Ulecz Mnie (Księga Rafała: Ko...

De ZofiaAMackiewicz

24.7K 2.3K 266

Noelle Harris jest młodą, wierzącą w ideały doktor psychologii i psychiatrii. Ma zaledwie 28 lat i wciąż wier... Mais

Księga Rafała: Kolor Strachu
Rozdział pierwszy
Rozdział drugi
Rozdział trzeci
Rozdział czwarty
Rozdział piąty
Rozdział szósty
Rozdział siódmy
Rozdział ósmy
Rozdział dziewiąty
Rozdział dziesiąty
Rozdział jedenasty
Rozdział dwunasty
Rozdział czternasty
Rozdział piętnasty
Rozdział szesnasty
Rozdział siedemnasty
Rozdział specjalny: Boże Narodzenie
Rozdział osiemnasty
Rozdział dziewiętnasty
Rozdział dwudziesty
Rozdział dwudziesty pierwszy
Rozdział dwudziesty drugi
Rozdział dwudziesty trzeci
Rozdział dwudziesty czwarty
Epilog
Podziękowania

Rozdział trzynasty

635 73 5
De ZofiaAMackiewicz

Przyczepiła sobie do ucha słuchawkę Bluetooth. Nienawidziła tego dziadostwa, ale jednocześnie jeszcze bardziej nienawidziła prowadzić jedną ręką, kiedy druga była zajęta trzymaniem telefonem przy uchu.

Na telefonie wybrała numer do przychodni i położyła go koło ręcznego hamulca, odpalając silnik i wyjeżdżając spod domu Dwenów.

Zasiedziała się całkiem sporo, ale sytuacja wymagała czasu. Jednocześnie nie mogła zapomnieć o swoich pozostałych zobowiązaniach i pacjentach, którzy na nią liczyli.

Stukała o kierownicę palcami, wysłuchując w słuchawce dźwięk połączenia. Po chwili po drugiej stronie odezwał się ciepły głos Murii:

- Prywatna Przychodnia Psychiatryczno-Psychologiczna Dom Ciszy, w czym mogę pomóc?

- Murio, to ja, Noelle.

- O, dzień dobry, pani doktor.

- Wczoraj wieczorem zostawiłam wiadomość...

- Tak, tak. Była tu też rano policja. Inspektor Yamash podał na siebie namiary i powiedział, że chciałby jutro panią przesłuchać, w sprawie próby samobójczej Lyanne Dwen.

- Ale to jutro, właśnie od niej wyjechałam i jadę prosto do Trevora Ricemana. Nie mam dzisiaj innych pacjentów?- Zatrzymała się na światłach, spoglądając w lusterko boczne.

N rogu ulicy stał wysoki, masywny mężczyzna. Miał ciemną cerę i zwierzęce rysy twarzy, a włosy w kolorze ciemnego brązu opadały mu na rozbiegane, ciemne oczy. Wpatrywał się wprost w jej lusterko, jakby był świadomy jej spojrzenia.

Noelle przeszedł dreszcz i odruchowo spojrzała na światła, kontrolując, czy może już jechać i ponownie wyszukała wzrokiem przerażającego mężczyzny, ale nie było go. Zniknął w tłumie albo rozpłynął się.

Ruszyła do przodu.

- Halo? Pani doktor, jest tam pani?

- Tak, tak.

- Dzisiaj nie miała pani nikogo umówionego, za to jutro od 9:00 rano jest pan Boolking, potem pani Prenruex, następnie Lucy Hallway i oczywiście, Trevor Riceman.

- Dziękuję, mam jeszcze pytanie. Czy Ibrahim jest dzisiaj w pracy?

- Tak, właśnie wyszedł od niego pacjent i ma chwilę wolnego, połączyć go?

- Jeśli to nie problem.

- Już się robi. – W słuchawce usłyszała znowu dźwięk łączenia, a po chwili usłyszała głos Ibrahima:

- Halo?

- Witaj, Ibrahimie. To ja, Noelle.

- Witaj, Noelle. – Ibrahim odchrząknął i powiedział nieco spokojniejszym głosem – Czemu zawdzięczam tę rozmowę?

Wywróciła oczami, słysząc jego marne próby na brzmienie seksownie. Potrząsnęła głową, chcąc odgonić od siebie obraz szefa nieudolnie próbującego z nią flirtować. To było ponad jej nerwy.

- Nie wiem, czy słyszałeś, co się działo z Lyanne Dwen przez weekend...

- Owszem, Muria mnie powiadomiła. Oraz był tu dzisiaj policjant. – Jego głos zniżył się, a Noelle niemal nie opanowała parsknięcia śmiechem, gdy wyobraziła sobie jak Ibrahim najeża się na myśl o młodym, całkiem przystojnym policjancie szukającym ją w przychodni.

- Tak, tak, wiem.

- Noelle, potrzebujesz pomocy przy Lyanne?

- Właściwie póki co, jestem dobrej myśli, znaczy, dmucham na zimne i nie oczekuję tu cudów, ale póki co jest dobrze. Bardziej zastanawiam się, co zrobić z Tevorem Ricemanem. Właśnie jadę do niego na wizytę domową.

- Domową? A jego co? Położyła grypa?

- Ibrahim, to nie pora na żarty. Wiedziałeś, że Trevor znalazł swojego ojca tuż po śmierci?

Zapadła cisza.

- Jedziesz tam, bo sądzisz, że możesz znaleźć powód właśnie w ich domu?

- To wciąż ten sam dom. Chłopak mieszka w tym samym pokoju, w którym znalazł nieżywego ojca. Sądzę, że jego koszmary mogą mieć z tym związek – szepnęła, a po drugiej stronie rozległo się pukanie.

- Powodzenia w takim razie. Wybacz, ale muszę kończyć. Mam pacjenta.

- Do jutra.

- Do zobaczenia, Noelle.- Rozłączył się, a ona od razu zdjęła słuchawkę z ucha, wzdychając głośno.

Czuła jak ramiona napinają jej się ze stresu. Co takiego właściwie chciała odnaleźć w domu Ricemanów? Czego tak naprawdę szukała? Co ją tam ciągnęło?

Nie mogła znaleźć racjonalnego wytłumaczenia, dlaczego jedzie właśnie na domową wizytę do swojego pacjenta. I choć znalazła wymówkę, by wytłumaczyć to Ibrahimowi, wewnątrz siebie czuła te niepewność, nie mogła tego zrozumieć. Tak samo nie mogła zrozumieć dlaczego Azariah przylepił się właśnie do niej.

Wzięła jeszcze jeden oddech, zjeżdżając na drogę szybkiego ruchu, która miała ją doprowadzić do Holy Church, miejscowości pod Londynem, w której mieszkał wraz z matką i młodszymi siostrami, Trevor Riceman.

***

Poprawiła kołnierz płaszcza, przygłaskując go, gdy czekała, aż otworzą się przed nią drzwi domu Ricemanów.

Skręcało ją od środka ze stresu, czuła jak mięśnie jej pleców zaciskają się, nie mogła nijak ich ruszyć. Czuła się, jakby połknęła przysłowiowy kij. To naprawdę było męczące dla niej, a im dłużej czekała, aż otworzą się drzwi domu Ricemanów.

Wreszcie klamka się poruszyła, a w drzwiach stanęła nieco starsza dziewczynka niż Nina. Miała jasne, blond włosy, które związane w dwa cienkie warkocze opadały na jej chude ramiona, ukryte pod koszulą i pulowerem z logiem pobliskiej podstawówki. Dziewczynka miała wielkie, niebieskie oczy i zadarty nos. Okrągła buzia była lekko zarumieniona.

Dziewczynka miała na sobie niekompletny mundurek szkolny i zamiast typowej, ciemnej spódniczki miała na sobie jeansy w kwiatki i skarpetki w biedronki. W dłoni trzymała bułkę, którą najzwyczajniej w świecie jadła.

- Cześć... – zaczęła niepewnie Noelle, nie wiedząc czego oczekiwać od wielkookiej dziewczynki.

Za dziewczynką stał ogromny chart, o szczupłej budowie z plamą na oku. Łypał na Noelle nieprzyjemnie, co rusz trącając dziewczynkę pyskiem w rękę.

Ta przełknęła, co miała w buzi i uśmiechnęła się ukazując niekompletnie uzębienie.

- Cześć.

- Jestem Noelle. Przyszłam do twojego brata.

- Nie jesteś za stara na jego dziewczynę?

Noelle zaparło dech w piersiach. W życiu by jej coś takiego nie przyszło na myśl. Pomijając fakt, że była jakieś 10 lat starsza, obejmowała ją jeszcze klauzula. Trevor był jej pacjentem.

- Jestem jego lekarką – odpowiedziała wreszcie.

Ze schodów za dziewczynką zbiegła pani Riceman.

- Grace, kto przyszedł? – Niosła w dłoni kosz z ubraniami, a gdy zobaczyła Noelle, posłała jej zmęczony uśmiech – Dzień dobry, doktor Harris. Proszę wejść.

Grace odsunęła się, przepychając psa i otwierając szerzej drzwi, a Noelle weszła do środka starej, wiktoriańskiej posiadłości.

Drewniane domostwo z podmurowywanymi ścianami pachniało... przeszłością. Widziała niemal, jak przez korytarz suną piękne damy w gorsetach i pięknych sukniach, z czepkami i warkoczami, a obok nich wspaniali dżentelmeni.

- Grace, zamknij drzwi – poleciła córce Amandra Riceman, podchodząc do doktor Harris i stawiając na podłodze kosz z ubraniami – Proszę, zapraszam do salonu, zaraz zawołam Trevora. – Wskazała framugę bez drzwi, która prowadziła do dość typowego pokoju dziennego.

Mimo to, pokój był przytulny i Noelle czuła się w nim chciana. Czuła rodzinny nastrój. Na ścianach wisiały w ramkach zdjęcia rodzinne i dziecięce rysunki. W kącie stało pianino, a naprzeciwko wejścia była meblościanka z telewizorem. Naprzeciwko niej stała kanapa.

- Proszę usiąść. Kawy, herbaty?

- Nie trzeba, naprawdę.

Młodsza siostra Trevora usiadła na drugiej kanapie, a chart znalazł sobie miejsce na podłodze przy jej nogach. Gdy rozsiadła się, pies oparł głowę na kanapie, machając ogonem i wpatrując się w Grace z uwielbieniem.

- Idź sobie, Zara, ty już swoje zjadłaś.

Chart wydał z siebie serię pisków, o które Noelle w życiu by nie podejrzewała tak ogromne i majestatyczne zwierzę.

Amanda Riceman zniknęła, a doktor Harris została sama z dziewczynką i psem, który najwyraźniej uparł się, że zdobędzie tę bułkę.

- Ile masz lat?- zapytała niepewnie Noelle, próbując przerwać ciszę, niszczoną jedynie piskami Zary.

- Jedenaście – odpowiedziała, wpychając sobie do buzi kolejny kawałek bułki i spojrzała z westchnieniem na sukę – Niech już ci będzie, potworze. – Noelle śledziła wzrokiem jak bułka wiruje przez chwilę w powietrzu, spadając, aż wreszcie została pochłonięta przez ogromną paszczę charta.

Uśmiechnęła się.

- Twój pies?

- Allison, ale ja się nią zajmuje, bo Ally nie ma czasu. Ma te wszystkie swoje nastoletnie sprawy. – Wywróciła oczami i pogłaskała z czułością „potwora" po łbie – Ale mi to nie przeszkadza.

- Grace, ile razy ci mówiłem, żebyś jej nie karmiła ciastkami. – Noelle odwróciła się, uśmiechając się do swojego pacjenta.

Trevor miał na sobie niebieski T-shirt z pseudo-śmiesznym napisem i niebieskie jeansy. Przeczesał włosy palcami, sprawiając, że odstawały jeszcze bardziej na wszystkie strony.

- Dzień dobry – przywitał się.

- Witaj, Trevorze.

Trevor usiadł koło siostry, wpatrując się w swojego psychologa sarnimi oczami. Wydawał się być zagubiony, ale nieco bardziej rozluźniony niż w jej gabinecie.

Był w końcu u siebie.

- Jednak pani przyszła.

- Moim zadaniem jest monitorować twój stan zdrowia, oczywiście, że przyszłam.- Obserwowała jak jego dłoń opada na głowę Zary i drapie ją za uchem.

- Grace, zabierz Zarę do ogrodu. – W drzwiach pojawiła się pani Riceman, dając córce znak oczami, a dziewczynka niechętnie zwlekła się z kanapy, ciągnąc charta za obrożę.

Gdy zostali sami, Noelle splotła dłonie na podołku.

- Jak się czujesz, Trevorze?

- Jak zawsze. – Odwrócił głowę, przyglądając się zdjęciom wiszącym nad meblościanką. Podążyła za nim spojrzeniem, przyglądając się rodzinnej fotografii. Sześcioletni Trevor wyglądał jak typowy urwis. Trzymał dłoń na ramieniu młodszej dziewczynki, która mogła mieć cztery latka i miała ciemne włosy oraz ciemne oczy. Ponad nimi stała młodsza o dziesięć lat pani Riceman i najprawdopodobniej jej małżonek, trzymający na rękach paromiesięczną Grace. Było to dla niej zdumiewające, ale wyglądał identycznie jak Trevor – może dziesięć lat starszy, ale wciąż podobieństwo uderzało.

- Jak ostatnio wyglądały twoje noce?

- Spałem, o dziwo. Ale miałem koszmary – szepnął, przenosząc wzrok na swoje stopy ukryte w skarpetkach.

- Opowiedz mi o nich.

- To się cały czas powtarzało. Co noc ten sam obraz. Nie wiem, gdzie byłem, ale tam było jezioro. I tam stał mój dom. Słyszałem krzyki mojej rodziny w domu, widziałem jak dom się wypełnia od środka wodą, ale nie mogłem wejść do środka, pomimo, że próbowałem otworzyć drzwi... – Głos mu się załamał, a Noelle odczekała chwilę aż się uspokoił.

- Potem wszystko ucichło. Otworzyłem drzwi i w środku nie było już wody, ale znalazłem swoje siostry i mamę nieżywe. Utopione. Potem na piętrze ktoś chodził, więc tam pobiegłem. I znowu znalazłem ojca. Tak jak wtedy. Poszarpanego w wannie w moim pokoju. Ze strachem wymalowanym na twarzy.

- Trevorze, spokojnie. Głęboki wdech i wydech. – Razem z chłopakiem zaczęła głęboko oddychać – Dobrze. Spokojnie. Widzę, że jesteś tym bardzo poruszony.

Trevor kiwnął głową, patrząc na nią błyszczącymi oczami.

- Powiedziałeś, że w swoim śnie wróciłeś do swojego pokoju i zastałeś tam obraz, który odcisnął swoje piętno na twojej psychice. To co, wtedy zobaczyłeś, zostawiło swój ślad w twoim umyśle. Sądzę, że musimy najpierw dokładnie zapoznać się z tym, co wtedy się stało nie tylko z twoim ojcem, ale też z tobą.- Obserwowała rosnące przerażenie na twarzy chłopka – Spokojnie, nie każę ci tu nie wiadomo czego robić. Jeśli to nie będzie pomagało, to przerwiemy. Chcę po prostu, żebyś wracał do tego wspomnienia, ale tylko przy mnie i żebyś próbował wszystko opisać, dobrze?

Kiwnął głową.

- Ale jeszcze nie dziś. – Posłała mu uśmiech, który miał dodać mu otuchy – Dzisiaj chcę pójść do twojego pokoju i powiesz mi, gdzie to wszystko się zaczęło. Tylko tyle na dzisiaj, dobrze?

Trevor wstał, a Noelle poszła jego śladem i po chwili szli w górę krętych schodów na piętro domu. Po drodze dołączyła do nich pani Riceman.

Pokój Trevora był zwykłym pokojem nastolatka. Miał granatowe ściany i podłogę z brązowych desek. Naprzeciwko wejścia były dwa okna, które wychodziły na ulicę i podjazd. Duże łóżku z drewnianą ramą stało przy ścianie, ale było tak duże, ze zajmowało prawie cały środek pokoju. Naprzeciwko niego było biurko i półka na książki. Gdzieś w kącie stało lustro oparte o ścianę oraz gitara. Na ścianach wisiały zdjęcia z przyjaciółmi i rodziną.

Jednak, gdy tylko weszła do środka poczuła ogromny chłód bijący od środka. Dosłownie, gdy wchodziła do pokoju, dostała gęsiej skórki z zimna.

Wraz z powiewem zimnego powietrza, który poczuła na twarzy, do jej nosa dostał się nieprzyjemny zapach połączenia siarki i metalicznego, solnego zapachu, który najpierw skojarzył jej się z krwią, ale potem dotarło do niej, że jest w nim coś jeszcze, coś jakby dym albo zapach żarzącego się drewna.

Weszła do środka, czując na piersi dziwny ciężar, jakby samo oddychanie było tu ciężarem. Odruchowo zamknęła dłoń na wisiorze.

Odwróciła się w stronę Trevora, który spojrzał na nią spod uniesionych brwi i oparł się o biurko, na którym paliła się zapachowa świeczka. Płomień migotał i co chwilę się pochylał, prawie gasnąc. Był mały, prawie niezauważalny.

- Zawsze jest tu tak lodowato?- Była w swetrze, a i tak było jej zimno. Dosłownie czuła jak raz po raz przechodzą ją zimne dreszcze.

- Próbowaliśmy już wszystko wymienić, szukaliśmy, gdzie może uciekać ciepłe powietrze, ale niestety, nasze próby spełzły na niczym. To samo, jeśli chodzi o ten zapach. Żadne świeczki zapachowe nie działają. – Amanda rozłożyła bezradnie ręce.

- Jest tu za mało tlenu, dlatego. – Noelle wskazała dłonią na świeczkę – Spalanie zachodzi przy użyciu tlenu, a tu najwyraźniej brak tlenu. – Przeniosła wzrok na okno.

- Zostawię was samych – stwierdziła matka Trevora, wychodząc, ale zostawiła drzwi otwarte.

- A więc? – Doktor Harris przeniosła na chłopaka wzrok. Wzruszył ramionami, bawiąc się swoimi palcami.

- Tam gdzie teraz stoi łóżko, stała kiedyś wanna.

Odwróciła się, robiąc krok w stronę zasłanego granatowym kocem łóżka, ale poczuła jakby natrafiła na niewidzialną ścianę. Odskoczyła zaskoczona.

Nie mogła dotknąć ani podejść bliżej.

- Tu znalazłeś swojego ojca?- szepnęła, udając przed nim, że nic się nie stało, ale w myślach krzyczała z przerażenia.

Nic nie rozumiała i nic nie miało sensu.

- T-tak... – Spojrzała na swojego pacjenta. Trevor błądził wzrokiem po podłodze, obejmując się ramionami. Pobladł na twarzy, a sine półkola pod oczami odznaczały się jeszcze bardziej. Zaciskał nerwowo dłonie, które drżały. Miał wysuszoną skórę.

Był kłębkiem nerwów.

Noelle westchnęła.

- Przykro mi z tego powodu, Trevorze. Żadne dziecko nie powinno w dzieciństwie grzebać rodzica.

- Ani też rodzice nie powinni grzebać swoich dzieci – odpowiedział szeptem, podnosząc na nią wzrok, a ją zaskoczył upór jaki widziała w ciemnych oczach chłopaka.

Zrobiła krok do tyłu, napotykając plecami niewidzialną przeszkodę, która odgradzała ją od łóżka. Odgradzała ją od miejsca, w którym wszystkie koszmary Trevora się zaczęły.

Otworzyła oczy z przestrachem, gdy drzwi zatrzasnęły się nagle. Spojrzała na nastolatka, który podniósł głowę.

- Pewnie jest gdzieś przeciąg w domu – mruknął chłopak, odpychając się od biurka i podchodząc do drzwi – Założę się, że Grace zapomniała zamknąć drzwi.

- Mhm...- Obejrzała się dookoła i prawie krzyknęła z przerażenia, gdy jej wzrok trafił na lustro.

Po drugiej stronie zobaczyła Azariaha. Jakby był zamknięty w lustrzanym odbiciu pokoju. Widziała nawet za jego plecami Trevora podążającego do drzwi. Nie widziała siebie. Widziała Azariaha, który tłukł pięściami o taflę i krzyczał bezgłośnie. Nie mogła go usłyszeć. Widziała jego ruch, widziała jak jego skóra spotyka się z barierą w postaci lustra, które teraz było jak szyba, ale mimo to nie słyszała żadnego dźwięku. Nawet jego urywającego się oddechu, choć mogłaby dać sobie rękę uciąć, że jego klatka piersiowa poruszała się szybko i nieregularnie, jakby był bardzo zmęczony i krzyczał, ile tylko miał siły.

- Azariah...

- Co? – Odwróciła się do Trevora, który pociągnął za klamkę, ale ona nie ustąpiła – Co do... – Pociągnął jeszcze raz, zawieszając się na niej całym ciężarem, ale ani drgnęła – Chyba się zacięła – stwierdził, odwracając się w stronę doktor Harris – Mamo! – Uderzył w powłokę drewnianych drzwi pięścią – Mamo! Drzwi się zacięły! Spróbuj je otworzyć!- krzyknął, waląc pięścią o drzwi, a drugą ręką szarpał się z klamką – MAMO! MAMO! GRACE! MAMO!

Kocie oczy Noelle niemal odruchowo powędrowały do świeczki, która w jednej chwili się paliła cienkim, ledwo widocznym płomieniem, a po chwili zgasła i do sufitu uniosła się ledwo widoczna, cienka smużka dymu, który zniknął.

- Trevorze...- zaczęła, cofając się do chłopaka, gdy na jej oczach spod łóżka zaczęła tryskać woda.

- Proszę nie panikować, zaraz się otworzą. Jeśli ma pani klaustrofob...

- TREVORZE! – Złapała go za ramię, jednym szarpnięciem odwracając w stronę łóżka.

- Co do chu...

Trzask desek, które nie wytrzymują pod naciskiem, który się na nie nałożył, zagłuszył jego przekleństwo, gdy spod pod ich stopami, między panelami trysnęły gejzery wody. Z sufitu i po ścianach zaczęły się lać wodospady wody, zbierające się u ich stóp.

- Zatopimy się tutaj! – szepnęła, nie mogąc zdobyć się na powiedzenie tego wystarczająco głośno, by przekrzyczeć dźwięk zalewającej ich wody.

- Co?! – Trevor spojrzał na nią – Nie ma mowy! Nie utopię się we własnym pokoju! Nie jestem swoim ojcem!

Kierował nim strach, przemożny, niepokonany strach. Strach głębszy, niż samego jego wspomnienia. Strach, który dała ludziom natura. Strach, który był napędzany przez niesamowitą chęć życia. Wolę przetrwania.

Noelle opadła na kolana, mocząc sobie spodnie wodą, która z każdą chwilą podnosiła się. Nic nie rozumiała, co się działo?

Serce kołatało się w jej piersi, ale jednocześnie nie mogła zmusić się do działania, obserwując zdumiona, jak jej podopieczny próbuje wybić okno przy pomocy krzesła, ale zostaje odepchnięty i ląduje przy niej na ziemi.

- Czy pani cokolwiek z tego rozumie? – zapytał, patrząc na nią.

Pokręciła głową, patrząc na jego zmęczoną twarz. Widziała w jego oczach tyle samo, co mogła zapewne zobaczyć w swoich oczach – strach, zdumienie, zagubienie.

- Nie mam pojęcia, co się dzieje – odpowiedziała zgodnie z prawdą, patrząc w stronę lustra, ale nie zobaczyła tam Azariaha.

Gdzie on się podziewał, gdy najbardziej go potrzebowała? Czyż nie miał zastępować jej anioła stróża?

Zobaczyła siebie i swojego pacjenta, Trevora Ricemana, jak zalewani przez wodę, zatrzaśnięci w jego pokoju, siedzieli na podłodze, straciwszy całą nadzieję i zdolność do jakiegokolwiek przeciwdziałania.

- Wstań – szepnęła, podnosząc się z klęczków. Trevorowi siedzącemu na podłodze woda sięgała już do pasa, ale gdy wstał zdziwiony, nie dosięgnęła jeszcze jego kolan – Tu jest otwór wentylacji. – Wskazała ponad jego głowę – Właź na krzesło i drzyj się, ile wiatru masz w płucach. Jak nie mama i Grace, to pies na pewno nas usłyszy. Ktoś na pewno. – Opuściła dłoń i odwróciła się do drzwi. Zaczęła w nie walić wszystkimi kończynami, wrzeszcząc:

- POMOCY! POMOCY! POOOOMOOOOOCYYYY!

Trevor nie pozostał w tyle. Wlazł na krzesło i zdjął kratkę z wentylacji, krzycząc:

- MAMOOOO! GRAAAACEEEE! ZAAARAAAAA! POMOOOOCY! POOOOMOOOOCY!

Jego głos niósł się echem wewnątrz rur, które nagle zabulgotały i wprost na jego twarz wylała się nowa porcja wody.

Noelle padła koło niego.

- Nic ci nie jest?

- Aua. – Przejechał sobie dłonią po tyle głowy, a na palcach została mu krew.

- Zraniłeś się w głowę.

- Co z tego. – Zerwał się z podłogi i zaczął okładać drzwi z całej siły – MAMO! MAMOOOOO! MAAAAMOOO! POOOMOOOOCYYYY!

Noelle również podniosła się z podłogi i waląc w drewno pięściami i kopiąc je z niezwykłą zaciętością, aż bolały ją od tego stopy, krzyczała o pomoc.

Im dłużej krzyczeli, tym więcej wody wlewało się do środka, a oni opadali z sił.

- To na nic – jęknęła, odsuwając się – Tracimy bezsensownie energię. Nie słyszą nas. Tu jest za mało tlenu, zaraz zemdlejemy.

- Nie możemy po prostu się poddać – odpowiedział, łapczywie oddychając – Nie dam się tu zatopić.

- Ja też nie. Ale to bez sensu. – Oparła dłoń na drzwiach, odsuwając się i wzięła głęboki oddech, a tuż pod jej stopami wybuchł kolejny gejzer wody, wprost w jej twarz.

Wypluła wodę, pocierając oczy, by zobaczyć coś.

- Azariahu, gdzie jesteś? – szepnęła, wznosząc oczy ku sufitowi.

- Hm? – Trevor wydawał się przyćmiony. Miał zamglony wzrok.

Tracili tlen, a woda sięgała im już do ud.

- Zatkajmy otwory w podłodze.

- Co?

- Daj książki, koce, cokolwiek. Musimy zatkać otwory w podłodze. – Podeszła do półki z książkami i wyjęła pierwszy lepszy tom.

Poezja. Pięknie.

Potem z całą świadomością swojego czynu, wyrwała wilgotne kartki i padła na kolana, szukając dłońmi miejsca, gdzie czuła przepływ wody.

Wepchnęła miedzy deski papier, a gdy w tym miejscu przestała przepływać woda, uśmiechnęła się zwycięsko.

- To działa! Dalej! Pomóż mi! Nie umrzemy tu!

Trevor padł na kolana i razem z nią brodząc w wodzie, szukał miejsc, które mógł zatkać papierem.

Jednocześnie na ich głowy z sufitu spływały coraz większe wodospady.

Noelle zatkała otwór przy lustrze, zabierając szybko rękę, bo po chwili kartka wraz z wodą została wyrzucona w powietrze. Noelle poczuła na twarzy wodę.

Wstała, z przerażeniem stwierdzając, że wszystkie te zabiegi nie miały sensu, a kartki, które przed chwilą wciskała w podłogę pływają po powierzchni. Woda sięgała jej już do piersi.

- To bez sensu – westchnął Trevor, gdy krocząc w masie dotarła do niego. Był od niej wyższy i woda zalewała go do połowy piersi, podczas gdy Noelle czuła już wokół szyi.

- Przepraszam – szepnęła.

Uśmiechnął się.

- Za co?

- Za to, że nie wyleczyłam cię z twoich koszmarów. Jestem beznadziejnym psychiatrą. – Pokręciła głową i spojrzała na swojego podopiecznego, stając na palcach, by woda jak najmniej dotykała jej głowy.

- Nie prawda. Jest pani najlepszym lekarzem, który mnie chciał leczyć. Pani przynajmniej próbowała. Nie poddała pani mojej sprawy.

- Noelle.

- Co?

- Mam na imię Noelle.

- No przecież wiem.

- Nie o to chodzi. Biorąc pod uwagę, że zaraz umrzemy, wolę byś mówił mi po imieniu.

Trevor przez chwilę obserwował ją nieco zmieszany, a potem uśmiechnął się smutno.

- Noelle.

- Trevorze.

Złapał jej dłoń. Oddała uścisk, posyłając mu zdawkowy uśmiech.

Kiedy przez następne 3 minuty wody przybywało coraz więcej, a oni byli coraz bliżej sufitu Noelle naszła myśl, że człowiek jest bardzo samotny przez całe swoje życie. I szuka wyjścia z tej samotności. Szuka miłości życia, szuka drugiej połówki. Jej się to nie udało. Jej druga połówka najwyraźniej nie potrafiła się dopasować do niej. Nie chciała jej.

Zamknęła oczy, delikatnie zaciskając palce na dłoni Trevora, który nieustannie ją trzymał.

Dowodem na to, że samotność była największym i najgłębszym strachem ludzkości, było to, że czekając na swoją śmierć, potrzebowała bliskości. Dlatego trzymała za rękę Trevora. Nawet jeśli był jej pacjentem.

Właśnie oboje umierali.

Jej twarz dotknęła sufitu, a ona zaczerpnęła ostatnio oddech, wprowadzając do płuc zbawienny tlen.

Ostatnie o czym pomyślała Noelle zanim ciemność zamknęła się wokół niej, a jej dłoń puściła dłoń Trevora, to była wdzięczność. Była wdzięczna Bogu, że spotkała w swoim życiu takich ludzi. Była wdzięczna za rodzinę, za Azariaha, za każdego, kto się o nią troszczył i martwił. Była nawet wdzięczna za cierpienie, które dał jej związek z Jimem.

Dzięki Jimowi nauczyła się kochać oraz... nienawidzić. 

Continue lendo

Você também vai gostar

Na Sprzedaż De Azriaxx

Mistério / Suspense

273K 6.6K 26
Miałam być jedną z tych dziewczyn, które zostaną wystawione na sprzedaż. Krótko mówiąc miałam zarabiać własnym ciałem. Jednak nawet w tamtym czasie d...
931K 65.8K 58
Od kilku miesięcy wrze w Londyńskich mediach. Londyn doczekał się swoich wybawców. Od jakiegoś czasu jednak ludzie należący do terroryzującego kraj...
7.7K 824 34
Sophie życie z pozoru mogłoby się wydawać idealne. Młoda dziennikarka, która ma zaplanowane całe życie ze swoim narzeczonym. Jej praca, mieszkanie, a...
5.8K 267 48
To moja własna wymyślona historyjka, którą sama wymyśliłam. Opowiada o dziewczynie o imieniu Hailie Monet, która ma pięciu starszych od siebie braci...