Zaadoptowana przez mafiozów

By KC_CZYTANIE

157K 5.5K 2.9K

Katrina Wood ma zaledwie czternaście lat gdy dowiaduje się, że jej starsza siostra, matka i ojciec potwór, zo... More

Playlista
Prolog
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35
Rozdział 36
Rozdział 37
Rozdział 38

Rozdział 19

3.4K 134 50
By KC_CZYTANIE

Katrina

Biegłam bardzo długo, aż postanowiłam się zatrzymać na krótką przerwę. Złapałam się drzewa, abym nie upadła. Pomału i stopniowo uspokajałam oddech.

Udało mi się.

Uciekłam.

Byłam z siebie cholernie dumna. Robiłam to pierwszy raz i pewnie nie ostatni.

Usiadłam przy pniu, wyjęłam jabłko, które się lekko poobijało, ale lepsze takie niż żadne. Bardziej niż głód, czułam pragnienie. Dziś było strasznie ciepło, około 86 stopni Fahrenheita (czyli 27 stopni Celsjusza).

Już miałam ugryźć, gdy zobaczyła przechadzające się jelonki. Mama z młodym.

Wyglądali bardzo uroczo.

Mama jelonka akurat pomagała młodemu znaleźć pożywienie. Mimo, że on sam by pewnie dał sobie radę, ona i tak stara się mu pomóc.

Chwilę się jeszcze na nich patrzałam, do puki nie pojawił się duży jeleń. Jego niesamowite i bardzo imponujące poroże, pokazywało jego wyższość ponad wszystko. Podszedł do samicy i zaczął się o nią ocierać, co wyglądało jakby się przytulali.

W tym momencie moje oczy zapełniły się łzami. Też zawsze chciałam mieć podobnie. Posiadać kochającą się rodzinę, gdzie nie ma krzyków, bicia, gwałtów, ani kłótni. Po prostu chodź jeden dzień poczuć się potrzebną, kochaną... Jestem pewna, że tego uczucia tak szybko nie doznam. Zwłaszcza, iż mieszkam z samymi, starszymi mężczyznami.

W tym momencie zaczęłam się zastanawiać, czy oni już wiedzą o moim zaginięciu, czy jeszcze nie.

Ciekawe, co zrobią jak się dowiedzą.

Zaczną mnie szukać, czy będą mieć na mnie wylane?

Bardziej ta druga opcja jest prawdopodobniejsza.

Otarłam łzy, które spływały po moich policzkach i postanowiłam iść dalej.

*******

Szłam już bardzo długo przez las, a on zdawał się nie kończyć.

Chyba się zgubiłam.

Zaczęłam się zamartwiać. Mimo, że było lato, niektóre noce bywały bardzo zimne, a z tego co widziałam, dziś miała być jedna z takich.

A było uważać na geografii.

Byłam zmęczona i głodna, a o spragnieniu nie powiem. Czułam jakby zaraz moje nogi miały odpaść, oczy same się zamknąć , a ciało jakby, płonęło z braku wody. Moje usta mimo ciągłego nawilżania ich śliną, nadal były suche. Nie pomagał fakt, że robiło się ciemno. Może nie byłam typem osoby, która jak robi się ciemno to skula i zaczyna płakać, "bo ciemno".

Ja wręcz przeciwnie. Uwielbiałam noc. Czułam się w tedy taka wolna, a czasami jak coś przeskrobałam to bezkarna. Często chodziłam po domu, gdy było ciemno. Nikt mnie w tedy nie widział, ani nie słyszał.

Mimo, że noc była moją ulubioną porą doby, to wizja zostania sama na całą noc w środku lasu, nie była przyjemna.

Nagle potknęłam się o korzeń jednego z drzew. Upadłam, ale nie miałam siły się podnieść.

Byłam zbyt zmęczona, wyczerpana, a głód i pragnienie wcale nie ułatwiały wszystkiego. Ziemia pod palcami, była zimna, igły wbijały mi się wszędzie, gdzie tylko się dało.

Zaczęłam płakać.

Nic nie poszło po mojej myśli. I pomyśleć, że zamiast marznąć na zimnej ziemi w środku lasu, mogłam wylegiwać się w moim łóżku, czytając książkę.

Nagle zaczęło kręcić mi się w głowie. Przed oczami zaczęło migać i zabrało mi się na rzyganie.

A potem przed oczami pojawiła się ciemność...

****

Otworzyłam je na chwilę. Ktoś mnie niósł. Były to męskie ramiona.

A co jeśli to Iwan, albo któryś z chłopaków?

Chciałam unieść wzrok, ale oczy znów mi się zamknęły...

*****

Obudziłam się w łóżku. Nie wiedziałam co się stało. Byłam przykryta kocem.

Podniosłam się do pozycji siedzącej. Zaczęłam się rozglądać. Ściany były białe, gdzie nie gdzie wisiały rogi zwierząt. Panował półmrok, ale i tak zauważyłam małą, drewnianą szafę, a obok okno, przez które wpadało światło wschodzącego słońca.

Gdzie ja jestem?

Zadałam sobie pytanie, na które nie znałam odpowiedzi.

Mimo, że obudziłam się wolna, to nie miałam dobrych przeczuć.

Powoli wstałam z łóżka. Na moje nieszczęście podłoga zaskrzypiała. Zacisnęła mocno oczy, przeklinają tą jebaną podłogę w myślach. Nagle drzwi się otworzyły, wpuszczając trochę więcej światła. Przestraszona odwróciłam się.

Zauważyłam nie wysoką, starszą kobietę, która patrzała na mnie przyjaźnie uśmiechnięta. Miała na sobie białą koszulkę,którą przykrywał fartuch z kwiatkami. Jej dosyć długie, ciemne włosy idealnie pasowały do zielonych oczu, które bardzo się odznaczały.

- Dzień dobry? - spytałam, nic z tego nie rozumiejąc.

- Dzień dobry. - powiedziała. - Chcesz herbaty?  - zapytała prosto z mostu, tak jakbyśmy się znali od lat.

- Poproszę. - odpowiedziałam nadal zdziwiona. - Czarną z cukrem. - dodałam.

Kobieta uśmiechnęła się przyjaźnie, po czym skinęła głową i opuściła pomieszczenie. Zmarszczyłam brwi. W głowie miałam wiele pytań. Jeszcze chwila, a mi wybuchnie, przez cały mętlik, który powstał.

Kobieta, której imienia nie znałam, nie wyglądała na taką, która chciałaby mnie zabić, a moje zwłoki wyrzucić na pożarcie leśnym zwierzętom. Bardziej pasowała mi na tą typową babcie, która zawsze dokłada jedzenia, w niedzielny obiad.

Drzwi były uchylone, co odebrałam jako zaproszenie do przejścia dalej. Pomału skierowałam kroki w tą stronę.

Wychyliłam głowę, aby rozejrzeć się po następnym pomieszczeniu.

Był to najprawdopodobniej salon. Ściany miały kolor pomarańczowy, co strasznie kuło mnie w oczy. Przy kolejnych, białych drzwiach, stała duża, drewniana, ciemna komoda. Na wprost mnie stał stary tapczan przykryty kocem, a przed nim stał stół, wokół którego były cztery krzesła. Natomiast podłoga była stara i drewniana.

Mimo całego wystroju, pokój miał swego rodzaju urok, takiej typowiej wiejskiej chatki.

Niepewnie stawiałam kroki w stronę kanapy. Usiadłam na brzegu, nie odrywając wzroku od wszystkich małych figurek, które stały na półce. Zauważyłam między innymi egipski posążek, sfinks, figurkę słonia.

- Widzę,że podobają ci się pamiątki z Afryki? - spytała kobieta wracając z dwoma kubkami herbaty.

- Była pani w Afryce? - zaciekawiłam się.

- Och, proszę, żadna pani. Jestem Elizabeth,a gdzieś powinien być mój mąż Math. - powiedziała i zaczęła się rozglądać.

- Ja jestem Katrina. - przedstawiłam się.

- Bardzo ładne imię. - skomentowała. Usiadła obok mnie na kanapie, podając gorący kubek.

- Dziękuje. - odpowiedziałam - Mogłabyś mi powiedzieć, co ja robię w twoim domu? - spytałam nurtujące mnie pytanie.

- Mój mąż cię przyniósł. Jak się go zapytałam, co się stało, powiedział, że znalazł cię nieprzytomną w lesie. Było bardzo późno, więc postanowiliśmy ci pomóc. - powiedziała. - A mogłabym wiedzieć, co ty robiłaś, całkiem sama, o takiej porze w lesie? - tym razem ona zadała pytanie.

Zastanawiałam się co jej powiedzieć. Okłamać ją, czy powiedzieć prawdę?

- Ja... tak jakby... uciekłam. - przyznałam się z bólem. Jak teraz o tym myślałam, to był to idiotyczny pomysł, ale było już a późno na odwrót, nie gdy byłam tak blisko.

- Dziecko drogie...dlaczego? - zapytała, zasłaniając sobie usta dłonią

- Moja rodzina zginęła w wypadku samochodowym, przez co trafiłam do domu dziecka, i tak szczerze? Było mi tam dobrze. Potem zostałam zaadoptowana przez trzech mężczyzn. Boję się ich... - wyznałam odwracając wzrok. Elizabeth zaczęła gładzić moje plecy, w geście uspokajającym, co mi trochę pomogło.-  Moi znajomi z domu dziecka zaprosili mnie na nockę, a ja bardzo chciałam iść, jednak mój główny opiekun mi nie pozwolił... więc uciekłam...- powiedziałam łamiącym się głosem.

Boże. Jak ja mogłam być taką idiotką? Przecież to się w głowie nie mieści.

- Widzisz, ja też nie miałam lekko w życiu. - westchnęła. - W wieku 16 lat zaszłam w nie planowaną ciąże. Ojciec dziecka znikną, gdy tylko się dowiedział. Moi rodzice wyrzucili mnie z domu. Mówili, że to wstyd na całe miasto, mieć taką zdzirowatą córkę, jak ja. - mówiła smutno. - Musiałam jakoś przeżyć, więc zaczęłam się puszczać. Pewnego dnia, poznałam Math'a. Byłam w tedy w czwartym miesiącu ciąży, więc mój brzuch był już troszkę widoczny. Oczywiście nie umknęło to jego uwadze. Jak opowiedziałam mu całą historię to przygarnął mnie do siebie. Po pięciu miesiącach urodziłam córeczkę. Jak tylko pierwszy raz ją zobaczyłam, wiedziałam, że podjęłam dobrą decyzję z nie usuwaniem ciąży. - na jej ustach pojawił się blady uśmiech. - A potem było tylko lepiej. Math oświadczył mi się, a ja się zgodziłam. Razem wychowaliśmy moją córkę, która teraz wyjechała do Niemiec.

Jak tak słuchałam Elizabeth, to zrobiło mi się jej strasznie szkoda. Jak można własną córkę wyrzucić z domu?! Bo co? Bo ludzie będą gadać? Przecież, to jest chore.

- Przykro mi... - to jedyne co udało mi się powiedzieć, bo po chwili jedna, samotna spłynęła po moim policzku.

- Ale nie płacz. Nie warto. - mówiła spokojnym, kojącym głosem, który pomógł mi się uspokoić. - A co do twoich opiekunów...

- Możemy o nich nie rozmawiać? - przerwałam jej. - Jestem pewna, że oni nawet mnie nie szukają. - powiedziałam.

Mimo, że gdzieś tam, bardzo chciałam, aby się chodź  trochę zamartwiali.

- A moim zdaniem, oni nie przespali nocy, z całego stresu, że zaginęłaś.

Spojrzałam na nią, w niezrozumieniu. '

- Co?

- Może tego nie okazują, ale na pewno cię kochają. - powiedziała dalej głaszcząc moje plecy.

- Tak myślisz? - spytałam dla pewności.

- Jestem tego przekonana.

Elizabeth posłała mi uśmiech, który smutno odwzajemniłam. Bardzo starałam się uwierzyć jej słowom, ale nie było łatwo. Nie bardzo chce mi się wierzyć, że mnie kochają, skoro cały czas drą na mnie mordę. 

- A... a jeśli ja dla nich, nic nie znaczę? 

- Znaczysz więcej, niż może ci się zdawać. - już miałam odpowiedzieć, do pomieszczenia wszedł jakiś facet. 

Na oko koło pięćdziesiątki. Był dosyć wysoki, ale maksymalnie dałabym mu z metr siedemdziesiąt.  Miał lekko siwiącego wąsa, a co ciekawe na głowie był łysy. Na sobie miał ubraną czerwoną koszulę w kratkę, ciemne spodnie na szelkach, a w ręce trzymał topór.

- Eli, kiedy śnia...- ucichł, gdy tylko mnie zobaczył.

- Dzień dobry. - przywitałam się nie śmiało.

- Dzień dobry. - odpowiedział posyłając uśmiech.

- Math, to Katrina. - przedstawiła nas sobie. Wstałam i podeszłam do niego, bo tak zostałam wychowana. Wyciągnęłam dłoń do mężczyzny, a on ją ucałował. Nie robił tego jak mój ojciec, a wręcz przeciwnie. To było takie delikatne i bez erotycznego spojrzenia, mówiące "wyrucham cię".

- Math.

- Katrina.

- Skoro się znacie, to zapraszam do stołu. - powiedziała entuzjastycznie Elizabeth.

- Podziękuje, nie jestem głodna. - odmówiłam, dodatkowo kiwając głową.

- Ale kochanieńka, jesteś strasznie chuda. - mówiła bacznie mnie obserwując.

Ja chuda? Nie chciałabym jej obrażać, ale jest chyba ślepa.

- Ja?Chuda? - prychnęłam. - Ja naprawdę nie jestem głodna, a poza tym... odchudzam się. - przyznałam.

- Nie masz potrzeby się odchudzać. Jesteś piękną, wartościową dziewczyną. I jakby ktoś robił kiedyś badania, na temat, czy blondynki są głupie, to ty byś była idealnym przykładem, że nie.

Zaśmiałam się, podobnie jak Math.

- Miło mi to słyszeć, ale mam... dietę, której ściśle muszę przestrzegać. - przekonywałam, chodź po minie Elizabeth stwierdziłam, że słabo mi to szło. 

- Dziecko drogie, nie głodź się.

- Ale ja się nie... - nie dokończyłam, bo kobieta posłała mi takie spojrzenie, że odechciało mi się kłamać. - no dobrze...- poddałam się.

- Wspaniale. - zawołał Math, po czym skierował kroki, do podajże kuchni.

Po chwili całą trójką zasiedliśmy do śniadania. Miło nam się gawędziło. Elizabeth i Math okazali się bardzo miłymi ludźmi. Opowiadali o swoich młodzieńczych latach, kiedy to się nie nawidzili. W trakcie rozmowy, się trochę przepychali słownie, ale moim zdaniem było naprawdę urocze.

Chciałabym kiedyś kogoś, tak mocno pokochać.

Po śniadaniu pomogłam Elizabeth posprzątać.

- Tak ogólnie, to nie miałam czasu podziękować. - zaczęłam.

- Nie ma za co. - odpowiedziała kobieta, uśmiechając się.

- Jest. Gdyby nie wy, już dawno bym nie żyła. Jak mogłabym się wam odwdzięczyć? - spytałam.

- Nie musisz. Miło tak od czasu, do czasu porozmawiać, z kimś innym niż mój mąż emeryta. - odpowiedziała z uśmiechem.

- Wszystko słyszałem! - krzyknął z drugiego pokoju.

- I dobrze! - odpowiedziała, przez co ja też się uśmiechnęłam.

- Musi być coś, co mogłabym zrobić.

- W zasadzie to tak... Gdybyś czasami, mogła do nas zajrzeć.

- Tylko tyle? - zdziwiłam się.

- Wiesz, mi już nie jest nic potrzebne, do szczęścia. A takie młode towarzystwo, to miła odmiana.

- Postaram się.

- Math podwiezie cię do sierocińca.

- Nie trzeba, na prawdę. Sama dojdę. - odpowiedziałam.

- Nie mam pewności, czy dotrzesz, bez zgubienia się, albo czy wogle dojdziesz. - mówiła tak przekonująco, że nie miałam nic do gadania.

- No dobrze. - zgodziłam się. I tak wiedziałam, że przegram, więc nie było sensu dalej się upierać.

- Wspaniale. - zawołała zadowolona. 

I tak to chwilę później jechałam czerwonym maluchem do sierocińca . W drodze nie gadałam dużo z Math'em, ale ani mi, ani jemu to nie przeszkadzało.

Gdy tylko dojechaliśmy, pożegnałam się z mężczyzną i ruszyłam w stronę drzwi wejściowych, czując ekscytację.

Mimo wszystko wiedziałam, że może ucieczka nie była dobra, ale  będzie warto. Na pewno będzie zabawa, życia.

A jak później się okażę, miałam rację.


******

No witam witam was.

Pierwsza sprawa, to tradycyjnie dziękuje z całego serduszka za gwiazdki, wyświetlenia i komentarze. ♥

Druga sprawa, w tych komentarzach strasznie mi schlebiacie, nie żeby mi to przeszkadzało jakoś bardzo. ;)

Trzecia sprawa to życzę wam szczęśliwego nowego roku, i dla tych to piją energetyki, żeby osiemnastka szybko przyszła ;) ♥.

Pamiętajcie kocham was., z całego mojego serduszka. ♥

Jak mi się uda, to rozdział będzie szybciej, ale niczego nie obiecuję.

Papatki i do następnego. ♥♥♥♥♥


Continue Reading

You'll Also Like

53.7K 1.4K 49
Wiesz czym jest pech? Pechem można nazwać wyjście do klubu, w którym zyskujesz uwagę osoby, której zdecydowanie nie chciałabyś interesować. Pechem m...
991K 2.5K 3
Anton Nawczenko, szef Bratvy jest człowiekiem , który rządzi twardą ręką. Gdy na swojej drodze spotyka Allison, jego życie nabiera nowych barw. Tym b...
8.7K 247 15
13 letnia Layla Roy postanawia uciec z domu dziecka. Layla miała plan by wylecieć do innego kraju tak aby nikt sie o tym nie dowiedział. Jak myślisz...
33.7K 377 17
Hailie mieszka oraz pracuje w Hiszpanii, ma 23 lata. Prowadzi dość miłe i spokojne życie, lecz pewnego dnia pojawia się w nim znów Adrien Santan, zac...