To już nie jest nasz świat.

By SweetZombieJesus

273K 20.4K 5.6K

Dwa lata po wybuchu epidemii. Około 80% populacji całego świata nie żyje czy raczej zostało zainfekowane, lec... More

Prolog
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35
Rozdział 37
Rozdział 38
Rozdział 39
Rozdział 40
Rozdział 41
Rozdział 42
Rozdział 43
Rozdział 44
Rozdział 45 cz. 1
Rozdział 45 cz. 2

Rozdział 36

4.6K 367 260
By SweetZombieJesus

       Moje serce niemal przestało bić. Stałam, czekając na odpowiedź i wciąż nie mogąc uwierzyć, że to wszystko działo się naprawdę.

          Dwight nie patrzył na mnie, jego wzrok uciekał przed moim spojrzeniem. Zauważyłam, że jego skroń zdobi kilka siwych plam, doskonale widocznych na tle idealnej czerni jego włosów.

Oczy, które ciągle mnie unikały, straciły swoją intensywność. Skóra Dwighta pociemniała, a jego blizna na policzku była mniej widoczna. Mogłam się domyślić, że ostatnimi czasy ciężko pracował fizycznie, ale niewiele posiłków spożywał.

         Reszta grupy również tak wyglądała. Jessie zawsze wyglądała szczupło, teraz jednak przypominała rudowłosy szkielet. Nathan, kiedyś postawny lekarz wojskowy, zmienił się w zgarbionego staruszka.

Dawno ich nie widziałam. Zapewne wiele przeżyli.

- Gdzie jest Teddy i Tyler? - powtórzyłam pytanie. Chyba piąty raz. - Dwight, gdzie oni są?!

- W namiocie. - powiedział, wypuszczając powietrze. Próbował powiedzieć coś jeszcze, ale nie zdarzył.

          Minęłam go i weszłam do największego namiotu, z którego wcześniej wyszedł mój przyjaciel. Moim oczom ukazały się otwarte skrzynie z jakimiś lekami i trochę akcesoriów medycznych. Po drugiej stronie dużego namiotu dostrzegłam mężczyznę, który będąc tyłem do mnie, pochylał się nad czymś. Podeszłam cicho i ponad jego ramieniem dostrzegłam małe ciało Teddy'ego.

         Chłopiec leżał wśród futer i koców podłączony do jakiejś aparatury. Miał bladą twarz i schudł od momentu, w którym go widziałam ostatnio. Jego czarne loczki były posklejane od potu. Malutkie rączki chłopca delikatnie drżały.

- On jest chory? - nieświadomie zapytałam na głos.

Mężczyzna wciąż będąc tyłem do mnie, wyprostował się. Widziałam po jego muskularnych plecach, że był bardzo spięty.

          Kiedy się odwrócił prawie go nie poznałam. Jego włosy pociemniały, już nie były złote.

Podbródek pokryty był kilkudniowym zarostem. Miał ślad po przerwanym łuku brwiowym. Jedynie oczy pozostały takie same. Idealna zieleń, taka jak u Summer.

- Cześć, Tyler. - nie wiedziałam jak mam się zachować. On nie robił nic, tylko stał i patrzył. Zrobiłam krok w jego stronę, a on wyglądał na przerażonego. Chciałam go przytulić, ale on odsunął się ode mnie. - Tyler?

Chłopak stał gapiąc się na mnie, a potem przeczesał dłonią swoje za długie włosy, które po chwili znów opadły mu na twarz i wyszedł z namiotu jak oparzony.

        Zażenowana wydarzeniami sprzed chwili, podeszłam do miejsca, w którym leżał Teddy.

Chłopiec wyglądał jakby spał, ale bladość jego skóry oraz pot pokrywający jego twarz wskazywał, że trawiła go gorączka. Serce bolało mnie na samą myśl, że nie było mnie przy nim. Łzy napływały do moich oczu. Otarłam je wierzchem dłoni.

- Wszystko będzie dobrze, Teddy. - powiedziałam, dotykając czoła chłopca. - Już niedługo wyzdrowiejesz i znów będziemy się bawić.

- Dzieciak ma gorączkę od ośmiu dni. - w namiocie rozbrzmiał głos Nathana Lightwooda. - Robimy wszystko by ją zbić, ale nie ma rezultatów. - staruszek usiadł na jakiejś skrzyni, wyglądał na naprawdę zmęczonego, z jego złotych oczu zniknął cały blask. - A ty, potrzebujesz pomocy dyplomowanego lekarza? - mówiąc to, delikatnie się uśmiechnął, a zmarszczki wokół jego oczu i ust pogłębiły się.

- Nie, mam ranę na nodze, ale wszystko z nią w porządku. Goi się dobrze, tylko trochę boli. - odpowiedziałam pospiesznie i już miałam wyjść, kiedy przypomniałam sobie o Seth'cie. - Możesz zająć się moim przyjacielem? To ten szesnastolatek. Musieliśmy amputować mu rękę, ale rana nie goi się właściwie.

- Amputowaliście mu rękę?! - był w szoku, jego złote oczy powiększyły się czterokrotnie.

- Spokojnie, Leati zna się na tym. - odpowiedziałam. Korzystając z okazji, że byliśmy sami, postanowiłam go zapytać o Ty'a. - Nathanie, dlaczego Tyler tak dziwnie się zachowuje? Nie chciał ze mną rozmawiać.

- Od kiedy dziecko zachorowało nie odzywa się do nikogo. - mężczyzna przeczesał palcami burzę swoich siwych włosów. Widać było, że ostatnio podupadł na zdrowiu. - Tyler wydaje się być w szoku. Chłopak zachowuje się w ten sposób od zniknięcia jego bliźniaczki. A od ośmiu dni nie rozmawia z nikim. - mężczyzna westchnął. - Sądzę, że niedługo mu przejdzie. - Nathan odwrócił się ode mnie i zajął się Teddy'm. Spojrzałam na chłopca.

Błagam, niech on się obudzi.

          Wybiegłam z namiotu, bo czułam, że gdybym spędziła w nim jeszcze chwilę, patrząc na ciałko małego Teddy'ego, załamałabym się.

           Przy ognisku na środku obozu siedział Ethan, Leati i Seth. Mężczyźni pilnowani byli przez Channinga, który bacznie im się przyglądał jednym okiem. Wolałam nie myśleć jak skończyłaby się konfrontacja Channinga Lloyda i Leatiego Anoa'i. Samoańczyk miał lepsze warunki niż Channing, ale z doświadczenia wiem, że Lloyd potrafi być sprytny i nieustępliwy.

        Ethan uważnie mi się przyglądał. Zapewne widział Ty'a wybiegającego z namiotu.

        Wstał i chciał do mnie podejść. Ale i tak nie wiedziałabym co mu powiedzieć, jak wytłumaczyć, kim jest Tyler.

- Stop! - krzyknął Channing, celując do Ethana z kuszy. Szarooki wciąż podążał w moją stronę, nic nie robiąc sobie z tego, że Channing groził mu bronią.

Lloyd był wściekły, krzyczał do Ethana. Ostrzegał, że zaraz strzeli.

I wystrzelił.

Bełt kuszy przeleciał tuż obok torsu Ethana i wbił się w pień drzewa.

         Whittaker był wściekły i gotowy rzucić się na Channinga.

- Mówiłem gnoju, że będę strzelał. - Lloyd jak zawsze nie przebiegał w słowach. Ethan zbliżył się do niego i gotowi byli rzucić się sobie do gardeł, gdyby nie Dwight.

- Co się tu, do cholery, dzieje? - Dwight Payne stanął z kuszą na ramieniu i przyglądał się całej akcji. - Na chwilę was zostawiłem, a wy już chcecie się powybijać? To źle wróży. - mężczyzna podszedł do ogniska i zajął miejsce pomiędzy Channingiem, a Ethanem, którzy obrzucali się wrogimi spojrzeniami.

- Ustalmy coś. - zwrócił się do Ethana stanowczym tonem. - To nasz teren. Tutaj on jest twoim szefem. - mówiąc to, wskazał na Lloyda. - Posłuchaj chłopcze, jeśli chcecie tu zostać, musicie przestrzegać naszych zasad, rozumiesz? - mina Ethana nie zdradzała żadnych uczuć. Pierwszy raz widziałam jak ktoś zwraca się w ten sposób do Ethana. Teraz szarooki wydał mi się taki... zdominowany, taki uległy.

- Rozumiesz mnie?! - Dwight krzyknął do Ethana.

- Oczywiście. - odparł Ethan z ironicznym uśmiechem.

       Dwight opuścił mężczyzn siedzących przy ognisku i podszedł do mnie.

- Musimy porozmawiać. - rzucił i odszedł, nie patrząc czy za nim podążam.

Kiedy już oddalił się wystarczająco, by zacząć rozmowę, przeszedł od razu do sedna sprawy.

- Ten kretyn mnie wkurwia. - powiedział, patrząc mi w oczy. - Channinga też. Jestem w stanie zgodzić się, aby ten nastolatek został, tego z długimi włosami mogę tolerować, ale tego cwaniaczka tu nie chcę. - syknął przez zaciśnięte zęby.

- Alee...

- Dzieciak zostanie, bo jest niepełnosprawny, odsyłając go, skazałbym go na śmierć. Ten długowłosy samuraj może zostać, bo ktoś taki nam się przyda. Ale nie potrzebujemy trzeciego. Zostawiłem go na pięć minut z Channingiem, a ten już próbował go zabić. Wprowadzi tylko chaos. - był pewny swego zdania. Od pierwszego spotkania znienawidził Ethana. Jednak nie mogłam pozwolić, żeby Dwight wyrzucił Ethana. Serce by mi pękło.

- Dwight, proszę, pozwól mu zostać. On nie jest taki zły. Jest inteligentny, sprytny. Przyda nam się. - błagalnie uśmiechnęłam się do mężczyzny.

         Dwight dokładnie mi się przyjrzał i spojrzał mi głęboko w oczy.

- Już rozumiem, Jade.

- Co rozumiesz?

W odpowiedzi Dwight zaczął się głośno śmiać.

- Z czego się śmiejesz?! - zapytałam oburzona.

- Spokojnie, twój przyjaciel może zostać. - po wypowiedzeniu tych słów odszedł, wciąż się śmiejąc.

         Stałam przez chwilę zdezorientowana. Moje policzki były czerwone, co było skutkiem tego, w jaki sposób Dwight wymówił słowo "przyjaciel". Ewidentnie dawał do zrozumienia, że ma na myśli coś więcej.

Westchnęłam i oczyściłam umysł ze wszystkich myśli.

Jestem w domu.

Moi przyjaciele żyją. Teddy na pewno niedługo wyzdrowieje.

Dwight pozwolił zostać Leatiemu i Sethowi.

Ethan jest tu ze mną.

Wszystko jest tak, jak planowałam.

         Ruszyłam w kierunku obozu. Kiedy tylko dotarłam do siedzących przy ognisku mężczyzn, wyjawiłam im dobre wieści.

- Dwight pozwolił wam tu zostać. - powiedziałam, nie mogąc powstrzymać radości. Ku mojemu zaskoczeniu entuzjazm okazał tylko Seth. Usiadłam obok Ethana i mocno go przytuliłam. - Możesz zostać. - szepnęłam, gdy zetknęliśmy się czołami. Uśmiechnął się, ale był to wymuszony uśmiech. - Coś nie tak? - zapytałam zaniepokojona.

- Wszystko okey. - powiedział, ukradkiem zerkając na coś, co znajdowało się za mną. Odwróciłam się, aby spojrzeć na to, na co on patrzył.

Kilka metrów dalej obok jednego z namiotów stał Tyler. Przyglądał nam się z kamienną twarzą. Po chwili odwrócił się i zniknął we wnętrzu namiotu.

Chętnie wyrwałabym się z objęć Ethana i uciekła jak najdalej. Jednak druga część mnie podpowiadała, że właśnie w tych ramionach powinnam teraz być.

          Odetchnęłam głęboko. Kiedyś Summer powiedziała mi, że Ty mnie kocha, a ja nie chciałam w to wierzyć. Wiedziałam, że to nie może być prawda. Wiedziałam, że wybrał mnie z powodu braku lepszej opcji. Chłopak darzył mnie jakimś uczuciem, ale byłam pewna, że to nie miłość. Z pewnością nie taka jaką darzą się chłopak i dziewczyna.

- U ciebie wszystko ok? - głos Ethana wyrwał mnie z zamyślenia.

- Tak. - odpowiedziałam natychmiast, lecz sama nie byłam tego pewna.

Czy ja właśnie złamałam komuś serce???

        Resztę wieczoru spędziłam sama w jednym z namiotów. Umyłam się w wodzie, którą wcześniej podgrzałam w wielkim garze na ognisku i zdrzemnęłam się. Było idealnie. Czułam się bezpiecznie, wiedziałam, że blisko mnie są osoby, którym na mnie zależy.

- Hej, mogę? - Ethan zaglądał przez uchylone drzwi namiotu. Skinęłam, zgadzając się.

         Ku mojemu zaskoczeniu chłopak nachylił się nade mną i pocałował mnie. Nie mogłam złapać tchu. Położył się tuż obok, wciąż podtrzymując intensywny pocałunek, a nasze ciała idealnie do sobie przylegały.

- Ethan... - wyszeptałam gdy nasze wargi na chwilę się od siebie oddaliły.

- Ciii... - znów złączył nasze usta.

Przyciągnął mnie do siebie i jeszcze bardziej pogłębił pocałunek. Jego dłonie wędrowały po całym moim ciele, powodując dreszcze. Dotknął skóry mojego brzucha, kiedy jego ręce zabłądziły pod materiał moje bluzki. Jedna ręka Ethana sunęła w górę po moim ciele, a druga spoczęła na pasku jeansów.

           Pomimo, że nasze ciała zupełnie do sobie przylegały, chciałam być jeszcze bliżej niego.

Jednak wiedziałam, że nie jestem jeszcze na to gotowa. Nie mogłam tego zrobić. Odsunęłam się od Ethana i spojrzałam mu w oczy. Były pełne pożądania. Znów próbował mnie pocałować.

- Ethan. - powiedziałam ostro, aby przywołać go do porządku.

- Co?

- Jaa...nie chcę. Nie jestem gotowa. - odepchnęłam go od siebie i wstałam. Chłopak wciąż leżał, ciężko oddychając.

- Jade, wszystko w porządku? - był zdezorientowany.

- Tak. Ja tylko... muszę się przewietrzyć. - wybiegłam z namiotu i zaczerpnęłam świeżego, wieczornego powietrza.

          Zapadał zmierzch. Przy ognisku siedział Seth, Leati oraz Dwight. Samoańczyk i Payne rozmawiali o czymś, chyba nieźle się dogadywali.

- Cześć! - krzyknął Seth, kiedy mnie zobaczył. Szesnastolatek wyglądał lepiej niż wcześniej. Nathan dokładnie go zbadał i zajął się jego raną.

- Jak się czujesz, Seth? - uśmiechnęłam się do chłopaka.

- Super, ten stary doktorek jest naprawdę świetny. Już prawie wcale mnie nie boli. - chłopak wstał i zmierzał w moim kierunki, cały czas się śmiejąc.

Kiedy był jakieś trzy lub cztery metry ode mnie, wydarzyło się coś strasznego.

        W czoło szesnastoletniego Seth'a Moore'a wbił się nóż, który przeleciał tuż obok mojej głowy. Widziałam jak chłopak natychmiast pada na ziemię i nieruchomieje. Stałam patrząc na ciało Seth'a i wciąż nie rozumiejąc co się stało. Podeszłam bliżej. Ostrze tkwiło w czaszce chłopaka, a z rany wyciekała mała strużka krwi. Oczy miał zamknięte.

Padłam na kolana obok jego ciała. Chwyciłam za rękę chłopaka.

- Seth? - mój głos był słaby, pełen rozpaczy. - Seth?!

       Poczułam ciepłą dłoń na swoim ramieniu. Dwight. Objął mnie ramieniem i pomógł wstać.

- Jade, skąd nadleciał nóż? - szepnął do mojego ucha. Nie byłam w stanie powiedzieć czegokolwiek. Patrzyłam na Leatiego pochylonego nad ciałem Seth'a. Pierwszy raz widziałam go w takim stanie. Pozornie był spokojny, ale jego oczy wyrażały największą wściekłość, jaką kiedykolwiek widziałam. Leati zawsze troszczył się o Seth'a.

- Jade! - Dwight potrząsnął mną. - Skąd nadleciał nóż?! - pokazałam palcem w stronę, z której nadleciało ostrze. Dwight puścił mnie i zabierając nóż i karabin pobiegł do jednego z namiotów. Po chwili wybiegł z niego w towarzystwie Tylera i Channinga. Mężczyźni ruszyli we wskazanym przeze mnie kierunku.

        Gdy znów spojrzałam na ciało Seth'a, Leati'ego już nie było. Zniknął. Krew spływająca z rany na czole szesnastolatka sprawiała, że jego włosy przybrały rdzawy kolor. Padłam na kolana i zaniosłam się płaczem.

Chce mi się tylko płakać, płakać.

          Ethan podniósł mnie i przytulił mocno. Odepchnęłam go.

- Puść mnie! - wyszarpałam dłoń z jego uścisku. - Puść mnie i znajdź tego skurwiela! - krzyczałam przez łzy. Chłopak chwycił mnie za łokieć, sprawiając mi ból.

- Znajdę go. - był śmiertelnie poważny. - Obiecuję.

         Zabrał broń i wyruszył na poszukiwania. Szanse, że któryś z nich go znajdzie są nikłe. Te tereny są ogromne.

Pewnie ten gnojek jest już daleko stąd.

            Polowanie na zabójcę Seth'a trwało całą noc. O świcie wrócił Dwight w towarzystwie Ty'a i Channinga. Nie znaleźli go. Mężczyźni zajęli się ciałem Seth'a. Ethan wrócił po jakichś dwóch godzinach, także z pustymi rękami. Przepraszał mnie. Przepraszał, że mnie zawiódł, że nie znalazł mordercy. Nie winiłam nikogo z nich. Jednak nie mogłam normalnie funkcjonować.

Seth nie żyje. Seth nie żyje. Seth nie żyje.

         O dziwo Leati gdzieś zniknął. Nikt nie wiedział, gdzie jest. Wrócił do nas dopiero wieczorem. Ale nie sam.

          Samoańczyk wlókł za sobą ciało mężczyzny. Anoa'i miał rozwalony nos, a na jego ramieniu, które nie było pokryte tatuażami widniała, długa na kilkanaście centymetrów, rana.

Wyglądał na cholernie zmęczonego.

             Mężczyzna, którego ciągnął za sobą był szczupły. W prawe ramie miał wbity nóż Leatiego. Długie, brązowe dredy zakrywały całkowicie jego twarz. Samoańczyk z impetem rzucił go na ziemię, a ten jęknął i chwycił za zranione ramię.

Leati pociągnął za jego włosy, a wtedy zobaczyłam cholernie znajomą twarz i zielone oczy pełne obłędu.

Pobiegłam do niego i bez zastanowienia wymierzyłam mu kopniaka w twarz.

- Ty pieprzony skurwielu! - krzyczałam gdy Ethan odciągał mnie od tej obrzydliwej kreatury.

         Max spojrzał na mnie zielonymi oczyma i uśmiechnął złowieszczo. Każdy mięsień mojego ciała był gotowy do ataku. Moje najgorsze wspomnienia i koszmary właśnie przybrały ludzką postać.

- Witaj, Jade. - przeszły mnie dreszcze obrzydzenia, gdy wymówił moje imię. - Tęskniłaś?

- Dlaczego go zabiłeś? - łzy spływały po moich policzkach, a on milczał. - Max, dlaczego go zabiłeś?!

- Czysta przyjemność. - znów się śmiał, ale stojący obok Leati uciszył go ciosem w szczękę.

         Zerknęłam na Ethana. Stał obok mnie patrząc na Maxa. Jego twarz nie zdradzała żadnych emocji.

- Cześć, Ethan. - Max uśmiechnął się do szarookiego. Patrzył na niego jakby czegoś oczekiwał. Po chwili uśmiechnął się szerzej a potem przeniósł spojrzenie na mnie.

- Już rozumiem. Dlatego tak długo się nie odzywałeś. - mówił do szarookiego, ale patrzył na mnie.

- O co chodzi, kto się nie odzywał?! - byłam cholernie wściekła. Co on bredził ?

- Ethan - odparł jakby to wszystko wyjaśniało. - Nasz wspaniały przywódca nas wystawił - znów się śmiał. - Wiesz, Ethan, chyba twój plan nie poszedł po twojej myśli. - Ethan mocno chwycił moją dłoń.

- Jak plan, Max?! - szaleniec uśmiechnął się ironicznie. - Nie chcesz mówić? Leati. - spojrzałam w oczy Samoańczyka, a ten od razu zrozumiał, o co mi chodzi. Przyłożył maczetę do jego szyi, ograniczając ruchy Maxa.

- Mów! - krzyknął Leati, przyciskając maczetę, czego skutkiem była krew, spływająca ze świeżej rany na szyi mężczyzny.

- Po co, przecież i tak mnie zabijecie. - nagle jego oczy zabłyszczały. Wpadł na jakiś pomysł. - Ale przynajmniej nie zginę sam. - zerkał to na mnie to na Ethana.

- Zacznijmy od tego, skarbie, że nie jestem jedynym czarnym charakterem w tej zabawie. - zaczął dość dziwnie. Trochę mnie niepokoił. - Twój prawdziwy wróg trzyma cię właśnie za rękę. - spojrzałam na Ethana, jego wzrok nie opuszczał Maxa, leżącego na ziemi. Wszyscy staliśmy nad nim, ale mentalnie, to on nad nami górował.

- Wchodząc do naszego magazynu, podpisaliście na siebie wyrok śmierci. Naruszyliście nasz teren, dowiedzieliście się o nas za dużo. Niektórzy nam uciekli, innych dopadliśmy, ale ty byłaś wyjątkowa. Żadna osoba nie wytrzymała moich przesłuchań. Ethan uważał, że jesteś tak zdeterminowana, że pewnie nieświadomie zaprowadzisz nas to tych, którzy uciekli. - oczy wszystkich skierowały się na Ethana, który coraz mocniej ściskał moją dłoń.

- Jade, nie słuchaj go. - szepnął mi do ucha.

- Mówię prawdę. - Max był pewny swoich słów. - Ethan twierdził też, że ktoś musi cię kontrolować, zdobyć twoje zaufanie, być na tyle blisko ciebie, abyś wyjawiła mu wszystko. Oto ta osoba. - gestem wskazał na Ethana. - Podążałem za wami cały czas. Byłem waszym cieniem, kierowanym przez Ethana. Podróż wam się dłużyła, a u jej kresu, ja miałem wszystkich pozabijać. Ale Ethan zdradził również mnie. Jakiś czas temu przestał się ze mną kontaktować. - im dłużej mówił, tym moc z jaką ściskałam dłoń Ethana bardziej słabła. - Wykorzystał cię. Planował wszystko od początku, to jego plan, ja go tylko konsekwentnie realizowałem.

           Wyrwałam dłoń z uścisku szarookiego.

- Jade, proszę, pozwól mi...

- Zamknij się! - przerwałam mu. Następnie zwróciłam się do Maxa. - Dlaczego mam ci wierzyć?! Widziałam jak zabijasz moich bliskich! Nie wierzę ci, a teraz zapłacisz za wszystko, co mi zrobiłeś. - już wiedziałam jak wysoka będzie cena jego grzechów. Zasłużył na najgorsze.

         Chwyciłam za jego włosy i pociągnęłam go w stronę ogniska. Używałam do tego całej mojej siły, a cała reszta grupy patrzyła na mnie zszokowana. Wyrywałam włosy z głowy mężczyzny, ale w końcu udało mi się przesunąć go na wyznaczone miejsce.

- Wiesz, Max, miałeś rację. Zabije cię. Ale musisz wiedzieć, że dzisiaj zginiesz tylko ty, a twoja śmierć będzie spektakularna. - uśmiechnęłam się słodko. Spojrzałam na moich przyjaciół. - Channing, ten mężczyzna zabił twojego brata. Torturował go przez parę dni, a potem zabił na moich oczach. - Lloyd być zszokowany. O to chodziło. - Mogę na ciebie liczyć, Channing? Pomożesz mi? - skinął, a na następnie podszedł do mnie. Powiedziałam mu na ucho czego od niego oczekuję.

- Nie, ja tego nie zrobię. - był oburzony.

- Channing, on zamienił Olivię w zombie, a potem prowadzał ją na smyczy jak pieska. - jego twarz się zmieniła. Zaczynał mi ulegać.

- Ten psychopata torturował mnie przez wiele dni. Summer też tam była. - spojrzałam na Tyler'a, który trzymał się na uboczu. - Została bardzo skrzywdzona. - oczy blondyna błyszczały. Zwróciłam się znów do Lloyda. - Channing, proszę. To jedyne na co zasłużył ten skurwiel. - mężczyzna wciąż nie był przekonany. - On zabił ci brata! - wykrzyczałam, chcąc wzbudzić w nim furię. Udało się.

           Mężczyzna chwycił za maczetę, leżącą przy ognisku, a ja przycisnęłam głowę Maxa do jednego z pni, stojących przy ognisku.

Szalony Max wiedział, co go czeka. Zaczął się śmiać.

- Nie zrobisz tego. - powiedział, patrząc mi w oczy.

Żebyś się nie zdziwił.

- Channing. - skinęłam na stojącego obok mężczyznę, a ten uniósł maczetę do góry. Ciszę zakłócał tylko śmiech Maxa. Jednak po chwili ucichł i on. Słychać było tylko jak ostrze maczety przecina kolejne tkanki jego szyi i przepoławia kręgosłup. Fala krwi tętniczej wytrysnęła na ziemię, plamiąc moje ubranie i buty Channinga.

          Chwyciłam odrąbaną głowę i podniosłam ją na długie dredy. Jego mina wciąż wyrażała rozbawienie. Z głowy wyciekała krew.

Jak mogłam zdobyć się na coś takiego?!

         Oddychając ciężko, wrzuciłam głowę do ognia.

Moje ręce skąpane były we krwi, podobnie jak całe moje ubranie.

Boże, co ja zrobiłam?

         Podniosłam wzrok na moich przyjaciół. Byli w szoku. Patrzyli na mnie jak na pozaziemską istotę. Ethan zmierzał w moim kierunku. Przytulił mnie mocno, pomimo iż krew pokrywała mnie całą. Odwzajemniłam uścisk. Przytuliłam go najmocniej jak potrafiłam. Przytuliłam go ostatni raz.

          Następnie odeszłam jak najszybciej, omijając wszystkich i kiedy już miałam wejść do namiotu, spojrzałam na nich jeszcze raz.

- Zwiążcie go i zostawcie gdzieś daleko od obozu. - powiedziałam, wskazując na Ethana. - To zdrajca. Nie może tu zostać. - ukryłam się w namiocie, czując, że nie mogę oddychać, a moje serce rozpadło się właśnie na miliardy kawałków.

Continue Reading

You'll Also Like

5.2K 307 18
ZAWIESZONE Czuje straszną pustkę w sercu po zakończeniu gry więc chcąc trochę ją zapchać robię to opowiadanie na podstawie moich wyobrażeń co się dz...
151K 4.4K 13
17-letnia Vanessa przyjeżdża na jakiś czas do dalekiej rodziny... Wszystko miało być dobrze...Nic by się nie stało gdyby nie zgasiła światła...
5.9K 381 22
{ja tylko tłumacze} Pewnego dnia, kiedy otworzyłam oczy, zostałam Rosé, drugą córką zamożnej rodziny. Co masz na myśli mówiąc, że jestem damą wolneg...
117K 6.6K 33
Mark. Chłopak który dopiero po trzech latach dowiaduję się, że świat nie jest już taki kolorowy. Przez swoją głupotę dostaje się w ręce złych ludzi...