Ulecz Mnie (Księga Rafała: Ko...

By ZofiaAMackiewicz

24.7K 2.3K 266

Noelle Harris jest młodą, wierzącą w ideały doktor psychologii i psychiatrii. Ma zaledwie 28 lat i wciąż wier... More

Księga Rafała: Kolor Strachu
Rozdział pierwszy
Rozdział trzeci
Rozdział czwarty
Rozdział piąty
Rozdział szósty
Rozdział siódmy
Rozdział ósmy
Rozdział dziewiąty
Rozdział dziesiąty
Rozdział jedenasty
Rozdział dwunasty
Rozdział trzynasty
Rozdział czternasty
Rozdział piętnasty
Rozdział szesnasty
Rozdział siedemnasty
Rozdział specjalny: Boże Narodzenie
Rozdział osiemnasty
Rozdział dziewiętnasty
Rozdział dwudziesty
Rozdział dwudziesty pierwszy
Rozdział dwudziesty drugi
Rozdział dwudziesty trzeci
Rozdział dwudziesty czwarty
Epilog
Podziękowania

Rozdział drugi

1.4K 124 9
By ZofiaAMackiewicz

Noelle zamknęła drzwi od gabinetu i przekręciła klucz w drzwiach. Wyjęła go z zamka, wrzuciła do torebki wiszącej na jej ramieniu. Stukając obcasami sandałków, ruszyła przez korytarz do wyjścia z przychodni. Po drodze podeszła do kontuaru Murii.

Brunetka porządkowała jakieś papiery. Podniosła głowę, wyczuwając na sobie wzrok doktor Harris i uśmiechnęła się lekko.

- Idę już do domu - poinformowała ją Noelle - Na którą jutro mam pierwszego pacjenta?- Spojrzała na komputer recepcjonistki.

- Już sprawdzam.- Podczas kiedy dziewczyna sprawdzała informację w komputerze, młoda psycholog obserwowała, jak z samego końca korytarza idzie w jej stronę doktor Jonson.

Ibrahim Jonson był postawnym mężczyzną, któremu było bliżej do czterdziestki niż trzydziestki, miał z rzadka siwe, czarne, mocno skręcone włosy, ciemną karnację i ciemne oczy. Pojawiły mu się kurze łapki wokół oczu i lekko zaokrąglony brzuch.

- Noelle.- Uśmiechnął się do niej przyjaźnie.

- Ibrahim.- Kiwnęła głową, nie zmieniając wyrazu twarzy.

- Co u ciebie słychać? Ostatnio często mi umykasz, mam wrażenie, że pracuję tu sam z Murią.- Mrugnął przyjaźnie do młodszej koleżanki.

Noelle uciekła wzrokiem w bok.

- Jestem ostatnio zabiegana. Oprócz pracy, próbuję ściągnąć brata do kraju - prychnęła, kręcąc głową- Dureń pojechał do Egiptu. No chyba, żeby go tam zabili.

- Jest księdzem, prawda?- Ibrahim przechylił głowę.

- Bardzo uduchowionym, powiedziałabym - odpowiedziała.

- A ty?

Zamrugała zaskoczona.

- Ja?

- Też jesteś taka uduchowiona?

Roześmiała się serdecznie, a jej śmiech rozległ się w pustym korytarzu przychodni psychiatrycznej.

- Bóg nie istnieje - odpowiedziała, gdy już się uspokoiła- Nie wiem skąd, Andrew wziął to powołanie. - Pokręciła głową - Ani twój Allah, ani jego Jezus nie istnieją, nie istnieli i gdy nie będą istnieć, według mnie.

- Może nie chcesz, by zaistnieli w twoim świecie. Zaistniał właściwie.- Uśmiechnął się Ibrahim- Jezus był tylko jednym z proroków poprzedzających Mahometa.

Wzruszyła ramionami.

- Nie wierzę w Boga, gdyby istniał, to czy czasem nie miałabym teraz dzieci i męża?- Uniosła brew - Zamiast być samotną rozwódką?

- Allah cię tylko doświadcza, by wzmocnić twoją wiarę.

- Wow, wow, wow. - Podniosła dłonie w obronnym geście- Ja nie mam żadnej wiary, a ty mnie nie przekonasz do islamu. Ale dziękuję za dobre chęci. - Uśmiechnęła się- Murio, o której jutro mam przyjść?

- Jonatan Snow przychodzi o 10:30 rano - odparła recepcjonistka.

- Dobrze. – Zarzuciła na siebie granatowy płaszcz, dłonią uwalniając spod niego włosy.

- Jak radzisz sobie z Trevorem Ricemanem?- zapytał Ibrahim.

Noelle zaprzestała zapiania guzików i podniosła na niego wzrok kocich oczu, unosząc brew.

- Jakoś – odpowiedziała - To bardzo trudny przypadek.

- Dziwię się, że taki świeżak jak ty nie oddał go pierwszego dnia.

Do jednej brwi dołączyła druga.

- To jakiś test na mój brak doświadczenia z ciężkimi przypadkami, Ibrahimie?- zapytała, krzyżując ręce na piersi.

- Skądże znowu. Ale jeśli potrzebujesz jakiejś pomocy z nim, wystarczy poprosić - odpowiedział łagodnie.

Rozluźniła trochę ręce, czując się winna, za to, że tak szybko oceniła doktora Jonsona, ona, doktor psychologii i psychiatrii.

- Właściwie...- Pogłaskała się po karku- Nie mogę tego rozkminić - przyznała- Chłopak wydaje się normalny. Ma w miarę normalną rodzinę, pomimo faktu, że jego ojciec nie żyje, to wszystko jest całkiem normalne. Próbowałam już wszystkiego – westchnęła - A chłopak nadal ma te swoje koszmary.

- Co jeśli to nie koszmary?

- To nie są urojenia, Ibrahimie - odpowiedziała- Opisuje je zbyt żywo, by były urojeniami. Zresztą, gdy zapytam go pod koniec wizyty o szczegóły, nie pamięta ich tak dokładnie. Czyli to wszystko to sny.

- Hmmm...- Ibrahim podrapał się po jednodniowym zaroście- Może podrzuć mi któregoś dnia nagrania z jego wizyt? Wiem, że to niezgodne z klauzulą, ale jeśli mam ci pomóc...

- Jakie nagrania?- zapytała zdumiona.

- Nie mów, że nie nagrywasz spotkań z Trevorem.- Spojrzał na nią wyraźnie rozbawiony.

- Nie .- Jej blade policzki jak na klaśnięcie zaczerwieniły się, przywodząc na myśl czerwone maki - Notuję - dodała na swoją obronę.

- Może coś ci umyka?- powiedział - Może nie notujesz czegoś, co jest istotne i przez to nie widzisz rozwiązania?

- Nie wiem. - Wzruszyła ramionami.

Muria wstała z fotela obrotowego i wzięła kluczyk od pracowniczej łazienki, wychodząc zza kontuaru.

Noelle odprowadziła ją wzrokiem do drzwi łazienki i spojrzała z powrotem na doktora Jonsona.

- Noelle?- zapytał Ibrahim.

- Tak?

- Poszlibyśmy na lampkę wina? Oczywiście jako koledzy z pracy.

Noelle napięła się jak struna, a jej twarz na powrót nie wyrażała żadnych emocji. Chłodnym wzrokiem otaksowała lekarza, mającego irackie korzenie od strony matki.

Twierdził, że jest praktykującym muzułmaninem, który nie ma nic wspólnego z dżihadystami. Po każdym głośnym zamachu, bądź akcie okrucieństwa ze strony Państwa Islamskiego, powtarzał, że Koran zabrania zabójstw i okrucieństwa względem ludzi, że to religia pokoju. Był miły, ale też nie w jej typie. Nie widziała w nim ewentualnego partnera życiowego. W końcu jakby to wyglądało? Młoda rozwódka i samotny lekarz, którego narzeczona miesiąc przed ślubem zbiegła z chwilową miłostką?

- Nie. Przykro mi, ale nie mogę. Mam zbyt dużo roboty - odpowiedziała, robiąc krok do tyłu.

Z brakiem emocji na twarzy, kiwnęła Ibrahimowi głową i odwróciła się do drzwi wyjściowych.

Wyszła na chłodną ulicę Londynu. Był koniec sierpnia i zrobiło się bardzo zimno, nawet jak na początek angielskiej jesieni. Musiało dopiero co padać, bo na chodniku utworzyły się kałuże, a niebo było zadziwiająco czyste.

Zachodzące słońce raziło Noelle w oczy.

Dziewczyna osłoniła je dłonią i ruszyła w kierunku czarnego forda stojącego na parkingu, starając się nie wejść w kałuże.

Co ją dzisiaj pchnęło do nałożenia sandałków na obcasie? Ach tak, dobra pogoda rano.

Doszła do samochodu i gdy wygrzebała z odmętów bezdennej torebki kluczyki do auta, nacisnęła guzik na pilocie, a pojazd mrugnął do niej światłami.

Był to niski, całkiem czarny wóz. Jej nieliczni znajomi, którzy jeszcze pozostali jej po rozwodzie, gdy całkiem poświęciła się pracy, śmieli się, że ukradła samochód Facetom w Czerni.

Wsiadła do środka, zarzucając torebką na fotel pasażera obok i zapaliła silnik, który cicho zamruczał.

Noelle przez chwilę upewniała się, że wszystkie światła i inne rzeczy ma włączone i działają, a potem, że drogę ma czystą i nic nie jedzie. Dopiero wtedy wyjechała spod przychodni.

Mieszkała w Richmond.

Jim zostawił jej dom, zostawił jej dużą część majątku, zostawił jej samochód i domek letniskowy w Alpach, którego i tak nienawidziła.

Dodając do tego nienajgorsze zarobki w prywatnej przychodni psychiatrycznej, można by powiedzieć, że Noelle się wiodło.

Prawda była taka, że wcale jej się nie wiodło.

Była samotną, smutną, zatraconą w pracy dziewczyną, która była wciąż bardzo młoda, a w duchu czuła się jak stara kobieta.

Mężczyzna jej życia opuścił ją, oddając jej wszystko, co łączyło ich jako małżeństwo, jej przyjaciele, którzy okazali się bardziej jego przyjaciółmi, odsunęli się od niej, a ona zamknęła się na świat, zwłaszcza ten męski, bojąc się ponownego odrzucenia i zranienia.

Jedynymi mężczyznami w jej życiu, którzy zdołali ostać się byli jej bracia, ojciec i mąż kuzynki. No i w pewnym stopniu Ibrahim, ale on był raczej z konieczności – w końcu do niego należała przychodnia.

Noelle jechała ze zmarszczonymi brwiami, bacznie obserwując drogę. Musiała zajechać do sklepu, bo kończyły jej się podstawowe produkty domowego użytku.

Pomimo, że była kobietą, nienawidziła odwiedzać sklepów. Wydawały jej się zbyt tłumne, zbyt brudne, zbyt komercyjne. Wszystko w nich biło jej po oczach zniżkami i reklamacyjnymi hasłami typu „Musisz mieć...", „Koniecznie kup..." „Nie obędziesz się bez..." i tak dalej. Uważała, że manipulacja ludźmi w taki sposób jest obrzydliwa i niesprawiedliwa, bo zwykły Smith bez wyższego wykształcenia psychologicznego nie będzie świadomy, że sieć Tesco robi mu wodę z mózgu i wodzi za nos, jak chce.

Z tego też samego powodu Noelle nie włączała prawie telewizora. Te wszystkie krzykliwe reklamy i okropne programy. Zwłaszcza telewizja śniadaniowa doprowadzała ją do szału, a ile razy odwiedzała drugiego z braci, jego żona zaczynała dzień od posłuchania najnowszych ploteczek na temat One Direction, księcia Williama i księżnej Kate, Kim Kardashian. Bóg wie kogo jeszcze.

Wbrew sobie, zatrzymała się na parkingu sklepu Tesco i wysiadła, spoglądając niepewnie na chmurzące się ponownie niebo.

Czym prędzej weszła do środka, pchając przed sobą metalowy kosz na zakupach.

Przechadzając się po alejkach, brała tylko produkty niezbędne jej do życia, a czego nie mogła zamówić sobie przez Internet, bez kontaktu oko w oko z komercyjnym światem handlu.

Gdy doszła do działu kosmetycznego i wrzuciła do kosza zestaw dwóch szczoteczek do zębów, uśmiechnęła się smutno na wspomnienie, które dość boleśnie dało o sobie znać w jej głowie.

Kiedyś Jim zabierał jej szczoteczkę do zębów w trakcie porannych czynności toaletowych i mył sobie swoje zęby, by potem oddać Noelle z szerokim uśmiechem. Wiedział jaką jest perfekcjonistką i pedantką. I wiedział, że napawało ją to obrzydzeniem, nawet jeśli próbował jej wytłumaczyć, że to daje ten sam efekt, co całusy.

Westchnęła cicho, przypominając sobie to.

Wybrała kasę samoobsługową – gdyby skorzystała z tej obsługiwanej przez kasjera, który próbowałby wcisnąć jej niepotrzebne jej produkty. Raz, że dla biednego człowieka, który musiał pracować w Tesco, kupiłaby kompletnie jej niepotrzebną rzecz, a dwa, że wściekłaby się na siebie, co mogło skutkować tym, że znowu zamknęłaby się na całą noc w pokoju, czytając książki oraz próbując ukorzyć złamane serce i rozszalałą z rozpaczy duszę w wydrukowanych literach.

Gdy zapłaciła, jak najszybciej skierowała się do wyjścia. Znalazła się na zewnątrz i poczuła na twarzy krople deszczu. Czym prędzej pchnęła wózek w stronę samochodu. Mechanicznie, byle jak najszybciej, wrzucała do bagażnika torby z zakupami..

Najbardziej irytował ją fakt, że ma wodę w butach. Czuła jak stopa z każdym krokiem ślizga się przez wodę, która zebrała się w zakrytych palcach.

Naprawdę wpadła na genialny pomysł z tymi sandałami.

Zamknęła bagażnik z trzaskiem i przez całkiem pusty parking odprowadziła wózek do wiaty.

Noelle otoczyła się ciasno ramionami, by zachować ciepło i ze spuszczoną głową, by wściekle zacinający deszcz nie zmył resztek jej makijażu. Zostały po nim jedynie czarne smugi na bladych policzkach.

Poczuła jak jej ciało spotyka opór i coś odrzuca ją delikatnie do tyłu.

Otworzyła ramiona, patrząc na powód odrzutu.

Na ziemi walały się owoce, które wypadły z materiałowego wózka na kółkach, a pochylona nad nimi stała starsza pani, na którą najwyraźniej musiała wpaść.

- Przepraszam!- Noelle próbowała przekrzyczeć deszcz, który teraz bez problemu cisnął w jej twarz lodowate krople.

Babcia podniosła na nią czyste jak letnie niebo oczy, które wydawały się bardziej łagodne i pogodne od baranka.

- Nic się nie stało, kochanie - odpowiedziała delikatnym głosem.

Jej twarz zaorana zmarszczkami miała tak szlachetne i subtelne rysy, że Noelle aż zamurowało, gdy wpatrywała się w starszą kobietę. Wydawała jej się niezwykłą pięknością, pomimo widocznego wieku. Gdy była młoda musiała być najpiękniejszą kobietą na świecie.

- Przepraszam tak bardzo!- Noelle uklękła, by czym prędzej pozbierać owoce.

Starsza kobieta również pochyliła się, pomimo wielkiego trudu, który objawił głęboki grymas na twarzy.

Wyciągnęła pomarszczoną dłoń ze śladami wątrobowymi po pomarańczę, która była też w zasięgu ręki Noelle.

Dziewczyna nic nie myśląc, podała owoc kobiecie i podniosła głowę, a ich oczy spotkały się.

Staruszka zacisnęła kościste palce na owocu.

- Powinnaś pozwolić łuskom opaść z oczu, Noelle.

Dziewczynie opadła szczęka z wrażenia.

- To od teraz należy do ciebie.- Podniosła dłoń, a Noelle spojrzała na dłoń. Przed chwilą miała w niej pomarańczę, a teraz na jej dłoni leżał wisior na srebrnym łańcuszku.

Środkiem była srebrny kontur ryby. Rama była okrągła i utrzymywała rybę na środku, a dookoła ramy były jakby płatki kwiatu – kontury były z metalu, natomiast wypełniała je jakaś srebrna siateczka, która migotała i błyszczała.

Noelle wpatrywała się w wisiorek ze zdumieniem i podniosła głowę, oglądając się dookoła, by znaleźć starszą kobietę, ale była znowu sama na parkingu.

Wstała i rozejrzała się dookoła, nie przejmując się już deszczem, który był teraz nieistotny.

Zacisnęła kurczowo dłoń na wisiorku, od którego biło przyjemne ciepło. Teoretycznie nie powinno nawet istnieć, zwłaszcza, że przed chwilą było wystawione na zimny deszcz.

Noelle ruszyła do samochodu, rozglądając się za dziwaczną staruszką.

Wsiadła do środka, oglądając się za kobietą po parkingu, ale deszcz padał tak gęsto, że nic nie widziała.

Poczuła jak ogarnia ją zimno i po plecach przechodzi jej lodowaty dreszcz. Dostała gęsiej skórki, a przemoczony płaszcz przykleił się do skóry i sprawiał, że było jeszcze gorzej.

Włączyła ogrzewanie w samochodzie i zaczekała, aż do skostniałych palców dotarł podmuch ciepła. Dopiero wtedy włączyła wycieraczki i postanowiła wrócić do domu.

Wracając z domu, trzęsła się z zimna, ale nie zwracała zbyt na to uwagi, pochłonięta myślami o dziwacznej kobiecinie, która wręczyła jej wisiorek.

Zresztą! Ten wisiorek najpierw był pomarańczą!

Noelle prychnęła pod nosem, dojeżdżając do swojego osiedla domów jednorodzinnych. Wszystkie domy były wybudowane przez jednego dewelopera i wszystkie były jak z jednej taśmy fabrycznej zdjęte – parter i pierwsze piętro, a na dodatek poddasze i garaż. Z przodu zadaszona weranda w stylu amerykańskiego porch, z tyłu weranda z drewnianych desek. Wszystkie miały garaże z miejscem na dwa auta, kremowo-białe ściany zewnętrzne i ciemnobrązowe dachówki.

To wszystko musiało być winą jej przemęczenia. Pracowała za dużo, mało spała, mało jadła, na nic nie miała czasu, a teraz wyobrażała sobie piękne starsze panie, które zmieniały pomarańcze w naszyjniki ze srebra! To brzmiało co najmniej, idiotycznie. Jak zmyślona historyjka dla dzieci albo któreś z wyobrażeń jej pacjentów.

Dom Noelle wyróżniał się, bo ściana garażu obrastał gęsty bluszcz, który już sięgał do dachu, a w tym momencie zmieniał kolor swoich zielonych liści w złociste i czerwone, przypominając o nadchodzącej jesieni.

Wjechała na podjazd prowadzący do garażu i nacisnęła przycisk nad swoją głową, a drzwi się otworzyły i mogła wjechać do środka.

Gdy znalazła się już wewnątrz, ponownie nacisnęła guzik. Drzwi się zamknęły, odgradzając ją od deszczu.

Wysiadła z samochodu i zapaliła światło w garażu, by nie potknąć się o zardzewiałe i nieużywane sprzęty ogrodnicze, które przypominały jej tylko o hobby byłego męża.

Weszła po trzech schodkach do drzwi, które otworzyła kluczem, by poczuć na twarzy ciepły powiew powietrza z wnętrza domu.

Wchodząc do kuchni, rzuciła na stół torebkę i zawróciła się do samochodu po resztę zakupów.

Gdy wszystkie torby znalazły się w domu, zamknęła samochód i wróciła do środka. Zamknęła drzwi od garażu na klucz.

Zdjęła buty i płaszcz, zawieszając go na krześle i na boso przeszła się na górę do swojej łazienki.

Była to przestronne, jasne pomieszczenie, niemalże całkiem śnieżnobiałe pomijając złote elementy jak kurki od kranu, czy szafki ze złotymi klamkami.

Rozebrała się, wrzucając mokre ubrania do kosza na brudy i napuściła do wanny wody.

Kiedy gorąca woda powoli napełniała wannę, Noelle stanęła przed lustrem, oceniając swój wygląd.

Po misternie wykonanym makijażu nie było ani śladu i teraz jedyną pamiątką po porannej pracy z cieniami i kredką do oczu zostały czarne smugi na jej bladej buzi. Zmyła te resztki z twarzy i rozpuściła wilgotne włosy.

Kasztanowe, chociaż w świetle łazienki, bardziej miedziane włosy Noelle opadły drobnymi loczkami albo głębokimi falami na jej ramiona i dalej, sięgały aż do piersi.

Przejechała po nich dłonią sfrustrowana i odwróciła się od lustra w stronę wypełnionej wanny.

Zamknęła wodę i dodała trochę orzechowego zapachu. Po chwili poczuła w nosie zapach, który przywodził jej na myśl słodkie babeczki robione z bratanicą.

Nic więcej nie myśląc,zanurzyła się w gorącej wodzie, wypuszczając z zadowoleniem głośno powietrze,gdy jej spięte i zmarznięte kończyny zaczęły powoli odmarzać, a ona mogłaoprzeć głowę o wannę, pozwalając sobie się zrelaksować.    

Continue Reading

You'll Also Like

944 95 20
Sztuka to nie tylko obrazy, czy rzeźby. Sztuka to część ludzkiego serca. Kwiat który można udławić, lecz zawsze puszcza korzeń w dół. ~Zapraszam do...
19.5K 671 9
Czy kiedykolwiek myślałeś o tym, że nasz świat jest trochę większy niż się wydaje? Co jeśli specjalna część jest ukryta za wielką barierą? Bariera, p...
1M 36.1K 49
- Ty.. ty.. - nie skończyłam, zaczęłam jak najszybciej potrafię biec do drzwi. Chciałam uciec, najdalej jak tylko się da. Gdy już trzymałam zimną kla...
7.3K 804 34
Sophie życie z pozoru mogłoby się wydawać idealne. Młoda dziennikarka, która ma zaplanowane całe życie ze swoim narzeczonym. Jej praca, mieszkanie, a...