Chapter 14.

1.1K 78 31
                                    

25 gwiazdek = nowy rozdział!






Szybko wypłukałam zęby i wybiegłam z łazienki. Spóźnię się do pracy, spóźnię się jak cholera!

Zbiegłam na dół i wpadłam prosto w ramiona Queena.

-Dzień dobry. - wydyszałam i rzuciłam się w stronę kuchni, aby zrobić sobie szybkie śniadanie. Ku mojemu zaskoczeniu na stole były przygotowane naleśniki. Zdziwiona spojrzałam na blondyna. - Kiedy to zrobiłeś? - wyszeptałam, nie mogąc wyjść z podziwu.

-Mało sypiam. - przyznał - Więc pomyślałem, że tak ci się odwdzięczę za nocleg. - uśmiechnęłam się słodko.

-Nie jesteś mi nic winien. - wzruszyłam ramionami - Felicty nie miała problemu z tym, że nocowałeś u prawie obcej laski? - dręczyła mnie ta kwestia.

-Dlaczego miałaby mieć? - zmarszczyłam brwi.

-Myślałam, że jesteście parą. - odparłam. Parsknął śmiechem, kręcąc głową.

-To stare dzieje. Od kilku tygodni spotyka się z Roy'em Palmerem. - poczułam się strasznie głupio. Jak mogłam nie zauważyć? Nie mam zadatków na detektywa.

-Wybacz. - machnął dłonią.

-Nic nie szkodzi.

-Jemy? - zagryzłam wargę - Bo jeśli smakuje tak jak wygląda to się spóźnię do pracy. - mruknęłam. Zaśmiał się i razem ruszyliśmy do stołu. Odsunął mi krzesło, abym usiadła i dopiero sam zajął miejsce.

Błyskawicznie na moim talerzu pojawił się naleśnik z netellą i bananami, w dodatku obficie polany miodem. Boże, jaka ja byłam głodna. Wzięłam pierwszy kęs i już wiedziałam, że Oliver to mąż idealny. Czujesz się przy nim bezpiecznie i nie dręczy cię głód. Czego chcieć więcej od mężczyzny?

-Chcesz tu zamieszkać? - zaproponowałam, przeżuwając jedzenie. Zaśmiał się.

-Skąd ten pomysł?

-Przydałby mi się kucharz. - wzruszyłam ramionami - A dziwnym trafem ty spełniasz moje wymagania. - dodałam i zaczęliśmy się śmiać - Jest szansa, żebyś gotował bez koszulki? - oparłam podbródek o dłoń. Po raz kolejny parsknął śmiechem.

-Jesteś pierwszą osobą od dawna dzięki której się uśmiecham. - spoważniał. Przez jego słowa zrobiło mi się ciepło na sercu. Dobrze wiedzieć, że czasem zwykle słowa prowadzą do czyjejś radości.

-Cieszę się. - wyznałam - A ja mam nadzieję, że ty nie będziesz osobą przez którą zginę. - prychnęłam, wspominając o Malcolmie. Wzruszył ramionami.

-Nic nie będę obiecywał. - przewróciłam oczami. Przynajmniej był szczery, plus dla niego. - Postaram się zrobić wszystko, abyś była bezpieczną.

-Wiem o tym. - odpowiedziałam - A ty powinieneś wiedzieć, że sama też mam wielu wrogów, a to może utrudnić sprawę. - nie zamierzałam nic ukrywać.

Wiedziałam, że wiele osób pragnie zemsty, za los jaki im zesłałam. Więzienie z pewnością nie było niczyim spełnieniem marzeń. Ja właśnie tam wysyłałam wszystkich, którzy na to zasłużyli.

Malcolm Merlyn to tylko czubek góry lodowej. Teraz, zamiast zwykłych morderców, zemsty pragnie ktoś o wiele wyższej rangi. Większe wyzwanie.

Jednak jeśli sprawy pójdą po mojej myśli. Merlyn skończy w więzieniu i nigdy więcej nikogo nie skrzywdzi. Niezależnie od tego jak potoczy się moje życie, Malcolm musi zapłacić za to co zrobił.

-Czego Merlyn chce od Strzały? - tego tematu nie zdążyliśmy poruszyć.

-Jest biologicznym ojcem mojej siostry. - wyznał, a mi opadła kopara. Thea była córką Malcolma Merlyna. Robiło się coraz ciekawiej. - Mamy dość burzliwą przeszłość. - odchrząknął - Na ten moment jego celem jest znieszczenie miasta i zabicie mnie. - wyjaśnił.

-Rozumiem dlaczego chce zabić ciebie, ale czego on chce od miasta?

-Pragnie je zburzyć i odbudować. - mruknął - Jego celem jest zostanie Panem i Władcą Starling City. Chce aby ludzie byli mu posłuszni, aby się bali. - przemawiał przez niego gniew. Dotarł do mnie pewien szczegół. Gdyby nie fakt, że Thea była córką Merlyna to gość byłby martwy. Oliver nie miałby litości.

-Pozbędziemy się go. - oznajmiłam. Usłyszłam budzik w telefonie i już wiedziałam, że byłam spóźniona. - Ale najpierw muszę wyciągnąć twojego przyjaciela z więzienia. - zaśmiałam się i chwyciłam za torebkę. Spojrzałam na stół i stwierdziłam, że posprzątam później. - Zostajesz tutaj czy idziesz? - przez jego twarz przepłynęła fala zdziwienia.

-Gdybym powiedział, że zostaje, pozwoliłabyś mi? - wzruszyłam ramionami.

-Głupie pytanie. - prychnęłam - Jeśli miałbyś zrobić krzywdę mnie lub zniszczyć coś w mieszkaniu to już byś to zrobił. - podsumowałam - Odpowiedź brzmi: tak. Pozwoliłabym Ci zostać. - wyznałam, zakładając szpilki - Idziesz czy zostajesz? - jęknęłam, gdy druga szpilka znalazła się na mojej stopie.

-Idę. - otrząsnął się z szoku i szybko do mnie dołączył. Zamknęłam drzwi i razem ruszyliśmy do kancelarii.

-Wciąż robisz za moją niańkę? - zaśmiałam się.

-Wolę mieć pewność, że bezpiecznie dotrzesz na miejsce. - wyjaśnił, patrząc na mnie kątem oka - Masz broń, a potrafisz jej użyć? - wybałuszyłam oczy. Skąd wiedział?... No tak, ta dwójka jego szpiegów.

-Nakablowali na mnie? - jęknęłam. Przytaknął zadowolony. - Mniejsza. - prychnęłam -Tak. Umiem używać broni. - nie byłam amatorką.

-Skąd znasz takich ludzi? - przewróciłam oczami.

-Wybacz, ale nie zdradzę. - mruknęłam, jednak pod naciskiem jego spojrzenia skapitulowałam - Zanim... - zacisnęłam szczękę - Zanim postanowiłam iść na prawo. Chciałam załatwić tego człowieka inaczej... - wyznałam coś, czego nie wiedział nikt. Nawet mój brat czy mama. - Miałam znajomych, którzy byli w stanie mi pomóc. Sama byłam gotowa to zrobić. - szepnęłam - Ale ten facet, który zabił mojego ojca, był jedynie płotką w wodzie pełnej rekinów. - podsumowałam - Chciałam sprawiedliwości nie tylko dla siebie, ale też innych. - przetarłam oczy, pozbywając się pojedynczych łez. Skupiłam uwagę na Oliverze. - I było warto.

Spójrzałam na Olivera i zauważyłam jak zaczyna wszystko analizować. Każde moje słowo. Chyba wywarłam na nim niezłe wrażenie. I chyba miał o mnie nieco inne mniemanie.



Emilia Mikaelson

Changes | Oliver Queen ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz