Rozdział 28

106 10 33
                                    

24.12.1995r. ~Hellhammer~
Przeklnąłem głośno, mało co nie wywracając się do śniegu, a Necro zaśmiał się pod nosem. Nienawidziłem Bergen, nie miałem pojęcia jakie siły nieczyste zaprowadziły nas pod koniec grudnia do tego przeklętego miasta. Albo właśnie wiedziałem. Był to Jørn, który stwierdził, że Święta to idealny czas by odwiedzić naszą starą przyjaciółkę Ingrid, by nie czuła się samotna w towarzystwie Lisy w swojej ogromnej willi. Nie wiem czy to były szczere chęci z jego strony, czy miał za tym jakiś plan, ale ten człowiek czasem zachowywał się jakby miał nierówno pod sufitem. Płatki tego białego gówna spadały na nas nieustannie a tutejsi, mówiący z charakterystycznym dla nich, niezbyt miłym dla mojego słuchu akcentem spoglądali na nas w nieszczególnie przyjazny sposób.

- Jak ja nienawidzę tego miasta. - Wymamrotałem po raz setny dzisiaj.

- Zaraz będziemy u Ingrid, dostaniemy ciepłą herbatkę... - Zaczął mój towarzysz podróży.

- Tak, a może jeszcze świąteczne swetry i podgrzewacz pod stopy. - Rzuciłem zirytowany.

- No nie gadaj. - Parsknął on. - Pozatym nie wybraliśmy się tu z byle powodu. - Odparł.

- Nie z byle powodu? Ja na prawdę lubię Ingrid, ale było jeszcze wiele innych terminów, żeby ją odwiedzić. - Powiedziałem.

- Teraz przynajmniej mamy pewność, że jest w domu. - Stubberud spojrzał na mnie. Wzruszyłem ramionami. Na prawdę nie wiedziałem co go tak gna do blondwłosej dziewczyny. Może cały czas był w niej zakochany i wzięło go na wyznanie jej uczuć? Raz już dostał od blondyny w pysk jak wiele lat temu zapytał ją czy może by nie chciała wyjechać z nim i zostawić tego wszystkiego, nie psując sobie już dłużej nerwów. Myślałem, że Natt opluje się krwią ze złości jak to usłyszała. No ale raczej to nie było to, chłop już przecież był szczęśliwy ze swoją dziewczyną. A może napadła go rzadka choroba zwana domorosłym detektywem i postanowił zrobić jej przesłuchanie na temat Øysteina i tego czego jeszcze o nim nie wiemy? To było w sumie bardzo prawdopodobne.

Szczerze mówiąc od paru miesięcy Røarson za bardzo nie dawała oznak życia, jedynie raz do niej zadzwoniłem i odebrała Lisa, omijająco mówiąc, że wszystko u nich w porządku i niczego nie potrzebują. Nie bardzo wierzyłem Ikkasen, potrafiła dawniej nieźle namieszać, więc pewnie potrafiła i teraz. Ale co miałem zrobić. Może to faktycznie dobrze, że przyjechaliśmy tutaj.

W końcu dotarliśmy na tak dobrze znaną nam ulicę. W oknach willi było widać ciepłe światło, sączące się na zaśnieżone podwórko. Więc mogliśmy być pewni, że ktoś tam jest. Necrobutcher popchnął furtkę, która otworzyła się z piskiem i z trudem, bo była już lekko przymarznięta. Z radością weszliśmy na podwórko, zamykając ją za sobą. Niemal wbiegliśmy po schodach. Nacisąłem na dzwonek. Teraz zostało nam już tylko czekać. Usłyszałem czyjeś kroki na schodach. Ktoś przekręcił zamek w drzwiach, otwierając je. To nie była Ingrid, ani nawet Lisa. Ujrzeliśmy kobietę, najprawdopodobniej starszą od nas z farbowanymi na rudo włosami.

- Dzień dobry, czy jest Ingrid? - Zapytałem, bo było to pierwsze co teraz przyszło mi do głowy.

- Tu nie mieszka żadna Ingrid. - Na te słowa zbladłem. Byłem pewien, że to ten dom.

- Jak to nie mieszka? Dam sobie głowę uciąć, że przyszliśmy pod dobry adres.
- Wyrwał się Necro. Kobieta zmarszczyła brwi.

- Zaczekajcie. - Rzuciła, wchodząc w głąb domu. - Nathan, czy ty znasz jakąś Ingrid?! Czy ja o czymś nie wiem?! - Zawołała.

Po chwili ktoś spokojnie zszedł do połowy schodów, a dźwięk jego kapci plaszczących o poszczególne schodki poniósł się po korytarzu. Odezwał się ze zgoła nie norweskim akcentem:

Talk With The Prisoner Where stories live. Discover now