Dalmore nights (wolno pisane)

By supersadworld

21.9K 1.3K 804

#𝟐 𝐃𝐘𝐋𝐎𝐆𝐈𝐀 𝐄𝐃𝐄𝐍 Ponoć to, co wyparte, zawsze powraca w formie niszczycielskiej, a Valentina Griff... More

Wstęp
01. Na moście w Avignon
02. Pocztówka z przeszłości
03. Sauvegardé
04. Imię róży
05. Teraz i w godzinie śmierci naszej
06. Rue de l'Aulanière
07. Nowe początki i stare zakończenia
08. Powrót do piekieł
09. Anamnesis
10. Requiem dla duszy
11. Diabły z Loudun
12. Piękni i przeklęci
13. Poemat o czasie zastygłym
14. Kto sieje wiatr, zbiera burzę
15. Sezon w piekle

16. Morderca Giselle Modiano

475 30 6
By supersadworld

Emmanuel

      Kolejny cios w serce, kolejne hektolitry łez i kolejne tsunami burzące wszelki porządek. Powinienem przyzwyczaić się do tego, że los lubił z nas kpić. Nie potrafiłem tylko zrozumieć dlaczego. Dlaczego, kiedy wszystko zaczynało się układać, nad naszymi głowami pojawiały się czarne jak smoła chmury. Nienawidziłem niesprawiedliwości. Była jak cierń w duszy, sztylet wbity głęboko w serce. Czy po tym wszystkim nie zasługiwaliśmy na szczęście?

      Głowa Valentiny spoczywała na moich kolanach, a ja delikatnie gładziłem jej jasne włosy. Dochodziła północ, ale chociaż sen morzył mnie nieubłaganie, nie potrafiłem zmrużyć oka. Sprawdzałem najbliższy możliwy lot do Francji i jak na złość nie mogłem nic znaleźć. Westchnąłem i podrapałem się po karku. Miałem nadzieję, że uda nam się opuścić Nowy Jork już jutro.

      Mama: Jak się miewacie? Dbaj o Valentinę. Czekamy na wasz przylot.

Krótka wiadomość wystarczyła, żeby słaby uśmiech zagościł na mojej twarzy. Tęskniłem za mamą i w głębi serca czułem, że powrót do rodzinnej Francji był mi po prostu potrzebny. W końcu mieliśmy przełom w śledztwie i z jednej strony cieszyło mnie to, że zabójca Giselle zostanie ukarany, ale z drugiej... to był przecież Sebastién. Pieprzony Sebastién Beaulieu, przyjaciel mojej dziewczyny.

      Potarłem dłonią zmęczoną twarz i spojrzałem na śpiącą Valentinę. Półprzymknięte usta, wachlarz gęstych rzęs i zaróżowione policzki... Wyglądała jak najprawdziwszy anioł. Nachyliłem się nieco, pozwalając by zapach konwalii wdarł się do moich nozdrzy i ucałowałem jej czoło. Na samą myśl, że przez cały czas ten psychopata przebywał tak blisko niej, krew gotowała mi się w żyłach. Wiedziałem, że teraz była zupełnie bezpieczna. Tu, w moim mieszkaniu, w moich ramionach.

      Po zatwierdzeniu wniosku o ekstradycję, zdecydowano że Sebastién zostanie przekazany francuskim władzom. Czekałem na jakieś wieści i z dnia na dzień popadałem w obłęd. A przynajmniej wydawało mi się, że naprawdę powoli odchodziłem od zmysłów. Rozwiązanie zagadki zabójstwa Giselle sprawiło, że matka zapomniała o problemach z ojcem i poświęciła się śledztwu. Valentina z kolei zamknęła się w sobie jak pąki gazanii wieczorową porą. Ja za to nie potrafiłem ani jeść, ani spać, ani normalnie funkcjonować. Mój umysł przypominał jedną z tych policyjnych tablic w serialach kryminalnych. Problem w tym, że żadne czerwone nitki nie znalazły połączenia. Strzępki informacji czy niepoparte dowodami domysły to za mało.

      Zastanawiało mnie wiele rzeczy, ale największą zagadką wydawał mi się motyw tego morderstwa. Jaki cel w tym wszystkim miał Sebastién? Giselle była jego przyjaciółką. Valentina przysięgała, że ich najpoważniejszą kłótnią był wybór pizzy do filmu, a sam Sebastién traktował je jak siostry. Nic w tej układance się nie kleiło, a przecież nikt od tak nie pozbawia życia najbliższej mu osoby. Mama obiecała, że zrobi wszystko, by prześwietlić Sebastiéna wzdłuż i wszerz. Musiało istnieć... coś. Jakiś punkt zaczepienia. Cokolwiek.

      — Która godzina? — cichy głos Valentiny wyrwał mnie z zamyśleń.

      Uśmiechnąłem się i odgarnąłem włosy z jej czoła. Rozczochrane kosmyki na głowie przypominały mi ptasie gniazdo. Chciało mi się śmiać.

      — Kwadrans po północy — mruknąłem. — Zaniosę cię do łóżka.

      Potarła zaspane powieki i podniosła się do siadu. Wyglądała jak dziecko, które właśnie przebudziło się z popołudniowej drzemki. Pokręciła głową.

      Martwiłem się o Valentinę. Odkąd prawda o Sebastiénie wyszła na jaw, przesypiała całe dnie, jadła jeden posiłek dziennie i zwolniła się z pracy. Przestała tez odbierać telefony od zmartwionej matki i odpisywać na SMS-y zdenerwowanego ojca. Wiedziałem, że potrzebowała czasu, ale... naprawdę nie chciałem jej stracić. Nie po tym jak udało mi się ją odzyskać. Dbałem o nią jak tylko mogłem, ale przecież nie miałem wpływu na to wszystko. Skoro śmierć przyjaciółki łamie ci serce, co dzieje się, kiedy dowiadujesz się, że zamordowała ją jedna z najważniejszych osób w twoim życiu? Nie chciałem sobie tego wyobrażać.

      — Muszę wziąć prysznic — wyszeptała.

      — Beze mnie? — rzuciłem żenująco, poruszyłem brwiami i ostentacyjnie oblizałem usta. Wolałem nie wyobrażać sobie jak musiało to wyglądać z boku.

      Chciałem poprawić jej humor. Tęskniłem za tym szczerym uśmiechem i bystrymi, zielonymi oczami. Wyglądała jakby wypompowano z niej życie. Ten widok łamał mi serce.

      Zaśmiała się i zdzieliła mnie w głowę:

      — Boże, tylko nie to — prychnęła i podniosła się z kanapy.

      Obserwowałem jak zrzuca z siebie koc i przeciąga się niczym kot. Przez obcisły top odznaczały się małe piersi, a nisko zawieszone na biodrach dresy odsłaniały materiał koronkowych majtek.

      — Chodź tu — mruknąłem i wyciągnąłem w jej kierunku ręce.

      Uśmiechnęła się słabo i założyła kosmyk włosów za ucho. Patrzyła na mnie tymi swoimi wielkimi oczami, które wciąż miały w sobie iskrę niewinności. Przeszły mnie dreszcze.

      — Powiedziałem, chodź tu.

      Złapałem za ją za tył ud i gwałtownie wciągnąłem sobie na kolana. Zdążyła tylko pisnąć, a ja zacząłem brutalnie ją łaskotać. Valentina wiła się jak wąż i próbowała za wszelką cenę uciec, ale trzymałem ją zbyt ciasno, żeby mogła się wyrwać.

      — Opanuj się ty dzika bestio — rzuciłem bez większego namysłu.

      Dopiero po chwili dotarło do mnie, że kiedyś wypowiedziałem już te słowa, tylko w innym miejscu i innych okolicznościach. W ogóle wszystko było wtedy inne.

      Siedziała na mnie okrakiem i mrużyła złowrogo oczy. Nie mogłem powstrzymać cisnącego mi się na usta uśmiechu. Mimo całego tego bałaganu, wciąż miałem ją. Moje światło.

      — Przez większość mojego życia tonąłem w mroku... — zacząłem, szukając odpowiednich słów. — Przywykłem do tego i przestałem szukać ratunku. Nie sądziłem, że ktoś kiedykolwiek zburzy ten mur. I to wielkim, dobrym sercem i szczerym uśmiechem — mówiłem.

      Ująłem twarz Valentiny. Pod wpływem mojego dotyku przymknęła lekko oczy, a z ust wymknęło się ciche westchnienie.

      — Uwielbiam... — powiedziałem i musnąłem kciukiem jej wargę. — Uwielbiam twoje słodkie usta, twój dotyk, tak delikatny jak skrzydła motyla. Uwielbiam twój uśmiech który jest jak promyk słońca w tym pełnym sprzeczności, okropnym i szarym świecie. Nie wiem, czym zasłużyłem sobie na ciebie. Nie wiem, czy jestem ciebie wart. Wiem tylko, że... kocham cię. Kocham cię, Valentino Cornelio Griffiths.

      Zakończyłem swój żałosny monolog i uniosłem wzrok. Odetchnąłem. Czy zabrzmiałem jak bohater taniej komedii romantycznej? Być może, ale chciałem w końcu powiedzieć o tym wszystkim, co czułem do Valentiny. Zasługiwała na to. Jeśli moja miłość miała moc uzdrowienia, byłem gotów powtarzać jej to przez całe dnie i noce do końca życia.

      Nieśmiałe łzy toczyły się w dół jej policzków i skapywały z drżącej brody, a z mojego serca runął ciężki głaz. Ulżyło mi. Od dawna chciałem wyrzucić z siebie wszystkie te najgłębiej skrywane emocje. Ostatni czas był dla nas naprawdę trudny, ale mimo tego wiedzieliśmy, że mamy w sobie oparcie. Że jesteśmy dla siebie kołem ratunkowym. Że wspólnie jesteśmy niepokonani.

***

Valentina

Przez okno obserwowałam, jak samolot z gracją przedzierał się przez kłęby białych chmur, ukazując pełen rozmach nieba i pas startowy lotniska w Le Mans. Mimo wszystko serce zabiło mi mocniej, a adrenalina wezbrała się w żyłach. Moje oczy utkwione były w widok za oknem – i to nie byle jaki widok za oknem – w malownicze pola, zielone winnice i urokliwe francuskie wioski, które z każdą minutą stawały się coraz większe. Podchodziliśmy do lądowania.

      Kiedy koła zetknęły się z pasem startowym, samolot powoli zwolnił i sunął po betonowej powierzchni, aż w końcu zatrzymał się całkowicie. Potarłam opuchnięte powieki. Nie miałam pojęcia, która była godzina, ale powoli zapadał zmrok. Słońce niespiesznie chowało się za horyzont, a widok ten zapierał dech w piersiach.

Ziewnęłam przeciągłe, a Emmanuel owinął ramieniem moje barki. Oczy zamykały mi się ze zmęczenia, ale rozszalałe serce nie potrafiło zwolnić rytmu. Ostatni raz we Francji byłam podczas pogrzebu Giselle, a chociaż od tego czasu minęły miesiące, towarzyszyły mi podobne uczucia. Doceniałam troskę Emmanuela i fakt, że brał całą odpowiedzialność na siebie. Mi pozostawało jedynie spakować się w pierwszą lepszą walizkę, wyłączyć myślenie i posłusznie trzymać go za rękę.

Emmanuel zdecydował, że na jakiś czas zatrzymamy się u jego rodziców, w Le Mans. Nie do końca podobał mi się ten pomysł, ale w głębi duszy wiedziałam, że potrzebowałam wyrwać się z Nowego Jorku i odetchnąć pełną piersią. Doktor Kennedy wystawiła mi stosowne zwolnienie, więc nie musiałam martwić się uczelnią, choć powinnam była zaczynać przygotowania do egzaminów. Na samą myśl robiło mi się niedobrze. Miałam trudności z wykonywaniem podstawowych obowiązków, co dopiero wkuwanie nudnych, kilkustronicowych definicji z historii architektury.

Z lotniska odebrała nas matka Emmanuela. Nie miałam dobrej okazji, by się jej przyjrzeć, ale od czasu naszej ostatniej wizyty we Francji wyglądała na trochę szczęśliwszą, jeśli w obliczu tego, co się stało w ogóle dało się być jeszcze kiedykolwiek szczęśliwym. Emmanuel wspominał, że całkowicie zatraciła się w rozwiązywaniu zagadki śmierci Giselle, a odnalezienie sprawcy stało się jej jedynym celem.

Nienagannie ułożona fryzura, mocny makijaż, ozdobna biżuteria i z czarny, luźny dres nieznanej mi marki tworzyły nieco dziwną, acz niebanalną mieszankę. Wyglądała, jakby urwała się z jakiegoś bankietu, balu czy czegoś w tym stylu. Zerkałam na nią z tylnego siedzenia, a ona co jakiś czas spoglądała w lusterko i uśmiechała się szeroko.

— Jak minęła wam podróż? Jesteście głodni? Przygotowałam dla was zupę cebulową.

      Emmanuel serwował jej tylko zdawkowe odpowiedzi. Milcząco wpatrywał się w krajobraz za oknem. Miałam wrażenie, że liczył kropelki deszczu osadzone na szybie samochodu. Ściskał moją rękę i co jakiś czas głośno wzdychał. Zacisnęłam usta w wąską linię, kiedy pod powiekami wezbrały się łzy.

      Był silny za nas dwoje. Choć się do tego nie przyznawał, przeżywał śmierć Giselle najbardziej z nas wszystkich. Chciałam ulżyć mu w tym cierpieniu, ale nie wiedziałam, jak do niego dotrzeć. To mnie męczyło. Miałam wyrzuty sumienia. Emmanuel nie mógł brać na barki całego zła tego świata.

      Przymknęłam powieki, a po chwili w uszach rozbrzmiał szorstki, niski głos:

      — Ojciec jest w Le Mans?

      Spojrzałam na niego kątem oka. Lucille zerknęła szybko w tylne lusterko i chrząknęła. Atmosfera w jednej chwili stała się jakaś taka dziwnie napięta.

      — Nie, jest na wyjeździe służbowym w Nowej Zelandii — tłumaczyła drżącym głosem, a ja zmarszczyłam brwi. — Powinien zjawić się do wtorku.

      Emmanuel przełknął ślinę, a jego dłoń zaczęła się pocić. Obserwowałam jak klatka piersiowa unosiła się i opadała niespokojnie, a szczęka zaciskała.

      Wiedziałam, że temat ojca był z jakiegoś powodu dla niego ciężki. Nigdy nie miałam dość odwagi by o to zapytać. Nigdy tez nie zwierzał mi się z tego. Po prostu zachowywał się tak, jakby Michéle w ogóle nie istniał.

      Lucille wjechała na ogromny podjazd i zaparkowała samochód. Uśmiechnęła się jeszcze raz i pociągnęła za klamkę. Emmanuel otworzył dla mnie drzwiczki, a ja ścisnęłam jego chłodną dłoń. Głośny grzmot rozległ się gdzieś w oddali, ciemne niebo przecięła błyskawica, a deszcz zaczął nieśmiało sączyć się z granatowej chmury.

      Walizki zostawiliśmy na piętrze, w dużym pokoju gościnnym. Mimo próśb Lucille, Emmanuel nie chciał spędzać nocy w swoim dawnym pokoju. Na samą wzmiankę o tym pomieszczeniu spiął się i stanowczo zaprotestował. Wyglądał trochę jak przestraszony pięciolatek i na dodatek cały czas był spięty, a przecież przyjechaliśmy do Francji, żeby odpocząć. Martwiłam się.

      — Wszystko gra? — mruknęłam i złapałam za jego szeroką dłoń.

      Odwrócił się w moją stronę i zacisnął usta. Ciemne włosy, które przez wilgoć zaczęły kręcić się niesfornie, okalały jego bladą twarz, a gęste brwi marszczyły się w jakimś dziwnym grymasie.

      — Tak, ale... — westchnął, upewniając się, że Lucille nas nie słyszy. — Ten dom przypomina mi dzieciństwo. Nie wspominam go zbyt dobrze.

      Kiwnęłam głową i przytuliłam się do jego boku. Nie zamierzałam naciskać i wypytywać o szczegóły. Widziałam, że ten temat był dla niego trudny. Nigdy nie opowiadał o rodzinie, a w szczególności o... ojcu. Czekałam cierpliwie na moment, w którym otworzy się przede mną w zupełności. Choć Emmanuel oddał mi całe serce, wciąż miał swoje tajemnice.

      — Pamiętaj, że nie jesteś z tym sam — zapewniłam i złożyłam krótki pocałunek na jego policzku.

      Emmanuel poszedł wziąć prysznic, a ja siedziałam w kuchni i tonąc we własnych myślach mieszałam łyżeczką stygnącą herbatę. Dookoła unosił się specyficzny zapach starego drewna i goździków, który miał w sobie coś uspokajającego. Deszcz uderzał w szyby, a dźwięki grzmotów mąciły ciszę wypełniającą dom. Jedynym źródłem światła była niewielka świeca ustawiona pośrodku okrągłego stołu, przy którym siedziałam. W tle szalała burza, a ja wsłuchiwałam się w każdy dobiegający do moich uszu odgłos. Brakowało mi jeszcze mojego notatnika z wierszami, pióra i grubego koca.

      Podniosłam wzrok, kiedy Lucille zajęła krzesło obok i ze zmartwieniem wbiła we mnie wzrok. Obserwowałam jej zapadniętą twarz, która w tym świetle wyglądała na nieco upiorną.

      — Jak się czujesz, Valentino? — zapytała z matczyną troską i złapała mnie za dłoń. — Emmanuel mówił, że źle znosisz to wszystko.

      Westchnęłam. Chwilę zastanawiałam się nad odpowiedzią.

      — Moja przyjaciółka została zamordowana przez mojego przyjaciela. Ciężko przejść z tym do porządku dziennego — nie mogłam darować sobie tej szczypty ironii, choć Lucille zupełnie to zignorowała.

      — Wiem, kochanie. Potrzebujesz czasu. My wszyscy potrzebujemy czasu — wyznała, a w jej oczach zaświeciły łzy. — Dobrze, że ten psychopata nic ci nie zrobił. Emmanuel by tego... nie przeżył.

      Kąciki moich ust mimowolnie powędrowały w górę. Mimo wszystko miło było słyszeć takie słowa z ust Lucille. Wydawało mi się, że dobrze znała swojego syna, a przede wszystkim jego serce.

      — Myślę, że jednak się pani myli — mruknęłam i spuściłam wzrok na pstrokaty kubek z herbatą.

      — Jestem zupełnie poważna — powiedziała twardo. — Emmanuel kochał cię przez cały ten czas, Valentino. Związał się z dziewczyną, która wyglądała jak twoja kopia z obsesyjnej potrzeby posiadania cię blisko siebie. Możesz wątpić we wszystko na tym świecie, ale nie w jego uczucia do ciebie.

Continue Reading

You'll Also Like

25.5K 1.5K 25
Co by się stało gdyby Hailie znów miała taką relację z braćmi?Jak by się potoczyło życie jej dzieci?I jakie niebezpieczeństwami sprowadzi ich nazwisk...
49.8K 184 11
no tu będą różne historie bedą 18+ będą tu wlw blb i blg
215K 5K 33
Książka opowiada o 14 letniej Julii Miller, która właśnie rozpoczyna swój pierwszy rok w liceum razem ze swoim bratem bliźniakiem Johnatan'em. W tym...
248K 4.2K 26
Wystarczyła drobna chwila nieuwagi z jej strony, aby chłopak, którego prawie w ogóle nie znała, w krótkim czasie stał się dla niej ważny • Pierwsza c...