Rozdział 45 cz. 2

7.3K 438 307
                                    

Plan nie był skomplikowany i nie budził podejrzeń mieszkańców, których mijaliśmy na każdym kroku. Żyli nieświadomi tego, że kilka godzin temu zamordowano ich przywódcę, a jego oprawcy, czy raczej oprawca, chodzi wśród nich.

Mieliśmy, pod przykrywką służb dbających o czystość azylu, po prostu wynieść zwłoki poza teren szpitala, w czarnym worku. Jedyne co martwiło Gabe'a to to, że musieliśmy zrobić to w nocy, a miejscowi tę czynność zazwyczaj wykonują za dnia. Pod osłoną nocy mieliśmy większe szanse na udaną ucieczkę. To musiała być noc.

Wszystko niby było proste, plan dopracowany w najdrobniejszych szczegółach, ale widmo niepowodzenia wciąż wisiało nad naszymi głowami, a jego imię brzmiało "Sarah".

- Jeżeli pójdę z wami, będę was spowalniał. - powiedział, uparcie patrząc w sufit. Ani jego głos, ani mowa ciała nie pozwalały mi w żaden sposób rozpoznać tego, co czuje. Możliwe, że to czy tu zostanie, czy zabierzemy go ze sobą było mu zupełnie obojętne. Ale w głębi serca miałam nadzieję, że chce iść z nami, z przyjaciółmi.

Przypomniałam sobie o naszym pożegnaniu, które miało miejsce zaraz po śmierci Dwighta. Powiedział: "Wkrótce cię znajdę (...) I sprowadzę do domu.„ Uznałam to za idiotyczne. Dom? My nie mamy domu. Ale z czasem chyba zrozumiałam jego słowa. Mówiąc "dom„, miał na myśli siebie, Ethana oraz Channinga, Jessie, Nathana i Tylera. Myślał o tych, którzy przeżyli. Dom. O tak, to piękne marzenia.

Chwyciłam go za rękę i zmusiłam do tego, by w końcu na mnie spojrzał. Oczy Samoańczyka były nieobecne, ale było to skutkiem leków, które tu otrzymywał.

- Mam gdzieś to, że możesz nas spowalniać. Jeśli będzie trzeba, sama cię stąd wyniosę. - pomimo tego, iż spędziliśmy razem dużo czasu, a dzięki licznym niebezpieczeństwom, które nas spotkały, poznaliśmy się bardzo dobrze, ja nie umiałam mu powiedzieć, jak wiele dla mnie znaczył. Wstałam i, bez słowa, skierowałam się do wyjścia.

Tuż przy drzwiach minęłam panią doktor. Miałam ochotę zapytać ją o stan mojego przyjaciela, ale wiedziałam co powie: "Pan Anoa'i musi jeszcze pozostać pod obserwacją „. Musi, ale nie pozostanie.

Dzień wcześniej, siedząc przy łóżku Leatiego, gdy ten spał, obserwowałam lekarkę przy pracy. Wcześniej w sali chorych leżało kilku pacjentów, ale ostatecznie pozostał tu tylko Leati, więc kobieta miała mniej obowiązków. Chciałam wierzyć, że każdy z nich wyzdrowiał. Chciałam wierzyć, że Leati też wyzdrowieje.

Obserwowałam panią doktor, gdy chowała lekarstwa do szafek. To, które podała Leatiemu położyła na trzeciej półce w szafce przy ścianie, a następnie zamknęła ją na klucz, który włożyła do lewej kieszeni fartucha.

W mojej głowie zrodził się plan, który musiałam wcielić w życie, by zapewnić Leatiemu właściwą opiekę, gdy już uciekniemy. Musiałam ukraść wszystko to, co było mu niezbędne - lekarstwa, bandaże i opatrunki, środki przeciwbólowe.

To była moja szansa. Podeszłam do łóżka Samoańczyka i nachyliłam się nad nim, udając, że chcę mu coś powiedzieć. Rzeczywiście chciałam tylko dokładnie przyjrzeć się poczynaniom lekarki i znaleźć sposób na odebranie jej klucza. Na dobrą okazję nie musiałam długo czekać. Kobieta chciała zmienić Leatiemu opatrunek. Przygotowała potrzebne rzeczy i ułożyła je na metalowej tacy, na której stała też szklana misa z wodą.

Lekarka zmierzała z nią w stronę łóżka Samoańczyka, a ja widziałam jej odbicie w zakratowanym oknie. W momencie, gdy przechodziła obok mnie, odwróciłam się gwałtownie i wpadłam na nią. Cały przód jej fartucha został oblany, a misa spadła na podłogę, roztrzaskując się w drobny mak. Słychać było jak odłamki sunął po kafelkach, w towarzystwie głośnego uderzenia metalowej tacy i kilku narzędzi takich jak nożyczki i skalpel.

To już nie jest nasz świat.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz