Patrzyłem na niego ze łzami w oczach. Ten debil. Myślałem, że naprawdę mi się tutaj oświadczy.
Ten klucz, który był w tym pudełeczku to był klucz do naszego szczęścia. Wszyscy patrzyli na Chana ze zdziwionymi i zawiedzionymi minami. Potem zacząłem się śmiać.
Blondyn patrzył na mnie pytająco, a ja rzuciłem się w jego ramiona i powiedziałem w końcu "tak". Wtedy wszyscy zaczęli się śmiać.
Chan gdy wszyscy byli zajęci nabijanie się z sytuacji pocałował mnie czule w usta, a ja oddałem pocałunek.
Dobrze, że nie były to oświadczyny bo teraz było by inaczej.
W końcu byłem gotowy do wyjścia ubrałem czarne rurki i białą koszulę. Jak zwykle w tym wyglądałem elegancko jak i seksownie. Niech patrzy co stracił przez swoją głupotę. Założyłem moje ulubione kolczyki i też zrobiłem lekki makijaż.
Mam tylko iść i powiedzieć, że to koniec, a stroję się jak na randkę. Stres powoli zjada mi żołądek.
Boję się, że nie pozwoli mi odejść i zmusi mnie do bycia z nim. Wyszedłem z pokoju i wzrokiem szukałem młodszego, ale nie mogłem go znaleźć, więc poszedłem do kuchni.
Stał na jakąś książką pewnie z przepisami ponieważ mieszał jakieś pewnie ciasto w misce.
-Co robisz?
-Aa. Nie strasz mnie tak. Myślałem, że na zawał padnę. Ale... U la la w tym stroju wyglądasz pociągająco. Brałbym bez skrupułów.
Mrugną do mnie i wtedy zaczęliśmy się śmiać. Potem patrzyłem co ma w misce. Gdy to zauważył od razu zalał się rumieńcem.
-To jest ciasto na polepszenie humoru. Zawsze moja mama robiła ciasto, czy to dla mnie, czy taty, a nawet sobie. Było pełne czekolady i dodawało się też trochę lodów na talerz.
-Mama jest z ciebie pewnie dumna. Moja umiała tylko narzekać, że jestem inny i to wszystko moja i ojca winna. Więc nie mogę się doczekać tego pysznego tortu zrobionego specjalnie dla mnie.
Uśmiechnąłem się szczerze ze łzami w oczach ponieważ nikt oprócz Chana nie robił mi czegoś na pocieszenie. Zawsze byłem tym źle wychowanym dzieckiem.
Matka często tłumaczyła ludziom, że jestem chory i nie mam uczuć bo zwykle się nie śmiałem, ani też nie płakałem. Uważała że to problem ojca, że dostałem jego geny.
Prawda była taka, że od zawsze byłem samotny i nigdy nie chodziłem na podwórko jak inne dzieci tylko siedziałem w klasie i rysowałem. To był mój świat dopóki matka się nie dowiedziała.
Pamiętam ten dzień chyba zbyt dobrze. Właśnie wracałem ze szkoły po długich zajęciach, na które wysyłała mnie podopieczna. Trzymałem w rękach duży szkicownik od kolegi ze starszej klasy. Powiedział, że ładnie rysuje i dał mi to jako prezent. Bardzo się ucieszyłem chociaż nie wiedziałem co to takiego ale wiedziałem, że służy do malowania, a w domu miałem dużo farb plakatowych.
Gdy wszedłem do mieszkania mama stała na korytarzu i mierzyła mnie wzrokiem jakby chciała mnie zabić. Przestraszyłem się.
-Co tam masz synu?
Nic nie powiedziałem bałem się jej. Wtedy wyrwałam mi małych rąk blok z papierem. Najpierw spojrzała na mnie potem na okładkę, która była cała czarna.
-Co to jest?
-Szkicownik.- Szepnąłem. Tak chyba się nazywa ta rzecz.
-Możesz powtórzyć?
Patrzyłem z przerażenia na podłogę. Nie mogłem nawet podnieść tej głowy.
-Masz to jutro oddać koledze. Zrozumiano?
-Tak matko.
Oddała mi rzecz i poszedłem do swojego pokoju.
Płakałem tak by nikt nie usłyszał i tak wstałem i następnego dnia oddałem duży zeszyt koledze ze starszej klasy. Przeprosiłem i odszedłem zostawiając marzenie gdzieś w tyle.
CZYTASZ
Nowy ja [Changlix]
RomanceWszystko jest pięknie. Felix mieszka razem z Chanem i tworzą kochającą się parę ale nie na długo. Co się mogło stać że ich związek nie przetrwał. Może winna leży po obuch stronach tego nie wie nikt. To jest moje pierwsze opowiadanie więc proszę o z...