head of surgery | lrh

By polarxbears

3K 317 74

Luke Hemmings i Sophie Carter są młodymi, zdolnymi chirurgami. Luke jest ordynatorem oddziału chirurgicznego... More

Prolog
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21

Rozdział 5

181 18 7
By polarxbears

Leżałam zrelaksowana na całej powierzchni kanapy, otoczona ze wszystkich stron poduszkami, jedząc płatki z mlekiem i oglądając Keeping Up With The Kardashians. Generalnie była to czysta kwintesencja poranka, gdy miałam dzień wolny. Tak, o ile nic nie zacznie się dziać z moimi pacjentami, calutka doba jest przeznaczona na to, abym spędziła ją, jak tylko zechcę. Kiedy program się skończył, miałam już zamiar poszukać czegoś do obejrzenia na netflixie, ale... No tak, zawsze musi być "ale". Mianowicie zadzwonił domofon. Jak ja tego nienawidzę? Kiedy ktoś się ze mną umówi, chociaż wiem, jaka to osoba, a tak? Może wpuszczę do klatki gwałciciela? Albo kogoś pokroju Wintersa? Postanowiłam tym razem zaryzykować życie swoje i innych mieszkańców wieżowca.

-Słucham?-odezwałam się do domofonu.

Cisza.

-Halo?-spytałam zniecierpliwiona.

-Śliczny masz głos, Carter-usłyszałam męski, nieznajomy mi głos.

Zaniepokoiło mnie to na tyle, że nie chciałam brnąć dalej i zignorowałam go, po czym ponownie przeszłam do salonu. Tym razem nie byłam już oazą spokoju. Nerwowo spojrzałam na wygaszacz w telefonie, czy nie czeka tam przypadkiem na mnie żadna niepokojąca wiadomość. Pusto. Kto to mógł być? Niestety, ale nie padłam ofiarą pomyłki. On znał moje nazwisko. Fascynujące...

Minęło niespełna dziesięć minut a ponownie rozległ się sygnał domofonu. Wzięłam głęboki oddech, po czym z przygotowamą formułką w głowie odebrałam:

-Kim ty w ogóle jesteś?

-Listonoszem?-odpowiedział mężczyzna mniej więcej po czterdziestce-mam paczkę dla panny Sophie Carter.

-Przepraszam bardzo. I proszę-nacisnęłam guzik, który otworzył drzwi na dole. Niepotrzebnie wypaliłam, spalę się ze wstydu, jak go zobaczę na żywo.

Mam więc nadzieję, że listonosz i paczka nie są przykrywką.

Trzy minuty później usłyszałam kilkukrotne pukanie do drzwi. Zajrzałam w wizjoner, po czym odetchnęłam z ulgą. Stał przede mną wiarygodny pracownik poczty. Podał mi niewielką paczkę. Kiedy złożyłam podpis na wskazanym przez niego miejscu, ponownie zamknęłam się w czterech ścianach i przeniosłam pakunek do salonu. Kto miałby wysyłać mi paczki? Nawet nie robiłam żadnych internetowych zakupów. Po długim przyglądaniu się przedmiotowi postanowiłam w końcu go rozpakować. Był zaadresowany do mnie. Czerwonym długopisem. Danych nadawcy już jednak nie znalazłam. Rozerwałam karton a chwilę później obracałam w dłoni elegancki, aksamitny, czerwony futerał wielkości sporego owocu mango. Czyżby biżuteria? Raczej zanosiło się na pomyłkę. Postanowiłam uchylić wieczko. To, co zastałam w środku, nie było zgodne z moimi oczekiwaniami. Leżało tam kolejne pudełeczko prawdopodobnie zakupione u jubilera. Znacznie mniejsze, wielkości jabłka. Było oblepione srebrnym papierem i miało doczepioną połyskującą wstążkę tego samego koloru na górze. Wyglądało na tańszy wydatek, niż to poprzednie. Uniosłam do góry pokrywkę.

Czy to jest jakiś żart? Kolejne pudełeczko.

Tym razem było wielkości połowy ludzkiej dłoni, pokryte materiałem przypominającym skórę koloru grafitowego. Uniosłam je, aby nim potrząsnąć w celu sprawdzenia, czy jest dalszy sens rozpakowywania tego. Zanim wykonałam tą czynność na dnie tego srebrnego opakowania, na miejscu gdzie stało te, które miałam obecnie w dłoni zauważyłam drobną, żółtą, biurową karteczkę. Znajdował się na niej napis.

,,Widzę, że jesteś bardzo cierpliwa, Carter"

Brzmiało to obawiająco, toteż nie zwlekałam dłużej z dalszym poznawaniem zawartości przesyłki. Po kolejnych dwóch pudełkach, które były po prostu tekturowe i nie zawierały żadnych wskazówek przed moimi oczami ukazał się malutki, wykonany z podobnego, aksamitnego materiału, co pierwszy, futerał w kształcie kwiatu róży. Wielkość w sam raz na pierścionek zaręczynowy.

Sądzę jednak, że jego zawartość w żadnym stopniu nie będzie przypominała diamentów i srebra.

Policzyłam w myślach do trzech, po czym szybkim ruchem uniosłam wieczko do góry. W środku było kilka takich samych małych, podartych karteczek. Na każdej było coś napisane. Całkowicie zrzędła mi mina, gdy czytałam tekst każdej z nich.

,,Śliczny masz głos, Carter"

O mój Boże. Za tym musi się kryć ta sama osoba, która rano dzwoniła na domofon. Identyczne zdanie. Pełna obawy, szybko chwyciłam kolejny kartonik z futerału.

,,I nie tylko głos"

Obawa tylko rosła.

,,Szykuj się, Carter"

,,Do szybkiego zobaczenia"

Ostatnie dwie wiadomości spowodowały u mnie panikę. Momentalnie przestałam czuć się zwykłym, normalnym człowiekiem, pracującym w szpitalu jako lekarz. Przestałam czuć się bezpieczne w, zamkniętym na dwa spusty w drzwiach, mieszkaniu. Czułam, jak napinają się wszystkie moje 600 mięśni szkieletowych. Jak to możliwe, aby po miesiącu, nie znając prawie nikogo, po przeprowadzce do innego kontynentu stać się... celem? Bo jak inaczej można to określić?

Samotność w tej sytuacji zaczęła mnie bardzo dręczyć. Potrzebowałam obecności drugiej osoby w tym mieszkaniu. Bez głębszego zastanowienia, pod wpływem odruchu wybrałam numer Ashtona.

-Hejka, Soph!-usłyszałam w słuchawce rozbawiony głos chłopaka-wiesz, że mieliśmy już sami do ciebie dzwonić, upewnić się, czy żyjesz! Co tam?

-A-ash-odezwałam się-proszę, przyjedź do mnie jak n-najszybciej.

-Coś się stało?-jego głos wyraźnie spoważniał.

-Tak-odpowiedziałam prosto z mostu-po prostu przyjedź. Błagam.

-Wyślij mi swój adres smsem-oznajmił Irwin-przyjadę z Calumem najszybciej, jak tylko potrafię.

-Dziękuję-cicho powiedziałam, po czym rozłączyłam się.

Nie mam pojęcia, czemu to zrobiłam. Nie znałam ich zbyt długo a nawet dowiedziałam się, że nie mają do końca czystego sumienia. Przecież mogłam zadzwonić do Camili, ona jest moją przyjaciółką od wielu lat, której wyznawałam sporo moich sekretów. A jednak wolałam, żeby o niczym nie wiedziała.

Znam ją. I doskonale wiem, że zaczęłaby panikować, wprawiając mnie w jeszcze większe zdenerwowanie. Zaś po znajomych mi pielęgniarzach mogłam spodziewać się wsparcia i być może, nawet pomocy? Nawet reakcja Ashtona na mój telefon utwierdziła mnie w tym przekonaniu. W końcu nawet sam ze swoją paczką przyznał, że należę do niejakiej ,,dobrej strony". Po prostu wierzyłam, że poczuję się bezpieczniej przy nich.

Wkrótce zjawili się w moim mieszkaniu, gdy otwierałam im drzwi, byłam bardzo zdumiona ich tempem. Od razu odczułam nieco ulgę na ich widok.

-Jejku, cześć kochanie, nic ci nie jest?-od razu odezwał się Irwin, rozkładąjąc ręce do uścisku, do którego dołączył za chwilę także Hood.

-Póki co, nie-wzruszyłam ramionami-w jaki sposób tak szybko dotarliście tu ze szpitala? Przecież to niemożliwe!

-Wiesz, jak to jest. Tu się przyśpieszy, tam coś się zignoruje... Dla ciebie wszystko-uśmiechnął się łobuzersko Calum.

-Naprawdę bardzo wam dziękuję. Zwariowałabym, gdybym cały czas siedziała sama. A teraz chodźmy do salonu.

Przeszliśmy do wielkiego pomieszczenia z widokiem na Pacyfik i słynny Sydney Opera House z przestrzennych okien.

-Ładne mieszkanko-wyznał Ashton, gdy razem z przyjacielem zaczął się rozglądać tu i ówdzie.

-Chcecie może herbaty?-spytałam, nawet w tej sytuacji próbowałam utrzymać fason co do zasad savoir vivre.

-Nie, dzięki-odezwali się równocześnie. Telepatia czy coś?

-No więc problemem jest to-wskazałam dłonią na pobojowisko znajdujące się na stoliku i dywanie powstałe z całej zawartości przesyłki.

Wytłumaczyłam im wszystko po kolei, także wspominając o domofonie, a kiedy zaczęłam pokazywać karteczki ich twarze przesłonił niepokój.

-Przyznam, że w życiu bym się tego nie spodziewał-skrzyżował ręce ciemny blondyn.

-A co dopiero ja-dodałam.

-Na pewno nie chodziłaś na żadne imprezy w Sydney?-spytał ciemnowłosy.

-Jeszcze ani razu.

Tym czasem Cal ułożył przed sobą wszystkie karteczki, po czym wnikliwie wertował ich tekst. Był bardzo na tym skoncentrowany, a jak odeszłam na chwilę napić się wody w kuchni, zaczął coś szeptać z Ashtonem, wskazując na nie. Gdy ponownie stałam przy nich, Hood zapytał:

-Czy mogę wziąć tą jedną karteczkę? Postaramy się coś z niej wyciągnąć.

-Oczywiście, weź ją.

Wątpiłam, czy można samemu coś konkretnego wywnioskować z takiego kartonika, ale oni jak widać mogą wiedzieć, co z tym zrobić. Jaka ja jestem z siebie dumna, że poprosiłam o pomoc akurat ich!

Wkrótce zmieniliśmy temat, a chłopcy w końcu nawet skusili się na herbatę. Ku ich jeszcze większej radości, miałam w szafce akurat niezaczęte doritos, którymi ich poczęstowałam. Zaczęliśmy oglądać telewizję, akurat na jednym z programów byli Szybcy i Wściekli. Podobnie jak ja uwielbiali tę serię. Kiedy film dobiegł końca, chłopcy wstali i zaczęli rozprostowywać kości.

-Niestety, ale musimy spadać, Soph-odparł Calum.

-Wracacie do szpitala?-spytałam.

-Nie, komu by się chciało-zachichotał Ash-mamy sprawy do załatwienia na mieście.

-Wziąłem tę karteczkę, zrobimy z jej pomocą wszystko, co w naszej mocy-powiedział Cal-tym bardziej, że z nieznanych nam przyczyn naklejka z numerem przesyłki została zerwana. Moim zdaniem, ktoś zrobił to celowo.

-Zachowaj te wszystkie paczki i kartony, włóż po prostu do szafy, bo może nam się to jeszcze przydać-wtrącił Ashton-i jeszcze jedno. W żadnym wypadku nie wzywaj policji.

-Tak-dodał Hood-jeżeli coś by się działo, ktoś próbował dostać się do mieszkania, wydzwaniał, wkurwiał, nękał-wszystko przekazywał mi wolno, trzymał mnie za ramiona i patrzył mi się prosto w oczy, jakby chciał mi wyraźnie wbić to do głowy-zero policji, masz dzwonić do nas. Oni ci tu w niczym nie pomogą. Rozumiesz?

-R-rozumiem-przytaknęłam.

-O której jutro zaczynasz?-spytał ciemny blondyn.

-Na trzynastą mam pierwszy zabieg.

-To dobrze, o tej porze jest już sporo ludzi-odpowiedział-na pewno nikt cię nie zabije. Nie wahaj się tylko brać kolejnego wolnego, według nas w szpitalu będziesz bezpieczniejsza niż tu.

-Tym bardziej, że w szpitalu z nami-uśmiechnął się Hood.

-Nawet nie mogę, bo mam jutro ważny przeszczep-przewróciłam oczami.

-Tak czy inaczej, masz jeszcze całe popołudnie i nie powinnaś go spędzać sama-dodał ciemnowłosy-może umów się z tą Palvin czy coś.

-Chwila... tylko skąd wy wiecie o Palvin?-chłopcy z niewyraźnymi minami spojrzeli na siebie, zaś ja już doskonale wiedziałam, kto za tym stoi. Doktor Hemmings!-ale z was plotkary!

-Zacznijmy od tego, że jesteśmy facetami-odparł Irwin, zaczął coś jeszcze o Luke'u, ale Calum zaczął ciągnąć go za bluzę.

-Na nas pora. To zaproś ją do siebie, odstresujesz się jeszcze, no chyba, że jest z tym utlenianym przydupasem-w tym momencie złapał się za usta. Wygadałeś się? Teraz jestem już stuprocentowo pewna, że oni znają Jamesa-wybacz, ale naprawdę się śpieszymy, cześć.

-Cześć-westchnęłam.

Obawiam się, że Camila właśnie gdzieś na mieście z tym przydupasem jest. Ostatnio cały czas spędza tylko z nim. Jak od wielkiego dzwona już rozmawiamy, cała konwersacja polega na zachwycaniu się jego perfekcją przez Cam. Chociaż kto tak by się nie zachowywał, będąc zakochanym? Możnaby powiedzieć, że cieszę się z jej szczęścia... ale tak po prostu nie jest. Według mnie, to nie skończy się dobrze.

I jak? Proszę o komentarze i votes :) x

Continue Reading

You'll Also Like

11.9K 2.5K 28
Dzielili razem przeszłość, a marzenia sprawiły że ich drogi dość prędko się rozeszły po wejściu we wspólną relację. Po latach ponownie się spotykają...
115K 8.6K 54
Edgar to młody chłopak z toną problemów na głowie. Dla swojej siostry starał się walczyć z chęcią skończenia tego. Niestety pragnienia wzięły górę. ...
77.9K 2.6K 44
Haillie nie jest jedyną siostrą Monet, jest jeszcze jej bliźniaczka Mellody. Haillie wychowywana przez mamę, a Mellody no cóż przez babcie. Jak myś...
8.3K 614 30
Edgar ma 15 lat, zmaga sie z problemami rodzinnymi jak i prywatnymi, do tego sie jeszcze wyprowadza z domu w którym mieszkał cale swoje życie, ma też...