P. LIV / GNIEW

163 26 12
                                    

Mała notka przed czytaniem - przede wszystkim od siebie (ale jak ktoś też ma ochotę się dorzucić to serdecznie zapraszam :D) chciałam życzyć KsaVesowi wszystkiego najlepszego ^^ Było życzonko coby na urodziny pojawił się rozdział, więc rozdział jest i mam nadzieję, że nie zawiedzie c: Z całego serca - spełnienia marzeń bąbel.


Nakahara był szczerze padnięty. I to nie zasadzie "sen jest dla słabych, odeśpię po śmierci", ale raczej w stylu "jestem tak zmęczony, że fizycznie nie dam rady zasnąć". A gdy dołożyć do tego fakt, że jego dzień się jeszcze nie skończył to rudemu już w ogóle chciało się tylko histerycznie śmiać. Dlatego jakaś jego część cieszyła się z tego, że starsza de Luca już spała. Że tę rozmowę będzie mógł przełożyć na nieco później. Chuuya oparł się ciężko o ściankę w windzie i możliwie szybko odhaczał kolejne rzeczy na tablecie, który dał mu Izaki. To były głównie raporty z tego, że pierwsze grupy osiedliły się już w przewidzianych lokalizacjach w różnych krajach Europy. Nakahara przez chwilę z tyłu głowy miał, że być może wysłał własnych ludzi na samobójczą misję. Że jeszcze za mało wiedzieli o tym, jak dokładnie działała Agatka by mogli bezpiecznie rozprzestrzenić swoje wpływy cichaczem tuż pod jej nosem. Ale z drugiej strony wiedział, że potrzebowali tę wiedzę poszerzyć, bo inaczej atakowaliby całkowicie na ślepo, a jedynym sposobem na to było po prostu bycie na miejscu i bycie czujnym.

Niemniej świadomość tego, że kilkudziesięciu jego ludzi bezpiecznie wylądowało na innym kontynencie na przestrzeni kilkunastu lotów i że podocierali do przygotowanych dla nich mieszkań sprawiła, że Chuuya odetchnął z ulgą. Sytuacja, w której się obecnie znaleźli była daleka od idealnej i Nakahara ciągle walczył z wewnętrzną potrzebą zrobienia wszystkiego samemu. Doskonale pamiętał słowa Dazaia, gdy ten jeszcze technicznie był tylko konsultantem, a nie wrócił w szeregi mafii, że przecież nie mogli robić wszystkiego we dwóch. Że wiedzieli, jaki był poziom wykonanej przez nich pracy i że nie powinni się oszukiwać, że zawsze we dwójkę ogarnialiby wszystko idealnie. Fizycznie nie było takiej możliwości. Ale znali też swoje słabości i wiedzieli, gdzie prawdopodobnie mogli popełnić błąd, więc wyłapywali go zanim wydostał się on do kogokolwiek z niższych szeregów. Nakahara nie brał też zbytnio do siebie, że "błędy" Dazaia kończyły się na tym, że ktoś wrócił lekko posiniaczony czy z jedną przypadkową raną, która nawet nie była zbyt głęboka. No, przynajmniej próbował nie brać tego do siebie.

Nakahara wiedział, że Osamu był praktycznie robotem, który tworzył tyle scenariuszy i przygotowywał własnych ludzi zawczasu tak, że był stuprocentowo pewien ich umiejętności, gdy musiał ich gdzieś wysłać. Chuuya próbował działać w podobnym systemie. Naprawdę próbował pamiętać czy trzymać w odpowiednio skatalogowanych plikach, wady i zalety swoich podwładnych. Ich silne i słabe strony. Tylko, że to, co Dazai wymamrotałby z pamięci, świeżo po obudzeniu i jeszcze półprzytomny, Nakahara musiał sprawdzać w plikach dotyczących danego agenta. Osamu, nawet za jego nastoletnich czasów, śmiał się, że gdyby miał zostać porwany to wolałby żeby jego ludzie go zabili. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że szanse, że by pękł i wygadał sekrety mafii były praktycznie zerowe. Ale Osamu nie lubił zostawiać jakiegokolwiek niezweryfikowanego aspektu. I Nakahara wiedział, że w tych żartach znajdowało się sporo prawdy i spostrzegawczości. Bo Dazai był chodzącą istotą Portowej Mafii - był skuteczny, wymagał naprawy i był istną biblioteką w kwestii członków, historii czy bieżących działań całej organizacji. Na szczęście, czy nieszczęście, żarty te ustały po krótkiej wizycie Dazaia w Agencji Detektywistycznej.

Chuuya takie pamięci nie miał. Wiedział, że nie przeczyta raz czyjegoś folderu i nie zapamięta go do końca życia. Wiedział, że nie będzie miał takiej skuteczności jak Dazai. I że nie przewidzi wszystkiego. I wiedział, że miał ludzi, którym naprawdę mógł ufać. Którzy zjedli swój kawałek chleba na mafijnym życiu. Że nie musiał martwić się o dobrze wykonane zadanie, bo wszyscy, którzy kochali tę organizację, wiedzieli, że muszą w każdą misję włożyć całe serce i wszystkie swoje siły. I Nakahara ogromnie ich za to podziwiał. I był im wdzięczny, bo w ten sposób, cała ta odpowiedzialność, cały ciężar prowadzenia mafii rozkładał się po co najmniej kilku różnych osobach. I eliminowało to ryzyko upadnięcia całej firmy, gdyby jedna osoba puściła farbę. Tylko, że Nakahara za bardzo cenił ludzi, na których mu zależało. Im bardziej ktoś wkładał całe swoje serce, czas i starania w Portówkę, tym bardziej Chuuya chciał taką osobę chronić. Tym gorzej czuł się, gdy taką osobę musiał wysłać na misję i ryzykować jej życiem. Tylko, że no właśnie - musiał. Bo taka osoba zaskarbiła sobie miejsce w sercu rudzielca właśnie tym, że posiadała pewne zdolności i pewien sposób myślenia i bycia.

Bungou Stray Dogs II - Miłość silniejsza niż czasWhere stories live. Discover now