sick of losing soulmates

By nefarioushan

4.5K 345 323

Mając dwadzieścia jeden lat, młodszą siostrę na utrzymaniu, brak wykształcenia i tylko jedną prawdziwą przyja... More

Prolog
Pozytywny
Papier ścierny Chris
Ostrokrzew
Przysięga
Tysiąc oddechów
Mama
Rysunki Jolene
Swetry Marie
Czarne w białe kwiatki
Pokaż mi
Pudełko (grzechocze)
Epilog

Fasolka

287 28 22
By nefarioushan

-Więc, jest problem.

Deanna zamknęła oczy, wzdychając lekko.

-Co, nie odbierają w klinice?

-...też.-Castielle chyba odpuściła dopytywanie, skąd to wie.-Ale pomyślałam, dlaczego nie pójdziesz najpierw do ginekologa?

No tak, Cas Novak, królowa ZAJEBISTYCH pomysłów.

-Wiem już, że jestem w ciąży, Cas. Pięć cholernych testów to potwierdziło.

-Tak, ale...słuchaj, myślę, że trzeba tam pójść. Może aborcja będzie tym bardziej wskazana, jeśli coś jest nie tak? Może lekarz coś doradzi, może potrzebujesz większej opieki, a może zarodek się nie rozwija. Powinnaś najpierw się zbadać, D. To na pewno nie zaszkodzi.

Deanna przechyliła głowę, robiąc sobie przerwę w jedzeniu śniadania. Dobra, może Cas faktycznie nie plotła głupot. Lepiej byłoby wiedzieć, który to tydzień i czy to w ogóle bezpieczne. Nie prowadziła najzdrowszego trybu życia.

-Okay.-odparła cicho. Milczała przez parę sekund, wreszcie zadając pytanie, które i tak wisiało już w powietrzu.-Pójdziesz ze mną?

Niemal słyszała, jak Cas delikatnie się uśmiecha.

-Oczywiście.

Castielle umówiła jej wizytę, poszły następnego dnia. Sam już robiła się podejrzliwa co do napiętego nastroju swojej siostry, ale dzielnie o nic nie pytała, wiedząc, że i tak niczego się nie dowie.

Weszły do gabinetu razem, Cas pilnowała jej, jakby Deanna miała się zaraz wywrócić-usiadła obok, gdy pani ginekolog rozsmarowywała zimną maź na brzuchu blondynki (lubrykant, to wyglądało jak lubrykant) i obserwowała obraz na swoim monitorku. Kobieta w średnim wieku, z ciemnymi włosami upiętymi w kok na karku, uśmiechnęła się do nich łagodnie, gdy Deanna oddychała drżąco, zerkając na ekran.

-Gratulacje, będą miały panie dziecko.-powiedziała niemal od razu, wiedząc, że była to ich pierwsza wizyta, a Deanna bladła z nerwów, ilekroć usłyszała słowo „ciąża".-To czwarty tydzień. Na razie dobrze się rozwija.

Boże, zaraz zwymiotuje.

Zemdliło ją, jak jeszcze nigdy-wyobraziła sobie to, co widziała na ekranie, tą...fasolkę, rosnącą w jej ciele, powiększającą się z każdym dniem, dudniącą tętnem, bez twarzy czy imienia, owoc jej nieostrożności i spermy jakiegoś faceta.

Ginekolog zmarszczyła brwi.

-Nie są panie zadowolone z tej wiadomości?

Cas, widząc, że Deanna niezbyt pali się do odpowiedzi, raczyła ją w tym uprzedzić.

-Nie jesteśmy parą.-odparła spokojnie, poprawiając się na krześle.-To moja przyjaciółka. Nie...planowała być teraz w ciąży.

Ginekolog zdawała się być niewzruszona własnym błędem, bo wróciła wzrokiem do ekranu, kiwając głową.

-Przepraszam. Mamy tu teraz bardzo dużo par lesbijek starających się o dziecko, a panie są w takim wieku, że...

-Na pewno dobrze się rozwija?-Deanna wtrąciła się do rozmowy, odzyskując barwy na twarzy. Chyba podświadomie liczyła na inną odpowiedź.

-Tak, z tego co widzę. Oczywiście, powinniśmy przeprowadzić jeszcze badania krwi, by się w tym upewnić, ale nie widzę nic podejrzanego.-sięgnęła za siebie, na mały stolik, po czym podała Deannie małą broszurkę.-Skoro nie planowała pani ciąży, jestem zobowiązana przedstawić pewne opcje.

-Rozważałam głównie aborcję.-blondynka przełknęła ciężko, obracając kartkę z kliniki w dłoniach. Ciążyła jej, jakby ważyła tonę.-Czy to bezpieczne?

-Nie widzę większych przeciwwskazań zdrowotnych. Jest pani młoda, poza psychicznymi aspektami aborcja nie odbiłaby się mocno na pani zdrowiu.-kobieta znów spojrzała uważnie na ekran.-Z medycznego punktu widzenia, nie mogę bezpośrednio wskazać aborcji, bo nic pani nie grozi. Zdrowie czy życie pani albo dziecka nie są na razie zagrożone. W naszym stanie aborcja jest legalna od szóstego tygodnia ciąży, to obowiązkowy okres do namysłu.

Uszło z niej całe powietrze.

Dwa tygodnie.

Miała dwa tygodnie, by zdecydować, co zrobi z tą ciążą. Później mogła ją ostatecznie usunąć, ale i tak nie miała wiele czasu, zanim stanie się to nielegalne. Parę tygodni okienka między "wolno", a "nie wolno, rodzisz, czy chcesz, czy nie".

-Jeżeli jednak zdecyduje się pani urodzić, jest również opcja adopcji, być może adopcji ze wskazaniem.-kontynuowała lekarka.-Może pani oddać dziecko w ręce kogoś zaufanego...

-Mam je komuś wcisnąć?-Deanna zadrżała, patrząc na własny brzuch.-Niech pani to już zdejmie, błagam.

Ginekolog posłusznie wytarła jej skórę ręcznikami i wyłączyła ekran. Od razu lepiej.

-Proszę rozważyć wiele opcji. Jeśli zdecyduje się pani na zabieg usunięcia płodu, jest on dostępny w naszej klinice. Odpłatny, jeśli nie obejmuje go ubezpieczenie, bo nic pani nie zagraża.-wyrzuciła ręczniki do kosza, wycierając ręce w czysty.-Chce pani zatrzymać zdjęcia tego USG?

Deanna nie odpowiadała, znów była blada jak ściana-Cas uniosła wzrok, kiwając głową.

-Weźmiemy je.

Schowała kartki do kieszeni kurtki, dziękując lekarce i prowadząc blondynkę do drzwi.

Biedna ulotka kliniki była mielona w palcach Deanny od dobrych pięciu minut-siedziały na parkingu, w aucie, nie ruszyły się z miejsca.

Teraz, gdy ciąża przestała być tylko dwoma kreskami na teście, gdy stała się widocznym na papierze faktem, była jeszcze bardziej przerażona, niż wcześniej. Wyglądała przez okno, na granicy płaczu, gdy Castielle stukała palcami o kierownicę.

Miała Samanthę na utrzymaniu, nie mogła mieć teraz dziecka. W ogóle, nigdy nie mogła go mieć. Nie chciała. Nie byłaby dobrą matką. Wydawanie na ten okropny świat potomstwa też jej się nie widziało, zbyt wiele było tu chaosu, cierpienia, zbyt wiele krzywdy i smutku. Nie chciała sprowadzać tu nikogo innego.

Cas odetchnęła cicho, patrząc na nią łagodnie.

-Czwarty tydzień.-powiedziała.-Jesteś w stanie obliczyć, kto jest ojcem?

Deanna pociągnęła cicho nosem, kiwając głową.

-Benny. Na pewno.

Brunetka niemal westchnęła z ulgą.

-Chociaż tyle. To porządny facet.-zamilkła na chwilę, cisza ciężko opadła między nimi niżej, jakby na poziom klatki piersiowej, serca. Tłumiła wrzask emocji, gdy musiały myśleć.-Powiesz mu?

Deanna spuściła smętny wzrok na własne kolana.

-Muszę. Powinnam.

-Ale czy mu powiesz?

-Tak, powiem.-otarła policzek dłonią, zginając wymiętą ulotkę w pół.-Dzisiaj. Zaraz.

-Mam być tam z tobą?

Bogu dzięki za Cas.

-Tak.

-W porządku.

Napisała do Benny'ego, czy mogą się spotkać w Waffle House. Odpisał, że tak. Chyba sądził, że idą na randkę.

Przystanął w drzwiach restauracji, gdy zobaczył siedzącą obok Deanny brunetkę, ale się nie wycofał-usiadł naprzeciwko nich, uśmiechając się uprzejmie, gdy kelnerka zapytała, czy chce coś zamówić. Nie chciał.

-O co chodzi?-zapytał, gdy dziewczyna odeszła. Już wyczuł, że coś się dzieje, nie był idiotą. Był tylko przystojnym dwudziestoczterolatkiem, pracującym w pobliskim warsztacie samochodowym, który cudem okazał się być biologicznym ojcem tej ciąży. Spośród wszystkich możliwych wyborów łóżkowych Deanny, był chyba najbardziej znośny.

Blondynka przełknęła ciężko, zerkając mu w oczy.

-Jestem w ciąży.-powiedziała cichutko.-Z tobą.

Benny zerknął na nie, jakby czekał, aż się roześmieją, ale Cas była równie poważna, wpatrzona w stół. Milczeli całe dziesięć sekund, a gdy Deanna już chciała zapytać, czy ją rozumie, Benny uniósł brwi, wreszcie się odzywając.

-Jak to, kurwa, ze mną?

-Jeżeli nie wierzysz, możemy zrobić test na ojcostwo.-Castielle wtrąciła się do rozmowy. Nie mogły, jeszcze nie, ale czymś musiały go zmotywować do tej rozmowy.-Deanna tak czy inaczej rozważa zabieg w klinice.

Benny przyswajał te informacje strasznie długo, jak na w miarę inteligentnego gościa, ale w końcu przetarł twarz dłonią, chyba godząc się z prawdą.

-Zapłacę.-zdeklarował się.-O to chodzi?

Deanna prychnęła pod nosem, na moment odwracając wzrok do okna, jakby szukała tam pocieszenia.

-To też twoje dziecko, Benny. Pytam, co chcesz z nim zrobić.

-Mogłem zapytać cię o to ZANIM poszliśmy do łóżka, teraz nie mam zbyt wielkiego prawa głosu, Deanna.-oparł się plecami o siedzenie, wzruszając ramionami.-Jeśli zależy ci, by znać moje zdanie, to nie, wolałbym, żebyś go nie usunęła, ale nie mogę cię zmusić do urodzenia dziecka, którego nie chcesz.

Chryste, tak bardzo wszystko komplikował, jakby Deanna już nie była kompletnie rozdarta.

-To co mam z nim zrobić?-pochyliła się nieco nad blatem, by nie słyszała ich cała restauracja.-Oddać do adopcji?

-Nie, absolutnie.-Benny skrzywił się na twarzy.-Wiem, jak wygląda ten system, nie chcę, by ktokolwiek tam trafił. Ja się nim zaopiekuję.

Teraz nawet Cas spojrzała na niego jak na wariata.

-Benny, masz dwadzieścia cztery lata i pracujesz w warsztacie samochodowym.

-I co z tego? Zrobiłem koleżance dziecko, muszę wziąć na siebie trochę odpowiedzialności.-spojrzał znów na Deannę.-Mogłoby mieszkać u mnie, pracowałbym na jego utrzymanie. Dokładałabyś alimenty, ale mogłabyś je odwiedzać, oczywiście. Po prostu to ja bym się nim opiekował.

-Chyba trochę za wcześnie na ustalanie takich rzeczy.-Cas znów się wtrąciła.-Nie możesz od tak zdecydować, że zaopiekujesz się dzieckiem.

Benny zerknął na nią, jakby trochę mu przeszkadzała, znów mówiąc do Deanny. Położył dłoń na jej dłoni, na blacie, obok talerza pełnego gofrów, których blondynka nawet nie tknęła. Cas zacisnęła palce na własnych spodniach.

-Jeżeli czujesz, że aborcja to właściwy wybór, nie będę cię powstrzymywał, ale jeśli jest inaczej, wezmę na siebie odpowiedzialność. Naprawdę chcesz usunąć to dziecko, czy po prostu wiesz, że nie dasz rady go wychować?

Nie brzmiał oskarżycielsko, mówił prawdę. Wiedziała, że nie jest w stanie mieć teraz dzieci, ale wciąż bała się zdecydować na aborcję, właściwie nie była pewna dlaczego. W tym tygodniu ciąży to nie było nawet jeszcze dziecko. Aborcja nie byłaby zbrodnią.

Spojrzała na Benny'ego, przełykając ciężko.

-Zastanowię się.

To musiało mu wystarczyć, bo kiwnął głową i puścił jej dłoń.

Miała dwa tygodnie, by coś wybrać, może ledwo parę więcej, ale im dłużej była w ciąży, tym trudniejsza była ostateczna decyzja. Samantha wciąż nie wiedziała, bo nie mogła wiedzieć, a ona codziennie przesiadywała u Cas, jakby obecność brunetki miała rozwiązać wszystkie jej problemy. Gdy wyszły jednego wieczora na imprezę do wspólnych znajomych, nie wypiła kropli alkoholu, chociaż czuła, że to bez znaczenia, jeśli i tak usunie ciążę. Mimo wszystko, pozostała trzeźwa, a Cas towarzyszyła jej w tej szarej rzeczywistości i trzymała jej włosy, gdy wymiotowała w toalecie z zupełnie innego powodu, niż procenty.

Patrzyła na każde dziecko na ulicy, obserwowała panie w ciąży, instynktownie chcąc dotknąć własnego brzucha. Nie było po niej tego widać, jeszcze nie, ale za parę miesięcy miała wyglądać jak one, o ile nie wybierze aborcji. Dziecko jej i Benny'ego rozwijało się mozolnie pod jej skórą, czasem przyprawiając ją o mdłości tak silne, że nie była w stanie wypić łyka wody bez biegu do łazienki.

Poszła znów do ginekologa, Cas czekała już na korytarzu-płód dalej rozwijał się bez zastrzeżeń, lekarka przepisała jej masę witamin i powiedziała, co powinna jeść, by przejść ciążę jak najlepiej, o ile będzie chciała donosić. Spotkała się znowu z Benny'm, porozmawiali o potencjalnym maluchu, już bez obecności Castielle i, tak, to nawet miało sens. Nie chciała usuwać tego dziecka, ale nie mogła się nim zająć. Benny będzie dobrym ojcem.

W co ona się w ogóle pakowała?

Siedząc z Cas na jej kanapie, oglądając po raz setny Grę o Tron, kiedy ledwo otarła łzy po Krwawych Godach (hormony, oczywiście, tylko hormony, a przynajmniej to sobie wmawiała), odebrała od brunetki swoją herbatę i, między jednym chuchnięciem, a drugim, odezwała się cicho.

-Chyba ją donoszę.

Castielle spojrzała na nią, marszcząc brwi-makaron z jej chińszczyzny wisiał jej w ustach, wciągała go opornie, starając się nie ubrudzić swojej bluzy.

-Jesteś pewna?-zapytała, gdy już zjadła to, co miała.-Nikt nie będzie cię oceniał, jeśli postąpisz inaczej.

-Wiem.

-Dziewięć miesięcy ciąży i cholernie bolesny poród...

-Chcę urodzić to dziecko.-upiła łyk herbaty.-Benny się nim zajmie, ale je urodzę.

Cas pokiwała głową, jakby tak wielka decyzja mogła zostać podjęta w ciągu kilku minut, w czasie których rozmawiały.

-W porządku.-spojrzała na ekran telewizora.-Pomogę ci, jeśli chcesz. Niezbyt się znam na ciążach albo dzieciach, ale, jeśli byś chciała...

-Cas.

Uniosła wzrok, ściskając pudełko z chińszczyzną w dłoniach. Deanna uśmiechnęła się łagodnie.

-Dziękuję.-odparła, lekko ściskając jej ramię.-Naprawdę.

Pokiwała delikatnie głową, spuszczając ją, gdy ręka blondynki zniknęła.

Cas zawsze ją wspierała.

Koniec. Kaplica. Musi się wyprowadzić na koniec świata. Zakopać na pustyni. Zniszczyć dowody swojego istnienia.

Mary darła się za drzwiami, już wiedziała. Ona siedziała na ziemi, z nogami podkulonymi do klatki piersiowej, płacząc cicho, gdy Cas pisała, że zaraz będzie.

-Wyślę cię do ośrodka wychowawczego!-Mary zadudniła pięścią w drzwi. Dobrze, że Sam nie było w domu.-Tylko tam się nadajesz! Jak możesz przynosić mi taki wstyd, Deanna? Nie masz poczucia przyzwoitości?

-Odpieprz się, odpieprz się, odpierdol się ode mnie.-szeptała, bujając się nieco do przodu i do tyłu.-Mam dość problemów.

-To koniec, słyszysz? Żadnego wychodzenia z domu, żadnych chłopaków!

„Wejdź oknem", napisała do Cas. „Matka się wściekła".

„Zaraz będę".

Mary pokrzyczała sobie jeszcze chwilę, zanim odpuściła i poszła na dół, kląc jak szewc. Jakim cudem tak szybko się dowiedziała? Pewnie rodzice kogoś ze szkoły ją poinformowali.

To nawet nie była jej wina.

Tak bardzo lubiła Lucasa, tak bardzo mu ufała. Byli razem dwa miesiące, myślała, że naprawdę mu zależy. Powiedział, że jej nie widzi, gdy uprawiali seks, że musi sobie poświecić. Była zbyt zamroczona endorfinami, by dodać dwa do dwóch.

Cztery minuty. Nagrywał ją cztery minuty, zanim się zorientowała.

Płakała cicho, gdy Cas zapukała w jej okno. Otworzyła jej, brunetka wtoczyła się do środka, wyprostowała się, by od razu ją przytulić. Wtopiła się w jej ramiona, płacząc jeszcze mocniej, ale teraz czuła się bardziej cała, gdy Cas ją trzymała. Pozbierana do kupy.

-Obejrzałaś to?-zapytała zduszonym głosem.-Proszę, powiedz, że nie...

-Nie, nie obejrzałam.-Cas pogładziła ją ręką po plecach.-Widziałam tylko, że to ty. Przepraszam.

Wtuliła twarz w jej szyję. Za co przepraszała, że miała więcej samokontroli i współczucia, niż cała ich szkoła? Nagranie wisiało w internecie od sześciu godzin, co poniektórzy mogli sobie w tym czasie walić ile chcieli.

-Możemy go pozwać.-Cas szepnęła uspokajająco.-Zapłaci za to.

-Nie, nie mamy na to kasy. Wszystko co mam, musi pójść na wyprowadzkę.-wyprostowała się, otarła łzy.-Kończymy szkołę za miesiąc, wytrzymam.

-Deanna...

Rozpłakała się jeszcze mocniej, samo to słowo, jej imię, ją do tego doprowadziło. Cas pociągnęła ją na łóżko, by usiadła. Pocałowała ją w czubek głowy.

-Jestem skończona.-zaszlochała, wciąż obejmowana przez przyjaciółkę.-On...nie widziałaś tego, ale on...pozwoliłam mu na takie rzeczy...

-Cicho, nie mów. To nieważne.

-Wszyscy mają mnie za dziwkę.-zacisnęła palce na bluzie Cas.-I może mają rację.

-Nie, nie idziemy w tym kierunku.-brunetka nieco ją wyprostowała, otarła jej buzię z łez, poprawiła rozczochrane włosy.-To tylko nagranie. Nie koniec świata.

-On mnie na nim...-zadrżała. Pozwoliła mu na wszystko, w ciągu tych czterech minut brał ją z ręką na jej gardle, później od tyłu, szarpał ją za włosy, robił zbliżenie na punkt, w którym ich ciała się łączyły. Cała szkoła widziała, jak jego kutas wdziera się do jej ciała.-On...

-Spokojnie. D, spokojnie. Spójrz na mnie.

Spełniła prośbę, chociaż wciąż oddychała za szybko. Cas pogładziła lekko jej ramiona.

-Oni nie są ważni.-szepnęła.-Za miesiąc stąd pryskamy, wszystkie trzy, ty, ja i Sam, tak? Tylko to się liczy, tylko my. Jebać tego gnoja, odpłacę mu jakoś za ciebie.

Deanna krztusiła się swoimi łzami, gdy kiwała głową.

-Jak Sam wróci, porozmawiamy z nią, dobrze?-Cas znów otarła jej łzy, łagodnie, końcówką swojego rękawa.-Przygotuj się do tego. Może jeszcze nie wie.

Całe miasto pewnie już wiedziało. Dzieci każdego chodziły do ich szkoły.

-Uspokój się, napij się wody. Czy to gówno będzie miało znaczenie za pięć lat?

Deanna pociągnęła lekko nosem.

-Nie.-odparła, chociaż tego nie czuła. Mimo wszystko, była to prawda: za pięć lat będą mieszkać gdzie indziej, film będzie dawno zdjęty z sieci. Wszystko może się w tym czasie wydarzyć.

-Więc się tym nie martw. Hej.-uniosła jej brodę, by Deanna na nią spojrzała.-Jestem tu dla ciebie, tak? Nigdy cię nie zostawię, cokolwiek by się nie działo. To tylko głupi filmik.

Deanna przełknęła ciężko. Doceniała to, naprawdę-Cas nie chciała umniejszyć znaczeniu jej cierpienia, tylko powodowi. Nie oceniała jej, nie mówiła, że jest idiotką, skoro się martwi, umniejszała całej sprawie, by ją uspokoić. Potrzebowała teraz uspokojenia.

-To tylko głupi filmik w złej jakości.-pogładziła blondynkę po policzku.-Na którym ten idiota pokazuje, jak słaby jest w łóżku. Znosiłaś to dwa miesiące? Zauważyłaś w ogóle, jakiego ma malutkiego?

Deanna prychnęła, kiwając głową.

-Ta, nie był świetny.-wytarła nos we własny rękaw.-Właściwie, był kiepski.

Cas tego nie oglądała. Strzelała. Ten idiota pokazywał, że był niezły, bo Deanna pod nim jęczała, ale Cas nie mogła tego wiedzieć, bo miała dość kultury, by nie oglądać tego durnego klipu.

-Słuchaj, ja...-odetchnęła drżąco.-Nie mam ci za złe, jeśli chcesz to obejrzeć, ani...

-Deanna.-Cas spojrzała na nią poważnie.-Jesteś moją przyjaciółką. Nie chcę oglądać, jak ktoś cię krzywdzi tylko dlatego, że wszyscy inni na to patrzą.

Blondynka przytaknęła lekko, pochylając się, by ostatni raz się do niej przytulić.

Jakże dziwnym stworzeniem jesteś
Bóg jeden wie, gdzie bym była
Gdybyś mnie nie znalazła
Siedzącą całkiem samą po ciemku

Sam wróciła ze szkoły, już wiedziała-nic nie oglądała, ale słyszała, ludzie ciągle wysyłali jej link. Porozmawiały z nią, obie, wszystko w mig pojęła. Ma się tym nie interesować, za miesiąc, przyspieszonym wyjazdem, znikają z tego miasteczka.

Cas spełniła obietnicę, zemściła się na Lucasie-nie oglądawszy filmiku, ciągle go głośno komentowała. „Zauważyliście, jak Deanna musiała udawać? W życiu nie słyszałam gorszej gry aktorskiej!". „Mam palce dłuższe, niż on kutasa". „Musiała zamknąć oczy, żeby wyobrazić sobie kogoś innego, z nim by nie wytrzymała, widzieliście?". „A jego ciało? Chryste, ohyda. Deanna była naprawdę łaskawa, to jakby elf okazał litość jebanemu krasnalowi".

Działało to zaskakująco dobrze-ludzie oglądali filmik jeszcze raz i zauważali detale, o których Castielle nie miała pojęcia, a które wpasowały się w rzeczywistość, bo tego właśnie szukali. Łatwiej zauważyć małą plamę na spodniach, gdy dokładnie wiesz, gdzie jest. Gdy ktoś ci podpowiedział.

Nagle jęki Deanny naprawdę brzmiały na udawane. Genitalia Lucasa brzydkie, pokurczone i cienkie. Deanna faktycznie miała zaciśnięte powieki, później twarz w poduszce, jakby nie chciała nawet na niego patrzeć. Jej piękna, zgrabna sylwetka przy jego klockowatych kończynach i wątłych nogach wyglądało jak ciało bogini przy marnym pasterzyku.

W tydzień wszyscy zmienili opinię co do Deanny i filmu.

Nagle Lucas był szykanowany za swoje umiejętności w łóżku; chłopcy wyśmiewali jego ruchy na korytarzach, mówiąc, że rucha, jakby wcisnął penisa w ananasa. Dziewczyny zaczęły zazdrościć Deannie ciała i współczuć partnera seksualnego. Niektóre chciały nawet do niej przychodzić i mówić, że od początku uważały cały ten klip za obrzydlistwo ze strony Lucasa, nawet, jeśli większość z nich przesyłała go dalej. Nie naprawiło to sprawy w stu procentach, ale trochę polepszyło jej sytuację. Przetrwała ten miesiąc bez większych skaz i mogły się wynieść, gdy Mary była w pracy.

Pięć lat później naprawdę niemal zapomniała, że coś takiego miało miejsce. Nie miało to już żadnego znaczenia, nawet, jeśli wtedy bardzo cierpiała. Wystarczyło to przeczekać. Przeżyć.

Miała w tym wprawę.

Continue Reading

You'll Also Like

858K 49.2K 198
Lena po latach podporządkowywania się rodzicom rzuca swoje dotychczasowe życie, aby być wreszcie sobą i żyć na własnych warunkach. Trafia do miasta w...
4.7K 395 19
[ZAWIESZONE] Nancy zmaga się z dziwnym uczuciem. Odkąd poznała Robin- przyjaciółkę jej byłego chłopaka - nie umie wydostać jej twarzy i głosu z myśl...
75K 3.9K 125
Zawsze twierdziliście, że jeden dzień nie może wywrócić czyjegoś życia do góry nogami? No więc się mylicie. Zwyczajne listopadowe popołudnie mogłoby...
2.2K 133 8
*** opowiadanie zakończone *** Jeden poranek może zmienić całe życie, dlatego się pośpiesz - nie przegap wschodu słońca. Dwie dziewczyny, dwa różne ś...