Wczesna jesień

By krowawberecie

1.3K 60 628

Michalina od urodzenia miała zaplanowane życie, ale boleśnie zderzyła się z rzeczywistością, kiedy jej pragni... More

1. MANIERY, KTÓRE KAŻDY CHCIAŁBY MIEĆ
2. GDZIE MAM USIĄŚĆ, ŻEBY WRESZCIE ZOSTAĆ SAM?
3. ODWRACAJĄC SIĘ OD ŚWIATŁA
(TROCHĘ MAM KACA, ŻE TAK TO SIĘ ZACZYNA)
4. W MIEJSCU DUSZY SZCZERBA
(MUSZĘ CIĘ PUŚCIĆ)
5. NIGDY WIĘCEJ NIE TAŃCZ ZE MNĄ
6. MAM ZŁE SNY, KIEDY NIE ŚPIĘ
(TO NIE PRZYPADEK, ŻE JESTEŚMY RAZEM)
7. STRASZNA CHAŁA W GŁOWIE
8. DZIŚ NA PLAŻY PADA ŚNIEG
(POZWÓL NA TO, BYM MÓGŁ Z TOBĄ BYĆ)

(W TYM SAMYM MIEJSCU CO OSTATNIO)

83 4 37
By krowawberecie

SYLWESTER

Październik 2011

Słyszał, że Witkowska była trochę dziwna, ale nie sądził, że aż tak. Uderzyła go mocno w twarz, wrzeszcząc słowa niczym papuga, a potem — potykając co rusz na piasku — ruszyła w stronę morza. Nie miał pewności czy uciekała na molo, czy zamierzała po prostu się utopić. Powinien mieć to w dupie — zrobiła z niego jakiegoś frajera, a do tego jeszcze prawie go pobiła. Mamrotała pod nosem słowa, a w końcu zdjęła szpilki i maszerowała przez piach boso. W październiku — wyjątkowo zimnym, nieprzyjemnym październiku.

Odjął dłoń od piekącego policzka, schował papierosa do kieszeni marynarki i z głośnym westchnieniem ruszył za nią. Po tym, na co go skazała, powinien uciekać jak najdalej, ale nie chciał mieć tej dziwaczki na sumieniu. Podejrzewał, że mogłaby na złość wszystkim utopić się, a tym samym zepsuć bankiet ojca jeszcze bardziej. Wymyśliła Sylwkowi życie, a potem sama zapomniała, co miała mówić. Gdyby wiedział, jak to się skończy, dałby sobie rozwalić głowę o chodnik, zamiast błagać ją o tysiaka. Dla niej to były drobne, a jemu uratowały życie — mimo to nie zamierzała odpuścić nawet złotówki długu. Klawisz zareklamował ją jako normalną dziewczynę, a wyszła z niej zwykła wariatka.

Dopadł Miśkę tuż przy brzegu. Rzuciła szpilki w piach i wpatrywała się w wodę. Drżała na całym ciele, ale nie wiedział, czy nie zadźgałaby go obcasem, gdyby zaproponował jej swoją marynarkę. Odczuwał zimno ubrany cieplej od niej — nie wyobrażał sobie, jak musiała marznąć w tak cienkiej sukience. Gdyby miał powiedzieć o niej coś miłego — była chociaż ładna. Nawet taka zaryczana i rozwrzeszczana. Trochę rozczochrana. Miły dla oka potwór. Czekał w napięciu, aż ruszy w fale, ale tkwiła w miejscu. Musiał to przerwać, żeby żadne z nich się nie przeziębiło.

— Zapalę fajka i myślę, że powinniśmy tam wrócić, słońce.

Popełnił błąd. Odwróciła głowę w jego stronę w zwolnionym tempie, a wyraz jej twarzy świadczył o tym, że w myślach dawno dźgnęła go szpilkami. Obiema. Przebiła obcasami na wylot. Musiała być naprawdę wściekła. Zaciskała zęby i nadal płakała, lecz nie sądził, by miała tego świadomość. Przynajmniej przestała powtarzać po nim słowa. Piorunowała go tylko wzrokiem. W tym czasie on spokojnie podpalił papierosa i zaciągnął się, od razu czując ulgę.

— Nie mów do mnie tak.

— Dobrze, Misia.

— NIE MÓW DO MNIE TAK!

— To jak mam do ciebie mówić?

— Nic do mnie nie mów najlepiej, siedź cicho! Słyszysz?! Ci-cho!!!

Wypowiedział bezgłośnie „no dobrze", unosząc dłonie w obronnym geście. Dym z papierosa dosięgnął jej twarzy — ostentacyjnie go odpędziła, a potem odwróciła na pięcie i znów zaczęła maszerować przez plażę. Nie zabrała swoich butów. On to zrobił. Chwilę szli — zdążył spalić całego fajka i wrzucił peta do wody. Michalina posłała mu kolejne piorunujące spojrzenie, ale nie zwolniła tempa. W końcu zatrzymała się gwałtownie i opadła na piach. Siadła z rękami skrzyżowanymi na piersi, wpatrzona w morze. Doprowadzała go do szału. Nie taką mieli umowę. Liczył, że może po bankiecie dałby radę wynegocjować coś gratisowego — naprawdę dobrze wyglądała w tej sukience — ale teraz obawiał się proponować cokolwiek. Mogłaby go pogryźć albo zrobić jeszcze coś gorszego.

— Złapiesz wilka — powiedział, oddając jej szpilki. Odebrała je tak gwałtownie, że prawie go podrapała.

— To złapię i może umrę.

— Hej, nie mów tak.

— Miałeś siedzieć cicho!

Sylwester udał, że sznuruje usta i usiadł obok niej na piasku, po turecku. Patrzyła na niego kątem oka bardzo zawistnie — nie mogła tego zrobić w sukience. Musiała wyciągnąć nogi przed siebie. Nogi też miała ładne. Nie jakieś długie, ale zgrabne. Tyłek pochwalił już, kiedy szedł za nią plażą. I jeszcze przed Sheratonem. I na bankiecie. Naprawdę miała ładny tyłek — odmarzał teraz na piachu. Gdyby tak nie wrzeszczała, nie dramatyzowała oraz nie próbowała zrobić z niego przypadkowego Łukasza, też mogłaby na tym skorzystać. Cóż, córeczki bogatych buców to zawsze była ruletka.

Kiedy wyliczał sobie, co ocenił w ciele Miśki na wyżej niż siedem, ona kontynuowała bezlitośnie swój dramat. Nawet nie podziękowała za to, że zdjął marynarkę i przykrył jej ramiona. Opatuliła się nią, nadal wpatrzona w morze. Pociągnęła nosem. Już się pewnie przeziębiła. Niby taka mądra, a taka głupia.

— I teraz co? Wszystko zepsułeś. Mówiłam ci, jak masz mówić, jak wyglądać, czy to naprawdę takie trudne? — zapytała z przesadną rozpaczą.

Westchnął dyskretnie. Zauważyła to. Warknęła na niego jak jakiś pies. Złapała wilka — wręcz mutowała w niego.

— Tak, bo nie jestem robotem. I ty też nie, z tego co widać.

— Skąd wiesz, kim jestem? — zaatakowała znów. — Nie wiesz kim jestem, nie znasz mnie.

— Masz na imię Misia i bardzo śmiesznie się wściekasz.

Uśmiechnął się do niej swoim firmowym uśmiechem — z Klawiszem opracowali technikę szczerzenia zębów do perfekcji. Miśka Witkowska była na to wyjątkowo oporna. Nie odwzajemniła uśmiechu, jedynie wykrzywiła usta w grymasie. Znów pociągnęła nosem i sięgnęła do torebki. Wytrzeszczył oczy, kiedy wyciągnęła z niej małpkę. Zauważyła jego zaskoczenie — w końcu się uśmiechnęła, ale tak niemiło, że przypominała wiedźmę. Patrząc na okoliczności, może bardziej syrenę. Sopocką syrenę. Syrenę-wilka.

— Tego się nie spodziewałeś, co? — zapytała zaczepnie, walcząc z zakrętką.

Wzruszył ramionami. Chciał jej pomóc, ale w końcu sobie poradziła — kilka kropel spadło jej na sukienkę. Widział, że miała ochotę nakrzyczeć na butelkę.

— Nie wiem, nie znam cię — odpowiedział w końcu.

— To nic nie dostaniesz.

— Wypijesz to sama?

Wystraszył się trochę niebezpiecznego błysku w jej oku — miała taki zamiar. Najwyraźniej desperacja sięgała głębiej niż myślał. Z jednej strony odetchnął z ulgą, że poszła w stronę wódki niż morza. Z drugiej — jeśli to miało się skończyć holowaniem pijanej Witkowskiej do Sheratonu, na samą myśl miał dość.

— A żebyś wiedział — warknęła i przechyliła butelkę, wlewając sobie do gardła alkohol.

Może i była zdesperowana, ale najwyraźniej nie przywykła do smaku wódki — po jednym głębszym łyku złapał ją kaszel. Odsunęła od siebie małpkę, po czym zaczęła kasłać gwałtownie w łokieć. Przez chwilę był pewien, że Miśka zacznie wymiotować na piach — odruchowo chciał przytrzymać jej włosy. W końcu jednak nie musiał. Siedziała dalej, łapiąc urywane oddechy. Tego było za wiele. Zabrał jej butelkę i upił łyk. Nawet się nie skrzywił. Posłała mu urażone spojrzenie.

— To ja powinienem wysłać ci wytyczne, nie odwrotnie — powiedział, znów próbując zachęcić ją do uśmiechu.

Nadal nie dała się złapać — prychnęła i opatuliła bardziej jego marynarką. Wyglądała jak obrażone dziecko. W tym momencie całkiem urocze. Zdążył trochę przywyknąć do jej zachowania. Zaczęło go zwyczajnie bawić. Nie wiedział jak inaczej zareagować na wszystkie powarkiwania, prychnięcia i niemal ośli upór. Przyszedł tutaj spłacić swój dług — musiał przejąć stery. Zanim jednak zdążył to zrobić, Miśka powiedziała zachrypniętym głosem:

— Jesteś głupi i cię nie lubię.

Zaśmiał się.

— Wydaje ci się, słońce — odparł łagodnie. — Ale teraz musimy tam wrócić, mówię ci. Nie będzie przekonujące, jak będziemy tu siedzieć.

Pokręciła głową. Pokręciła głową tak gwałtownie, że aż się skrzywiła. Potem posłała mu spojrzenie, którym chciała chyba wyrazić całą niechęć, jaką miała do Sylwestra — nadal jednak przypominała po prostu uparte dziecko.

— Musiałabym przegrać zakład, żeby dalej z tobą udawać, Strzemecki.

*

Michalina powiedziała zdanie o zakładzie, by być wredna — nie miała jednak świadomości, że zasiała w głowie Sylwestra genialną myśl. Genialną, oczywiście, według niego. Kiedy tylko ustalił, że nic lepszego już nigdy nie wymyśli, od razu podzielił się tym z Klawiszem. Odczuł ogromny zawód, gdy zamiast okazać spodziewany entuzjazm, w odpowiedzi przyjaciel postukał palcem w czoło. Dosyć ostentacyjnie. Zostawił sobie ślad na niezbyt głębokiej zmarszczce.

— Pojebany jesteś. Chcesz udawać chłopaka Miśki?

— Ale dlaczego nie? Słuchaj, tu są same korzyści. Szofer, dobre żarcie, jakieś bankiety-srety, hotele, jej stary wkurwiony.

— Co ci zrobił jej stary?

— Mi nic. — Sylwek wzruszył ramionami. — Ale Miśka ma z nim przejebane. No wyobraź sobie, jaka byłaby mi wdzięczna, gdyby on się od niej odjebał. Sam mówiłeś, że nie daje jej spokoju z tym narzeczonym. Jest zdesperowana na tyle, że zapomni o moim kaflu, a może czekają w tym morzu inne skarby...

— Powiedziałem ci o jej ojcu, żebyś od razu nie próbował jej przelecieć, debilu. To miało cię odstraszyć, a nie przywiązywać do niej łańcuchem.

Sylwester wywrócił oczami i oparł głowę na dłoni zwiniętej w pięść. Siedzieli w barze ledwie pół godziny, a odnosił wrażenie, że minęło już kilka godzin. Był nabuzowany od tego, co wymyślił. Wszystko dokładnie opracował, oczywiście w oparciu o to, co podsunęła Miśka. Musiał wymyślić zakład, który ona na pewno przegra — a więc naprowadzić ją na przygotowaną pułapkę. W tym celu zamierzał poprosić o pomoc swojego brata oraz Klawisza, oczywiście. Patrzył na niego niemal błagalnie, nie mogąc ukryć satysfakcji, kiedy zobaczył, jak przyjaciel w końcu się łamie. Byli nie tylko podobni wizualnie — mocne szczęki i uśmiechy z poradnika podrywacza — ale mieli tak samo wielkie umysły. Niedoceniane. Pełne geniuszu czekającego na odkrycie.

— Dobra, to wytłumacz mi, jak to działa — westchnął Klawisz.

Plan był prosty. Najpierw należało wtajemniczyć Michała w całą operację. Miśka miała podsunąć koleżankę — w domyśle Tośkę — by ta poderwała barmana. Dla pewności, że jej się nie uda, Michał miał wiedzieć i prowadzić małą grę, by na koniec ją spławić. Klawisz nie był przekonany, jednak obaj wiedzieli, że Misiek Strzemecki nie wyrwałby nawet krzaka. Miał twarz przypominającą jajko, brwi jak gałęzie, włosy ostrzyżone tak, jakby babcia dopadła go z nożyczkami i linijką, a poza tym — Tośka w życiu nie poleciałaby na barmana. Michał był idealnym kandydatem. Nikt go także nie znał, bo nie włóczył się ze znajomymi swojego brata.

— No i co, mam spławić dziewczynę Klawisza, żebyś chodził z inną dziewczyną? Nie rozumiem — zapytał Misiek, gdy następnego dnia przedstawili mu plan.

Sylwek spojrzał na Klawisza. Klawisz spojrzał na Sylwka. Westchnęli niczym zsynchronizowani. Znaleźli ją szybko na Facebooku, powiększyli zdjęcie profilowe i odwrócili laptopa w stronę Michała. Siedział przy stole, jedząc kanapki, ale kiedy zorientował się, że nie dadzą mu spokoju — zamknął oczy i zaczął liczyć do dziesięciu. Nawet na Miśkę nie spojrzał. A ustawiła sobie na profilu naprawdę korzystne zdjęcie! Co prawda włożyła na siebie golf, ale się uśmiechała — co jak co, uśmiech miała piękny. Wcale nie ukazywał tego, jakiego potrafiła mieć pierdolca.

— Z nią. I nie chodzić. Udawać — powiedział cierpliwie Sylwester.

— Sama się nie chce zgodzić? To ci powinno dać do myślenia — odparł Michał, próbując wrócić do jedzenia.

Klawisz postukał palcem w ekran. Trafił Miśkę w oko i w nos. Sylwek czuł, że już przyjaciela przekonał, skoro ten nie stał biernie z boku, patrząc na sylwestrowe porażki. Też próbował przekonać Michała, nawet jeśli wyjątkowo się opierał. Misiek po prostu nie rozumiał, o co chodziło. Nikt nie chciał randkować z Michaliną Witkowską — bez przesady — ale to była korzyść dla każdego.

Sylwek nie wpadł na to wcześniej, bo wisiał jej pieniądze, ale skoro miała problem i tak hojnie wynagradzała za jego rozwiązanie, nie mógł nie skorzystać. Musiał szybko działać, żeby zdążyć przed Witkowskim, tym starym pierdem. Nie zaszkodziło, by jemu też Sylwek utarł nosa — może zająłby się swoim życiem, zamiast chłopakami Miśki. Kilka pieczeni na jednym ogniu, Michał musiał to dostrzec.

— Ile wy macie lat? Piętnaście, pięć, osiem? — Misiek patrzył to na jednego, to na drugiego. Marszczył swoje gałęziowe brwi. — Nie ma mowy. Nie będę spławiał twojej dziewczyny, Piotrek. Ona się w ogóle zgodziła na podrywanie kogoś innego? Jak tak, to też się nad nią zastanów.

Klawisz wydał z siebie odgłos, jakby się dławił. Michał zmarszczył brwi nawet mocniej — wyglądały teraz jak wściekłe gałęzie. Albo smutne. Sylwek patrzył na nie niemal z fascynacją. Podjął decyzję, że je zgoli, jeśli Misiek powie stanowcze „nie". Miał mocny sen, nawet by nie poczuł.

— Masz tylko udawać, że nie jesteś zainteresowany! — Klawisz był na skraju. Machał rękami.

— A jak będę?

— Ona tobą nie będzie naprawdę zainteresowana, tylko w ramach zakładu. Poza tym to moja dziewczyna, więc łapy przy sobie. Zrób swoje i wracaj do nalewaka.

Michał wyglądał na zmęczonego tą rozmową. Spojrzał znów na Miśkę. Sylwek znał swojego brata na tyle, by wiedzieć, że uznał ją chociaż za ładną. Co prawda nie była w jego typie — on wolał jakieś nawiedzone, co chodziły w spódnicach w jelenie, ale nie mógł odmówić Witkowskiej urody. Oprócz pieniędzy, wygląd pozostawał jej jedynym atutem, bo poza tym wrzeszczała, prychała i tylko się uczyła. Sylwester wchodził w ten układ z pełną świadomością nadchodzącej męki, ale liczył, że zarobi, a poza tym przejdzie do historii.

— Dobra, zrobię to. Ale zmywasz do końca listopada. — Michał wymierzył palec w Sylwestra. — I zbierasz pranie z suszarki. I...

— Mogę nawet odkurzać, ale kurwa, nie każ nam nad tobą stać. Musimy biec do Mewy na ugadanie tego z Miśką — przerwał mu Sylwester.

Zgodził się. Kiwnął głową dla świętego spokoju. Najgorsze mieli za sobą. Skoro nawet Michał na to przystał — co prawda dając chujowe warunki — z Miśką nie mogło być gorzej. W końcu działała również w swoim interesie.

*

Miśka wyglądała tak, jakby przeprowadzała w barze Mewa inspekcję — stała obok Tośki i rozglądała po wnętrzu, wykrzywiając usta w tak dobrze znanym Sylwestrowi grymasie. Brakowało tylko, by zaczęła robić test białej rękawiczki na blatach. Tośka zaś na widok chłopaków strzeliła balonem z gumy do żucia na tyle ostentacyjnie, by Miśkę wystraszyć. Wytrzeszczyła na nią oczy — wielkie oczy sarny pozostawionej w lesie samej sobie. Sylwek czuł się niemal jak bohater, kiedy zmierzał do niej ze swoją propozycją.

— Przyprowadziłam Miśkę. Czego chcesz? — zapytała od razu Tośka, kiedy podeszli do nich z Klawiszem.

Sylwester posłał jej spojrzenie jak najbardziej obojętne — obiecał być dla niej miły, ale wciąż i wciąż to utrudniała. Nie cierpieli się od pierwszego wejrzenia. Tośka Krzyżanowska była wysoką, czarnowłosą wiedźmą z donośnym głosem. Musiała zawsze wsadzić swoje trzy grosze w każdą rozmowę, wygłosić przemówienie, przedstawić swoje zdanie, a do tego według Klawisza stanowiła wcielenie bogini. Oślepiła mu przyjaciela, jego drugą połowę mózgu! Teraz — jakby nie wkurwiała dostatecznie mocno — okazała się przyjaciółką oraz ochroniarzem Miśki Witkowskiej. To brzmiało jak telenowela.

— Misia nie potrzebuje adwokata. Prawda, Misia? — powiedział Sylwester miło.

Miśka zmarszczyła brwi. Nie miała gałęzi nad oczami, jak Michał. Wyglądała na kogoś, kto chciał uciec — zapędzili ją w kozi róg. Nie była już tak roztrzęsiona jak na plaży, tak wrogo nastawiona. Przypominała bardziej siebie z wcześniej. Chwilę mu zajęło, nim przywołał jej obraz sprzed bankietu — ale tak, taką Miśkę mógł znieść w ramach układu. Nawet bardzo.

— Nie — przyznała. — Ale już po bankiecie, czego ode mnie chcesz?

— Mam do zaoferowania zakład. Myślę, że będziesz zainteresowana.

Wymieniły się z Tośką spojrzeniami. Widział, że wiedźma już wysyłała prądy zwątpienia w stronę Miśki. Miał ochotę stanąć między nimi. Klawisz wyczuł to napięcie i szepnął coś na ucho swojej dziewczynie. Uniosła brwi, ale do niego oczywiście się uśmiechnęła, jakby wcale nie robiła tu za pośrednika diabła. Sylwester nie rozumiał, co ktokolwiek mógł w niej widzieć. Michał spławiłby ją nawet, gdyby go o to nie poprosili.

— No więc słuchaj, Misia. Mówiłaś, że będziesz dalej udawać tylko, jeśli przegrasz zakład...

— Nie sądzisz chyba, że mówiłam poważnie? — przerwała mu szybko. — Nie mówiłam poważnie. Tylko bankiet, koniec udawania.

— Ale to nie jest głupie. Chyba chcesz, żeby ojciec dał ci spokój?

— Tak, chcę, ale się nie nadajesz. Przepraszam, Sylwester, bez urazy, to był bardzo nietrafiony pomysł...

— Boisz się.

Tośka spiorunowała go spojrzeniem, za to Miśka jedynie otworzyła usta ze zdziwienia. Nie spodziewała się takiej odpowiedzi. Widział, że próbowała być grzeczna — najwyraźniej odczuwała wstyd z powodu tamtego wieczoru. Tutaj miał nad nią przewagę. Mógł grać na jej desperacji tak bardzo, jak chciał. Oczywiście nie czyniło to z niego dobrego człowieka ani kandydata na odpowiedniego chłopaka dla Witkowskiej, ale szczerze mówiąc — miał to gdzieś. Nie robił przysługi tylko jej. Myślał też o sobie.

— Niby czego?

— Przegranej. Jesteś zbyt ambitna, żeby znieść porażkę w zakładzie ze mną.

Zmrużyła oczy. Tośka złapała ją za ramię, ale Miśka strzepnęła niecierpliwie jej dłoń. Gdyby Klawisz siedział gdzieś w ukryciu, przemawiając przez krótkofalówkę do słuchawki w uchu Sylwestra, powiedziałby: „ryba złapana na haczyk". Miśka dała się sprowokować w tak głupi sposób — wystarczyło to delikatnie pociągnąć dalej.

— Co to za zakład? Co wymyśliłeś? I jakie są zasady? — zapytała szybko.

— Twoja koleżanka musi poderwać mojego brata.

— A to nie jest takie łatwe — zaznaczył szybko Klawisz. Tośka posłała mu dziwne spojrzenie.

— I to wszystko? Aha. No dobrze. Myślę, że Karolina się zgodzi — powiedziała Miśka, wzruszając ramionami.

Jaka znowu Karolina? Sylwester i Klawisz wymienili spanikowane spojrzenia. Dopiero z opóźnieniem dotarło do nich, o kim mówiła Miśka. O tej blondynce, z którą włóczył się Kacper — ich kolega „od zioła". Mieszkał z dilerem dobrej trawki, a do tego jego jedyną wadą pozostawała koleżanka Karolina. Nie lubiła ani Sylwestra, ani Klawisza. Uważała, że wykorzystują Kacpra, a przecież on sam na tym korzystał. Zjarany skakał po dachach jak małpa. Karolina mogłaby niechcący przypaść do gustu Michałowi i naprawdę go poderwać. Lubił przecież takie narwane.

— Karolina? Miałem na myśli Tośkę...

— Mnie? — Tośka prychnęła. — Pojebało cię, Strzemecki.

— Karolina się nie nadaje. Ona jest zbyt agresywna. To nie będzie fair. Sylwek na pewno wygra — powiedział Klawisz. — Więc też myślę, że Tosia by się bardziej nadawała. W końcu to tylko udawane.

— Ty też? Jesteście obaj pojebani.

Tośka uderzyła Klawisza pięścią w ramię. Nie zdążył ukryć grymasu. I Sylwek, i Miśka potrafili wyczuć kłótnię zakochanych — wydawała się nieunikniona po tym, jak Tośka patrzyła na swojego chłopaka. Gdyby mogła, zabiłaby go wzrokiem. Kiedy odezwała się Miśka, także została obdarzona morderczym spojrzeniem. Nie wzruszyło jej to. Widziała swoją wygraną — Sylwester mógł to zobaczyć w jej oczach. Nabrała pewności siebie, stając przed wyzwaniem. Musiał przyznać, że dodawało to Miśce trochę atrakcyjności — ale tylko trochę.

— Jeśli wygram, to dasz mi spokój. Będziemy kwita, tak? O nic cię więcej nie poproszę ani ty mnie, tak? — upewniła się.

Przytaknął. Pokiwała powoli głową, po czym skierowała swoje wielkie, błagalne oczy na Tośkę. Widział, że wiedźma trochę zmiękła. Kolejna zaleta Miśki odkrywała przed nim nowe możliwości — dzięki tym oczom mogli oboje zrobić wiele dobrych rzeczy. Może nie zbawić świat, ale po prostu potrzebowała pokierowania. Zwłaszcza że wyczuł już, gdzie trzeba nacisnąć, by odpowiednio zareagowała.

— Tosia, proszę — powiedziała Miśka. — Zrób to dla mnie. To jest zbyt proste. Chyba że... chyba że podsuwacie nam kogoś, kto się na to nie złapie. — Wzięła dramatycznie głęboki wdech. — Twój brat jest gejem.

Posłała Sylwestrowi tak piorunujące spojrzenie, że poczuł dreszcze na plecach. Tak właśnie patrzyła na niego tuż przed tym, jak spoliczkowała go po wyjściu z Sheratonu. Nawet nie zadała pytania — sama sobie odpowiedziała. Na szczęście nie musiał kłamać, kiedy natychmiast zaprzeczył. Nie dlatego, bo miałby z tym problem. Nie chciał grać aż tak nieczysto — poza tym Tośka natychmiast by wyczuła, że nie jest w typie faceta przez bycie kobietą.

— O to się nie martw, Misia — powiedział Klawisz. — Misiek to jest stuprocentowo kompatybilny z Tosią typ.

— W przeciwieństwie do ciebie, typie. — Tośka znów przywaliła mu w ramię. — Dobra, zrobię to. Przegrasz, Strzemecki. Będę się śmiała najgłośniej. Wytatuuję sobie numer tego twojego brata na dupie.

Sylwester miał nadzieję, że żartowała. Kiedy jednak na nią patrzył — nie miał takiej pewności. Wyglądała na kogoś, kto podjął decyzję, że go zniszczy. Cieszył się, mogąc utrzeć jej nosa, a kosztowało to go tylko zmywanie, odkurzanie i zdejmowanie prania z suszarki w przedpokoju. Uśmiechnął się szeroko. Jeszcze nie zwycięsko. Po prostu szczerze. Misia odwzajemniła to z wahaniem. Nie miała zielonego pojęcia, że za kilka dni wprowadzi ojca w stan przedzawałowy.


MICHALINA

31 października 2011

Stresowała się jak przed egzaminem. Przyszła do baru Mewa z prostym planem: zobaczy, jak Tośka dla niej podrywa jakiegoś tam barmana, a potem pójdą obie w jakieś lepsze miejsce. Nie podobało jej się tam. Musiała wejść w boczną uliczkę z dobrze oświetlonego Monciaka, a przy barze Mewa mrugała lampa. Kiedy to zobaczyła, na plecach poczuła ciarki — czy na własne życzenie została główną bohaterką taniego horroru? W środku bar wyglądał lepiej, ale jednak bardziej komfortowo czułaby się w jakimś spokojniejszym klubie. Najlepiej w domu, ale nie chciała Tośki zmuszać, by wieczór długiego weekendu spędzała z Patrycją za ścianą. Musiałyby mówić do siebie szeptem.

Kiedy weszła do środka, od razu dostrzegła Sylwestra, Klawisza i Tośkę siedzących przy jednym ze stolików. Sylwester robił za ludzką ścianę między nimi — jego brat mógłby coś podejrzewać. Miśka przyjrzała mu się dyskretnie, kiedy przechodziła. Na żywo nie wyglądał źle. Prawdę mówiąc — porządniej niż Sylwester. Widziała jakieś ślady podobieństwa między nimi, choć bardziej w ruchach niż w rysach twarzy. Od Michała nie biła taka pewność siebie, był o wiele skromniejszy. Sylwester Strzemecki krzyczał całym sobą, że wie, jaki jest fajny. Może miał rację. Misia wolała go trzymać na dystans po tym, jak dała się oszukać pozorami przyzwoitości.

Usiadła obok Klawisza, dokładnie naprzeciw Sylwestra. Tośka zamówiła jej jakiegoś drinka. Miśka napiła się z wahaniem, ale o dziwo — smakował całkiem nieźle. Po tamtej wódce na plaży miała mały wstręt do alkoholu, ale to, co popijała teraz powoli, miało w sobie przyjemną słodycz. Nie paliło przełyku, nie sprawiało, że od razu poczuła zawroty głowy. Mogła obserwować spokojnie sytuację, sącząc przez słomkę. Nie patrzyła na Sylwestra, choć czuła na sobie jego wzrok. Patrzyła na kostki lodu obijające się o ścianki wysokiej szklanki. Była dzielna.

W Mewie przebywało o tej porze bardzo dużo ludzi. Gdyby wszyscy przy stoliku przyszli równo z lekko spóźnioną Misią, musieliby podpierać ściany. Większość imprezujących poprzebierała się stosownie do okazji — w końcu trwało Halloween. Misi wystarczyło, że pomalowała oczy mocniej niż zwykle. Patrycja majstrowała przy jej powiekach eyelinerem, prawie pozbawiając starszą siostrę gałki ocznej. Finalny efekt jednak całkiem obie zadowalał. Mogła tak wyjść z domu. Poprawiła nerwowo kołnierzyk granatowej koszuli. Możliwe, że widziała się z Sylwestrem po raz ostatni. Postanowiła na niego spojrzeć.

Popełniła błąd. Od razu się uśmiechnął, a ona — mimo wszystko — poczuła, jak miękną jej kolana. Natychmiast odwróciła wzrok. Nie rozumiała, dlaczego tak na nią działał. Nic tego nie tłumaczyło, a zwłaszcza jego zachowanie. Doprowadzał ją do szału, wciąż zadręczał układami, zakładami czy innymi pomysłami z kosmosu. A jednak — wystarczył jeden uśmiech, żeby traciła jakąś część kontroli nad sobą. Nie mogła na niego patrzeć. Skupiła uwagę na tym, co robiła Tośka. Zbierała się do pójścia w stronę baru — wyciągnęła w tym celu lusterko i poprawiła szminkę na ustach. Wyglądała tak, że brat Sylwestra musiałby być idiotą, by ją spławić.

Misia nie wiedziała czy chciała przegrać, czy jednak wolałaby wygrać ten zakład. Ojciec nie wierzył, że Sylwester naprawdę był jej chłopakiem, mimo prób przekonania go jeszcze chwilę po bankiecie. Potem straciła zapał. Sądziła, że nigdy więcej Sylwestra nie spotka, więc nie widziała sensu w powtarzaniu ciągle tego samego. A potem Strzemecki nagle uznał, że chce się z nią widzieć. Zaproponował zakład. Nadal nie wiedziała, co o tym myśleć. Według Tosi to była jego kolejna głupia akcja — Misia już się domyśliła, że nie uchodził za zbyt rozsądnego. W końcu pamiętała okoliczności, w jakich pożyczyła mu pieniądze. Nie oddał ich, nie spełnił misji udawania chłopaka. Próby naprawy tego uznała za miły gest. Tosia nie wierzyła w jego dobre intencje.

A jednak, wstała teraz od stolika i skierowała w stronę baru. Michał nie widział ich ze swojego miejsca. Misia sprawdziła go, oczywiście, zanim tu przyszła. Już wcześniej zerknęła na brata Sylwestra, kiedy tworzyła mu historię, ale nie skupiała się za bardzo. Michał Strzemecki nie był zbyt głośną osobą. Założył tylko niezbędne profile w internecie, poza tym pracował w tym barze i tyle. Nie wyskakiwał w rejestrze przestępców seksualnych. Miło wyglądał. Czuła lekkie poczucie winy, że napuszczali na niego Tośkę, by Misia zyskała chłopaka albo święty spokój. Uważała to za dziecinne, ale już się zgodziła. Za późno, by mogła krzyknąć „stop!"

Z nerwów wypiła całego drinka i zaczęła podrygiwać nogą. Klawisz zwrócił jej na to uwagę, po czym dodał „spokojnie". Nie uspokoiło jej to. Nie mogła patrzeć na Sylwestra, bo wtedy znowu tupała wściekle stopą. Wzięła nagle pod uwagę własną przegraną. Wytrzeszczyła oczy na pustki w szklance — zostały tylko małe kostki lodu na dnie. Nie wiedziała, czego miała się spodziewać po Sylwestrze. Przecież musieli ustalić plan! Nie mogli robić nic spontanicznie. Ojciec miał uwierzyć. Oczywiście, jeśli Tosia polegnie. Misia czuła obowiązek wobec samej siebie, by w przyjaciółkę wierzyć. Nigdy jej przecież nie zawiodła.

Aż do teraz. Wiedziała, że Tosia została spławiona, ledwo przepchnęła się wśród ludzi oblegających bar. Trzęsła nią wściekłość. Coś ścisnęło Misię w środku. Przegrała. Przegrała jakiś głupi zakład. Spojrzała na Sylwestra. Uniósł jedną brew. Miała nadzieję, że piorunowała go wzrokiem, ale przestała panować nad swoim ciałem. Uderzyła szklanką o stolik.

— Tosia... — wymamrotała.

— To śmierdzi. Bardzo śmierdzi. Dowiem się, jeśli to było ustawione. A wtedy... — Tosia przejechała palcem po szyi. — Ty... — Wymierzyła palec w Klawisza. — ... nie odzywaj się do mnie. Na pewno nie teraz. Bo ci przypierdolę, przysięgam.

— Tosia!

Misia pisnęła, kiedy Klawisz nagle przeskoczył przez stolik i ruszył w pogoń za Tosią wychodzącą szybko z Mewy. Odwróciła za nimi głowę, ale zniknęli wśród ludzi. Nadszedł kolejny kryzys w ich związku, a Misia tym razem brała w tym udział — na samą myśl miała ochotę płakać. Spojrzała znów na Sylwestra i podskoczyła, kiedy nagle znalazł się tuż obok. Zmrużyła lekko oczy. Nie wiedziała jeszcze, za co bardziej miała ochotę na niego nawrzeszczeć. Postanowiła podejść do tego ze spokojem — przynajmniej na razie.

— To było ustawione? — zapytała.

Nie odpowiedział od razu. Najpierw się uśmiechnął. Nie mogła na niego patrzeć, ale musiała, by wiedział, że nie żartowała. Problem polegał na tym, że strasznie podrygiwała nogą z nerwów, nie wiedziała, co zrobić z rękami, a kolana przypominały watę obleczoną skórą i rajstopami. Nie rozumiała, dlaczego tak się działo. Może zapadła na ciężką chorobę i właśnie bagatelizowała objawy? Chciała być wściekła, ale nie wiedziała czy już jest, czy jeszcze nie — nie mogła przestać lekko tupać prawą nogą.

— Tak, to było ustawione — westchnął cicho. — Ale przyznaj... nabrałaś się. Czy to cię nie przekonuje do mojego pomysłu?

— Nie! — krzyknęła niekontrolowanie. — Jak mogłeś to zrobić? Teraz Piotrek i Tosia będą się kłócić do świąt...

— Oni się kłócą codziennie.

Tym razem wiedziała, że na pewno spiorunowała go wzrokiem, bo ją zdenerwował. Michał wcale już nie wydawał jej się miły. Jak mógł przystać na coś takiego? Upokorzył Tosię. Tak samo jak Sylwester, a nawet Klawisz, skoro na pewno wiedział, co robią. Misia nie miała świadomości tego, że to wszystko kłamstwo, a i tak poczucie winy wychodziło rumieńcami na jej policzki. Po cichu przecież marzyła o własnej przegranej, bo wtedy mogłaby pokazać ojcu swoją zaradność — nawet jeśli nie chciał o Sylwestrze słyszeć. Teraz ona też nie chciała. Postanowiła wyjść. Podniosła się, ale zaraz usiadła z powrotem — Sylwester od razu ją zatrzymał.

— Zostaw mnie — warknęła. — Wykorzystałeś mnie.

— Oj, Misia. Niby jak?

— Okłamałeś mnie, że grasz fair, a tak naprawdę od początku wiedziałeś, jak to się skończy. Dlaczego? Po co ci to? Czerpiesz przyjemność z denerwowania mojego ojca?

— Tak.

Podparł policzek na dłoni, drugą rękę opierając swobodnie na kanapie za jej głową. Próbowała nadal patrzyć na niego jak na wroga, który zaatakował ją na obcej ziemi, ale nie spodziewała się tak szczerej, krótkiej odpowiedzi. Nie zamierzał się tłumaczyć. Ba, nie widziała u niego skruchy, że nie dość, że ją oszukał, to jeszcze skłócił swojego kumpla z jego dziewczyną. Jej przyjaciółką! Jak mogła nazwać go inaczej niż dupkiem? Okropnym, nieznośnym dupkiem. A jednak — kiedy się uśmiechał, nadal czuła dziwną słabość. Własne ciało postanowiło ją sabotować.

— Misia, co ci szkodzi...

— Dlaczego ci tak na tym zależy? — przerwała mu. — Kiedy ostatnio poprosiłam cię o pomoc, wszystko zepsułeś. Miałam przez ciebie kłopoty, wiesz?

— Dlatego chcę to naprawić. Spłacić swój dług. Naprawdę, co ci szkodzi? Ojciec będzie musiał się od ciebie odczepić. To nie średniowiecze. Masz prawo być z kim chcesz. Czy znajdziesz lepszego kandydata ode mnie?

Chciała już odpowiedzieć „tak", ale zamknęła szybko usta. Nie wiedziała, czy ktokolwiek zgodziłby się na taką przysługę. Sylwester chciał to robić dobrowolnie. Udawać. Nie prosił jej o chodzenie, nawet nie podrywał. Proponował „udawanie", by miała święty spokój. Nie miał w tym żadnych korzyści, a przynajmniej ona nie widziała nic, co mogłaby za takowe uznać. Była poirytowana, ale zdała sobie sprawę z własnej desperacji. Odmawiając ryzykowała, że nigdy już nie dostanie takiej propozycji. Następnym kandydatem mógł być już ten prawdziwy, wybrany przez ojca.

— Robisz sobie ze mnie żarty — powiedziała cicho. — Ja się pogodzę z tym, że przegrałam, a ty powiesz, że jestem naiwna, głupia i dobrze mi tak.

Sylwester spojrzał na nią, jakby nie usłyszał w życiu nic durniejszego. Zmrużyła lekko oczy. Nie miał świadomości, że zdradzała własną przyjaźń z Tośką, dając mu się tak podejść. Wiedziała, że usłyszy w związku z tym „układem" całą wiązankę. Powinien ją przekonywać, nie zaś okazywać niezadowolenie.

— Nie robię sobie żartów. Przysięgam. Na grób mojego ojca. Słowo honoru. I harcerza.

Chciała zapytać czy tego ojca, co biegał nago po Sopocie, ale ugryzła się w język. Odpuściła sobie takie złośliwości. Przez chwilę milczała, wpatrzona w blat stolika. Widziała kątem oka, jak Sylwester jej się przygląda — na szczęście rumieńców dostała już wcześniej. W końcu westchnęła cicho i odważyła na niego spojrzeć.

— Dobrze — powiedziała. — Dobrze. Zrobimy tak. Ja ułożę plan, ty się dostosujesz. I żadnego używania „Michalinek", „słońc" i innych takich. Żadnego łapania mnie za biodro przy moich rodzicach. Będziesz grzeczny, ale jednocześnie będziesz sobą. Rozumiemy się? Czy to jest dla ciebie jasne? Nie uśmiechaj się, tylko powiedz tak albo nie, bo się rozmyślę!

Z jego twarzy nie zniknął uśmiech. Wstrzymała oddech, kiedy nagle się do niej nachylił. Ich twarze dzieliły praktycznie centymetry — przy lepszym świetle mogłaby powiedzieć, jaki miał kolor oczu. Szumiało jej w głowie, jakby targał nią huragan.

— Jasne jak słońce, słońce.

Wszystko zepsuł. Odsunęła się i gwałtownie wstała ze swojego miejsca. Jak głupia oczekiwała pocałunku. Dopiero co dała mu wytyczne co do wszystkiego, a potem uznała, że Sylwester zachowa się jak bohater komedii romantycznej. Za szybko powiedziała „tak". Musiała spisać regulamin, wydrukować go i przerobić ze Strzemeckim każdy punkt po kolei. Nie mogła go takiego pokazać drugi raz rodzicom. Po prostu nie mogła.

— Do zobaczenia w czwartek. Kończę o piętnastej piętnaście. Kierowca przyjeżdża po mnie punktualnie, więc się nie spóźnij — powiedziała sztywno.

Zaśmiał się. Westchnęła ciężko. Przed nimi widziała długą, wyboistą ścieżkę. Na razie nie potrafiła uwierzyć, że przejdą choćby centymetr, ale nie miała już wyjścia. W głowie zaczęła przecież pisać regulamin ich związku.

Punkt pierwszy brzmiał: „Michalina Witkowska i Sylwester Strzemecki, zwani później „Związkiem", to układ dwóch osób głupich na tyle, by wierzyć, że wytrzymają ze sobą dłużej niż pięć minut".

Continue Reading

You'll Also Like

120K 2.9K 69
16 - letnia Hailie Monet po raz kolejny wraca do ( jak myślala) zakończonego w przeszłości epizodu z zaburzeniami odżywiania. Po raz kolejny zagłębi...
68K 2.9K 86
A co gdyby Hailie wyprowadziła się w wieku 17 lat od braci pod wpływem konfliktu? I wróciła do swojej grupy przyjaciół z Anglii którzy przeprowadzili...
101K 443 6
Kira idze to nowej pracy, gdy poznaje szefa, okazuje się że ten jest młody i przystojny. Potrafi być arogancki Ale jest gorący i często napalony w to...
192K 8.6K 49
Opowieść Drarry. Dwoje największych wrogów zakochuje się w sobie. Niegdyś pozabijali się gołymi rękami. Teraz kochają się ponad życie i żaden nie po...