Rozdział 39

4.7K 369 149
                                    

          Leati jest zdrajcą? To nie możliwe. Ludzie tacy jak on nie zdradzają. Z pewnością on ukradł mapę, sam się do tego przyznał, ale nie wydaje mi się, żeby zrobił to z własnej woli. Nie zabił do tej pory żadnego człowieka, więc nie umiałby grać nieczysto. Twierdził, że jeśli odkryję, iż Samoańczyk kontaktuje się z Ethanem, znienawidzę go. Zapewne byłoby tak, gdyby nie chodziło o Leatiego. Interesujące było też to, że rozmawiali o mnie. Ethan twierdził, że powierzył Anoa'i moje bezpieczeństwo. Ale po co?

           Wszystkie te myśli spędzały mi sen z powiek przez resztę nocy. Nie mogłam od razu skreślać Samoańczyka.

Muszę się dowiedzieć, czego chce Ethan. Nie powiem nikomu o tym, co widziałam i słyszałam.

            Wstałam chociaż inni wciąż jeszcze spali. Wyjrzałam przez niewielką dziurę między deskami, którymi zabito okna. Na zewnątrz hordy zombie łaziły bez celu. Było wcześnie, miałam jeszcze dużo czasu do wschodu słońca.

            Leati nie spał, siedział w pogrążonym w mroku kącie pokoju i bacznie wszystko obserwował. Zauważyłam, że na podłodze u jego stóp, stoi wielki garnek, we wnętrzu którego płonął ogień. Ponad tym ogniem ustawiona była puszka, w której podgrzewane było jedzenie. Zapach ciepłego pokarmu roznosił się po całym pomieszczeniu. To przypomniało mi jak bardzo jestem głodna.

- Proszę. - Leati podszedł do mnie z parującą puszką w dłoni. - Jedz. - szepnął, podając mi metalowy pojemnik.

- D... dziękuję. - wydukałam, nie patrząc na jego twarz. Chwyciłam puszkę z ciepłą zupą w pokryte krwią dłonie. Przypomniałam sobie o biednej staruszce, którą poznałam wczoraj. To jej krew. Wspomnienie kobiety, która odebrała sobie życie moją bronią, sprawiło, że straciłam apetyt. Dlaczego musiałam poznać ją akurat wtedy, kiedy umierała?

             Usiadłam na rozpadającym się twardym fotelu z puszką w dłoni. Wypiłam trochę, uważając, aby nie skaleczyć ust o ostre krawędzie. Czułam jak ciepło rozchodzi się po moim ciele. Leati nie zdradzał swoim zachowaniem nic. Był taki jak zawsze, cichy, opanowany, samotny.

             Siedzieliśmy tak w milczeniu. Samoańczyk wrócił na swoje miejsce. Co chwilę wstawał, aby sprawdzić, co dzieje się na dworze. Niewiele wiedziałam o Leatim, ale w głębi serca czułam, że nie jest zdrajcą. Może wszystko wyolbrzymiam?

               Po jakichś dwóch lub trzech godzinach obudziła się reszta. Dwight zaczął wydawać polecenia. Channing narzekał na ból głowy. Tyler i Nathan w ciszy zbierali rzeczy. Jessie siedziała na podłodze, wyglądała na smutną. Zapewne dziewczyna myślała o wczorajszym incydencie. Okłamałam ją, mówiąc, że zabiła szwędacza, a nie człowieka. Wiedziałam, że gdybym powiedziała jej prawdę, załamałaby się. Martwiło mnie jej podejście do zabijania, dziewczyna nie potrafiła zrozumieć, że czasami to konieczne, by przetrwać. To było niewłaściwe i mogło przynieść jej tylko straty.

              Wyjście z budynku było dużo trudniejsze niż wejście do niego. Przez całą noc w pobliżu hotelu zbierały się zombiaki. Przed głównymi, szklanymi drzwiami, które zablokowaliśmy meblami, przepychali się sztywni, nieustannie uderzając w szyby, na których zostawały krwawe ślady. Jedynym bezpiecznym wyjściem okazały się tylne drzwi.

              Problem jednak wyglądał inaczej. Prawdziwym problemem było przejście od tylnych drzwi do samochodów zaparkowanych za wielkim, czterometrowym ogrodzeniem z siatki, które otaczało hotel...

- Plan wygląda tak... - Dwight patrzył przez małe okienko w niewielkich drzwiach. - Na razie droga do ogrodzenia jest czysta, ale kiedy tylko wyjdziemy, zlezą się tu wszyscy sztywni, którzy znajdują się w okolicy. Tyler biegnie pierwszy - następnie zwrócił się do zielonookiego blondyna. - Twoim zadaniem jest oczyszczenie drogi z pojedynczych zombie, które się tu przyplączą i staną nam na drodze - Tyler zdeterminowany skinął głową. - Po Ty'u biegnie Jessie, Nathan i Jade - spojrzał na mnie jakby słowa, które wypowiadał kierowane były tylko do mojej osoby. - Nie walczycie, tylko uciekacie - każdy wyraz wypowiedział, dosadnie podkreślając jego znaczenie. To wszystko oznaczało, że nie mogę im pomóc. Poczułam się w jakiś sposób dotknięta, Dwight doskonale wiedział, że dałabym sobie radę. Chciałam zaprotestować, ale Payne, widząc moje niezadowolenie, szybko kontynuował swoją wypowiedź. - Ja, Channing i Anoa'i biegniemy ostatni, zabezpieczamy tyły, zabijając goniących nas szwędaczy. Wszystko jasne? - skierował to pytanie do obydwu mężczyzn. Leati tylko skinął głową, dając do zrozumienia, że nie zawiedzie. Channing się nie odzywał, z jego twarzy wyczytać można było niezadowolenie. Mierzył Dwighta porozumiewawczo swoim jednym okiem. Po chwili Payne znów zabrał głos. - Jeszcze jedno. Jeśli kogoś dopadną zombiaki, zostawiamy go. - jego słowa odbiły się echem wśród ścian ogarniętego ciszą pomieszczenia, wywołując zdziwienie na twarzach wszystkich zebranych.

To już nie jest nasz świat.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz