P. XLVIII / PRZYPADKOWO ZABITY CYWIL

174 26 34
                                    

- Rudy to nie działa - oznajmił w końcu, po kilku niezwykle długich godzinach Izaki, odciągając Nakaharę delikatnie za ramię na bok.

Chłopak doskonale rozumiał, dlaczego Nakahara chciał przeciągać tę część przesłuchania. Dlaczego próbował być absolutnie miłym i kulturalnie wybadać teren. I może w innych przypadkach jakkolwiek by to zadziałało. Może gdyby nieszczęsna dusza, która znalazła się na ich krześle, była w stanie zrozumieć choć jedno wypowiadane przez nich słowo. Może gdyby nie obudziła się w absolutnie obcym pomieszczeniu, otoczona przez nieznajomych i prawdopodobnie z taką ilością traumy, że ta otuliła mózg zabitego mężczyzny tak dokładnie, że nawet nie dopuszczała do jego głowy myśli o własnej śmierci. Bo skoro te wspomnienia znalazły się w głowie Dazaia to nie musieli zgadywać, kto był w tym scenariuszu mordercą. Ani jak przebiegało samo zakończenie życia. Chaotycznie, boleśnie i niespodziewanie. I prawdopodobnie nie poprzez czysty strzał.

Nakahara starał się, jak mógł. Chciał uchronić ukochanego przed każdym, przed kim tylko przyszłoby mu go ochronić. Ale nawet on miał pewne ograniczenia, których nie potrafił przeskoczyć. I wyjątkowo nie była to blokada fizyczna, ale językowa. Dlatego odsunął się na bezpieczną odległość i pozwolił jednemu z własnych podwładnych wejść do pomieszczenia i zacząć robić za tłumacza. W głosie portowego kundla słychać było akcent, który tak znacząco różnił się od kanciastych, ostrych słów wypowiadanych przez ich więźnia. Ale nawet obecność własnego języka nie uspokoiła ich więźnia. Mężczyzna dalej patrzył na nich rozbieganym wzrokiem bojąc się zatrzymać na kimkolwiek spojrzeniem na dłuższą chwilę. Wciąż się trząsł, a jego głos z niezwykle cichego szeptu przechodził do krzyku w praktycznie na przestrzeni jednej wypowiedzi. Chuuya może stał tam kilka godzin, ale już od pierwszych minut wiedział, że nie miało to najmniejszego sensu. 

- Fyośka? Jesteś potrzebny. Teraz. Daj znać, jak będziesz w recepcji - cichy ale stanowczy głos Nakahary rozszedł się po pomieszczeniu, gdy ten wyciągnął telefon z kieszeni i połączył się z kimś, kogo jeszcze tak niedawno uważał za wroga, a dziś był gotów dopuścić do ukochanego w najgorszych jego momentach. - I na wszystkich możliwych bogów, nie torturuj moich ludzi. Któryś z nich w końcu się zirytuje i poprzestawia ci tę twoją szpetną, szczurzą buźkę i tyle z ciebie będzie. A ja będę się z tego śmiał - dodał niby lekkim tonem, niby w żartach, ale jednocześnie zdając sobie sprawę z powagi sytuacji.

Niżsi hierarchią członkowie Portówki nie mieli bladego pojęcia o tym, że współpracują z Dostojewskim. Dla nich każde pojawienie się Szczura w Biurowcu powinno być albo ostrzeżeniem od Zakonu, albo początkiem wojny. Rękawicą rzuconą prosto w twarz. I nawet jeśli Dostojewski wyjątkowo nie robił tego celowo, nie zawsze miał kontrolę nad własną Zdolnością. A ona potrafiła ściąć każdego, kto miał choćby na swoim karku najmniejsze przewinienie, na kolana. Co dopiero mówić o ludziach, których ręce spływały krwią. Może i winnych, może i nigdy przypadkowych cywilów, ale nie byli przecież robotami i nie odhaczali przeciwników jak kolejne cyferki w dzienniku. Zdawali sobie sprawę z tego, że każdy z ich wrogów miał życie poza swoją mafią. Miał prawdopodobnie rodzinę. Marzenia i plany. Po prostu był w złym miejscu o złym czasie o ten jeden raz za dużo.

- Nie szczędź mi sentymentów - szorstki głos Dostojewskiego ściągnął Nakaharę z powrotem na ziemię, tuż do zmartwionych spojrzeń jego towarzyszy.

- Dostojewski? Jesteś całkowicie pewien, że to dobry pomysł? - spytał Izaki, a drobbne drgnięcie jego górnej wargi, gdy z całej siły starał się być profesjonalistą i nie okazać absolutengo obrzydzenia, było wystarczającym znakiem dla Chuuyi.

Nie żeby jemu ten pomysł się podobał. Co innego polegać na Fyodorze, gdy chodziło o suchą papierologię. Gdy chodziłlo o informacje dotyczące Zakonu. Gdy chodziło nawet o załatwienie środków potrzebnych do odzyskania Dazaia. O załatwienie chociażby leków. Mieli jakiś wspólny cel w zniszczeniu Agatki i Dazai, przynajmniej chwilowo, był ważnym aspektem, którego potrzebowali do ziszczenia tego celu. Nakahara ufał Fyodorowi z Osamu jako pionkiem. Nie potrafił mu zaufać z Osamu jako człowiekiem.

Bungou Stray Dogs II - Miłość silniejsza niż czasWhere stories live. Discover now