Skazy serc

By Mrs_Whimsy

197 24 14

Czasem, nawet jeśli podjęte decyzje wydają się być dla nas dobre, potrafią wszystko zepsuć w najmniej odpowie... More

Zanim zaczniesz czytać 🤗❤️
Prolog
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9

Rozdział 6

10 2 0
By Mrs_Whimsy



– Nie możesz spokojnie stanąć w miejscu? Zachowujesz się tak, jakbyś miała jakieś zapalenie... pęcherza konkretniej rzecz ujmując – stwierdziła Rose. Czekałyśmy właśnie na kolejne zajęcia z chemii farmakologicznej, a ja nie mogłam znaleźć sobie miejsca. Denerwowałam się, choć powinnam wyluzować. Ciężko było to jednak zrobić, gdy Pungent zamiast podnieść mnie na duchu, tylko podcięła mi skrzydła, a ja nie potrzebowałam wiele, aby się podłamać. Od początku nie było mi po drodze z tym przedmiotem. Każdy miał swoją piętę achillesową. Faktem było, że starałam się nadrobić zaległości. Byłam jednak więcej niż pewna, że gdy tylko przyjdzie czas aby napisać test, z nerwów wszystko pomylę. – Laska nie denerwuj się. Tylko pogorszysz sprawę jak będziesz myśleć za dużo – dodała blondynka. Westchnęłam.

– Łatwo Ci mówić. Ty byś się tym tak nie przejęła? Przecież ja ciągle coś mylę – mruknęłam.

– Nie przesadzaj i nie nakręcaj się. Zachowujesz się gorzej niż przed jakimś egzaminem, a do niego jeszcze daleko. Przecież dasz sobie radę! Mówiłam przecież, że Ci pomogę. Na prawdę nie masz się czym martwić – pokręciłam głową.

– Czasem żałuję, że wybrałam te studia...

– Wiedziałaś na co się piszesz. Nie ma marudzenia! Zdasz to. Nie drażnij mnie już. – Podniosłam głowę i odetchnęłam głęboko. Może rzeczywiście przesadzałam? Przecież miałam za sobą dopiero niepełny miesiąc zajęć. Przecież nie mogło być tak źle, jak mi się wydawało. Sapnęłam z irytacją.

– A co z projektem? Jeśli dostanę kogoś, kto ogarnia jeszcze mniej niż ja? Oboje to zawalimy. – Rose przewróciła oczami.

– A myślałam, że z nas dwóch to ja jestem większą panikarą. – Trąciłam ją w ramię, robiąc srogą minę – No co? Taka prawda. Jak zawsze widzisz wszystko w czarnych barwach. Wyluzuj. – naszą rozmowę przerwał odgłos kroków na korytarzu. Zwróciłyśmy głowy w stronę skąd dochodziły.

– A propo luzu... – dodała Rose, splatając ręce na piersiach. Tom razem z Willem zdawali się być pogrążeni rozmową. Po tym jak nas zauważyli niemal od razu do nas podeszli.

– No witam dziewczynki! Gotowe na zajęcia ze smoczycą? – spytał brunet. Był zdecydowanie w dobrym humorze. Zresztą, chyba nigdy nie widziałam Toma w złym nastroju. Zdawał się jednak wręcz emanować szczęściem.

– Ktoś tu chyba jest aż nazbyt zadowolony – mruknęła pod nosem Rose, unosząc brew w górę. Spojrzałam na niego, nieco zbita z tropu.

– Jakbyś nie zauważyła, ja mam zawsze dobry humor Rosa. Szkoda czasu na nerwy! – stwierdził, uśmiechając się w stronę blondynki. Przeniosłam wzrok na Williama, który z zaciekawieniem śledził przebieg rozmowy pomiędzy moimi przyjaciółmi. Widząc jednak, że mu się przyglądam, spojrzał prosto na mnie. Jego wzrok był nieodgadniony, jednak w kącikach ust czaił się uśmiech.

– Hej.

– Hej – odparłam cicho. Pomiędzy mną a szatynem w powietrzu wisiało dziwne napięcie. Zwalałam to na kark zażenowania, jakie wciąż ogarniało mnie na myśl o naszym pierwszym spotkaniu. Ciężko zresztą było o tym zapomnieć. Wciąż miałam lekkie obawy, że powie o tym Rose i Tomowi, ale ostatecznie pomimo tego, że od zdarzenia minął już tydzień, trzymał język za zębami. Wolałam go jednak unikać. Nawet po tej akcji w bibliotece.

– Oni tak zawsze? – spytał, przenosząc wzrok na Rose i Toma. Blondynka stała z założonymi rękoma i przewracała oczami. Brunet natomiast uśmiechał się tak szeroko, niczym kot z Cheshire. Nawet nie skupiłam się na tym o czym mówią.

– Niestety... ale przywykniesz. To u nich norma – skwitowałam.

– Idiota – burknęła Rose.

– Nie słyszałem. Możesz głośniej? – Patrzyłam jak Tom znów uśmiecha się do Rose i pokręciłam głową.

– Widzisz? Jak dzieci – stwierdziłam. Ku mojemu zaskoczeniu William pochylił głowę w moją stronę, choć też patrzył w kierunku Rose i Toma.

– Dzieci, to oni mogą co najwyżej mieć – otworzyłam szeroko oczy i zaśmiałam się. A bardziej... parsknęłam śmiechem.

– Proszę Cię... Oni? Razem? Chcesz żeby się pozabijali? – spytałam, wciąż się śmiejąc. Pokręciłam głową z rozbawieniem.

– No dobra, może to nie było dobre spostrzeżenie – uśmiechnął się. Jego uśmiech był zaraźliwy.

– A wy co? Na co czekacie? Chodźmy, bo spóźnimy się na zajęcia! – stwierdziła nagle Rose, która zakładała fartuch laboratoryjny. Znów się spięłam. Na chwilę zapomniałam o problemach i ku mojemu zdziwieniu przyczynił się do tego... William. Co ciekawe musiałam też przyznać, że była to pierwsza nasza dłuższa rozmowa, całkowicie na luzie. Ta w bibliotece nie do końca przypominała swobodną wymianę zdań. Westchnęłam czując, że zbliża się chwila w której mój dobry humor runie.

– Wszystko w porządku? Nagle się spięłaś – zauważył szatyn. Kiwnęłam głową. Nie zamierzałam mu mówić o moich obawach. Nauczona wydarzeniami z przeszłości wiedziałam, że faceci bywali naprawdę różni. Nie wiedziałam jakby zareagował. Mógł mnie wyśmiać.

– Jest okej. Lepiej chodźmy na zajęcia – ucięłam zdawkowo i podeszłam do Rose, która uśmiechnęła się do mnie pokrzepiająco. Wyjęłam z torby fartuch i nałożyłam go na ramiona. Musiałam się wziąć w garść. Szykowały się dwie i pół godziny męki...

***

Na uniwersytecie mieliśmy do dyspozycji sporo pracowni, jednak ta z chemii farmakologicznej, niezmiennie od kilku lat, znajdowała się na trzecim piętrze. Była dość spora, a z tyłu mieściło się niewielkie zaplecze ze sprzętem oraz odczynnikami chemicznymi. Już wchodząc do środka czuło się specyficzny zapach laboratorium. Wszystkie zadania jakie robiliśmy na pracowni były ściśle kontrolowane przez Pungent. Co prawda zapewniała nas, że jeśli wykonamy wszystko z instrukcją nie powinno być żadnych wypadków. Musieliśmy jednak znać podstawowe zasady bezpieczeństwa. Nie pracowaliśmy w większych grupach niż dwuosobowych, żebyśmy się nie rozpraszali. Gdy mieliśmy do zadania wykorzystać kwas, musieliśmy iść pod dygestorium i w żadnym wypadku nie chodzić z nim po sali. Co prawda była to wiedza wręcz podstawowa, ale przy większej ilości osób musieliśmy się pilnować, aby nie wywołać niepotrzebnego nikomu wypadku. Podobnie jak w poprzednim tygodniu zajęcia potoczyły się znanym rytmem. Usiadłyśmy z Rose w naszym standardowym miejscu, wcześniej zostawiając nasze rzeczy przy drzwiach. Nie mogliśmy mieć przy sobie rzeczy osobistych, bo mogły się po prostu zniszczyć. Zerknęłam w instrukcję zadania na dziś, nim Rose wzięła ją do ręki uważnie studiując. Pungent pokrótce wyjaśniła nam zadanie i kazała zacząć pracę. Sama zajęła się papierami na biurku.

– Ona dzisiaj jest zbyt spokojna – mruknęłam do Rose, patrząc w kierunku wykładowczyni. Blondynka uniosła wzrok znad instrukcji, taksując spojrzeniem Pungent.

– To zły znak – odparła, unosząc brew – Ale nie ma się co martwić. Zacznijmy pracę. Szybciej skończymy – kiwnęłam w odpowiedzi głową. Mimo tego, że ćwiczenie szło nam dobrze i udało nam się nawet skończyć przed czasem, nie mogłam się do końca skupić. Czułam w powietrzu narastające napięcie. Może po prostu za bardzo się denerwowałam? Mimo wszystko chciałam już mieć za sobą sprawę projektów, ale Pungent chyba postanowiła nas wytrzymać do końca. Po tym, jak większość grupy skończyła zadania, moje obawy się potwierdziły. Kiedy w końcu pracownia na powrót wyglądała jak przed naszym przyjściem, wykładowczyni poprosiła abyśmy usiedli na miejscach.

– Dobrze, zanim wyjdziecie z pracowni, chciałabym wrócić do kwestii projektów, o których mówiłam tydzień temu. Jak wtedy wspominałam, dobrałam was w pary. Starałam się, dobrać was na waszym poziomie umiejętności, aby każdy z was miał okazję się wykazać i przyłożyć do projektu. Zmiana partnerów jest niemożliwa. – Jeśli jeszcze miałam nadzieję na to, że projekt zrobiłabym z Rose, moje plany właśnie runęły. A co gorsza, zaczynałam mieć coraz gorsze przeczucia.

– Brzmi jak jakiś reżim – szepnęła Rose. Zaśmiałam się pod nosem. Rozładowała nieco atmosferę.

– Bo to jest reżim. Zobaczysz, będzie tylko gorzej.

– Nie kracz Mandes. Tylko słuchaj – dodała. Nie wierzyłam jej. Nie odpowiadając nic więcej, zwróciłam znów głowę w stronę Pungent.

– Po tym jak ogłoszę pary, wylosujecie tematy projektów oraz terminy ich zaliczeń. One również nie będą podlegały zamianie, chyba że dana osoba będzie chora, ale w takim wypadku ratuje was tylko zwolnienie od lekarza. Wolałabym jednak tego uniknąć. Czy są jakieś pytania? – spytała, rozglądając się po sali. Odpowiedziała jej cisza. – W takim razie pozwolę sobie ogłosić pary – dodała, a ja westchnęłam ciężko. Spojrzałam zdenerwowana na Rose. Kiwnęła mi głową, jakby chcąc dodać mi otuchy. – Arbell oraz Christy. Griffin Cody, Brown Freddy. – W miarę upływu czasu i wyczytywania kolejnych nazwisk czułam coraz większe napięcie, ale i nadzieję. Im więcej nazwisk Pungent wymieniała, tym większe było prawdopodobieństwo, że będę pracować razem z przyjaciółką. Jednak w chwili gdy o tym pomyślałam z ust Pungent padło imię Rose – Lockard i Johnson. – I właściwie nie wiedziałam kto był gorzej zły. Ja, bo moje plany poszły w łeb. Czy Rose gdy usłyszała, że musi pracować z Tomem. Spojrzałam na nią zaskoczona. Widziałam jak zacisnęła usta w wąską kreskę, jakby powstrzymując się od komentarza. Szybko jednak przerwała ciszę.

– Wiedziałam, że na niego trafię – burknęła. Musiałam przyznać, że mnie także przeszło to przez myśl. Co prawda miałam cichą nadzieję, że jeśli nie będę pracować z Rose, to Pungent dobierze mi Toma, jednak nie dziwiło mnie to, że dobrała akurat ich razem. Fakt. Brunet był kobieciarzem. Miał także mocno olewczy stosunek do nauki. Jednak mimo wszystko był szalenie inteligentny. Ba! Mało tego dokładnie wiedział po co przyszedł na studia. Czasem dziwiłam się, skąd miał na to wszystko czas, skoro w głowie było mu coś innego niż nauka, jednak wtedy wzruszał ramionami i zwykł mawiać, że tacy jak on, zawsze lądują na czterech łapach. Musiałam przyznać, że coś w tym było. Żałowałam, że i ja nie miałam w życiu tak prosto. Szybko powróciłam myślami do rzeczywistości, kalkulując kto został na „polu" bitwy, a były to cztery osoby razem ze mną. Ja, Olivia, Zoe i... William. Z Olivią nie gadałam często. Właściwie prawie w ogóle, ale wiedziałam, że jest dość inteligenta. Zoe mogłam porównać do swojego poziomu, więc gdybym z tej trójki miała wybierać do kogo dobierze do mnie Pungent, moim wyborem byłaby właśnie Zoe. Co wcale nie byłoby takim złym wyjściem. Nie wiedziałam jaki był William, ale jeśli wierzyć słowom Toma i tym jak go chwalił zanim jeszcze go poznaliśmy, opowiadał o nich w samych superrelatywach. Znaczyło to tyle, że był zbyt inteligenty na mnie. Wybór był więc oczywisty.

– No i na koniec... Zostały nam cztery osoby. Crunber oraz Sickler. Mandes i Brunch. – Mrugnęłam kilka razy. Czy ja się przesłyszałam? Zmarszczyłam brwi.

– To chyba jakiś żart... – Rose zachichotała w odpowiedzi. Nie wiedziałam co ją tak bawi.

– Chyba powinnam zostać wróżką – spojrzałam na nią zdegustowana. Nie zdążyłam jej jednak odpowiedzieć, gdy Pungent krzyknęła.

– To wszystko na dziś. Możecie podejść do swoich partnerów, a później przyjść wylosować temat i termin – dokończyła wykładowczyni.

– Dlaczego ten przedmiot jest obowiązkowy... – mruknęłam. Rose spojrzała na mnie i znów się zaśmiała.

– Cóż, ty przynajmniej masz normalnego partnera. Mnie będziesz odwiedzać w więzieniu, bo wsadzą mnie za zamordowanie tego idioty. My się nie dogadamy... To będzie katastrofa – jęknęła. Chciałam ją jakoś pocieszyć, ale wiedziałam, że to nie będzie proste. Doskonale wiedziałam, jakie były pomiędzy nimi relacje i bynajmniej nie nazwałabym ich ciepłymi. Może się nie nienawidzili, ale było pewne, że ciężko im się dogadać. – Jak tak dalej pójdzie, to chyba będę błagać Pungent na kolanach, żeby zmieniła mi partnera. – pokręciłam głową.

– Obawiam się, że nawet to nie przejdzie – stwierdziłam rozbawiona.

– No dzięki, cieszę się, że popierasz mój entuzjazm. W takim razie, będziesz mnie odwiedzać w więzieniu – odparła, powstrzymując śmiech.

– A co wam tak wesoło? – spytał nagle Tom.

– A nic takiego, tylko luźne plany morderstwa z zimną krwią. – rzuciła Rose, splatając ręce na piersiach. Przewróciła oczami słysząc śmiech bruneta. Przeniosłam wzrok na Williama, który mi się przyglądał. Szatyn przechylił głowę. Widząc moją poważną minę, posłał mi lekki uśmiech,

– Chyba powinienem powiedzieć, witaj partnerko – skinęłam głową, nie mając z zanadrzu nic innego. Właściwie miałam wrażenie, że przy nim straciłam język. Nie pomagał fakt, że ciągle nie spuszczał ze mnie tych zielonych oczu.

– Tak, chyba tak.

– Idź wylosuj ten temat. Miejmy to już w końcu z głowy – powiedziała nagle Rose, wybudzając mnie z transu.

– Ale kobietom się ustępuje! – nalegał Thomas.

– Nie bądź taki święty. Przynajmniej jak wylosujesz głupi temat, to będę miała Cię o co obwiniać – stwierdziła z zadowoleniem Rose. Zaśmiałam się pod nosem, widząc jak oboje idą w kierunku biurka.

– Jeśli oni się nie pozabijają...

– Tak, to chyba będzie wyczyn. – dokończył William. Znów spojrzałam na niego przelotnie i nawet lekko się do niego uśmiechnęłam. Odwzajemnił mój gest. Oboje poszliśmy śladem Rose i Toma. Kiedy podeszłam do biurka, Pungent obdarzyła mnie pochmurnym spojrzeniem.

– Mam nadzieję, że jest Pani w trakcie poprawiania sprawozdań? – spytała, unosząc brew. Skinęłam lekko głową. – Przeczytam je w przyszłym tygodniu? – Z jej tonu śmiało można było wyczytać lekki cynizm.

– Postaram się – Już miałam sięgać go woreczka po temat pracy, gdy William uprzedził mnie i sam wyciągnął karteczkę. Nasze dłonie na moment się spotkały. Spojrzał na mnie, jednak nie odwzajemniłam jego spojrzenia. Co prawda było to dość przyjemne, jednak nie zamierzałam tego dać po sobie poznać. W głowie miałam tylko temat projektu.

– Cóż... Interesujące. Macie państwo bardzo prosty temat o truciznach. Myślę, że poradzicie sobie z tym bez problemu. A na wykonanie macie czas aż do końca semestru. Będziecie przedstawiać jako ostatni – stwierdziła Pungent. Odetchnęłam z ulgą. Co prawda temat był obszerny, ale nie dość straszny, abym nie mogła go ogarnąć. Właściwie nawet się ucieszyłam. William nie mógł lepiej wylosować.

– W takim razie, dziękujemy. Do widzenia – dodał William, a po tym udaliśmy się do drzwi, gdzie już czekali na nas Rose i Tom.

– I jak poszło? – spytali niemal równocześnie.

– Chyba w porządku. Przedstawiamy jako ostatni. – Potwierdziłam słowa Williama kiwając głową.

– Farciarze! My jakoś w środku i...

– Och skończmy już ten temat! – Tom przewrócił oczami. Widziałam jak Rose powstrzymuje się, aby mu nie dogryźć, bo wszedł jej w wypowiedź. – Chodźmy coś zjeść. Jestem głodny.

– Jak zawsze – zachichotałam. Brunet żachnął się i wyszczerzył zęby.

– To fakt. Myślenie wymaga wysiłku, a wysiłek spala kalorie!

– To ty w ogóle wiesz, co to myślenie? – odgryzła się Rose. Zaśmiałam się. Zerknęłam na Willa, który również powstrzymywał śmiech.

– Chodźmy na burgera. – zainterweniowałam. Wszyscy spojrzeli na mnie, jednak stwierdzili, że to bardzo dobry pomysł i niemal od razu wyszliśmy z budynku, kierując się do niewielkiej sprawdzonej już przez nas burgerowni. W końcu nic tak nie poprawia humoru jak dobre jedzenie.

_________
Witam witam!
Ten rozdział miał być wstawiony tydzień temu... ale dzięki temu, od razu wstawię następny! ❤️
Od przyszłego rozdziału kończymy „wprowadzenie" i zaczynamy akcję 🤫
Przed naszymi bohaterami jeszcze wiele zawirowań, dlatego teraz jest tak spokojnie.
I wierzcie mi (lub nie) jeszcze zatęsknią za tą stagnacją 😂❤️
Do następnego! ❤️

Continue Reading

You'll Also Like

40.7K 981 36
Eleanor Brown to cicha nastolatka, która dostała życiową szansę. Od dziecka marzyła o wyjeździe za granicę, ale nie było jej na to stać. Była tylko b...
861K 1.7K 2
[Okładkę wykonała @Stokrotka_222_11] Czy jedna noc może zmienić wszystko? W życiu poukładanej Amber Solezio na pewno, dziewczyna nigdy nie łamała za...
148K 6.6K 16
2 część dylogii „Lost" OSTRZEŻENIE Książka zawiera wrażliwe tematy takie jak; próba samobójcza oraz zaburzenia odżywania. Czytasz na własną odpowiedz...
41.9K 765 28
!!!SERIO, NIE CZYTAJ TEGO, JEŚLI JESTEŚ MŁODY. TREŚCI ZAWARTE KSIĄŻCE MOGĄ BYĆ DEMORALIZUJĄCE, DADDY ISSUES PEŁNĄ PARĄ!!! "Z wielkim niepokojem odkry...