Część 6.

628 53 27
                                    

*Harry*
To jakbym obudził się w śnie... W koszmarze.
Widziałem go, słyszałem ale nie mogłem go dotknąć. Powinienem być już przyzwyczajony. Ale nie jestem. Zawsze będzie mi go brakować, jego głosu, śmiechu, zapachu.

-Harry, zanim powiesz mi żebym spierdalał..

O czym on mówi? Pragnę przytulić jego drobne ciało. Poczuć jego ciepło. Nie mogłem zdobyć się na jakiekolwiek słowo, więc pozwoliłem mu mówić.

-Nie zamierzam cię przepraszać, za to co powiedziałem. Bo nie żałuję ani jednego słowa. Żałuję, że powiedziałem to w nieodpowiednim czasie.
-Louis, zawsze mówiliśmy to w najmniej odpowiednich momentach.

Przez głowę przebiegł mi jego głos, wypowiadający że wciąż mnie kocha. Poczułem potrzebę znalezienia sie tuż obok niego.

-Proszę Cię o jedno spotkanie
Milczałem.
-Hazz, powiedz coś.
"Mów idioto" krzyczałem do siebie. "mów!" zanim okazja nie ucieknie ci sprzed nosa.
-Potem możesz mnie spoliczkować i kazać mi wracać skąd przyszedłem.
- Pomyślałeś co będzie... Jeśli nie będę kazał ci spierdalać... Będę prosić cie żebyś został.. Nie opuszczał mnie..
Słowa wypłynęły z moich ust z niezwykłą łatwością.

*Louis*
Byłam niemalże pewny że sie przesłyszałem. Poczułem się błogo. Tego właśnie chciałem, aby Styles był obok mnie. Nie chciałem go opuszczać, nie tym razem.
-Spotkasz się ze mną?
Patrzył na mnie, uśmiechając się niepewnie. Taka mała rzecz a powodowała u mnie wzrost endorfin
-Dam ci znać Lou... Muszę pomyśleć.

"Czego oczekiwałeś idioto, że po tym jak go potraktowałeś... Będzie skakał z radości i wszystko zakończy się pierdolonym happy endem? “ Toczyłem wewnętrzny dialog.
-Dobrze, luv.

IT WAS ALWAYS YOU. Kde žijí příběhy. Začni objevovat