12.

478 31 6
                                    


Pierwszy raz od dawien, dawien dawna obudziłam się nie na wygodnym łóżku z baldachimem, a na twardej, metalowej pryczy w kącie prostokątnej, betonowej celi.

- Dobrze Ci się spało? - zapytał lekko zachrypnięty głos dobiegający z przeciwległego kąta. Wciąż nieco oszołomiona podniosłam się, a mym oczom ukazała się postać siedzącego i opierającego się o ścianę Thomasa Shelby'ego. Nie patrzył na mnie, a na posadzkę, widocznie bez entuzjazmu, ani jakichkolwiek sił do życia. Był wręcz zrezygnowany. Dziwnym obrazem dla mnie były włosy mężczyzny, jasne, krótko wygolone po bokach i nieco dłuższe na środku. Zazwyczaj chował je pod swym kaszkietem, którego nie miał na sobie. Ja także nie miałam przy sobie mojej torebki, w której trzymałam broń.

- Jak nigdy. - odparłam z sarkazmem. - Wiesz może, kiedy nas wypuszczą? Śmierdzi tu jak cholera. - spytałam wyglądając przez kraty imitujące okno.

- Na twoim miejscu bym się przyzwyczaił. Zazwyczaj nie spieszy im się do zeznań, a co dopiero do wypuszczania.

- Kurwa. - westchnęłam cicho, po czym usiadłam przy ścianie naprzeciwko mężczyzny. - Właściwie, to dlaczego jesteśmy w jednej celi?

- Bo nie jesteście tutaj sami, skarbie. - wtrącił się wysoki mężczyzna, przechodzący po drugiej stronie krat. - Ale oczywiście, jeśli chcesz możemy umieścić cię z kimś innym. Nie ma tu jednak innych kobiet, więc... . - Strażnik uśmiechnął się w jednoznaczny sposób, co spowodowało u mnie odruch wymiotny.

- Nie, dziękuję. Tu mi dobrze. - odparłam dość szybko, a facet poszedł dalej, wciąż głupio się uśmiechając. Fuj.

Siedzieliśmy z Tomem bez słowa kolejną godzinę. A przynajmniej tak mi się zdawało, bo nie miałam zegara. Czas spędzony w celi okropnie się dłużył. Jakimś cudem udało mi się nawet przyzwyczaić do odoru tego miejsca.

- Dlaczego mi pomogłaś? - wyrwał mnie z zamyślenia mężczyzna.

- Hmm? Oh...  - nie wiedziałam, co mu odpowiedzieć - sama nie wiem. Chyba po prostu doszłam do wniosku, że jesteśmy teraz sojusznikami. I jakoś musimy sobie pomagać. - odparłam bez namysłu obserwując kruka skaczącego przed "oknem" po kostce brukowej. Następne godziny spędziliśmy znowu w ciszy. Przynajmniej z mojego szacunku.

- Wszystko w porządku? - zapytał Thomas widząc, że ściskałam swoje lewe ramię. Miałam tam dość sporą szramę, która trochę piekła.

- Ta, nic mi nie będzie. - odparłam starając się zamaskować swój ból. Aby się trochę uspokoić bawiłam się moim pierścieniem. 'O kurwa.' pomyślałam. Przecież miałam swój pierścień. Że też nie przypomniałam sobie wcześniej. Wcisnęłam spory kamień znajdujący się na srebrnej obręczy, a z sygnetu wysunął się bardzo niewielki nożyk. Niepewnie podeszłam do krat i rozejrzałam się po korytarzu. Na szczęście nie było tam nikogo. Szybkim ruchem wzięłam do ręki kłódkę i włożyłam do niej nożyk.

- Cholera. - wyszeptałam przez zęby jednocześnie czując na sobie wzrok kompana, który mimo mojego nietypowego zachowania zachowywał milczenie. Zrezygnowana poddałam się i zaczęłam krążyć po pomieszczeniu. O ile mogłam to tak nazwać.

- Jakim cudem jesteś w stanie wytrzymać tu praktycznie bez ruchu? - spytałam po chwili Thomasa.

- Byłem tu już tyle razy, że miejsce o które się opieram jest idealnie ubite pod moje plecy. - odparł poważnie.

- Wow. To chyba pora założyć kartę stałego klienta. - powiedziałam wywołując delikatny uśmiech na twarzy mojego rozmówcy. Krążyłam jeszcze trochę, a od ścian odbijało się ciche echo stukotu moich butów. Zaczynał irytować mnie także przemoczony krwią materiał mojej sukni.

Catherine's WinesWhere stories live. Discover now