Prawdziwa historia Trunksa |...

By bulma3000

2K 176 193

Aby zapewnić bezpieczeństwo w swoim świecie, Trunks decyduje się na trening w Komnacie Ducha i Czasu. Nieocze... More

1/ Początek na końcu
2/ Android nr 18
3/ Komnata Ducha i Czasu
4/ 365 dni
5/ Różnice
6/ Zimny jak ogień
7/ Konsekwencje
8/ Ból uczyni cię silniejszym
8/ cz.2 Ból uczyni cię silniejszym
9/ Sekrety
10/ Decyzja Trunksa
11/ Zmieniając przyszłość
12/ Twarzą w twarz
12/ cz.2 Twarzą w twarz
14/ Kłamstwa i półprawdy
15/ Demony przeszłości

13/ Wybory

73 8 3
By bulma3000

Siedemnastka nigdy nie czuł się tak upokorzony. Jako najdoskonalszy wynalazek Doktora Gero przez ostatnie dwadzieścia lat nie miał sobie równych. Żadna siła nie mogła stawić mu czoła, nie mogła go zranić żadna broń. Był absolutną potęgą – niepowstrzymany, nieustraszony, niezwyciężony. A teraz leżał poobijany na ziemi pośród sterty kamieni i gruzów, zdany na łaskę dzieciaka, którego, jak na ironię, nigdy nawet nie postrzegał w kategorii zagrożenia.

Głowa pulsowała mu ostrym bólem, a jego wnętrzności skręcały się z tłumionej w sobie wściekłości. Nie potrafił zrozumieć, jak udało mu się zdobyć tak niewyobrażalną moc. W przeciwieństwie do swojego przyjaciela Gohana, którego wraz z siostrą mieli przyjemność zabić kilka lat wcześniej, Trunks wydawał się mu zupełnie nieszkodliwy. Ot, zwykły dzieciak z obsesją na punkcie ratowania świata. Jego upór bywał irytujący, ale nie sposób było mu odmówić wytrwałości. Gdy już się zjawiał, mogli przynajmniej liczyć na dobrą zabawę. Dlatego właśnie z każdego starcia pozwalali mu ujść z życiem. Traktowali go po prostu jako formę rozrywki, ostatnią żywą zabawkę, jaka im pozostała. Po skończonej walce zostawiali go pobitego do nieprzytomności, za każdym razem w gorszym stanie od poprzedniego, a Siedemnastka zastanawiał się, kiedy wreszcie da sobie spokój i zrozumie, że nigdy nie zdoła zbliżyć się do ich poziomu. Nie widział w nim nic, co mogłoby świadczyć o jego potencjale. W odróżnieniu od Gohana, nie miewał ani wściekłych napadów gniewu, ani towarzyszącym im przebłysków mocy, które powodowały, że chwilami stawał się naprawdę niebezpieczny. Brakowało mu tego morderczego błysku w oku, iskry szaleństwa, prawdziwie saiyańskiej żądzy krwi. Był po prostu zbyt łagodny, zbyt ludzki i szlachetny, aby brać go na poważnie.

Więc jak, do diabła, to właśnie jemu udało się, nie tyle dorównać mu poziomem, co całkowicie go zdeklasować?! Czy miało to związek z jakimiś wydarzeniami z przeszłości? A może od początku kryło się w nim coś, czego on zwyczajnie nie dostrzegał? Przeklął go w myślach, gdy poczuł w ustach smak krwi, która spływała mu po twarzy i plamiła jego ulubioną pomarańczową chustę. Potem przeklął także siebie, ponieważ przez swoją dumę i pewność siebie całkowicie zapomniał o ostrożności. Popełnił błąd, lekceważąc tego gówniarza, a konsekwencje tego błędu okazały się tragiczne w skutkach. Ale nie mógł teraz się nad nimi rozwodzić. Zacisnął mocno zęby, starając się zapanować nad emocjami i odzyskać spokój. Jeśli miał doprowadzić swoją małą wendetę do końca, musiał przełknąć złość i zachować trzeźwość umysłu.

Póki co wszystko szło zgodnie z jego planem. Ta idiotka nie dość, że uwierzyła w te wszystkie brednie o chęci nawrócenia się i byciu razem, to jeszcze gotowa była stanąć do walki z Trunksem, byleby tylko nie skrzywdził jej kochanego braciszka. Siedemnastka z trudem stłumił w sobie chęć roześmiania się jej w twarz, gdy wpatrywała się w niego rozmarzonym, wyrażającym tęsknotę wzrokiem. Zachowała się dokładnie tak, jak zachowują się słabe i łatwe do zmanipulowania jednostki, które pozwalają na to, aby uczucia przejmowały nad nimi kontrolę. I pomyśleć, że przez chwilę naprawdę chciał ją mieć przy sobie...

Ciężko było mu się do tego przyznać, ale gdy tylko ją zobaczył, od razu go zaintrygowała. Nie tylko dlatego, że wyglądała jak jego siostra. Dlatego, że była odważna, pewna siebie, a nawet nieco bezczelna i arogancka. Prowokowała ich, zaczepiała, na każdym kroku pokazywała swoją wyższość i dawała do zrozumienia, że to ona rozdaje karty w tej grze. Irytowało go to przedstawienie, a jednocześnie nie mógł się doczekać kolejnego aktu. Jeszcze zanim zdradziła, kim jest, przeczuwał, że łączy ich coś, co znacznie wykracza poza fizyczne podobieństwo.

I rzeczywiście, kiedy obserwował, jak spoglądała na Osiemnastkę, w jej oczach widział swój własny emocjonalny głód, tę samą szaleńczą pasję, nieokiełznaną żądzę krwi, zupełnie jak gdyby byli ulepieni z tej samej gliny, jakby ten sam mrok oplatał ich serca. Nieznaczny uśmieszek przyozdobił jego bladą twarz, gdy wrócił pamięcią do wydarzeń sprzed zaledwie kilkudziesięciu minut, a w głowie rozbrzmiały mu pełne cierpienia krzyki i prośby o litość uciekających w popłochu ludzi. To było jak symfonia dla jego uszu, istna rozkosz dla zmysłów. W powietrzu wciąż jeszcze unosił się ich strach; dało się wyczuć metaliczną woń krwi, zapach tak narkotyczny i upojny, że Siedemnastka przymknął oczy i dał sobie chwilę, aby się w nim rozsmakować. Wydawało mu się, że trafił na diament, który wystarczyło jedynie trochę oszlifować, nadać mu odpowiedni kształt, żeby z ładnej błyskotki zrobić prawdziwie wartościowy skarb. Jakież było jego rozczarowanie, kiedy okazała się tylko głupią, bezużyteczną dziewuchą, która nie dość, że nie doceniała daru otrzymanego od Doktora Gero, to jeszcze za wszelką cenę próbowała zatrzymać resztki swojego dawnego, żałosnego życia. Upokorzyła go, odrzucając jego propozycję, ale nie zamierzał puścić jej tego płazem. A już na pewno nie zamierzał darować jej tego, że zabiła jego siostrę. Gdy tylko o tym pomyślał, ogarnął go jeszcze większy gniew. Przysiągł sobie, że pomści ją, choćby miała to być ostatnia rzecz, jaką zrobi w życiu. Nawet jeśli sam przez to zginie, to odegra się na tej suce i osobiście wyśle ją do piekła.

Jednak póki co musiał trzymać swoją nienawiść w ryzach. Nie był w stanie określić poziomu jej mocy ani granic wytrzymałości, dlatego musiał działać rozważnie. Potrzebował czasu, aby zgromadzić w sobie jak najwięcej energii, wykorzystać wszystkie dostępne mu rezerwy i zaatakować ją w odpowiednim momencie. Wiele by dał, aby móc torturować ją długo i powoli, napawać się jej bólem i strachem, patrzeć, jak wije się w agonii, złamana fizycznie i psychicznie, ale miał świadomość, że nie będzie mógł pozwolić sobie na taką przyjemność; wszystko zależeć będzie od jednego, precyzyjnie oddanego strzału. Lecz żeby w ogóle do tego doszło, Trunks także musiał postąpić zgodnie z jego oczekiwaniami.

I tu mógł pojawić się pewien problem, bo po tym, jak dręczyli go przez ostatnie dwadzieścia lat i wytłukli mu prawie całą rodzinę (wisienką na torcie było oczywiście zabicie jego kochanego Gohana), darowanie mu życia z pewnością było ostatnią rzeczą, której w tej chwili pragnął. Teraz, po tylu latach, Trunks miał wreszcie okazję zemścić się za wszystko, co mu zrobili, i niestety, ale zanosiło się na to, że z tej możliwości jednak skorzysta.

Pioruny uderzały w ziemię, huki i grzmoty rozbrzmiewały w całej okolicy, a błyskawice kreśliły na tle czarnego nieba jaskrawe wzory, jak gdyby odzwierciedlały szalejącą w nim wściekłość. Siedemnastka zerknął na złotą kulę energii, która lśniła w jego dłoni, i przełknął nerwowo ślinę. Nie miał żadnych wątpliwości, że gdyby tylko zdecydował się ją uwolnić, zdmuchnąłby go z powierzchni ziemi w przeciągu sekundy.

Czas mijał. Upływające minuty wlekły się w nieskończoność, a Siedemnastka wpatrywał się w Trunksa, który wciąż celował w stojącą pomiędzy nimi blondynkę, i powoli zaczynał wpadać w lekką panikę. Czyżby się jednak pomylił? Źle ocenił sytuację? Może ta dziewczyna nic dla niego nie znaczyła? A może po prostu pragnienie zemsty, które nosił w sobie przez tyle lat, było silniejsze od tego, co do niej czuł?

Aż wreszcie, po kilku bardzo długich minutach oczekiwania, otrzymał odpowiedź. Rozciągająca się nad nimi burza nagle ustała. Szalejący wokół nich wiatr także ucichł. Nawet buchające z pobliskich wieżowców płomienie zdawały się przygasać. Siedemnastka uśmiechnął się pod nosem, bo doskonale wiedział, co to oznacza. Trunks mógł zdobyć moc przekraczającą jego najśmielsze wyobrażenia i dokonać spektakularnej przemiany fizycznej, ale wewnątrz wciąż był tym samym grzecznym i łagodnym chłopcem, niezdolnym do zadania komuś bólu. Wyraz triumfu odmalował się na twarzy ciemnowłosego androida, gdy Trunks spuścił głowę, zacisnął dłoń w pięść, a jego złota energia rozproszyła się w nicość.

***

Trunks wpatrywał się w czubki swoich butów, czując w sobie przeraźliwą pustkę. Otaczająca go aura zgasła, jego włosy powróciły do swojego naturalnego koloru i pojedynczymi pasmami opadały mu na twarz.

Chciał go zabić. Chciał pomścić Gohana. Chciał, żeby odpowiedział za wszystkie zbrodnie, które popełnił. Pragnął tego z całego serca. To było coś więcej niż jego prywatna zemsta. To miało być wyrównanie rachunków za dwadzieścia lat nieustającego terroru; zapłata za wszystkie krzywdy, jakie w tym czasie wyrządzili, i za każdą duszę, którą odesłali z tego świata. Każda część niego nakłaniała go do oddania strzału – zarówno jego saiyańska natura, która nie mogła się doczekać odwetu za lata upokorzeń poniesionych na polu bitwy, jak i jego ludzka strona, która pragnęła po prostu zakończenia tego koszmaru, a śmierć Siedemnastki postrzegała jako jedyną słuszną karę za wszystkie popełnione przez niego zbrodnie.

Ale gdy spojrzał w jej oczy, pełne nadziei i niczym niezachwianej wiary w niego, zrozumiał, że nie może tego zrobić. Nawet jeśli nie wierzył w jego słowa, nawet jeśli uważał je tylko za stek bzdur i desperacką próbę utrzymania się przy życiu... to gdyby zabił go, nie dając mu wcześniej szansy na zmianę... kim tak naprawdę by się wtedy stał? Wojownikiem, na którego tyle lat czekała jego rzeczywistość, czy zwykłym, zaślepionym gniewem mordercą, takim sam jak on?

Trunks doskonale wiedział, jaka była odpowiedź na dręczące go wątpliwości.

Lecz myśl o tym, że postąpił właściwie, wcale nie sprawiła, że poczuł się lepiej; przeciwnie, ogarnęło go przytłaczające poczucie beznadziejności, ten sam paskudny stan, który doskwierał mu po każdej zakończonej porażką walce z androidami. Jednak tym razem uderzył w niego z niespotykaną dotychczas mocą. Mimo iż był teraz silniejszy niż ktokolwiek kiedykolwiek wcześniej, to nigdy jeszcze nie czuł się tak bardzo przegrany jak w tym momencie.

W tym samym czasie z ust Lazuli wydobyło się głośne westchnienie ulgi. Odwróciła się na pięcie i natychmiast podbiegła do Siedemnastki.

– Musimy polecieć do Capsule Corporation – powiedziała, pomagając mu się podnieść. – Gdy pozwolisz Bulmie zajrzeć do swojego systemu, Trunks zrozumie, że mówiłeś prawdę. Jego matka stworzyła wehikuł czasu, więc na pewno będzie potrafiła osłabić działanie twojego oprogramowania, a może nawet uda jej się całkowicie je usunąć... Wiem, że to nic przyjemnego, ale wydaje mi się, że nie ma innego sposobu, aby przekonać go, że może ci zaufać. W przeszłości mnie także zabrał do...

Nie dokończyła, bo gdy tylko wstał, od razu chwycił ją w objęcia. W pierwszym odruchu zadrżała, a potem całkiem znieruchomiała. Ciało miał nienaturalnie sztywne i zimne, jakby wykute z lodu, a jego ramiona zamiast dawać jej poczucie bezpieczeństwa oplatały ją niczym metalowe łańcuchy, tak ciasno, że ledwie mogła oddychać. W głowie natychmiast zapalił się jej sygnał ostrzegawczy, jakaś czerwona lampka, która nakazywała jej zachować ostrożność. Serce również przyspieszyło swój rytm; zaczęło łomotać tak szybko i gwałtownie, jak gdyby biło na alarm. W głębi siebie wiedziała, co stara się przekazać jej instynkt, ale tym razem nie chciała go słuchać. Tak bardzo pragnęła znowu mieć przy sobie swojego brata, że zacisnęła powieki i, na przekór wszystkiemu, przywarła do niego mocniej, próbując przebić się przez tę niewidzialną ścianę lodu i poczuć się przy nim tak spokojnie i bezpiecznie jak przy Trunksie, próbując poczuć cokolwiek... Lecz na nic się to zdało. Wciąż czuła od niego wyłącznie chłód.

– O nic się nie martw, siostrzyczko – wyszeptał tuż przy jej uchu, a jego zimny oddech sprawił, że wzdłuż jej kręgosłupa przebiegł kolejny ostry dreszcz.

Odsunął się od niej, jednym ruchem dłoni otarł krew spływającą mu z twarzy i posłał jej czarujący uśmiech.

– Zrobię, wszystko, aby udowodnić ci, że mówiłem prawdę. Ale najpierw... – Jego oczy błysnęły tajemniczo. – Chciałbym spędzić z tobą trochę czasu.

Lazuli spojrzała na niego i oniemiała. Choć patrzył na nią z ujmującym uśmiechem na ustach, to jego oczy pozostawały zimne i puste, jakby całkowicie wyzute z człowieczeństwa. Wpatrywała się w nie intensywnie, szukając w nich duszy człowieka, którego znała i kochała, ale jedyne, co mogła w nich zobaczyć, to odbicie swojej własnej przerażonej twarzy. Chłód znowu wstrząsnął jej ciałem, przeszył jej pierś jak niewidzialne ostrze. Nie rozumiała, co się właściwie wydarzyło. Kilka minut wcześniej gotowa była stanąć za nim murem, bronić go, nawet jeśli stawką miałoby być jej własne życie, a teraz czuła się, jakby patrzyła w oblicze zupełnie obcej osoby.

Nagle coś w jej umyśle zaskoczyło i zaczął pracować na pełnych obrotach. W szalonym wirze myśli jedna rozbłysła w jej świadomości szczególnie wyraźnie: przypomniała sobie moment, kiedy Komórczak użył głosu jej brata, aby podstępem skłonić ją do absorpcji. Jej brat, myślała gorączkowo, podążając za tym tropem, jej prawdziwy brat nigdy nie nazwałby Doktora Gero geniuszem. Nigdy. To była krótka myśl, zaledwie impuls, ale wystarczył, aby zmusić ją do działania.

– Co się właściwie stało z Doktorem Gero? – zapytała, starając się panować nad brzmieniem głosu.

Po jego reakcji widziała, że zaskoczyło go to pytanie; twarz mu stężała, a oczy zwęziły się z podejrzliwości.

– Dlaczego o niego pytasz? – Zdziwił się. – Myślałem, że uważasz go za starego, pokręconego wariata.

Posłał jej kolejny czarujący uśmiech, ale tym razem nie dała się na to nabrać. Chciała poznać prawdę, jakkolwiek straszna by ona nie była. Dlatego wciągnęła głęboko powietrze do płuc, wypuściła je i zmusiła się do przybrania swojej dobrze wystudiowanej, obojętnej miny.

– Bo uważam – przyznała. – Ale teraz naprawdę mógłby się nam przydać. Gdyby udało nam się go znaleźć, nie musielibyśmy angażować w to Bulmy. No i mielibyśmy pewność, że nie wystąpią żadne komplikacje - wymyśliła na poczekaniu.

Siedemnastka przez chwilę przyglądał się jej w zamyśleniu, jakby rozważał, jakiej odpowiedzi powinien udzielić.

– Więc w przeszłości skorzystałaś z jego pomocy?

– Och, nie. W przeszłości było to niemożliwe.

– Dlaczego? – dopytywał.

– Bo w przeszłości zginął – odpowiedziała tak niefrasobliwym tonem, na jaki tylko było ją stać. – Sam go tam zabiłeś.

Usłyszawszy to, wyraźnie się rozluźnił. Za to Lazuli zaczynała odczuwać napięcie w każdym centymetrze swojego ciała; czuła suchość w gardle i złowrogie ściskanie w żołądku.

– No cóż. – Westchnął. – Wygląda na to, że historia lubi się powtarzać.

– Niezupełnie. – Pokręciła głową. – W przeszłości nigdy nie uważałeś go za geniusza – powiedziała, po czym opowiedziała pokrótce o tym, co wydarzyło się w jej rzeczywistości; o tym, jak Doktor Gero zmienił ich w androidy, przetrzymywał w laboratorium, pozbawił wspomnień, a na koniec zaprogramował do zabicia Kami ducha winnego człowieka.

Siedemnastka wysłuchał wszystkiego z miną niezdradzającą żadnych emocji. Gdy skończyła mówić, spojrzał na nią i zapytał rzeczowym tonem:

– Dlaczego założyłaś, że nas porwał?

Lazuli zamrugała ze zdziwienia. Oczywiście, nie wiedziała tego na pewno, ale uznała to za najbardziej prawdopodobny scenariusz. W końcu jak inaczej mieliby się tam znaleźć?

– Przykro mi, ale muszę obalić twoją teorię – powiedział. – Doktor Gero wcale nas nie porwał. Nie musiał tego robić, bo sami się do niego zgłosiliśmy.

– Nieprawda! – sprzeciwiła się. – Nigdy byśmy tego nie zrobili!

– Jesteś pewna? – Siedemnastka posłał jej znaczący uśmieszek. – Wiecznie młoda, piękna, nieustraszona... Czy nie tego zawsze chciałaś? – Otworzyła usta, aby zaprzeczyć, ale zaraz je zamknęła. Widząc jej reakcję, Siedemnastka uśmiechnął się jeszcze szerzej. – No więc właśnie to zaoferował nam w zamian za udział w swoim eksperymencie – kontynuował. – Ale masz rację, nie wszystko potoczyło się tak samo jak w twojej rzeczywistości. Nie wiem, czemu wyczyścił wam pamięć, ale wydaje mi się, że za to akurat mogłabyś być mu całkiem wdzięczna. Nie chcę burzyć twojego wyobrażenia na temat tego, jak wyglądało nasze życie, zanim trafiliśmy do laboratorium, ale możesz mi wierzyć, że wcale nie straciłaś tak wiele, jak ci się wydaje. – Odwrócił głowę i powędrował spojrzeniem gdzieś w dal, a w jego głosie słychać było z trudem tłumioną w sobie gorycz. Po chwili milczenia spojrzał na nią ponownie. – No cóż. Przyznaję, że sam proces przemiany nie należał do najprzyjemniejszych, ale chyba zgodzisz się ze mną, że ostateczny efekt wart był każdej chwili bólu.

– Ja... – urwała. – Nadal czegoś nie rozumiem... – powiedziała po chwili, choć obawiała się, że doskonale to wszystko rozumie, ale żeby wyzbyć się wszelkich wątpliwości, zyskać całkowitą i niepodważalną pewność, musiała po prostu usłyszeć to od niego. – Skoro dał wam wszystko, czego chcieliście... to dlaczego go zabiliście?

Nieznaczny uśmieszek, który do tej pory gościł na twarzy Siedemnastki, zamienił się w grymas niezadowolenia.

– Do czego ty właściwie zmierzasz? – syknął, obserwując ją spod lekko przymrużonych powiek. – Sama przecież wiesz najlepiej, że musiałem się go pozbyć. Nie mogłem pozwolić na to, żeby nas kontrolował.

– Wam wcale nie chodziło o to, żeby nie mógł was kontrolować, tylko o to, żeby nie miał nad wami żadnej kontroli – wyrzuciła z siebie jednym tchem, jak gdyby chciała jak najszybciej zrzucić z siebie ten ciężar. – Dobrze wiedzieliście, że Doktor Gero był jedyną osobą, która mogła was powstrzymać, i właśnie dlatego się go pozbyliście. A skoro aktywował was już po śmierci Son Goku, to pewnie... pewnie nawet nie masz... – Przełknęła głośno ślinę. – Nie masz w sobie żadnego oprogramowania, prawda?

Wypowiadając te słowa, podświadomie wiedziała, że ma rację, a jednak jakaś część niej nadal miała nadzieję, że wszystkiemu zaprzeczy i udzieli jej jakiegoś logicznego wyjaśnienia, ale nie zrobił tego.

– Nigdy nie twierdziłem, że je mam – odpowiedział, a w jego błękitnych oczach pojawił się złowieszczy błysk.

– A-ale to znaczy, że... zabiłeś tych wszystkich ludzi... nie dlatego, że tak kazał ci program, tylko dlatego... dlatego że... – urwała, bo z przerażenia całkiem zaschło jej w gardle.

Przez chwilę wpatrywała się w niego kompletnie oszołomiona, a serce w jej piersi biło tak szybko, że ledwie mogła złapać oddech. Wreszcie zdołała przełamać niemoc i rozejrzała się po okolicy, a widok, który ukazał się jej oczom, ponownie przyprawił ją o dreszcze. Miasto wyglądało, jakby dotknął je jakiś biblijny kataklizm i obrócił w jedno wielkie rumowisko. Choć niektóre wieżowce wciąż jeszcze stały w płomieniach i wystrzeliwały w powietrze strugi ognia, to większość przypominała już tylko gigantyczne wypalone zapałki; czarne, zwęglone i okryte sadzą monstrualne pale, nad którymi unosiły się gęste obłoki szarego dymu. Wszędzie pełno było gruzów, kraterów i piętrzących się cegieł. Chodniki pokryła tafla rozbitego szkła, na której w blasku rzucanego przez ogień światła połyskiwały ciemne plamy krwi. Przez kilka sekund stała całkowicie nieruchomo i obserwowała, jak gęsta bordowa ciecz rozlewa się po nawierzchni i wolnym strumieniem spływa po krawężnikach, tworząc na ulicach sporej wielkości kałuże. Pomyślała o setkach, jeśli nie tysiącach ludzi, którzy stracili tu życie, i z miejsca ogarnęły ją mdłości. Odruchowo zakryła sobie usta dłonią, gdy zastanawiała się, w jaki sposób zginęli; ilu z nich zostało pogrzebanych pod gruzami budynków, ilu rozstrzelanych pociskami energii, a ilu po prostu spalonych żywcem.

Spanikowana, szybko podniosła głowę i przeniosła wzrok na Siedemnastkę, który przyglądał się jej bez cienia współczucia. Twarz miał piękną i niewzruszoną, jakby wyrzeźbioną z kamienia, a oczy zimne jak dwa kryształy lodu. Nie widziała w nich ani śladu skruchy, ani poczucia winy, ani nawet odrobiny żalu. Nie widziała w nich niczego – żadnych uczuć, emocji, żadnych oznak człowieczeństwa.

– Skąd ta grobowa mina? – Głos Siedemnastki zabrzmiał bardziej uszczypliwie niż troskliwie. – Kto by pomyślał, że jesteś taka wrażliwa. Przypominam, że przed chwilą bez mrugnięcia okiem wysadziłaś w powietrze swojego sobowtóra.

– To zupełnie co innego! – Oburzyła się. O ile zabicie Osiemnastki rzeczywiście ciążyło jej na sumieniu równie mocno co zabicie natrętnej komarzycy w ciepły letni wieczór, o tyle na samą myśl o masowym morderstwie, do którego doszło tutaj, w Parsley, robiło się jej niedobrze. Tych zbrodni nie dało się w żaden sposób usprawiedliwić; były po prostu nieludzkie, okrutne i zwyczajnie odrażające. – Ja nigdy nie zabiłabym niewinnej osoby. Nigdy.

Siedemnastka wzruszył ramionami.

– Skoro tak twierdzisz... – rzucił bez większego przekonania.

Następnie podszedł do niej i spojrzał na nią, lekko przechylając głowę. Czarne jak noc włosy opadły mu na twarz, podkreślając bladą cerę i uwydatniając jego ostre, przystojne rysy. W blasku dogasającego ognia wydawał się tak piękny, że aż nierzeczywisty. Jak upiór, pomyślała Lazuli, czując, że jej ciało pokrywa się gęsią skórką, piękny, budzący grozę upiór. Uniósł brwi, a na jego idealnie wyrzeźbionych wargach ponownie zaigrał bezczelny uśmieszek.

– Ale nie powiesz mi chyba, że ci się to nie podobało?

– C-co? – zająknęła się.

– Och, przestań. – Mrugnął do niej porozumiewawczo. – Z moich obserwacji wynika, że całkiem dobrze się przy tym bawiłaś. Żeby było jasne, nie widzę w tym nic złego – dodał pospiesznie, widząc jej zdumioną minę. – Przeciwnie. Dość już się napatrzyłem na tych wszystkich bohaterów, którzy pragnęli zmienić świat na lepsze. Miło było dla odmiany zobaczyć kogoś, kto w nosie miał te wszystkie szlachetne przesłanki i stanął do walki dla samej przyjemności zabicia nas; kogoś... – powiedział, a w jego oczach pojawił się jakiś dziwny głód – takiego samego jak my.

Lazuli odsunęła się gwałtownie i spojrzała na niego szeroko otworzonymi oczami. Chciała się odezwać, ale Siedemnastka mówił dalej, nie pozwalając jej dojść do głosu:

– Możesz zaprzeczać, ale prawda jest taka, że jestem twoim bliźniakiem i znam cię lepiej niż ktokolwiek inny. Dobrze pamiętam, jaka byłaś przed przemianą. Doktor Gero zmienił cię w androida, ale nie zmienił twojej osobowości. Nigdy nie byłaś altruistką. Nigdy nie robiłaś niczego, w czym nie widziałaś zysku. Mam uwierzyć, że nagle zaczęłaś się przejmować losem jakichś przypadkowych osób? – prychnął, a potem spojrzał znacząco w kierunku Trunksa. – Wiem, dlaczego to robisz – powiedział. – Ale nie masz nawet pojęcia, co tak naprawdę cię tu czeka. Odwaga to jedno, lecz opieranie swojej przyszłości na tak ulotnych fundamentach, jakimi są uczucia, to już zwykła głupota. I wcale nie mówię tego, żeby cię zranić ani urazić. Mówię to, bo mi na tobie zależy i chcę, żebyś była tu szczęśliwa. – Uśmiechnął się do niej niemal czule. – Dlatego jako twój brat dam ci dobrą radę: zapomnij o tych wszystkich bredniach, które wbił ci do głowy ten gówniarz, i po prostu bądź sobą. Jeśli chcesz przetrwać, musisz myśleć wyłącznie o sobie. Bo ludzie, których los tak bardzo leży ci w tej chwili na sercu, nigdy cię tu nie zaakceptują. Nigdy nie zapomną tego, co działo się tu przez ostatnie lata. A to oznacza... – mówił teraz wolno, z narastającym napięciem przeciągał słowa i nie spuszczał wzroku z jej oczu – że jedynym sposobem... który pozwoli ci żyć normalnie w tym świecie... jest... pozbycie się ich.

Lazuli instynktownie cofnęła się o krok, a jej źrenice rozszerzyły się z przerażenia jak u osoby gwałtownie wybudzonej z głębokiego snu.

– Trunks miał rację co do ciebie – wychrypiała. – Ty wcale nie chcesz się zmienić ani niczego naprawić. Nawet nie żałujesz tego, co zrobiłeś. Jesteś... jesteś po prostu zwykłym mordercą!

Wypowiedziała te słowa z odrazą, przekonana o tym, że obrzuca go najgorszą możliwą obelgą; inwektywą, która z pewnością dotknie go do żywego. Oczekiwała, że będzie oburzony, a może nawet poruszony. Tymczasem twarz Siedemnastki przybrała błogi wyraz, a na jego ustach rozlał się uśmiech pełen okrutnej radości, jak gdyby właśnie usłyszał najpiękniejszy komplement w życiu.

I dopiero w tym momencie zrozumiała, że to wszystko od samego początku było jednym wielkim kłamstwem. Kłamał, gdy mówił, że chce się zmienić, i kłamał, gdy mówił, że mu na niej zależy. I nawet nie próbował dłużej udawać, że jest inaczej. Patrzył na nią w sposób, w jaki patrzy się na osobę, która padła ofiarą mało wyrafinowanego żartu, z miną wyrażającą politowanie i rozbawienie.

Lazuli stała i czekała, aż wzbierze się w niej gniew. Spodziewała się, że gdy minie pierwszy szok, zapłonie w niej ogień; że zawładnie nią ta sama szaleńcza złość, którą poczuła, gdy tylko znalazła się w Parsley i która przez cały czas pobytu tutaj dodawała jej sił, ale nic takiego się nie stało. Zamiast tego ogarnął ją spokój. Dziwny, nieludzki wręcz spokój. Być może wykorzystała już swój dzienny limit wybuchów złości. Być może w jej systemie doszło do jakiegoś spięcia. A może miało to po prostu związek ze wszystkim, co się dzisiaj wydarzyło. Była silna, ale nawet jej organizm nie potrafił poradzić sobie z tyloma następującym po sobie wstrząsami. Nigdy jeszcze nie czuła się tak zmęczona; tak wyczerpana na ciele i umyśle, że nie była w stanie wykrzesać z siebie choćby iskierki gniewu.

Oddychając głęboko i powoli, jeszcze raz omiotła wzrokiem okolicę. Popatrzyła na rozciągające się wokół nich pogorzelisko; na zapadające się w kłębach dymu budynki, pozbawione szyb okna i sczerniałe od sadzy cegły. Przez chwilę przyglądała się temu w milczeniu, po czym ponownie spojrzała na Siedemnastkę. Smutek zamglił jej oczy i sprawił, że jej niebieskie tęczówki wydawały się teraz równie szare co otaczające ich ruiny.

Nie znajdowała słów, które wyrażałyby to, co w tej chwili czuła. Prawdopodobnie i tak niewiele go to obchodziło. Dlatego odwróciła się od niego bez słowa wyjaśnienia, lecz Siedemnastka wcale nie zamierzał pozwolić jej odejść.

– A ty dokąd?! – Szarpnął ją za ramię i ponownie obrócił w swoim kierunku. – Jeszcze nie skończyliśmy.

– Skończyliśmy – powiedziała zaskakująco opanowanym tonem. – Nie mam ci nic więcej do powiedzenia. Nie oczekuję też od ciebie żadnych wyjaśnień. Nie obchodzi mnie, czy zrobiłeś to, żeby ratować życie czy może chciałeś tylko ze mnie zadrwić. Jak widać, udało ci się jedno i drugie.

Siedemnastka wytrzeszczył oczy. Wydawał się być szczerze zdumiony.

– Więc ty... Nie chcesz mnie zabić? – Wyglądało to tak, jakby to pytanie wyrwało się z jego ust, zanim zdołał je powstrzymać.

– Nie chcę – odparła. – Skoro Trunks dał ci szansę, ja nie zamierzam ci jej odbierać.

Lazuli nie wiedziała, czy to za sprawą jakiegoś załamania światła, oderwanej od ognia iskry, czy może po prostu było to zwykłe złudzenie, ale przez ułamek sekundy miała wrażenie, że w jego oczach zobaczyła jakiś nowy, nieodgadniony wyraz. Znikł on jednak równie szybko jak się pojawił. Gdy tylko wspomniała o Trunksie, jego spojrzenie znowu stwardniało, a usta wykrzywiła mu pogarda.

– I pewnie myślisz, że zrobił to ze względu na ciebie? – prychnął i uśmiechnął się drwiąco.

– Nie – odpowiedziała bez wahania. – Zrobił to, bo jest dobrym człowiekiem. W przeszłości zrobił to samo dla mnie. I jestem pewna, że gdybyś tylko okazał skruchę, zamiast uciekać się do takich podłych manipulacji, zrobiłby to samo także dla ciebie – powiedziała. Następnie odczekała chwilę, wzięła kolejny głęboki oddech i, mówiąc szczerze i prosto z serca, dodała: – Mam nadzieję, że tym razem dokonasz właściwego wyboru i nie zmarnujesz szansy, którą od niego dostałeś.

Siedemnastka uniósł dumnie głowę i utkwił w niej swoje zimne, niebieskie oczy. Już się nie uśmiechał. Teraz na jego bladej, oświetlonej blaskiem ognia twarzy malowała się wyłącznie nienawiść. Lazuli zadrżała mimo woli.

– Och, z pewnością jej nie zmarnuję, siostrzyczko – wysyczał niczym wąż.

A potem wszystko wydarzyło się bardzo szybko. Oczy Siedemnastki prześlizgnęły się z twarzy Lazuli na jej klatkę piersiową i zaledwie zrozumiała, co zamierza zrobić, a w jego dłoni błyszczało już złote światło. Nie miała czasu na myślenie ani analizowanie. Wiedziona instynktem zareagowała tak, jak się reaguje w obliczu zagrożenia. Zanim Siedemnastka zdążył wystrzelić pocisk energii, ona wystrzeliła swój, prosto w jego pierś, aktywując tym samym znajdującą się pod sercem bombę.

Huk był tak potężny, że aż zatrzęsła się ziemia, i w następnej sekundzie Lazuli wystrzeliła w powietrze, odrzucona nieprawdopodobną siłą wybuchu. Na twarzy Trunksa odmalował się wyraz ciężkiego szoku, ale w porę udało mu się zareagować; błyskawicznie poderwał się z miejsca i złapał ją w locie.

– Nic ci się nie stało? – zapytał.

Lazuli pokręciła głową, zbyt oszołomiona, by wydać z siebie jakikolwiek dźwięk.

Przez kilka następnych minut unosili się powietrzu i w osłupieniu wpatrywali się w potężną chmurę pyłu, która niczym gigantyczny popielaty grzyb wisiała nad powstałym w wyniku eksplozji kraterem. Gdy wiatr wreszcie zaczął rozprzestrzeniać ją po niebie, ich oczom ukazała się ogromna szara przestrzeń, doszczętnie ograbiona z jakiejkolwiek infrastruktury. Trunks widział w swoim życiu wiele zdemolowanych miast, ale coś takiego zobaczył po raz pierwszy w życiu. Wybuch zniszczył wszystko, pochłonął całe Parsley. Nawet najsolidniejsze konstrukcje i najwyższe drapacze chmur nie zdołały go przetrwać i wraz z innymi budynkami runęły na ziemię, przeobrażając miasto w wielką kamienną pustynię.

Jednak to nie o stan miasta Trunks martwił się teraz najbardziej. Postawił Lazuli na ziemię i spojrzał na nią, a jego serce gwałtownie ścisnęło się z żalu. Doskonale potrafił rozpoznać ból, który odbijał się w jej oczach. To był paskudny rodzaj bólu znacznie wykraczającego poza cierpienie fizyczne. To był rozdzierający duszę ból, spowodowany utratą bliskiej osoby. Ból, który był ponad jej siły.

– Lazuli? Na pewno dobrze się czujesz?

– Nic mi nie jest – odpowiedziała i natychmiast odwróciła głowę, aby nie mógł zobaczyć wyrazu jej twarzy. Była blada i było jej słabo; ubranie miała rozdarte w kilku miejscach, a mięśnie tak napięte i obolałe, jakby naprawdę dopiero co stoczyła walkę, z której ledwo udało się jej ujść z życiem. – Po prostu... Daj mi chwilę, dobrze?

Podeszła do miejsca, w którym jeszcze niedawno stał Siedemnastka, a w którym teraz znajdowała się jedynie głęboka, sięgająca kilkudziesięciu metrów wyrwa w ziemi. Zatrzymała się na krawędzi krateru i spojrzała przed siebie. Wiatr znowu się wzmógł; jego chłodne podmuchy rozwiewały jej włosy i rozproszyły zalegający na gruzach kurz, który teraz unosił się kilka centymetrów nad ziemią, spowijając teren gęstą, szarą mgłą.

I gdy tak stała, wpatrując się w smętną, ponurą szarość, rozpościerającą się aż po horyzont, znowu ogarnął ją smutek. Nie było to jednak zwykłe przygnębienie; to była potężna fala różnych emocji, które tłumiła w sobie, odkąd zjawiła się w przyszłości, a które teraz wypłynęły na powierzchnię i uderzyły w nią jak tsunami. Niepewność, strach, zagubienie, strata, poczucie winy, żal... kulminacja tych wszystkich uczuć całkowicie ją przytłoczyła. Do oczu napłynęły jej łzy i nagle uświadomiła sobie, że cała się trzęsie. A potem, nie będąc w stanie dłużej nad sobą panować, przycisnęła rękę do piersi i z ciężkim westchnieniem osunęła się na ziemię.

Zanim się zorientowała, Trunks uklęknął przy niej i otoczył ją ramionami. Przycisnął ją do serca mocno i pewnie, jak gdyby chciał jej przekazać, że jest przy niej i będzie przy niej bez względu na wszystko. A to okazało się być wszystkim, czego w tej chwili potrzebowała. Miała wrażenie, że jego siła i spokój przepływa w jej ciało, że promieniujące od niego ciepło wypala wszystkie jej lęki i obraca je w popiół.

W końcu się uspokoiła i przestała drżeć. Czuła, że nic więcej jej już nie grozi, że wszystko, co najgorsze, miała już za sobą. Cały świat mógłby się nagle rozpaść, roztrzaskać w drobny mak, przestać istnieć, a jej by to nawet nie obeszło. Dopóki trzymał ją w ramionach, była bezpieczna i nic innego się dla niej nie liczyło. Zamknęła oczy, oparła głowę na jego piersi i złączyła się z nim w uścisku tak bliskim, że słyszeli nawzajem bicie swoich serc, które uderzały w tym samym rytmie, jedno przy drugim.

***

Oderwali się od siebie dopiero wtedy, gdy niebo przesłoniła już warstwa ciężkich, ołowianoszarych chmur i wokół nich zapanował półmrok.

Lazuli usiadła obok Trunksa i pokrótce opowiedziała mu, co zaszło między nią a Siedemnastką. Gdy skończyła mówić, Trunks był wstrząśnięty.

– Bombę? – powtórzył zdumiony. – Myślał, że wciąż masz w sobie bombę? Czyli to znaczy, że on chciał cię...?

Lazuli skinęła głową. Trunks zacisnął gniewnie pięści. Nagle zaczął żałować, że nie wykończył go osobiście, gdy tylko miał taką możliwość.

– Od samego początku chodziło mu wyłącznie o zemstę – wyjaśniła ze spuszczonym wzrokiem. – Udawał, żeby zyskać na czasie i zgromadzić w sobie jak najwięcej energii. Wiedział, że w uczciwej walce nie miałby żadnych szans, ale gdyby udało mu się aktywować bombę, wybuch rozerwałby mnie na strzępy. – Uśmiechnęła się, ale był to słaby, smutny uśmiech, świadczący o tym, jak bardzo dotknęła ją ta zdrada.

Trunks położył dłoń na jej dłoni i mocno ją ścisnął.

– Przykro mi, że tak się stało – powiedział ze współczuciem. – I żałuję, że cię na to naraziłem. Powinienem był od razu go zabić – dodał mściwie.

Lazuli podniosła wzrok i wreszcie na niego spojrzała. Twarz nadal miała bladą, ale jej oczy, choć wciąż lekko zaczerwienione i podkrążone, były już spokojne.

– Cieszę się, że tego nie zrobiłeś. Tylko dzięki temu na własne oczy mogłam przekonać się, jaki był naprawdę – powiedziała. – Zresztą, od początku wiedziałam, że go nie zabijesz.

– Wiedziałaś? – Zdziwił się. Nie rozumiał, jak mogła być tego taka pewna, skoro do ostatniej sekundy toczył z sobą ciężką, wewnętrzną walkę.

– Szczerze mówiąc, nietrudno było to przewidzieć. Zasadniczo jest to chyba wada i zaleta wszystkich dobrych ludzi. Naprawdę łatwo was przejrzeć. – Uśmiechnęła się. – Wiedziałam, jak się zachowasz, ale jestem przekonana, że Siedemnastka także to przewidział. Duma nigdy nie pozwoliłaby mu poprosić cię o litość, ale był na tyle sprytny, że wcale nie musiał tego robić. Wiedział, że i tak pozwolisz mu żyć.

Trunks wydawał się być całkowicie skołowany. W tej chwili sam już nie wiedział, czy postąpił właściwie, czy po prostu dał się wystrychnąć na dudka.

– Postąpiłeś tak, jak postąpiłby na twoim miejscu Goku – powiedziała uspokajająco, jak gdyby czytała mu w myślach. – Jestem pewna, że on także darowałby mu życie. Wiem, jak bardzo go cenisz, Trunks – dodała po chwili. – Te wszystkie historie, które mi o nim opowiadałeś w przeszłości, świadczą o tym, że był naprawdę wyjątkowym człowiekiem. I to wcale nie jego siła czyniła go wyjątkowym. A ty dzisiaj... dzisiaj udowodniłeś, że jesteś do niego bardzo podobny.

– Naprawdę? – Oczy Trunksa rozbłysły, a jego twarz nagle jakby rozpromieniła się z dumy. Zaraz się jednak zreflektował. – Znaczy... – Odchrząknął. – Miło mi, że tak uważasz. To wielki wojownik – dodał oficjalnym tonem.

Lazuli uśmiechnęła się ciepło, a potem znowu spojrzała przed siebie. Piętrzące się na niebie chmury z każdą sekundą stawały się coraz ciemniejsze i wisiały nad nimi coraz niżej, nieuchronnie zwiastując nadejście burzy. Mimo to żadne z nich nie chciało jeszcze wracać do Capsule Corporation. Pomimo wszystkich tych okropności, które się tu dzisiaj wydarzyły, było w tym miejscu coś dziwnie nastrojowego. Wokół nich, jak okiem sięgnąć, rozciągało się wyłącznie szare kamienne pustkowie, i można było odnieść wrażenie, że na całym świecie byli tylko oni dwoje.

Trunks patrzył na nią, myśląc o tym, jak wiele dzisiaj przeszła i jak wiele musiała poświęcić, aby być tu teraz z nim. Wiedział, że czekają ich ciężkie chwile, ale wcale go to nie przerażało. Obiecał sobie, że zrobi wszystko, absolutnie wszystko, żeby była tu bezpieczna i szczęśliwa; przysiągł sobie, że będzie ją chronić przed wszelkim złem i już nigdy, przenigdy nie pozwoli, aby stała się jej krzywda.

A potem, zanim się zorientował, co robi, uniósł dłoń i delikatnie przesunął palcami po jej policzku. Odwróciła się do niego i przez kilka sekund wpatrywali się w siebie w milczeniu. Ich twarze znajdowały się tak blisko siebie, że niemal się ze sobą stykały. Przestrzeń pomiędzy nimi kipiała od energii, a w powietrzu zaczęły unosić się wyładowania atmosferyczne. Trunks czuł, że nie może się dłużej powstrzymywać. Przechylił głowę, zamknął oczy, poczuł jej ciepły oddech na swoich ustach... i wtedy...

I wtedy spadł deszcz.

Nie był to jednak przyjemny, ciepły i romantyczny deszczyk, to było prawdziwe oberwanie chmury; ulewa, jakiej oboje dawno nie widzieli. Woda spływała z nieba z kaskadami, zupełnie jak gdyby chciała oczyścić teren ze wszystkiego, co się tu dzisiaj wydarzyło.

Czar prysł. Chwila minęła. Oboje w mgnieniu oka zostali przemoczeni do suchej nitki. Lazuli zaklęła pod nosem z irytacji. Trunks stłumił w sobie śmiech, po czym podniósł się z ziemi i wyciągnął rękę w jej kierunku.

– Chodź, Lazuli – powiedział.  – Wracamy do domu.

Lazuli nie wiedziała, czy to za sprawą jego pogodnego, szczerego uśmiechu, czy może za sprawą brzmienia słowa „dom" w jego ustach, ale nagle uleciała z niej cała frustracja. I nawet deszcz przestał jej już przeszkadzać.

Continue Reading

You'll Also Like

12.6K 2.3K 15
Czarodzieje z Wielkiej Brytanii rzadko nawiązywali kontakt z innymi krajami. Nie interesowało ich zbytnio, co działo się za ich granicami, ale to się...
9K 1K 12
Draco kocha syna ponad wszystko. Dlatego, kiedy była żona planuje odebrać mu dziecko, Draco zwraca się o pomoc do ostatniej osoby, o której by pomyśl...
43K 1.6K 40
Maddie Monet, najstarsza z córek Camdena Monet zostaje rozdzielona z braćmi na kilka lat. Bliźniaczka Tony'ego i Shane'a odnajduje się w swoim nowym...
4.5K 298 38
Wiadomości Stray kids czasem też opisówki w celach humorystycznych : 3 Shipy: Hyunlix Minsung Jeongchan Może Changmin