Dalmore nights (wolno pisane)

Von supersadworld

21.9K 1.3K 804

#𝟐 𝐃𝐘𝐋𝐎𝐆𝐈𝐀 𝐄𝐃𝐄𝐍 Ponoć to, co wyparte, zawsze powraca w formie niszczycielskiej, a Valentina Griff... Mehr

Wstęp
01. Na moście w Avignon
02. Pocztówka z przeszłości
03. Sauvegardé
04. Imię róży
05. Teraz i w godzinie śmierci naszej
06. Rue de l'Aulanière
07. Nowe początki i stare zakończenia
08. Powrót do piekieł
09. Anamnesis
10. Requiem dla duszy
12. Piękni i przeklęci
13. Poemat o czasie zastygłym
14. Kto sieje wiatr, zbiera burzę
15. Sezon w piekle
16. Morderca Giselle Modiano

11. Diabły z Loudun

1.1K 86 20
Von supersadworld

twitter: #dylogiaeden

      Większość dnia przespałam na sofie w salonie, a Sebastién wiernie mi w tym towarzyszył. Złe samopoczucie i apatia wzięły się znikąd i cicho liczyłam, że równie szybko znikną. Choć w głębi duszy cieszyłam się z przyjazdu do Rockville, odliczałam godziny do wylotu. Kto by pomyślał, że kiedykolwiek zatęsknię za miastem, które zwykłam nienawidzić?

      Mama co jakiś czas poprawiała koc, który okrywał moje ciało i gładziła mnie po głowie. Słyszałam, jak kilka razy pytała Sebastiéna, czy coś się stało, ale on za każdym razem stanowczo zaprzeczał.

      — Na pewno wszystko w porządku? — upewniał się za każdym razem, gdy uchylałam powieki, a ja kiwałam głową. — Mam nadzieję, że nie ma to żadnego związku z tym, co stało się we Francji.

      Uniosłam brodę i podparłam ją na łokciach. Zmarszczyłam brwi i rzuciłam mu pytające spojrzenie.

      — O czym ty mówisz? — Ściszyłam głos.

Sebastién westchnął, a potem popatrzył na mnie jak na głupca.

— O tym, że Emmanuel pocałował cię, mając narzeczoną. — Jego głos zabrzmiał wyjątkowo gniewnie, a wyczuwalna pretensja dodatkowo mnie rozzłościła.

Przewróciłam oczami, krzywiąc się na usłyszane słowa. Sebastién niepotrzebnie wracał do tematu. Już dawno wyparłam ten incydent z pamięci i nie chciałam niczego wspominać.

— Nie i nie chcę o tym rozmawiać — odburknęłam z niechęcią.

Nie miałam nic więcej do powiedzenia. Przez kolejne dwa tygodnie trawiłam tę sytuację w towarzystwie wyrzutów sumienia, dlatego nie chciałam znów tego przeżywać. Wiele kosztowało mnie, by w końcu zrozumieć swój brak winy w tym incydencie.

Z sofy ruszyłam się dopiero koło piątej, by wziąć szybki prysznic i zmienić ubrania. Nie miałam ochoty na żaden makijaż, więc jedynie zmusiłam się do wytuszowania rzęs i muśnięcia ust błyszczykiem. Ciotka Ruth przyjechała dwie godziny przed czasem. Nie zdziwiło mnie to, gdyż praktykowała ów zwyczaj już od bardzo dawna. Cieszyłam się z jej przyjazdu, bo ostatni raz widziałam ją dwa lata temu podczas Święta Dziękczynienia.

— Jak się masz, Valentino? — zapytała, kiedy ściskałam ją na powitanie. — Ależ ty urosłaś!

Specyficzne perfumy wdarły się do moich nozdrzy. Ciocia uwielbiała Chanel i od przeszło dziesięciu lat nie używała innych zapachów.

— W porządku — uśmiechnęłam się. — Z małym wszystko dobrze? — Spojrzałam ostentacyjnie na jej zaokrąglony brzuszek.

— Tak! Och! Dziękuję za troskę, skarbeńku — zacmokała teatralnie, jak to leżało w jej zwyczaju. — Mam wielką nadzieję, że to będzie dziewczynka, a wtedy nazwiemy ją Cornelia.

Mama zaśmiała się i poparła ten pomysł. Mnie też się podobał, w szczególności, że ciocia wybrała to imię przez wzgląd na mnie.

Tata zasugerował, że lepiej wybrać moje pierwsze imię, bo drugie niezbyt mu się podoba, co nie spotkało się z naszą aprobatą i w końcu zasiedliśmy do stołu. Mama szybko pospieszyła ze świeżo wyciągniętą z piekarnika pieczenią, a potem zajęliśmy się jedzeniem. Zgodnie z tradycją, wino lało się strumieniami i choć nie miałam szczególnej ochoty na alkohol, finalnie wypiłam lampkę czy dwa wytrawnego La Meulière Chablis. Procenty sprawiły, że mój humor nieco się poprawił, dlatego przez większość czasu z uśmiechem opowiadałam ciotce o życiu w Nowym Jorku. Wydawała się niezwykle zainteresowana moimi studiami i ciągle powtarzała tylko, jak to od zawsze czuła, że wybiorę architekturę.

Później mama opowiadała o najbliższych planach na wakacje, mimo że była dopiero połowa stycznia, a tata narzekał na zatrważającą ilość papierkowej roboty w ostatnim czasie. Opierałam brodę o łokieć i z uśmiechem kręciłam pozłacanym kieliszkiem, obserwując, jak znajdująca się w nim ciecz wiruje za sprawą tegoż ruchu.

Sebastién przez cały ten czas milczał. Odpowiadał tylko na pojedyncze pytania, ale bardziej przysłuchiwał się tym wszystkim rozmowom, niż w nich uczestniczył. Starałam się jakoś wciągnąć go w konwersację, ale on skutecznie ucinał temat, a ostatecznie ciągle milczał.

— Och, zapomniałabym — napomknęła nagle ciotka i zwróciła swoje bystre oczy w moim kierunku. — Minęłam się z twoją Corinne.

Stężałam. Kawałek ciasta prawie utknął mi w gardle, ale ze wszystkich sił starałam się zachować pozory. Chrząknęłam z zakłopotaniem, a kiedy otworzyłam usta, odezwała się mama:

— A to niespodzianka! — przejęła pałeczkę. — Ja ostatnio spotkałam w Venice twojego Gaela.

— Och! Tak! Gael... — rozmarzyła się, a potem zaczęła opowiadać, jak to ostatnio mąż kupił jej naszyjnik z przepięknym kamieniem i że musiał być piekielnie drogi.

Posłałam mamie wdzięczne spojrzenie, a ona uśmiechnęła się pokrzepiająco. Spuściłam wzrok, a potem przeprosiłam krótko i odeszłam od stołu. Pokonałam schody, a kiedy znalazłam się w łazience, odetchnęłam. Wciągnęłam do płuc powietrze i dla stabilizacji wsparłam się na umywalce. Jakiś dziwny niepokój poruszył wówczas moje serce i nie sposób było się go wyzbyć.

Umyłam ręce w lodowatej wodzie i usiadłam na podłodze. Sama nie wiedziałam, co było gorsze: świadomość, że Corinne znajdowała się na wyciągnięcie dłoni czy powrót tych wszystkich przykrych wspomnień.

      — Chyba sobie żartujesz w tym momencie — powiedziałam ze wzburzeniem sama do siebie, kiedy łza niekontrolowanie potoczyła się po moim policzku.

      Starłam ze złością mokry ślad i energicznie podniosłam się z zimnych płytek. Wzięłam głęboki wdech i pociągnęłam za klamkę. Wróciłam do stołu w połowie żałosnego wywodu ciotki o minusach ciąży, którym największym była abstynencja alkoholowa.

Uśmiechnęłam się słabo i zakomunikowałam, że wybieramy się z Sebastiénem na krótki spacer wzdłuż ulicy, by wykorzystać bezwietrzną pogodę. Mama kiwnęła głową i poleciła włożyć czapkę, a ja bez słowa pociągnęłam za rękaw koszuli przyjaciela. Nie protestował, a szybko nałożył buty i grubą kurtkę, a ja dodatkowo okryłam szyję szalem.

Kroczyliśmy w milczeniu dobre kilka minut, kiedy mój wzrok spoczął na niewysokiej sylwetce zmierzającej w naszym kierunku. Z takiej odległości nie mogłam zbyt wiele zobaczyć, ale postura ta wydała mi się wówczas znajoma.

— Valentina? — Charakterystyczny głos utwierdził mnie w przekonaniu.

Słabe światło latarni oświetlało uśmiechniętą twarz Nathalie Perries, z którą chodziłam w ostatniej klasie na francuski. Bez wahania przytuliłam ją krótko na powitanie i przedstawiłam Sebastiéna, który przyglądał się nam biernie z boku.

— Nie spodziewałam się ciebie tutaj — oznajmiłam zgodnie z prawdą. — Myślałam, że jesteś we Włoszech.

— Wróciłam na kilka dni do Rockville. W poniedziałek mam samolot do Neapolu — mówiła, a szczery uśmiech nie schodził z jej twarzy.

— Miło widzieć znajomą twarz. Co u ciebie? — zagadnęłam z grzeczności, ale również ciekawości.

Dziewczyna zdjęła z głowy kaptur. Wtedy zauważyłam, że niegdyś krótkie włosy teraz długością sięgały jej do brody.

— Studiowałam politologię, ale rzuciłam to. Za trzy miesiące wychodzę za mąż, a tydzień temu dowiedziałam się, że jestem w ciąży — pisnęła z radością, a wtedy mój wzrok spadł na przepiękny pierścionek mieniący się na jej palcu.

Rozdziawiłam usta.

— O mój Boże, to wspaniale! — zawtórowałam jej z entuzjazmem. — Gratulacje, Nath!

Zdziwienie wciąż plątało moje myśli, ale szczerze cieszyłam się z pomyślności koleżanki. Ta wiadomość sprawiła, że w jednym momencie odczułam upływający czas i choć minęło ledwie dwa lata od zakończenia szkoły, wciąż nie potrafiłam uwierzyć, jak różne były etapy naszego życia. Kiedy ja zastanawiałam się, czy wstać rano na nudny wykład u profesor Scott-Clayton, Nathalie wybierała suknię ślubną.

— U ciebie wszystko dobrze? Widziałam, że studiujesz na Columbia — Poruszyła zabawnie brwiami. — Zaskoczyłaś mnie, Griffiths.

Moje usta opuścił cichy śmiech. Popatrzyłam z politowaniem na Nathalie i oblizałam wargi.

— Chyba sama siebie tym zaskoczyłam — mruknęłam, starając się nie tracić humoru. Moje myśli wkraczały na niebezpieczne grunty. — Mieszkam w Nowym Jorku, dorabiam w kawiarni, a poza tym nie robię nic szczególnego.

— Wspaniale, że stawiasz sobie wysoko poprzeczkę. Duże miasto to duże możliwości — mówiła z przekonaniem, nawiązując do poziomu nauki w Columbia. — Jesteś równie urocza, co w liceum. Dobrze, że nie uwierzyłam w te plotki.

Zmarszczyłam brwi.

— Plotki? — zapytałam automatycznie.

Twarz Nathalie zmieniła wyraz na nieco speszony.

— Och... czyli nic nie wiesz — zacisnęła usta w wąską linię. — Corinne i Ethan rozpowiadali o tobie paskudne rzeczy, a ludzie w to wierzyli. Emmanuel także nie cieszy się tu dobrą sławą. Plotki o Gabrielle rozniosły się po całym mieście, a Cartierowie musieli się wyprowadzić.

Westchnęłam. Nie sądziłam, że opuścili Rockville, choć oprócz pięknej willi chyba nic ich tu nie trzymało.

— Kim oni są? — wtrącił się Sebastién.

— Byłymi przyjaciółmi Val — wyjaśniła Nathalie.

Wzruszyłam ramionami. Wiedziałam, że wewnątrz powinnam gotować się ze złości. Choć nasza przyjaźń zakończyła się w nieciekawych okolicznościach, obsmarowywanie mnie za plecami było po prostu nie fair. Choć wina leżała po obu stronach, ja nie wspominałam o nich nikomu ani słowem. Nawet moi rodzice nie znali prawdziwego powodu naszej ostatniej kłótni, która położyła kres tej przyjaźni.

— Valentino, czemu cię to w ogóle nie obchodzi? — zapytał z troską Sebastién, a następnie ujął moje dłonie.

Nie czułam niczego szczególnego. Ani zaskoczenia, ani gniewu, ani nawet goryczy. Spodziewałam się konsekwencji, dlatego z pełną świadomością je zaakceptowałam. Informacje od Nath tylko utwierdziły mnie w przekonaniu, że Corinne i Ethan nie mieli już w sobie człowieczeństwa. Tym bardziej rozpowiadając o świństwie, od którego odciąć chciał się Emmanuel. Giselle wyraziła się jasno, kiedy zdradzała nam tę tajemnicę: mieliśmy jej użyć tylko w ostateczności, a my daliśmy słowo.

— Bo kiedyś obchodziło mnie za bardzo — mruknęłam z pustką w głosie, znieczuleniem w sercu i obojętnością na twarzy.

Pociągnęłam nosem i schowałam dłonie w kieszeniach kurtki. Zapadła chwilowa, niezręczna cisza. Krótko po tym Nathalie oznajmiła, że trochę zmarzła i musi iść do domu. Podziękowałam jej za rozmowę, życzyłam sukcesów i zaproponowałam, by odwiedziła mnie któregoś dnia w Nowym Jorku, jeśli będzie miała ochotę.

Ruszyliśmy wzdłuż Westmore Ave. Przez cały ten czas milczałam, udając zainteresowanie mijanym boiskiem. Tak naprawdę moje myśli znów powróciły do licealnych lat. Choć spodziewałam się takiego obrotu spraw, wciąż ciężko było uwierzyć, że tak zachowywały się osoby, które zaledwie dwa lata temu uważałam za rodzinę.

— Wszystko w porządku? — zapytał Sebastién.

Nie — pomyślałam ze złością.

Nic nie było w porządku. Może pokiwałabym głową, gdyby była wolna od tych męczących myśli. Dlaczego musiałam się tak zadręczać? Niespecjalnie zdziwiły mnie słowa Nath, więc skąd znów te cholerne wspomnienia z przeszłości? Miałam ochotę uderzyć czołem w mur. Drażniła mnie moja natura wrażliwca, który jedną nogą tkwił w przeszłości, a drugą w teraźniejszości.

Wzruszyłam ramionami.

— Chyba tak — mruknęłam osowiale, by uciąć temat.

Sebastién zasępił się nieco, najwidoczniej oczekując innej odpowiedzi. Takiej, która byłaby dłuższa niż kilka słów, a przede wszystkim treściwsza. Choć nie naciskał, wiedziałam, że denerwowała go moja powściągliwość i omijanie tematu przeszłości.

Co miałam mu powiedzieć? Że wciąż myślałam o osobach, które bezceremonialnie wbiły mi nóż w plecy? Że kiedy dowiedzieli się o moich uczuciach, odwrócili się bez cienia zrozumienia, nazywając z szyderą dziwką Emmanuela?

Pod powiekami poczułam łzy. Choć wina leżała także po mojej stronie, nie zasłużyłam na taki los. Koniec przyjaźni był wystarczającym ciosem, dlaczego więc nie potrafili odpuścić? Czyż wszystkie dobre chwile i momenty, w których gotowa byłam oddać za nich życie, w obliczu tej sytuacji nic nie znaczyły? Gdybym tylko miała możliwość kierowania własnym sercem, nigdy nie obdarzyłabym uczuciem Emmanuela, ale nie mogłam niczego zmienić. Nie potrafiłam wyzbyć się tej haniebnej miłości, choćbym miała wypruć sobie żyły. Wiedziałam, że ich zraniłam. W końcu czułabym się podobnie, gdyby Corinne czy Ethan darzyli uczuciem kogoś, kto złamał mi serce. Ja jednak gotowa byłam porzucić wszelkie myśli o Emmanuelu. Wyjechać na drugi koniec świata z daleka od niego i wybrać przyjaciół. Szkoda tylko, że poświęcenie to było jednostronne, a ja cholernie głupia.

Przełknęłam ślinę, a potem zaproponowałam powrót do domu. Straciłam ochotę na spacer i zapragnęłam znaleźć się w Nowym Jorku, z daleka od bagna, które za sobą zostawiłam. Nie chciałam zostać w Rockville ani minuty dłużej.

— Wracamy jutro rano — oznajmiłam stanowczo.

Czułam na sobie wzrok Sebastiéna. Przez chwilę milczał, najpewniej zastanawiając się nad właściwą odpowiedzią.

— Dobrze — powiedział łagodnie i cicho, jak gdyby bardziej ofensywny ton miał mnie skrzywdzić. — Kupię bilety.

Kiwnęłam głową, choć najpewniej nie mógł tego zobaczyć. W głębi serca byłam przekonana o słuszności tej decyzji. Nie mogłabym wytrzymać kolejnego dnia w Maryland, choć obecność rodziców wydawała się uzdrawiająca.

— Nie mogę, Sebastién — odezwałam się niespodziewanie, a mój głos się załamał. — Duszę się tutaj. Zbyt wiele bolesnych wspomnień zostawiłam w Rockville, a teraz to wszystko wraca. Przepraszam.

Od zawsze byłam sentymentalna i rozpamiętywałam te dobre i złe chwile. Wyjazd do Maryland był jak most prosto do tamtych wspaniałych dni. Nie potrafiłam cieszyć się z powrotu do rodzinnych stron, gdy towarzyszyły mi tak skrajne emocje. Każde drzewo, brzydki budynek czy stara, ledwie stojąca lampa uliczna przypominały mi, jak przed dwoma laty złamano mi tu serce. Wyjeżdżając, uwolniłam się od demonów przeszłości, a kiedy moja noga znów stanęła w Rockville, całe to bagno znów wdarło się do umysłu i bezwstydnie wtłoczyło w żyły niczym trucizna.

      Kilka łez mimowolnie spłynęło po moich policzkach. Otarłam je gwałtownie i pociągnęłam nosem.

      — Ci, którzy cię skrzywdzili, kiedyś za to zapłacą — oznajmił poważnie, a ton jego głosu mógł mrozić krew w żyłach.

      Nie odpowiedziałam, gdyż w tamtym momencie przed oczami zjawiły się dwie, znajome postaci. Potarłam z niedowierzaniem oczy, by utwierdzić się, że ów obraz nie był jedynie wytworem wybujałej wyobraźni.

      — Nie wierzę — znajomy głos wybrzmiał w przestrzeni, która w tym momencie stała się dla mnie zamkniętą klatką.

      Wykrzywiona w grymasie twarz Corinne wyglądała tak samo, jak kiedy ostatnio ją widziałam. Jedyne, co się zmieniło, to kolor skóry, który teraz był prawie tak jasny jak spowijający wszystko dookoła śnieg.

      — Masz czelność wracać tutaj po tym wszystkim? — szorstki głos Ethana ranił moje uszy.

      Z bólem w sercu stwierdziłam, że ani Ethan ani Corinne nie zmienili się prawie w ogóle. Przez to chyba poczułam jeszcze większy żal i gorycz, a także nieopisaną pustkę. Nie potrafiłam wydusić z siebie nawet głupiego słowa. Stałam twarzą w twarz z dwiema niegdyś najbliższymi memu sercu osobami, które teraz wydawały się tak obce.

      — Daruj sobie te morały, kimkolwiek jesteś, chłopcze i zejdź nam z drogi — zagrzmiał Sebastién, a jego ręka szybko odnalazła moją.

      Kiedy chcieliśmy zrobić krok do przodu, Ethan uniósł tylko brodę i z pogardą spojrzał w moim kierunku. Odniosłam nawet wrażenie, że gotów był wymierzyć mi policzek czy zrobić coś znacznie gorszego, a myśli te były nie tyle przerażające, ile zwyczajnie kurewsko przykre. Iskierki i głębia tych dobrze znanych mi oczu już nie sprawiały, że na ustach wykwitał uśmiech.

      Sebastién zareagował natychmiastowo i w sekundę znalazł się przede mną. Jego postawa nie zmieniła wrogiego nastawienia Ethana. Chciałam po prostu stamtąd odejść, ale nogi jak na złość odmawiały mi posłuszeństwa. 

      Kiedy ręka Ethana znalazła się w powietrzu, by wymierzyć cios, Sebastién skutecznie pochwycił ją i sam uderzył pięścią prosto w nos przeciwnika. Z moich ust wydostał się jedynie krótki pisk. Krew splamiła pokryty śniegiem chodnik, a Ethan krzyknął gardłowo i złapał się za nos. Corinne w szoku objęła go ramieniem, a Sebastién odnalazł moją rękę i ściskając ją mocno, pociągnął w swoją stronę. Rzuciliśmy się szaleńczym biegiem wzdłuż ciemnej ulicy.

      Zatrzymaliśmy się koło mojego domu, dysząc głośno i łapiąc łapczywie powietrze. Nie dotarło jeszcze do mnie, co właśnie się stało i wiedziałam, że przejście z tym do porządku dziennego będzie wymagało sporo czasu. Zziajani, wpadliśmy do środka niczym dwie bomby, a kiedy zamknęliśmy za sobą drzwi, ujrzałam sylwetkę mamy.

      — Val, dzwoniłam do ciebie chyba z tysiąc razy — powiedziała zdenerwowana. — Masz gościa.

      Zdążyłam jedynie zmarszczyć niezrozumiale brwi, a koło Veronicy Griffiths pojawił się sam... Emmanuel Cartier.

Weiterlesen

Das wird dir gefallen

215K 5K 33
Książka opowiada o 14 letniej Julii Miller, która właśnie rozpoczyna swój pierwszy rok w liceum razem ze swoim bratem bliźniakiem Johnatan'em. W tym...
492K 17.4K 44
[Okładkę wykonała @Stokrotka_222_11] Minnie jako córka mężczyzny, siejącego postrach nad miastem. Nigdy nie miała łatwo. 17-latka nie była już małym...
22.8K 678 20
Madison Reily~18-letnia dziewczyna, która właśnie skończyła liceum, postanawia się wyprowadzić od swoich nadopiekuńczych rodziców, do swojego starsze...
248K 4.2K 26
Wystarczyła drobna chwila nieuwagi z jej strony, aby chłopak, którego prawie w ogóle nie znała, w krótkim czasie stał się dla niej ważny • Pierwsza c...