Catherine's Wines

By black_snickers333

10.3K 597 130

Życie Vivienne było całkiem spokojne, do momentu gdy zaczęła kręcić interesy z braćmi Shelby. Niestety po fak... More

1.
2.
3.
4.
5.
6.
7.
8.
9.
10.
11.
12.
13.
14.
15.
16.
17.

18.

382 30 5
By black_snickers333


- A zatem, pani Arden. Gdzie była pani ostatniego wieczoru?

- Najpierw w The Garrison, potem w domu. - odpowiedziałam z pokerową twarzą natarczywemu policjantowi, który próbował wyciągnąć ze mnie jakieś informacje.

- Proszę opowiedzieć o tym bardziej szczegółowo. Z kim pani była? I co robiła pani w domu?

- Mogę wiedzieć, dlaczego tak właściwie tutaj jestem? - odparłam oburzona. Marnowali mój czas.

- Ależ spokojnie. - powiedział główny z policjantów. Zakładam, że jakiś detektyw bądź komendant. - Wszystko wyjaśnimy, gdy tylko odpowie pani na pytanie. Dokładnie. - Na te słowa westchnęłam. Wiedziałam, że szybko mnie stąd nie wypuszczą.

Opowiedziałam policjantom o wszystkim, co robiłam dziś oraz poprzedniego dnia, włącznie ze znalezieniem kota. Pominęłam jedynie moment, gdy zauważyłam wysoką postać pod domem. Nie chciałam, by uznali mnie za wariatkę. Poza tym, byłam już zmęczona, więc równie dobrze mogły to być tylko zwidy. Pozostawiłam to dla siebie.

- Więc po wyjściu z baru wczorajszego wieczoru cały wieczór spędziła pani sama, zgadza się? - zadał mi pytanie (jak się okazało) sierżant.

- Tak, poza faktem że był ze mną kot, owszem. - odparłam dosyć pewna siebie.

- Skąd możemy wiedzieć, że znalazła go pani wczoraj, a nie dziś? - wątpiąco spytał drugi policjant. Wprawiło mnie to w osłupienie i jednocześnie stawiało w bardzo złym świetle. Nie miałam pojęcia, co odpowiedzieć. Nastała cisza. Nie byłam w stanie się odezwać. Nie miałam żadnych argumentów. - Poza tym, miała pani motyw. W końcu chodziło o pani przyjaciółkę. - dodał.

- Niczego nie zrobiłam. - powiedziałam cicho, ale stanowczo.

- Zobaczymy. - odpowiedział sierżant. Póki co jest pani podejrzana o zabójstwo Jamesa Greena. Ma pani prawo zachować milczenie oraz ubiegać się o prawnika, a w tym momencie zostaje pani zatrzymana w areszcie tymczasowym. - odparł złośliwie wstając, po czym podszedł do mnie i założył mi kajdanki. Byłam zbyt zszokowana, by oponować, więc uległam i dałam zaprowadzić się do celi. Przechodząc przez korytarz minęłam rodzinę Shelby. Złapałam kontakt wzrokowy z kilkoma osobami, ale nie odezwałam się słowem. Za strażnikami zaczęła biec Polly i Esme, ale nie mogły nic zrobić. Nie mogłam natomiast dostrzec Mel, doszłam więc do wniosku, że pewnie była przesłuchiwana.

Słysząc krzyki i kłótnie Shelbych zostałam zamknięta w celi.

*** *** *** *** *** *** *** *** *** ***

                    *tydzień później*

Szybkim krokiem zmierzałam do  baru. Gdy tylko napis "The Garrison" pojawił się przed moimi oczami westchnęłam, przypominając sobie wszelakie sytuacje, które miały w nim miejsce. Mimo to weszłam do środka, a mym oczom ukazała się moja przyjaciółka.

Spędzałam z nią każdą wolną chwilę od momentu, gdy tylko wypuszczono mnie na wolność po jednym dniu spędzonym w areszcie. Za morderstwem narzeczonego Melly stała jednak żona jej brata, a nie Peaky Blinders, jak wszyscy myśleli. Okazało się, że kobieta miała z nim romans, a ten okradał ją i brata Mel. Ponoć gdy dowiedziała się o tym wpadła w szał, a brat rudej dziewczyny wybaczył swojej partnerce. Nigdy nie sądziłam, że w dziurze jaką było Birmingham mogły dziać się takie rzeczy.

Przez cały ten czas starałam się unikać Thomasa. Melanie zdążyła opowiedzieć mi kilka historii z nim w roli głównej i mimo moich powątpiewań, sprawiły one, że czułam coraz większy dystans do mężczyzny. Minęłam go kilka razy przez cały tydzień. Wiedziałam, że próbował ze mną porozmawiać, jednak ja zawsze mu uciekałam, udając, że się spieszę. Sama nie do końca wiedziałam dlaczego. Zdawałam sobie jednak sprawę z tego, że był piątek, a jutro miał mieć miejsce bal maskowy, na który zaprosił mnie mężczyzna. Postanowiłam jednak, że pójdę. Jeśli nie dla niego, to zawsze była to dobra okazja na rozwinięcie interesów.

- Hej, Melly! - przywitałam się z dziewczyną siedzącą przy jednym ze stolików.

- Hej, Vivi! - z entuzjazmem wstała i przytuliła mnie rudowłosa. Słysząc to coś we mnie drgnęło. Tylko Ada zwykła mnie tak nazywać. Głos Mel sprawił jednak, że szybko wróciłam do rzeczywistości. - Naprawdę Cię przepraszam za ten szalony tydzień, wiem że to musiało być dla ciebie sporo.

- Nie ma sprawy, słońce. Wiesz, że zawsze możesz na mnie liczyć. - uśmiechnęłam się do rozmówczyni i uścisnęłam przyjacielsko jej dłoń, na co odpowiedziała tym samym.

Usiadłyśmy przy stoliku i poprosiłyśmy Marlowa o karafkę szkockiej.

- Dalej wybierasz się na ten bal? - zaczęła.

- Masz na myśli jutrzejszy bal maskowy w Londynie? - spytałam precyzując.

- Tak, owszem.

- Cóż, zastanawiałam się nad tym, co mówiłaś mi o Thomasie i o tym, że nie powinnam mu ufać, jednak... ten bal może przynieść mi naprawdę spore korzyści. - odparłam, na co dziewczyna nieco skrzywiła się. To zdecydowanie nie była odpowiedź, jakiej się spodziewała.

- Zastanów się jeszcze. Nie chcę widzieć cię skrzywdzonej. A zwłaszcza nie przez tego idiotę. - powiedziała, popijając zawartość swojej szklanki.

- Spokojnie. Nikt mnie nie skrzywdzi, a już na pewno nie Thomas Shelby. - zapewniłam ją. - Do tego musiałoby mi na nim zależeć, a tak nie jest.

Ale czy była to prawda? Czy naprawdę przestało mi na nim zależeć? Przez ostatni tydzień rozmyślałam o tym, co stało się między mną a mężczyzną. Doszłam jednak do wniosku, że wszystko było czystymi zagrywkami biznesowymi. Prawdę mówiąc, ja nawet go nie lubiłam i to od samego początku. Chyba. Wiedziałam, że jakiekolwiek zaangażowanie się w relację z Thomasem skończyłoby się złamanym sercem. Nie chciałam przeżywać tego po raz kolejny.

- Próbujesz przekonać mnie, czy siebie? - spytała Melanie dopijając szkocką. Między nami zapanowała chwilowa cisza, którą przerwał Marlow.

- Mogę zabrać? - wskazał na pustą karafkę. - Czy może dolać wam więcej? - zapytał.

- Pewnie, weź. I tak muszę już się zbierać. - odpowiedziała mu Melly, po czym wstała. - Przemyśl moje słowa jeszcze raz Vivienne. - zwróciła się do mnie poważnym tonem i wyszła.

Jeszcze chwilę siedziałam sama mając pustkę w głowie. Byłam rozdarta. Z jednej strony wierzyłam w słowa dziewczyny i jej opowieści o brutalnym chamie jakim był Thomas, jednak część mnie nie mogła, wręcz nie chciała w to uwierzyć. Nie wiedząc co myśleć pożegnałam się z Marlowem i wyszłam z baru.

Na zewnątrz panowała chłodna, zimowa aura, którą zakłócały tylko śpiewy i śmiechy ludzi dobiegające z okolicznych barów i restauracji. Z nieba spadały spore płatki śniegu, jak na początek listopada przystało. Odpaliłam papierosa i zaczęłam podążać w stronę samochodu, jednak zatrzymał mnie głos Johna.

- Vivienne! - krzyknął do mnie chłopak. - Hej! - przywitał się, gdy dobiegł do miejsca, w którym się znajdowałam.

- Cześć, John. - odparłam nieco zmęczonym głosem. Wiedziałam, o co chciał spytać.

- Powiedz mi, dalej wybierasz się na jutrzejszy bal?

- Tak. - westchnęłam.

Po chwili ciszy mężczyzna przytulił mnie. Nie spodziewałam się takiego gestu z jego strony, jednak uświadomiłam sobie, jak bardzo tego potrzebowałam. John był moim dobrym przyjacielem. Właściwie, był dla mnie jak brat.

- Wiesz, że Tommy bardzo się o ciebie martwi, prawda? - zapytał zatroskanym głosem. - Może nie daje tego po sobie poznać, ale jest mu ciężko z tym, że go unikasz.

- Wiem. - odparłam cicho dopalając papierosa. - I tak zamierzałam do was pojechać. Polly powiedziała mi wczoraj, że muszę podpisać dziś ostatnie papiery. - uśmiechnęłam się bezradnie do mężczyzny.

- W takim razie zbieraj się, a ja wracam do pubu. - uśmiechnął się do niej John, na co odpowiedziałam mu tym samym. - Do zobaczenia jutro!

- Do zobaczenia! - pożegnałam się z nim i wsiadłam do samochodu.

*** *** *** *** *** *** *** *** *** ***

Nerwowo zapukałam do drzwi, które otworzyła mi Polly. Kobieta uśmiechnęła się szeroko na mój widok i zaprosiła mnie do środka. Bez przeciągania podpisałam dokumenty związane z ochroną mojej firmy, w międzyczasie popijając herbatę, którą uprzednio zaparzyła mi Pol. Jeszcze chwilę porozmawiałyśmy, aż kobieta oznajmiła, iż musi wracać do swojego domu, gdyż była umówiona na rozmowę z Michaelem. Mogłam go nie lubić, lecz wciąż był to jej syn. Nie miałam jej za złe, że wciąż jej na nim zależało. Byłoby to wręcz niepokojące, choć z drugiej strony była to w końcu Polly. Nie dało się jej rozgryźć.

Kobieta wyszła, a ja szybko dopiłam swoją herbatę i wzięłam plik podpisanych przeze mnie dokumentów. Chciałam zanieść je do biura Lizzy, jednak było ono puste. Słyszałam natomiast krzyki z gabinetu Thomasa, oddzielonego od pomieszczenia w którym się znajdowałam drzwiami. Niewiele myśląc położyłam papiery na biurku kobiety i już chciałam opuścić pokój, gdy usłyszałam swoje imię zza drzwi. Sprawiło to, że mimowolnie zaczęłam przysłuchiwać się rozmowie.

- Vivienne? Idziesz z nią? Proszę cię, nie bądź żałosny. Tylko tracisz czas na tą dziwkę. - słyszałam zza drzwi zgorzkniały głos sekretarki Thomasa.

- Jesteś zazdrosna? - odpowiedział jej Thomas. - Poza tym uspokój się. Vivienne nie jest dziwką. - dodał podniesionym głosem zdenerwowany.

- Tak? Zapytaj w takim razie Michaela. Albo Ady. - Wykrzyczała kobieta. - Swoją drogą sam powinieneś to wiedzieć, bo ciebie też ma kompletnie w dupie!

- Nie mieszaj ich w to! - odkrzyknął do niej mężczyzna. - I odpierdol się od niej wreszcie!

Nagle zapadła cisza, przerwana już spokojniejszym głosem Shelby'ego.

- Lizzy, wiem, że jesteś zazdrosna, że to nie ciebie zabieram na bal, ale uspokój się. Pojedziesz jako para Arthura.

Na te słowa usłyszałam tylko gorzki śmiech dziewczyny.

- Po moim trupie, baw się beze mnie. Jak zwykle.

- Lizzie!

- Zamknij się! - odkrzyknęła kobieta do Thomasa, uderzając go w policzek tak, że było to bardzo słyszalne. - Idź, baw się z tą swoją kurwą! Może nawet zaczniesz ją ruchać zamiast mnie! - wykrzyczała ponownie, denerwując bardziej mężczyznę. Konflikt zdecydowanie eskalował, jednak miałam już dość wysłuchiwania obelg pod swoim adresem. Wyszłam z biura asystentki Shelbych z powrotem do salonu. Postanowiłam, że wrócę do domu, skoro nie był to najlepszy moment na rozmowę.

- Jedyną kurwą tutaj, Lizzie, jesteś ty! - odkrzyczał do niej mężczyzna, po czym usłyszałam szybki krok zbliżający się w kierunku drzwi.

Kobieta wręcz wybiegła z pomieszczenia i rzuciła się w kierunku wyjścia, jedynie rzucając mi po drodze nienawistne spojrzenie. Nie wiedziałam, jak mam zareagować, więc sama zaczęłam zmierzać ku drzwiom, jednak usłyszałam głos Thomasa stojącego w progu pomieszczenia, paląc papierosa.

- Jak wiele słyszałaś? - zapytał zmarnowanym głosem.

- Sporą część z tego, co mi się wydaje. - odparłam beznamiętnie.

- Przepraszam, Vivienne. - odparł mężczyzna.

- Nie szkodzi, w końcu to Lizzie mnie wyzywała, nie ty. - odpowiedziałam z lekkim, gorzkim śmiechem.

- Nie, ja... Przepraszam za to, cokolwiek zrobiłem nie tak. - powiedział skupiając wzrok na dymie, który wypuszczał z ust.

- Co masz na myśli?

- Unikałaś mnie cały tydzień. Wiem, że nie zrobiłabyś tego bez powodu, zwłaszcza po tym, co między nami zaszło. Wiem, że musiałem zrobić coś źle.

- Powiedzmy. - odparłam zdawkowo, czując na sobie pusty wzrok mężczyzny, który zdawał się czekać, aż dokończę myśl. - Po prostu dowiedziałam się trochę o twojej przeszłości.

- Ah, rozumiem. - odparł. - Mogę choć wiedzieć od kogo? - spytał po chwili.

- Od Melanie.

- Fitzgerald? - dopytał, prostując swoją postawę.

- Tak.

- Kurwa... - westchnął cicho, jednocześnie łapiąc się za czoło. Posłałam mu pytające spojrzenie. - Zechcesz usiąść? - wskazał na swoje biuro, na co przytaknęłam i ruszyłam w jego kierunku.

Mężczyzna przepuścił mnie w drzwiach do swojego gabinetu i wskazał na kanapę znajdującą się w rogu pokoju. Sam usiadł na fotelu naprzeciwko, wcześniej nalewając nam po szklance rumu.

- Więc? - odparłam, niecierpliwiąc się. Widziałam, że Tomowi ciężko było zacząć samemu.

- Melania Fitzgerald jest córką brata Billy'ego Kimbera.

- O kurwa. - przeklęłam, zdając sobie sprawę z tego, kim był mężczyzna, gdyż John i Arthur opowiedzieli mi wszystko już jakiś czas temu. - To znaczy, że...

- Że robiła wszystko, żeby zniszczyć mój obraz w twoich oczach? Owszem. - przerwał mi Tom. - Prawdopodobnie wyciągała też od ciebie informacje na temat mój i mojej firmy. Nie zdziwiłbym się, gdyby historia z jej mężem była zmyślona.

- Oh, bez przesady. - odparłam wciąż zszokowana nowymi informacjami.

- Oj uwierz mi, nie przesadzam. - powiedział Thomas popijając rum.

Chwilę siedzieliśmy w ciszy, gdy starałam się przetrawić to, co właśnie usłyszałam.

- Wydaje mi się, że zbyt wiele jej nie mówiłam o twoich interesach.

- Miejmy nadzieję. - odpowiedział mi mężczyzna.

- Od początku wiedziałam, że to co mi mówiła nie było do końca prawdą.

- Zapewne było. - westchnął Tom. - Może nie wszystko, ale część na pewno. Nie jestem dobrym człowiekiem. Nie trzeba się starać, żeby zrobić ze mnie chuja.

- Może. - odparłam, dopijając zawartość szklanki, po czym odłożyłam ją na stół. - Późno już. Lepiej pójdę.

- Właściwie, to chciałem Cię jeszcze o coś zapytać. - dodał Tom patrząc mi w oczy.

- Tak?

- Dalej zamierzasz pójść ze mną na jutrzejszy bal?

- Tak. - odpowiedziałam stanowczo, na co mężczyzna odwdzięczył się delikatnym uśmiechem.

'Może jeszcze nie wszystko stracone' pomyślałam i też się do niego uśmiechnęłam, po czym opuściłam dom i wróciłam do siebie.

Gdy otworzyłam drzwi wejściowe powitało mnie donośne miałczenie. Zadowolona wzięłam kotkę na ręce i zaczęłam drapać ją między uszami. Lucky na szczęście była zdrowa. Od weterynarza dowiedziałam się, że ma około pół roku, stąd jej niewielki rozmiar. Byłam bardzo ucieszona, że wszystko z nią w porządku, bo zdążyłam się przywiązać do kotki i nie mogłam sobie wyobrazić, gdyby coś jej się stało. Zmęczona udałam się do pokoju, po czym położyłam stworzonko na dużym łóżku, gdzie czarna kulka szybko zasnęła. Ja zresztą zaraz po niej.

*** *** *** *** *** *** *** *** *** ***

Witam!
Bardzo was przepraszam za tak długą przerwę, ale naprawdę sporo się działo i musiałam zawiesić opowiadanie. 

Mam nadzieję, że ktoś tu jeszcze został :pp

Continue Reading

You'll Also Like

77.7K 3K 53
Maddie Monet, najstarsza z córek Camdena Monet zostaje rozdzielona z braćmi na kilka lat. Bliźniaczka Tony'ego i Shane'a odnajduje się w swoim nowym...
111K 8.7K 61
Gdzie Draco zostaje wilkołakiem. Wszystko przez to, że Lucjusz Malfoy nie wykonał rozkazu Czarnego Pana i nie przyniósł mu Przepowiedni z Departament...
5.2K 416 22
Przez całe życie staramy się uciec od przeszłości, licząc, że konsekwencje naszych dawnych czynów nas nie dopadną. Nicole Jade uciekła od przeszłości...
21K 1K 38
❝ - Ty na serio się w niej zakochałeś - spojrzałem na kumpla z lekko podniesionymi brwiami z zaskoczenia. - Żartujesz sobie ze mnie - prychnąłem pod...