rozdział 9

362 36 93
                                    

betty

Czułam, że coś się zmieniło. Moment w którym Jones opatrzył moje rany rozpoczął ciąg niebezpiecznych myśli, w których sama się pogubiłam. W końcu nie codziennie największy wróg okazuje empatię w twoim kierunku i poznaje twój największy sekret.

Odkąd skończyłam 12 lat, moja mama zaczęła wymagać ode mnie coraz więcej. Posiadaj perfekcyjne oceny, wyglądaj idealnie i tak się zachowuj. Te słowa zostały wyryte na mojej psychice i stanowiły zasadę, której za nic nie mogłam złamać. Gdy już to robiłam, raniłam samą siebie. Uważałam to za wystarczającą karę za nieprzestrzeganie swoich priorytetów. Z czasem, wbijanie paznokci w dłoń stało się również sposobem na odwrócenie swojej uwagi od stresu, a czasami robiłam to by poczuć cokolwiek. Dzięki bólowi wiedziałam, że żyje, a nie tkwię w jakiejś dziwnej śpiączce. Jest i była to część mnie o której za nic nie chciałam nikomu powiedzieć, bałam się reakcji otoczenia. W końcu samookaleczenie nie jest zdrowe. Nie chciałam nawet myśleć o reakcji mojej mamy gdyby się dowiedziała o tym paskudnym nawyku. Na pewno nie byłaby za szczęśliwa.

Ale od wczoraj już nic nie rozumiałam. Cały czas czułam na swoich dłoniach dotyk Jughead'a i za wszelką cenę chciałam się pozbyć tego wrażenia. Ciepło jego rąk i sposób w jaki się mną zaopiekował, utworzyły w mojej głowie pewne tandetne poczucie bezpieczeństwa. Nie chciałam tego czuć. Przynajmniej nie w stosunku do niego. Przecież ta jedna sytuacja nie mogła zmienić aż tak wiele w naszej relacji.

Bardzo chciałam powiedzieć o tym wszystkim Donnie, ale to by oznaczało poinformowanie jej o bliznach. Byłam sfrustrowana tym wszystkim. Nawet obrzydzona w pewnym stopniu. Już wolałabym poczuć coś do Andrewsa. Cholera, do każdego tylko nie do niego.

Gdyby nie wczorajsza sytuacja, nic takiego by się nie wydarzyło. Nie leżałabym teraz na łóżku, przeżywając tą wewnętrzną bitwę. Podniosłam ręce i spojrzałam na swoje dłonie. Nadal nie zdjęłam swoich bandaży, pomimo tego, że małe ranki najpewniej już się zasklepiły. Nie zrobiłam tego, ponieważ każde spojrzenie na mój opatrunek przywoływały kolejną falę wspomnień i tego okropnego uczucia w brzuchu. Zaczęłam sobie tłumaczyć, że dzieje się tak dlatego, że dawno nie czułam bliskości drugiej osoby, nie licząc oczywiście moich przyjaciół. Jughead był pierwszą osobą od kilku miesięcy, która zaopiekowała się mną. Pewnie to jest powodem dziwnej reakcji mojego ciała. Oczywiście, że jest to powodem. Niby co innego?

Głos z tyłu głowy mówił mi, że wymyśliłam to sobie tylko, by ukryć moje prawdziwe uczucia, ale postanowiłam go zignorować. Miałam już nawet pomysł jak.

Przewróciłam się na drugi bok i sięgnęłam ręką po telefon z mojej szafki nocnej. Szybko go odblokowałam i wybrałam numer do Donny.

- Hej B. - Przywitała się kobieta. - Czemu dzwonisz?

- Idziemy dzisiaj na imprezę kochana. - Odparłam z uśmiechem. Byłam zadowolona ze swojego pomysłu, bo wiedziałam, że dzięki temu zapomnę o swoim problemie. I to najlepsza opcja by zaznać bliskości innej osoby niż Jones'a.

- Ale jest środek tygodnia. - Zauważyła Donna. - Wszystko u ciebie okej Betty? - Zapytała podejrzliwie. Ugh czemu za każdym razem, gdy wychodzę z jakąś spontaniczną inicjatywą, ludzie myślą, że jest ze mną źle.

- Jak najbardziej okej. Muszę się rozerwać Donnie. Przez tą pracę i sytuację z Veronicą, cały czas jestem zestresowana. Potrzebuję na chwilę zapomnieć o świecie. - Westchnęłam i wlepiłam wzrok w sufit.

- Ale czy twoja mama wypuści cię z domu? Wiesz, przez te groźby. - Zmarszczyłam brwi. Nie mówiłam Donnie o tej sytuacji. Oprócz mojej rodziny, o groźbach został poinformowany tylko Jughead. Poza tym to pytanie nie brzmiało jak ona. Donna od zawsze była pierwszą do łamania zasad. Dlaczego więc zapytała o opinie mojej mamy?

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Aug 10, 2020 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

hold me down | bughead fanficOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz