Część 18.

536 48 181
                                    

Blondynka wbiła we mnie tępe spojrzenie.
-Możesz uważać mnie teraz za dupka.

Myślałem tylko o Louis'ie. Chciałem aby Melody jak najszybciej stąd zniknęła.

-Nie rozumiem... - jej niebieskie oczy były wypełnione łzami. - czemu nie możesz najzwyczajniej w świecie, mu mnie przedstawić.
-Obawiam się że to może wszystko pokomplikować.

Próbowała się do mnie zbliżyć. Zrobiła krok w moim kierunku, odpowiedziałem jej robiąc krok w tył.

-Melody... Jesteśmy teraz na dobrej drodze, czuję to.

Widok jej łez łamał serce.

-Harry... Harry, powiedz mi że to co nas łączyło nie było dla ciebie tylko przygodą.
-Oszalałaś? Oczywiście że nie.
Przechwyciłem łzę, płynącą na jej zaróżowionym poliku.
-Powiedz mi że byłam dla Ciebie ważna.
Zamknęła moją dłoń w jej drobych ręcach.

-Czy byłaś.. Wciąż jesteś dla mnie ważna. Wyciągnęłaś mnie z mroku.

Pocałowałem jej dłoń, uwalniając przy tym swoją.

-Teraz proszę Cię, wyjdź. Jest to najmnie odpowiedni moment.
-Mam nadzieję że sobie wszystko wyjaśnicie.

Mimo tego że brzmiała łagodnie. Jej wzrok mógłby zabić. Biło nienawiścią.

Pociągnąłem za klamkę aby wyprosić ją za drzwi. W momencie uchylenia, stał przed nami on. Przepiękny Louis.

"Kurwa" powiedziałem do siebie.
Melody stała dumna jak paw. Uśmiechała się do mojego Lou, zadowolona z sytuacji.
Ja poczułem jego spojrzenie na sobie, paliłem się z nerwów i wstydu.

-Harry, gdzie twoje maniery. Może przedstawisz mi koleżankę?

Jego brytyjski akcent odbił się echem po mieszkaniu.
Zaprosiłem go do środka. Chciałem znaleźć się w jego ramionach.

-Lou, to Mel... Emm
Melody przejęła pałeczkę.
-Jestem Alice.

Wiedziałem że szykuje się duża akcja, że Alice nie będzie siedzieć cicho. Ściskałem nerwowe palce.

-Może ustalcie jedną wersję.

Szatyn mimo uśmiechu był rozkojarzony i zdziwiony.

-Więc Harry nazywa mnie Melody. Ponieważ twierdzi..
-Alice, proszę Cię.
Nie zważała na moje słowa.
-Twierdzi. Że stałam się jego nową muzą. Nowym instrumentem.

Zwróciła się do mnie.. Gniew kipiał z jej oczu.
-Ale jak znudził mu sie nowy instrument. TO POSTANAWIA WRÓCIĆ DO STAREGO.
-Zawsze był ważny tylko STARY.

Złapałem za dłonie Louisa. W jego spojrzeniu wyczytałem że jest cholernie przygnębiony.

-Melody... Alice i ja poznaliśmy się kilka miesięcy po tym jak odszedłeś, jak nie odbierałeś moich telefonów...
-Był kompletnie odcięty od rzeczywistości.

W jej oczach znów pojawiły się łzy. Gniew który czułem w tamtym momencie zaczął powoli znikać.

-Zabrała mnie do swojego domu. Dała mi ciepło którego mi brakowało. Ona..

Louis przybliżył się do mnie, kompletnie ignorując Melody.
Wbił się w moje usta.

-Hazz, nie obchodzi mnie twoja przeszłość. MIAŁEŚ PRAWO BYĆ W ZWIĄZKU! to nic nie zmienia kochanie..

Wiedziałem że to czas, aby powiedzieć prawdę.
Jeśli ja tego nie zrobię, to zrobi to ona. Chciałem aby dowiedział się jej odemnie.

-Pozwól mi mówić, bo drugi raz się nie odważę. To nie był tylko związek. Ona mnie uratowała..

Oboje patrzyli na mnie z wymalowanym smutkiem na twarzy.
Przejąłem spojrzenie Alice, krzyżując nasze oczy na moment.

-Dosłownie. Byłem gotowy skończyć... Emm, nie czuć tej pustki.. Tego bólu.
-Kochanie.... - Louis próbował się do mnie zbliżyć, jednak Alice stanęła mu na drodze.

-NIE NAZYWAJ GO TAK! To twoja wina.. Nie chcę żyć, z myślą że kolejny raz spierdolisz.. A ja nie zdążę na czas aby go uratować...

Tym razem łzy zamieniły się w płacz.
-I STRACĘ GO NA ZAWSZE.
Odepchnęła go. Objąłem ją ramieniem gdy zauważyłem że jest gotowa zadać mu kolejny cios.

-Lou, to co musisz wiedzieć...
Słuchał uważnie, wciąż zdziwiony całą sytuacją.
-Obiecałem coś Melody.

IT WAS ALWAYS YOU. Where stories live. Discover now