Love Me Forever

Galing kay lilo0003

499K 11.6K 819

Razem z Josh'em przeszliśmy już nie jedno. Mieliśmy swoje wzloty i upadki...Gorsze i lepsze dni...Ale teraz w... Higit pa

Prolog
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Zwiastun...
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Pytania. <3
Odpowiedzi. :)
Informacje. :)
PODZIĘKOWANIA!

Rozdział 1

18K 818 57
Galing kay lilo0003

Lake:Cztery miesiące. Tylko albo aż tyle minęło od minionych wydarzeń. Dla mnie, zamiast pięknych i spokojnych, były to miesiące pełne obaw. Boję się. Boje się Brada. Tego co może zrobić mnie i moim bliskim. Mimo to nie chcę żyć w ciągłej panice i staram się ukrywać swój strach. Chyba nawet nieźle mi wychodzi, bo pytania o moje samopoczucie ustały. Staram się cieszyć swoim nowym życiem jako narzeczona. Oprócz mojego statusu zmieniło się jeszcze kilka rzeczy. Młody i Josh poszli do jednego przedszkola. Okazało się, że ich przyjaźń jest prawdziwsza niż wszyscy myśleli. Na początku ich rodzice oczywiście ignorowali prośby synów, dopóki nie zaczęli wprowadzać w życie swoich gróźb. Cztery zalane materace, sześć ucieczek i oceany łez później, chłopcy chodzili do jednej szkoły. Są szczęśliwi i obiecali już nigdy nie organizować takiego buntu. Czas pokaże. Nasze matki i dziewczyny oszalały na punkcie wesela i już wszystko planują, nawet jeśli Josh i ja nie mamy nawet wybranej daty. Mój narzeczony na początku się tym denerwował i zagroził nawet, że zabierze mnie do Vegas i tam się pobierzemy bez widowni i tłumu, ale Carmen szybko wybiła mu ten pomysł z głowy. Z czasem jego podenerwowanie zamieniło się w obojętność. Pomogli mu też moi bracia i Casper zapewniając go, że w ich przypadkach było zupełnie tak samo. Dziewczyny i mamy wiedzą, że mają wolną rękę, ale wszystko mają konsultować z nami. Nasza mała Gwiazdka niedawno obchodziła swoje pierwsze urodziny. Przyjęcie było oczywiście pełne różu i tiulu, a Hope miała na sobie tyle warstw materiału, że ledwo byłą ją widać spod tej sukieneczki. Jest już taka duża. Próbuje nadążyć za chłopcami, choć nie zawsze jej to wychodzi. Młody i Max wiedzą, ze jest jeszcze mała i zawsze, jeśli to konieczne, na nią czekają. Czasami nie są zadowoleni, ale wiedzą, że tak po prostu trzeba.


Największym szokiem dla wszystkich był ślub Emily i Scotta. Szybki i piękny. Tylko oni i my jako świadkowie. Na hawajskiej plaży zachodziło słońce kiedy razem z moją przyjaciółką kroczyłam ścieżką wysypaną płatkami róż. Na końcu czekał jej przyszły mąż razem z Joshem. Em ubrana w białą, zwiewną sukienkę z lilią w luźno spiętych włosach. Scott w lnianej, białej koszuli i beżowych spodniach falujących na delikatnym wietrze. Fale oceanu rozbijały się o piaszczyste brzegi, a jego szum poniósł w szeroką toń ich sakramentalne „tak". Było idealnie. Intymnie i romantycznie. Zamiast wielkiego przyjęcia, poszliśmy na kolację i razem celebrowaliśmy ich wielki dzień. Jestem zaszczycona, że mogłam być tam z nimi. W końcu to moja siostra, której nigdy nie miałam.


Zostałam ciocią po raz drugi. Mily Cent, córka Less i Chrisa, przyszła na świat dziesięć dni temu z wagą 7,72lb i 56cm. Z burzą czarnych włosków i wszystkimi paluszkami u rączek nóżek. Przyszła na świat oznajmiając swoim głośnym krzykiem, że już tutaj jest i jej rodzice mogą pożegnać sen na kilka lub kilkanaście długich miesięcy. Kiedy Chris wyszedł na korytarz z różowym zawiniątkiem na rękach, moja radość stała się dwa razy większa. Cieszyłam się nie tylko z narodzin Milly, ale też dlatego, że wygrałam zakład z Alexem. W momencie kiedy spojrzałam na twarz starszego z braci, moja satysfakcja sięgnęła zenitu. Czy to dziecinne? Pewnie tak. Czy się tym przejmuje? W żadnym wypadku. Widok rzednącej miny Alexa i malutkich kropelek potu pojawiających się na jego czole był satysfakcjonujący.


Mam przystojnego narzeczonego, o jakim mogłam tylko marzyć i nie sądziłam, że będę mieć, nasza rodzina powiększyła się o maleńką Milly. Wydawać by się mogło, że powinnam być szczęśliwa jak nigdy dotąd. Tyle, że wciąż wisi nade mną widmo Brada. Pozostaje nieuchwytny. Jakby posiadał supermoce, które pomogły mu się rozpłynąć. Wszyscy naokoło powtarzają mi w kółko, że nie ma się o co martwić. W końcu Josh zadbał o naszą ochronę, ale jak mam przestać myśleć o psychopatycznym byłym, który ciągle stara się do mnie dotrzeć krzywdząc przy tym moich bliskich i mnie samą. Dopóki jest na wolności, nie uwolnię się od natrętnych i obsesyjnych myśli. Kto normalny umiałby to zrobić? Mimo iż moi bliscy, wliczając w to Josha, wciąż przekonują mnie bym odpuściła to przecież widzę jak oni się zamartwiają. Nie jestem ślepa ani głupa.


- Ziemia do Lake! - z zamyśleń wyrywa mnie głos Kim


Zupełnie odpłynęłam w swoje myśli, zapominając o pracy. A przecież bycie panią weterynarz to coś co kocham i czemu się oddaje. Od zawsze wiedziałam, że to w tym kierunku potoczy się moja przyszłość. Może nie od razu wiedziałam, że zostanę weterynarzem, ale wiedziałam, że będę pomagać. A kto bardziej potrzebuje pomocy jak nie czworonożni, kudłaci przyjaciele? Czasami zamiast futra mają też łuski lub są łyse, niemniej, wszystkie tak samo bezbronne.


- Przepraszam. - uśmiecham się do niej. - Zamyśliłam się.


- Nie szkodzi. - odwzajemnia uśmiech. - Zdradzisz mi o czym tak myślałaś?


- Dzisiaj po raz pierwszy zostanę z Mily Cent sama. - odpowiadam. - Malutka ma dopiero tydzień i trochę się obawiam, bo nie maiłam kontaktu z takim maleństwem już dłuższy czas. A teraz mam zostać z nią sam na sam. Nie licząc Josha.


Chris i Less są wspaniałymi, świeżo upieczonymi rodzicami. Mój brat dosłownie oszalał na punkcie swojej córki, ale tak samo było z Alexem, gdy na świecie pojawił się Max. Chyba już taki urok Ivansów. Less natomiast jest tym mniej przewrażliwionym rodzicem, co nie znaczy, że jest w jakimkolwiek stopniu gorsza od mojego brata. Wyszły z malutką ze szpitala ponad tydzień temu i Chris chciałby zabrać swoją żonę na kolację. Mama nie mogła zostać ze swoją pierwszą wnuczką, bo rozłożyła ją choroba, więc kiedy Less zadzwoniła do mnie z tą prośbą, od razu się zgodziłam. Nie wzięłam pod uwagę, że będę się tak tym teraz stresować. Zajmowałam się Maxem wiele razy, zostawałam z nim sama więcej razy niż pamiętam, ale to było cztery lata temu. Zapomniałam jak malutkie potrafią być noworodki. Z resztą MillyCent nie wydaje się być taka jak Max. Mój chrześniak był większy kiedy się urodził, a ona przypomina porcelanową lalkę, malutką i kruchą.


- To niedorzeczne. - komentuje Kim. - Ty nie mogłabyś zrobić krzywdy, nawet niechcący. Po za tym będzie przy tobie Josh. Dacie sobie radę. - mówi po czym uśmiecha się promiennie do telefonu.


No tak. Mój narzeczony. Tyle, ze on ma podobne obawy. Ale nie mówię tego Kim.


- Dziękuje. - odpowiadam. - A ty co tak się szczerzysz do tego telefonu? - pytam zadziornie. - Znowu twój ukochany ślę do ciebie romantyczne i czułe słówka? - śmieję się. - „Moja lubo tyś piękna jak gwiazdy na niebie." - naśladuje nieudolnie głos mężczyzny.


- Przestań! - Kim rzuca we mnie jakąś poduszeczką. - Dobrze wiesz, że Lars to ten, który sprawia, że mam te dziwne motylki w brzuchu. - mówi patrząc w podłogę. - Nigdy nie myślałam, że po Harry'm znajdę kogoś równie wspaniałego. Nie sądziłam, że mogę ponownie poczuć to wszystko na nowo. Tak jakby podświadomie wiedziałam, że już na zawsze zostanę sama. - jej głos jest smutny. Brawo Lake. Gani mnie moja podświadomość. Podchodzę do niej i mocno przytulam.


- Kim, on zawsze będzie przy zawsze. Tutaj... - dotykam jej głowy. - ...I tutaj. - serca. Kobieta uśmiecha się slabo, ale zaraz znowu smutnieje.


- Czasami mam wrażenie, że go zdradzam. - przyznaje.


- Nie gadaj głupot. - besztam ją. - Harry na pewno chciałby twojego szczęścia i tego żebyś była szczęśliwa. On zawsze będzie wspierał cię w twoich wyborach. - mówię.


Harry. Ukochany mąż Kim. Jej pierwsza, prawdziwa miłość. Kilka lat temu Kim i Harry tworzyli piękna parę. Uzupełniali się wzajemnie. A co najważniejsze byli w sobie całkowicie i bez końca zakochani. Ich życie było istną sielanką, którą brutalnie przerwał los. Pewnego, zimowego dnia wracali późną porą od jego rodziców. Harry był strasznie zmęczony i oczy zamknęły mu się same. Sama Kim nie pamięte dokładnie całego zdarzenia. Obudziła się w szpitalu przerażona i zdezorientowana. Informację o tym, że jej mąż zginął na miejscu przekazała jej policja, tak jak i szczegóły zdarzenia. Samochód wpadł w poślizg i uderzył w drzewa. Harry nie miał szans, bo auto przyjęło całą siłę uderzenia jego stroną. Kim długo dochodziła do siebie, o ile po takim czymś można kiedykolwiek dojść do siebie. Nigdy nawet nie myślała o ponownym randkowaniu, a co mówić o zakochaniu się. Aż poznała Larsa. Szanowanego prawnika po trzydziestce, który podobnie jak ona nie sądził, że jeszcze kiedyś jego serce zacznie bić na nowo. Uczucia pojawiły się same, zupełnie niespodziewanie, bez pytania któregokolwiek z nich o zgodę. Ale czy uczucia w ogóle pytają o pozwolenie? I tak są razem już kilka miesięcy, a wszystko idzie w dobrą stronę.


- Dziękuje. - Kim przytula mnie mocno. - A teraz wybacz, ale mój chłopak na mnie czeka, więc... - uśmiecha się. - Nie obrazisz się jeśli cię zostawię na dwie godzinki? - pyta.


- Pewnie, że nie. Leć i pozdrów Larsa ode mnie.


- Jasne, że to zrobię. Dzięki i do potem. - całuje mnie w policzek.


- Do później szefowo. - krzyczę uśmiechnięta do wychodzącej już Kim.


Dzisiaj nie ma wielkiego ruchu w klinice. Tylko umówione wizyty, bez nagłych przypadków. Rutynowe wizyty kontrolne, szczepienia, piłowanie pazurów. Większość dzisiejszych pacjentów to czworonożni przyjaciele starszych, samotnych osób, które nigdy nie mogą się nagadać ze mną, Kim czy resztą. Czasami mam wrażenie, że przychodzą tutaj nie tylko po pomoc dla swoich pupili, ale również dla rozmowy i uświadamiam sobie jak bardzo muszą czuć się samotni. Nie rzadko bywa tak, że ich jedyną rodziną są właśnie ich zwierzaki. Wtedy targają mną dwa uczucia, wdzięczność i żal. Jestem wdzięczna, że mam rodzinę, Josha, mam z kim porozmawiać i zwrócić się w cięższej chwili. I zwykle wtedy przychodzi też żal, za tych starszych ludzi, którzy są zupełnie sami. Jedni z wyboru, inni z przymusu. Ten świat potrzebuję udoskonaleń. Wielu udoskonaleń.


- Hej, hej! - słyszę z recepcji czyjś głos.


Właśnie kończę pisać raporty z wizyt. Odrywam się od dokumentów i idę zobaczyć kto czeka w pomieszczeniu. Nie ukrywam zdziwienia kiedy moim oczom ukazuje się Casper z Juniorem, ale bez Golda. Podchodzę do nich i witam się.


- Cześć Casper. - całuję go w policzek. - Hej Młody. - ściskam chłopca, a chwilę potem jest już w moich ramionach.


- Hej szwagierko. - uśmiecha się Casper. - Mam do ciebie ogromną prośbę. - mówi, a ja czuję, że to będzie miało związek z Młodym.


- Słucham. - mówię z Josh'em na rękach.


- Mogłabyś popilnować moje, niesforne dziecko? - pyta. - Mam na mieście mega, pilną sprawę, a nie mam go z kim zostawić. Lily wyszła, jest sobota, więc przedszkole odpada, a mama choruje. - tłumaczy się.


No tak. Moja teściowa jakby umówiła się z moją mamą.


- Nie ma problemu. - zgadzam się.


- Serio? - pyta.


- Mhm. - kiwam potwierdzająco głową.


- Jesteś wielka! - całuje mnie w policzek. - Bądź grzeczny Młody! - rzuca zanim znika za drzwiami.


- Zawsze jestem! - odkrzykuje Josh Junior.


- To co Młody? - patrzę na chłopca. - Idziemy na lody?


- Lody! - wykrzykuje radośnie i ciągnie mnie w stronę wyjścia.


***


Dzień był wyczerpujący. Albo raczej to Młody dał mi nieźle popalić. Po lodach miał tyle energii, że wyciągnął mnie na plac zabaw, gdzie zostaliśmy do powrotu Caspra. Ale zanim mój szwagier wrócił Junior zdążył mnie przeczołgać. Wspinałam się, zjeżdżałam na trzech, różnych zjeżdżalniach i udawałam, że huśtawki to prom kosmiczny. Nie mam nic przeciwko zabawie z dzieciakami. Kocham to tak samo jak tych łobuzów, całą trójkę, a teraz już czwórkę. Ale moja kondycja zdrowotna nie jest już taka jak dawniej. Ja praktycznie nie mam zdrowia. Już w pierwszych dwudziestu minutach zabawy z Joshem Juniorem dostałam takiej zadyszki, ze musiałam siedzieć przez następne dziesięć minut. Gdyby był z nami Josh, nie doszłoby do takiej sytuacji, bo zabroniłby mi się bawić. Jest zbyt opiekuńczy i przewrażliwiony na moim punkcie. Podobnie jak tata i moi bracia, a także teść. W sumie to zdziwiłam się, kiedy Casper poprosił mnie o opiekę nad swoim synem. Może w końcu dotarło do nich, że nie jestem osobą specjalnej troski? Mam nadzieję, że tak zostanie.


Od godziny jestem w domu i przygotowuje obiad. Josh powinien być za jakąś godzinę, a Less powinna przywieźć malutką za jakieś dwie. Zdążę zrobić coś do jedzenia i posprzątać trochę mieszkanie. Ostatnio trochę się z Joshem zapuściliśmy, ale mielismy ważniejsze sprawy na głowie. Krzątam się po kuchni kiedy rozlega się dzwonek mojego telefonu.


Josh.


- Cześć kochanie. - odzywa się głos po drugiej stronie. - Wszystko w porządku? - pyta Josh.


Wzdycham.


- Hej Josh. W przeciągu ostatnich czterdziestu minut od twojego ostatniego telefonu niewiele się zmieniło. - odpowiadam. - wiesz, że nie musisz kontrolować mnie ciągłymi telefonami?


- Nie kontroluję cię Lake. Po prostu dzwonię. Czy to takie dziwne? - pyta


- Ha! Dzwonienie co godzinę to jest kontrolowanie. Ale okay. Zostawmy to. Przywykłam już do tego. - przyznaję. - O której będziesz?


- Za pięć minut. Wjeżdżam właśnie do garażu. - oznajmia.


Okay. Zaskoczył mnie.


- Co się stało, że wiecznie zabiegany prezes skończy wcześniej? - pytam z sarkazmem.


- Ha! Bardzo śmieszne. - odpowiada. - Po prostu się za tobą stęskniłem. To się nazywa miłość, Lake.


- Nie podlizuj się. I hej, skoro jesteś już w garażu, to nie mogłeś darować sobie tego telefonu? - pytam z uśmiechem na twarzy.


- Oczywiście, że nie. Głupie pytanie Lake. - niemal widzę jak uśmiechnięty przewraca oczami.


- Nienawidzę cię Coldstone.


- Dlaczego ci nie wierzę?


- Nie wiem. Ale może pora żebyś zaczął w to w końcu wierzyć.


- Kłamie pani, panno Ivans. - śmieje się mój narzeczony.


- Do widzenia panie Coldstone.


***


- I pamiętaj, że jeżeli cokolwiek by się działo masz zaraz do nas zadzwonić. - udziela mi po raz setny tej samej rady Chris.


Stojąca obok niego Less, tylko wywraca oczami. Przyjechali godzinę wcześniej, bo mój brat uparł się żeby udzielić nam instrukcji z obsługi noworodka. Nie powiem, że jej nie potrzebowałam, ale kiedy zaczął prezentować nam zmianę pieluszki na pluszaku, zrozumiałam że posunął się o krok za daleko.


- Tak, wiem. - odpowiadam.


- Nie martw się tak. - mówi Josh stojący obok mnie z nosidełkiem. - Wszystko będzie dobrze. W końcu zostawiasz Mily z nami. - uśmiecha się.


- Wiem, że nasze dziecko trafia pod dobrą opiekę. Ale pogadamy jak będziesz miał swoje dziecko. - mój brat patrzy z czułością na małe zawiniątko w jego ramionach.


- Chris, leć już, bo za chwilę się spóźnisz. - odzywam się. - Wszystko będzie dobrze. - zapewniam i odbieram od niego swoją bratanice najdelikatniej jak potrafię.


Mój brat przygląda mi się przez chwile po czym podchodzi do nas i najpierw całuje główkę swojej córki, a potem całusem obdarowuje moje czoło.


- Dziękuje siostra. - przytula mnie po czym wychodzi.


Dziewczynka porusza się w moich ramionach, ale po delikatnym kołysaniu, uspokoją się i znów oddycha miarowo. Jeśli będzie tak grzeczna cały czas, to jestem skłonna ją nawet zaadoptować.


- Myślisz, że mnie też tak odbije jak już będziemy mieć własne dzieci? - pyta nagle mój narzeczony.


- Nie. - zaprzeczam, żeby po chwili dodać. - Ty będziesz dużo gorszy. A jeśli będziesz tak przewrażliwiony na punkcie naszego dziecka, jak na punkcie mojego zdrowia, to jesteśmy w czarnej...dziurze.


Josh uśmiecha się delikatnie, po czym obejmuje mnie, uważając na Milly.


- Gotowy na nieprzespaną noc? - pytam.


- To dziecko to aniołek. I na pewno grzecznie prześpi calutką noc. - mówi pewny swoich słów. - A my będziemy mili całą noc tylko dla siebie. - chwyta mnie w tali troszkę mocniej. - Całą.- pocałunek w szyję. - Długą. - całuje mnie tuż za uchem. - Noc. - zatrzymuje się z powrotem na mojej szyi.


Rozpływam się. Moje ciało pochłania żar. Odwracam się i stoję z nim twarzą w twarz. Jego oczy płoną pożądaniem. Zbliżam się do niego powoli. I kiedy ma mnie już pocałować rozlega się płacz dziewczynki.


- Nie chwal dnia przed zachodem słońca. - śmieje się i odsuwam od niego. - A teraz przebierz Milly, bo ja idę wziąć prysznic. - oznajmiam i przekazuje mu zawiniątko.


Josh przejmuje dziewczynkę delikatnie.


- Lake! Nie zostawiaj mnie z Milly! - słyszę z salonu jego krzyki. - Ja nie mam pojęcia jak przewija się dzieci! - krzyczy.


- Dasz sobie radę! - odkrzykuję i śmieję się w głos.


Josh:


- No dobra maluchu. - mówię kucając przed leżącą na kanapie Cent. - Przecież to nie może być takie trudne. Pokażmy cioci, że wujek potrafi wszystko. - uśmiecham się do małej i rozpinam jej pieluchę.


O kurwa.


Jednak przeceniłem moje możliwości.


Kupa jest dosłownie wszędzie. Wylewa się z pieluszki i brudzi małej całe plecki.


- Jak taka kruszynka jak ty, mogła narobić w pieluchę coś co jest większe od niej?! - pytam zatykając sobie nos. Ludzie! Ja nie wiedziałem, że takie maluchy tak potrafią. To jest ogromne! - Lake! - krzyczę. - Błagam cię pomóż mi! Kochanie no! - nic. Zero reakcji. - Lake! - kiedy tak krzyczę Mily przygląda mi się lustrując mnie wzrokiem. - Nie patrz tak tymi pięknymi ślipkami na wujka. Nie dam rady. To mnie przerosło. - ludzie, tłumacze się tygodniowemu dziecku. -Zaraz przyjdzie ciocia i na pewno coś zaradzi. - uspokajam kruszynkę, widząc jej skwaszoną minkę.


- I na pewno nie spanikuje tak jak wujek. - na dźwięk jej głosu odwracam się. Lake zmierza w naszym kierunku uśmiechnięta i pewna siebie. - Chodź kochanie.-mówi i bierze delikatnie Mily na ręce. - Ciocia się tobą zajmie.


- Gdzie ją zabierasz? - pytam kiedy Lake z dziewczynką na rękach opuszcza salon.


- Trzeba ją umyć. - tłumaczy. - A skoro ty się nam do niczego nie przydasz, to przynajmniej zrób MillyCent mleko. Wszystko co będzie ci potrzebne znajdziesz w jej torbie. Mam nadzieję, że tym razem podołasz. - mówi po czym znika mi z oczu.


Wyciągam z torby butelkę, mleko i miarkę. Siadam przy kuchennym blacie i zaczynam studiować krok po kroku instrukcję zrobienia mleka. Kiedy wydaje mi się, że już wszystko mam w małym paluszku, zaczynam przygotowywać dziewczynce kolację.


- Dobra Josh. - mówię sam do siebie. - Przecież to nie może być takie trudne. - przekonuje sam siebie.


Lake:


- Chodź moja, mniejsza Gwiazdko. Wykąpiemy cię .- mówię uśmiechając się do dziewczynki. - Musimy wymyślić ci jakieś nowe przezwisko. Gwiazdka jest zarezerwowana dla Hope. - mówię patrząc w śliczne, błękitne jak niebo, oczy Milly. - Co powiesz na....Słoneczko? - pytam nie oczekując żadnej odpowiedzi. - Tak, myślę, że ci się podoba. - komentuje.


Rozpinam dziewczynce śpiochy, które założyłam jej ponownie odbierając ją Joshowi i ostrożnie ściągam z jej malutkiego, kruchego ciałka. Następnie uważając żeby nie zabrudzić jej czarnej czuprynki, ściągam jej powoli i bardzo ostrożnie body. Wszystko robię z jak największą delikatnością. Nie chce zrobić przecież Słoneczku krzywdy. Kiedy Cent została już w samej pieluszce, rozpinam ją. Josh miał rację. To coś jest wielkie.


- O. Mój. Boże. - zatykam sobie usta i nos rękoma. - Milly jesteś taka malutka. - mówię do niej. - Jak mogłaś zrobić coś tak ogromnego? - pytam ze śmiechem. - Teraz już wiem, że co masz po swoim tacie. - śmieję się.


Chwytam Milly ostrożnie pod główkę i delikatnie podnoszę. Wkładam dziewczynkę do wcześniej przygotowanej wanny, cały czas trzymając rękę pod jej główką. Namydlam jej kruche ciałko i masuję je delikatnie wolną dłonią.


- Lubisz się kąpać, co Słoneczko? - bardziej stwierdzam, widząc jej zadowoloną minę, niż pytam.


Używam tylko olejka migdałowego i delikatnej pianki. Niczego co mogłoby podrażnić jej delikatną skórę. W tej wielkiej wannie wydaje się być jeszcze mniejsza niż w rzeczywistości. Po następnych 20 minutach wyciągam dziewczynkę z wanny przez co Milly wybucha głośnym płaczem.


- Już Słoneczko. Już. - uspokajam malutką, wycierając ją ostrożnie ręcznikiem. Nacieram jej ciałko oliwką i ubieram w body z kucykami. Nie zakładam jej nic więcej ponieważ, w mieszkaniu jest bardzo ciepło, a wręcz gorąco. Takich brzdąców nie powinno się przegrzewać. Ta...I mówi to kobieta, która nie ma jeszcze swoich dzieci. Matka z przeżyciami...Kpi moja podświadomość. Może i nie mam jeszcze swoich dzieci, ale to ja przez jakąś ilość czasu opiekowałam się Maxem. - Chodź kochanie. - biorę Słoneczko na ręce. -Sprawdzimy czy wujek zrobił mojej kruszynce kolacje. - gaszę światło w łazience i wychodzimy.


W kuchni Josh krząta się od blatu do blatu i coś miesza.


- A co ty tak biegasz Coldstone? - siadam z malutką na jednym z krzeseł.


- Studzę Milly mleko. - odpowiada beztrosko. - W ten sposób szybciej wystygnie i ona będzie mogła je szybciej zjeść. - wzrusza ramionami.


Uśmiecham się. Jest taki nieporadny w sprawach dziecięcych. Ale jak mam mu się dziwić, skoro on nigdy nie został sam na sam z niemowlakiem, a co dopiero z noworodkiem.


- uroczy jesteś jak tak biegasz, wiesz. - mówię i wstaje żeby pocałować go w policzek.


- I dlatego tak bardzo podobam się kobietom. - mówi z chytrym uśmieszkiem. Odsuwam się od niego i wolną dłonią klepię go w tył głowy.


- Dostałem za szczerość? - pyta masując swoją głowę.


- I za żywota. - tłumaczę i wyrywam mu z ręki butelkę - Chodź Słoneczko. - mówię do dziewczynki. - Pójdziemy tam gdzie nie ma nadętych w sobie pajaców. - daje nacisk na ostatnie słowo i opuszczam kuchnię.


- Oh, jakież to dojrzałe, panno Ivans. - słyszę jego głos.


Ignoruję go i siadam na kanapie. Uśmiechając się do dziewczynki i opowiadając jej bezsensowne rzeczy, zaczynam ją karmić. Malutka istotka patrzy na mnie tymi swoimi pięknymi oczkami, kiedy opowiadam jej o chmurach, deszczu i śniegu. Jak zimno jest w styczniu i lutym. Za to jak upalnie w lipcu i sierpniu. Że w dzień tak cudownie śpiewają latem ptaki. Jak cudowni rodzice i kochani dziadkowie jej się trafili. Plotę trzy po trzy, ale dziewczynka patrzy na mnie zafascynowana. Opowiadała bym jej dalej o tym wszystkim, ale przerywa mi głos Josha.


- Ale przede wszystkim trafiła ci się najlepsza ciocia na świecie. - mówi kucając przed nami. -Jest inteligentna, urocza i piękna. Ale najbardziej urzekła mnie swoim podejściem do ludzi, świata, życia. Wiesz, że to właśnie ona nauczyła moje serce miłości na nowo? - mówi nie odrywając wzroku od Milly. I mimo, że czasem jest trochę zazdrosna to i tak kocham ją najbardziej na świecie i nic tego nie zmieni. - te słowa mówi już patrząc na mnie. - Bo żadna inna kobieta nie obudziła we mnie tych uczuć co ona. Żadnej nie kochałem tak mocno jak jej. -mówi nie spuszczając ze mnie wzroku. - Kocham Twoją ciocię bardziej niż kogokolwiek innego.-wyznaje.


Spoglądam na niego zwężonymi oczami.


- Wow Josh. Twoje lizusostwo weszło właśnie na całkiem inny poziom. - śmieje się. - Może i jestem trochę zazdrosna. - przyznaję.


- Tylko troszkę? - Josh uśmiecha się.


- Tak troszkę, troszkę. - pokazuję na palcach.


Mój narzeczony wybucha śmiechem, ale szybko się opanowuje widząc wzdrygającą się w moich ramionach Słoneczko.


- No dobrze. - mówię podnosząc się. - Idź na troszkę do wujka. - mówię podając zdezorientowanemu Joshowi Milly. - Musi sobie odbić, więc połóż ją sobie na ramieniu. -instuuję i układam mu dziewczynkę na ramieniu. - Możesz delikatnie klepać ją po pleckach.-dodaję.


Josh robi to co mu poleciłam. Jest przy tym bardzo ostrożny, jakby bał się, że może ją rozbić. W jego ramionach MillyCent wygląda jak mała lalka. Mój narzeczony kołysze się delikatnie w przód i w tył. Przyglądam im się, a ciepło rozlewa się po moim wnętrzu. Nie raz wyobrażałam sobie Josha z dzieckiem, a teraz mam ten obraz materializowany przede mną. Chcemy mieć dzieci, to wiem. Ale nie rozmawialiśmy o tym tak dokładniej. Kiedy? Za jaki czas? Czy jest gotowy? Jestem gotowa na dziecko, ale wiem, że moment nie jest odpowiedni. Najpierw muszę dojść do ładu ze swoim zdrowiem no i poślubić Josha. Ale najważniejszą kwestią jest Brad. Jego temat musi zostać zamknięty na dobre, bym mogła myśleć o powiększeniu rodziny. Jednak widok mojego wielkiego mężczyzny z maleńkim dzieckiem wywołuje we mnie potrzebę utrwalenia tej chwili. Wyciągam telefon z kieszeni i robię zdjęcie. Widząc jego zdziwione spojrzenie tłumaczę.


- Wyglądacie razem przecudownie. Po prostu musiałam. - całuje go w policzek. - Po za tym kiedy będziesz już starym, pomarszczonym staruszkiem pokaże Słoneczku jakiego kiedyś miała przystojnego wujka. Jest większe prawdopodobieństwo, że uwierzy kiedy zobaczy zdjęcie. - tłumaczę. Josh wybucha stłumionym śmiechem nie chcąc obudzić śpiącej słodko Milly. - Zresztą sam zobacz jak cudownie, słodko wyglądacie. - mówię i podchodzę do niego.


Uśmiecha się i patrzy na mnie.


- Ja bym zmienił kilka szczegółów.- mówi.


- Na przykład? - marszczę brwi.


Josh przybliża się do mnie.


- Po pierwsze na zdjęciu powinniśmy być we dwoje. - mówi. - A po drugie, w ramionach powinien tulić nasze dziecko. - wyznaje.


Uśmiecham się, ale szybko opuszczam głowę, co nie uchodzi uwadze mężczyzny.


- Hej, co jest? Powiedziałem coś nie tak? Chodzi o dziecko? - dopytuje.


- Josh, żebyśmy mieli jasność, bardzo chciałabym mieć dzieci. Z tobą. - zaznaczam. - Ale sam wiesz, że to nie jest odpowiedni czas. Najpierw musimy uporać się z moim psychopatycznym ex, który nie wiedzieć czemu, na mnie poluje. No i nie chciałabym przypominać foki na własnym weselu. - przyznaje.


Josh patrzy na mnie i kiwa głową na znak, że zrozumiał.


- Oczywiście Lake. Zaczekamy tyle ile będziesz chciała, choć nie ukrywam, że ja mógłbym mieć z tobą dziecko, nawet zaraz. Ale masz rację. Czas nie jest odpowiedni. - zgadza się ze mną.


Podchodzę do nich i przytulam narzeczonego od tyłu dziękując losowi, że postawił go na mojej drodze.




Startujemy z drugą częścią! Pierwszy rozdział za nami. I jak Wam się podoba? Komentujcie bardzo proszę i zostawiajcie po sobie gwiazdki. Kocham Was miśki wy moje! <3 Jesteście najlepsi! :* PS: Okładkę wykonała najwspanialsza kobieta świata. .......

@KatarzynaSzmaska8 DZIĘKUJE!!!!! <3

Ipagpatuloy ang Pagbabasa

Magugustuhan mo rin

33.9K 1.5K 50
Holly po wielu przejściach i problemach w końcu chce żyć po swojemu. Zamierza zamknąć pewien rozdział, a kolejny zacząć już z dala od domu. Czy kobie...
109K 11.5K 12
Wraz z rozpoczęciem drugiego roku studiów spokojne życie Blake Howard niespodziewanie wywraca się do góry nogami. Przez nieprzyjemne doświadczenia ze...
277K 7K 50
Clara Tyler młoda, pewna siebie, ambitna, kobieta sukcesu Tak wypowiadają się oni jej klienci. Clara jest głównym architektem w firmie w której pracu...
39.2K 3.3K 44
Poznajcie losy Avy i Josha, przyjaciół Emily i Christiana z ,, Małżeństwo z przypadku". Po szokującej wiadomości o tym, że ojciec Avy zabił jej mamę...