9.

411 26 1
                                    


Idąc ulicą wciąż czułam, jak buzowały we mnie emocje. Nie miałam pojęcia jakim cudem udało mi się nie zabić tego sukinsyna. Z drugiej strony cieszyłam się, że Polly nam przeszkodziła. Nie miałam ochoty dłużej na niego patrzeć. Po prostu odechciewało mi się czegokolwiek.

Wracając wróciłam myślami do pożaru i do mojej rozmowy z Adą. Zahaczyłam przy okazji o moją spaloną winiarnię, by upewnić się co i jak. Piwnica była zamknięta na klucz, a z góry już zbyt wiele nie zostało, więc nie musiałam się martwić o kradzież. Poza tym, strażacy uspokoili mnie, że wszystko jest pod kontrolą i ogień został już praktycznie ugaszony. Szczęście w nieszczęściu. Pożar sam w sobie już się tlił. Rano miałam dostać spis szkód, więc następny dzień zapowiadał się na papierkowe załatwienia, jak ubezpieczenie. Plus tego wszystkiego był taki, że plany budynku były wciąż na mojej komodzie. Wystarczyło z rana zadzwonić do firmy, która wykonała wcześniejszy projekt i ustalić terminy.

Nieco uspokojona wróciłam do domu. Zabrałam swoje walizki, które wciąż leżały w korytarzu do pokoju i wróciłam na dół, by napić się wody. Wychodząc z kuchni spotkałam Adę.

- Hej. Słyszałam o pożarze. Przykro mi. - powiedziała beznamiętnie kobieta, unikając ze mną kontaktu wzrokowego.

- Dzięki, jakoś to ogarnę. - odparłam, a ona odwróciła się z zamiarem pójścia do pokoju.

- Hej, Ado, ja... . Myślę, że niedługo się wyprowadzę. Prawdopodobnie jeszcze w tym tygodniu. - na te słowa dziewczyna tylko pokiwała głową, po czym podążyła w swoją stronę. 'Cholera' pomyślałam i wróciłam do swojego pokoju. Mimo emocji zasnęłam dosyć szybko.

Obudziłam się, a moim oczom ukazał się stos walizek stojący za kanapą. Spojrzałam na zegar - spory, wiszący okrąg ze srebrną tarczką, czarnymi cyframi oraz wskazówkami, przeplatany ciemnosrebrną, grubą "nitką". Piękne urządzenie, które dostałam na osiemnaste urodziny od mojej siostry, wtedy, gdy jeszcze znosiłyśmy swoje towarzystwo. Mimo tego, że nasze stosunki zmieniły się, dalej trzymałam ten prezent z nadzieją, że ta niegdyś kochana osoba wciąż tkwi wewnątrz tej zakłamanej istoty.

Była ósma rano. Wstałam, ubrałam się i jak zwykle przygotowałam się do dnia. Różnica była taka, że tym razem zamiast wychodzić do sklepu, poszłam do ubezpieczalni. Dostałam od strażaków spis uszkodzeń, które były dość niewielkie jak na pożar winiarni. Przeczytałam je po drodze - piwnica na szczęście została nietknięta. Wszystko udało mi się załatwić tak, że pieniądze, które dostałam z nadwyżką pokryły koszt odbudowy winiarni. Zadzwoniłam także do firmy, która już wcześniej się nią zajmowała. Na szczęście wstrzeliłam się idealnie, bo panowie mieli akurat wolny tydzień. Plus był taki, że piwnica była nienaruszona, dzięki czemu mogli wyrobić się w te kilka dni. Zaraz po tym zadzwoniłam do wszystkich okolicznych klientów, by poinformować ich o pożarze oraz co i jak miało wyglądać. Zapowiadało się, że najbliższe dostawy będą dopiero za dwa tygodnie. Swoją drogą, musiałam także odwołać jutrzejszą.

Musiałam załatwić jeszcze kilka innych, papierkowych rzeczy, więc gdy wróciłam do domu było już po godzinie piętnastej. Stwierdziłam, że nie chce mi się tym razem gotować obiadu, więc postanowiłam zjeść na mieście, w "The Black Pearl" - restauracji, do której sama dowoziłam wino. Chciałam trochę posiedzieć sama i zebrać w końcu myśli. Musiałam się jednak pospieszyć, bo na godzinę osiemnastą byłam umówiona, by obejrzeć dwa mieszkania na Balsall Heath, niedaleko Small Heath. Planowałam kupić także samochód, ale to już kiedy indziej. Poza tym rozważałam otwarcie kolejnego sklepu z winem, w centrum Birmingham. Były to jednak nieco dalsze plany.

*** *** *** *** *** *** *** *** *** ***

Po obejrzeniu obu mieszkań zdecydowałam się na drugie z nich. Mieściło się w typowo ceglanej, jednak nowej kamiennicy i miało dwa piętra. Poza nim w kamieniczce były jeszcze trzy inne mieszkania, a to znajdowało się na trzecim i czwartym piętrze. Nie było ogromne, ale wciąż dosyć spore. Wejście znajdowało się w niedużym, zabudowanym korytarzyku, z którego wyjść można było przez łuk do salonu. Z lewej strony pomieszczenia widać było drzwi prowadzące do średniej wielkości pokoju. Na ścianie przeciwległej do korytarza znajdowały się okna oraz drzwi balkonowe. W prawym rogu natomiast było wejście (także w postaci łuku) do odgrodzonej ścianą kuchni. Obok niej mieściła się łazienka, a przed nią, przy ścianie oddzielającej salon od korytarza znajdowały się schody prowadzące na piętro. U góry mieściły się dwa średniej wielkości pokoje, spora łazienka oraz duży pokój, który także miał balkon. W mojej głowie zaczął już powstawać plan mieszkania, które bardzo mocno mnie do siebie przekonało. Zdecydowałam się na nie na miejscu, a zapłacić miałam następnego dnia. Wtedy też mogłam zacząć się wprowadzać. Mimo wszystkiego, co ostatnio mnie spotykało, nowe mieszkanie sprawiało mi ogromną radość.

Catherine's WinesWhere stories live. Discover now