Rozdział 18

4.7K 404 88
                                    

             Siedziałam na podłodze, opierając się o chłodne metalowe szafki. Wciąż nie mogłam złapać tchu. Czułam się jakbym spadała w czarną dziurę. Ślepo patrzyłam w szare oczy Ethana, który coś krzyczał. Był przerażony.

            Czułam jak umieram. Moje płuca walczyły o każdy oddech, ale mózg im się sprzeciwiał. Silne ramiona Ethana zamknęły się wokół mnie. Posadził mnie na swoich kolanach i kołysał delikatnie.

- Uspokój się. Oddychaj. - powtarzał cały czas, jednak to było zbyt trudne. Przerażały mnie nie tylko informacje o śmierci moich przyjaciół, ale także jego bliskość. 

          Max, Howard i ci dwaj mężczyźni, którzy powstrzymali psychopatę przed uduszeniem mnie, wydawali się być posłuszni Ethanowi. To oznaczało, że on nimi rządził, więc to on musiał wydać rozkaz.

To on ich zabił. Nie sam, ale rękami Maxa. Krew moich bliskich plami jego ręce.

           W ułamku sekundy odzyskałam oddech i zdrowy rozsądek. Wyrwałam się z objęć szarookiego, a następnie z całej siły przywaliłam mu w nos.

- To twoja wina! - wykrzyczałam mu w twarz i rzuciłam się na niego, okładając jego policzki pięściami.

          Jednak chłopak szybko odzyskał kontrolę. Chwycił moje nadgarstki i odepchnął od siebie. Upadłam na podłogę, a on wstał. Następnie szybko do mnie podszedł, gwałtownie mnie podniósł i przycisnął do najbliższej ściany.

- Co ci odbiło, do cholery? - był wściekły. Jego oczy stały się ciemniejsze, a twarz wyglądała groźnie. - Odpowiedź! - uderzył mnie otwartą dłonią w policzek. Uderzenie nie było mocne, jednak lekko mnie otrzeźwiło.

- W końcu ty tu dowodzisz, nie?

- Kto tak powiedział?! - syczał z wściekłości. - Nie dowodzę tu, tu nikt nie dowodzi. Każdy może robić co chce, jeżeli  nie wchodzimy sobie nawzajem w drogę. Nic nie wiedziałem, że tydzień temu znaleźli przyczepę. Dowiedziałem się dzisiaj! - w jego oczach było widać urazę. - A teraz posłuchaj. - patrzył na mnie uważnie tymi szarymi oczami.

Piękne, ale niebezpieczne.

- Słuchaj mnie! - mocniej ścisnął moje ramię i przysunął się bliżej. Jego twarz była teraz niebezpiecznie blisko mojej. - Żyjesz tylko dzięki mnie. Jeżeli takie coś jeszcze raz się powtórzy, przestanę być dla ciebie miły. - Zacisnął dłonie mocniej na moich ramionach, wbijając w nie palce. Syknęłam z bólu. - Rozumiesz? - wyszeptał, a jego oddech omiótł moje policzki .- Pytałem o coś?!

- Tak! - odpowiedziałam, może zbyt głośno.

         Widać było, że dalej był wściekły. Ja też byłam, ale rozmyślania o losie moich przyjaciół postanowiłam odłożył na później.

           Przez to całe zamieszanie zapomniałam o Summer.

Muszę sprawdzić czy to ona.

Ethan stał, mierząc mnie wzrokiem.

Pewnie walczy z myślami, pobić mnie, żebym żałowała swojego zachowania czy też się zlitować.

Jeżeli nawet tak myślał, to nie dał tego po sobie poznać.

Jego twarz zmieniła się w obojętną.

- Chodź, znajdę ci jakieś miejsce do spania.

- Chcę wrócić do tamtego pokoju. - powiedziałam stanowczo.

- Dlaczego?

- Jest mi tam wygodnie. - kłamałam, on wiedział dlaczego.

- Kłamiesz, ale wkurzyłaś mnie dzisiaj wystarczająco, nie chce się bardziej denerwować. Chodź.

To już nie jest nasz świat.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz