11.

447 29 0
                                    


Dziwnym uczuciem było obudzić się w innym miejscu, niż dotychczas. Czułam zapach nowych, drewnianych mebli, który wypełniał pokój. Przez okna bez zasłon padało na mnie jasne, rażące światło. Na zegarze wybiła godzina dziewiąta, więc postanowiłam od razu wstać. Zrobiłam sobie szybkie śniadanie, po którym wzięłam kąpiel, co za każdym razem działało na mnie niezwykle relaksująco. Następnie poszłam na spacer nad rzekę i przy okazji odwiedziłam Polly, by podpisać niezbędne dokumenty. Gdy wróciłam było już po piętnastej, zatem nadszedł moment przygotowań do bankietu, na który zaprosili mnie John i Arthur. Postanowiłam wykorzystać tę okazję do poszerzenia mojego biznesu i nabycia znajomości z "tego bogatego świata", gdyż do tej pory pracowałam raczej samotnie, bez większych kontaktów, mimo iż moje nazwisko było dość znane.

Bankiet miał rozpocząć się o siedemnastej, a przyjechać po mnie mieli John i Arthur wraz z Esme. Cieszyłam się, że mogłam dotrzeć tam z nimi. Dzięki temu czułam się nieco bezpieczniej, jednak na wszelki wypadek postanowiłam zabrać ze sobą mały rewolwer oraz mój zdobiony na rękojeści kamieniami szlachetnymi, srebrny nóż. Ten sam, który został użyty na Thomasie Shelbym. Kolejny prezent od mamy. Był na tyle nieduży, że bez problemu mieścił się w torebce.

Postanowiłam założyć długą, prostą, ciemnogranatową sukienkę na ramiączkach i futro na ramiona w tym samym kolorze. Do tego dochodziły srebrne buty na średnim obcasie, biżuteria tej samej barwy, a upięte w kok włosy przyozdobiłam srebrnym łańcuszkiem. Jak zwykle nie mogłam sobie poradzić z niesfornym, opadającym na twarz kosmykiem, więc postanowiłam wypuścić ich z przodu nieco więcej. Do tego pomalowałam oczy na kolor odpowiadający sukience, zatuszowałam rzęsy, a usta przejechałam ciemnoczerwoną szminką.

Gdy stanęłam przed lustrem nie mogłam poznać samej siebie. Wyglądałam o wiele dojrzalej po wykonturowaniu twarzy i w pełnym makijażu. Nie można było jednak powiedzieć, że jakkolwiek mi to umniejszało - wręcz przeciwnie. Wyglądałam pięknie, a zarazem dostojnie i elegancko. Byłam zdecydowanie gotowa. Po kilku minutach usłyszałam dzwonek do drzwi, więc zeszłam na dół uprzednio zamykając mieszkanie.

- Cześć Vivienne! Wyglądasz prześlicznie. - przytuliła mnie na powitanie Esme w widocznej już ciąży.

- Hej, dziękuję. Ty też wyglądasz pięknie. - odpowiedziałam z entuzjazmem elegancko ubranej dziewczynie, której zielona suknia sięgała ziemi. Czego by nie mówić, miała naprawdę piękną i nietypową urodę.

- Obie macie rację. - powiedział Arthur. - Chociaż z Johnem drogie panie nie możecie się liczyć. - dodał cicho, wywołując śmiech nas wszystkich. - Dobra, czas na nas.

Droga minęła dosyć szybko, bo bankiet odbywał się niedaleko. Jeżeli mam być szczera, najbardziej czekałam na jedzenie. Było ono czymś, na co byłam gotowa wydać wszystkie moje pieniądze. Uwielbiałam próbować nowych potraw, a zwłaszcza - jak dzisiaj - za darmo. Po dojechaniu na miejsce wysiedliśmy z samochodu i skierowaliśmy się w stronę "The Black Pearle". Była to całkiem lubiana przeze mnie restauracja, nieco wyższej klasy niż średnia. W środku wszystko było złote, z ciemno drewnianymi meblami, a materiałowe dodatki wszelakie, jak dywany czy poduszki foteli, miały kolor czerwony. Bardzo wytworne miejsce.

- Dzień dobry Vivienne. - przywitała mnie z uśmiechem Polly, za którą podążał Michael.

- Oh, witaj Pol. Michaelu. - odparłam z delikatnym uśmiechem. - Nie ma z wami Ady? - spytałam zaciekawiona.

- Nie, ona nie przepada za tego typu wyjściami. Poza tym wolała spędzić czas z Carlem. - odpowiedziała kobieta.

- Rozumiem. Dzięki.

- Zresztą i tak musi być teraz zajęta. Przygotowania do wyjazdu pewnie zajmą jej kilka dni. - dodał Michael nieproszony, spoglądając na mnie ze sztucznym, złośliwym uśmiechem. Spiorunowałam go wzrokiem zdenerwowana, gdyż zauważyłam, że ewidentnie się cieszył z wyjazdu mojej przyjaciółki. Nie wiedziałam natomiast o co mu chodziło. Jeśli myślał, że dzięki temu dostanie u mnie szansę, to grubo się mylił. Po chwili dołączyła do nas reszta i wszyscy weszliśmy do środka.

Catherine's WinesWhere stories live. Discover now