że nie pozwolę jej odejść ode mnie na zawsze.
–  Lake powinnaś usiąść.  –  podchodzi do niej mój brat.
Moja narzeczona odsuwa się ode mnie i strąca rękę Caspra. Jest wyraźnie spięta.
–  Nie.  –  Lake protestuje stanowczo.  –  O co chodzi? Jaką prawdę?  –  patrzy to na mnie to na niego.
–  Josh powiedz jej wreszcie.  –  po raz pierwszy głos zabiera tata. On też nie wygląda za dobrze. Jest smutny i zmartwiony.  –  Ona zasługuje na prawdę.
–  Josh! – krzyczy.  –  Byłeś na ważnym spotkaniu wczoraj, prawda?  –  pyta z nadzieją w głosie.  – Nie mogłeś się odezwać co miałeś pilne załatwienia, prawda? – jej głos się trzęsie. 
–  Lake. – chcę do niej podejść, ale powstrzymuje mnie ręką.
Kiedy podnoszę wzrok żeby na nią spojrzeć w jej ślicznych oczach.
–  Lake.  –  wyciągam do niej rękę, ale ona cofa się.  –  Powiedz, że wszystko co mówiłeś mi wczoraj było prawdą?  –  błaga.
Zamykam oczy i wyznaję jej całą prawdę.
–  Wiesz, że od jakiegoś czasu staram się nadrobić w firmie zaległości, przez co się mijamy. Chciałem w końcu wracać do ciebie o przyzwoitej godzinie żeby zacząć spędzać z tobą czas. Postanowiliśmy z Casprem zatrudnić kogoś do pomocy. Jakiś czas temu spotkałem się z moją byłą, Ally. Przyjechała  do Nowego Yorku na stałe, szukała pracy, a ma sporo doświadczenie. Wczoraj nie miałem nic pilnego. Wprowadzaliśmy Ally  do firmy, bo ją zatrudniliśmy – Każdym moim słowem Lake blednie coraz bardziej, a moje obawy rosną.  –   Później ona zaprosiła mnie na kolację. Poszliśmy do restauracji i miło spędziliśmy czas wspominając dawne czasy. Wypiłem za dużo i przyjechałem do rodziców. – celowo omijam to, że nie pamiętam prawie nic z wczoraj. Spoglądam na kobietę i od razu żałuję. Jej oczy są pełne zawiedzenia i bólu. Moje serce pękło po raz drugi.  –  W domu Casper próbował uświadomić mi mój błąd, ale byłem zbyt pijany.  –  mój głos się łamie.  – L ake ona się ni liczy.  W moim życiu jesteś tylko ty. Nikt więcej. Kocham ciebie Lake.  –  podchodzę do niej, ale ona cofa się. Jej twarz staje się blada jak ściana i gdyby nie stojący za nią tata, przewróciłaby się. Ojciec sadza ją na krześle, a mama przyniosła jej wodę. Lily, która pojawiła się w połowie mojego wyznania,  kucnęła razem ze mną przed nią.
–  Lake wszystko w porządku? – spytała, ale Lake zignorowała ją i spojrzała na mnie.
–  Mówisz, że kochasz mnie, ale od kilku dobrych dni celowo mnie okłamywałeś. – stwierdza. – A wczoraj, gdy ja się zamartwiałam zabawiałeś się ze swoją byłą, ignorując każdy mój telefon.
–  Lake to nie tak…  –  zaczynam, ale przerywa mi.
–  A jak? – pyta gwałtownie. – No słucham Josh. Jak mi to wytłumaczysz inaczej. Bo ja nie widzę innego wyjaśnienia. – jej głos jest taki inny.
Beznamiętny.
Nawet na mnie nie patrzy. Siedzi na krześle i martwym wzrokiem wpatruje się w okna za mną.
–  Proszę powiedz, że nie spieprzyłem tego co mamy.  –  mówię błagalnie i chcę położyć swoją dłoń na jej, ale ona zabiera swoje. I już wiem, że ja tracę.
–  Mieliśmy.  –  mówi oschle. –  mówi z uśmiechem na twarzy, ale to nie jest uśmiech Lake.  – Cholera! – wstaje gwałtownie z krzesła.  –  Umierałam dzisiaj w nocy, a ty po prostu upiłeś się ze swoją byłą! Myślałam, że mnie kochasz.  –  jej oczy napełniają się łzami.
–  Lake...  –  podchodzę do niej, ale znowu mnie odtrąca.
–  Co Lake!?  –  krzyczy.  –  Kurwa! A ja głupia miałam wyrzuty sumienia kiedy nie odbierałeś, a ja się złościłam.  –  po jej policzkach spływa samotna łza.  –  Dlaczego Josh? Nie jesteś ze mną szczęśliwy? Nie wystarczam ci? W sumie nie dziwie ci się. To co mi się przytrafiło było za piękne. Twoja miłość do mnie. To wszystko było zbyt bajkowe. Zbyt surrealistyczne.  –  Lake płacze.  –  Ale ja na prawdę cię kochałam. Boże, ale ze mnie naiwna idiotka. Drugi raz mężczyzna oszukał mnie co do swoich uczuć, a ja się nabrałam.  –  Lake osuwa się na ziemię i płacze. Chcę do niej podejść, powiedzieć, że to wszystko nie prawda, że ją kocham. Ale powstrzymuje mnie brat i ojciec. Jej porównanie mnie do Brada boli i uświadamia, jak bardzo musiało zaboleć ja to co zrobiłem. Lily przytula ją mocno do siebie. Sam mam ochotę rozpłakać się jak dziecko.  Po jakimś czasie Lake wstaje, ociera łzy i podchodzi do mnie.
–  Jak wrócisz nie będzie mnie już w mieszkaniu. Będziesz mógł powrócić do normalnego życia.  –  mówi bez wyrazu i wychodzi z domu. Jej słowa tak mnie dotknęły, że dopiero po jakiś pięciu minutach wybiegam z domu.
–  Lake!  –  krzyczę.  –  Lake! Kocham cię! Słyszysz! Kocham cię!  –  ale ona jest już daleko. Nie usłyszy. Upadam na kolana i zakrywam twarz dłońmi. Co ja najlepszego narobiłem? Nie wiem co teraz zrobię. Nie wiem jak sobie z tym poradzić.
Ale wiem jedno. Za wszelką cenę będę o nią walczył. Odzyskam moje życie...Mój tlen...Moje serce...Odzyskam moją Lake.
Lake:
Kłamał.
Jest pieprzonym kłamcą.
Szalałam z niepokoju o niego, gdy on zabawiał się ze swoją byłą. Dlaczego mi o tym nie powiedział? Przecież bym zrozumiała. Fakt, że zataił przede mną zatrudnienie swojej byłej partnerki, która będzie z nim dzień w dzień, mówi sam za siebie. Cholera! Ignorował moje telefony,  bo był razem z nią na kolacji. Zatrzaskuję drzwi auta i biegnę do mieszkania. Josh jest już pewnie w drodze. Albo i nie. Teraz nie jestem już pewna czy chce się tutaj dostać.  Od razu kieruję się do sypialni walcząc z głupimi łzami. Nie chcę ich. Nie chcę płakać za kolejnym kłamcą, któremu udało się mnie nabrać. Wciąż nie mogę uwierzyć, że Josh mógł mnie tak podle oszukać. Chwilami wydaje mi się, że biorę udział w jakimś cholernym reality show. Zamykam oczy i myślę, że to jakiś pieprzony żart. Ale kiedy tylko je otwieram kurewska rzeczywistość wali mnie brutalnie w twarz. Czuję się oszukana.
Wykorzystana.
A przede wszystkim  zraniona.
Podle, kurewsko mocno zraniona.
Wyciągam z garderoby  walizkę i na ślepo wrzucam tam swoje rzeczy. Muszę stąd jak najszybciej uciec. Nie mogę tu zebrać swoich myśli. Muszę wyjechać by pomyśleć w spokoju, a wiem, że w tym miejscu będzie to niemożliwe. Z zamkniętą  walizką schodzę na dół.
Kiedy jestem już w salonie drzwi od mieszkania otwierają się i do środka wchodzi Josh. Jego oczy są zaczerwienione i podpuchnięte. Twarz nie wyraża żadnych emocji oprócz zdruzgotania. Stoi teraz dokładnie na przeciwko mnie i przerzuca wzrokiem od mojej walizki do twarzy.  A kiedy wreszcie nasze oczy się spotykają w jego oczach mogę dostrzec panikę i przez chwilę myślę, że on może na prawdę żałuje. Ale tak szybko jak ta myśl wpada do mojej głowy, tak szybko odganiam ją od siebie.
–  Lake, nie odchodź. Porozmawiajmy.  –  odzywa się jako pierwszy.
–  Porozmawiajmy?!  –  rzucam oburzona. – Rozmawiać mogliśmy kilka tygodni temu, kiedy zacząłeś mnie okłamywać, teraz nie mamy o czym rozmawiać. Oszukałeś mnie.  –  na moje policzki wypływają kolejne łzy.  –  Wczoraj w nocy siedziałam na tej pieprzonej kanapie  z telefonem przy uchu i obdzwaniałam wszystkich po kolei, myśląc, że coś mogło ci się stać. A ty siedziałeś w tej cholernej restauracji z tą pieprzoną dziewczyną i nie raczyłeś nawet oddzwonić!  –  krzyczę.  –  Oszukałeś mnie. Zachowałeś się jak podły dupek bez serca. Wiesz przecież co do ciebie czuję! Jak ważny dla mnie jesteś! Więc czemu zachowałeś się wobec mnie tak podle?  –  pytam już spokojniej.
Nigdy nie widziałam złamanego człowieka, ale jestem pewna, że wygląda zupełnie jak Josh teraz. Z zaczerwienionymi oczami, pobladłą twarzą bez wyrazu, spojrzeniem pełnym bólu  i cierpienia. Przygarbiony. Desperacko potrzebujący skrócić dystans między nami.
–  Lake, przepraszam. W całym moim życiu liczyłaś i liczysz się tylko ty. Nie żadna Ally czy inna kobieta. Tylko ty.  –  po jego poliku spływa samotna łza.  –  Oszukałem cię, bo nie chciałem żebyś snuła w głowie jakieś czarne scenariusze. I byłem z nią tylko na kolacji. Nie zdradziłem cię. – mówi jakby myślał, że to cokolwiek zmienia.
–  Okłamałeś mnie i poszedłeś na kolację ze swoją byłą. To też jest dla mnie zdrada. – odpowiadam.
–  Przestań!  –  wrzeszczy, a ja się cofam.  –  Zachowujesz się niedorzecznie. Poszedłem z nią tylko na kolację.  –  teraz już nie wydaje się być załamany.  –  Nie zdradziłem cię! Nie zrobiłem tego, chociaż miałem okazję. Mogłem to zrobić, wtedy miałabyś powód by się tak zachowywać. – gdyby słowa mogły ranić, teraz leżałabym poraniona. Josh po chwili orientuje się, że wypowiedział te słowa na głos.  –  Lake, ja...  –  zaczyna, ale mu przerywam.
–  Jeszcze nic straconego.  –  mówię beznamiętnym głosem. Patrzę na pierścionek na mojej dłoni.  –  Skoro tak bardzo brakuje ci dawnego życia, nie widzę sensu żebyśmy się pobierali.  –  ściągam pierścionek z palca i kładę na stoliku.  –  Teraz możesz robić co tylko chcesz. Jesteś wolny. To koniec.  –  ostatnie słowa wypowiadam łamiącym się głosem.  –  A ja myślałam, że kochasz mnie na prawdę.  –  mówię i idę do drzwi.
–  Bo ja kocham cię na prawdę. Nie chciałem tego powiedzieć. Kocham cię najmocniej na tym pieprzonym świecie. Lake proszę cię, wybacz mi...Nie zostawiaj mnie...Błagam...Nie rób tego...Proszę.  –  Josh upada na kolana i zalewa się łzami. Nie odwracając głowy, by nie mógł zobaczyć moich łez, mówię:
–  Sam zdecydowałeś. Nie wiń mnie o nic. To był Twój wybór.  –  mówię drżącym głosem po czym wychodzę z mieszkania.
***
Nie wiem dokąd mam jechać. Jeżdżę już jakąś godzinę i przez cały ten czas mój telefon wibruje. Nie mam ochoty teraz z nikim rozmawiać. Jeszcze nie teraz. Mój wzrok odnajduję znam informujący, że za chwilę będzie jakiś park. Zatrzymuję się na najbliższym parkingu, wysiadam z samochodu i idę do parku, który znajduje się niedaleko. Siadam na najbliższej ławce i zaczynam płakać. Obrzydliwe, wielkie, słone krople skapują na moje kolana, tworząc pewnie na mojej twarzy czarne smugi. Jak w zaledwie kilkanaście godzin doszłam do takiego momentu życia?
Jeszcze wczoraj myślałam, że mam wszystko. Cudownego narzeczonego.
Bezwarunkową miłość.
Szczęście.
Wszystko.
A teraz chyba nie mam nic.
Swoją drogą to śmieszne, że jednego dnia masz wszystko, a w jednej chwili to "wszystko" zamienia się w nic. Chciałabym żeby to okazało się tylko kurewsko potwornym koszmarem. Zamykam oczy i marzę żeby, kiedy je otworzę wszystko będzie jak dawniej, ale zdaję sobie sprawę, że to niemożliwe. Nie cofnę przecież czasu, a co ważniejsze nie zmienię Josha.
***
Na tej ławce przesiedziałam chyba cały dzień, bo kiedy ponownie zamknęłam oczy i je potem otworzyłam było już ciemno. Nawet się nie zorientowałam kiedy zaszło słońce. Chciałam zobaczyć, która jest godzina, ale zostawiłam telefon w samochodzie. Pora chyba wracać do auta i jechać dalej. Podnoszę się ociężale i idę w kierunku parkingu mijając po drodze kilku biegaczy. Po dotarciu do samochodu od razu sięgam po komórkę.
–  Szlak. – zaklinam widząc ile mam nieodebranych połączeń.
38 nieodebranych od Josha, 20 od Lily i 10 od mamy. Od mamy? To nie możliwe żeby już wiedziała. Po za tym kto mógł jej powiedzieć?  Odchylam głowę na oparciu fotela i oddycham głęboko. Kiedy się podnoszę zauważam, że za wycieraczką jest jakaś kartka. Musiałam jej wcześniej nie zauważyć. Wysiadam by po nią sięgnąć.
–  Jakby dzisiaj było mi mało, musiałam jeszcze dostać mandat.  –  mruczę pod nosem sięgając po karteczkę.
Lecz kiedy ją rozkładam moim marzeniem jest żeby był to jednak mandat.
Josh złamał serduszko mojej ukochanej Lake? Jakże mi przykro. Ale nie martw się. Ja zawszę będę obok Ciebie. Zawsze blisko mojej Lake...Pamiętaj...Tuż za Tobą...
                                                                                                                                                                          Twój B

Moje serce galopuje jak szalone. Oczy zachodzą mgłą. Ręce zaczynają się pocić i trząść. Oddech staje się urwany. On znowu wrócił. Mój koszmar powraca. Ale teraz nie ma obok mnie Josh'a. Tym razem muszę radzić sobie sama...Rozglądam się nerwowo po okolicy i z ulgą zauważam, że nikogo nie ma. Jak najszybciej wsiadam do samochodu i odjeżdżam z tego miejsca z piskiem opon.
Nie mam pojęcia jak dojechałam do swojego rodzinnego miasta. Ręce wciąż mi się trzęsą, a czoło pokrywa pot. Jadąc ciągle rozglądałam się dookoła, bojąc się, że on gdzieś tam jest i mnie obserwuje. Kurwa! On na pewno mnie obserwuje. Tuż za Tobą. Odtwarzam w głowie słowa z liściku. Stoję przed drzwiami domu rodziców i staram się wziąć w garść. Nie mogę się teraz rozkleić. Nie znowu. Dzwonię dzwonkiem i czekam, modląc się by otworzyła mi mama. Moje prośby zostają wysłuchane. Mama stoi zdziwiona i wpatruje się we mnie.
- Przyjmiecie mnie na jakiś czas? - pytam wskazując walizkę, a chwilę potem rozklejam się po raz setny dzisiejszego dnia.
Mama patrzy na mnie smutno. Nie pyta. Zorientowała się, że coś jest nie tak. Rozkłada ramiona wiedząc, że tego mi w tej chwili potrzeba. Wtulam się w nią mocno pozwalając łzom płynąć i moczyć ubranie rodzicielki. Płaczę głośno nie zważając na nic, nie powstrzymując się. Mama gładzi mnie po plecach.
- Hej, już dobrze. Wszystko się ułoży. Zobaczysz. Wszystko będzie dobrze. - szepce mi do ucha.
Kręcę przecząco głową.
- Nie mamo. - mówię. - To koniec. Nawet za mną nie pobiegł. Nie próbował mnie zatrzymać. Nic dla niego nie znaczę. Zakończyłam to. Już po wszystkim. - mówię ledwie słyszalnie.
Mama już nic nie mówi. Głaska mnie jedynie uspokajająco po plecach. A ja? Ja nadal wypłakuję się w jej ramie, które jest moim schronieniem... Azylem...Moją opoką.


Dzisiaj krótki, ponieważ choruje. Ale jutro postaram się dodać dwa. :) A tymczasem komentujcie i zostawiajcie gwiazdki. :P Jesteście cudownie mordziaki! :*



Love Me ForeverWhere stories live. Discover now