Złączeni nienawiścią

Von _Blonde_Brunette_

107K 4.6K 3.2K

"- Setki dziewczyn czekają na ciebie w sali tanecznej, a ty leżysz na brudnej ziemi i gapisz się w gwiazdy z... Mehr

Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35
Rozdział 36
Rozdział 37
Rozdział 38
Rozdział 39
Rozdział 40
Rozdział 41
Rozdział 42
Rozdział 43
Rozdział 44
Epilog
Spotkanie po czasie

Rozdział 7

3K 137 27
Von _Blonde_Brunette_

Catherine's POV

-O tu jesteś. Martwiłam się o ciebie - powiedziałam, po tym jak znalazłam moją przyjaciółkę, na sali tanecznej. Jednak momentalnie ton mojego głosu uległ zmianie.- Gdzie byłaś cały ten czas!? Myślałam, że ktoś cię znalazł, zabił, cokolwiek!

- Uspokój się, Cat- powiedziała Maya.

- Gdzie byłaś?- powiedziałam dosyć agresywnie.

- W pewnym miejscu.

- ZABRAŁAŚ GO TAM!? Do twojej prywatnej przestrzeni!? Do miejsca, w której nawet ja nie byłam!?- mówiąc to, krzyczałam.

- Weź już się ogarnij, ludzie się patrzą- powiedziała.

Wtedy zobaczyłam, że rzeczywiście wzrok wielu osób spoczął na naszej dwójce. Uśmiechnęłam się lekko, po czym kiwnęłam głową na znak "przepraszam, że narobiłam hałasu, ALE MOJA PRZYJACIÓŁKA...".

- Co robiłaś jak mnie nie było?- zapytała, żeby zmienić temat.

- A więc spędziłam czas z Louisem- odparłam.

- Poproszę o konkrety.

- A więc jak poszłaś, to spędziłam czas z Louisem. Na t y m b a l u.- powiedziałam, jakbym tłumaczyła coś dziecku.

- Nie wierzę ci.

Maya chociaż nie potrafiła odczytywać, czy ktoś kłamie, doskonale wiedziała, kiedy nie mówię jej całej prawdy.

- Mam ci przypomnieć, że poszłaś z Aidenem...

- Mogę cię tam zabrać, skoro od tego zależy twoje życie. A teraz opowiadaj- powiedziała, zapełniając talerz, przeróżnymi przekąskami.

- No dobra, a więc jak poszłaś z Aidenem, to postanowiliśmy pójść na spacer po ogrodzie królewskim. Rozmawialiśmy dosyć dużo. Nagle po prostu się potknęłam, a Louis mnie złapał- na twarzy Mayi pojawił się szeroki uśmiech.- No i jakoś tak wyszło, że potem cały czas trzymaliśmy się za ręce... wiesz, żebym sobie nic nie złamała, ani nic.

- Ta, na pewno. A może chciałaś go trzymać za rękę. Albo on ciebie. Nie było mnie przy tym, więc nie wiem, ale oczywiste jest to, że to wasze trzymanie za ręce nie było po to "żebyś sobie czegoś nie złamała".

- Jesteśmy tylko przyjaciółmi!

- Wiem o tym- powiedziała.- Ale jeżeli waszą relację nazywasz tylko przyjaźnią, to chyba muszę ci kupić słownik, żebyś w końcu zaczęła nazywać to normalnie.

- Czyli jak?

- Mił...

- Nie! O patrz przynieśli babeczki- włożyłam sobie jedną do ust, żeby nie musieć kontynuować tego tematu.

Czemu przemilczałam ten temat? No bo między mną, a Louisem niczego nie ma. Tylko się przyjaźnimy i nic więcej. Niestety Maya ma rozbudowaną wyobraźnie, a na cel ostatnio wzięła sobie naszą dwójkę.

Po chwili jednak zaczęłam żałować tego, że postanowiłam włożyć całą babeczkę do ust. Nie byłam w stanie jej pogryźć. Odwróciłam się twarzą do Mayi, gdy ta piła sok. Wyglądałam pewnie komicznie, ponieważ dziewczyna zachłysnęła się pitym napojem. Po paru minutach, zdołałam w końcu uporać się z tym przeklętym deserem.

- Przypomniało mi się coś, o czym powinnaś chyba wiedzieć- powiedziałam.

- Hm?

- A więc, jak stałam z Louisem, gdy już ciebie nie było, to podszedł do nas taki chłopak. Nazywał się chyba Lucas. Nie jestem pewna. Tak czy inaczej, zapytał się Louisa, czy może jego przyjaciółka ma chłopaka. Dodał, że chodzi o blondynkę, bo uznał, że ja i Louis jesteśmy parą.

- Widzisz, nie tylko ja tak uważam...

- Nie przerywaj mi! Louis powiedział, żeby ten Lucas sam z tobą pogadał. Ale powiedzieliśmy, że chwilowo ciebie nie ma i że nie wiemy gdzie jesteś.

- Jak wyglądał?

- Blond loki, niebieskie oczy, piegi. Tak w skrócie.

- Powinnam uciekać?- zapytała z lekkim uśmiechem.

- Chyba nie, ale wiesz, zawsze jest prawdopodobieństwo, że ten chłopak cię zabije, a następnie zakopie gdzieś w lesie- Maya zaśmiała się na moje słowa.- Jeżeli jednak tak się stanie, to wiedz, że nie będę cię szukać. Wiesz- pająki.

- Rozumiem. A jak ciebie ktoś kiedyś zakopie w lesie, to specjalnie cię znajdę. Przyprowadzę też parę pająków, żeby uczciły śmierć, dziewczyny, która zabiła im dzieci- tym razem to ja się zaśmiałam.

Ja i Maya jesteśmy w stanie cały czas się wyzywać, obrażać i tym podobne, ale jedynie się z tego śmiejemy. Nigdy nie bierzemy tego na poważnie. Dzięki temu czujemy się swobodnie w swoim towarzystwie. Możemy rozmawiać o wszystkim.

Po chwili zauważyłam Louisa, który zmierzał w naszą stronę. Gdy, już był blisko, przywitał się z nami.

-Hej, gdzie byłeś?- zapytała blondynka.

- Z Jamiem i Connorem. Jak było z księciem?

- Dobrze- odparła.

Wzrok Louisa przeniósł się na mnie.

- Masz tu coś- powiedział, po czym delikatnie dotknął mojego policzka, zdejmując z niego, to coś.- Bita śmietana?

- Bardzo prawdopodobne.

Louis uśmiechnął się w moją stronę, ukazując rząd białych zębów.

Ma ładne zęby.

- O! To nasza piosenka- powiedział Louis, gdy na sali rozbrzmiała znana melodia.- Idziemy tańczyć?

Gdy byłam już gotowa odpowiedzieć twierdząco, do chłopaka podeszła dziewczyna, której nigdy wcześniej nie widziałam.

- Hej- powiedziała zalotnie.- Chcesz zatańczyć?

Nie wiem czemu, ale chciałam wyrwać jej te brązowe loki z głowy.

USPOKÓJ SIĘ CAT!

- Wiesz co...- zaczął Louis- akurat miałem w planach zatańczyć z moją przyjaciółką.

Tylko przyjaciółką...

Co się ze mną dzieje!?

Dziewczyna przybrała urażony wyraz twarzy. Popatrzyłam na Mayę, która uśmiechnęła się lekko kpiąco w stronę brunetki.

Louis podał mi rękę, po czym ruszyliśmy na parkiet, żeby zatańczyć. Poruszaliśmy się w rytm muzyki, a ja czułam, że mogłabym tak tańczyć całą wieczność.

Maya's POV

Siedziałam w gronie moich przyjaciół, popijając co chwilę sok.

- Jak wam się podobało na balu?- zapytała Skye, poprawiając swoje jasne, blond włosy.

- Było całkiem dobrze- odpowiedział Jamie.- Ale niestety nie znalazłem żadnego przystojnego chłopaka, który byłby w moim guście.

No tak. Jamie jest gejem i każdy to wie. Ten oto brunet jest największym romantykiem jakiego znał świat. Jest to również osoba, która tylko na ciebie popatrzy, a od razu dzień staje się lepszy. Obok niego siedziała Zara, czyli czarnoskóra piękność, w której kocha się każdy chłopak. Po jej lewej znajdowała się Skye. Zielonooka, najbardziej waleczna dziewczyna z naszego grona. Obok niej siedziałam ja, czyli zwykła dziewczyna. Nic nadzwyczajnego. Obok mnie siedziała Cat, następnie Louis. Obok bruneta siedział Connor. Jego wyraziste rude włosy odznaczały się na tle naszej mało kolorowej siódemki.

- No to poproszę o sprawozdania z balu. Po kolei- Zara popatrzyła na niego krzywo.- Tak Zara, ty pierwsza- powiedział Jamie.

Po tym jak Zara i Skye opowiedziały co robiły, nadeszła moja kolej.

- A więc byłam na balu i jadłam.

- Tyle?- Jamie zwęził oczy.- Wydaje mi się, że gdzieś sobie poszłaś. Nie było cię. A ta dwójka- pokazał na Cat i Louisa- mówili, że nie wiedzą, gdzie jesteś. A oni zawsze wiedzą gdzie jesteś.

- Byłam przy stole z przekąskami.

- Już to widzę. A nie wydaje ci się podejrzane, że zniknęłaś wtedy, kiedy książę?

- Nie.

KURCZAKI, JAMIE WIE!

- Aha- powiedział, podczas gdy ja starałam się zachować kamienną twarz.

- O co tutaj chodzi?- zapytała Zara.

- O nic- odpowiedział spokojnie chłopak z lekkim uśmiechem.

Przerażające.

- Carter, widziałaś się z księciem?- zapytał Connor.

- No każdy się z nim widział- zaśmiałam się niezręcznie.- No bo wiecie. Siedział tam. Ha ha...

- KŁAMSTWO! Widziałaś go! Spędzałaś z nim czas!

Wszyscy oprócz Cat i Louisa, posłali mi zdziwione spojrzenie, a ja jedynie mogłam tam siedzieć i mieć nadzieję, że przyleci ufo i zabierze mnie na inną planetę. Po chwili odezwała się Zara.

- To ty zaprowadziłaś go z powrotem do królestwa.

- Nie no to nie możliwe. Przecież Maya, ty jesteś najbardziej aspołeczną osobą z naszej grupy. I nagle się okazuje, że potajemnie spotykasz się z księciem Rosetone!?- wykrzyczała Skye.

- Nie powiedziałam, że się z nim spotykam- próbowałam się bronić, ale bezskutecznie.

- Ale też nie zaprzeczyłaś. Powiedz nam, jesteśmy twoimi przyjaciółmi. Możesz nam zaufać.

Mają rację. Są moimi przyjaciółmi, ale czy to gwarantuje, że nie zdradzą mojej tajemnicy?

- A więc...- zaczęłam.- To ja go odprowadziłam do zamku. A wczoraj na balu, spędzałam z nim czas.

- WIEDZIAŁEM!- krzyknął ucieszony Jamie.

Gdy odważyłam się spojrzeć na twarze moich przyjaciół, zobaczyłam jak bardzo są zdziwieni. Było mi strasznie głupio, że w taki sposób się o tym dowiedzieli. Miałam w planach powiedzieć im o tym... kiedyś.

- Opowiadaj jaki on jest- na słowa Zary, uniosłam brwi do góry.- No książę.

- Aaa... jest normalny. Taki jak my.

- Miły jest?- kontynuowała.

- Tak, bardzo.

Po jakiś 100 pytaniach, moi przyjaciele postanowili dać mi spokój, po czym rozeszliśmy się każdy do własnego domu.

W moim domu, jak zwykle nikogo nie było. Moi rodzice prowadzą miejscowy sklepik, przez co spędzają tam całe dnie. Usiadłam na łóżku w moim pokoju, po czym mój wzrok przykuła stara fotografia, na której widniało siedem uśmiechniętych dzieci. Moi przyjaciele. Zdjęcie to zostało zrobione w moje 6 urodziny, po tym jak dostałam kosz truskawek. Byliśmy tacy szczęśliwi, nie mieliśmy problemów, które teraz rosną z dnia na dzień coraz bardziej...

Kiedyś było tak dobrze...

***

Była noc, a ja szłam przez las. Jedynie księżyc stronił od całkowitej ciemności. Był niczym nadzieja w świecie, w której jej brak. Moje kroki przerywały ciszę, która ogarniała mój umysł. Nie myślałam... po prostu szłam ślepo przed siebie, tak jakby ktoś mnie tam prowadził. Czułam wszechogarniający chłód. Po chwili zobaczyłam dobrze znane drzewa. Bo to było moje miejsce. Moja prywatna przestrzeń. Tylko, że bardziej mroczna. Zawiał wiatr, porywając mój czarny płaszcz, który miałam zarzucony na ramiona. Gdy odwróciłam się, by pobiec za moją częścią garderoby, zobaczyłam, coś czego nie powinnam. Krew. Wiele krwi. A na środku czerwonej plamy leżał on - Aiden ze sztyletem wbitym prosto w serce. Zamarłam na ten widok, moje serce zaczęło szybciej bić, a ja stałam nie mogąc się poruszyć. Chłopak na głowie miał koronę, a jego ciało wydawało się zimne... bez życia. W końcu odważyłam się ruszyć. Podeszłam do niego, a każdy mój krok był niepewny. Z odległości paru kroków byłam wstanie widzieć wszystko dokładnie. I wtedy to zobaczyłam. Mój sztylet, wbity w bezbronne ciało Aidena. Z przerażenia zasłoniłam twarz dłońmi, lecz poczułam coś mokrego na twarzy. Popatrzyłam na moje dłonie. Na nich była krew. Jego krew. Szybko odsunęłam się od chłopaka. Bo to ja go zabiłam. To była moja wina... Wiatr, rozwiał moje włosy. Odgarnęłam je z twarzy, zostawiając na niej czerwoną smugę. Zaczęłam się cofać. Bałam się. Zabiłam osobę, która mi zaufała...

Obudziłam się z przyśpieszonym oddechem oraz szybko bijącym sercem. To był tylko sen...

Wstałam, złapałam parę ubrań, które założyłam na siebie w pośpiechu. To był tylko sen, ale jednak był tak realistyczny. Co jeżeli...

Wybiegłam z domu. Nogi same mnie niosły. Było tak jak w moim śnie, ale miałam nadzieję, że jednak Aiden jest bezpieczny. Cisza ogarniała las, ale we mnie wszystko krzyczało. Błagało, żeby ten sen nie miał nic wspólnego z rzeczywistością. Może postępuję pochopnie, ale nie mogłam zostawić tej sprawy. Bo co jeżeli jednak...

Gdy zobaczyłam dobrze znane drzewa, odważyłam się spojrzeć na moje miejsce. Serce waliło mi coraz mocniej. To, co zobaczyłam było dla mnie czymś niespodziewanym.

Aiden.

Żył. Siedział, a w dłoni trzymał wianek z kwiatów. Ale to było niemożliwe, bo przecież jest środek nocy. A jednak jest tutaj. I to żywy. Ale co on tam robił? Wciąż lekko przerażona postanowiłam podejść parę kroków w jego stronę.

Chłopak pewnie mnie usłyszał, ponieważ szybko wstał, obracając się w moją stronę.

On żyje. Nie zabiłaś go. Jest tutaj.

- Przepraszam, jeżeli chciałaś tu posiedzieć- powiedział- Nie powinienem tu przychodzić, przepraszam...

Nie myśląc zbyt wiele, podeszłam do niego, a następnie mocno przytuliłam. Tak się bałam, że coś mu się stało. Ale nic mu nie jest. Aiden żyje.

Chłopak po chwili odwzajemnił uścisk, a ja czułam się bezpiecznie. Nareszcie miejsce niepokoju, zastąpiła ulga.

- Tak się bałam- wyznałam.

- Czego się bałaś?

- Miałam zły sen.

- O czym był?- powiedział, po czym zaczął gładzić moje plecy.

- To było głupie, ale śniło mi się, że nie żyjesz. Że leżysz na tej łące... martwy. W wielkiej plamie krwi. A najgorsze jest to, że to ja cię zabiłam. Miałam całe dłonie we krwi.

Mój oddech, z każdym słowem, stawał się coraz bardziej niespokojny i urywany. Nie płakałam jednak, bo nie to mam w zwyczaju. Po prostu nie płaczę. Nigdy. Jakoś tak mam.

- Jest już wszystko dobrze- powiedział uspokajającym głosem, chociaż wyczułam, że lekko się spiął.

Poluźniłam uścisk, po czym uśmiechnęłam się do niego. Od razu uderzył mnie chłód.

- To wiesz, jak chcesz pobyć sama to...

- Zostań- powiedziałam pewnie.- Proszę.

Usiedliśmy obok siebie.

- Nie masz kurtki, a jest dosyć zimno.

- Tak, szczerze mówiąc, wybiegłam z domu, bo chciałam jak najszybciej upewnić się, że to był tylko sen. Ale masz rację, jest trochę zimno.

- Chodź tutaj- powiedział, po czym rozłożył ramiona.

Oho. Czyli mam właśnie siedzieć przytulając się do Aidena. To nie dla mnie... Ale jednak jest zimno... W sumie to co mi szkodzi... Ale jednak może być nie zręcznie... Ale będzie ciepło... Chociaż i tak przed chwilą rzuciłam się w jego ramiona, więc teraz nie powinnam czuć się źle... chyba.

Przysunęłam się w stronę Aidena, po czym objął mnie od tyłu. Było cieplej i ku mojego zaskoczeniu, wcale nie było niezręcznie.

Chłopak sięgnął po jakiś przedmiot, a przed moimi oczami ukazało się to.

Wianek zrobiony z kwiatów.

- To dla ciebie- powiedział, po czym wręczył mi wianek.

- Jest naprawdę przepiękny... dziękuję- zaczęłam obracać przedmiot w rękach, po czym założyłam go na głowę. Ku mojemu zdziwieniu, pasował idealnie.

-Dlaczego tu przyszedłeś? Jest środek nocy- zapytałam.

- A więc jutro ma być ten bal, na którym mam znaleźć narzeczoną i... boję się. Nie chcę szukać kogoś na siłę, a jednak muszę. Strasznie się stresuję. Dlatego tu przyszedłem. Od tego miejsca bije spokój.

- Prawda? Zawsze tu przychodzę, gdy sama mam gorsze momenty. A co do narzeczonej... to mam nadzieję, że kogoś znajdziesz. Dziewczynę, którą pokochasz, oraz taką, która będzie kochała ciebie- powiedziałam, po czym ogarnął mnie nieuzasadniony smutek.- No bo wiesz, każda chciałaby, żeby jej chłopak, dawał jej wianki, robił wszystko, by tylko nie zmarzła, gładził uspokajająco po plecach, gdy ta będzie smutna, lub przerażona oraz wymykał się z zamku, bo ta dziewczyna nie lubi tej atmosfery...

Gdy wypowiedziałam te słowa, dopiero dodarł do mnie ich sens.

Bo przecież powiedziałam to, co Aiden zrobił dla mnie.

Jestem idiotką. Totalną idiotką.

- Przepraszam, to zabrzmiało tak...

- Jest okej- powiedział po czym... mocniej mnie objął? Nieeee, to pewnie tylko moje wyobrażenie.

Jest środek nocy a my właśnie siedzimy patrząc w gwiazdy. Uciekamy przed rzeczywistością... tylko, że przed nią nie da się uciec.

- Wiesz co, mam pomysł- zaczął.- Może pójdziemy do zamku i coś tam porobimy? Możemy na przykład włamać się do kuchni i zrobić ciasteczka. Co o tym myślisz?

- Chętnie- powiedziałam po czym Aiden pomógł mi wstać i razem ruszyliśmy do zamku.

Idąc podziwiałam widoki, które i tak były mi dobrze znane. Tym razem jednak wszystko wyglądało inaczej. Nie chodziłam nigdy tymi ścieżkami o tak później porze. Po paru minutach byłam w stanie zobaczyć zamek. Dla niektórych miejsce piękne, a dla niektórych okropne. Wielu ludzi zostało skazanych na śmierć, przez króla... Miejsce płaczu, bólu i wszystkiego co najgorsze. Ale jednak niektórzy widzą tu jedynie piękną salę taneczną.

Niesamowite jest to, że jedno, to samo miejsce, jak tak różnie odbierane.

- Wejdziemy moim przejściem- powiedział.- Strażnicy tam nie zaglądają, więc bez problemu możemy tamtędy przejść.

No tak. Cały czas nikt nie może się dowiedzieć, że spędzamy razem czas. Oczywiście osoby, którym ufamy wiedzą o tym, ale gdyby Jane się o tym dowiedziała... Mam czasem wyrzuty sumienia, bo przez to kim jestem, musimy się ukrywać.

Weszliśmy przez tajemne przejście, a po chwili znaleźliśmy się na królewskim korytarzu. Ruszyliśmy na prawo, cały czas poruszając się jak najciszej. Po paru minutach znaleźliśmy się w kuchni królewskiej. Była ogromna, z wielką ilością piekarników, zlewów oraz blatu roboczego.

Aiden ruszył do szafki, a po chwili wyciągnął z niej przepis.

- Mogą być ciasteczka?

- Jasne- odpowiedziałam po czym przystąpiliśmy do robienia ciasta.

Oczywiście nie odbyło się bez wygłupów. Gdy "przez przypadek" obsypałam Aidena mąką, on uznał, że nie zostanie mi dłużny. Biegaliśmy po całej kuchni śmiejąc się. Ostatecznie udało nam się zrobić ciasteczka, które następnie włożyliśmy do piekarnika.

- Chyba nigdy ci tego nie mówiłam, ale jak miałam 5 lat, to chciałam umieć latać- zaczęłam.- To było moim marzeniem. Głupim marzeniem. Pewnego dnia skoczyłam z takiego murku, bo myślałam, że jak będę machać rękami to polecę- uśmiechnęłam się na to wspomnienie.- Ale niefortunnie wylądowałam i skończyłam ze skręconą kostką. Wtedy właśnie moje marzenie o lataniu, umarło. Ale może to i dobrze, bo...

Usłyszałam kroki, które z sekundy na sekundę robiły się coraz wyraźniejsze.

- Ktoś idzie.

Szybko ukryłam się pod blatem kuchennym, spod którego nie było mnie widać, od strony wejścia do kuchni.

- Witaj paniczu- usłyszałam głos jakiejś kobiety.- Jest 3 w nocy. Co robisz w kuchni? Przygotować ci coś?

- Nie trzeba. Po prostu nie mogłem zasnąć, więc postanowiłem... zrobić ciasteczka.

- Jesteś pewien? Słyszałam głosy, jakbyś z kimś rozmawiał...- kontynuowała, a moje serce zaczęło wybijać szybszy rytm.

- Czasem po prostu... mówię do siebie. Nie musisz się martwić.

- Dobrze. To dobranoc paniczu.

- Dobranoc- odpowiedział po czym kucnął, żebyśmy mogli porozmawiać.- Jak mi poszło?

- Beznadziejnie, ale zadziałało- po moich słowach, Aiden uśmiechnął się pod nosem, po czym poprawił wianek, który lekko osunął się na prawą stronę mojej głowy. Podał swoją rękę, pomagając mi wyjść.

***

Hejka!

Rekord słów pobity, ponieważ jest ich powyżej 2800.

Mamy nadzieję, że wam się podobało

Miłego dnia/ nocy <3













Weiterlesen

Das wird dir gefallen

21.6K 1.2K 21
- Dlaczego mi nie powiedziałaś? - spytał Christian patrząc na mnie z niedowierzaniem. - A co miałam ci powiedzieć? - zmarszczyłam...
5.8K 695 27
Jako dzieci złożyli sobie przysięgę, że do końca życia będą przyjaciółmi. Jednak z wiekiem zdali sobie sprawę, że nie mogą jej dotrzymać.
155K 3.3K 43
To wszystko przez głupie zdjęcia na instagrmie...
360K 2.3K 7
THE FIRST PART OF THE AMBER TRILOGY Jedno nieplanowane spotkanie, jeden spontaniczny wyjazd i zmieniło się wszystko. Poznali się przypadkowo, a los p...