Gdybyś tylko wiedział | Know...

Bởi dzulikbook

64.5K 2.1K 693

W domu szesnastoletniej Nellie West nigdy nie było za ciekawie, ona oraz jej dwójka starszych braci wychowywa... Xem Thêm

Ostrzeżenie
Dedykacja
Prolog
1.
2.
3.
4.
5.
6.
7.
8.
9.
10.
11.
12.
14.
15.
16.
17.
18.
19.
20.
21.
22.
23.
24.
25.
Dodatkowa perspektywa Colina
Epilog.

13.

1.7K 70 13
Bởi dzulikbook

Rano obudził mnie potężny ból głowy oraz o dziwo całego ciała. Uchyliłam powieki ze zdziwieniem przyjmując fakt, że spałam w niewygodnej pozycji w środku wanny, w łazience należącej do mojego pokoju.

Poruszyłam się i jęknęłam z bólu, który się do mnie odezwał, a zwłaszcza po śnie w tak nie wygodnym miejscu. W drzwiach wręcz od razu pojawił się Nicholas i Colin, który oparł się ramieniem o futrynę. Nicholas podszedł do mnie.

- co ja tu, kurwa robię - spytałam zachrypniętym głosem, odchrząknęłam marszcząc brwi. Uniosłam spojrzenie na brata, który już ledwo powstrzymywał napad śmiechu.

Pieprzony dupek.

- no co, zezgonowałaś sobie tutaj - wzruszył ramionami jakby to była najnormalniejsza rzecz. Zgon w wannie? To w ogóle możliwe? Chyba nawet nie chce znać sposobu w jaki się tu znalazłam.

- spałaś tak słodko, że nie zamierzaliśmy cię budzić to przyniosłem ci tylko pościel i poduszkę - dopowiedział Colin bezczelnie się uśmiechając. Oboje się świetnie bawili moim kosztem.

- nie mogliście mnie obudzić czy coś?
- zapytałam oburzona.

- myślisz że nie próbowaliśmy? - oburzył się sztucznie Nick - Colin nad uchem puszczał ci nawet kościelne dzwony - Spojrzałam na nich z politowaniem.

- wyjdźcie - westchnęłam zrezygnowana. Moje życie to istny żart i otaczałam się samymi kretynami. Najgorsze jest to, że już nawet nie wiem, który z nich jest najgłupszy.


Przez połowę popołudnia leczyłam kaca, którego pomimo cierpienia i tak nie żałowałam. Przynajmniej na jakiś czas zapomniałam o ojcu. Prawdę mówiąc zapomniałam o wszystkim.
Po ogarnięciu się zeszłam na dół, gdzie czekał mnie nie mały szok.

- co tu się odpierdala? - zmarszczyłam brwi patrząc na ojca wsiadającego z walizkami do samochodu, koło samochodu stał Nicholas i coś wymachiwał, widziałam tylko jego plecy. Przy otwartych na oścież drzwiach stał zdenerwowany Xavier, a na kanapie w salonie zauważyłam matkę. Opierała głowę na rękach ułożonych na kolanach. Wyglądała na dość przybitą. Swoim pytaniem zwróciłam na siebie uwagę starszego brata.

- ojciec się wyprowadza - powiedział spokojnie ruszając w moją stronę.

- jak to się wyprowadza - spytałam totalnie nie rozumiejąc sytuacji. Miałam do niego cholerny żal. Naprawdę był chujowym ojcem, dawał chujowy przykład.

- rodzice się rozwodzą.

Te słowa sprawiły, że nogi się pode mną ugięły. Dosłownie. Opadłam na schodki przed którymi stałam i dzięki szybkiej interwencji brata nie obijam sobie pośladków. Zrobiło mi się słabo.

- rozwodzą się? - mój głos był strasznie rozdygotany.

Małżeństwo rodziców wcale nie należało do tych kochających się małżeństw. Było pełne bólu i cierpienia. Czasami nawet zastanawiałam się dlaczego dalej są razem, ale nigdy sobie tego nie wyobrażałam. Przecież... mama sobie nie poradzi. Nie pamięta nawet życia przed życiem z nim. Wyszła za mąż w wieku osiemnastu lat kiedy zaszła w pierwsza ciąże. Nasz dziadek nie chciał nawet słyszeć o nieślubnym dziecku dlatego pięć miesięcy przed narodzinami Xaviera odbyło się huczne wesele. Podejrzewam że gdyby nie ciąża nigdy by nie doszło do tego ślubu, chociaż kiedyś mama często mówiła nam, ze dużo rzeczy w życiu żałuje, ale jakby miała być cofnięta w czasie, tej drogi na której stoi nasza trójka, nigdy by nie minęła.

Spojrzałam na samochód, który przykuł moją uwagę tym ze odjechał z głośnym piskiem opon. Patrzyłam na ciało chłopaka, który nawet nie drgnął. Stał spięty. Gdy zauważyłam jak jego ciałem wstrząsnął szloch, szybko podniosłam się z schodka i o mało nie zabijając się po schodach z werandy podbiegłam do chłopaka. Objęłam go ramionami, a on po chwili to odwzajemnił. Byłam dość niższa od niego, przed co po chwili czułam jak na moja twarz skapują jego łzy.

- to koniec naszego cierpienia, Nel - wyszeptał z łamiącym serce bólem w głosie.

- ale początek twojego.

Nicholas był strasznie zżyty z ojcem. Jako jedyny spędzał z nim najwiecej czasu. Był po prostu upierdliwy i nie bał sie go więc dane mu było przeżyć wspólnych chwil więcej. Tata jechał rankiem na ryby by odpocząć? Nicholas siedział już na krawężniku przed domem. Tata jechał na kawę do dziadków? Nicholas dzwonił do babci by przekonała syna, żeby zabrał go ze sobą. Nicholas po prostu pomimo całego gówna chciał z nim spędzać czas. Chciał mieć tate i widział w nim dobrego człowieka. 

- wiesz co mi powiedział zanim odjechał? - do czasu. Do czasu gdy ten mężczyzna...

- nie mam pojęcia.

- że mam do niego nie dzwonić, bo on wreszcie chce zacząć żyć. Chce być szczęśliwy, bo z nami nie mógł taki być. - do czasu, gdy ten mężczyzna doszczętnie nie zniszczył serca syna.

- Nick... - wyszeptałam stając na palcach i jeszcze bardziej wtulając sie w jego ciało. Moje oczy były pełne łez. Nie wiedziałam co powiedzieć bratu. Nie powiem mu przecież, że czego się spodziewał po tym zwyrodnialcu. Dlatego stałam tylko przytulona do brata i pocieszająco głaskałam go po plecach. Po dobrych piętnastu minutach chłopak zaczął sie uspokajać i słychać było tylko pociąganie nosem. 

- a co to za przytulaski bezemnie - usłyszałam ten irytujący głos za sobą. Czy on naprawdę zawsze wiedział, w którym momencie sie pojawić?

- kurwa - przeklnęłam pod nosem. Odsunęłam sie od brata delikatnie po czym spojrzałam mu w twarz - idź do domu, ja sie nim zajmę - pokiwał głowa i w sekundę odwrócił sie do domu, ruszając w tamtą stronę szybkim tempem. Wiedziałam że mimo wszystko nie chciałby by jego kumpel widział łzy na jego policzkach. Odwróciłam się w stronę dochodzącego irytującego głosu. Moim oczom ukazał sie nie kto inny niż Colin White, kto by się tego spodziewał. Szatyn ubrany był w spodnie do koszykówki i luźna bluzkę przez co uznałam, że pewnie chciał wyciągnąć moich braci na boisko - to nie czas na żarty, White - warknęłam dość nie milo.

- co tak oficjalnie - parsknął kpiąco, a ja nie dałam rady. Naprawdę byłam dzisiaj takim wulkanem negatywnej energii.

- bo męczy mnie twoja obecność - odparłam, na co on znów parsknął kręcąc głową.

- wczoraj na imprezie ci nie przeszkadzała - powiedział z głowa skierowana gdzieś w bok, intensywnie na coś patrzył. Spojrzałam w tamtą stronę. Brawo White, ptaszek. Ale nie to przykuło moją uwagę.

- co - przełknęłam gule w gardle, która nawet nie wiem, w którym momencie tam wyrosła i odchrząknęłam  - co się działo wczoraj na imprezie?

- co ty, West? Nic nie pamiętasz? - spytał patrząc na mnie, a ja spuściłam wzrok. Problem w tym, że ja na prawdę nic nie pamiętałam.

- nie no pamiętam.

- tak, a to że mnie pocałowałaś? - automatycznie przeniosłam ma niego wzrok rozdziawiając usta. Totalnie można by rzec, że kopara mi opadła.

- pierdolisz - wplatałam dłonie we włosy, kręcąc nią na boki.

Coś ty odjebała idiotko.

- znaczy się teraz to nie - posłałam mu mordercze spojrzenie na co uniósł ręce w obronnym geście - ale tak, tak właśnie było. Generalnie to wykorzystałaś mnie - powiedział zaszczycając mnie tym swoim kpiącym uśmiechem.

- słucham? - wydusiłam z siebie.

- jakaś nowa dziewczyna przyszła i powiedziała ci, że jesteś chujowa, bo nie masz chłopaka, co swoją drogą moim zdaniem jest cholernie dziecinne, ale ona ci powiedziała, że ona to pewnie będzie miała szanse u każdego z drużyny futbolowej - totalnie nie pamiętałam żebym poznawała jakaś nową dziewczynę - wiec ty wtedy zarzuciłaś włosami i ruszyłaś w naszą stronę. Przywitałaś się z wszystkimi chłopakami tak jak zawsze, a na mnie sie rzuciłaś - parsknął po raz już chyba setny, ale tym razem to nie był ten kpiący śmiech, ten był jakiś inny.

- nie pamiętam tego - wyszeptałam.

- ważne, że ja to zapamiętam na całe życie, a mina tej dziewczyny i kilku innych? Bezcenna. - spojrzałam w jego oczy, w których migały dziwne iskierki. Nie wiedziałam kompletnie o co w nich chodziło, właściwie to nie wiedziałam o co mu ostatnio chodziło. Miałam z nim o tym pogadać, a zamiast tego rzucam sie na niego na imprezie.

- przepraszam - przyznałam odwracając wzrok.

- nie masz za co, West. To był tylko pocałunek - tylko pocałunek Nel. Nic strasznego - ale wiesz jak będziesz chciała to możemy to powt...

- nie kończ - warknęłam, na co ten sie zaśmiał - zmieniając temat ani Xav, ani Nick nie wyjdą, rodzice biorą rozwód, a ojciec przedchwila sie wyprowadził. No i nigdy w życiu nie licz na powtórkę - mrugnęłam do niego okiem i uśmiechałam sie sztucznie odwracając sie na pięcie.

- Nellie - usłyszałam jeszcze jego głos za sobą jak pokonałam już polowe drogi - przykro mi, naprawdę. - jego głos brzmiał tak cicho, ze odwróciłam się by spojrzeć czy to na pewno on powiedział. W zamian zobaczyłam daleko oddalające się już plecy chłopaka.

Colin White nie wiedział co to dysfunkcja rodziny. Właściwie zawsze zazdrościłam mu i Kylie rodziny. W niedzielne wieczorki urządzali sobie planszowe wieczorki. Zawsze obiady jedli razem. Jeśli któryś z nich kończył później szkołe bądź prace reszta na niego czekała. Colin miał wieczne wsparcie i u mamy i u taty. Mało tego dostawał naprawdę wszystko czego zapragnął. Dostał nawet rottweilera, mimo ze jego mama panicznie bała się dużych ras. Poszła do psychologa by pewnego dnia na siedemnaste urodziny móc dać swojemu synowi jego wymarzony prezent. W sumie to dostał go dwa miesiące wcześniej, bo przecież nie kupuje się zwierząt na jakąś okazje. Często byliśmy z braćmi zapraszani na jakieś kolacje do państwa White jak rodziców nie było w domu. Chodzili tam tylko moi bracia, ja zostawałam w domu ze względu na moja nienawiść do ich syna.

Zanim mojej mamie odbiło, dość blisko przyjaźniły się z panią White. Do mojego dziesiątego roku życia nawet państwo White mieszkali naprzeciwko nas. Później przeprowadzili się do trochę większego domu jakieś dwie ulice dalej. W sumie to zamienili się z dziadkami Colina. Jego dziadkowie na stare lata przyszli do mniejszego jednopiętrowego domu, a wnukom, córce i zięciowi oddali swój dom.

- Nel, możesz podejść? - usłyszałam Xaviera, gdy tylko zamknęłam za sobą drzwi. Ruszyłam w kierunku salonu patrząc na niego siedzącego w fotelu oraz na mamę i drugiego brata siedzących na kanapie. Usiadłam na fotelu na przeciwko kanapy. Ja miałam największy uraz do mamy i taty. Obie ciężko przechodziłyśmy śmierć Maddie, co nie oznaczało że mogła mnie wystawić do wiatru. Potrzebowałam jej. Po śmierci bliźniaczki, z którą spędzałam dwadzieścia cztery na siedem potrzebowałam mamy. Nie braci. Chociaż byłam im cholernie wdzięczna to i tak potrzebowałam mamy.

- słucham - powiedziałam, zakładając nogę na nogę.

- chciałabym was przeprosić dzieci - odezwała się mama, wiec zwróciłam na nią uwagę - nie byłam w ostatnim czasie dobra mamą - prychnęłam na jej słowa. Xavier skarcił mnie spojrzeniem, a mama uniosła na mnie pełne smutku spojrzenie. Nie dam się nabrać, mamo.

- no nie da się tego ukryć - powiedziałam próbując maskować swoją uszczypliwość kaszlem.

- Nel - rzucił ostrzegawczo Xavier.

- chce was za to przeprosić. Nie powinnam tak robić i naprawdę chciałabym to odbudować. Ojciec nie miał dobrego wpływu na mój stan psychiczny, ale te kilka tygodni z dala od niego... od was. Uświadomiły mi że naprawdę chce mieć z wami taką relacje jak wcześniej. Chce być waszą przyjaciółką. Chce być waszą mama. - ostatnie zdalnie niemalże wyszeptała. Pomrugalam szybko powiekami, nie mogłam uronić łzy. Wiedziałam że to jedna z tych jej gierek, przecież jest pieprzoną aktoreczką.

- Wiesz że przyjechał tu wczoraj i skatował Nel? - warknął Nick, podnosząc w końcu na nią wzrok, on też miał do niej cholerny żal. Tylko Xav był w stanie z dnia na dzień wszystko jej wybaczyć - to że ona dzisiaj funkcjonuje to naprawdę jest duży cud.

- słucham? - kobieta wydała z siebie ciche sapnięcie, jakby naprawdę było to ostatnie czego mogłaby się spodziewać.

- co taka zdziwiona? - warknęłam - przecież wiesz, że się nad nami znęcał. Sama nie jesteś lepsza tylko, że ty wykonujesz to w sposób psychiczny - celowałam w jej klatkę piersiowa coraz więcej naboi, które za pewne boleśnie dziurawiły jej skórę i dobrze. Miało boleć.

- o czym ty...

- o czym mówię? - sarknęłam i podniosłam się z fotela, wzrok całej trójki był utkwiony we mnie - mówię dokładnie o tym - powiedziałam chwytając za rąbek bluzy. Uniosłam ją w miarę do góry, tak ze wszystko co miało być widoczne, faktycznie było widoczne. Wzrok dwóch osób opadł na to co ukazałam, ale została jedna osoba, osoba która już dużo wcześniej widziała to co pokazałam im.

- co do chu... - wyszeptał Xavier. To co im pokazałam wstrząsnęło mama do tego stopnia, że po jej policzkach już nie płynęły łezki, a całe fale łez. Jak zaczarowana z bólem w oczach wpatrywała się w mój wychudzony brzuch. Był tak wychudzony, że widoczne były prawie całe żebra, od boku wyglądałam prawie jak jakaś kartka papieru. Mało tego brzuch pokryty ogromną ilością białych kreseczek. Jedne dłuższe drugie krótsze, jedne szersze drugie cieńsze, jedne ciemne, a inne zaś wyblakłe. Dokładnie wiedziała od czego są to blizny, prawdopodobnie teraz tez doszło do niej jakimi słowami do tego doprowadziła.

Nicholas ani razu na to nie spojrzał. Patrzył na moją twarz. Po wydarzeniach z dzisiaj rozsypał się totalnie, wiedział że gdyby skusił się spojrzeć upadł by i już by się nie podniósł. Wiele razy to widział, ale za każdym razem przeżywał to tak samo, nie widział jednak w jak fatalnym stanie jest moja figura w tym momencie, ale on nie musiał tego widzieć. On to czuł. Poczuł to kiedy pod pretekstem głaskania mnie po plecach przed domem, badał jak tragicznie jest. Nie chciał na to spojrzeć, bo wiedział że zaboli go to w cholerę. Do dziś pamiętam jak ostatnim razem dwa lata temu niemalże błagał codziennie rano bym zjadła śniadanie.

- Nelli... - zaczęła mama z bólem w głosie, nie powstrzymując łez, kręciłam szybko głową.

- nie mamo, nie jestem w stanie ci tego wybaczyć - powiedziałam zduszonym przez gule, głosem, opuściłam bluzę dalej stojąc przed kobietą i braćmi - już nie - ruszyłam biegiem w stronę schodów. Wbiegłam do pokoju i zsunęłam się po ścianie obok drzwi, które już po chwili znów się otwarły. Nie uniosłam głowy, by spojrzeć na osobę, która właśnie weszła do mojego pokoju.

- Nel, Nel, Nel - powtarzał szeptem, po czym uklęknął obok mnie i przytulił się do mnie mocno. Wiedziałam że w tym momencie oboje cholernie tego potrzebowaliśmy.

Tym właśnie było nasze rodzeństwo. Wśród naszych znajomych byliśmy rozbrykanym rodzeństwem, które podczas docinania sobie nie zważa na to, że robi to na przykład na basenie, na środku galerii czy w kawiarni, ale gdy zamykały się drzwi naszego domu byliśmy po prostu złamanym przez życie rodzeństwem, które pomimo wszystko weszło by za drugim w sam środek ognia. Tym właśnie było rodzeństwo West. Tak wychowała nas mama za dzieciaka. Wpajała nam, że cokolwiek by się nie działo mamy dbać o siebie wzajemnie.

Đọc tiếp

Bạn Cũng Sẽ Thích

238K 7.8K 45
Współczesna opowieść o kopciuszku, w której książę okazał się być diabłem. On był samotnikiem, socjopatą i mordercą. Ona była tylko służącą w jego do...
82K 4.5K 77
Kontynuacja książki ,, You Can Be The Boss ".
8.6K 1.1K 6
Kelsey Lester (17 lat) przeprowadza się wraz z rodziną do słonecznego Los Angeles, aby wesprzeć dziadka po stracie jego żony. Jej starsza siostra Jen...
3K 305 21
Od dziecka łączyła ich wyjątkowa więź, która z dnia na dzień została brutalnie zerwana. Udają, że oboje są silni, podczas gdy każde z nich umiera od...