Numer Jeden | BakuDeku

By tylkoecho

1.9K 138 159

Bakugō Katsuki ma zdecydowanie gorszy okres w swoim nastoletnim życiu. Od dziecka marzył, aby zostać Numerem... More

wstęp
dedykacja
CZĘŚĆ I
Rozdział 1: Końce i początki
Rozdział 2: Ćwiczenia i konsekwencje
Rozdział 3: Tąpnięcia i katastrofy
Rozdział 4: Zazdrości i marzenia
CZĘŚĆ II
Rozdział 5: Duże pomniki i mniejsze figurki
Rozdział 6: Drzewa i alejki
Rozdział 7: Dziewiątki i trójki
Rozdział 8: Szamponetki i namioty
Rozdział 9 Biedronki i szkatułki

Rozdział 10 Pojedynek i kobieta

85 9 16
By tylkoecho

1

Wczorajsza przegrana w walce spuściła ze mnie radość do życia i chęci angażowania się w cokolwiek. Sam za to pompowałem się goryczą i biczowałem alternatywami, które uświadamiały mi co mogłem w tamtym pojedynku zrobić lepiej. Kilkanaście godzin po starciu okazywało się, że było tego całkiem sporo. Czułem się jak pieprzony amator!

Moja rana na policzku zaprosiła sobie gościa. Akurat z frustracją podziwiałem w lustrze spustoszenie na swojej twarzy, gdy telefon zawibrował od krótkiej wiadomości: "Przynieś dzisiaj swój kostium. Przyda ci się. Mirko", co w ostateczności przełożyło się na wyjątkową neutralność z jaką przyjąłem ten komunikat. Pierwszy raz w mojej karierze w agencji zapowiadał się dzień oferujący coś innego niż przekładanie mnie z kąta w kąt. Nic nie powinno mnie pobudzić jak wiadomość tego typu. Tymczasem był ranek, a ja miałem dość. Cierpiałem przy samym pakowaniu ubrań do torby, tak bolały miejsca, w które wczoraj oberwałem. Perspektywa aktywnych ośmiu godzin stażu wydawała się tego dnia wyjątkowo złym pomysłem, przez co byłem jeszcze bardziej wkurzony.

Pozostawała jeszcze kwestia najważniejsza – wczorajsza przegrana oznaczała brak szkatułki. To z kolei doprowadziło nas (mnie, Shinsō i Izuku) do ślepego zaułku w grze, w której nawet nie znaliśmy do końca zasad.

Uważam, że w takiej sytuacji miałem prawo mieć zły dzień.

Mirko zarządziła poranne spotkanie na sali treningowej. Wtedy też dowiedziałem się, że agencja miała własną salę treningową. Pomieszczenie okazało się przestronne i wyposażone w różne urządzenia do ćwiczeń - bieżnie, maszyny do podnoszenia ciężarów, rowery stacjonarne.

Kilka minut przed ósmą stałem sam przy drabinkach i czekałem na szefową.

Reszta pracowników zebrała się w grupkę dziecięciu osób i kawałek dalej żywiołowo rozmawiała o pierdołach. Część maszyn zagospodarowali sobie jako ławeczki. Powinienem do nich podejść i chociaż udawać, że posiadam podstawowe umiejętności społeczne, ale od samego początku nie czułem się w ich obrębie mile widziany.

Czułem, że bohaterowie czasami na mnie zerkali. Nawet nie próbowali robić tego dyskretnie. Nikt jednak nie odważył się zaspokoić swojej ciekawości – cóż takiego zadziało się wczorajszego popołudnia, że ten gówniarz wyglądał dzisiaj jak wyglądał?

Miałem to gdzieś, naprawdę. Ceniłem swoje towarzystwo. W poprzednie dni też unikałem ludzi. Czułem jakąś odgórną niechęć z ich strony. Może dlatego, że byłem tylko siedemnastoletnim stażystą i nie warto było zaprzątać sobie mną głowy, albo dlatego, że byłem tym stażystą - nieoficjalnym następcą najlepszego z najlepszych, kolejną wykreowaną przez naród nadzieją, bo kraj przecież potrzebował symbolu, aby utrzymać pokój. Ludzie lubili ciągłość, pragnęli czuć oddech bohatera przez duże B. Osoby, która ich poprowadzi. Właśnie taką nową łatką uczyłem się żyć przez ostatni czas.

Wciąż mi to schlebiało. Jedynym minusem było oglądanie zawodu na twarzach ludzi, którzy po spotkaniu ze mną czuli się okłamani. Jakby kraj ich oszukał, bo wykreowana przyszła nadzieja narodu w rzeczywistości okazywała się narwanym, aroganckim gówniarzem z niewyparzoną gębą i przerośniętym ego, a nie charyzmatycznym liderem, na którego liczyli. Jak niby taki nieokrzesany dzieciak ma im wskazywać w przyszłości drogę, być autorytetem? Było w tym trochę mojej winy, przyznaję. Na takie i podobne gadanie zapracowałem sobie już pierwszego dnia przy recepcji. Riko wyglądała na taką co lubi gadać o stażystach pyskujących do przełożonych, a w tej firmie Mirko była czymś na miarę świętej. Po takim zachowaniu automatycznie stawiało mnie to w roli wroga, a z racji agencyjnej solidarności, po pierwszym dniu figurowałem już tak w oczach wszystkich.

O dziwo była osoba, która nie widziała w moim zachowaniu nic gorszącego. Tą osobą była sama Mirko. Jako jedyna do tej pory przejawiała w stosunku do mnie jakąkolwiek sympatię.

Tak wiec – nie szukałem przyjaciół w agencji i zamiast tego stałem sam, patrząc tępo w podłogę. Próbowałem wykombinować wybrnięcie z naszej (mojej, Shinsō i Izuku) kłopotliwej sytuacji. Zgłosić się ponownie na walki i wygrać inna szkatułkę? A jeśli nie będzie już innych szkatułek do wygrania? Co jeśli chodziło o tą konkretną i koncertowo spartoliłem sprawę? Może wystarczyłoby zgłosić się do Stópki i spytać kulturalnie o zawartość pudełka? Nie. To brzmiało zbyt łatwo.

Królicza bohaterka zjawiła się na sali punkt ósma, chociaż zjawiła się było lekkim niedopowiedzeniem. Zdążyłem zauważyć, że Mirko zawsze wparowywała jak burza.

Strój roboczy jak co dzień opinał jej atletyczne ciało, długie, proste włosy spływały po ramionach, a na twarzy gościło zadowolenie. Musiała naprawdę uwielbiać swoją pracę, bo wyglądała tak codziennie. Nawet ostatnie wydarzenia w mieście i problemy z nich wynikające nie ostudziły jej entuzjazmu.

Podeszła do grupki i przywitała się po kolei z każdym pracownikiem. Trochę się zdziwiła, że stałem tak odseparowany, ale po wymienieniu kilku uprzejmości od razu ruszyła w moją stronę. Gdy była już dostatecznie blisko, oparła swoje ręce o biodra i pochyliła się nad moją twarzą. Wzdrygnąłem się, gdy do moich nozdrzy doleciała silna woń męskich perfum. Poczułem się niekomfortowo, bo nie lubiłem, gdy ktoś naruszał moją przestrzeń osobistą, a ona robiła to zarówno ciałem jak i zapachem.

Kobieta siliła się na mentorskie zatroskanie, ale grymas, który drgnął kącikami jej ust bardziej przypominał rozbawienie niż to pierwsze.

– Robiłeś coś z włosami, Numerku? – spytała zadziornie, bo to nie włosy miała na myśli (nadal nie mogłem pozbyć się tego brązowego koloru!). Perfidnie patrzyła się na moje sine oko, które było niczym przelana doniczka z kwiatkiem - fiolet rozlewał się w okolicach mojego oczodołu niczym woda ze spodka, a ja mogłem tylko śledzić z bezradnością i zdenerwowaniem ten proces.

– Tak – rzuciłem kwaśno. – I przy okazji dostałem stopą po mordzie.

Wyprostowała się.

– Stopą? – Próbowała zachować powagę, ale koniec końców wyszło z tego wstrzymywane parsknięcie. – Metody dydaktyczne U.A. nigdy nie przestaną mnie zadziwiać. – Wyprostowała się i skrzyżowała ręce na piersiach. Nie próbowałem wyprowadzać ją z błędu, że przecież odbywałem u niej staż, a to oznaczało, że miałem wakacje. – Chociaż to może być dla ciebie świetna lekcja.

I że miałem dość tych pierdolonych lekcji.

– Z wami, rączkami, jest zawsze ten sam problem.

– Niby jaki problem?

– Rączki nie doceniają ile potencjału drzemie w nogach.

Miała dwadzieścia siedem lat i była jedną z najsilniejszych osób w kraju, a czasami rzucała tak dziwnymi skrótami myślowymi, że miewałem problemy w zrozumieniu sensu jej wypowiedzi.

– Rączki, czyli...? – zdenerwowałem się, robiąc dla niej miejsce na dokończenie myśli.

Zamiast tego powoli obeszła mnie raz z lewej, raz z prawej strony. Patrzyła się jakbym był towarem na sprzedaż. Dokładnie obejrzała moją sylwetkę od góry do dołu.

Westchnąłem, gdy zorientowałem się, że najprawdopodobniej planowała zignorować moje pytanie.

– Twój dar opiera się głównie na pracy rąk, prawda?

Rozprostowała przed sobą swoje, jakby czekała, aż ktoś skoczy ze szczytu drabinek wprost w jej objęcia. Nie zrobiła tego jednak by kogoś uratować, ale by pokazać mi swoje ramiona. Napięła się, a każdy mięsień, nawet w tej pozycji, był idealny. Zauważyłem, że lubiłem na nią patrzeć. Było w niej coś kontrastowego, co przykuwało moją uwagę. Z jednej strony sylwetkę mógłby pozazdrościć jej niejeden mężczyzna, spędzający większość wolnego czasu na siłowni, a z drugiej wciąż pozostawała przy tym atrakcyjną kobietą - z ładną, delikatną buzią i absorbującym uwagę krągłościami na ciele.

– Nie tworzysz wybuchów za pomocą stóp, prawda? – Opuściła ręce.

Zamrugałem energicznie powiekami. Wróciłem do rzeczywistości.

– Nie – przyznałem. – Kiedyś próbowałem, ale efekty okazały się na tyle słabe, a użytkowanie niewygodne, że zrezygnowałem z tego pomysłu.

– Jesteś rączką, bo walczysz głównie za pomocą rąk. I to czasami bywa dla takich jak ty zgubne, gdy przeciwnikiem staje się ktoś, kto swą indywidualność opiera na dolnych partiach ciała – zaczęła tłumaczyć. – W efekcie trudniej przewidzieć ci ruchy, działasz na innych przyzwyczajeniach i mechanicznie czekasz na cios z góry, gdy ten niespodziewanie przychodzi z dołu. Zaskakuje cię nasza szybkość, refleks, gubisz się w trakcie walki. W efekcie obrywasz. – Chciała dotknąć mojego siniaka, ale odsunąłem głowę. Pomijając ból, nie lubiłem też być dotykany.

Nagle uszy i króliczy ogon kobiety drgnęły równocześnie. Jej twarz się rozpromieniła.

– Zaatakuj mnie – rzuciła niespodziewanie.

Na sali zapanowała cisza.

Zawodowcy, którzy do tej pory udawali niezainteresowanie naszą rozmową, zamarli, nagle nabierając śmiałości do przyznania się w byciu jej uczestnikami.

Mirko odeszła ode mnie i stanęła na środku wydzielonego miejsca do pojedynków. Czy ja dobrze rozumiałem? Miałem zaatakować piątą, najsilniejszą osobę w kraju?

– Mówisz poważnie? – upewniłem się.

Nie chciałem wylecieć ze stażu, tylko dlatego, że źle zrozumiałem polecenie.

– Zaatakuj i spróbuj mnie znokautować! – powiedziała. – Idź na całość!

Ktoś się zaśmiał, ktoś inny zaklaskał.

– Nie zrób dziecku krzywdy, Mirko!

– Nie jestem dzieckiem! – warknąłem w ich kierunku.

– No tak, przecież to przyszła nadzieja tego kraju! Zapomniałem!

– Nie bądź wredny, Hiro. – Drobna blondynka szturchnęła chłopaka upominająco.

Nie potrzebowałem aprobaty innych, aby w siebie wierzyć. To było całe moje życie. W każdym razie ciężko pracowałem, aby było.

Mirko zwróciła moją uwagę w swoim kierunku, udając, że coś zasiedziało ją w gardle. Odkrzyknęła.

– Tylko bez wybuchów, dobra? – uściśliła, rozgrzewając się paroma przysiadami i okrężnymi ruchami ramion. – Skupmy się na samej sile.

– Pokaż mu, Mirko!

To znacznie ograniczało moje możliwości, bo jednak swoje ataki opierałem głównie na wybuchach. Sama siła była jedynie dodatkiem. W dodatku wciąż czułem się cholernie poobijany. Oczywiście nie narzekałem, bo w zawodzie bohatera nie było miejsca na narzekanie. Należało zacisnąć zęby i za każdym razem dawać z siebie wszystko, bez względu na okoliczności i ograniczenia.

Strzeliłem karkiem. Czemu miało to służyć? Nie wiedziałem, jednak poczułem się ożywiony, gdy stanęliśmy naprzeciwko siebie.

– Zaczynamy! – zawołała.

Ruszyłem do ataku, gdy tylko dała przyzwolenie. Starcie z Mirko okazało się być na zupełnie innym poziomie, niż te, z którymi miałem styczność w szkole, a nawet wczorajszy pojedynek ze Stópką różnił się znacząco. Moi rówieśnicy zazwyczaj się mnie bali. Stópka zręcznie uśpił moją czujność. Tym razem miałem wrażenie, jakbym tańczył z partnerką osobliwy taniec ataku i obrony, który wyglądał jak ćwiczony miesiącami układ. Wystarczyło dać się porwać. Oboje dotrzymywaliśmy sobie kroku. Była zwinna i silna. Ja byłem szybki i pewny siebie.

Trafiłem Mirko w prawe ramie, co wytrąciło ją z rytmu. Wykorzystałem sytuację i kolejnymi ruchami sprawiłem, że bohaterka upadła na jedno kolano. Probowała uratować sytuację, ale byłem szybszy. Objąłem dłonią jej twarz.

– Bum! – powiedziałem chłodno, udając wybuch.

Potrafiła szybko zamaskować szok, ale i tak zdążyłem go wyłapać pomiędzy palcami.

Usłyszałem kilka okrzyków zdumienia.

– Czy on naprawdę...?

– Mirko, błagam cię! Nie dawaj mu forów!

Wziąłem rękę z jej twarzy.

Uśmiechnęła się, wstając z kolana.

– Nie dawałam ci forów – szepnęła do mnie z uznaniem.

Mówiła prawdę, ale nie całą. Ani razu nie użyła swoich nóg. Zdobyty przeze mnie punkt nadal był imponującym osiągnięciem, ale nie czułem, żebym w pełni na niego zasłużył. Tutaj już wychwyciłem podobny schemat jak u Stópki – najlepsze planowała zostawić na koniec, dlatego byłem czujny. Uważnie śledziłem jej nogi.

W kolejnym starciu udało mi się wymierzyć kilka zręcznych ciosów, ale jej też. Nasz taniec wszedł na wyższy poziom. Przez chwilę byłem pewny kolejnego punktu. Planowałem złapać jej rękę i wykręcić do tyłu w taki sposób, aby kolejny raz zmusić ją do klęku. Nawet miałem ku temu idealną okazję. Do chwili, gdy poczułem, że coś było nie tak. Kilka moich kosmków włosów połaskotało mnie po policzku, ruszone przez podmuch powietrza, którego nie powinnienem poczuć. Zamarłem. Kobieta w ostatniej chwili zatrzymała swoją nogę jakieś pięć centymetrów od mojego ucha. Wstrzymałem oddech, zszokowany szybkością i siłą, która zaledwie pośrednio musnęła moją skórę. Miałem wrażenie, że ten cios mógł urwać mi głowę. Śledziłem jej nogi, a mimo to nawet nie wiem kiedy...

Uśmiechnęła się z dumą.

– Nokaut! – obwieściła i opuściła nogę. – Jeszcze raz!

Odskoczyła do tyłu. Zaczęliśmy się obchodzić jak dwa nieufne koty, aż w końcu ruszyłem na nią. Przy pierwszej okazji ukucnęła i podcięła mi nogi. Upadłem plecami na linoleum. Myślałem, że zdarzę się podnieść. W ostatniej chwili zreflektowałem się, że chciała wykonać jeden z tych samych ciosów co Stópka. Nie miałem szans na unik. Ciało odruchowo skrzyżowało ręce w nadgarstkach. Napiąłem mięśnie i skupiłem się, aby ochronić narządy. Sparowałem cios, który ostatecznie okazał się delikatny niczym piórko.

Znowu powstrzymała się od uderzenia. 

Ktoś zagwizdał z uznaniem.

– Nokaut! – rzuciła rozbawiona. – Całkiem nieźle, Numerku! Niezły jest, co nie?

– Dawaj, młody!

Chyba się przesłyszałem. Pierwszy raz podczas starcia spojrzałem w kierunku pracowników. Czy któryś z nich mi kibicował? Wszyscy wyglądali na wyjątkowo zaangażowanych w nasz pojedynek.

Mirko upominająco kopnęła mnie w biodro, aby przywołać moje myśli z powrotem na nią.

Niestety, ostatnia próba była moim najmniej spektakularnym pokazem. Nawet nie wiem kiedy ponownie obaliła mnie na ziemię. Leżałem na niej plecami, próbując się wyrwać, ale moje starania jedynie ją bawiły. Szyje zakneblowała mi w silnym uścisku kobiecych ramion, a biodra owinęła swoimi nogami.

– Poddaj się, Bakugō. – Połaskotała moje ucho swoim oddechem.

Wtedy stało się coś dziwnego. Nagle poczułem się onieśmielony bliskością między nami. Jej piersi ocierały się o moje plecy, oddech łaskotał ucho, a oplecione nogi, miażdżyły biodra i dotykały miejsca, którego nie powinny. Moją szyję zamknęła między zgięciem w łokciu i z całej siły przyciskała do siebie. Dusiłem się, ale wyjątkowo w tamtej chwili było to dla mnie najmniej istotne.

Spanikowałem. Zacząłem się szarpać, ale bez konkretnego planu, co koniec końców przy jej sile okazało się całkowicie bezowocne. Mirko kolejny raz otarła się o miejsce między moimi nogami, aby poprawić uścisk.

To właśnie tamtego dnia poczułem to pierwszy raz. Falę gorąca, która zaczęła palić mnie od środka. Czułem, że była moim darem, ale jednocześnie było w niej coś obcego i niebezpiecznego. Na tyle, że zmroziło mi krew w żyłach. Nad swoimi wybuchami panowałem, a to coś zdawało się nieokiełznane. Ze spustoszeniem próbowało prześlizgnąć się przez moje ciało. Zaczęło od czubków palców u stóp, a im wyżej było, tym ogarniało mnie większe przerażenie. Zdałem sobie sprawę, że bałem się tego.

Próbowałem krzyknąć, ale nie miałem możliwości. Przestałem się wiercić, strwożony tym co szalało we mnie. Silny ogień palił mnie już w podbrzuszu. 

– Nokaut! – krzyknęła nagle niczego nieświadoma Mirko. Na szczęście odebrała moje zesztywnienie jako kapitulację.

Poluzowała oba uściski, a ja narwanie sturlałem się z niej na podłogę i upadłem na brzuch. Załapałem łapczywie powietrze, jakbym spędził minutę pod wodą.

W jednej chwili fala gorąca zniknęła, jakby była jedynie wytworem mojej wyobraźni. Z tym, że nie była. Walczyłem z desperacją o oddech i słyszałem jej niszczycielski rechot. Próbowałem zrozumieć co to wszystko miało znaczyć.

Mirko wstała z podłogi i dumnie otrzepała ręce. Jej pierś falowała ciężko. W pierwszej chwili też planowałem się podnieść, ale w połowie zdałem sobie sprawę, że nie mogę tego zrobić. Upadłem na kolana, zacisnąłem na nich pieści i przycisnąłem wnętrzem dłoni do swojego podbrzusza.

W oddali usłyszałem zbliżające się w naszym kierunku kroki.

Cholera, nie w tym momencie. Nie teraz. Spieprzajcie stąd.

Próbowałem złapać oddech - już nie przez zmęczenie, ale dlatego że próbowałem się uspokoić.

Miałem jeszcze jeden problem.

Podnieciłem się.

Umrę ze wstydu jeśli Mirko da mi do zrozumienia, że to poczuła. A chyba poczuła. A może nie? Jej noga przecież ocierała się o mnie, gdy mnie blokowała. Oczywiście, że poczuła! Co za wstyd. Miałem ochotę ukryć głowę pod tym linoleum, niczym struś, a że moje zażenowanie osiągnęło poziom szczytowy, bez problemu przebiłbym czołem każde podłoże.

– To było naprawdę niezłe! – Usłyszałem za sobą głos którejś z bohaterek. – Zaimponowałeś mi!

– Spadaj – burknąłem.

Po pracownikach przeszła zaraźliwa fala oburzenia. Jeśli miałem jeszcze jakieś widoki na znajomości, to tym sposobem pogrzebałem na nie jakiekolwiek szanse. Swój cel jednak osiągnąłem – dali mi w tamtej chwili spokój.

– Dobra, zostawcie go. Jeszcze nie nauczył się przegrywać – parsknął któryś z chłopaków. Chyba ten Hiro.

– Koniec zbiegowiska! – huknęła szefowa. – Idźcie się przygotować w teren!

Podeszwy butów dziesięciu osób zaskrzypiały o podłoże sali, pomieszane z pomrukami. Kolejny raz czułem na sobie ich krytyczne spojrzenia.

Mirko spojrzała na mnie zaciekawiona i rzuciła:

– Ciebie też to dotyczy.

Nie pozwoliła mi na za długie użalanie się nad sobą. Przynajmniej starałem się, aby tak to wyglądało. Stanęła nade mną i szturchnęła palcem wskazującym moją głowę, abym przestał wpatrywać się w podłogę. Podniosłem z niechęcią wzrok do góry.

Myślałem, że zetknę się z pyszałkowatym spojrzeniem nauczyciela, który przed chwilą dał swojemu krnąbrnemu uczniowi cenną lekcję albo zażenowanej kobiety, która kilka minut wcześniej coś poczuła. Zdziwiłem się, gdy dotarło do mnie, że Mirko nie patrzyła na mnie oczami dorosłego, tylko nastoletniej Rumi, z której też kpiono, mówiono, że jest silna, ale nie nadaje się na bohatera, bo była zbyt roztrzepana, zbyt niebezpieczna, zbyt nieokiełznana.

Widziałem w niej zrozumienie. Pierwszy raz dotarło do mnie, że Midnight miała rację. Naprawdę byliśmy do siebie podobni.

 – Będziesz kiedyś silnym bohaterem Bakugō. Już nim jesteś - szepnęła, bo te słowa kierowała tylko do mnie.

Wskazywała na mnie palcem. Oceniająco. Krytycznie. W ten sam sposób, który znałem już doskonale. Nagle jednak rozprostowała pozostałe palce u prawej dłoni. I wtedy ten wskazujący, oceniający, krytyczny paluch zamieniła w rękę, która proponowała mi pomoc. A to było coś nowego. 

Upewniłem się, że bluza w żaden upokarzający sposób nie podciągnie się do góry i skorzystałem z oferty. Gdy tylko wstałem z ziemi, bohaterka nachyliła się. Kolejny raz uderzył we mnie ostry zapach jej perfum.

Spojrzała mi głęboko w oczy i poklepała mnie po policzku. Moje serce zabiło mocniej w taki gówniarski sposób.

    – Ale czeka cię jeszcze długa droga, żeby mnie prześcignąć i stanąć się najlepszy – zaśmiała się. Nie czekała na żadną reakcje z mojej strony. Po prostu odeszła.

Stałem osłupiały na środku wydzielonej przestrzeni do walk treningowych. Serce dalej waliło mi jak młot. Co się ze mną działo? Skąd to uczucie? Czym była tamta fala gorąca?

    – Masz dziesięć minut, żeby się przebrać, Numerku! – rzuciła na odchodnym. Jej uszy drgnęły dwa razy, ogonek zamerdał trzy. – Pozostali to samo! Za piętnaście minut wychodzimy!



data publikacji: 12.10.2023

tylkoecho: hyhyhyhy... ale trust the process.

Continue Reading

You'll Also Like

134K 9.9K 57
Edgar to młody chłopak z toną problemów na głowie. Dla swojej siostry starał się walczyć z chęcią skończenia tego. Niestety pragnienia wzięły górę. ...
1.4M 67.3K 38
Melody Grant to studentka trzeciego roku zarządzania. Kiedy traci swoją ukochaną pracę, jest zmuszona poszukać nowej. Dostaje posadę asystentki jedne...
24.1K 1.5K 39
Edgar ma 15 lat, zmaga sie z problemami rodzinnymi jak i prywatnymi, do tego sie jeszcze wyprowadza z domu w którym mieszkał cale swoje życie, ma też...
24.6K 1.9K 20
Draco kocha syna ponad wszystko. Dlatego, kiedy była żona planuje odebrać mu dziecko, Draco zwraca się o pomoc do ostatniej osoby, o której by pomyśl...