Rozdział 36

4.6K 367 260
                                    

       Moje serce niemal przestało bić. Stałam, czekając na odpowiedź i wciąż nie mogąc uwierzyć, że to wszystko działo się naprawdę.

          Dwight nie patrzył na mnie, jego wzrok uciekał przed moim spojrzeniem. Zauważyłam, że jego skroń zdobi kilka siwych plam, doskonale widocznych na tle idealnej czerni jego włosów.

Oczy, które ciągle mnie unikały, straciły swoją intensywność. Skóra Dwighta pociemniała, a jego blizna na policzku była mniej widoczna. Mogłam się domyślić, że ostatnimi czasy ciężko pracował fizycznie, ale niewiele posiłków spożywał.

         Reszta grupy również tak wyglądała. Jessie zawsze wyglądała szczupło, teraz jednak przypominała rudowłosy szkielet. Nathan, kiedyś postawny lekarz wojskowy, zmienił się w zgarbionego staruszka.

Dawno ich nie widziałam. Zapewne wiele przeżyli.

- Gdzie jest Teddy i Tyler? - powtórzyłam pytanie. Chyba piąty raz. - Dwight, gdzie oni są?!

- W namiocie. - powiedział, wypuszczając powietrze. Próbował powiedzieć coś jeszcze, ale nie zdarzył.

          Minęłam go i weszłam do największego namiotu, z którego wcześniej wyszedł mój przyjaciel. Moim oczom ukazały się otwarte skrzynie z jakimiś lekami i trochę akcesoriów medycznych. Po drugiej stronie dużego namiotu dostrzegłam mężczyznę, który będąc tyłem do mnie, pochylał się nad czymś. Podeszłam cicho i ponad jego ramieniem dostrzegłam małe ciało Teddy'ego.

         Chłopiec leżał wśród futer i koców podłączony do jakiejś aparatury. Miał bladą twarz i schudł od momentu, w którym go widziałam ostatnio. Jego czarne loczki były posklejane od potu. Malutkie rączki chłopca delikatnie drżały.

- On jest chory? - nieświadomie zapytałam na głos.

Mężczyzna wciąż będąc tyłem do mnie, wyprostował się. Widziałam po jego muskularnych plecach, że był bardzo spięty.

          Kiedy się odwrócił prawie go nie poznałam. Jego włosy pociemniały, już nie były złote.

Podbródek pokryty był kilkudniowym zarostem. Miał ślad po przerwanym łuku brwiowym. Jedynie oczy pozostały takie same. Idealna zieleń, taka jak u Summer.

- Cześć, Tyler. - nie wiedziałam jak mam się zachować. On nie robił nic, tylko stał i patrzył. Zrobiłam krok w jego stronę, a on wyglądał na przerażonego. Chciałam go przytulić, ale on odsunął się ode mnie. - Tyler?

Chłopak stał gapiąc się na mnie, a potem przeczesał dłonią swoje za długie włosy, które po chwili znów opadły mu na twarz i wyszedł z namiotu jak oparzony.

        Zażenowana wydarzeniami sprzed chwili, podeszłam do miejsca, w którym leżał Teddy.

Chłopiec wyglądał jakby spał, ale bladość jego skóry oraz pot pokrywający jego twarz wskazywał, że trawiła go gorączka. Serce bolało mnie na samą myśl, że nie było mnie przy nim. Łzy napływały do moich oczu. Otarłam je wierzchem dłoni.

- Wszystko będzie dobrze, Teddy. - powiedziałam, dotykając czoła chłopca. - Już niedługo wyzdrowiejesz i znów będziemy się bawić.

- Dzieciak ma gorączkę od ośmiu dni. - w namiocie rozbrzmiał głos Nathana Lightwooda. - Robimy wszystko by ją zbić, ale nie ma rezultatów. - staruszek usiadł na jakiejś skrzyni, wyglądał na naprawdę zmęczonego, z jego złotych oczu zniknął cały blask. - A ty, potrzebujesz pomocy dyplomowanego lekarza? - mówiąc to, delikatnie się uśmiechnął, a zmarszczki wokół jego oczu i ust pogłębiły się.

To już nie jest nasz świat.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz