Bungou Stray Dogs II - Miłość...

بواسطة LuciferMorny

13.9K 2.2K 1.9K

Yosano Akiko zaburzyła dzień absolutnie wszystkim, gdy nagle wyciągnęła Czterdziestego Trzeciego Szefa Portow... المزيد

P. I / CZARNY ALARM
P. II / CHUUYA, WRÓCIŁEŚ
P. III / PUSTE CZTERY ŚCIANY
P. IV / RODZINNE TRADYCJE
P. V / PUDEŁKO PO PIERŚCIONKU ZARĘCZYNOWYM
P. VI / POWRÓT DO MIESZKANIA
P. VII / YOSANO O PÓŁNOCY
P. VIII / O SZCZURZE KRADNĄCYM PROCHY
P. IX / GODZINA SZCZEROŚCI AKIKO
P. X / WEJŚCIÓWKA, KTÓREJ NIE POSIADA
P. XI / SALEM
P. XII / WIADRO RZECZYWISTOŚCI
P. XIII / SŁOWA DO UKOCHANEGO
P. XIV / KIEDY ŻYCIE ROBI KUKU
P. XV / DEGRADACJA KARALUCHA
P. XVII / OPTYMIZM IZAKIEGO
P. XVIII / PIĘKNA, CHWILOWA BAŃKA
P. XIX / NIE BĘDĘ PRZEPRASZAĆ
P. XX / BOGOWIE, JAK SZEF TRAGICZNIE WYGLĄDA
P. XXI / ZŁE PYTANIA I LASKA Z MAFII
P. XXII / DWA LATA I ŚRODKOWY PALEC
P. XXIII / NIE WIEM JAK DUŻO MOGĘ JEJ POWIEDZIEĆ
P.XXIV / CHODZIŁO PRZECIEŻ O DAZAIA, KTÓRY NIE MÓGŁ
P. XXV / POŻYCZONA RODZINA
P. XXVI / OBOJE WIEMY, ŻE TO KŁAMSTWO
P. XXVII / OBAJ UFAMY, ŻE NAKAHARA WIE, CO ROBI
P. XXVIII / ATSUSHI, RĘKA I OKAZYWANIE UCZUĆ PUBLICZNIE
P. XXIX / TRZY NIESPODZIANKI
P. XXX / ROZMOWA PRZY NAGROBKU
P. XXXI / KOŃCZENIE ZDAŃ
P. XXXII / RELACJE, ROLE I ZAUFANIE
P. XXXIII / ZALETA STARSZYCH BRACI
P. XXXIV / SIŁA DO WALKI
P. XXXV / STRONA KONFLIKTU
P. XXXVI / PRZYZNANIE I ODEBRANIE DOSTĘPU
P. XXXVII / ZAKRWAWIONE CHUSTECZKI
P. XXXVIII / OPŁAKIWANIE DAZAIA
P. XXXIX / CHOLERNIE DOBRY POCZĄTEK
P. XL / JAK ZAPOMNIEĆ O PORTOWEJ MAFII
P. XLI / OKRUCIEŃSTWO I MIŁOSIERDZIE
P. XLII / WĄTPLIWOŚCI
P. XLIII / SPALIMY LEKI DAZAIA
P. XLIV / PRZEFARBOWANE WŁOSY
P. XLV / WBREW POZOROM MAMY CZAS
P. XLVI / WSZYSCY KIEDYŚ UMRZEMY
P. XLVII / BRAK WIARY OSAMU
P. XLVIII / PRZYPADKOWO ZABITY CYWIL
P. XLIX / MASZ KWADRANS
P. L / KIELISZKI NIE DO PARY
P. LI / PRZEPROSINY PO WŁOSKU
P. LII / ROSIE
P. LIII / ZALĄŻEK NOWEGO PLANU
P. LIV / GNIEW
P. LV / PRZYGOTOWANIA
P. LVI / KRWAWY LUSTRZANY WYMIAR
P LVII / POKÓJ OSAMU

P. XIV / SZCZUR ZAWSZE NA SWOJEJ ŁODZI

246 46 21
بواسطة LuciferMorny

- Czyli Dazaiowi podwinęła się noga - uznał spokojnie Fyośka, choć w głębi duszy był nieco rozczarowany. 

Jakaś jego część liczyła, że to wszystko był tylko plan Osamu. Że chciał wślizgnąć się do Portowej Mafii, a oni nieświadomie mu na to pozwolili. Bo przecież mógł zagrać im na emocjach. Mógł wykorzystać stare sentymenty. Znał ich procedury. Wiedział, że najtrudniej będzie się tam po prostu dostać, a skoro ten etap miał już za sobą, bo sami wprowadzili go do wnętrza budynku, mógł stamtąd działać tak, jak tylko zechciał. I jasne, taka wersja negatywnie odbiłaby się na nich wszystkich, bo oznaczałaby, że Dazai jest w pełni sił, ogarnia rzeczywistość i wszystkie jej zmienne i jest w stanie do nich dopasować elastyczny plan. Oznaczałoby to też, że Dazai tak naprawdę tylko by się bawił, a pod koniec dnia cofnął czas jeśli pionki nie zapewniłyby mu wystarczającej rozrywki i spróbował na nowo. I dopiero, gdy skończyłyby mu się wszystkie zasoby, wróciłby do Anglii żeby zaraportować Christie.  Z takim Dazaiem by sobie nie poradzili jako z wrogiem, ale takiego właśnie Dazaia potrzebowali jako sojusznika żeby wygrać.

Tylko, że Dostojewski widział Osamu. Widział, w jakim stanie był chłopak. Nawet jeśli Dazai miał przebłyski dawnego geniuszu, nawet jeśli jego wszystkie dotychczasowe plany kończyły sie sukcesem, to sam Dazai wciąż pozostawał ćpunem, którego przerastała rzeczywistość i Fyodor kłamałby, gdyby nie dostrzegał w tym planu Agaty. I jasne, ćpuna było prościej złapać, ale trudniej wykorzystać w celu obalenia Zakonu Wieży Zegarowej. Ćpuna było łatwiej kontrolować. Zwłaszcza, gdy miało się w rękach używkę, od której był zależny. I właśnie po tym ostatnim Dostojewski zorientował się, jak źle było z chłopakiem. Bo jeśli to wszystko miałby być jakiś wielki, skomplikowany plan, który miałby umożliwić Dazaiowi infiltrację Portówki to chłopak nigdy nie dopuściłby do sytuacji, w której zostałby bez leków, które trzymały go w ryzach.

- Fyośka, nie czytam ci w myślach - przypomniał o sobie Nakahara, gdy Dostojewski trochę za bardzo odpłynął od rzeczywistości. - Jeśli zamierzasz milczeć albo ważysz, które informacje są konieczne, a które nie to raczej się w tym momencie pożegnamy.

- Czekałeś trzy lata, nie możesz poczekać jeszcze pięciu minut? - odbił piłeczkę Dostojewski, doskonale zdając sobie sprawę z tego, w jak czuły punkt uderza.

- Doskonale wiesz, że nie siedziałem na dupie w tym czasie - warknął tylko rudzielec, dając się na chwilę wciągnąć w tę niewielką przepychankę. - To jak? Nie oczekuję, że wyłożysz mi teraz na stół plany przejęcia świata. Potrzebuję informacji żeby wiedzieć jak pracować teraz z Dazaiem i jak przeciągnąć go na naszą stronę.

- Miinder Viskelaeder - oznajmił spokojnie Dostojewski, podrzucając opakowanie parę razy w dłoni i ze słuchu orientując się, że jest już praktycznie w połowie puste. - Tak nazywa się ten lek. Ale to długa i poważna nazwa wymyślona przez typa, któremu wydaje się, że w XXI wieku potrzebujemy szalonych naukowców. Między sobą nazywamy to Viskiem.

- Nigdy nie słyszałem o tym leku. Nie ma go ani na czarnym rynku, ani w oficjalnych zapisach szpitali czy koncernów, więc albo wymyślasz, albo to jest coś cholernie ważnego - zauważył Chuuya, gdy Dostojewski zamilkł na chwilę.

- Raczej stawiałbym na to drugie, ale ja to ja - odbił piłeczkę Rosjanin, zupełnie niezrażony. Wiedział, że Nakahara sprawdził, ile mógł, zanim do niego przyszedł. To było rozsądne działanie. - Nie znajdziesz tego nigdzie poza Zakonem. Ba, nie znajdziesz tego nawet w Zakonie, jeśli nie masz odpowiednich uprawnień. Aleksy Strawiński, naczelny chemik Christie opracował skład, metodę produkcji i dawkowanie. Tym się zajmuje. Bada kogoś, traktując go jak kolejny eksperyment, a później tworzy siatkę chemicznych zabezpieczeń. To przez jego proszki zdrajca Zakonu może postradać zmysły czy umrzeć będąc w innym  kraju. Każdy z nas ma przygotowany przez niego zestaw, do którego dostęp ma tylko Christie. I jak pewnie sobie wyobrażasz, nie musi się przed nikim tłumaczyć z jego używania.

- Dazai może i był typem samobójcy, ba, może w związku z tym jak teraz wygląda sytuacja, może znowu nim jest, ale nie nosiłby przy sobie takiej ilości prochów, która miałaby go zabić - zauważył Nakahara, starając się myśleć chłodno i obiektywnie, jakby nie mówił o najważniejszej osobie swojego życia, ale o ciekawym przypadku omawianym na seminarium. - Co jeszcze robią te proszki?

- To co muszą - odpowiedział Dostojewski, a Nakahara miał ochotę przewrócić oczami. - Ta odpowiedź może cię rozczarować, ale taka jest prawda. W chemicznej siatce znajdziesz absolutnie wszystko. W przypadku Dazaia oczywiście istnieją preparaty, które dadzą radę go zabić w niewykrywalny sposób przy jednoczesnym braku narażenia osób postronnych. Istnieją preparaty, które czasowo zwiększą jego wytrzymałość psychiczną czy fizyczną albo Zdolność. Istnieją preparaty, które je zmniejszą. Istnieją preparaty, które wpłyną na równowagę chemiczną jego mózgu w taki sposób, by nie dał rady niczego odczuwać. Rozumiesz, do czego zmierzam?

- Chyba tak. Agatka jest przygotowana na każdą możliwość, a każdy członek Zakonu posiada własną siatkę chemiczną dostosowaną pod jego organizm i Zdolność, tak? - spytał Nakahara, a Fyodor skinął twierdząco głową. - Rozumiem, że to raczej są leki wydawane w ograniczonych ilościach. To ma być chwilowe wzmocnienie, a nie zagwarantowanie większej siły na zawsze. W tym opakowaniu raczej mieści się ich sporo. Coś przyjmowanego na stałe. Tylko co, w jakich dawkach i na co wpływa?

- Myślę, że wiesz. Myślę, że domyśliłeś się tego zanim jeszcze postanowiłeś tu przyjść - oznajmił Dostojewski oddając Nakaharze pojemnik. - Dazai wyglądał na przerażonego, gdy uświadomił sobie, że mu to zabrałeś, prawda?

- Na szczęśliwego na pewno nie wyglądał - mruknął rudzielec, dokładnie oglądając pojemnik jakby spodziewał się, że nagle na białym opakowaniu pojawi się etykieta. - Teorię mam, ale nie wiem na ile wiąże się z tymi pigułami.

- Zaskocz mnie - podpuścił go tylko Rosjanin.

- Wydaje mi się, że Absorpcja wyrwała mu się spod kontroli. I że te leki pomagają mu jakoś odzyskać równowagę, albo coś, co równowagę przypomina w jego głowie. Pomagają mu przypomnieć sobie, kim tak naprawdę jest - odpowiedział Chuuya, dolewając sobie wódki, jakby ta miała pomóc mu zmyć z siebie to wrażenie brudu, że zdradza sekrety i tajemnice Dazaia.

- Niebezpieczne podejście - skomentował to po krótkiej chwili zastanowienia Dostojewski. - Bardzo niebezpieczne. I równie naiwne. Zakładasz, że on tam gdzieś w środku jeszcze jest. Że wie, kim jest. Nie wie. Mogę Ci to zagwarantować. A przez swoją Absorpcję jest najmniej stabilnym członkiem Zakonu. Nieważne co by się nie działo nie możesz pozwolić sobie na utratę tej wiary. Niezależnie od tego, co usłyszysz.

- A co usłyszę? - przerwał mu krótko Nakahara.

- Szczerze? Niewiele - przyznał Dostojewski, wzruszając ramionami ze znudzeniem. - Nawet jeśli chciałbym powiedzieć ci więcej, to zwyczajnie nie mam jak. Nigdy nie byłem z Dazaiem na misji. Nie mam do tego wystarczających uprawnień. Nie wiem też na pewno, co się działo w Piwnicach Zakonu, choć częściowo jestem w stanie to sobie wyobrazić. Każdy, kto się przez nie przewinął, będzie w stanie zrozumieć, co tam zaszło, bez posiadania wszystkich faktów. Ale widziałem go w Anglii po różnych misjach, gdy wracał się odmeldować, albo gdy nic nie ciekawiło go na tyle, by się za to zabrać.

- Czyli wyśmiewałeś mój brak informacji, samemu nie siedząc na ich stosie, ciekawe podejście do życia Fyośka - wytknął mu krótko rudzielec, a co Dostojewski absolutnie zignorował.

- Może nie mam zbyt wielu informacji, ale mam informacje, dzięki którym ty zyskasz pełniejszy obraz swojej obecnej sytuacji - zauważył Fyodor, nie zmieniwszy tonu głosu nawet na sekundę. - Pamiętam jedną, konkretną misję z Niemiec. Dazai wrócił z niej sam, cały jego zespół został na obczyźnie, gdzieś w płytkich grobach. Miał wyciągnąć informację z jednego z szefów tamtejszej mafii, więc go zabił. Wchłonął informacje, które miał ten człowiek i miał zdać z nich raport przed Agatką. Tylko, że nie skończył na informacjach. Zabrał wszystko. Wspomnienia, emocje. Zgubił się. Wrócił do Anglii mówiąc po niemiecku i zarzekając się, że nigdy nie zawiedzie swojej organizacji ukorzeniem się przed Agatą. A ta tylko siedziała i obserwowała go z tym swoim małym uśmieszkiem, jakby patrzyła na wijące się w agonii małe szczenię. Złamało go grożenie jego rodzinie. Dwóm córeczkom, z tego co pamiętam miały pięć i siedem lat. I uwierz mi, gdy mówię, że torturowała go wystarczająco długo żeby stracić zmysły zanim wpadła na pomysł z rodziną.

- Mówisz, że Dazai był przekonany, że był kimś innym? - spytał Nakahara ze sporą dawką niedowierzania wymalowaną na twarzy.

- Tu nie chodzi o przekonanie Nakahara - poprawił go Dostojewski. - Agata wysłała swoich naprawdę najlepszych ludzi żeby spróbowali go złamać. Nawet jeśli początkowo by udawał żeby wprowadzić chaos i zamieszanie i po prostu się bawić, nie dałby rady utrzymać tej szarady przez tyle tortur. Wszystkie informacje, nawet te, do których nie miał szans mieć dostępu, się sprawdziły. Oczywiście, rodzina tego niemieckiego gościa nie przeżyła, bo musieliśmy sprawdzić ich dom. Dazai znał wszystkie hasła. Zabezpieczenia do prywatnego laptopa żony? Wycieczka rodzinna sprzed pięciu lat? Ustawienie ramek ze zdjęciami na komodzie? Wiedział to wszystko. Przeszukali całą okolicę, Agata nawet poświęciła tę niemiecką mafię tylko po to żeby sprawdzić informacje, które dał jej Dazai. Wszystko się potwierdzało. Przez parę dni Dazai był tym człowiekiem. Z jego wspomnieniami, emocjami, historią i wiedzą. Nie znał słowa po japońsku ani angielsku, zawsze musiał być przy nim tłumacz w czasie jakiekolwiek rozmowy. A potem, zupełnie jakby ktoś pstryknął palcami, to minęło. Obudził się w celi, cały poraniony i z połamanymi palcami, wkurwiony jak rój os. Zawołał strażnika po angielsku, kazał się wypuścić z celi, a gdy typ odmówił, Dazai zwyczajnie zamienił kraty w pył swoją umiejętnością, zabijając strażnika na miejscu. Wpadł taki usyfiony od stóp do głów, po zdecydowanie zbyt dużej ilości dni bez prysznica i jedzenia do sali, w której akurat odbywało się spotkanie Generałów Christie. Kazała wszystkim wyjść, gdy zażądał wytłumaczenia. Miał wyrwę w pamięci. Pamiętał, że służył w Zakonie, nie pamiętał niczego sprzed Zakonu, ale ostatnie parę dni? Czerń i pustka. I nie był w stanie powiedzieć nagle nawet słowa po niemiecku. Po tym, jak mówił w tym języku absolutnie płynnie w czasie tortur. Miał jeszcze parę wspomnień tego gościa, ale wtedy był jeszcze świadom, że to nie jego wspomnienia.

- Wtedy? - powtórzył słabo Nakahara, czując, że traci grunt pod nogami i jest na granicy ataku paniki, który musiał opanować jakimś cudem do momentu, w którym zejdzie ze statku.

- Myślę, że jesteś w stanie wyobrazić sobie, co stało się później - oświadczył Dostojewski, niemalże współczującym tonem. - To zbyt przydatna umiejętność żeby jej nie wykorzystać. I tak widziała to Christie. Agata rzadko widzi ludzi jako ludzi. Zazwyczaj widzi ich jako Zdolności, czasami wiedzę, czasami przeszkodę, a czasami zwierzątko. Po każdej misji Dazai był wtrącany z powrotem do Piwnic. Jeśli nie wykazywał żadnych zmian w zachowaniu, wypuszczano go, przynajmniej początkowo. Jeśli zaczynał brzmieć jak jedna z zamordowanych przez siebie osób? Torturowano go i spisywano wszystkie zeznania.

- Początkowo? - ponownie, jedno słowo wystarczyło żeby Fyodor wiedział, w którą stronę pójść dalej z opowieścią.

- Po pewnym czasie sam uznał, że podda się torturom po każdej misji. Dla mnie osobiście wyglądało to, jakby chciał się za coś ukarać, ale sam nie do końca wiedział, za co. Ale to tylko moja opinia. Dazai powiedział Agacie, że nie jest w stanie zapanować nad tą częścią swojej Zdolności. Agata niczego nie proponowała, wiedziała, że lepiej żeby ta Zdolność zadziałała raz na jakiś czas, niż żeby miała stracić tak cenną zabawkę i źródło informacji jaką był Dazai. To on nalegał. I początkowo działało - kontynuował Dostojewski, mając ochotę z całego serca przestać, bo widział jak maska, którą przybrał Nakahara zaczęła pękać.

- Znowu to "początkowo" - mruknął niezbyt szczęśliwie Chuuya, biorąc głębszy oddech i mentalnie przygotowując się na koniec tej jednej historii.

Jednej historii, którą znał pobieżnie, z punktu widzenia osoby trzeciej. Jednej z setek, jak nie tysięcy takich historii. Do tej pory brzmiało to tak, jakby Dazai był w Zakonie częściej torturowany, niż miał wolny dzień. Wyrzuty sumienia znowu zaczęły zżerać rudzielca, bo przecież mógł szukać go dłużej. Mógł zaatakować Christie. Mógł zrobić coś więcej. Może gdyby skupił się na szukaniu ukochanego, ów ukochany nie byłby torturowany praktycznie codziennie.

- Osobowość Dazaia z czasem zaczęła skakać. Miał w głowie za dużo wspomnień. Za dużo informacji. Za dużo chaosu. Za dużo tortur. I, chociaż wiem, jak idiotycznie to zabrzmi, to o tyle, o ile znałem Dazaia, wiedziałem, że to Ty stanowisz jego kotwicę. To dzięki tobie zawsze wiedział kim był. W Zakonie zabrakło tego czynnika. Zaczął tracić siebie. Wszyscy się do tego dopasowywali, bo takie zarządzenie wydała Agata. A Dazai sprawiał wrażenie, że jemu to w pełni odpowiada, bo jest chaos. Ale kiedyś zgarnąłem go z Felixstowe. Wdał się w bójkę z typami z pobliskiego baru. Zbierałem go wtedy pijanego i obitego z parkingu przed tą speluną, a on tylko się śmiał. Miał zmasakrowaną twarz i połamane żebra. Siniaki zaczęły robić mu się absolutnie wszędzie. Powiedział mi wtedy coś, czego nie zapomnę do końca życia. Że w tym wszystkim, w torturach Christie, w bójkach w podrzędnych barach, w misjach, z których wraca poobijany lubi jedno. Ból. I lubi go, bo jest pewien, że to jego emocja, którą czuje w danym momencie. Z niczym innym nie miał takiej pewności, a brak sprecyzowanej osobowości po prostu go przerażał - opowiedział spokojnie Dostojewski.

- Chciałbym powiedzieć, że mnie to zaskakuje, ale robi to zadziwiająco dużo sensu - przyznał szczerze Nakahara. - W sensie, Dazai raczej zniknął z radaru na dość długo, gdy przeszedł do Zbrojnej Agencji. Był czysty przez naprawdę długo. Zabił raz przypadkiem i naprawdę stresowało go to, że wspomnienia tego człowieka mogą jakoś na niego wpłynąć. Nie wpłynęły tylko dlatego, że zaczął odnajdywać równowagę. Równowagę, którą z tego, co mówisz, w Zakonie stracił. Powiedz mi szczerze Fyośka. Wspomniałeś, że dobrze, że mam w sobie tę naiwną wiarę, że do niego da się dotrzeć. Wierzysz w to?

- Wiara nie ma tu nic do rzeczy, tym bardziej nie moja - zauważył Dostojewski. - Po prostu nie chcę dawać ci złudnej nadziei. Może nie miałem bezpośredniego kontaktu z Dazaiem ze względu na różnicę rang, ale obserwowałem go z boku. Staczał się z prędkością kuli śnieżnej. W tym momencie nawet nie wiem, jak miałbym ci doradzić żebyś do niego dotarł.

- Sądzisz, że odstawienie tych leków pomoże? - spytał Nakahara.

- Sądzę, że odstawienie tych leków go zabije - naprostował z miejsca Dostojewski. - I w to w tak pokręcony sposób, że złamie ci to serce na milion kawałków. Jak długo przetrzymujecie już tego chłopaka?

- Na razie krótko. To całkiem świeża sprawa. Upewniliśmy się, że nie pokona zabezpieczeń i w sumie od razu tu przyszedłem licząc na jakiekolwiek odpowiedzi, więc będzie raptem parę godzin. No i Dazai ostatnio w czasie rozmowy ze mną wziął kilka tabletek, ale na ile mu to starczy to nie mam bladego pojęcia - odpowiedział zgodnie z prawdą rudzielec.

- Dostał tę fiolkę raptem wczoraj rano, a sądząc po dźwięku jaki wydaje, gdy się nią potrząśnie to zniknęła jakaś jedna trzecia leków - kontynuował Dostojewski, skinąwszy głową, że informacje podane przez Chuuyę do niego dotarły. - Teoretycznie powinien czekać dwanaście godzin przed misją żeby nie zaburzać własnego osądu i móc wykonać skok. Nigdy aż tyle nie czekał, ale musiało być naprawdę źle, skoro brał je nawet przy tobie. Sam praktycznie pozbawił się możliwości ucieczki. Teoretycznie też powinien brać trzy tabletki dziennie, ale łyka je w tym momencie bardziej, jak cukierki, niż realne leki.

- Okay, czyli przedawkowuje leki, których składu ani celu nie znam, praktycznie na co dzień. Co mi daje ta informacja, Fyośka? Co te leki robią? - kontynuował Nakahara, uparty, żeby zdobyć jakiekolwiek solidne informacje, mimo że na telefonie przyszła mu wiadomość, że Cuppola już zebrała się w Biurowcu.

- Pozwalają mu funkcjonować. Otępiają go. Dzięki nim nie musi mierzyć się ze wszystkimi wspomnieniami, które w sobie nosi. Wyobraź to sobie jako warstwy. Na samym dole może masz człowieka, którego znałeś. Ten człowiek był torturowany tyle razy i na tyle sposobów, że prościej było mu zapomnieć o przeszłości, niż pamiętać o niej i przez nią cierpieć. Agata musiała go złamać żeby pozbył się ciebie z własnych wspomnień.  A jeśli Dazaiowi zależało na tobie tak, jak mnie na Szczurach to z doświadczenia mogę ci powiedzieć, że to długi, żmudny i bolesny proces, a człowiek i tak próbuje wbijać paznokcie w skrawki wspomnień i kurczowo się ich trzymać. Nad tą warstwą masz tysiące kolejnych, pełnych cudzych wspomnień. A to wszystko owinięte jest grubą, puchową kołderką, przez którą nie przebija się absolutnie nic - wytłumaczył rozmówcy Dostojewski.

- Czekaj, jeśli Dazai z własnej woli bierze leki, które go otumaniają, to jakim cudem jego mózg działa? Jak tworzy plany? Jak skuteczne są jego plany i czy ta skuteczność spadała? - spytał Nakahara, wiedząc, że dostał więcej, niż to, po co przyszedł, a i tak był to wierzchołek góry lodowej i to opowiedzianej z perspektywy przepływającego obok żeglarza.

- Żartujesz? - prychnął Dostojewski nagle śmiejąc się nieprzyjemnie. - Dazai nie tworzy planów. Nigdy nie tworzył. Czasem doradzał coś w czasie zebrań Generałów, ale były to pojedyncze myśli, a nie cały plan. Od początku służenia w Zakonie Dazai tylko wykonuje cudze polecenia. Rzucają nim, jak mięsem armatnim, a on zamiast się postawić, bierze dodatkowy rozbieg przed procą. i jasne, skuteczny jest jak mało kto. Wszystkie misje kończą się sukcesami. Tyle tylko, że Dazai w tak krótkim czasie wyrobił sobie miano Krwawego Generała, bo gdy dostajesz do niego przydział, wiesz, że to misja samobójcza. Większość jego oddziału nigdy nie wraca. Ma największe straty w historii Zakonu przez ostatni wiek, jak nie dłużej. Czasami, gdy się wkurzy, jest w stanie zabić swoich ludzi. Cywile nie stanowią najmniejszego problemu. Straty poboczne? Absolutna codzienność.

- Czekaj, żartujesz, prawda? - spytał z niedowierzaniem Nakahara. - To nie może być prawda. Powiedz, że to tylko nieśmieszny żart. To zupełnie nie brzmi jak mój Dazai.

- Mógłbym przepraszać cię za wylanie ci tak lodowatego wiadra wody centralnie na twarz, ale myślę, że potrzebowałeś tego, żeby dobitnie sobie uświadomić, kogo przetrzymujesz w swoim budynku - oświadczył spokojnie Dostojewski, czując ogromne współczucie względem rudzielca, ale nie dając po sobie tego poznać. - "Twojego" Dazaia może już po prostu nie być. Zachowaj swoją naiwną wiarę, ale bądź świadom także tej możliwości. Tak czy siak, zasiedziałeś się na dzisiaj Nakahara. Życie i Mafia na ciebie nie poczekają. Wiesz, gdzie mnie znaleźć, gdy będziesz potrzebował kolejnej dawki informacji albo gdy zrobisz jakieś postępy z Dazaiem. Albo gdy uznasz, że będziesz chciał mnie do niego dopuścić.

- Szczur zawsze na swojej łodzi?

- Szczur zawsze na swojej łodzi - potwierdził Fyodor, zakręcając pustą butelkę po wódce i wrzucając ją do pobliskiego śmietnika, gdy Nakahara niczym w transie wstał i skierował swoje kroki ku budynkowi głównemu Portowej Mafii, będąc tak zajętym własnymi myślami, że nawet nie zorientował się, kiedy dogoniły go Portowe Psy, które oznajmiły, że będą go eskortować.

واصل القراءة

ستعجبك أيضاً

1.2K 207 18
Mineły dwa lata, od całego incydentu na Kosmicznej Kolonii ARK. Sonic po stracie swojego rywala, był w załamaniu. Tak naprawdę nie uważał go za jego...
8.9K 397 13
Kageyama x Hinata Krótkie opowiadanie YAOI o 2 krukach złączonych miłością i siatkówką.
93.1K 3.3K 49
Haillie nie jest jedyną siostrą Monet, jest jeszcze jej bliźniaczka Mellody. Haillie wychowywana przez mamę, a Mellody no cóż przez babcie. Jak myś...
2.1K 126 7
„(...)już wiem, jakie to przyjemne uczucie, gdy Śmierć kładzie swą zimną, przyjemną dłoń na Twoim rozpalonym ciele, by zabrać cierpiącą, zabłąkaną du...