Intruz (Tord x Reader)

By Namadie

9.3K 651 909

Opowieść o tym, jak młoda laska trafia przypadkiem do armii prowadzonej przez zadeklarowanego wroga uroczych... More

Prolog, czyli "Z pamiętnika rebelianta..."
Rozdział 1 - Przeznaczenia nie oszukasz
Rozdział 2 - "Czy ty nie jesteś aby trochę za młody na przywódcę?"
Rozdział 3 - "Zjedzmy ją"
Rozdział 4 - Intuicja
Rozdział 5 - Szalbierz
Rozdział 6 - Ja nie uniknę jej, ona nie uniknie mnie
Rozdział 7 - Tylko bez paniki
Rozdział 8 - Bo to zła kobieta jest
Rozdział 10 - Ja vs Vanessa, czyli kto pierwszy się załamie
Rozdział 11 - O tym, jak prawie oswoiłam Czerwonego Lidera
Rozdział 12 - Nikt nie jest idealny
Rozdział 13 - Instynkt przetrwania
Rozdział 14 - "Chodź, zwiedzimy sobie pięterko"
Rozdział 15 - Zbiorowa masakra czerwonym długopisem
Rozdział 16 - Poświęcenie
Rozdział 17 - Rozterka
Rozdział 18 - Konfrontacja
Rozdział 19 - Niechciana czerwień, czyli krew, szminka i kompleksy
Rozdział 20 - Kwestia zaufania
Rozdział 21 - Kobiety armii

Rozdział 9 - Buntować się albo nie buntować, oto jest pytanie

426 30 46
By Namadie

Leżałaś na pryczy i nie zamierzałaś kiwnąć małym palcem. Melissa weszła do pomieszczenia w towarzystwie Ponurego Żniwiarza. Stanęli w pewnej odległości od ciebie.

– Widzisz? – szepnęła. – To ona.

– Wiem przecież.

Podniosłaś się na łokciach i spojrzałaś na nich pytająco. Jesteś jakimś rzadkim okazem w zoo czy jak? Na twój ruch Mel cofnęła się zapobiegawczo, trochę chowając za Żniwiarza.

– Spokojnie. – Żniwiarz podszedł do ciebie. – Cześć, Meli się ciebie boi. Myśli, że jesteś szpiegiem.

– Aghgh! – Położyłaś się z impetem i przydusiłaś poduszką. – No i ciekawe kto jej tak powiedział!

– Widzisz, mówiłem, żeby mu nie wierzyć. Wiesz, jaki on jest – zwrócił się do Mel.

Ściągnęłaś poduszkę z twarzy. Dziewczyna zbliżyła się odrobinę. Otaksowała cię podejrzliwym wzrokiem.

– Jesteś pewien? Sądzisz, że szef okłamał Mel?

– Nie. Sądzę, że szef ma paranoję.

– TAK. – Usiadłaś na brzegu łóżka. – Żniwiarz głosi prawdę! Żniwiarz na prezydenta!

Popatrzyli najpierw na siebie nawzajem, potem znowu na ciebie. Żniwiarz wyciągnął w twoją stronę dłoń.

– Yanov.

Zerknęłaś na wenflon tkwiący ci w nadgarstku.

– [Twoje Imię]. Podałabym ci rękę, ale no... – Zamachałaś dłonią.

Patrzył na ciebie w oczekiwaniu.

– No to – wskazałaś – różowe ciulstwo. Nie chcę sobie przypadkiem wbić igły głębiej.

– Cooo? – Mel zrobiła duże oczy i spojrzała na Yanova jak na zdrajcę. – A mówiłeś, że tam igły nie ma. Że to plastikowa rurka. Ty też oszukałeś Mel?

– Ta, jasne – wymamrotałaś. – "Plastikowa rurka". Naiwna jesteś, plastikowa rurka tak nie kłuje. Poza tym, spróbuj taką przebić skórę. A co? ON ci tak powiedział? – Kuknęłaś na czerwony krzyż na jego ramieniu. – Oczywiście.

– Zanim dojdziemy do teorii spiskowych, że wenflony są tak naprawdę rządowymi chipami – przerwał Yanov monotonnym głosem – pozwólcie, że wam coś wyjaśnię. Wszyscy mamy rację. Kaniula dożylna, przez śmiertelników nazywana wenflonem, to JEST plastikowa rureczka. Umieszcza się ją w żyle i dzięki temu można potem przez parę dni na luziku podawać pacjentowi kroplówki czy – odchrząknął – robić  z a s t r z y k i  bez używania igły. Fajna opcja, nie?

Aż tobą miotnęło.

– Nieee! Nie wmówisz mi, że to jakaś tam rurka. Igła i tyle! Nie jestem głupia, wiem, co czułam.

– Przecież byłaś nieprzytomna, gdy ci zakładałem.

– To nie był mój pierwszy w życiu.

– Biedna.

– Kto, ja?

– Kolejna zagubiona duszyczka, której nikt nie wytłumaczył, co jej się w ogóle robi i teraz chodzi, bojąc się, że sobie wbije głębiej igłę, której tam nie ma.

– Jak: nie ma?!

Zaśmiał się.

– No nie ma. Oczywiście, rurka sama do żyły nie przeniknie, trzeba użyć ten jeden raz igły. Igłą się rurkę umieszcza tam, gdzie powinna być, rurka zostaje, igłę się natychmiast wyciąga. Dlatego poczułaś ukłucie. Odkąd masz wenflon, ja mam cały czas dostęp do twojej żyły i nie musiałem cię kłuć pięćdziesiąty raz jednego dnia, kiedy starałem się utrzymać cię przy życiu.

– Aaa... – Mel kiwała głową. – Teraz to ma sens. – Wzruszyła ramionami. – Mel się nie zna.

– Tak czy inaczej – kontynuował Yanov – my tu nie przyszliśmy rozprawiać o wenflonach. [Twoje Imię], rozmawiałaś z liderem, prawda?

– Ta.

– I ustaliliście, że wyślecie Mel do ciebie do domu po rzeczy?

– On tak ustalił.

– Dobrze. Ja pójdę z Mel, bo żąda towarzystwa. Powiedz nam, czego potrzebujesz?

– Wolności.

– A z domu?

– Ubrań, szczoteczki, ręcznika... takich tam.

Męczyli cię jeszcze o dokładniejsze informacje, kiedy do pokoju powolnym krokiem wszedł Czerwony Lider. Ogólnie prezentował się dość autorytatywnie – wyprostowany, głowa uniesiona, ręce za plecami... Jednak na twarzy był jakiś taki bladawy i jak gdyby niewyspany. Wzrok raczej nieobecny. Coś tu się nie zgadzało. Zatrzymał się zaraz przy twojej pryczy. Popatrzyłaś na niego pytająco.

– Czy ty łatwo płaczesz? – Wbił w ciebie stalowe spojrzenie. Dziwny miał kolor... oka. Jedna z pierwszych twoich obserwacji na jego temat, swoją drogą. Dziwny, ale na swój sposób ładny.

Uśmiechnęłaś się uśmiechem firmowym numer pięć.

– Nie do końca rozumiem pytanie?

– Czy szybko się rozpłakujesz?

– Raczej nie.

– To się dzisiaj rozpłaczesz. Pójdziesz na poligon, muszę ocenić twoją sprawność, może się do czegoś nadasz.

– Przecież mówiłeś, że wystarczy ci sam papier! Że nie będę żołnierzem!

– Pamiętam. Ale powiedziałem "nie musisz być", a nie "nie będziesz". Papierkiem się zadowolę, jeśli okażesz się łamagą. I się nie drzyj. Zaraz Paul i Patryck przyniosą ci mundur. Za dziesięć minut widzę cię na poligonie. Włosy porządnie zepnij. – Spuścił wzrok. Zauważył wenflon. – Yanov, zdejmij jej to.

– Tajes.

– Pospieszcie się z tymi rzeczami.

– Tajes.

– Chcę mieć jej ładowarkę na biurku jeszcze dziś przed dziewiętnastą.

– Tajes.

– Nie musisz mi za każdym razem odpowiadać. Wystarczyłby raz, gdybyś mi nie przer...

– Tajes.

Lider spojrzał na Yanova surowo, westchnął ciężko, odwrócił się i poszedł.

– Jak ja uwielbiam go irytować. – Był z siebie wybitnie zadowolony.

– Może lepiej nie? – zaproponowała nieśmiało Melissa. – Już wczoraj był zły, taki zły, że aż jadł z Mel na stołówce. Mel się tak nie stresuje, ale Vanessa... A Vanessa umówiła się z nim na sesję jeszcze.

– Nie martw się, o dziewiętnastej zmieni mu się cały światopogląd – stwierdził tajemniczo Yanov i przeniósł wzrok na ciebie. – Poczekaj, pozbawię cię plastikowej rurki.

– Nieeee, nie pozbawisz mnie. – Schowałaś ręce za plecy.

Wstał.

– Mamy teraz już niecałe dziesięć minut, słyszałaś szefa. Na poligon nie wejdziesz z wenflonem, więc jak on zobaczy, że nadal go masz, to ci chyba sam wyciągnie. Nie chciałabyś tego przeżyć. – Zniknął za drzwiami.

Zerknęłaś na Mel w panice. Spokojnie bawiła się plastikową, kolorową sprężynką.

– Po co on poszedł?

– Pewnie po rękawiczki i spirytus. – Wygięła sprężynkę w łuk. – To nie boli.

– Skąd to masz? – zainteresowałaś się.

– To nie Mel. Yanova.

Z jakiej racji oni mnie tu właściwie trzymają? "Zrobimy ci to, zrobimy tamto", "Pójdziesz tam, nie wyjdziesz stąd"... Co to ma być?!

– Wiecie co, mam dość. Wracam do domu. Nikt mnie nie będzie niczego pozbawiał, ani mnie rozpłakiwał. Peace out.

Podniosłaś się z pryczy, ale Mel złapała cię za rękę.

– Mel współpracuje z twoimi wrogami. – Zaśmiała się jak dziewczynka. – Mel jest przeciwko tobie, nie puści cię wolno.

– Mel! – Spróbowałaś się wyrwać, ale trzymała mocno. Skąd ona ma tyle siły? Nie wygląda. – Puszczaj mnie! Puść w tej chwili!

– Mel nie wykonuje twoich rozkazów. – Uśmiechnęła się szelmowsko. Nagle spoważniała. – Czemu chcesz uciec? Mel, co prawda, już wie, że nie jesteś tu do końca z własnej woli, ale ucieczką tylko pogorszysz sobie sytuację. Skoro już tu trafiłaś, to zostań. Przecież można wychodzić na przepustki.

Wrócił Yanov.

– Wolałabym zginąć niż tu utkwić! – wybuchnęłaś.

– Mel się tu podoba...

– Bo ci wyprał mózg!

Mel jakby przygasła. Zniknął blask w jej oczach, wpatrzyła się w niewidzialny punkt przed sobą. Trochę chyba przeholowałaś.

– Znaczy...

– To nieprawda. – Wstała i ruszyła w stronę drzwi. W progu rzuciła przez ramię: – Mel jest przykro, że oskarżasz lidera o takie rzeczy.

Yanov patrzył za nią, dopóki nie zniknęła wam z pola widzenia.

– Dlaczego to powiedziałaś? Jest nieodporna na takie akcje.

– Nie chciałam, wyrwało mi się.

– Na przyszłość uważaj bardziej na słowa. Bo jak nie, to ja ci powyrywam coś jeszcze.

***

– Przechyl głowę trochę.

– Aua!

Vanessa pomagała ci "porządnie spiąć włosy" jak ojciec chrzestny polecił. Używała w tym celu wsuwek, a te, jak powszechnie wiadomo, potrafią sprawić ból.

– Przepraszam, staram się!

– Spoko... Vanessa?

– No?

– Ty miałaś tak jak ja?

– Że musiałam przejść tor przeszkód na poligonie? Tak.

– To będzie tor przeszkód?

– Mhm. Często taki przechodzimy. Nic strasznego.

– On mówił, że się rozpłaczę...

Vanessa zaśmiała się jakoś dziwnie, z lekką nutą histerii.

A może to mnie się tak wydaje, bo to JA popadam w histerię?

– Jego psychika jest ciemnym, ale fascynującym miejscem. Pewnie chce cię tylko tak przestraszyć, żebyś była potulna.

– Vanessa... powiedz mi... Czy ja histeryzuję?

Znieruchomiała na moment. Zaśmiała się po raz kolejny i wróciła do układania ci włosów.

– Zapłać mi, to ci powiem. – Wbiła kolejną wsuwkę. – A tak naprawdę nie wiem, co czujesz w środku. Nie wyglądasz, jeśli o to chodzi.

Do pokoju wpadli Paul oraz Patryck. Rzucili ci na łóżko maskałaty, a na podłogę buty wojskowe.

Spojrzeli na ciebie, potem na siebie nawzajem.

– To w końcu ja czy ty? – spytał Paul.

– Mogę ja? – W oczach Patrycka błysnęły iskierki.

Paul zrobił krok do tyłu. Patryck wyprężył się, odchrząknął i wrzasnął:

– Ruchy, [Twoje Nazwisko], to nie wybieg!

Popatrzyłaś na niego zdegustowana.

– A kim ty właściwie jesteś, żeby mnie popędzać? – Vanessa puściła cię już wolno, więc wzięłaś się za przymierzanie munduru.

Patryck założył ręce za plecy.

– Widzę, że koleżanka nie zna się na stopniach wojskowych. Radzę to szybko zmienić, bo nie przetrwasz.

Mundur nawet pasował, więc niestety nie miałaś tutaj o co jojczeć. Zaczęłaś zakładać buty. Nie dość, że miały sznurowadła to jeszcze klamry. Trochę to zajmie niewprawnemu kadetowi. Nie długo, ale przeczuwałaś, że za długo jak na standardy tutaj.

– Nikt mi nie będzie mówił, co mam robić – stwierdziłaś twardo.

Tym oto zdaniem wywołałaś gromki wybuch śmiechu wszystkich obecnych w pomieszczeniu. Nie uspokoili się jeszcze całkowicie, gdy w drzwiach zjawił się Czerwony Lider. Już nie wyglądał blado, raczej... ogniście.

– Co tak długo?! Ruchy, nie mam całego dnia, do cholery! [Twoje Nazwisko]!

Jedna z klamerek wybitnie nie zamierzała współpracować. Lider dopadł cię i stał teraz nad tobą jak kat nad skazańcem, co wcale nie pomagało. W niczym. Poziom stresu gwałtownie wzrastał.

– Rybeńko, czy ty sobie żartujesz? – Chwycił cię dość brutalnie za nogę i zapiął buta tak mocno, że...

Teraz już go nigdy nie zdejmę.

Wyprostował się, obrzucając cię szybkim spojrzeniem od stóp do głów.

– Ze mną nie ma żartów. Guziki – syknął.

Podeszłaś do lustra nieopodal. Faktycznie, zapięłaś się niedbale, bo przecież miałaś w planach tylko przymierzyć mundur, zaskwierczeć, że niedobry rozmiar i efektownie go z siebie zerwać.

Zaczęłaś się rozpinać, żeby zapiąć się poprawnie.

– Szybciej. – Obejrzał sobie paznokcie.

Coś mi się wydaje, że to mój ostatni dzień na tym ziemskim łez padole.

***

Stałaś na poligonie i czułaś się nawet bardziej zagubiona niż w sobotę rano w lesie. Z dystansu około trzech agresywnych kroków Czerwonego Lidera przyglądała ci się grupka żołnierzy. Gdy tylko zobaczyli, że podniosłaś na nich wzrok, obsiedli cię jak gołębie starszą panią z suchymi bułkami w foliowej torebce.

– Też się tak stresujesz? – zapytał jeden z nich, jakiś młody chłopak.

Już mi trochę zeszło, ale dzięki za przypomnienie.

Był ubrany w takie same maskałaty jak ty. Pewnie także do przyjęcia. Wzruszyłaś ramionami w odpowiedzi. Zasada numer jeden: nikomu i niczemu nie okazuj słabości.

– Ja się trochę boję dowódcy. Jest jakiś taki niestabilny – rzucił ktoś inny.

– Taaa, no wiem – odezwał się Czerwony tuż za wami. Odwróciliście się. Stał z rękami za plecami, uśmiechając się kpiąco. – Ale luz, mam tylko jedno oko, jak się dobrze ustawisz, to cię nie zobaczę. – Zawiesił głos. – No chyba że będę na tyle niestabilny, żeby się rozejrzeć.

Grupa trochę się zmieszała.

– Panie lider – zabrał głos tamten, który podbił do ciebie pierwszy – jak będzie wyglądał ten tor przeszkód?

Uśmiechnął się jeszcze szerzej.

– Najpierw trzeba będzie przejść boso po takich platformach najeżonych potwornie ostrymi kolcami... – widząc przerażenie kadetów, kontynuował: – A to dopiero początek, następne są gilotyny i one służą do przyspieszonego odsiewu łamag...

– Ja jednak chyba nie chcę – stęknął któryś z nich.

– No, robaczki! Jak was łatwo wystraszyć. – Pokręcił głową z dezaprobatą, wciąż uśmiechając się zaczepnie. – Jak dzieci. A co się robi z dziećmi? Prowadzi się je na plac zabaw. – Wskazał tor przeszkód w dalszej części poligonu. – Duże dzieci, duży plac zabaw. Zapraszam.

***

Stanął przed wami w rozkroku, skrzyżował ręce.

– Kto idzie na pierwszy ogień? – Spojrzał na ciebie. – [Twoje Nazwisko].

Zrobiłeś to specjalnie. Zrobiłeś to specjalnie, nie dałeś mi szansy na przygotowanie się, rozeznanie w sytuacji.

Poczułaś przypływ adrenaliny.

Mam dość. Mam już dość tego WSZYSTKIEGO! WSZYSTKIEGO, co spotkało mnie od piątku, od tej durnej domówki począwszy! Od piątku ktoś bez przerwy steruje moim życiem!

Krew zagotowała ci się w żyłach. Czułaś, że to jest to, że oto sięgasz granicy

i zaraz zrobisz coś

impulsywne

go.

Wystąpiłaś przed szereg.

– Naprawdę myślisz, że takimi zagraniami mnie złamiesz? – Zaśmiałaś się gorączkowo. – Chcę pierwsza! Marzyłam o tym! Tak sobie leżałam na kanapie w piątkowy wieczór i myślałam: "Hmm, jak ja bym chciała przebiec sobie tor przeszkód w Czerwonej Armii! Ale tak zupełnie pierwsza, przed resztą żołnierzy."!

Wpatrywał się w ciebie ciągle z tym jego uśmiechem.

– Cała przyjemność po mojej stronie. Lecisz.

Nacisnął guzik. Stoper rozpoczął odmierzanie czasu. Niewiele więcej myśląc, zerwałaś się do biegu. Tor składał się głównie ze ścianek różnego rodzaju: raz łańcuchowych, faktycznie jak na placu zabaw, raz ceglanych jak mur i też takich jak ogrodzenia, za które wypadała piłka. Oprócz tego czekała cię spora drabina i cienki, ale wysoki murek.

Zatrzymałaś się przy pierwszej ściance. Jak przejść, kiedy nie ma gdzie wsadzić nogi?

– Co, już brakło zapału?! – krzyknął lider. – Nawet ściana ci mówi, jak masz żyć!

NIGDY!

Wzięłaś krótki rozpęd skoczyłaś, zaparłaś się ciężkimi buciorami i dosłownie się przez nią przerzuciłaś. Z kilku następnych przeszkód pamiętasz niewiele, niosła cię dzika furia. Przechodziłaś właśnie murek, gdy powinęła ci się noga.

W okolicy lędźwi wybuchnął ból. Widziałaś teraz wyłącznie błękit nieba. Ruszyłaś ręką, do rękawa nalało ci się błoto.

Złamałam kręgosłup. Powinno teraz przyjść dwóch z noszami i mnie stąd wywlec.

– Tempo, tempo, tempo! Wstawaj, [Twoje Nazwisko], nie udawaj! Powtarzaj murek!

Po całym ciele znowu przeszedł cię prąd szału. Zadziałał, jak znieczulenie.

– MAM SERDECZNIE DOŚĆ WSZYSTKIEGO! – ryknęłaś na całe gardło. – DOOOOOŚĆ!

– Murek ma satysfakcję, że cię dobił! Poddajesz się?! Też będę miał!

W ułamku sekundy znalazłaś się z powrotem na murku.

– PRĘDZEJ WYZIONĘ DUCHA NA TYCH PRZESZKODACH, NIŻ POZWOLĘ CI NA SATYSFAKCJĘ!

– CZYLI PRZYZNAJESZ, ŻE JEDYNE CZEGO DOKONASZ W TEJ ARMII TO ŻYWOTA?!

Spojrzałaś na niego morderczo. Cały czas uważnie cię obserwował. To, że trwał właśnie test, a on go oceniał, nie przeszkadzało mu jednak w ewidentnym naśmiewaniu się z ciebie.

– AAAAA! JAK JA CIĘ NIENAWIDZĘ! – wydarłaś się.

Zaatakowałaś dziko drabinkę.

***

Ukończyłaś bieg.

Hah, i co teraz, co?! Kto ma satysfakcję?

Mimo że lider niespecjalnie wyglądał na zastraszonego twoimi wyjątkowymi zdolnościami, ty byłaś z siebie niesamowicie dumna. Tak ma być, nie dasz sobie w kaszę dmuchać, a co!

– Wynik lepszy niż się spodziewałem. – Szkoda, że nie powie jaki dokładnie. – Powtórz bieg. Dla pewności pomiaru.

Ty...!

– Jak to...?!

– Przecież lubisz biegać. Ruszaj się! No chyba że nie dasz rady, to pójdę otworzyć szampana...

***

Dobiegłaś do mety drugi raz. Padłaś bez tchu prosto pod nogi tego psychola. Emocje zeszły i ból znów dał o sobie znać.

– Mam dla ciebie złą wiadomość, [Twoje Nazwisko].

No super. Może i powiedział, że wynik dobry, ale w jego ustach to równie dobrze mogło znaczyć coś odwrotnego. Niech się jeszcze okaże, że jestem łamagą, a on "zmienił zdanie i jednak nie żaden papier, tylko mnie zabije", i dopiero będzie fajnie.

Podniosłaś na niego wściekły wzrok. Uśmiechał się cały czas tak samo. On się świetnie bawi.

– Widzę w tobie duży potencjał. To nie był twój ostatni trening. Każę ci uszyć taki granatowy płaszczyk, jaki ma ten zły pan z telewizji, co ty na to? – Tyknął cię czubkiem buta, na szczęście bez zamiaru kopania.

Usiadłaś bezpośrednio na ziemi. I tak upaćkałaś się w błocie, nie zabije cię jeszcze minuta.

– Już mam mówić "szefie"?

W oku pojawiła mu się złośliwa iskierka.

– Jak tam sobie chcesz.

Nie prowokuj mnie, bo wachlarz określeń na ciebie mam spory.

– Ale jakoś mi do tego nie pasujesz – dokończył.

– Mogę na siusiu? – wypaliłaś.

Przez chwilę patrzył na ciebie zdezorientowany.

– Idź...

***

Biegłaś korytarzem. Mnóstwo żołnierzy ciągle przebywało w bazie. Zwolnieni są z poligonu, czy coś cię ominęło? On na to pozwala?

– Ooo, ktoś tu przeszedł chrzest, widzę!

– Pierwsze cioranko?

– Kociarnia!

Co chwilę ktoś się zatrzymywał, żeby rzucić uwagę na temat tego, jak wyglądasz. Skąd wiedzieli, że jesteś nowa? Masz to wypisane na czole? Fakt, nie byłaś w tym momencie jak wyciągnięta z okładki "Vogue", zostawiałaś mokre ślady i miałaś grudy błota we włosach, ale nie przesadzajmy! Właściwie czułaś się dziwnie zadowolona i silna. Jak Lara Croft albo Mulan co najmniej.

Wpadłaś do pokoju, w którym spałaś.

– Pić! – Rzuciłaś się pod łóżko w poszukiwaniu bidonu. Dzisiaj rano nalałaś do niego płynu herbatopodobnego ze stołówki. Bidon zniknął. Wylazłaś spod łóżka. – Kto mi zabrał bidon, cholera jasna?!

Mel właśnie skrzętnie zaplatała warkocz. Przerwała na chwilę, spojrzała na ciebie i bez słowa podała ci twój bidon z parapetu.

– Dzięki. – Wzięłaś dwa hausty i zorientowałaś się, że to nie stołówkowa lura. To coś owocowego. – Co to jest?

– Woda przełamana sokiem najlepiej nawadnia – poinformowała zimno Mel.

– Tooo... Już nie jesteś na mnie zła?

Oczy zaszły jej mgłą.

– Mel chce cię utrzymać przy życiu. Wyprawa ekstra do domu po rzeczy dla trupa stanie się dla Mel bezcelowa. Zaraz idziesz z resztą "kotów" na wykład.

To chyba nie było pytanie.

– Tak?

– Tak. Każdy musi to przejść.

– A na jaki temat?

– Mel nie zna na pamięć grafiku szefa. – Weszła po drabince na górne piętro.

– Aaach...

Proszę bardzo, zrobię wszystko, przejdę wszystko i po trzy razy!

– Chodź Y., mamy mało czasu... Tak, Mel jest już gotowa. – Dobiegło z góry.

***

Przyszła po ciebie delegacja złożona z Paula, Patrycka oraz blondyna-naukowca. Ten ostatni paradował oczywiście w białym kitlu. Wyglądali na szczęśliwych, rozbawionych i w ogóle, jakby przeżywali właśnie swoje najlepsze chwile.

– Cześć, mamy cię zabrać na wykład – powiedział Paul. Przyjrzał ci się.

– Co? – Na wszelki wypadek przyjęłaś pozycję obronną.

– Błoto sobie zetrzyj. – Wskazał na policzek.

– Tamten chodzi z ranami ciętymi, ta zaś z błotem! – włączył się Patryck.

– Kto? – zaciekawiłaś się.

– Tord.

Jeszcze raz...?

– Kto to.

Zawiesił się. Wpatrywał się w ciebie oniemiały. Ciszę przerwał wybuch śmiechu blondyna.

– Pamiętasz, jak ostatnio płakałeś, że cię nie chcą wziąć do wywiadu? – Klepnął Patrycka w plecy. – Już wiesz, czemu.

Patryck pokazał blondynowi środkowy palec.

Dobra, szukamy kogoś z ranami ciętymi na policzku. Lider ma coś takiego, ale to bardziej wygląda na oparzenia i blizny. Nie zaliczyłabym blizn do ran, jeśli już, to do byłych ran. Blizna to blizna, nikt przecież nie mówi o nich, że to rany cięte...

***

Prowadzili cię korytarzem w sobie tylko znanym kierunku.

– Co, pewnie dostaliście przykaz i mnie doprowadzicie na wykład, a potem mam sobie radzić sama? – zaczepiłaś ich.

– Nie, my też idziemy. – Paul zaciągnął się papierosem.

– A to nie miało być tylko dla "kotów"? Może i nie znam hierarchii stopni, ale, przykro mi, nie wyglądacie mi na nowicjuszy.

– To będzie BHP. Nam też kazał przyjść – wyjaśnił blondyn. – Co prawda, nie wiem, dlaczego mnie to też objęło, ale...

– Jak to: "dlaczego", Yuu?! – obruszył się Patryck. – Cały czas coś wysadzasz w tym swoim laboratorium, już się tak nie wybielaj.

Yuu.

– Wiemy, Patryck, że masz przed sobą wizję rozmowy wychowawczej. – Spojrzał na niego z ukosa. – Kolejnej. Jednak to nie powód, żeby mnie atakować.

– No przecież nie będzie się czepiał mnie publicznie o samoloty, przy kadetach jeszcze...! Chyba.

– Yuu raczej chodziło o coś innego – odezwał się Paul.

Patryck powiódł po nich wystraszonym wzrokiem.

– Myślicie, że o TAMTO? To taka błahostka...

– Dla ciebie może tak. Dla niego niekoniecznie. Pamiętasz? "Przeznaczenie...?"

Patryck zbladł i więcej się nie odezwał; za to Yuu pchnął duże, podwójne drzwi i wszyscy weszliście do sali wykładowej.

***

Miejsc wciąż było sporo.

– Gdzie siadamy? – spytał Paul.

– Może gdzieś na tyłach, żeby nas nie wyciągnął w razie czego – zaproponowałaś.

Zajęliście przedostatni rząd. Usiadłaś sobie obok Patrycka, z którego jakby uciekło całe życie i wpatrywał się teraz pusto w krzesło przed nim. Paul stanął nad tobą, wyraźnie nieszczęśliwy.

– Czy mogłabyś... się przesunąć?

Aha. Chciał usiąść obok Patrycka. No dobra. Przeskoczyłaś o jedno miejsce w prawo, bliżej przejścia. Teraz od chłopaków oddzielałaś już tylko Yuu.

Rozejrzałaś się. Na przedniej ścianie wisiał duży biały ekran, pod sufitem natomiast projektor. Przynajmniej sobie przypomnisz, jak to jest na studiach.

– Lider będzie prowadził ten wykład? – upewniłaś się.

– Mhm – potwierdził Yuu. Przechylił się przed ciebie i przemówił do Patrycka: – No weeeź, nastraszyliśmy cię troszeczkę i już panikujesz? Daj spokój, nie będzie tak źle...

– Co...? – Chyba wyrwał go z transu. – Aaa... tak, wiem...

Na salę wszedł Czerwony Lider. Niósł przy sobie sporych rozmiarów teczkę. Rzucił okiem na waszą czwórkę, uśmiechając się po swojemu. Oczywiście. Kiedy odłożył teczkę na biurko pod oknem, w sali zapanowała cisza.

– Teraz powiem wam coś, co i tak prawdopodobnie do jutra wyparuje z waszych mózgów, ale trudno. Muszę. Potem któryś łamane przez któraś będzie mi gasić płonący olej wodą i co? Moja wina, że nie ostrzegłem, że tak się nie robi.

***

Jakoś w połowie wydarzenia do sali zakradli się Yanov i Mel.

Podeszli do lidera. Coś ze sobą ustalili, niestety szeptem, więc z końca sali nic nie usłyszałaś. Przy wyjściu Yanov skinął do Yuu, a ten pokazał mu jakiś tajny gest.

Lider napił się wody. Kaszlnął. Charknął.

– Hm, śmiesznie by było, gdybym do jutra stracił przez was głos. – Odchrząknął. – Uwaga, uwaga: teraz rzucę ultrazaskakującą informacją.

Słuchający wybitnie się zainteresowali. Ty również.

– W armii używa się środków pirotechnicznych. – Uśmiechnął się złośliwie. Napił się jeszcze. – Mając na uwadze powyższe... – Urwał. Przyjrzał się butelce wody, jakby widział ją pierwszy raz w życiu. – Dlaczego oni zawsze piszą "lekko gazowana"? Przecież to ma tyle bąbelków, tak drapią w gardło, że... – Zerknął na widownię. – Tak czy inaczej, mając na uwadze... Nie da się tego pić! Czemu tu nie jest napisane "skroplony gaz"?! Nienawidzę wody gazowanej...! – Wpatrywał się jeszcze chwilę w etykietę, po czym wziął kolejny łyk. Skrzywił się. – Nienawidzę! Mając na uwadze...

Chłopaki nie słuchali. Popychali się i śmiali, co chwilę próbując się nawzajem uciszyć. Poczułaś się jak w szkole. O dziwo, było to wspomnienie dość miłe w porównaniu z poprzednimi, od piątku licząc, przygodami. Przypomniało ci się, że powinnaś chyba jakoś brać udział w teraźniejszych wydarzeniach. Podniosłaś rękę.

Lider szukał w prezentacji pirotechniki wspomnianej wcześniej. Przerwał miganie slajdami i spojrzał na ciebie.

– Tak, [Twoje Imię]?

– Czy my powinniśmy robić z tego jakieś notatki? Zamierzasz nas potem sprawdzić?

– Życie was sprawdzi. – Sięgnął po wodę. Tylko nie to. – Jak chcesz, wyciągnij zeszyt, kartkę, papirus, zapisuj sobie na czole albo nie pisz nic. Wszystko mi jedno. Bylebyś wyniosła stąd coś więcej niż kabel od zasilacza.

***

Wykład dobiegł końca. Wszyscy zaczęli masowo opuszczać salę. Ty także skierowałaś się już do wyjścia.

– Zostań jeszcze na moment, [Twoje Imię].

Czego on chce tym razem?

– Uuu, kłopoty – miauknął jakiś obcy głos.

Przebywałaś w bazie zaledwie parę dni i już zdążyłaś zauważyć, że większość osób tutaj, jeśli tylko usłyszy choćby wzmiankę o ich dowódcy, zaraz myśli o "kłopotach". Tak jakby on i kłopoty byli naturalnym skojarzeniem.

A ja sama takiego nie mam?

Poczekałaś, aż ostatni żołnierz wyjdzie i podeszłaś do lidera.

– Chodzi o to, że powiedziałam na poligonie, że cię nienawidzę, tak?

Nie okazuj słabości.

Popatrzył na ciebie zaskoczony. Zaraz jednak się opanował. Machnął ręką lekceważąco.

– Nieee. Gadaj se, co chcesz. Jeżeli myślisz, że twoje zdanie na mój temat mnie choć trochę obchodzi, to chyba się przeceniasz. Rozmawiamy o telefonie.

– Co z nim?

– Melissa i Yanov przynieśli już twoje rzeczy. W tym ładowarkę. Jak tylko naładuję telefon, zamierzam ci w nim grzebać. Chcę, żebyś przy tym była.

Oj, bo przecież nie naruszysz prywatności? Jasne.

– Ta, akurat. – Zmrużyłaś oczy. – Nie znasz PIN-u, to wszystko.

Zmierzył cię wzrokiem.

– To też – zaczął powoli – ale nie jestem przyzwyczajony do przeszukiwania ludziom telefonów. Uwierz lub nie, nie kontroluję w ten sposób swoich podwładnych. Doceń to, zanim postanowię zrobić wyjątek.

Przewróciłaś oczami.

– Dobrze. Kiedy i gdzie zamierzasz grzebać?

– Dzisiaj, na stołówce. Jakieś propozycje odnośnie godziny?

O osiemnastej kolacja... No to może...

– Dziewiętnasta?

Drgnął, chociaż starał się to ukryć.

– O dziewiętnastej nie – zaprotestował stanowczo.

– Dwudziesta?

Spojrzał za okno.

– Niech będzie dwudziesta – westchnął. – Jeśli dożyję.

Nie wiedziałaś, co konkretnie miał na myśli, ale wolałaś już nie pytać. Przez ułamek sekundy mignęło ci w głowie coś o jakiejś sesji.

– Przyjdź, nie pożałujesz – dodał, przepuszczając cię w drzwiach.

Continue Reading

You'll Also Like

10K 768 38
Jestem córką Syriusza, anioła najjaśniejszej gwiazdy. Moje życie było idealne, przynajmniej tak zawsze mi się wydawało. Wszystko zmieniło się w chwil...
203K 6.6K 48
Wpadli na siebie na imprezie. Od pierwszej sekundy połączyła ich wzajemna niechęć, która tylko się nasiliła, gdy spotkali się trzy dni później w szko...
71.5K 3.7K 125
Zawsze twierdziliście, że jeden dzień nie może wywrócić czyjegoś życia do góry nogami? No więc się mylicie. Zwyczajne listopadowe popołudnie mogłoby...
68.4K 1.6K 43
Co by było gdyby Hailie zgodziła się wyjść za Adrien podczas tej pamiętnej kolacji?