Drama House - Avengers Highsc...

By m4jq3lle

4.6K 337 577

W czasach współczesnych, kiedy Avengersi są zwykłymi nastolatkami i mieszkają w jednym, wielkim domu akademic... More

Wstęp i bohaterowie
I. Nowy koszmar
II. Nieporozumienia
III. Butelkowe sekrety
IV. Tragedia i śledztwo
V. Tajna misja
VI. Na przypale albo wcale
VII. Sprawy innych, ale ważne
VIII. Wieczór prawdy
X. Przypadek lub próba
XI. Szyba szaleństwa
XII. Koleżanka od choinki
XIII. Jeszcze jedna noc

IX. Kontrola

190 18 16
By m4jq3lle

~Pov Wandy Maximoff~

Dzień obecny (z rozdziału VII)

Wróciliśmy wykończeni do akademika. Tym razem przynajmniej byliśmy najedzeni, ale nikomu nic się nie chciało i rozwaliliśmy się w salonie na pierwszej wygodnej rzeczy, która była pod ręką (i ekhem tyłkiem ekhem). Clint chyba nawet nie zauważył, że to "coś", na czym usiadł, było Scottem Langiem.
Wszyscy milczeli, bo nikt pewnie nawet nie miał siły się odezwać. WF na ostatniej lekcji to najgorsza rzecz jaka może spotkać człowieka w szkole. Mieliśmy siedem lekcji, w tym trzy kartkówki, a jeszcze pod koniec musieliśmy przeżywać ten straszny wysiłek fizyczny, biegając przez godzinę po całym boisku na czas.

Mimo finalnej chwili dla oddechu ta cisza bez dram i dyskusji nie mogła trwać długo, więc odezwał się Tony:

- Wiecie co? Spodziewałem się, że coś tu się będzie działo, ciekawe akcje z życia mieszkających razem nastolatków, a jak widzę to ograniczamy się do kłótni o głupoty i rzucania się jedzeniem.

- Panie Wielkie Ego, wiemy, że to dla Ciebie nowe środowisko, ale w życiu nie jest tak jak w komediach na Nickelodeon - odparła ruda dziewczyna, jako jedyna podnosząc się z pozycji leżenia na stole.

- A ja bym chciał przypomnieć, kto tu w większości te kłótnie o głupoty wywołuje - wtrącił się Buck.

- Nie wystarczy Ci to, że James dopiero co wrócił ze szpitala, a my nadal nie wiemy co się stało wtedy w łazience? - odparł podirytowany Stephen.

Zaczęli się sprzeczać, ale na tym urwała się moja uważność. Za każdym razem, kiedy ktoś coś wspomniał na tamten temat, przechodził mnie lekki paraliż. Byłam po prostu przerażona, a teraz kiedy Loki o tym wiedział... Czułam, że wyjawienie mu tego było po prostu głupim pomysłem. Byłam pod wpływem emocji...

- Wszystko okej? - zapytała mnie nagle Natasha.

Gwałtownie podniosłam głowę do góry, bo siedziałam na kanapie, a ona niespodziewanie do mnie podeszła.

- Wanda?

- Tak, wszystko w porządku - uspokoiłam ton.

Przyjaciółka usiadła koło mnie, a chłopacy w dalszym ciągu prowadzili dyskusję, w którą wtrącało się coraz więcej osób. Tylko Peter i Bruce się nie odzywali, bo rzadko ingerowali w takie akcje, ale później Parker też zabrał głos i w końcu zrobiło się głośniej niż w zoo, w klatce z małpami.

- No dobra, skoro taka tu stypa, to zróbmy imprezę - zaproponował dość sensownie Clinton. - Taką z żarciem, muzyką, drinkami i ani słowa konfidentom i nauczycielom. Pasi?

- W końcu jakieś konkrety - zadowolił się mój brat.

- Ale nielegalna impreza z alkoholem? - młody Pete trochę nie ogarniał, bo nigdy nie brał w takich udziału.

- Z prawdziwym, czystym alkoholem, a jak inaczej? - Buck uśmiechnął się pod nosem.

Zaczęły padać pytania, podekscytowania, sprzeciwy. Ciężko było dogodzić każdemu jednemu w grupie, ale... Tony w skutku był za. A jak Tony Stark był za, to już nie było dyskusji.

────

Do końca dnia wszyscy tylko planowali, przygotowywali i kłócili się, ale dosłownie nie zdawali sobie sprawy, jak długo im zajmie przygotowanie tej domówki (internatówki właściwie he he) i że będą musieli się jakoś dogadać. Padały pomysły na specjalne zaproszenia, ale niewiele przeszło, chociaż było trzeba znaleźć trochę ludzi z innych domów, chociażby do pomocy - bo większość siódemki była... pospolitymi leniwcami.
Jednak ja nadal miałam jeden problem do rozwiązania - kontrolę. To była ta rzecz, o którą bałam się bardziej, niż o nie udaną jakąś cholerną imprezę. Przed zachodem słońca przeszłam się do lasu, aby zaczerpnąć świeżego (nie zatrutego debilizmem) powietrza, dla chwili skupienia, odcięcia się i przemyślenia wszystkiego. Las znajdował się za wszystkimi siedmioma akademikami, na samym końcu długiej ścieżki, łączącej je ze szkołą. Wyjść z niego było wiele, ale każde prowadziło albo w stronę autostrady, albo do rzeki, więc zostaliśmy przy jego pobliskiej części i nigdy nie zapędzaliśmy się w głąb - no chyba że chodziliśmy tam wszyscy wspólnie i nie chcieliśmy, żeby nauczyciele nas przyłapali na wagarach. Czasami też się zdarzało przyjść grupowo do niego w nocy bądź późnym wieczorem, kiedy było już ciemno, bo "gry terenowe" w naszym gronie odbywały się zazwyczaj z bardzo ciekawymi skutkami, np. Peter i Scott utknęli na drzewie uciekając przed straszącym wszystkich Thorem, Pietro znalazł się nieraz w rowie itp.

Weszłam więc do tego lasu i od razu poczułam klimat marcowego wieczoru. Rozglądałam się wokół drzew i w końcu czułam się jakby wolna, mimo iż nadal miałam świadomość, że pod presją potrafię zabić. Nagle zauważyłam między drzewami dość znaną sylwetkę; mężczyzny - chociaż raczej nastolatka, wyższego ode mnie o jakieś 3/4 głowy - naciągającego łuk i strzelającego w tarczę na wielkim, starym dębie. Początkowo chciałam przejść obok obojętnie i spróbować skupić się na swojej sprawie, w której tu przyszłam... ale, bez konkretnego powodu powodu, po prostu podeszłam do Bartona.

- Nie przygotowujecie internatu do tej całej waszej imprezy?

Chłopak opuścił łuk i odwrócił głowę trochę rozstrzęsiony w moją stronę.

- Jeśli to wypali, zrobimy ją dopiero za kilka weekendów

- Myślałam, że strasznie wam się spieszy. I że zależy Tobie jako pierwotnemu pomysłodawcy.

- Ciężko się dogadać, kiedy każdy chce w niej jak najwięcej po swojemu... A Ty co tu robisz?

- Ja... chciałam się przejść - spuściłam wzrok na swoje dłonie, między którymi pojawił się czerwony, magiczny strumień trudno powiedzieć czego.

Clint powoli się odsunął.

- Nie bój się, póki jestem spokojna, panuję nad tym...

- Chwila... - spojrzał na mnie podejrzliwie spod swojej dziwacznej czupryny, aż nawet odrobinę przerażająco. - Czy ty...

Poczułam, jak momentalnie moje serce przyspieszyło i po sekundach już waliło tak, jakby chciało się wydostać. Mimo to chciałam, żeby dokończył. Musiałam wiedzieć, czy faktycznie zna najgorsze.

- Czy Ty i Pietro jesteście dziećmi kosmitów?

W tym momencie kamień spadł mi z serca, a nawet zaczęłam się śmiać cicho, mimo że ten żart był w istocie żałosny.

- Nie jesteśmy kosmitami, głupku - prędko uspokoiłam swój mało poważny wyraz twarzy. - To dłuższa historia... której po części sami nie znamy.

Ale on nadal się we mnie niepokojąco wpatrywał, a ja czułam się przez to dość niezręcznie. Palce odruchowo zaczeły bawić się pierścionkami, a rzęsy trzepotać co półtorej sekundy. I w pewnym momencie zadał retoryczne, ale mrożące moją krew pytanie, które wystarczyło, żebym zamarła jak podczas pojedynku na spojrzenia z Bazyliszkiem.

- Ale Ty nie zrobiłaś nic Barnesowi w łazience?

Nie wiedziałam, co odpowiedzieć i próbowałam sobie szybko przypomnieć, jak się oddycha. Ledwo położyłam swoje trzęsące się ręce na biodrach, żeby tylko przestały "świecić" i aby nie doszło do żadnej nieszczęśliwej sytuacji ze stresu. Jednak chłopak nadal czekał na odpowiedź w dziwnym opanowaniu.
Nie mogłam tego uniknąć. W końcu, jak najciszszym szeptem, jakby las był pewien podsłuchiwaczy, mimo że było w nim ciszej niż na lekcjach zdalnych (nie wiemy skąd Wandzia znała to porównanie, ale musicie przyznać że jest idealne), wyznałam:

- Nie specjalnie. Przysięgam. Ja się dopiero uczę... kontrolować swój strach...

Wystarczyła chwilka niepokoju i... już znalazłam się w jego ramionach. Tylko teraz zostało pytanie - czy ci, którzy zaczęli dowiadywać się o moich problemach, wpierali mnie ze współczucia czy z obawy o swój własny tyłek?

────

Wyjaśniłam mu jeszcze wtedy w tym lesie to i owo, po czym myślę, mam nadzieję, że mnie zrozumiał. Wróciliśmy do internatu po kolacji i potem do końca dnia siedziałam w pokoju, notując różne rzeczy i przeżycia wewnętrzne w pamiętniku. Natasha - jak zwykle - siedziała w salonie z chłopakami do późna, a więc byłam sama.
Wpatrywałam się w kratkowane kartk papieru, szukając w głowie odpowiednich słów, mimo że i tak nikt by tego pamiętnika nigdy nie przeczytał, ale pisanie go wymaga zaangażowania. Na ręce nałożyłam rękawiczki od razu po powrocie z lasu, i właśnie zerknęłam na nie kolejny raz, analizując, czy nic się nie dzieje w nich z moimi rękami, kiedy zaskoczył mnie znajomy głos zza moich pleców:

- Oh, Wando. Wierzę, że Clint to dobry, choć irytujący przyjaciel, godny wychwalania w sekretnym dzienniku. Ale ciekawi mnie bardzo, na jakich podstawach tak zaczynasz obdarzać zaufaniem tych Midgardczyków...

cdn
nikt się tego rozdziału dziś nie spodziewał, co nie? hahahahah
przepraszam was strasznie że nie było nic od chyba marca/kwietnia, i na razie nie obiecuję, że zaczne systematycznie wstawiać rozdziały, ale mam trochę pomysłów i od wczoraj wieczora miałam jakiś cudem tyle sił, że zedytowałam poprzednie rozdziały, okładkę, opis i jeśli chcecie, możecie przeczytać na nowo od początku, a ja postaram się w wolnym czasie pisać dalej
JEDNAK ZMIENIŁAM PLANY i na finalną imprezkę poczekacie jeszcze kilka rozdziałów, w których chcę nawiązać do nowych wątków

Continue Reading

You'll Also Like

8.1K 224 27
E-Eliza S-santia Bb-boberka G-gracjan M-gawronek(Marcel) Z-zabor B-borys
4K 542 24
Lee Felix pisał znakomite wypracowania, co zaimponowało jego nauczycielowi, panu Hwangowi. Uczeń zupełnie przypadkowo nabrał bliższą relację z profe...
62.8K 1.3K 60
jest to opowieść o tym jak Hailie trafia do braci jak ma 3 latka.Vincent opiekuje się nią jak córką,nawet kazał Willowi zająć się pracą.jeśli chcesz...
23.2K 1.5K 39
Edgar ma 15 lat, zmaga sie z problemami rodzinnymi jak i prywatnymi, do tego sie jeszcze wyprowadza z domu w którym mieszkał cale swoje życie, ma też...