Ulecz Mnie (Księga Rafała: Ko...

By ZofiaAMackiewicz

24.7K 2.3K 266

Noelle Harris jest młodą, wierzącą w ideały doktor psychologii i psychiatrii. Ma zaledwie 28 lat i wciąż wier... More

Księga Rafała: Kolor Strachu
Rozdział pierwszy
Rozdział drugi
Rozdział trzeci
Rozdział czwarty
Rozdział piąty
Rozdział szósty
Rozdział siódmy
Rozdział ósmy
Rozdział dziewiąty
Rozdział dziesiąty
Rozdział jedenasty
Rozdział dwunasty
Rozdział trzynasty
Rozdział czternasty
Rozdział piętnasty
Rozdział siedemnasty
Rozdział specjalny: Boże Narodzenie
Rozdział osiemnasty
Rozdział dziewiętnasty
Rozdział dwudziesty
Rozdział dwudziesty pierwszy
Rozdział dwudziesty drugi
Rozdział dwudziesty trzeci
Rozdział dwudziesty czwarty
Epilog
Podziękowania

Rozdział szesnasty

764 78 12
By ZofiaAMackiewicz

Noelle uśmiechnęła się do pani Riceman, zdejmując płaszcz i przez chwilę mocowała się z szalikiem. Gdy w końcu się z niego uwolniła i zawiesiła wierzchnie okrycie na wieszaku, przeszła do kuchni Ricemanów, wiedząc, że tam czeka na nią pacjent.

- Witaj, Trevorze. – Uśmiechnęła się łagodnie, a chłopak przeczesał palcami dużo krótsze niż zazwyczaj włosy – Ładnie się obciąłeś.

Jego do tej pory przyćmione oczy zabłyszczały i uśmiechnął się lekko.

- Tak pani sądzi?

Usiadła obok niego, a pani Riceman zamknęła drzwi od kuchni, zostawiając ich samych.

Noelle wyjęła z torebki swój notatnik oraz pióro i na czystej kartce zapisała datę oraz imię podopiecznego.

- A więc? Jak było przez ostatnie trzy dni?

- No więc, spałem w innym pokoju, właściwie nie wchodziłem do swojego pokoju od...poniedziałku. Jak tylko pani wyszła, to wziąłem komputer i ładowarkę i przeniosłem się na parter. I to chyba było dobre posunięcie, bo spałem dziesięć godzin albo więcej... i nic mi się nie śniło. Pierwszy raz od dwóch lat. – Spuścił głowę, chowając ją w zgarbionych ramionach. Splótł dłonie oparte na blacie stołu z wygłaskanego drewna.

- Hmm... – Noelle przez chwilę wpatrywała się w powieszone na ścianach szafki w kolorze ciemnej pomarańczy, które zadziwiająco wpasowywały się w jasnooliwkowe ściany kuchni.

Kątem oka dostrzegła, że Trevor wpatruje się w nią z oczekiwaniem.

- Pani doktor...?

- Mówiłam, żebyś mówił do mnie po imieniu – odpowiedziała, odwracając głowę w jego stronę.

Na jego twarz wstąpił ogromny rumieniec, który wspinał się wzdłuż jego policzków aż po same uszy.

Noelle grzecznie odwróciła wzrok i spojrzała na swoje notatki, z którymi tu przyjechała. Zakreśliła teorię Andrew, którą sobie dokładnie spisała i nawet zapisała w punktach jak chce przeprowadzić rozmowę z nastolatkiem, który próbował właśnie wydusić coś z siebie.

Uratował go gwizdek od gotującego się na gazie czajnika.

Trevor poderwał się z miejsca i podbiegł do kuchenki, wyłączając ją.

- Zrobić pani herbatę?

- Byłoby bardzo miło.

Przez chwilę obserwowała go, jak nerwowo wrzuca do imbryczka herbatę i zalewa ją gorącą wodą, a potem stawia go przed nią na stole razem z malowanym filiżankami.

- Musi się zaparzyć – mruknął i usiadł na swoim krześle, spoglądając na doktor Harris.

- Trevorze, mówię serio.

- Ale to była inna sytuacja... Czy to w ogóle była sytuacja? To się w ogóle wydarzyło? Wyglądało na to, że to się nam tylko przyśnił... – zamilkł, gdy przyłożyła palec do ust i wstała cicho, podchodząc do przeszklonych drzwi, które oddzielały pomieszczenie od korytarza.

Nacisnęła mocno na klamkę, otwierając drzwi, a do środka na podłogę upadła mieszanina psich i ludzkich kończyn w połączeniu z piskiem charta i jękami dwóch dziewczynek.

Oparła ręce na biodrach, spoglądając z góry na leżącej tuż u jej stóp Grace. Uniosła brew.

- Oooo, dzień dobry, doktor...eee....

- Sieroto, zabierz piętę z mojego żołądka!

Noelle przeniosła wzrok na Trevora, który również wstał, marszcząc gniewnie brwi. Po chwili z podłogi pozbierali się „szpiedzy" – Grace, Zara i nieznana Noelle dziewczyna, która mogła mieć koło czternastu lat. Domyśliła się, że to musi być Allison, „średnie" dziecko Amandy Riceman.

- Co wy tu robicie? – zapytał Trevor.

Allison podniosła na niego wielkie, orzechowe oczy i prychnęła, odgarniając pofarbowane na wiśniowy kolor włosy.

- Ona kazała! – Grace wskazała palcem na siostrę, a ta spiorunowała ją wzrokiem.

- Kabel – mruknęła dziewczyna.

Noelle przez chwilę ocieniała sytuację i postawy nastolatki. Olśniło ją. Uśmiechnęła się najłagodniej, jak potrafiła w tamtej chwili.

- Allison, prawda?

Dziewczyna kiwnęła głową, obserwując ją bacznie, jakby czekała na atak. Była tak wrogo nastawiona, że można było niemal zobaczyć kolce wyrastające jej na plecach. Oczy miała lekko przymrużone, jakby pilnie wyczekujące jakiejkolwiek oznaki wściekłości.

- Proszę, znajdź waszą mamę i poproś ją, żeby przyszła razem z wami tutaj za dwadzieścia minut, okej?

Dziewczyna zawahała się i przyjęła obronną postawę, krzyżując ręce na piersi.

- Bo?

- Bo chcę z wami wszystkimi porozmawiać. To może pomóc w rozwiązaniu problemów twojego brata, a wiem, że i tobie na tym zależy, choćbyś nie wiem, co udawała i jak się zachowywała. Inaczej nie podsłuchiwałbyś, by dowiedzieć się, jak idzie leczenie i czy są jakieś postępy.

Całej trójce opadła szczęka.

- Umiesz czytać w myślach, czy co? – zapytał zdziwiony Trevor, a ona uśmiechnęła się, spoglądając na niego kątem oka.

- Blisko, jestem psychiatrą – odparła i uśmiechnęła się – Kto jak kto, ale ty powinieneś o tym pamiętać.

- Ale śmieszne, Noelle – mruknął, wsadzając ręce w kieszenie.

Uśmiechnęła się i przeniosła wzrok na czternastolatkę. Obstawiała, że tyle ma lat, ale nie dałaby sobie za to ręki uciąć.

- I jak? Mogę cię o to poprosić?

Dziewczyna niepewnie kiwnęła głową i odwróciła się, a Grace pogalopowała za nią razem z Zarą.

Doktor Harris odgarnęła włosy z policzka i zwróciła się w stronę swojego pacjenta, zamykając drzwi.

- Zanim przyjdą... – Usiadła na swoim miejscu i splotła dłonie, opierając je na blacie – Wracając do tego snu, wizji, czymkolwiek to było....

- Ma pani jakiś pomysł, co to było?

- Będąc szczerą, ostatnio zdarzają mi się takie rzeczy, że jestem w stanie uwierzyć we wszystko, co wydaje się dziwne i nie do uwierzenia. – Wzięła głęboki wdech i posłała mu poważne spojrzenie – Trevor, wierzysz w Boga?

Uniósł brew.

- Nie do końca. Mam, oczywiście, jakieś tam przeczucie, że nie jesteśmy sami i coś się z nami dzieje po śmierci, że ktoś musi rządzić tym światem, ale naprawdę... Nie wiem. Nie wiem.

Noelle pokiwała głową.

- Bo widzisz, ja do niedawna nie wierzyłam w Boga. Uważałam to za bzdurę, biorąc pod uwagę, co spotkało mnie w życiu, by ktokolwiek się o mnie troszczył i pozwolił na cierpienie nie tylko moje, ale też tych wszystkich ludzi na świecie... To dość dziwna postawa, biorąc pod uwagę, że mój brat jest księdzem od kilku lat.

Trevor kiwnął głową, by kontynuowała, wpatrując się w nią z uwagą.

- Do czego piję... Mój brat jest egzorcystą. Normalnie u mnie rodzina i praca są oddzielone grubą kreską, ale tym razem po prostu podczas rozmowy wszedł temat twojego przypadku, bo miałam dziwne przeczucie, że to nie jest zwyczajna sytuacja... Nie martw się, nie wychodzi na to, że jesteś opętany! – dodała szybko, widząc jego minę – Tylko...

- Tylko co?

- Najprościej mówiąc, prześladowany, przez coś, co miało związek i korzyść w śmierci twojego ojca.

Zapadła cisza, a chłopak oparł się ciężko o krzesło i błądził wzorkiem po krawędzi stołu.

- Będzie potrzebny egzorcyzm?

Noelle wzięła raptownie oddech i spojrzała przerażona na chłopaka.

- Boże uchowaj! Egzorcyzm jest potrzebny tylko przy opętaniu... Z tego, co wytłumaczył mi mój brat, jest inny sposób. Z perspektywy mojej jako lekarza, to jest po prostu... bardzo, bardzo głęboka depresja.

- Więc taka jest pani diagnoza?

- Dla twojej mamy. Stwierdziłam, że powinieneś o tym wiedzieć. Poza tym, będziemy z tym pracować jak z depresją. Taki mam plan w każdym razie.

Chyba, że Azariah zaproponuje jej coś innego, a kto jak kto, ale to on powinien być specjalistą od tego typu spraw.

- Tak się składa, że jestem specjalistą od tego typu spraw.

Odwrócili raptownie głowę. Trevor przenosił wzrok to na nią, to na Azariaha, który uśmiechał się do niej zawadiacko.

- Czy ty też widzisz tego...? – Zdezorientowany chłopak spojrzał na nią, nie wiedząc, co począć z fantem zwanym obcy mężczyzna, który znikąd wziął się w jego kuchni.

- Tak, Trevorze, to jest Azariah. Dobry duch.

- Hejka. – Azariah uśmiechnął się do przerażonego nastolatka – Jestem aniołem, chwilowo opiekunem duchowym Noelle. – Twarz mu spoważniała i spojrzał na chłopaka jasnym okiem – Nie bój się, jestem tu po to, by obojgu wam pomóc, a skoro z Noelle sytuacja się stabilizuje, chcę ci powiedzieć, że teraz weźmiemy się za problem z szeptaczem, który cię nie chce zostawić w spokoju...

- Mamoooo...

- Nie przyjdzie, bo chwilowo się zdrzemnęliście nad kubkiem herbaty.

- Co zrobiliśmy? I co ty tutaj robisz? I kim ty do cholery jesteś?

Azariah skrzywił się, słysząc przekleństwo, a Noelle wzięła głęboki wdech i złapała chłopaka za rękę.

- Spokojnie, Azariah to przyjaciel. Wiem, że to jest dziwne, ale on nam pomoże, dzięki niemu doszliśmy do tego punktu i jestem w stanie pracować z twoim przypadkiem w odpowiedni sposób.

- Ale jak to zasnęliśmy? Co? To jest sen?

- Witam w moim świecie. – Uśmiechnęła się do niego pocieszająco.

- Za chwilę twoja mama tu wejdzie, a wy nawet nie zauważycie, że się obudziliście. Dlatego muszę was naprowadzić bardzo szybko, co dalej musicie zrobić.

- Hm, sztuczka z poruszaniem nieba i ziemi idzie ci coraz lepiej – mruknęła Noelle.

- Wspiera mnie Laurent, anioł stróż Trevora. Wracając do tematu, pamiętasz, co ci powiedziałem, przy naszym drugim spotkaniu?

Uniosła brew.

- Drugie jeśli liczyć też...

Przymknęła oczy, odgrzebując w pamięci spotkanie w McDonaldzie. Dopiero teraz docierał do niej sens, tego co wtedy mówił do niej Azariah.

Azariah nie uśmiechał się, tylko wpatrywał się w jej oczy z kamienną twarzą.

- Nie domyślasz się, prawda?

- Przepraszam, co? - Zmarszczyła brwi.

- Noelle, powinnaś pozwolić łuskom opaść z oczu. – Pochylił się w jej kierunku – To, że w coś nie wierzysz, nie znaczy, że to nie istnieje. Zapytaj brata.

- O co mam zapytać...? Którego brata?

- Chłopca trzeba obserwować podczas snu, żeby uwierzyć, Noelle.

Uśmiechnęła się.

- Chłopca trzeba obserwować podczas snu.

Azariah kiwnął głową, a jego niebieskie, wspaniałe oczy pozostawały nieruchome.

- Wszystko zaczęło się w twoich snach, więc by dojść do problemu i go rozwiązać, trzeba wrócić do nich.

Trevor pobladł i spojrzał na niego przestraszony.

- Chcesz powiedzieć, że muszę wrócić do spania w moim pokoju.

- Co więcej, Noelle – zwrócił się do niej – Musisz też tam być. To. – Wskazał dłonią na wisiorek – Pozwoli ci razem z Trevorem przeżyć to wszystko i dość do sedna sprawy.

Noelle kiwnęła głową.

- Mamy mało czasu, zaraz tu wejdą. – Azariah podniósł się i pochylił się w stronę Trevora, który zacisnął usta w cienka linie i rzucił doktor Harris przerażone spojrzenie.

Uśmiechnęła się pocieszająco, wiedząc, że boi się teraz. Nie tak dawno temu, ją Azariah też przerażał, a teraz akceptowała wszystko, co jej mówił, wierzyła mu i ufała bezgranicznie, bo wiedziała, że nie poprowadzi ją w złą stronę.

- Po prostu zaufaj mi – odezwała się, ściskając dłoń chłopaka, a on wziął głęboki wdech.

- Nic z tego nie rozumiem.

- To jest nas dwoje.

Azariah wyprostował się i uśmiechnął się Noelle, a oczy mu zabłyszczały. Zasalutował jej niedbale.

- Mam cię w myślach – powiedziała, dotykając skroni palcem, a Azariah parsknął śmiechem.

Usłyszeli hałasy zbiegających dzieci i psa na schodach, więc odwrócili się w stronę schodów, a Noelle zabrała rękę z dłoni pacjenta, chowając ją pod schodem.

Wszystko pięknie, pięknie, ale jego matka raczej była świadoma albo obiła się kiedyś o uszy, co to klauzula lekarska. Problem w tym, że w takim wypadku, jak ten, Noelle miała prawo zapomnieć o klauzuli. W końcu byli tylko we dwie w tym. Plus Azariah mówiący zagadkami.

Drzwi się otworzyły, a do środka weszła niepewnie pani Riceman.

- Chciała pani doktor porozmawiać ze mną?

Noelle uśmiechnęła się.

- Z wami wszystkimi, jeśli to nie jest problem.

Amanda odgarnęła włosy za ucho niepewnie i usiadła na krześle obok syna, a po chwili miejsce obok niej zajęła Allison. Grace rozsiadła się obok doktor Harris i posłała jej szeroki uśmiech, klepiąc charta po głowie, gdy ten ulokował swoje cielsko pomiędzy krzesłem jej a Noelle.

- Udało mi się mniej więcej ustalić, z czym dokładnie borykamy się. Sądzę, że to było wiadome, ale teraz oficjalnie wpisuję to w jego kartę pacjenta.

Nastała nerwowa cisza, a Noelle wzięła głęboki wdech i podniosła wzrok na matkę całej trójki.

- Problemy ze snem, a także ciągłe powracanie do miejsca, gdzie według umysłu, może sobie przypomnieć twarz ojca, jest oznaką, że bardzo za nim tęskni. Sądzę, że nie on jeden przy tym stole. – Przeniosła wzrok z matki na starszą córkę, ale zaraz spojrzała na Trevora.

Wzięła głęboki wdech.

- Masz depresję, tak jak ci powiedziałam. Ponieważ, z nieznanych mi przyczyn, funkcjonariusze policji, którzy prowadzili tę sprawę nie zainteresowali się zorganizowaniem porządnej opieki psychologa, zwłaszcza, że byłeś bardzo młody, twoje problemy się namnażały. Zapewne nikt nie raczył ci wytłumaczyć, co tak naprawdę się stało, a to doprowadziło cię do stanu, gdzie twoje największe lęki wychodzą na wierzch podczas snu. Sen jest jakby czasem, który pozwala naszej podświadomości przejąć stery. Twoje koszmary mają korzenie bardzo głęboko w twojej podświadomości. Sądzę, że krok po kroku możemy się ich pozbyć. – Uśmiechnęła się pocieszająco.

- Co w takim razie powinniśmy zrobić? Częściej sesje? Więcej spotkań? Jakieś zmiany w...

- Pani Riceman – powiedziała poważnym tonem Noelle, natychmiast sprowadzając kobietę na ziemię – Problem leży w podświadomości, która swoje ujście ma w snach pani syna. Jeśli chcemy rozwiązać problem musimy dowiedzieć się, o czym śni Trevor.

- Ale przecież nie wejdziemy mu do głowy – odezwała się Allison.

Noelle błysnęły oczy kocim blaskiem, gdy nastolatka użyła liczby mnogiej. Mogła grać i udawać, ale jej wielkie oczy spoczywały tylko na doktor Harris, wsłuchując się w każde słowo związane z chorobą brata.

- Nie, to nie jest możliwe, ale możliwe jest, by dowiedzieć się, co dokładnie mu się śniło. Sny się bardzo łatwo zapomina, ale opowiedziane tuż po obudzeniu się, są bardzo dokładne i jeśli nagramy Trevora i jego, powiedzmy, relację ze snu, możemy dowiedzieć się, czegoś, co pomoże nam dojść do sedna sprawy.

Dobrze, że masz takie wspaniałe wsparcie, Noe.

Ledwo powstrzymała się przed prychnięciem, bacznie obserwując Amandę jak marszczy brwi i z wzrokiem wbitym w blat stołu. Chwilę wcześniej jej syn robił dokładnie taką samą minę i Noelle dostrzegła teraz wielkie podobieństwo między matką a synem. Mieli podobny kształt nosa i delikatne rysy twarzy.

- Co pani chce zrobić?

- Chłopca trzeba obserwować podczas snu. Obudzimy go, gdyby coś się naprawdę złego działo i podstawimy dyktafon, żeby opowiedział, co mu się przyśniło. Oczywiście, jeśli oboje wyrażacie na to zgodę.

Trevor podniósł na nią sarnie oczy, w których widziała strach przed nieznanym, ale również inne uczucie, które paradoksalnie, nie powinno się tam pojawić.

- Zrobię wszystko, by to piekło się w końcu skończyło.

Patrzył na nią z ufnością. Bał się, ale ufał jej i pozwalał, by go prowadziła. W jego oczach widać było, że jest pewny, że jest w stanie iść za nią.

Wierzył, że go uleczy.

***

Podrapała Penny za uchem, przeglądając album ze zdjęciami, które znalazła w gabinecie. Siedziała w salonie, słuchając płyty Franka Sinatry i w towarzystwie kotki piła herbatę, oglądając odbitą na papierze przeszłość.

Widząc przed oczami zdjęcia ze ślubu, nie czuła bólu. Czuła spokój. Nie bolała ją przeszłość. Bo w końcu była tylko przeszłością. Wspomnieniem. Czymś, co dało początek temu, gdzie teraz była i co miała zrobić. Ale była tylko przeszłością, która minęła.

Uśmiechnęła się, widząc swoją roześmianą siebie w białej sukni, która opływała jej ciało, a w pobliżu pasa rozkloszowywała się, na kształt odwróconej róży. Biały welon, którego dotyk na skórze odsłoniętej szyi pamiętała do tej pory, opadał na je plecy. Włosy spięte w wymyślne warkocze, podczas przetańczonej nocy, opadły potem na plecy, ale teraz ich naturalny, kasztanowy kolor był jeszcze bardziej podkreślony białym kolorem jej stroju.

Noelle wydawało jej się, że niejako patrzy w lustro. Wydawać by się mogło, że nie przybyło jej zmarszczek ani nic takiego, ale patrząc na swoje zielono-złote oczy podkreślone delikatnym makijażem, mogła stwierdzić, że nawet jeśli wreszcie pogodziła się z przeszłością i faktem dokonanym – rozpadem małżeństwa – nie odzyskały jeszcze tego blasku radości, który widziała na fotografii.

Noelle jeszcze w pełni nie była dawną sobą.

Ale z drugiej strony, nie mogła wrócić do tamtej siebie, tak jak nie mogła wrócić do przeszłości. Była inną kobietą, dojrzałą, świadomą pewności świata, ale jednocześnie niepewności jego dalszej egzystencji. Noelle była kimś innym, niż kiedykolwiek mogłaby być. Nie było to dla niej problemem. W końcu w ten sposób, też mogła odnaleźć szczęście.

Za oknem padał deszcz, delikatnie stukając o szybę, a przez ulicę co jakiś czas przejeżdżał samochód. Nie zwracała na to uwagi, zamyślona, gdyby nie jedna rzecz.

Podskoczyła na miejscu, słysząc dzwonek do drzwi. Był tak rzadko używany, że ledwo pamiętała, jak on brzmi.

Podniosła się, zamykając album i ruszyła w stronę drzwi, lekko się ociągając – nie spodziewała się gości, a ponieważ właśnie zaczął się sezon grzewczy i coś się stało z jej kaloryferami, krótko mówiąc miała piekarnik wewnątrz domu. W związku z tym paradowała w luźnych szortach i krótkiej koszulce bez rękawów.

Otworzyła w końcu te drzwi, czując na skórze powiew zimnego, wieczornego powietrza. Zadrżała z zimna, podnosząc wzrok na gościa w drzwiach.

- Przeziębisz się.

Połyskujące, zielone oczy Gusa spoczęły na niej, taksując ją od góry do dołu. Widziała krople deszczu spływającego po jego skórzanej kurtce i błyszczące w lekko oklapniętych włosach podobnych kolorem do słomy.

- Gus? – zdziwiła się.

Uśmiechnął się krzywo.

- Tak, to ja – odpowiedział, a Noelle zaczerwieniła się, zdając sobie sprawę z własnej głupoty.

- Proszę, wejdź. – Odsunęła się, wpuszczając go do środka i zamknęła drzwi.

- Cześć, tak w ogóle – powiedziała, odwracając się do niego.

Gus odpowiedział uśmiechem i wyciągnął zza kurtki papierową teczkę, wręczając ją zdziwionej Noelle.

- To dla ciebie – powiedział, a jego dłonie prześlizgnęły się po jej palcach, sprawiając, że poczuła jak bije jej szybciej serce.

Uśmiechnęła się.

- Potem. Zrobić ci herbaty? Wyglądasz na przemokniętego.

Przechylił głowę i z dziwnym, tajemniczym uśmiechem, przyglądał jej się, robiąc drobny krok w jej stronę.

- Jeśli to nie problem.

Również się do niego przybliżyła, zmniejszając dzielącą ich odległość.

- Najmniejszy.

Wyminęła go i przeszła do części kuchennej, zdejmując z płyty indukcyjnej czajnik. Nalała do niego wody, obserwując spływające po oknie krople deszczu.

- Fatygowałeś się tu taki kawałek? – odwróciła się do niego, wciąż trzymając w jednej dłoni teczkę, którą jej przyniósł, a w drugiej czajnik.

Zdziwiła się, gdy był tak blisko. Wziął od niej teczkę z politowaniem w oczach i prychnął cicho:

- Zaraz to zamoczysz i będzie po całym moim staraniu się, żeby nikt nie zauważył, że nielegalnie kserowałem dokumenty policji.

- Zrobiłeś to nielegalnie? – zdziwiła się, obserwując jak blondyn kładzie teczkę na stół i odwraca się do niej – Żartujesz sobie ze mnie, tak?

- Sądzisz, że śmiałbym? – burknął, ale zaraz się uśmiechnął, przeczesując mokre włosy palcami.

Wzruszyła ramionami i nastawiła czajnik do gotowania.

- Usiądź sobie, zaraz wrócę. – Wskazała mu krzesło, kierując się w stronę łazienki na parterze.

W środku zapaliła światło, które oświetliło oliwkowo-błękitne pomieszczenie. Podeszła do szafki z przeszklonymi drzwiami i wyjęła ze środka miękki ręcznik. Wróciła do kuchni, uśmiechając się przebiegle. Yamash siedział do niej tyłem.

Zarzuciła mu na głowę ręcznik i potarła jego totalnie oklapnięte włosy.

Zadarł głowę, patrząc na nią zdziwiony. Uśmiechnęła się. Z tej odległości widziała jeszcze dokładniej jego błyszczące, zielone oczy. Widziała każdą, pojedynczą ciemniejszą plamkę na jego pięknych tęczówkach. Dostrzegła też błękitną obwódkę wokół tęczówki.

- Przeziębisz się.

August parsknął śmiechem, gdy się odsunęła, by wyciągnąć kubki.

- Nie ma szans, masz tu niezły piec. – Teatralnie pociągnął za koszulę u szyi.

- Zepsuło mi się ocieplanie i nie mogę go ustawić na normalną temperaturę. – Wspięła się na palce, wyciągając z szafki imbryk oraz dwa brązowe kubki – Wezwałam już kogoś do tego, ale mają czas dopiero w poniedziałek.

- Do tej pory zdążysz się ugotować na twardo.

Parsknęła śmiechem, odstawiając ostrożnie porcelanę na blat i zrobiła krok w bok, by dosięgnąć metalowego pudełeczka z herbatą.

- Liściasta może być? – Odwróciła twarz bokiem, uchwytując kątem oka jak Gus suszy sobie włosy ręcznikiem i uśmiecha się do niej.

- Jasne.

Wsypała do imbryka zawartość pudełka i odstawiła je na miejsce.

Czuła się trochę dziwnie, jakby poruszała się w stanie nieważkości. Skręcało ją dziwnie w dole brzucha i serce waliło jej jak oszalałe. Było jej gorąco, ale nie ze względu na wysoką temperaturę... To było gorąco buchające pod skórą, rozchodzące się z każdym uderzeniem serca.

W tym samym momencie, gdy czajnik zaczął gwizdać, wyłączyła pod nim kuchenkę i zalała herbatę w imbryku.

Przeniosła go razem z kubkami na stół i usiadła obok Gusa, stawiając przed nim kubek.

- To jest dość... drastyczne – powiedział, wskazując głową w stronę teczki leżącą między nimi.

- Na trzecim roku studiów, żeby zaliczyć anatomię człowieka, musiałam kroić trupa... Nie może być aż tak źle. – Wyciągnęła dłoń, biorąc do ręki dokumenty, ale policjant złapał ją za nadgarstek delikatnie.

Spojrzała na niego zdziwiona.

- Nie chcę, żebyś się przestraszyła.

- Nie boję się martwych, nic mi przecież nie zrobią – odpowiedziała, wytrzymując jego spojrzenie. Yamash puścił ją, bacznie obserwując jak kładzie przed sobą teczkę i otwiera ją.

Na pierwszej stronie był formularz związany ze sprawą, typowa papierologia, podobna do tej, którą wypełniała kilka dni wcześniej w gabinecie inspektora w departamencie policyjnym.

Przewróciła kartkę i napotkała zdjęcia zrobione na miejscu. Wzięła je w dłonie, dokładnie przyglądając się fotografiom.

Poznała pokój Trevora i kolor ścian, który się najwyraźniej nie zmienił. Natomiast zmienił się układ pomieszczenia.

Widziała tę słynną wannę wypełnioną mętną brązowo-czerwoną wodą, co oznaczało, że krew zaczynała już krzepnąć. Na wodzie unosił się mężczyzna. Wyglądał jakby został wciśnięty w wannę. Całą pierś miał poharataną, jakby ktoś przejechał po niej kilkoma ostrzami. Na odsłoniętych ramionach też widziała takie rany.

Widząc twarz Davida Ricemana, omal nie upuściła zdjęć. Trevor wyglądał jak skóra zdjęta z ojca. Miał te same ciemne oczy i płowe włosy. Nawet kształt oczu miał taki sam! Ale David Riceman na zdjęciach był sino-blady, niemal fioletowy. Sarnie oczy, które zapadały się w ciemnych plamach dookoła oczu, przysłoniła mu mgła śmierci. Mimo to, jego twarz wyrażała uczucie. Dokładnie mogła dostrzec, co przeżywał, gdy odchodził.

To był strach. Nieopisany strach.

- Noelle... – szepnął Gus, widząc jak odłożyła zdjęcia i schowała twarz w dłoniach.

- Jego syn wygląda dokładnie jak on... – mruknęła.

- To musi być dla ciebie...

Odsłoniła twarz, patrząc na niego oczami pełnymi łez.

- Tylko nie mów, że trudne – burknęła – Zabijcie cię za to na miejscu – dodała.

- Gorzej niż Riceman skończyć nie mogę.

Spojrzała na niego wilkiem.

- A chcesz się przekonać?

Uśmiechnął się i wyciągnął dłoń, wycierając łzę, która niepostrzeżenie wydostała się z jej oka.

- Noelle, nie płacz, proszę – powiedział miękko – Nie chcę, żebyś płakała.

Westchnęła, odsuwając się i wycierając oczy.

- To po prostu jest chore... Nie wiem, co mam zrobić... I jeszcze to... – wskazała na zdjęcia leżące przed nią.

Zapadło milczenie. Ona próbowała powstrzymać się przed rozpłakaniem jak dziecko, a on obserwował ją bacznie.

- Zapomnij o tym – powiedział nagle, zamykając teczkę – Idź się przebierz, chyba wiem, jak poprawić ci humor.

Podniosła na niego wzrok.

- Co?

Wzruszył ramionami, uśmiechając się. Uniosła brew i westchnęła.

- Jak chcesz. – Wstała – Zaraz przyjdę. – Poszła na górę, zostawiając go samego.

Czuła się rozbita. Widok Ricemana był dla niej szokiem. Nie sądziła, że aż tak zżyła się ze swoim pacjentem. Z drugiej strony był z nią Gus, który wprowadzał ją w jeszcze większy paradoks myśli i uczuć, zupełnie sprzecznych ze sobą, a które przeżywała w tamtej chwili.

Zbiegła na dół, już przebrana w dżinsową spódnicę i w niebieski, wełniany sweter.

August czekał na nią, już bez ręcznika przewieszonego przez szyję, a z kurtka nałożoną na koszulę.

- Powiesz mi, chociaż gdzie idziemy?

Pokręcił głową, obserwując jak nakładała buty. Wyciągnęła dłoń po płaszcz wiszący na wieszaku, ale uprzedził ją i przytrzymał go dla niej.

Dawno nikt tego dla niej nie robił. Żaden mężczyzna, który był dla niej praktycznie obcy, mówiąc szczerze.

Czuła jak wpływają jej na policzki wielkie rumieńce, gdy zapinając guziki i obwiązując szalik wokół szyi.

- Tylko znajdę torebkę... – Rozejrzała się, szukając jej wzrokiem. Na stoliku przy kanapie leżał jej telefon, a na fotelu obok między kupą poduszek, a zwiniętym kotem torebka.

Pozbierała swoje rzeczy, wygrzebując ze środka klucze i uśmiechnęła się do wciąż czekającego grzecznie Gusa.

- Już. Jestem gotowa.

Pochylił się w jej stronę, ścierając coś z kącika je oka.

- Rozmazał ci się tusz.

Uśmiechnęła się, przytrzymując jego dłoń przy swojej twarzy. Ten drobny gest wywołał niepohamowaną falę drobnych łaskotek w żołądku. Za to w oczach blondyna widziała zadziwiający błysk.

- Chodźmy.

Na chodniku przed jej domem zaparkował srebrną toyotę, którą pamiętała spod domu Lyanne, gdy już wszystko się skończyło. Gus chyba otwierał ją, szukając czegoś potem...

Otworzył przed nią drzwi od strony pasażera i gdy już znalazła się w środku, zamknął je za Noelle i szybko obszedł samochód, siadając za kierownicą.

- Naprawdę nic mi nie powiesz.

- Muszę sobie zanotować, że jesteś ciekawska – mruknął z uśmiechem i odpalił silnik, wcześniej zapinając się – Pasy – zwrócił jej uwagę.

- Dobra, dobra, panie policjancie, mandat nie jest potrzebny... – mruknęła pod nosem, ale wykonała jego polecenie.

Gus ruszył spod jej domu, kierując się w stronę centrum miasta. Jechali przez jakiś czas w ciszy, co ją coraz bardziej denerwowało. Jeszcze chwilę, a zaczęłaby kręcić się na miejscu i prosić go, żeby uchylił chociaż rąbek tajemnicy.

Nie ukrywała się z tym, przez co jej towarzysz uśmiechał się coraz szerzej.

Nie tam, żeby zaraz nie lubiła niespodzianek, ale po prostu... Miał rację, była ciekawska.

- Guuuusss... – jęknęła w końcu, a on odwrócił głowę w jej stronę i mrugnął do niej, dając kierunkowskaz w lewo.

Nagle ją olśniło, gdzie byli. Dzielnica muzeów. Przed chwilą minęli skręt do Muzeum Historii Naturalnej, a teraz jechali w stronę...

- Muzeum Victorii i Alberta... – szepnęła, widząc podświetlony budynek, na którego parkingu się zatrzymali.

- Mają dzisiaj wystawę, którą lepiej podziwiać nocą – odpowiedział, wysiadając, a Noelle nie powstrzymała się i wysiadła sama, nie czekając na niego. Zamknęła za sobą drzwi, wpatrując się w budowlę o charakterystycznym, wielkim portalu wejściowym.

Drzwi były otwarte i co rusz wchodzili i wychodzili przez nie ludzie.

Gus zaczekał aż do niego dołączy i zamknął samochód pilotem. Razem wspięli się po stopniach niskich schodów i weszli do środka.

Wewnątrz panowało ogólne poruszenie, a w pierwszej chwili Noelle została oślepiona przez ogromny reflektor. Zatrzymała się, zasłaniając oczy dłonią. Gus pociągnął ją za łokieć w bok, uciekając z pola rażenia światła.

Odwróciła się, patrząc na wyświetlony na frontowej ścianie obraz. Przed reflektorem wisiało kilka poruszających się jak w wahadle szklanych, ogromnych płyt. Część konstrukcji była nieruchoma.

- Wooow... – mruknęła, patrząc na wielkiego elfa, który machając głową i nogami wskazywał wyciągniętą dłonią w kierunku ogrodu botanicznego Muzeum Victorii i Alberta.

- Dalej będzie tylko lepiej.

Zaproponował jej swoje ramię i ruszyli przez równie kolorowy korytarz do ukrytego pod szklanką kopułą, niczym w szklarni, ogrodu botanicznego.

Idąc po ścieżce wśród egzotycznych roślin, co rusz napotykali niezwykłe instalacje łączące kolorowe szkło i światło padające na nie pod odpowiednim kątem. W ten sposób, można było odnieść wrażenie, że na drzewie siedzi żywa małpka, a w zaroślach mrugają czerwone ślepia.

Było to tak magiczne, że Noelle nawet nie zwróciła uwagi, kiedy chwyciła dłoń Gusa, tak zapatrzona w niezwykłą wystawę. Pierwszy raz w życiu widziała coś tak niezwykłego... Coś tak kolorowego i pięknego.

Gus puścił jej dłoń i puścił przodem po wąskiej ścieżce z wypalonych cegieł. Prowadziła do małego placyku, na którym stała podświetlona kolorowa fontanna delikatnie niszcząca ciszę panującą pod kopułą. Otaczały ich wielkie drzewa, oplecione przez piękne rośliny o wielkich, fioletowych kwiatach, a przy samej ziemi przycupnęły przekwitające wrzosy.

Jednak to wszystko nie zrobiło na niej większego wrażenia.

Gdy uniosła głowę, zobaczyła że na kopule ogromnego anioła o rozłożystych ramionach i długich, złotych włosach. Przez wodę w fontannie obraz delikatnie falował i miała wrażenie, że anioł płakał swoimi wielkimi, zielonymi oczami.

- Piękny – szepnęła, opuszczając głowę i zdała sobie sprawę, ze stoi bardzo blisko Gusa.

- Nie jest aż tak piękny, jak ty – szepnął miękko, ujmując jej twarz oburącz i zmniejszając drastycznie odległość między ich twarzami.

Noelle zacisnęła dłonie na jego bokach i pchniętagwałtownym przypływem odwagi, połączyła ich usta.    

Continue Reading

You'll Also Like

MALBAT TOM 4 By Zuzaannx

Mystery / Thriller

142K 9.4K 63
"Ile jesteś w stanie poświęcić, by ocalić swoją kobietę i ukochaną przyjaciółkę?" - takie pytanie mogli zadać sobie członkowie Malbatu, gdy Alice zos...
Zagubiona By an_nie_x

Mystery / Thriller

87.4K 2.3K 45
Allyson to zwyczajna szesnastolatka z niczym niewyróżniającym się życiem. Jednak wszystko się zmienia za sprawą porwania. Czy dziewczyna poradzi sobi...
2.3K 586 63
Moje rysuneczki prosto z celi. Głównie rysuję oc do wszelakich własnych opowiadań, rp itp. Z pewnością pojawią się fanarty oraz jakieś obrazki pełnie...
944 95 20
Sztuka to nie tylko obrazy, czy rzeźby. Sztuka to część ludzkiego serca. Kwiat który można udławić, lecz zawsze puszcza korzeń w dół. ~Zapraszam do...